środa, 12 listopada 2025

 

Miedziana wojna



Czy odkrycie w naszym kraju nowego, olbrzymiego złoża miedzi przesądzi o przystąpieniu nas do wojny ukraińsko-rosyjskiej?

Tytuł może wydać się dziwny, szczególnie w kontekście wojny na wschodzie. Co bowiem ma miedź do tej wojny? Mam nadzieję, że nic. Istnieje jednak ryzyko, że może okazać się inaczej.

Wiemy, jak posiadane dobra naturalne potrafią sprowadzać na kraje zainteresowanie mocarstw, które objawia się w dotowaniu miejscowych, skorumpowanych przywódców, aby oddawali te dobra firmom z krajów swoich dobrodziei.

Ktoś pomyśli, że nasi politycy nie są aż tak skorumpowani, ale gdyby się zastanowić, czy oddanie naszego rynku firmom zagranicznym nie przypomina właśnie takiej sytuacji? Czy likwidowanie rodzimej energetyki i kupowanie w zamian niemieckich wiatraków do mielenia ptaków nie przypomina takich przypadków?

Oczywiście nasz kraj posiada więcej majątku niż niejeden kraj biedny i mimo że tyle oddaliśmy, nadal rozwijamy się gospodarczo (co wynika też z oszczędności powstałych z ograniczania dostępu do służby zdrowia). Tu może się jednak okazać, że więcej dóbr do zgarnięcia ściąga na taki kraj jeszcze większe kłopoty.

Gdy kraj ma więcej do zaoferowania, wciągany jest w wojnę. Można tu wymienić różne wojny domowe w Afryce, a także wojny w Iraku, Libii i Syrii, a nawet wojnę na Ukrainie. Gdy Ukraińcy mogli się dogadać z Rosjanami, Zachód podpuszczał Ukraińców, mówiąc, że negocjacje są niepotrzebne, bo zaraz z pomocą Zachodu wygrają.

Gdy jednak pomoc okazała się niewystarczająca i front stanął, Amerykanie za sam fakt, że Ukraińcy rozmawiali w ich sprawie z Rosją, zażyczyli sobie wszystkich ukraińskich złóż naturalnych wraz z całą infrastrukturą potrzebną do wydobycia i wywiezienia, a Europa Zachodnia już podzieliła Ukrainę, ustalając, które regiony odbudową po wojnie zajmą się czyje firmy.

I tu pojawia się Polska – rycerz cały na biało, który sypie Ukraińcom kasę, amunicję i broń za darmo. Naszym przywódcom w zamian wystarcza sama możliwość pochwalenia się tym, ile w tej wojnie pomogli.

Oczywiście robią to z korzyści osobistych – nie mówię tu nawet o pieniądzach, ale o lepszej recenzji w rodzimych mediach należących do zagranicy lub ściśle współgrających z zagranicą. W naszych mediach głównego nurtu interes Zachodu jest najważniejszy.

A jeśli interes obcy jest najważniejszy, to czemu nie oddać obcym wszystkiego, co Polska ma jeszcze? Ponieważ mamy demokrację i trzeba z ogółem elektoratu postępować ostrożnie. I tu pojawia się możliwość wciągnięcia Polski w wojnę ukraińsko-rosyjską. Naszym politykom powiedziano by, tak jak Ukraińcom, że się im pomoże, a potem za tę pomoc zażąda się wszystkiego, co mamy.

Nasi politycy się za to nie obrażą. Kiedy nasi PiS-owcy, będąc u władzy, jeździli po świecie dumni jak pawie, że bezinteresownie pomagają Ukraińcom, Unia Europejska jednocześnie nakładała na nas kary finansowe za „nie taki rząd”. Z jednej strony decydenci europejscy popierali walczącą Ukrainę, a z drugiej – uderzali finansowo w finansującą ją Polskę. I śmiem twierdzić, że to działanie przeciw Polsce było dla kierujących Unią Niemców ważniejsze.

Naszym głównonurtowym politykom ta sytuacja nie przyniosła żadnej refleksji. Co więcej, obecna koalicja sama domagała się wtedy kar finansowych dla Polski. Z jednej strony wypruwaliśmy się i wypruwamy nadal na potrzeby Ukrainy, a z drugiej dostawaliśmy uderzenia finansowe od rzekomych sojuszników.

Nawet Ukraińcy, którzy są od nas żywotnie uzależnieni, traktują nas, jakby to my istnieliśmy tylko dzięki nim. Uważają, że my tylko współdecydujemy, a ważniejsi decydenci są poza naszymi granicami.

Ale nasze wyprucie finansowe dla niektórych to chyba za mało. Ostatnio cały świat mógł zobaczyć, że Polska ma wrogie zamiary względem Rosji, kiedy nasze władze oskarżyły Rosjan o zniszczenie dachu, który sami zniszczyli, i o atak dronowy dronami zbyt krótkozasięgowymi, by mogły dolecieć z pozycji rosyjskich.

Ostatnie groźby zabicia prezydenta rosyjskiego lub pojmania samolotu z nim na pokładzie, gdy miał udać się na negocjacje pokojowe, mogłyby w zasadzie być odebrane jako powód do wypowiedzenia nam wojny i mało kto na świecie miałby w tej kwestii pretensje do Rosji.

Po tych kompromitacjach świat mógłby powiedzieć, że Polska sama chciała wojny. I tak nasi politycy, chętni do odbierania zachodnich pochwał, mogliby się zaskoczyć, bo oto gdybyśmy dołączyli do wojny, Zachód powiedziałby nam: skoro sami chcieliśmy, to teraz zapłaćmy za pomoc naszymi złożami, lasami, drogami, koleją, Orlenem, KGHM-em i złotem posiadanym przez nasz Bank Narodowy.

Nagle okazałoby się, że gadanie władz Gdańska, że Gdańsk to niemieckie Wolne Miasto, może stanąć na forum międzynarodowym. Nagle okazałoby się, że gadanie proniemieckich śląskich separatystów, że Śląsk jest okupowany przez Polskę, może trafić na forum międzynarodowe. Nagle trzeba byłoby nowojorskim i izraelskim Żydom słono zapłacić za dawne niemieckie zbrodnie wojenne popełnione na naszych przodkach.

Pokusa doprowadzenia do takiej sytuacji jest tym większa, że nasi politycy już przez ostatnie 20 lat, będąc w równej pozycji negocjacyjnej, sami oddali wiele elementów naszej suwerenności.

Dlaczego właśnie przez ostatnie 20 lat? Bo wcześniej żył papież-Polak, który zabiegał o nasze sprawy i któremu trzeba było się kłaniać jako przywódcy duchowemu Polaków. Dziś Papież-Polak nie żyje, a drugiego na horyzoncie nie widać.

Nawet w nieporównanie lepszej sytuacji negocjacyjnej w kontaktach z Ukrainą oddajemy Ukrainie nasze interesy. Już teraz, nawet bez żadnego przymusu, nasz minister sprawiedliwości chce dopuścić cudzoziemców do bycia sędziami w Polsce.

A co się wydarzy, kiedy taki przymus rzeczywiście nastąpi? Co jeśli Polska rzeczywiście wpakuję się w kłopoty wojenne? Co jeśli znajdziemy się w znacznie gorszej sytuacji negocjacyjnej?

A po naszych politykach nie widać, by zdawali sobie sprawę, w co się pakują. Z jednej strony kupujemy wielkie ilości broni i amunicji. Z drugiej – dopiero ostatnio podjęliśmy się rozbudowy produkcji amunicji, a produkcja broni nadal toczy się w tempie sprzed lat, gdy nic nam nie groziło.

Z jednej strony straszy się obywateli wojną, a z drugiej likwiduje piece na wszystko i nakazuje instalowanie w zamian pieców elektrycznych, które nie będą działały, jeśli w wyniku wojny zabraknie prądu lub gazu. Z jednej strony straszy się wojną, a z drugiej ogranicza produkcję żywności.

Wygląda to tak, jakby nasze władze chciały, by wojna była jak najbardziej dolegliwa dla społeczeństwa.

Co ma wspólnego z wojną danie Ukraińcom naszych emerytur i zasiłków? Co ma wspólnego z wojną priorytetowy dostęp Ukraińców do naszej służby zdrowia? Co ma wspólnego z wojną poświęcenie naszej złotówki dla ratowania ukraińskiej waluty?

Ile dronów rosyjskich zestrzelimy tymi emeryturami i zasiłkami dla Ukraińców? Ile żołnierzy rosyjskich zabijemy tymi kupowanymi u Niemców wiatrakami? Nasi politycy zachowują się, jakby nam do obrony Polski nie były potrzebne pieniądze, a tylko Ukraina (i Niemcy).

Dla pocieszenia napiszę: głowa do góry, bo ile byśmy nie oddali Zachodowi, Izraelowi i Ukrainie, nasze głównonurtowe media i tak przedstawią to jako sukces negocjacyjny, więc trzeba się cieszyć.

A na malkontentów szykowana jest już cenzura internetu, groźby delegalizacji antywojennej Konfederacji Korony i aresztowania jej przywódcy Grzegorza Brauna. A jak się rozpędzą, kto wie? Może się wezmą i za innych polityków, którzy nie służą obcym.

A gdy to już się wydarzy, czy ktoś będzie przejmował się panami Kaczyńskim i Tuskiem, że będą się czuli oszukani, że to nie tak miało być? Oni będą już bardzo starzy, a na ich miejsce czyhają młodsi, bardziej oddani zagranicy. To, co Kaczyński i Tusk uznawali za kompromis moralny, oni będą traktowali jako normalny sposób działania.

I tu pojawia się na dokładkę nowe odkrycie – olbrzymie złoże miedzi w Polsce, którego wydobycie mogłoby przynieść gigantyczne pieniądze. Na pewno obce państwa i inwestorzy lepiej wiedzieliby, co z nim zrobić niż nasi politycy. A nasz węgiel nagle stanie się „zdrowy”, gdy złapią go obce firmy i państwa.

Czy nasi rządzący biorą pod uwagę taki scenariusz? Na pewno nie. Dlatego właśnie piszę ten tekst – pod rozwagę, póki nie jest za późno.

Autorstwo: Hubert Cyngot
Źródło: WolneMedia.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Eurointegracja a służby wywiadu Wraz z eurointegracją, czyli likwidacją naszego państwa na rzecz Unii Pseudoeuropejskiej warto zastanowi...