środa, 11 października 2023

 

Strefa Gazy – cywile na krawędzi przeżycia


Minister Obrony Izraela, Yoav Gallant, ogłosił „całkowite oblężenie” Strefy Gazy, z zapowiedzią zablokowania dostaw żywności i paliwa oraz odcięcia dostaw prądu do tego obszaru. Z relacji wynika, że działania te mają charakter represji i są odpowiedzią na działania terrorystyczne Hamasu, który wcześniej przeprowadził śmiertelne ataki na Izrael. W odpowiedzi Izrael przeprowadza bombardowania Strefy Gazy, powodując liczne ofiary w ludności cywilnej i znaczące zniszczenia.

7 października Hamas wystrzelił co najmniej 2500 rakiet w kierunku Izraela, a bojownicy tej organizacji terrorystycznej przekroczyli granicę, atakując cywilów i przygraniczne miasta. Izrael zareagował na atak, obiecując jednocześnie, że wygra tę „wojnę przeciwko państwu Izrael”

Przywódcy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Włoch wyrazili swoje zaangażowanie we wsparcie Izraela. „Wszyscy uznajemy uzasadnione aspiracje narodu palestyńskiego i popieramy równe środki sprawiedliwości i wolności zarówno dla Izraelczyków, jak i Palestyńczyków. Ale nie dajcie się zwieść: Hamas nie reprezentuje tych aspiracji i nie oferuje narodowi palestyńskiemu niczego poza większym terrorem i rozlewem krwi” – ogłosili.

Jak przekazała izraelska ambasada w USA, liczba ofiar ataku Hamasu wśród Izraelczyków wzrosła do ponad 1000, a ponad 3400 osób jest rannych. Władze Strefy Gazy przekazały z kolei, że w izraelskich nalotach zginęło co najmniej 765 Palestyńczyków, a 3726 zostało rannych.

OSKARŻENIA O LUDOBÓJSTWO

Nie tylko sam atak Hamasu i kontratak Izraela budzi obawy międzynarodowej społeczności. Minister Obrony Izraela, Yoav Gallant, ogłosił „całkowite oblężenie” Strefy Gazy, ogłaszając zablokowanie dostaw żywności, wody, paliwa i odcięcie dostaw prądu do tego obszaru.

Już od 2007 roku Izrael utrzymuje blokadę powietrzną, lądową i morską na terenie Strefy Gazy, która ma znaczący wpływ na życie mieszkańców Strefy Gazy. Blokada często jest opisywana jako „największe więzienie pod gołym niebem na świecie”.i utrudnia swobodny przepływ ludzi i towarów, co prowadzi do trudności ekonomicznych i humanitarnych w regionie. Ludzie w Strefie Gazy mają ograniczony dostęp do podstawowych środków do życia, takich jak żywność, leki, paliwo i materiały budowlane, co powoduje brak infrastruktury i utrudnia odbudowę po konfliktach zbrojnych.

Blokada ma także wpływ na sektor gospodarczy Strefy Gazy, ponieważ ogranicza możliwość handlu i eksportu. To z kolei przyczynia się do wysokiego bezrobocia i ubóstwa w regionie.

Kwestia blokady Strefy Gazy jest często krytykowana jako zbiorowa kara na ludności cywilnej i naruszenie praw człowieka. Wiele organizacji i agencji pomocowych dostarcza wsparcie humanitarne mieszkańcom Strefy Gazy, starając się łagodzić skutki blokady, jednak sytuacja nadal pozostaje trudna.

Komentatorzy i eksperci prawa międzynarodowego okrzyknęli zapowiedź całkowitego odcięcia dostaw podstawowych dóbr do okupowanego terenu jako jawną zbrodnię wojenną, która zrujnuje cywilów. Fakt, że tak surowa blokada dotyczy około dwóch milionów osób zamieszkujących Strefę Gazy, jest określany przez m.in. Humans Right Watch jako ludobójstwo.

„Wypowiedzi ministra obrony Gallanta są odrażające” – powiedział w oświadczeniu Omar Shakir, dyrektor Human Rights Watch ds. Izraela i Palestyny.

„Pozbawianie ludności okupowanego terytorium żywności i elektryczności jest zbiorową karą, która jest zbrodnią wojenną, podobnie jak używanie głodu jako broni wojennej. Międzynarodowy Trybunał Karny powinien wziąć pod uwagę to wezwanie do popełnienia zbrodni wojennej” – powiedział.

Shakir potępił także ostatnią groźbę Hamasu zabicia izraelskich zakładników cywilnych w odwecie za bombardowania palestyńskich cywilów, ostrzegając, że takie działanie jest także zbrodnią wojenną.

CZY TO TYLKO KWESTIA TERYTORIALNA?

Przyczynami ataku Hamasu mogą być dwie istotne kwestie. Po pierwsze, narastające nastroje buntownicze i frustracja w społeczeństwie palestyńskim stanowiły poważny impuls do eskalacji sytuacji. W ciągu ostatnich lat można zauważyć narastające napięcia, szczególnie od momentu ponownego objęcia stanowiska premiera przez Benjamina Netanjahu. Jego rząd, oparty na partii skrajnie nacjonalistycznej i ultraortodoksyjnej, wprowadził szereg ograniczeń i represji wobec Palestyńczyków na terytoriach okupowanych.

Warto zaznaczyć, że przez długi czas tolerowano niekontrolowane ataki uzbrojonych osadników żydowskich na terytoriach palestyńskich, co jeszcze bardziej podsycało nastroje niezadowolenia i złości. To naturalnie prowadziło do eskalacji napięcia społecznego, które w pewnym momencie musiało znaleźć wyraz w formie konfliktu zbrojnego. Bo jak długo można żyć na granicy egzystencji, dehumanizacji i wywłaszczenia?

Drugi istotny czynnik to wewnętrzne problemy samego Hamasu. Strefa Gazy, którą kontroluje ta organizacja, jest jednym z najuboższych regionów na świecie. Izolacja ze strony Egiptu i Izraela, jak również brak spójnej strategii zarządzania, przyczyniły się do trudnej sytuacji mieszkańców tego obszaru. Niemniej jednak Palestyńczycy wciąż zwracają się do Hamasu o pomoc w trudnych sytuacjach, gdy brakuje podstawowych środków do życia, takich jak jedzenie czy materiały budowlane. To paradoksalnie skutkuje tym, że choć wielu Palestyńczyków obwinia Izrael za swoje cierpienia, to bezpośrednią odpowiedzialność za brak rozwiązań i efektywne zarządzanie przypisują samemu Hamasowi, który postanowił podjąć bardziej radykalne działania.

Jednak dodatkowym czynnikiem motywującym była prawdopodobnie rosnąca tendencja państw arabskich do zawierania porozumień pokojowych z Izraelem, o czym świadczą porozumienia abrahamowe z 2020 r., obejmujące Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Sudan i Maroko.

Ostatnio pojawiły się silne spekulacje, że Arabia Saudyjska ma zamiar zawrzeć własne porozumienie z Izraelem.

Jest to bardzo niepokojące dla wszystkich Palestyńczyków, nie tylko tych na Zachodnim Brzegu, ponieważ jeszcze bardziej zmniejsza presję na Izrael, by osiągnął z nimi porozumienie. Netanjahu jasno dał do zrozumienia w swoich publicznych oświadczeniach, że przedkłada pokój z państwami arabskimi nad ewentualny pokój z Palestyńczykami.

PRZYSZŁOŚĆ REGIONU

Trwające bombardowania i akty wojenne wywołują kolejne fale cierpienia wśród ludności cywilnej, nie wspominając o tragicznych stratach życia ludzkiego. Zważywszy na obecną sytuację, kluczowym jest nie tylko poszukiwanie rozwiązania krótkoterminowego, ale też przemyślenie, jak zbudować warunki do trwałego pokoju w regionie.

Rozwiązanie przedstawił prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, który wyraził w niedzielę swoje stanowisko, akcentując pilną potrzebę ustanowienia Palestyny jako suwerennego i geograficznie spójnego państwa w obrębie granic z 1967 roku ze stolicą we wschodniej części Jerozolimy. „Nie można dłużej odkładać tego działania” -podkreślił Erdogan.

Przywoływanie granic z 1967 roku jako fundamentu przyszłego państwa Palestyny opiera się na zrozumieniu, że tereny te są prawnie i historycznie związane z narodem palestyńskim. Wielu międzynarodowych aktorów, w tym Organizacja Narodów Zjednoczonych, uznaje je za bazę do negocjacji pokojowych i potencjalnych przyszłych granic pomiędzy Izraelem a przyszłym państwem palestyńskim.

Jedno jest pewne. Bez likwidacji nędzy i dania Palestyńczykom perspektyw na normalne życie, na miejsce jednych zabitych przez Izrael terrorystów pojawią się kolejni.

Zdjęcia: United Nations Photo (CC BY-NC-ND 2.0)
Źródło: Trybuna.info

 

Konfederacja ucisza Janusza Korwina-Mikkego


W ostatnim czasie przedstawiciele Konfederacji musieli odpowiadać na pytania o kontrowersyjne słowa Janusza Korwin-Mikkego wygłoszone na Tik-Toku. Prezes-założyciel Nowej Nadziei w ostatnich dniach nie przejawiał aktywności i jak się okazuje, został o to poproszony.

Przypomnijmy, że odnosząc się do Pandora Gate, Korwin-Mikke stwierdził, że to „dziewczyna, matka, powinny decydować o tym, czy dziewczyna jest dojrzała, a nie jakieś grono zaślinionych staruchów w Sejmie, które się tak ślini, »a Ty jeszcze musisz tydzień zaczekać, bo jeszcze nie skończyłaś 15 lat«”.

O te słowa pytani byli w ostatnich dniach przedstawiciele Konfederacji. Jeden z liderów ugrupowania, Krzysztof Bosak, stwierdził, że „to im szkodzi, dlatego ich przeciwnicy bardzo chętnie to wykorzystują”. „Natomiast my się w Konfederacji po prostu nie zgadzamy z tym poglądem, uważamy, że dzieci muszą być chronione przed wszelkimi formami przemocy seksualnej” – powiedział Bosak.

Korwin-Mikke wspomniane nagranie, po usunięciu przez „Tik-Toka”, zamieścił także na portalu „X”. „Proszę pamiętać, że jak ktoś rozgłośnie »walczy z pedofilią« to po paru latach okazuje się, że sam był pedofilem i stosował zasadę »Łapaj złodzieja«” – napisał poseł. W kolejnym wpisie tajemniczo dodał: „A w ogóle to mam tego wszystkiego dość!”. Od tamtej pory w mediach społecznościowych nie ukazał się żaden wpis Korwin-Mikkego.

W programie „Sedno Sprawy” na antenie Radia Plus Jacek Prusinowski pytał natomiast Przemysława Wiplera o to, czy dzisiaj działalność Korwin-Mikkego „pomaga czy szkodzi Konfederacji?”. „Każdy niech sobie oceni” – odpowiedział lakonicznie Wipler. „Ja pytam o Pana ocenę” – podkreślił Prusinowski. Kandydat Konfederacji odparł, że „one były już publicznie formułowane” i dodał, że „zgodnie z jego wiedzą Janusz Korwin-Mikke został poproszony, żeby spokojnie już nic nie robić do końca kampanii”.

„To interesująca informacja. Janusz Korwin-Mikke został poproszony o to, żeby sam się wyciszyć?” – dopytywał redaktor prowadzący rozmowę. „Nie tweetować, nie pisać, nie wypowiadać się, odpocząć” – przekazał Wipler. „I zgodził się na to? Został poproszony przez kogo, przez Sławomira Mentzena? Bo tak partyjnie to on jest przecież jego zwierzchnikiem” – dopytywał Prusinowski. „On jest członkiem Konfederacji, a w Konfederacji i w czasie kampanii wyborczej ma bardzo dużą władzę szef sztabu i władze sztabu, które prowadzą kampanię” – odpowiedział były poseł.

Wipler dodał, że „każda wypowiedź, każde działanie, które może szkodzić takiej kampanii, powinno być powstrzymywane”. „Jest czas na ekstrawagancję i jest czas na dyscyplinę” – powiedział. „Kampania wyborcza to jest czas na dyscyplinę i dostosowywanie się do tego, jaką pracę wykonuje sztab” – podkreślił były poseł.

Zdjęcie: Sebastian Bojara (CC BY-NC-ND)
Źródło: NCzas.com

 

Orlen sprzedaje Ukrainie paliwo o 1/3 taniej?!


Podczas konferencji prasowej Konfederacji pod jedną ze stacji Orlen, Krzysztof Bosak mówił o tysiącach cystern z paliwem dostarczanym przez Orlen na Ukrainę.

„Polska wspiera Ukrainę nie tylko świadczeniami socjalnymi, nie tylko przekazywaniem uzbrojenia, ale także paliwami na ogromną skalę. Nie mówimy o bagatelnych kwotach. Jak dowiadujemy się z danych Ośrodka Studiów Wschodnich, tylko w okresie od stycznia do maja na Ukrainę pojechało 680 tys. ton gotowych paliw. 680 tys. ton to 170 pełnowymiarowych cystern jeżdżących codziennie! 170 cystern dziennie, przez 6 miesięcy, 30 dni w miesiącu, dzień w dzień” – mówił Krzysztof Bosak.

Dodał również, że: „Paliwo jadące na Ukrainę, po pierwsze nie jest objęte systemem nadzoru SENT [System Elektronicznego Nadzoru Transportu – przyp. red.], który wdrożyło Ministerstwo Finansów. Jest to system śledzący ruch każdej cysterny w polskim systemie paliwowym. Natomiast paliwo jadące na Ukrainę nie jest objęte tym systemem. Nie wiem tak naprawdę, gdzie to paliwo jedzie. Co się z nim dzieje. Jeżeli któraś cysterna, jadąca teoretycznie na Ukrainę, chciałaby to paliwo wylać w Polsce – w ten sposób dochodzi od przemytu paliw, do afer paliwowych – to tak naprawdę jest to nieweryfikowalne z punktu widzenia Ministerstwa Finansów. A jaka jest skala korupcji na Ukrainie, doskonale wszyscy wiemy”.

Zwrócił również uwagę na coś jeszcze chyba bardziej bulwersującego: „Druga sprawa nie mniej interesująca, że mamy tu do czynienia z sytuacją typu »okazja czyni złodzieja«. To fakt, że paliwo wyjeżdżające na Ukrainę nie jest objęte ani VAT-em, ani akcyzą. Co oznacza, że Polacy płacą za paliwo ponad 6 zł, to na Ukrainę ono jechało w cenie poniżej 4 zł. To ogromna różnica. Pytanie: dlaczego Polacy muszą płacić znacznie więcej niż Ukraińcy?”.

Zdjęcie: Krystian Maj – Kancelaria Premiera (CC BY-NC-ND 2.0)
Źródło: MediaNarodowe.com


  1. Stanlley 11.10.2023 11:28

    Przed wyborami tacy anty-ukraińscy. Wiecie że ten tłuk chce odsyłać Ukraińców na front do Zełeńskiego? Jako pacyfista uważam że jest to karygodne – jak można odsyłać tych co uciekają przed wojną? Oczywiście wcześniej przy każdej okazji pluł na Rosję i innych naszych sąsiadów – nie ma to jak kłucić a samemu jak się zrobi goręcej to da dyla.

  2. Baltazar Bombka 11.10.2023 11:51

    A ropa z Orlenu to od Putina?

 

Było, jest… a jak będzie?


TAK BYŁO

Przynajmniej średnie pokolenie Polaków powinno wiedzieć, na czym polegały zasady okupacji niemieckiej. Jeśli ktoś miał pracę, to płaca była minimalna – na pewno nie wystarczała na potrzeby rodziny. Ratunkiem dla przetrwania była własna hodowla i uprawa uzupełniająca przynajmniej sezonowo braki w pożywieniu. Możliwy był też handel wymienny.

Powszechnym zjawiskiem było niedożywienie, choroby i brak leków. Rygorystyczna kontrola ograniczała, a okresowo nawet wykluczała podróże i życie towarzyskie regulowane godziną policyjną. Donosicielstwo uzasadniane chęcią uzyskania dodatkowej racji żywnościowej kwitło. Wszelki przejaw niesubordynacji – surowo karany obozem pracy przymusowej, albo koncentracyjnym. Okupant wymagał bezwzględnego posłuszeństwa wobec narzuconych przez niego przepisów. Każdy przejaw wymierzenia sprawiedliwości przez okupowanych za łapanki, egzekucje, gwałty, kolaborację na gorliwych aparatczykach systemu opresji, narzucony przez obcego zarządcę lokalnego, gubernatora, szefa policji, traktowany był jako bandytyzm. Bieda wymuszała daleko posuniętą oszczędność na wszystkim. Dzieci młodsze nosiły ubranka i buty po starszych siostrach, braciach. Kształcenie odbywało się jedynie w domach.

Chociaż powstała z upływem czasu podziemna struktura rekrutująca młodych i odważnych, ludzie egzystujący latami w stałym strachu stronili przed otwartym sympatyzowaniem z nimi. Postawa wynikała nie nie tylko ze względu na obawę przed donosicielami, ale też z powodu działań odwetowych hasłowo ujętych „za jednego Niemca ma zginąć 100 Polaków”. Tak żyło się Polakom we własnym kraju przez 5 lat.

Gdy doszło do wielkiej niezgody cywilów, by wziąć udział w powstaniu – okupant uznał je za akt bandytyzmu. Zdławiony przejaw buntu z całą bezwzględnością potraktowany został każdym rodzajem broni, pozostawiając zgliszcza. W ciągu 63 dni zginęło 200 tysięcy Polaków. Oni mieli dość i chcieli żyć we własnym kraju na własnych zasadach.

TAK JEST

Obrazem tamtej polskiej rzeczywistości jest dzisiaj rejon Gazy. Określenie „bandytyzm” zamieniono na „terroryzm”, a reszta jest tak samo powielona. Od lat okupant wzorujący się na sprawdzonych metodach bezwzględnie wymuszonego posłuszeństwa racjonuje żywność, skrupulatnie wyliczając dzienną ilość potrzebnych do przetrwania kalorii. Woda jest niezdatna do picia. Miesięczne zarobki nie przekraczają 50 dolarów. System kontroli elektronicznej tego niewielkiego skrawka jest objęty kamerami, które zapisują obraz co 10 minut. Mimo to doszło do zrywu w postaci zaatakowania winnego restrykcji Izraela w wielu punktach na jego własnym obszarze. Zachłyśnięty własny arsenałem wojskowym i technologicznym został przechytrzony desantem z udziałem paralotni. Kiedy zbudzili się w sabat, pierwsi zakładnicy byli już wzięci, więc odwet w niemieckim stylu był nieuchronny.

Od minionej niedzieli – 8 października 2023 r. minister obrony Izraela zarządził całkowite oblężenie Gazy z odcięciem prądu, wody, dostaw paliw i żywności. Argumentem było stwierdzenie: „Walczymy ze zwierzętami w ludzkiej postaci. Dlatego podejmujemy adekwatne działania”. Jednocześnie, przypisując działanie HAMASU jako obciążające wszystkich mieszkańców Gazy – zarządził zniszczenie osiedli mieszkalnych jako siedliska organizacji zbrojnej. Hamas znaczy Muzułmański Ruch Oporu – jak niegdyś polskie podziemie.

W komentarzach medialnych pojawia się określenie „zbrodni wojennej”. Jedni jej autorstwo przypisują Hamasowi, drudzy – Izraelowi. Świat znów podzielił się z powodu relatywizmu definicji i ludzkiej niewiedzy. O ile Europejczycy doświadczyli w różnym stopniu skutków niemieckiego ładu i kosztów ich zaborczego poszukiwania przestrzeni życiowej dla rasy nadludzi, to Amerykanom obca jest wiedza na ten temat i jeszcze bardziej przeżycia dni pełnych okrucieństwa. Żydzi te paralele odrzucają jako niewygodne, bo kompromitujące.

JAK BĘDZIE?

Pamiętamy obrazki porzuconych stert uzbrojenia w Afganistanie, skąd pośpiesznie ewakuował się amerykański kontyngent i jego zausznicy. Dzisiaj okazuje się, że amerykańska broń przeznaczona na Ukrainę i Afganistan znalazła się w rękach Hamasu. Jak bumerang amerykańska broń strzela do Izraelczyków, a giną setki ludzi, tysiące jest rannych.

9 października br. używając dosłownej zapory ognia, Izrael wzniecił wzdłuż granicy z Libanem linię pożarów, by uniemożliwić przekroczenie jej przez pojazdy bojowników Hezbollahu. Mimo to z kierunku Libanu wystrzelono przynajmniej tuzin rakiet, uderzając w cele izraelskie. Hezbollah zażądał powstrzymania się Izraela od ostrzeliwania Gazy. Wet za wet zaczyna być dominującą zasadą. Bojownicy Hamasu, biorąc w sobotę zakładników, liczyli, że wykorzystają ich jako kartę przetargową dla uzyskania powstrzymania ostrzałów rakietowych Izraela na obiekty cywilne. Zapowiedzieli, że niespełnienie ich żądania będzie jednoczesną zgodą na dokonanie egzekucji zakładników przy włączonych kamerach. Niewzruszony aparat władzy Izraela zdecydował poświęcić swoich obywateli, wykazując się brakiem woli do podjęcia rozmów. Z kolei wiadomość o śmierci trzech poległych w walce bojowników Hezbollahu, skłoni organizację z pewnością do działań odwetowych.

Prezydent Egiptu – Abd al-Fattah a-Sisi, państwa graniczącego zarówno z Gazą jak też Izraelem, zdobył się na przesłanie do Waszyngtonu i Tel Awiwu wiadomości zapewniając, że jego państwo pozostanie neutralne. Wiadomość nastąpiła po odrzuceniu amerykańskiej propozycji wysłania oddziałów egipskich do Gazy. Prezydent Egiptu jest zarazem najwyższym rangą dowódcą wojskowym. Egipt pamięta i wyciągnął wnioski z dawnej wojny z Izraelem, woli zachować stanowisko neutralności. Do konfliktu nie włączą się, chyba że zostaliby zaatakowani. Egipt wielokrotnie pełnił rolę mediatora między Izraelem i Hamasem. Ostatnio również apelował o rozwiązanie pokojowe. Postawa Egiptu jest jak środkowy palec dłoni skierowany w stronę USA po niedawnej wizycie sekretarza stanu Blinkena. Amerykanie dokonują tzw. kontrolowanego eksportu z Egiptu, co nie oznacza otwartych sankcji, ale ogranicza swobodny rynek. Egipt ma własną walutę poza równolegle znajdującym się w obiegu dolarem jako środkiem płatniczym wielu transakcji. Wypowiedzenie zgody na oczekiwanie Ameryki wymaga wielkiej odwagi. Tak jak w Egipcie, Syrii, Iranie, Iraku, Kuwejcie, Libii wiele wysokościowców rozświetliło nocne godziny barwami palestyńskiej flagi.

Przedstawiciel wywiadu egipskiego zauważył, że istotnym błędem Izraela było skupienie się na Zachodnim Brzegu, przy zlekceważeniu czegoś poważnego, co narastało w Gazie. Nie można było nie zauważyć czegoś, co dostrzegali inni, a arogancja nie naprawia błędu. Mimo rozmów z najbardziej doświadczonymi służbami na świecie Izrael nie liczył się z ich zdaniem.

Wbrew decyzji Egiptu Joe Biden planuje wysłanie do Izraela dodatkowego uzbrojenia, na które może liczyć każdy z koalicji proizraelskiej kto pośle swoich żołnierzy do Gazy. Jak to niegdyś określił prezydent Bush junior: „Każdy w tej koalicji związany jest obowiązkiem i zaszczytem służby w obronie wspólnej słusznej sprawy”. Pływający w ogólnikach politycy nie są w stanie pojąć, że nauczyliśmy się weryfikować ich pojęcia „słuszności” o ich regułę przewrotności, w której co dla nich moralne pozostaje obiektywnie amoralne. Wszak obiektywizm jest cechą prawdy i faktów.

Autorstwo: Jola
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net

 

Wołanie o zwycięską wojnę


Każde mocarstwo, zarówno aspirujące do rozszerzenia swojej potęgi, jak i broniące jej, potrzebuje wciąż uwiarygodniać się w oczach sojuszników.

Kiedy Ukraina, zbrojona i szkolona przez Stany Zjednoczone, przegrywa wojnę z Federacją Rosyjską, która nie zużywa w konflikcie nawet swojego potencjału gospodarczego, który rośnie, zamiast spadać, Tajwańczycy zaczynają kalkulować. O ile Kuomintang wydaje się zdecydowany co do zakopywania rowów pomiędzy Republiką Chińską a Chinami kontynentalnymi, o tyle liberałowie Tsai Ing-wen uważnie obserwują, jak radzą sobie siły zastępcze głównego sojusznika Tajpej, Stanów Zjednoczonych, na Ukrainie.

Kiedy Ukraina przegrywa wszystko, co tylko można przegrać i nie jest w stanie przebić się przez blokady minowe rosyjskiej armii, prozachodnie i antychińskie elity Tajwanu muszą zacząć się zastanawiać, czy aby na pewno warto stawiać na przegranego konia.

Podobnie inne kraje, które wchodzą w orbitę wojskowych wpływów USA: Papua-Nowa Gwinea, Nowa Zelandia, Australia – wszędzie tam, pomimo zaznaczonej wyraźnie obecności amerykańskiej i różnorakim umowom w kwestiach bezpieczeństwa i obronności, muszą trwać dyskusje, kiedy Stany Zjednoczone nie potrafią wyszkolić porządnie armii zastępczej do nadgryzania łapy rosyjskiego niedźwiedzia.

Izrael na Bliskim Wschodzie to rzecz jasna zupełnie inna para kaloszy niż Ukraina. Ukraińcy są tylko mięsem armatnim i niczym ponadto to. Żydzi natomiast są najsilniej chronioną nacją na świecie. Im po prostu krzywda stać się nie może. A amerykańska potęga wojskowa, napędzana przede wszystkim przez syjonistycznych Żydów oraz sprzymierzone z nimi koła militarne, jest gotowa odwrócić uwagę od dowolnego, newralgicznego dla hegemonii amerykańskiej obszaru globu, aby tylko poratować swojego jedynego, stałego, nienaruszalnego sojusznika.

Możemy oczywiście się zastanawiać, na ile wojna Izraela z Hamasem była przed jej wybuchem rozpoznana tak przez wywiad i kontrwywiad izraelski, jak i przez Amerykanów. Można się domyślać, że amerykańska potęga inwigilacyjna wiedziała o niej od samego początku jej planowania. Trudno oczekiwać, aby wobec prężnie rozwijającej się technologii komunikacyjnej Palestyńczycy mogli ukryć swoje zamiary przed kompleksem satelitów, podsłuchów, oprogramowania  szpiegowskiego, wirusów komputerowych i tym podobnych elementów nowoczesnego rozpoznania wroga.

Kiedy już wiemy, że co najmniej Amerykanie, a być może i nawet sami Izraelczycy, byli świadomi tego co nadchodzi – ćwiczenia wojskowe z połowy grudnia 2022 roku, kiedy szkolono ludzi na wypadek ataku z Libanu i Strefy Gazy, są tego najlepszym przykładem – należy zadać sobie pytanie o to, dlaczego tak się stało?

W pierwszym swoim tekście o wojnie Hamasu z Izraelem wysunąłem kilka teorii, jednak dzisiaj chciałbym się skupić na jednej, o której wspomniałem jedynie powierzchownie: a mianowicie na potrzebie odbudowy amerykańskiej siły wojskowej i swojej wiarygodności wobec sojuszników.

Już w połowie lat 1950., niedługo po wojnie w Korei, zakończonej rozejmem, w której żadna ze stron nie mogła czuć się zwycięzcą, kręgi republikańskie w USA związane z administracją Eisenhowera oraz samym prezydentem USA, proponowały wojskową agresję na Wietnam, w tym nawet zrzucenie na ten kraj broni jądrowej. Wojna w Wietnamie zakończyła się kompromitacją Ameryki i wieloletnią depresją narodu amerykańskiego oraz spadkiem gotowości do obrony amerykańskiej potęgi za wszelką cenę.

Kilka lat po katastrofalnym wycofaniu się z Sajgonu Zbigniew Brzeziński wymyślił, że należy Sowietom wykombinować rewanż za Wietnam. Brzeziński razem z Carterem uporządkowali Bliski Wschód, kończąc spór izraelsko-egipski i szybko wzięli się za obróbkę Afgańczyków, aby Ci wciągnęli ZSRR na cmentarzysko imperiów. Taktyka okazała się skuteczna a Sowiety dzięki temu upadły.

Można to niejako porównać do czasów współczesnych. Amerykanie skompromitowali się 20-letnią wojną w Afganistanie, trwająca dokładnie tyle samo co wojna w Wietnamie z lat 1950., 1960. i 1970. Po czym wpuszczono na ukraińskie pole minowe Rosjan, którzy co prawda nie są głównym, najważniejszym konkurentem Ameryki do hegemonii na świecie a co najmniej w jego części, jednak wobec braku chęci Chińczyków do rozpędzania swojej machiny militarnej, byli naturalnym celem zastępczym.

Wojna na Ukrainie, prowadzona w pewnym momencie w sposób zbliżony do wojny afgańskiej lat 80. nie poszła Amerykanom i zachodowi jednak tak, jak by sobie tego życzyli. Ukraińcy się skompromitowali, a winę za to zwalono nie na nich, lecz na zachodnie szkolenia i przygotowania do wojny prowadzone przez kraje NATO.

Krótko mówiąc – Stany Zjednoczone przegrały dwie kampanie militarne pod rząd. Możemy oczywiście dalej sięgnąć w przeszłość i wymienić inne porażki: nieobalenie Assada w Syrii za pomocą islamskich terrorystów czy też kompromitacja w Somalii w latach 1990. Jednak o tamtych wojnach już mało kto pamięta. Co najwyżej co więksi fani amerykańskiego kina mogą jeszcze czasem sięgnąć po film „Black Hawk Down”, który ma jednak tyle wspólnego z rzeczywistością co laureat pokojowego nobla Obama z pokojem. O wojnach zakończonych lub prowadzonych w ciągu ostatnich 2-3 lat wciąż się jednak pamięta. Pamięta opinia publiczna, zwłaszcza w USA jeżeli chodzi o Afganistan. Pamiętają sojusznicy, którzy przyglądają się jak bardzo pomoc amerykańska jest wiarygodna i jak bardzo może ona wesprzeć te kraje w obronieniu swojej względnej samodzielności.

Klęska ukraińskiej kontrofensywy oraz katastrofalny stan demograficzny tego kraju, połączony z koniecznością uciekania się do brutalnych łapanek na ulicach ukraińskich miast, jest obserwowany nie tylko przez Moskwę. Rosjanie mogliby przypuścić atak większymi siłami i prawdopodobnie rozbić Ukrainę, zwłaszcza w czasie kiedy środek ciężkości amerykańskiego imperium przechyla się na Bliski Wschód. Moskwa tego jednak nie zrobi. Nie zrobi tego z jednej prostej przyczyny: nie potrzebuje całej Ukrainy. Przynajmniej na ten moment.

Ten chaos w ukraińskim protektoracie Londynu i Waszyngtonu obserwowany jest zwłaszcza na Tajwanie, w Polsce, na Bliskim Wschodzie czy też wśród państw Azji Wschodniej i Oceanii, gdzie Waszyngton zapewnia parasol ochronny takim krajom jak Japonia, Korea Południowa, Palau czy też Wyspy Marshalla.

Kiedy kolejne wojny strona zachodnia, pod dominacją amerykańskiej siły wojskowej, przegrywa w cuglach, inni muszą wziąć kalkulator i obliczyć czy trwanie w przyklejeniu ogona amerykańskiego jest opłacalne i bezpieczne.

I w takim momencie Waszyngton musi podjąć decyzję: czy zmienić ten niekorzystny dla siebie stan rzeczy, np. poprzez szybko wygraną wojenkę, gdzieś na pustyni Afryki albo Bliskiego lub Środkowego Wschodu, czy też pozwolić się rozpychać siłom konkurencyjnym i wzbudzać u sojuszników USA obawy co do amerykańskiej wiarygodności.

Wojna na Bliskim Wschodzie przychodzi w idealnym momencie. Amerykańskie proxy na Ukrainie poszło w rozsypkę – według dziennikarza Seymoura Hersha armia Kijowa jest kompletnie zdemoralizowana. Jakkolwiek należy takie opowiastki traktować z przymrużeniem oka, wszak podaje je stary dziennikarski wyjadacz powiązany z tajnymi służbami, tak zapewne są one zbliżone do prawdy.

A kiedy szykowana od 2014 roku na wojnę zastępczą z Rosją Ukraina nie realizuje celów, których życzyliby sobie stratedzy w Pentagonie, dobrze byłoby przenieść rywalizację wschód-zachód na inny poligon wojenny.

Jeżeli przyjmiemy, że jest to swego rodzaju rewanż na rodzącym się bloku wschodnim, możemy oczywiście się zastanawiać czy wojna w Izraelu jest jedynie preludium do czegoś większego, np. do wojny z Iranem, czy też puszczenie z dymem Strefy Gazy to jedyne, na co będzie stać siły amerykańskie i ich syjonistycznych sojuszników.

Wojna z Iranem, wygrana wojna z Iranem, byłaby dzisiaj wysoce pożądana przez amerykańskie mocarstwo i jego koła imperialne, gdyż przywróciłaby wiarygodność Stanów Zjednoczonych wśród sojuszników i dałaby do myślenia Rosjanom i Chińczykom: a może jednak ta Ameryka i jej wasale to nie są takie papierowe tygrysy?

Z wojną z Iranem jest oczywiście pewien problem: bardzo nie chcę jej Demokraci.

Kiedy poczytamy amerykańskie media, to dostrzeżemy, że te związane z liberalną lewicą amerykańską gaszą gorące głowy radykałów i osłabiają dążenia do wojny z Teheranem. Do konfliktu z Iranem wyraźnie dążą media neokońskie, jak np. Wall Street Journal, które roznoszą niesprawdzone plotki co do roli Iranu w planowaniu wojny Hamasu z Izraelem.

Krótko mówiąc: wojna Stanom Zjednoczonym jest potrzebna a konflikt z Iranem załatwiłby wiele bolączek nie tylko Waszyngtonu, lecz również jego sojuszników na Bliskim Wschodzie, które potęgi irańskiej się boją. Problem polega jednak na tym, że za rządów Demokratów ta wojna po prostu nie wybuchnie. Jednym z powodów jest wzmocnienie Rosji, które wówczas by nastąpiło. Innym jest chęć porozumienia z Iranem w sprawie jego programu nuklearnego. Jeszcze innym jest niechęć do radykalnej linii politycznej Izraela, która pcha USA na tą wojnę.

Tych przyczyn jest rzecz jasna znacznie więcej. Jednak wszystkie one skłaniają do konkluzji, że dopóki w Białym Domu nie zasiądzie neokonserwatywna marionetka, wszystko jedno czy nazwiemy ją Trump, Haley czy też DeSantis, to wojny z Iranem nie będzie.

Rzućmy okiem z resztą na najprostszy przykład: Hollywood.

Najnowszy film Top Gun, nagrany przy udziale Pentagonu, jest oczywistym filmem, w którym zaprezentowano bombardowanie irańskiego programu nuklearnego. Jednak w filmie tym ani razu nie pada słowa Iran. Tylko dlatego, że Tom Cruise na koniec leci samolotem F-14, wiemy na pewno, że krajem, który jego autorzy mieli na myśli, był właśnie Iran, gdyż jedynie Iran oprócz USA ma na magazynach ten rodzaj amerykańskich myśliwców.

Tak więc nawet hollywoodzki film wojskowy czy też wojenny, jest do cna poprawny politycznie w stosunku do Persów: wszyscy wiemy, że jesteście naszymi wrogami, ale nie odrzucamy możliwości porozumienia.

Takie porozumienie będzie po ataku Hamasu na Izrael niezwykle trudne. I dlatego też wojna ta jest na rękę reżimowi w Tel Awiwie. Czy jest na rękę Ameryce?

Być może Demokraci woleliby przejść do drugiej kadencji Bidena albo jego następcy/następczyni bez nowego frontu rywalizacji wschód-zachód. Jednak koła imperialne w przypadku kolejnych kompromitacji amerykańskich struktur wojskowych i ich strategii wojennych, muszą ciągle być w gazie i wymyślać nowe koncepcje, które pozwolą utrzymać amerykańskie sojusze na niezachwianym poziomie.

Dlatego też pomimo wyraźnej niechęci Demokratów do jakiekolwiek konfrontacji z Iranem, wykluczać takiej nie można. Są siły w Stanach Zjednoczonych, które będą popychać administrację Bidena do większego zaangażowania w sprawy Bliskiego Wschodu, aby zmazać plamę po Afganistanie i Ukrainie.

Wątpliwość może być w takim wypadku jedna: czy Bliski Wschód jest aby na pewno dobrym do tego miejscem? Sam osobiście uważam, że Afryka ze swoimi setkami milionów młodych ludzi, na uboczu, z dala od głównych szlaków handlowych, jest dużo lepszym poligonem do pokonania wschodu. Jednak pokonanie to nie będzie tak okazałe jak to, które odbędzie się w dużo bardziej zamożnym regionie świata.

Jeżeli więc Stany Zjednoczone chcą przekonać do siebie nieprzekonanych, aby to na nie postawili ich sojusznicy w kluczowych dla powstrzymywania Chin i Rosji regionach świata, to muszą się spieszyć w poprawianiu swojego wizerunku wojskowej superpotęgi, która ostatnimi czasy jest coraz bardziej bezzębna.

Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcie: Morning Calm Weekly Newspaper Installation Management Command, U.S. Army (CC BY-NC-ND 2.0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Zmarnowana szansa dla lepszej ochrony lasów


Rada Unii Europejskiej, choć bez poparcia Polski, przyjęła w dniu 9 października 2023 ostateczną wersję zrewidowanej „Dyrektywy w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych (RED III)”. Dyrektywa wyznacza ambitne cele udziału OZE w zużyciu energii, ale zachowawczo rewiduje zasady dotyczące spalania biomasy drzewnej. Energia ze spalania drewna będzie wciąż uznawana za odnawialną i zaliczana do celów OZE. Przyjęto jednak możliwość wyznaczenia ambitniejszych polityk krajowych.

Najważniejszą zmianą dyrektywy jest zwiększenie celu udziału OZE w zużyciu energii w UE z 32% do 42,5% w 2030 roku. Dyrektywa wprowadza też pewne ograniczenia dotyczące spalania biomasy drzewnej, najważniejsze z nich to:

– odejście od subsydiowania i zaliczania do spełniania celów OZE energii pochodzącej ze spalania: korzeni i pniaków, drewna przydatnego przemysłowi przetwórstwa drewna oraz drewna pozyskanego w najcenniejszych lasach (m.in. starodrzewach, lasach pierwotnych, mokradłach);

– odejście od subsydiowania spalania biomasy w zakładach energetycznym produkujących jedynie energię elektryczną (z pewnymi wyjątkami);

– zobligowanie państw członkowskich do zapewnienia, że wykorzystanie drewna do celów energetycznych nie będzie stało w sprzeczności z celami dotyczącymi pochłaniania dwutlenku węgla przez lasy (w sektorze LULUCF).

Zmiany dotyczące biomasy zostały jednak mocno osłabione w czasie prac nad rewizją. Pomimo mocnych zapisów wypracowanych na wcześniejszych etapach przez Parlament Europejski, państwa członkowskie ostatecznie nie zgodziły się, aby biomasę drzewną pozyskaną w lesie bezpośrednio na cele energetyczne (pierwotną biomasę drzewną) przestać traktować jako odnawialne źródło energii. Zmiany ukierunkowane na skuteczną ochronę lasów i klimatu zostały zablokowane między innymi przez Polskę i sprawującą prezydencję w Radzie UE Szwecję. Spalanie biomasy drzewnej w celu wytworzenia energii będzie więc wciąż zaliczane do celów OZE i będzie mogło liczyć na wsparcie finansowe z publicznych środków.

„Rewizja Dyrektywy OZE była świetną szansą, aby skutecznie naprawić błąd traktowania drewna pozyskanego w lesie jako OZE i zaprzestać dopłat do jego spalania w elektrowniach. Coraz wyraźniej widać negatywne konsekwencje takiej polityki dla lasów na całym świecie. Pochłanianie dwutlenku węgla w wielu krajach maleje, lasy są w złej kondycji, powietrze jest zanieczyszczone. Naukowcy potwierdzają, że spalanie biomasy jest wysokoemisyjne. Podniesienie celów OZE bez wykreślenia z nich biomasy drzewnej pozyskanej w lesie, może tylko pogłębić ten problem” – ostrzega Aleksandra Wolska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Rząd Polski od początku prac nad rewizją blokował wprowadzanie ograniczeń dla stosowania biomasy drzewnej w energetyce. Ostatecznego projektu rewizji Dyrektywy, również nie poparł, głosując przeciwko przyjęciu rewizji wraz z rządem Węgier, i wyraził ogólnie negatywne stanowisko wobec całego pakietu Fit for 551. Według rządu Polskiego cele dyrektywy są nierealistycznie i znacząco wpływają na miks energetyczny państw, zagrażając bezpieczeństwu energetycznemu.

W przypadku ograniczenia spalania biomasy drzewnej Polacy oczekują jednak od polityków bardziej odważnych zmian. Z badań opinii publicznej przeprowadzonych przez IPSOS dla Pracowni na rzecz Wszystkich Istot na próbie Polek i Polaków w wieku 15 lat i więcej we wrześniu 2023 wynika, że 69% Polek i Polaków jest przeciwnych spalaniu pełnowartościowego drewna z lasów w elektrowniach i elektrociepłowniach. Taką formę wytwarzania energii popiera jedynie 12,2% badanych. Strona społeczna wyraziła potrzebę stworzenia skutecznych ograniczeń dla spalania biomasy drzewnej w energetyce w jednym z postulatów „Manifestu leśnego”, który podpisało ponad 250 organizacji i ruchów społecznych.

Choć dyrektywa o odnawialnych źródłach energii nie adresuje problemów związanych ze spalaniem biomasy drzewnej w wystarczającym stopniu, pozwala państwom członkowskim na wyznaczenie sobie ambitniejszych celów. Polska może więc we własnym zakresie i na własnych zasadach skutecznie ograniczyć dopłaty i spalanie drewna pozyskanego w lesie przez duże zakłady energetyczne.

„Zamiast pogłębiać negatywne konsekwencje spalania biomasy drzewnej w energetyce, Polska ma szansę, aby dać przykład innym państwom europejskim jak dojrzale podejść do transformacji energetycznej. Miliardy, które wciąż dopłacamy do rozwoju sektora bioenergetyki, mogłyby zostać przekierowane na wsparcie prawdziwie odnawialnych źródeł energii i efektywności energetycznej. Pamiętajmy, że cele OZE nie mają być wypełnione tylko na papierze, lecz mają przybliżyć nas do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Spalanie biomasy drzewnej nam w tym nie pomoże, lecz zaszkodzi” — podkreśla Aleksandra Wolska.

Nowa dyrektywa wejdzie w życie 20 dni po publikacji w „Dzienniku Urzędowym UE”, a państwa członkowskie rozpoczną jej wdrażanie w przepisach krajowych.

Autorstwo: Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Zdjęcie: Maurycy Hawranek
Na podstawie: data.consilium.europa.eu
Nadesłano do portalu WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...