niedziela, 12 grudnia 2021

POSADZIĆ NIESZCZEPIONYCH

 

Rząd Austrii chce roku płatnego więzienia dla nieszczepionych


Austria chce dosłownie zniszczyć życie osobom, które nie zaszczepią się na COVID-19. Dotychczas żaden kraj nie decydował się na tak skrajnie rygorystyczne przepisy “w walce z pandemią”, a gdyby lokalne media nie pisały o tym problemie, można byłoby uznać, że to tylko teoria spiskowa. Niestety to się dzieje naprawdę – władze Austrii chcą kar finansowych i nawet roku więzienia dla nieszczepionych, izolacji od osób zaszczepionych oraz płatnego pobytu w celi!

Tamtejszy rząd pracuje nad nowym prawem, które pozwoli wprowadzić przymus szczepień przeciwko COVID-19. Choć władze i główne media podkreślają, że policja nie będzie mogła szczepić na siłę wbrew czyjejś woli, życie osób niezaszczepionych stanie się wręcz koszmarem. A nowe prawo ma wejść w życie już 1 lutego 2022 r.

Rządowa propozycja nieco zmieniła się – wcześniej zakładano wprowadzenie kar w wysokości do 7200 euro. Teraz możemy przeczytać, że grzywna za odmowę przyjęcia dawki szczepionki na COVID-19 może wynieść maksymalnie 2000 euro, ale będzie można ją nakładać wielokrotnie tak jak w przypadku przekroczenia dozwolonej prędkości. Z kolei odmowa płacenia kary będzie wiązała się z karą pozbawienia wolności.

Tutaj wprowadzono istotną zmianę – pobyt w więzieniu dla niezaszczepionych będzie mógł zostać przedłużony z kilku tygodni do nawet jednego roku (!). Co więcej, osadzeni niezaszczepieni mają być izolowani od osób zaszczepionych, a za pobyt w więzieniu będą musiały płacić. Ostatecznie to kryminaliści będą w lepszej sytuacji, niż osoby niezaszczepione. Propozycje rządu opisuje lokalny tabloid „Exxpress”, a sam projekt można przeczytać TUTAJ.

W sobotę odbył się wielki protest przeciwko skrajnie niebezpiecznym przepisom, które zamierza wprowadzić austriacki rząd. W Wiedniu według policji protestowało około 44 tys. mieszkańców. Demonstracje odbyły się czwarty weekend z rzędu i nabierają mocy. Można powiedzieć, że rząd wypowiedział wojnę obywatelom, ale jeśli mimo sprzeciwu nowe przepisy wejdą w życie, to będzie oznaczało, że władze innych państw będą mogły postąpić w podobny sposób nie obawiając się żadnych konsekwencji.

Autorstwo: John Moll
Na podstawie: Exxpress.atParlament.gv.atBBC.com
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl

KOMENTARZ „WOLNYCH MEDIÓW”

Sytuacja w Austrii powinna nas niepokoić, ponieważ prawo wprowadzone w Austrii może zostać skopiowane w Polsce.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

MIŁOŚĆ AŻ PO GRÓB

 

Bez ciebie nic by nie było, Wojtku, nic


TVP wyemitowała nagrania ze spotkania Michnika z Jaruzelskim oraz rozmowy obu mężczyzn w szerszym gronie. Widać na nich, jak redaktor naczelny “GW” czule wita się z komunistyczny generałem. Materiały zostały pokazane po raz pierwszy i świadczą o wielkiej zażyłości obu osób. Nagranie pochodzi z domu Wojciecha Jaruzelskiego i przedstawia spotkanie w nocy z 12 na 13 grudnia 2000 r. w kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego.

Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” czule wita się z komunistyczny generałem. Obaj mężczyźni trzymają się za ręce. „Ja go kocham, ja go kocham, ja go kocham” – stwierdza Michnik, i oświadcza „Dla mnie generał to jest polski patriota i zawsze nim był”.

„Bez niego nic by nie było. Bez ciebie nic by nie było, Wojtku. Nic” – stwierdza szef „Gazety Wyborczej” i dodaje: „Tylko ty i Wałęsa – to byli dwaj ludzie, którzy mogli zmienić bieg historii i wyście to zrobili”.

Adam Michnik już wcześniej podchodził z atencją do gen. Jaruzelskiego i zasłynął z bon-motu „Odpie*****ie się od generała”. Środowisko „Gazety Wyborczej” ma być za co wdzięczne generałowi Jaruzelskiemu, bo jego postawa utorowała tym ludziom drogę do osiągnięcia olbrzymich korzyści politycznych i gospodarczych z tzw. transformacji i przejęcia majątku narodowego.

Źródło: Goniec.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

RZĄDOWI AGENCI

 

Rządzą nami agenci zachodnich elit


W II Rzeczypospolitej jedynym nielegalnym ruchem politycznym byli komuniści, którzy sami określali siebie jako „polską sekcję Międzynarodówki Komunistycznej”. Faktycznie oznaczało to, że stanowili agenturę organizacji, której cele były sprzeczne z interesami Polski.

Dzisiaj, co prawda, nie ma już Kominternu, ale istnieje inna międzynarodówka, którą można by nazwać globalistyczną, kosmopolityczną, liberalną, a zorientowani czytelnicy z pewnością znajdą jeszcze kilka celniejszych określeń. Jest ona wprawdzie nieformalna, ale jej ludzie działają w naszym kraju najzupełniej legalnie, zdobywając coraz większe wpływy.

Jednym z głównych gremiów, w których owa międzynarodówka się zbiera, jest Klub Bilderberg, założony w 1954 r. z inicjatywy Józefa Retingera ( 1888-1960 ), tajemniczej postaci, która w czasie wojny była cieniem gen. Sikorskiego, a później jednym z pionierów tzw. integracji europejskiej. Lista osób uczestniczących w corocznych spotkaniach Klubu obejmuje czołówkę zachodniej finansjery i polityki. Spotkania te poświęcone są, rzecz jasna, sprawom politycznym. Z informacji amerykańskiego tygodnika „The Spotlight” wynika, że decyzje tam podejmowane są potem wcielane w życie przez poszczególne rządy i oficjalne organizacje międzynarodowe, jak ONZ.

ANDRZEJ OLECHOWSKI – OD LAT W BILDERBERGU

Od 1994 r. w spotkaniach Klubu Bilderberg bierze udział reprezentant Polski – były minister finansów i spraw zagranicznych, Andrzej Olechowski. Wybór tej właśnie osoby do tak ważnego gremium z pewnością nie był przypadkowy. Trzeba bowiem pamiętać, że Andrzej Olechowski swoją karierę ekonomisty rozpoczynał jako pracownik Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) w Genewie w latach 1974-1975 i 1982-1984, natomiast w latach 1985-1987 pracował w Banku Światowym w Waszyngtonie, a więc w najważniejszej instytucji finansowej świata. Jego osobę już nieraz wymieniano jako kandydata na premiera, a nie jest wykluczone, że za dwa lata może być jednym z głównych pretendentów do prezydentury.

SUCHOCKA – “EUROPEJSKA IDEALNA”

W tegorocznym spotkaniu Klubu Bilderberg po raz pierwszy Polskę reprezentowały dwie osoby. Tą drugą była minister sprawiedliwości Hanna Suchocka, która wprawdzie nie pracowała w żadnym banku, ale za to odebrała staranne wykształcenie w takich uczelniach, jak Columbia University w Leyden, Instytut Praw Człowieka w Strasburgu oraz Instytut Prawa Publicznego w Heidelbergu. Od 1991 r. wchodzi ona w skład polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, uczestnicząc w pracach najważniejszej Komisji Politycznej, a w 1992 r., zanim została premierem, pełniła funkcję wiceprzewodniczącej tego Zgromadzenia.

Warto też przypomnieć, że kilka miesięcy temu Suchocka weszła w skład 9-osobowej Rady Mędrców, której zadaniem miało być przygotowanie projektu reformy Rady Europy. Nic więc dziwnego, że została ona już odznaczona Złotym Medalem Fundacji im. Jeana Monneta w Lozannie „za działalność na rzecz integracji europejskiej i praw człowieka”, a także otrzymała Międzynarodową Nagrodę im. Maxa Schmidtheinego „dla osób szczególnie wyróżniających się działalnością polityczną i gospodarczą na rzecz liberalnego porządku na świecie”. Była premier być może już niebawem będzie mogła ten „liberalny porządek” umacniać jeszcze aktywniej, gdyż w Strasburgu rozważa się pomysł zgłoszenia jej kandydatury na stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. Może to zresztą mieć związek z jej udziałem w spotkaniu Klubu Bilderberg.

GEREMEK – POD SKRZYDŁAMI BRZEZIŃSKIEGO

Kariery Olechowskiego i Suchockiej są typowe dla ludzi ze ścisłej czołówki udecji. Właściwie każda wpływowa postać tego obozu może pochwalić się znaczącymi kontaktami z międzynarodową elitą. Minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek zdążył nawiązać te kontakty jeszcze w latach 60-tych, gdy po raz pierwszy był wykładowcą College de France, jednej z najważniejszych francuskich uczelni. W 1990 r. Geremek brał udział w waszyngtońskim spotkaniu Komisji Trójstronnej ( Trilateral Commission), która pełni podobną funkcję , co Klub Bilderberg, ale skupia elity nie tylko z Zachodu (Ameryka Północna i Europa), lecz także z Japonii. Inicjatorem powstania tego ciała w 1973 r. był Zbigniew Brzeziński, jedna z czołowych postaci globalistycznej międzynarodówki.

MICHNIK – “ŻYD ROKU”

Równie dużym uznaniem cieszy się w tych gremiach Adam Michnik. Został on już uhonorowany nagrodą Prix de Liberte przez francuski Pen Club (czyli międzynarodową organizację literatów ) zaś w USA otrzymał Nagrodę Praw Człowieka im. Roberta Kennedy’ego oraz przed kilkoma laty tytuł „Żyda roku”, nadawany przez amerykańskie organizacje żydowskie. Nie powinno to dziwić, wszakże w Nowym Jorku mieszka brat Michnika, Jerzy (drugi brat, Stefan, mieszka w Szwecji). Do bardzo dobrych przyjaciół redaktora ,,Gazety Wyborczej” należy m.in. Daniel Cohn-Bendit, sławny przywódca rebelii paryskich studentów w maju 1968 r., a obecnie deputowany do Parlamentu Europejskiego z ramienia niemieckiej Partii Zielonych. Cohn-Bendit odwiedził Michnika wiosną br., gdy przebywał z wizytą w Warszawie.

SMOLAR – CZŁOWIEK SOROSA

Inna znacząca postać z tego środowiska, Aleksander Smolar, również posiada ciekawe kontakty zagraniczne. Od 1971 r., gdy wyemigrował do Francji, pracował jako politolog w paryskim Centre National de la Recherche Scientifique. W 1990 r. wrócił do Polski, zostając od razu szefem zespołu doradców premiera Mazowieckiego. Później pełnił podobną funkcję u boku premier Suchockiej. Jeszcze dzisiaj mówi, że jego życie toczy się między Warszawą a Paryżem. W Warszawie jest członkiem władz Unii Wolności, a przede wszystkim prezesem Fundacji im. Stefana Batorego, założonej przez inną znaczącą postać kosmopolitycznej międzynarodówki, George’a Sorosa. We władzach tej fundacji zasiadają także m.in. Geremek, Suchocka i Olechowski.

W BANKACH “SAMI SWOI”

Wchodzenie ludzi z Polski do elit międzynarodowych odbywa się także poprzez instytucje finansowe. Prezes Narodowego Banku Polskiego, Hanna Gronkiewicz-Waltz, od lat jest stałym gościem Światowego Forum Gospodarczego, które odbywa się w szwajcarskim uzdrowisku Davos, zaś czasopismo ,,Global Finance” przyznało jej w 1997 r. nagrodę dla najlepszego prezesa banku centralnego. Nic dziwnego, skoro jeszcze do niedawna jej głównym doradcą był Stanisław Gomułka, ,,marcowy emigrant”, który po 1969 r. został profesorem w London School of Economics, a dzisiaj doradza wicepremierowi Leszkowi Balcerowiczowi.

Zresztą sam Balcerowicz cieszy się uznaniem wpływowych kół na Zachodzie, skoro kilka lat temu był jednym z kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, a jeden z największych banków amerykańskich Merrill Lynch zaprosił go do swojego Komitetu Honorowego. Notabene, dyrektorem polskiej placówki Merrill Lynch jest obecnie Krzysztof Krowacki, były wiceminister finansów w rządzie Suchockiej i główny negocjator redukcji naszego zadłużenia. Również były premier Jan Krzysztof Bielecki wybrał podobną drogę kariery – od 1993 r. jest przedstawicielem Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Z kolei były wicepremier Grzegorz Kołodko po opuszczeniu swojej funkcji został ekspertem Banku Światowego.

SĘDZIOWIE Z MSZ

Nie tylko polscy ekonomiści mają szansę wejścia na zachodnie salony. Dotyczy to również prawników, czego przykładem może być prof. Jerzy Makarczyk, specjalista od prawa międzynarodowego, który w latach 1989-1992 pełnił również funkcję wiceministra spraw zagranicznych. Od 1992 r. jest on sędzią Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jego były szef, prof. Krzysztof Skubiszewski, miał mniej szczęścia, gdyż w 1993 r. nie udało mu się uzyskać wymarzonego fotela sędziego Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. „Na otarcie łez” powierzono mu funkcję przewodniczącego Irańsko-Amerykańskiego Trybunału Arbitrażowego, również mającego siedzibę w Hadze.

PASTUSIAK – ŚLADEM SCHAFFA

Do elit międzynarodowych wchodzą nie tylko ludzie udecji, ale również osoby związane z SLD. Charakterystycznym przykładem może tu być poseł Longin Pastusiak (notabene zięć byłego I sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba i jego żony Racheli Silbiger), którego kariera zawsze szła jak po maśle: w 1959 r. studia ukończył w Woodrow Wilson School of Foreign Affairs na University of Virginia w Charlottesville (USA). a od końca lat 60-tych jest stałym wykładowcą wielu amerykańskich uczelni. W latach 1991-1994 pełnił nawet funkcję wiceprezydenta Międzynarodowego Towarzystwa Nauk Politycznych.

Poza tym Pastusiak jest członkiem Klubu Rzymskiego, ważnej organizacji skupiającej naukowców z różnych krajów, a zajmującej się planowaniem przyszłości świata. Raporty Klubu poświęcone są głównie temu, by udowodnić, że na świecie żyje za dużo ludzi, a więc przyrost naturalny należy ograniczyć, najlepiej poprzez szerzenie antykoncepcji i dopuszczalność aborcji. W Klubie Rzymskim od lat zasiadało także kilku innych przedstawicieli Polski: byli wicepremierzy – prof. Kazimierz Secomski (z lat 1976-1980) i prof. Zdzisław Sadowski (z lat 1987-1988), były wiceprzewodniczący Komisji Planowania przy Radzie Ministrów z lat 1968-79, prof. Józef Pajestka, a przede wszystkim czołowy marksistowski filozof, prof. Adam Schaff. Obecność Pastusiaka w tym gronie nie powinna więc dziwić.

ROSATI I FREYBERG – Z ONZ DO SLD

Innym ludziom SLD również udało się wejść do znaczących instytucji międzynarodowych. Na przykład Dariusz Rosati, zanim został ministrem spraw zagranicznych w rządzie Cimoszewicza, przez cztery lata pracował w Europejskiej Komisji Gospodarczej ONZ w Genewie jako kierownik Sekcji Krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jednym z jego bliskich przyjaciół jest Piotr Freyberg, szef amerykańskiej firmy ,,3 M Polska”, ale znacznie ciekawszą postacią jest żona tego ostatniego, Ewa Freyberg.

W latach 70-tych była ona stypendystką brytyjskiego Sussex University Center for European Studies, a także jednej z uczelni w Argentynie. W latach 1980-81 pracowała w Departamencie Informacji Publicznej Sekretariatu ONZ w Nowym Jorku, a w 1994 r. minister Wiesław Kaczmarek mianował ją swoim zastępcą w resorcie przekształceń własnościowych, gdzie odpowiadała za realizację programu NFI. Od 1997 r. Ewa Freyberg jest posłem SLD, a ponadto członkiem grupy doradczej ds. prywatyzacji przy OECD oraz tajemniczego Centrum Transnarodowych Korporacji w Nowym Jorku. W „gabinecie cieni” SLD przewidziano dla niej funkcję szefa Komitetu Integracji Europejskiej.

LUDZIE FULBRIGHTA

Jeżeli jesteśmy już przy stypendystach zachodnich uczelni, to nie sposób nie wspomnieć o bardzo wpływowej grupie ludzi, którzy swoje późniejsze kariery zawdzięczali amerykańskim stypendiom Fulbrighta. Od lat 70-tych przyznawano je zwłaszcza młodym działaczom PZPR , rokującym nadzieje przede wszystkim jako ekonomiści . Byli to więc tacy ludzie jak Cezary Stypułkowski, który w latach 1981-85 był doradcą ministra ds. reformy gospodarczej, a następnie pełnił funkcję sekretarza Komitetu Rady Ministrów ds. Reformy Gospodarczej.

Studia w Columbia University Bussiness School w Nowym Jorku odbył w latach 1988-89, przez kolejne dwa lata szkolił się w nowojorskim Citibank, by po powrocie do kraju przyjąć propozycję wicepremiera Balcerowicza objęcia stanowiska prezesa Banku Handlowego, które piastuje do dzisiaj. Dodajmy, że przewodniczącym Rady Nadzorczej tego największego w Polsce banku jest Andrzej Olechowski. W polskiej gospodarce działa zresztą także wielu innych stypendystów Fulbrighta. Na przykład dyrektorem personalnym w warszawskim przedstawicielstwie wspomnianego Citibanku jest Stanisław Wojnicki, który wcześniej pełnił podobną funkcję w takich firmach jak Procter & Gamble i Reynolds Tobacco. Od 1994 r. jest też prezesem Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami. Inna wychowanka Fulbrigthta Henryka Bochniarz, była nawet ministrem przemysłu w rządzie Bieleckiego, a obecnie jest prezesem firmy konsultingowej Nicom Konsulting Ltd., która m.in. zarządza jednym z Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Od kilku lat jest również prezesem Polskiej Rady Biznesu.

KARIERY STYPENDYSTÓW

Stypendia Fulbrighta są też często przepustką do kariery politycznej. Najlepszym tego przykładem jest Marcin Święcicki (zięć PRL-owskiego wicepremiera Eugeniusza Szyra), który przeszedł przez George Washington University i Uniwersytet Harvarda w Cambridge , w stanie Massachussets (USA). Z takim wykształceniem spokojnie objął funkcję ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Mazowieckiego (jako członek PZPR), a po kilku latach – urząd prezydenta Warszawy (już jako działacz Unii Wolności ).

Do stanowiska rządowego doszedł także Bogusław Liberadzki, minister transportu i gospodarki morskiej w latach 1993-1997. Dzięki fundacji Fulbrighta odbył on studia w University of Illinois. Obecnie jest posłem SLD, a w ,,gabinecie cieni” tego ugrupowania znowu przewiduje się go jako szefa resortu transportu. W tym samym ,,gabinecie ” ministrem spraw zagranicznych jest poseł Tadeusz Iwiński, wiceprzewodniczący SdRP, który – podobnie jak Święcicki – wykształcił się na Uniwersytecie Harvarda, a także na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.

Do grona stypendystów Fulbrighta należy także obecna szefowa Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego, Danuta Huebner, która wcześniej była doradcą wicepremiera Kołodki, wiceministrem przemysłu i handlu, głównym negocjatorem umowy o przyjęciu Polski do OECD i sekretarzem Komitetu Integracji Europejskiej. Zajmując to ostatnie stanowisko, powołała kilku podsekretarzy stanu w KIE, m.in. innego wychowanka Fulbrighta, Jarosława Pietrasa, odpowiedzialnego za dostosowanie polskiego prawa do ,,norm europejskich”. Pietras, który w 1991 r . był jednym z negocjatorów Układu Europejskiego, urzęduje w Komitecie Integracji do dzisiaj.

ZAWSZE WYGRYWAJĄ “NASI”

Dzięki wykształceniu na zachodnich uczelniach grupy ekonomistów i polityków, zachodnie elity mają w Polsce gwardię posłusznych realizatorów własnych interesów, tak jak posłusznym narzędziem w ręku Kominternu była Komunistyczna Partia Polski. Gwardię tę uzupełniają ludzie, którzy są zapraszani na brukselskie i nowojorskie salony, czyli tam, gdzie znajduje się prawdziwa władza nad znaczną częścią świata. Oczywiście to nie oni będą tę władzę sprawować – ich zadaniem jest nadzorowanie porządku w polskiej strefie Unii Europejskiej, którą już niebawem ma stać się nasz kraj.

Nietrudno zauważyć, że owa gwardia składa się z ludzi udecji i SLD. Globalistyczna międzynarodówka wie bowiem, że na te dwie partie z pewnością może liczyć. Potwierdził to wspomniany już Zbigniew Brzeziński, który w 1994 r. pod patronatem amerykańskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych zorganizował komisję roboczą, której celem jest jak najszybsze włączenie Polski w struktury Zachodu. Do komisji tej ze strony polskiej zaproszono m.in. Geremka, Balcerowicza, Olechowskiego, Kołodkę, Liberadzkiego, Stypułkowskiego, a także Marka Borowskiego, Janusza Onyszkiewicza i Janusza Lewandowskiego.

Tymczasem w polskojęzycznych mediach przedstawia się Unię Wolności jako partię postsolidarnościową, a SLD jako postkomunistyczną. W ten sposób oba te ugrupowania – wraz z coraz bardziej posłusznym udecji AWS-em -zagospodarowują całą scenę polityczną, dając coraz bardziej ogłupionym wyborcom alternatywę: albo lewica z Kwaśniewskim i Millerem albo prawica z Balcerowiczem i Krzaklewskim. Dla zachodnich mocodawców jest to układ idealny: która ze stron by nie wygrała i tak zawsze zwyciężą ,,nasi”. W ten sposób można sprawować faktyczną władzę nad krajem nawet przez długie dziesięciolecia.

Źródło: NaszaPolska.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

DRUGIE DNO

 

“Gazeta Wyborcza” – drugie dno


Aby napisać o “Gazecie Wyborczej” nie starczy jeden artykuł. Ilość informacji oraz mitów i legend jest tak duża, że przekracza pojemność zwykłego artykułu. Na dodatek w prawie 30-letniej historii tej gazety pojawia się tyle ważnych nazwisk i faktów, które wymagają osobnego omówienia, że problemem jest zdecydowanie się gdzie zacząć całą historie i jak głęboko w niej kopać. Faktem jednak jest, że aby zrozumieć fenomen “Gazety Wyborczej” należy przedstawić różne strony medalu, co z pewnością spotka się z mieszanym reakcjami części czytelników. My zdecydowaliśmy się najpierw obalić mity narosłe wokół “Gazety Wyborczej” a dopiero na następnym etapie przejść do historii.

“GAZETA WYBORCZA” – OBALANIE MITÓW

Adam Michnik (Szechter) to samodzielny polityk i jedna z ikon walki z komunizmem w Polsce. FAŁSZ. Michnik nigdy nie był samodzielny i nigdy nie walczył z komunizmem, jako takim. Jego guru i szefem zawsze był Jacek Kuroń [Icek Kordblum], za którym Michnik podążał jak cień. Gdy go zabrakło została pustka i kontynuacja raz obranego kierunku. Kuroń był szefem Michnika w czasach Czerwonego Harcerstwa 1954 – 1961. Gdy Kuroń pisał list z Modzelewskim (Cyryl Budniewicz) do KC PZPR Michnik zajmował się przekazywaniem dalej tego listu. Wzorem swego mistrza zaliczył członkostwo w PZPR i został z partii wydalony, bo prezentował podobnie jak Kuroń odchylenie trockistowskie. Kuroń już w pierwszym rozdaniu układu magdalenkowego był przewidziany, jako jeden z czołowych przedstawicieli nowego rządu. O funkcję dla Michnika musiał on walczyć wraz z Lechem Wałęsą.

Adam Michnik był od początku szefem “Gazety Wyborczej”. FAŁSZ. Michnik nigdy nie był szefem gazety. Od zawsze w gazecie rządziła Helena Łuczywo (Chaber). To ona zasiadała i nadal zasiada w kierownictwie Fundacji Batorego – organizacji opłacanej przez Sorosa. Misja Heleny, która jest stuprocentową Żydówką, polegała zawsze na chronieniu polskich Żydów przed jakimkolwiek złym losem. Michnik w Gazecie Wyborczej był i jest komisarzem politycznym, który przez swoich cyngli, czyli Pawła Smoleńskiego i Agnieszkę Kublik sprawował nadzór nad polityczną linią gazety.

“Gazeta Wyborcza” od zawsze jest w konflikcie z PiS. CZĘŚCIOWA PRAWDA. Często opisywany konflikt ma swoje podłoże personalne. Gazeta tak często zmieniała swój profil, że pewnie gdyby nie konflikt personalny pogodziłaby się też z PiS gdyby miało to przynieść wymierne korzyści. Niestety Adam Michnik szczerze od lat nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego i to nie bez powodu. W sierpniu 1989 r. misję tworzenia nowego rządu powierzono przedstawicielowi opozycji Tadeuszowi Mazowieckiemu. “Gazeta Wyborcza” zaczęła wspierać nowego premiera i systematycznie powiększała swój dystans do przewodniczącego związku Lecha Wałęsy. Ten ostatni rzeczywiście poczuł się coraz bardziej marginalizowany, ale Michnik nie miał wyboru. Musiał wspierać swojego guru Jacka Kuronia, który wszedł w skład rządu. Efektem tego było to, że w drugiej połowie 1989 r. „Gazeta Wyborcza” weszła również w ostry konflikt ze środowiskiem „Tygodnika Solidarność”. Redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność” był w tym czasie Jarosław Kaczyński. Od tej pory w obozie solidarnościowym trwa walka między frakcją lewicową reprezentowaną przez UW a później przez PO i frakcją centrową mającą swe zaplecze w PC a obecnie w PiS. W walce padły ostre słowa, które zostały zapamiętane przez jedną i drugą stronę. Na dodatek Michnik oskarża Jarosława Kaczyńskiego o to, że przez niego “Gazeta Wyborcza” nie może już nigdy używać argumentu, że ma związek z opozycją post solidarnościową.

“Gazeta Wyborcza” od początku swego istnienia walczyła z wpływami komunistów w Polsce. FAŁSZ. Adam Michnik od razu po otrzymaniu stanowiska redaktora naczelnego w Gazecie Wyborczej udał się z swoją pierwszą misją do Moskwy gdzie spotkał się z szefem Wydziału Zagranicznego KPZR Jurijem Graczowem. Jak głoszą miejskie legendy wizyta ta uczyniła z Michnika jednego z nienaruszalnych i dzięki uzyskanym w Moskwie papierom Adaś może do dziś spokojnie siedzieć w fotelu szefa. Trzeba dodać, że sojusz największej gazety w Polsce z władzami w Moskwie trwał aż do przewrotu na Ukrainie, czyli do 20 lutego 2014. Wtedy to lewicowe środowisko w Polsce zostało postawione przed zerowym wyborem. Albo zachodnie źródła finansowania albo dalsza pro moskiewska polityka. Wygrały pieniądze.

“Gazeta Wyborcza” powstała dzięki staraniom Solidarności. PRAWDA POŁOWICZNA. “Gazeta Wyborcza” tak jak zresztą cały układ Okrągłego Stołu była efektem zgniłego kompromisu pomiędzy kontraktową opozycją i aparatem partii komunistycznej. Dowodów na to nie trzeba szukać daleko. Na pierwsze wydanie gazety dostarczono papier, który wtedy był reglamentowany na osobiste polecenie generała Kiszczaka. Przez długi czas gazeta była też drukowana w tych samych miejscach gdzie Trybuna Ludu. Rzeczywiście można to nazwać powiewem wolności.

Dzięki nadzwyczajnej popularności “Gazeta Wyborcza” zaczęła od razu na siebie zarabiać. FAŁSZ. Gdyby nie zewnętrzne źródła finansowania i przydział reglamentowanych środków gazeta padłaby po miesiącu. Tu trzeba czytelnikom przypomnieć, że w tych czasach papier i farba drukarska były towarami ciężkimi do zdobycia i reglamentowanymi. Wszystkie znaczące drukarnie były państwowe i pod ścisłą kontrolą SB. Na dodatek gazeta wcale nie oszczędzała pieniędzy na starcie. Od samego początku tylko sztab piszących dla gazety przekraczał 20 osób. Na potrzeby działalności gazeta zajęła budynek dawnego żłobka przy ulicy Iwickiej.

“GAZETA WYBORCZA” – HISTORIA

Najpierw mianowano Adama Michnika na redaktora naczelnego “Gazety Wyborczej”. Była to nazwa tymczasowa. Docelowo gazeta miała mieć tytuł „Gazeta Codzienna”. Nazwa Wyborcza miała funkcjonować tylko do wyborów do sejmu kontraktowego. W założeniu wstępnym “Gazeta Wyborcza” miała być organem prasowym Klubu Obywatelskiego przy przewodniczącym „Solidarności” Lechu Wałęsie. Jednak już po pierwszym zebraniu, które odbyło się przy ul. Stawki w gmachu ówczesnego Wydziału Psychologii UW było jasne, że team Kuroń i Michnik miał inne plany.

Pierwszym ruchem Michnika była wspomniana już wizyta w Moskwie. Jednocześnie zatrudniono Helenę Łuczywo i Ernesta Skalskiego (Wilker), jako zastępców redaktora naczelnego. Bieżącą kontrolę nad działalnością gazety sprawowała Helena Łuczywo i jej bardzo bliska „przyjaciółka” Wanda Rapaczyńska (Gruber). W skład zespołu wchodzili między innymi: Anna Bikont, Seweryn Blumsztajn, Edward Krzemień (Feuerberg), Ewa Milewicz, Piotr Pacewicz, Jerzy Jachowicz, Stanisław Remuszko, Joanna Szczęsna, Stanisław Turnau, Lidia Ostałowska, Juliusz Rawicz, Tomasz Burski, Krzysztof Leski, Danuta Zagrodzka, Małgorzata Szejnert, Jacek Żakowski. Rolę przewodnią w zespole stanowili byli lewicujący działacze KOR (trockiści) głównie pochodzenia żydowskiego.

Nic, więc dziwnego, że linia programowa gazety zamiast skupiać się na programowej idei Solidarności oscylowała wokół problematyki tropienie ksenofobii, antysemityzmu i wszelkich zagrożeń ze strony Kościoła i prawicy.

Nominalny wydawcą “Gazety Wyborczej” była Agory sp. z o.o. zarejestrowana 10 kwietnia 1989 r. przez reżysera Andrzeja Wajdę, opozycjonistę Zbigniewa Bujaka oraz dziennikarza Aleksandra Paszyńskiego. Kapitał początkowy spółki wynosił równowartość dzisiejszych 15 złotych. W maju 1990 r. do grona udziałowców spółki „dokooptowano” 16 wybrańców spośród dziennikarzy gazety. Byli wśród nich Anna Bikont, Stefan Bratkowski, Tomasz Burski, Zofia Bydlińska, Zofia Floriańczyk, Wojciech Kamiński, Edward Krzemień, Tomasz Kuczborski, Krzysztof Leski, Grzegorz Lindenberg, Helena Łuczywo, Adam Michnik, Piotr Pacewicz, Piotr Niemczycki, Juliusz Rawicz i Ernest Skalski.

Tu trzeba napisać słowo o pierwszych akcjonariuszach Agory. Najważniejszym z nich był Andrzej Wajda – ikona polskiej kinematografii. Wajda zrealizował w swoim życiu wiele wybitnych filmów i niewątpliwie jest jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów. Do chwili obecnej jego film „Ziemia obiecana” uchodzi za jedną z najlepszych polskich produkcji. Tu trzeba zaznaczyć również, że ten wybitny reżyser miał też drugą, często przemilczaną historię. Po za filmami, które przeszły do kanonu kinematografii Wajda zrealizował też sporo filmów z pogranicza socrealizmu lub po prostu kiczów. Zawsze był ulubieńcem władz. Jemu się nie odmawiało. Prawie od początku swej kariery ( 1951 r.) dostawał pieniądze na realizację złożonych przez siebie projektów bez ograniczeń. Mówiono wręcz, że budżet na realizację nowych filmów w dużej mierze zależał od planów Andrzeja Wajdy. Pozwalano mu też w dobie totalnej cenzury na delikatne wychodzenie po za ramy ogólnie przyjętej poprawności. Np. filmy o Armii Krajowej. To specjalne traktowanie reżysera tłumaczono z reguły sukcesami na rynku zagranicznym, lecz faktem jest, że wielu reżyserów o podobnym talencie było szykanowanych lub wręcz zmuszanych do emigracji. Estyma ogólnie rozumianej władzy do Andrzeje Wajdy była zaraźliwa, bo po okresie prosperity za czasów PRL wszedł w świetny kontakt z władzami wyłonionymi przy okrągłym stole. Jego nienaruszalność przetrwała do dziś. O Wajdzie mówi się dobrze lub nie mówi się w ogóle.

Zbigniew Bujak ma bujny życiorys. Niewątpliwie był jednym z najbardziej „legendowanych” działaczy Solidarności za czasów PRL, którego SB „ nie dała rady” złapać. Działał w Zakładach Mechanicznych Ursus. Brał udział w obradach okrągłego stołu i demonstracyjnie odcinał się od współpracy z kontraktową opozycją. Nie przeszkodziło mu to by z czasem przystąpić do Polskiej Unii Socjaldemokratycznej i UW. W 1999 został mianowany prezesem Głównego Urzędu Ceł w rządzie Jerzego Buzka. W czasach nowego rozdania strategicznie usunął się w cień, lecz wcześniej zdążył udzielić wywiadu pod znamiennym tytułem „Przepraszam za Solidarność”.

Aleksander Paszyński[ Finkelstein] był dziennikarzem, ale nie wybitnym. Kombinował na dwie strony. Z jednej wiele lat był dziennikarzem „Polityki” z drugiej publikował w drugim obiegu. Wilk był syty i owca cała. Pełnił funkcję ministra gospodarki przestrzennej i budownictwa w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, bo załapał się na obrady okrągłego stołu. Niewątpliwie udział w założeniu Agory był szczytowym momentem w jego życiu.

To, co łączy założycieli Agory to poparcie dla rządu Tadeusza Mazowieckiego i działalność na rzecz rozbicia NSZZ Solidarność, która ich zdaniem straciła rację bytu po zakończeniu obrad okrągłego stołu.

“GAZETA WYBORCZA” – AFERA RYWINA

Skandal wybuchł na tle propozycji korupcyjnej, którą Lew Rywin złożył Adamowi Michnikowi 22 lipca 2002. Chodziło o korupcyjną propozycję związaną z restrukturyzacją własności w polskich mediach. Na kanwie tej historii utworzono bajkę o uczciwym Michniku, który pierwszy raz spotkał się z niesprawiedliwością i zareagował jak porządny obywatel.

Przebieg afery. 11 lipca Lew Rywin spotkał się z prezes Agory Wandą Rapaczyńską w kawiarni hotelu Bristol gdzie dostaje kartkę z oczekiwaniami Agory, jeśli chodzi o ustawę medialną. 15 lipca Rywin ponownie spotyka się z Rapaczyńską. Powołując się na ustalenia z Leszkiem Millerem Rywin składa propozycję, którą można streścić w 3 punktach. Agora przekaże 17,5 miliona dolarów (przy ówczesnym kursie dolara chodziło o 60 milionów złotych) na konto Heritage Films. Pieniądze te miały trafić do SLD. “Gazeta Wyborcza” przestanie krytykować premiera i SLD. Po przejęciu przez Agorę Polsatu, Lew Rywin zostanie zatrudniony w tej stacji. Jak ustaliła komisja śledcza, między innymi w celu pilnowania interesów SLD. 22 lipca Rywin spotkał się z redaktorem naczelnym “Gazety Wyborczej” – Adamem Michnikiem. Michnik nagrywa rozmowę i z nagraniem biegnie do starego przyjaciela z Klubu Krzywego Koła – Jerzego Urbana. Następuje seria spotkań z politykami SLD w tym z Kwaśniewskim. Szczegóły sytuacji ujawnia w rubryce „Życie koalicji” tygodnik Wprost.

Wątpliwości. Jak Rywin mógł sprzedawać Polsat skoro jego właścicielem był Solorz? Czemu swoje pierwsze kroki Michnik skierował do Urbana a nie do własnej redakcji lub do prokuratury? Czemu właśnie ta rozmowa została nagrana i czemu wypuszczono ją w świat właśnie w tym momencie? Skąd Agora, której kapitał zakładowy jeszcze parę lat temu wynosił 15 zł miała zdobyć 17 milionów dolarów?!

Wyjaśnienie mijające się z wersją oficjalną. Jak się wszyscy przekonaliśmy po aferze taśmowej takie rozmowy w światku politycznego bagna Warszawy nie należą do rzadkości. Jest to raczej codzienność. Trzeba mieć pecha żeby treść rozmowy wyciekła do mediów albo musi na tym komuś bardzo zależeć. W przypadku tej afery zagrano o całą pulę a nagrodą było przejęcie sterów na polskiej lewicy. Jak już w tym artykule napisano Platforma Obywatelska to centro lewica. W tym czasie SLD zdając sobie sprawę, że czysta lewica nie jest w stanie na dłuższą metę funkcjonować w zmieniającej się Polsce powoli zaczęła dryfować w kierunku centrowym. Dwie partie w tej samej niszy znaczyło jedno – podział elektoratu a co za tym idzie klęskę wyborczą lub wątpliwy sojusz. Ktoś kogoś musiał wykończyć, aby zgarnąć całą pulę. W tym wypadku PO dostała od swojego żołnierza Adama Michnika prezent – pretekst. Dzięki niemu rozpętano burzę medialną, która doprowadziła do powstania najbardziej spektakularnej komisji śledczej. Efektem była szambo burza, która zmiotła SLD na długie lata ze sceny politycznej i pozostawiła cały lewicujący elektorat Platformie Obywatelskiej. W ten sposób można powiedzieć, że 8 lat rządów PO było kluczowym sukcesem “Gazety Wyborczej”.

“GAZETA WYBORCZA” I POLITYKA

Tzw. środowisko “Gazety Wyborczej” od zawsze było związane z jedną opcją polityczną. Związki te ciągną się od początku lat 70 – tych a nawet dłużej. Większość komentatorów politycznych nie dostrzega tych zależności, ponieważ w Polsce nadal króluje wbijany nam schemat, że państwa Układu Warszawskiego to była komuna a wszystko na zachód to była prawica i kapitalizm. Teraz po latach widać jak naprawdę wygląda sytuacja. Kto rządzi w UE i kto steruje takimi krajami jak np. Szwecja, która powoli dąży do samozagłady. Wtedy podziały tworzone przez oficjalne media były dużo prostsze. Źli i dobrzy, prawo i lewo. Jeśli ktoś zainteresowany przeczyta manifest Altiero Spinelliego – jednego z ojców założycieli UE przekona się, że lewica w zachodniej Europie nie odbiegała daleko w swoich ideach od naszych rodzimych komunistów. Różnica polegała na tym, że idee na zachodzie nie miały wpływu na gospodarkę kapitalistyczną a u nas królowała gospodarka planowa.

Przełomowym momentem w Polsce był rok 1968 i totalna klęska frakcji puławskiej w PZPR. Frakcja ta składała się głównie z komunistów przywiezionych z ZSRR i robiących kariery w komunistycznym aparacie ( głównie resortach siłowych). Po przemianach roku 1953 i 56 frakcja zaczęła się chylić ku upadkowi. Powody były dwa. Po pierwsze radzieccy towarzysze zrezygnowali z bezpośredniej ingerencji w zarządzanie państwem wasalskim i wycofali większość swoich przedstawicieli – czyli grupa puławska straciła swoich najważniejszych sojuszników. Po drugie proces destalinizacji doprowadził do czystek w aparacie bezpieczeństwa, których ofiarą padli oczywiście najbardziej opresyjni kaci ludności polskiej, którzy zarazem byli członkami grupy puławian. Do władzy dochodzili lokalni polscy komuniści jak na przykład partyzanci z grupy Moczara. W tej sytuacji puławianie nie mieli szans na normalne funkcjonowanie na starych warunkach. Trzeba było zaakceptować zmiany i się do nich dostosować.

Brak bezpośredniego parasola z Moskwy spowodował, że członkowie tej grupy, którzy po 1968 roku pozostali w kraju przeszli na pozycje liberalno lewicowe, co równało się przejściu do opozycji wobec władzy. Ponieważ starzy działacze byli zbyt skompromitowani, więc na pierwszą linię ognia wypchnęli swoje dzieci. Tym sposobem Michnik został łącznikiem z Maisons-Laffitte prowadzonym przez Jerzego Giedroycia. W ten sposób rasowi komuniści stali się dla państw zachodnich licencjonowaną opozycją w Polsce, która była warta poparcia i finansowania. Dlatego tak wielu prominentnych dziś polityków i przedstawicieli mediów ma kłopoty, jeśli wchodzi się na temat koligacji rodzinnych. Dlatego opozycja w Polsce składała się z dwóch części. Prawdziwej robotniczej opozycji będącej efektem buntu przeciw panującemu w Polsce ustrojowi i drugiej, która wywodziła się z przegranej frakcji komunistów, którzy po prostu znaleźli sobie nowe źródło finansowania. Ponieważ ta druga grupa wywodziła się z dawnych elit komunistycznych, więc dysponowała dobrym wykształceniem i solidnym zapleczem intelektualnym. Nic, więc dziwnego, że z czasem grupa ta zmarginalizowała zupełnie prawdziwych działaczy związkowych pchając się po ich plecach na poczesne stanowiska a ich samych usunięto, jako zagrożenie dla istniejącego układu.

Przykładem tego mechanizmu w pigułce jest “Gazeta Wyborcza”. Miała być organem robotników, którzy własną krwią odsunęli komunistów od władzy. Zamiast tego powstała tuba żydowskich post komunistów i tych, którzy zapewniali im dobrobyt w Polsce. Wystarczy spojrzeć na znany wszystkim życiorys i koligacje Adama Michnika i wpisać w wyszukiwarkę nazwisko Szechter. Jeden przykład to jednak zbyt mało, więc podajmy następne. Edward Krzemień (Feuerberg) – dziennikarz Wyborczej od początku jej istnienia. Jest synem Ignacego Krzemienia (Feuerberga) – uczestnika wojny domowej w Hiszpanii i funkcjonariusza stalinowskiego aparatu represji w Polsce. GW nie chwali się tym, że Krzemieniowi poświęcony był cały wątek z raportu z likwidacji WSI (str. 74-75). Helena Łuczywo z domu Chaber do 1967 należała do Związku Młodzieży Socjalistycznej. Później przeszła przez KOR. Była przy obradach okrągłego stołu. Aktywnie działa w fundacji Batorego. W 2002, 2004 i 2005 była notowana na liście najbogatszych Polaków. Helena Łuczywo jest córką działaczy komunistycznych żydowskiego pochodzenia, Ferdynanda Chabera – zastępcy kierownika wydziału KC PZPR i Debory z domu Guter. Były zastępca red. naczelnego „GW” Ernest Skalski to syn szefa personalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie Jerzego Wilkera (Skalskiego). Ma teczkę w IPN, ale podobno nie współpracował. Dawid Warszawski, syn jednego z najgroźniejszych agentów sowieckich w USA – dziennikarz “Gazety Wyborczej”. Ludmiła Wujec – związana z środowiskiem gazety. Córka pracownicy UB – Reginy Okrent. Anna Bikont, córka współzałożycielki „Trybuny Ludu” Wilhelminy Skulskiej. Czy to wystarczy do udowodnienia tezy? Cóż jak na jedną redakcję pewnie tak, ale gwarantuję wam, że gdyby poszukać znalazłoby się więcej takich kwiatków. I taka dygresja na boku – a później dziwicie się, że dziennikarz TVN Andrzej Morozowski prawi nam dziś moralne morały, choć jego ojcem był nie, kto inny jak były pracownik bezpieczeństwa Mordechaj Moses.

Wiadomym jest, że aby przekonać społeczeństwo do niekorzystnych dla niego zmian trzeba mieć sprawne i bogate media. Aby przekonać Polaków do chorego kompromisu z Magdalenki, którego efektem była prezydentura Jaruzelskiego i Wałęsy, reforma Balcerowicza i wyprzedaż majątku polskiego stworzono TVN, Polsat i przejęto “Gazetę Wyborczą”. Co mieliśmy do wyboru w latach 1990.? Media, które niby były nowe i niezależne, lecz nieformalnie współpracowały z układem i media postkomunistyczne, których twarzą był Jerzy Urban. Dzięki temu do dziś mamy układ polityczny i konstytucję, które skutecznie paraliżują jakąkolwiek naprawę państwa.
Pierwszym i to pokazowym numerem Michnika i spółki było faktyczne rozwalenie jedności w NSZZ Solidarność.

Tylko głupcy twierdzą, że związek zawodowy to był jeden mózg i jedno ciało. Od dłuższego czasu wśród czołowych działaczy narastał konflikt. Z jednej strony stali lewicujący działacze KOR i kontraktowa opozycja zrzeszona wokół haseł powstałych w Magdalence z drugiej zaś grupa działaczy skupionych wtedy wokół Tygodnika Solidarność i opcji radykalnie odbiegających od ustaleń okrągłego stołu. Potrzebny był tylko zapalnik a do tego świetnie nadawał się Michnik i jego gazeta. 3 lipca 1989 r. Adam Michnik opublikował swój sztandarowy artykuł „Wasz prezydent, nasz premier”. Był to pierwszy namacalny dowód na zawarcie przez grupę działaczy i doradców Solidarności kontraktu z władzami PRL. Był to jednocześnie sygnał do rozbicia związku zawodowego i ukształtowania nowej elity władzy. Solidarność powoli traciła zaufanie społeczne bo wszystkie symptomy wskazywały na to że poszła na układ z komunistami.

Jak pamiętamy o stanowisko dla Michnika zabiegał na prośbę Jacka Kuronia Lech Wałęsa. Kuroń nie musiał długo zabiegać, bo Michnik trzymał haki na Wałęsę już od jakiegoś czasu. Gdy wywołany został konflikt Michnik i towarzystwo z nim związane poparło Tadeusza Mazowieckiego i jego rząd, czyli praktycznie Michnik zdradził swojego dobroczyńcę. Nie miał on też skrupułów by wraz z kolegami zniszczyć SLD, z którego działaczami się przyjaźnił a generała Kiszczaka określał, jako człowieka honoru. Po latach układy polityczne w kraju się zmieniły. W tym czasie Lech „Bolek” Wałęsa z największego wroga stał się wiernym przyjacielem, którego należało bronić za wszelką cenę.

Gazecie Wyborczej i środowisku z nią związanym „zawdzięczamy” też po części plan Balcerowicza. Kulisy tej sprawy opisuje w swoich wspomnieniach pod tytułem „Launching the Plan” faktyczny autor planu Jeffrey Sachs. Mimo młodego wieku był on wykładowcą w Harvard University i zaufanym człowiekiem Georga Sorosa. To ten ostatni skontaktował młodego wykładowcę ze swoim przyjacielem Bronisławem Geremkiem, który dalej wysłał go do mieszkania Jacka Kuronia. To Kuroń zadecydował, że plan jest potrzebny „na wczoraj” i zabrał Sachsa oraz jego współpracownika Liptona do siedziby “Gazety Wyborczej”. Tam w ciągu niewielu godzin powstał plan, który zaakceptowali Kuroń, Michnik i Geremek. To wybitne dzieło przypisano Balcerowiczowi, bo przecież plany dla Polski musiał napisać jakiś „wybitny” „polski” ekonomista. Skutki działania planu możemy ocenić z perspektywy lat, jako antypolską dywersję.

“Gazeta Wyborcza” nie zakończyła na tym swej roli w dewastowaniu Polskiej gospodarki. To właśnie w tej gazecie mogliśmy wkrótce przeczytać artykuły pod znamiennymi tytułami „Plan Sachsa” i „Czy Sachs powtórzy sukces Grabskiego?” w których jednoznacznie sugerowano, że plan Balcerowicza to jedyna słuszna droga do sukcesu w reformowaniu komunistycznej gospodarki.

FINANSE

Jak wcześniej napisano “Gazeta Wyborcza” była na swym początku bankrutem z wysokimi aspiracjami. Wydawcą była Agora sp. Zoo, której właściciele wnieśli kapitał zakładowy, czyli 5 nowych złotych każdy ( wówczas to było 50 tysięcy złotych). Pierwsze trudne lata “Gazeta Wyborcza” przeżyła dzięki zastawianiu maszyn drukarskich, które otrzymała w prezencie od francuskiego dziennika Le Monde. Tu trzeba zaznaczyć, że Le Monde to francuski pierwowzór “Gazety Wyborczej”. Dziennik ten w swej historii popierał Związek Lewicy – koalicję Partii Socjalistycznej, Radykalnego Ruchu Lewicy i Partii Komunistycznej. Popierała kandydaturę socjalisty François Mitterranda. Według materiałów z tzw. Archiwum Mitrochina dwóch głównych dziennikarzy „Le Monde” pracowało dla ZSRR. Od 1993 roku udziałowcem w spółce Agora została firma COX która objęła 13,2 procent udziałów. Kontakt załatwiła Wanda Rapaczyńska – współlokatorka Heleny Łuczywo. W 1998 roku AGORA sp. z. o.o. zmieniła szyld na AGORA Holding sp. z. o.o. i została głównym udziałowcem spółki akcyjnej. Zdecydowano też, że udziałowcami AGORY Holding zostanie czterech dotychczasowych udziałowców (Rapaczyńska, Rawicz, Łuczywo, Niemczycki), pozostałym zaproponowano specjalne pakiety akcji AGORA SA. Od 2004 roku Cox rozpoczął proces wycofywania się z akcjonariatu AGORY S. A., sprzedając swoje akcje AGORZE Holding. Aktualnie akcjonariat AGORY zasilił osobiście Georg Soros, który nabył 11% akcji.

EPILOG

Dalszą część historii “Gazety Wyborczej” zna chyba każdy. Po śmierci Jacka Kuronia w 2004 roku i Bronisława Geremka w 2008 zabrakło wizjonerów. Na posterunku został komisarz polityczny, który pilnuje by powierzona mu wartość nie wpadła w wrogie ręce i by nie zmieniła swojego politycznego kursu.

Potraktujmy rzeczywistość bardziej kompleksowo. Były lata 1990. Przeciętny Polak dawno zgubił się w meandrach polityki i strategii. Po początkowym szale zainteresowania wszystkim, co wiązało się z polityką temat spowszedniał. Jednocześnie źródła dostępu do informacji były mocno ograniczone. Powstałe za pieniądze służb Polsat i TVN oraz “Gazeta Wyborcza” reprezentująca określoną koterię polityczną miały monopol na prawdę. Telewizja publiczna w tych czasach walczyła by zdjąć z siebie odium komunizmu i nie stanowiła żadnej konkurencji dla nowych „ niezależnych” mediów. Trzeba napisać to wprost – NORMALNY OBYWATEL MIAŁ PRZECHLAPANE!

Autorstwo: M

Źródło: Anty-News.waw.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

NORMALNOŚĆ

 

Wróćmy do normalności!


Przez dwa lata mieszkańcy Ontario robili to, o co ich poproszono. I to pomimo tego, że rząd Forda i wydział zdrowia publicznego we wszystkim się pomylili. Mylili się w kwestii blokad, sposobu transmisji, skuteczności osłon z pleksiglasu, naturalnej odporności i odporności stadnej.

Wymóg szczepień wciąż piął się w górę, a najnowszym celem było zaszczepienie 80% kwalifikujących się mieszkańców Ontario. Teraz, gdy mamy ponad 90% zaszczepionych mieszkańców Ontario, słupek ponownie się przesunął. Ograniczenia powróciły w czterech regionach, a rząd planuje powrót do mrocznych czasów blokad z zeszłej zimy.

To jest niedopuszczalne.

Nadszedł czas, aby przestać dawać Dougowi Fordowi i Public Health kredyt zaufania. Trzeba zmienić naszą reakcję na pandemię. Zawsze może pojawić się inny wariant, a 90% wskaźnik szczepień nie zadziałał.

Dlatego w tym tygodniu zaproponowałem Lepszy Sposób

Chrońmy Opiekę Długoterminową. Ponad 80% wszystkich Kanadyjczyków, którzy zmarli z Covid, było mieszkańcami domów opieki długoterminowej. Skoncentrujmy się tam, gdzie jest ryzyko.

Zbudujmy i powiększmy potencjał opieki zdrowotnej. 400 pacjentów na intensywnej terapii nie powinno paraliżować systemu zdrowia 15-milionowej prowincji. Potencjał opieki zdrowotnej Ontario wisi na włosku. Mamy teraz mniejsze możliwości niż w marcu 2020 r. Musimy skoncentrować się na zwiększeniu liczby pracowników, zwłaszcza pielęgniarek. Przywróćmy wszystkich naszych bohaterów opieki zdrowotnej do pracy i przemyślmy ich wynagrodzenia, aby przyciągnąć nowe talenty.

Pozwólmy mieszkańcom Ontario dokonywać własnych wyborów medycznych. Mieszkańcy Ontario mogą swobodnie stosować się do porad i zaleceń dotyczących zdrowia publicznego, ale żaden mieszkaniec Ontario nie powinien być karany, zastraszany ani oczerniany z powodu swoich osobistych wyborów. W Ontario nie ma miejsca na segregację.

Wróćmy do normalności – czas zagoić rany. Wielu mieszkańców Ontario, zwłaszcza dzieci z Ontario, nie jest w stanie dłużej znosić interwencji publicznej służby zdrowia. Powrót do normalności jest najlepszy dla naszego zdrowia i dobrego samopoczucia.

Autorstwo: Roman Baber (poseł do legislatury Ontario)
Źródło oryginalne: JoinRoman.ca
Źródło polskie: Goniec.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

POLE BITWY

 

Toczy się walka o człowieczeństwo


Sytuacja nam się zagęszcza, widać to wyraźnie, coraz więcej rzeczy w sklepach brakuje. Oczywiście, na razie nie ma mowy o tym, żebyśmy chodzili głodni, czy też nie mogli sobie jakoś poradzić, najwyraźniej dostawy ulegają przekombinowaniu w świetle nadchodzącego konfliktu z Chinami, konfliktu, który zaostrza się na naszych oczach w szybkim tempie.

Gdy poskładamy te wszystkie informacje o różnych chińskich wyczynach bojowych, testach, próbach, a także to, że Stany Zjednoczone kierowane niewidzialną ręką zza prezydenta Bidena, nadal idą ostrym antypekińskim kursem, drażniąc ChRL, a to odgrzaną miłością do Tajwanu, a to bojkotem dyplomatycznym olimpiady w Chinach, a to znowuż oskarżeniami o łamanie praw człowieka, widać wyraźnie, że zaczynamy kreślić linię okopów.

Na ile nasze wierzganie będzie skuteczne, trudno powiedzieć. Chińczycy o wiele bardziej poprzerastali tkankę tutejszych społeczeństw i elit władzy, niż ma to miejsce w drugą stronę, ale dopóki nie padną strzały to nie będzie jasne, kto przegrał.

Starcie będzie wyglądało ciekawie, bo wstrząs przemodeluje nie tylko głównych przeciwników, ale cały świat; wszystko dookoła.

Tak zwana pandemia dała doskonałą okazję, byśmy przyzwyczaili się do wyrzeczeń, pogodzili się z tym, że wiele rzeczy nie będzie jak dawniej. Do konieczności poświęceń jesteśmy systematycznie tresowani od dwóch lat w ramach antypandemicznej mobilizacji, a także segregacji społeczeństwa na części — karną, propaństwową i wichrzycielską, antypaństwową.

Nie ma lepszej identyfikacji „elementów wywrotowych” niż obecne testowanie bojem pandemicznych obostrzeń. Pozwala to prosto i tanio wskazać wroga wewnętrznego i przygotować metody ewentualnej neutralizacji.

Wymuszanie szczepień, które do tej pory odbywało się metodą pośrednią coraz częściej zostaje objęte państwowym nakazem, łamiąc w ten sposób ostatni bastion naszej prywatności i wolności „somatycznej”.

Do tej pory to my decydowaliśmy o swym ciele i nawet w takich sytuacjach, jak Świadków Jehowy, byliśmy w stanie odmówić terapii. Obecnie nasze ciało zostało upaństwowione.

Oczywiście, można się zastanawiać czy te wielkie kampanie wyszczepiania nie mają czegoś wspólnego z ćwiczeniami „obrony cywilnej” na wypadek różnych metod wojowania biologicznego. W przeszłości przed każdą dużą wojną trudno było ludziom ogarnąć zasady walki i uzbrojenie, które zostało potem użyte.

Do niedawna wszyscy baliśmy się broni atomowej, dzisiaj być może, będziemy padać pod ciosami broni genetycznej, a może nie tyle padać, co — na przykład — tracić ochotę do życia, czy zdolność racjonalnego myślenia.

Nowa normalność będzie wymagała poświęceń i wyrzeczeń, jak to miało miejsce już tyle razy w przypadku wielkich ideologii totalnych.

Przyzwyczajanie się do poświęcenia to jedno, a drugie to przyjęcie za coś normalnego nowych zasad funkcjonowania państwa, rezygnacja z procesu demokratycznego i odwołania do praw człowieka. Zresztą od jakiegoś czasu te prawa istnieją li tylko na papierze, używane w walce ideologicznej i propagandzie, nie zaś dla zapewnienia poszanowania tego kim jesteśmy.

Mamy również upadek wszystkich instytucji, które w czasach zamętu pozwalały szukać gruntu pod nogami i dawały oparcie — silna rodzina, silny Kościół, silne społeczności lokalne, solidarność. To wszystko zostało w bardzo sprytny sposób osłabione, rozbite i usunięte właśnie po to, byśmy mogli szukać obrony jedynie indywidualnie na własną rękę w sile woli i charakteru. Ale i to podlega wychowawczej dewastacji w młodym pokoleniu.

Tak więc, wojna idzie na całego, wojna o kształt naszej planety, o to co z nią będzie. I nie mam tu na myśli gazów cieplarnianych ani zmian klimatu, lecz to przez kogo będzie zamieszkana.

Czy będzie to totalitarne cybermrowisko sterowane z wyżyn Mordoru piramidy pychy ludzkiej?

Czy jesteśmy się stanie obronić?

Tak, ale jedynie wówczas, gdy naszą walkę zakorzenimy w tym, co transcendentne, wykraczające ponad doczesność i wyłącznie ludzką siłę.

Toczy się więc wojna o nasze dusze, cała reszta to tylko pole bitwy.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

ZACZYNA SIĘ NAGONKA

 

Informacje od pani Very Kanalec są nierzetelne lub błędne


Zainspirowany powiewem optymizmu, który z informacji o podziale tzw. „szczepionek przeciw COVID-19” na trzy „modele”, w którym model 01 ma być wyłącznie solą fizjologiczną, zacząłem zgłębiać temat.

Ponieważ mam dostęp, z racji zawodu, do portalu gabinet.gov.pl, oraz że wcześniej sam zakładałem, że producent preparatu szczepionkopodobnego nie oprze się pokusie, żeby część fiolek zawierała placebo, co da możliwość przeprowadzenia badań na ogromną skalę, sprawdziłem tezę pani Very Kanalec ze Słowenii.

Pracuję w szpitalu rehabilitacyjnym, dokąd trafiają pacjenci na rehabilitację kardiologiczną, neurologiczną i ortopedyczną. Są to osoby z różnych zakątków Polski. W tej sytuacji mogłem posprawdzać ich paszporty covidowe.

Podawana informacja, że numer po literkach „UVCI:” określa model preparatu nie daje się obronić. Wszystkie sprawdzone przeze mnie paszporty spośród 180 obecnie przebywających na oddziale pacjentów, miały numer 01. Co więcej, pacjenci na rehabilitacji kardiologicznej i neurologicznej, u których wystąpiła korelacja pomiędzy nagłym zachorowaniem na zawał serca lub udar mózgu, a wcześniej przyjętą szprycą, wszyscy w paszporcie covidowym mają numer 01.

Wracam do mojego założenia, że dla celów badawczych, czyli przeprowadzenia eksperymentu podwójnie ślepą próbą, producenci wypuścili jakąś część serii z placebo. Jeżeli tak jest, to informacja o tym jest zapewne zawarta w numerach serii preparatów, a nie w numerze certyfikatu, w którym występują cyfry przywołane przez p. Verę Kanalec i są załączone na zdjęciach przy jej artykułach.

Co do samego eksperymentu. Odkąd do użycia wszedł booster, czyli dawka przypominająca, eksperyment został zakończony. Prawdopodobieństwo podania po raz trzeci placebo tej samej osobie, która otrzymała placebo dwukrotnie w sposób planowy jest nikłe. Świadczyć o tym mogą liczne zgłoszenia zdecydowanie gorszej tolerancji boostera przez osoby, które pierwsze dwie dawki przeszły bez żadnych powikłań, nawet bólu ramienia.

Dlaczego pani Kanalec wypuściła taką informację i to w lipcu 2021 roku? Może był potrzebny bufor bezpieczeństwa, że „zaszczepionym” nic nie grozi, bo jak każdy spojrzał na swój certyfikat to zobaczył „01”. Uff. To mi się udało.

Mam prośbę do czytelników. Jeżeli ktoś z Was w certyfikacie swoim lub bliskich ma po literkach UVCI: 02 lub 03 to proszę o zamieszczenie tej informacji w komentarzu.

I na koniec muszę zaznaczyć, że w jednym zgadzam się z p. Verą. Zgadzam się, że wybrańcy, którzy współpracują z Wielką Farmacją (Big Farmą) i NWO, którzy są posłuszni ich poleceniom, otrzymali placebo, szczególnie, gdy mieli to zrobić przed kamerami.

Autorstwo: Czytelnik
Źródło: WolneMedia.net

KOMENTARZ „WOLNYCH MEDIÓW”

Dziękujemy za nadesłaną weryfikację. Przypomnijmy też, że najbardziej śmiertelna seria „szczepionki” Moderny opisana w bazie VAERS z USA zaczyna się od numerów „039K20A”, a więc od „03”, ale wygląda to na „typ szczepionki” a nie fragment kodu certyfikatu (patrz ilustracja wyżej). Myślę, że bardziej prawdopodobne jest istnienie listy „typów szczepionek” placebo i pozostałych. Chociaż „elity” są bezczelne, raczej nie robiłyby tego tak jawnie. Trzeba też wziąć pod uwagę możliwość, że sytuacja w Słowenii może różnić się od sytuacji w Polsce. Osoby posiadające kody „UVCI:02″ i „UVCI:03″ proszone są o kontakt. Celem naszego portalu jest dociekanie prawdy, więc drążmy sprawę dalej.

ZAPLANOWANE DZIAŁANIE PRZECIW POLAKOM

 

Szokujące wieści o podejmowaniu decyzji przez premiera


Polski rząd zapowiedział, że od 1 marca 2022 r. medycy, nauczyciele oraz służby mundurowe, staną przed obowiązkiem, aby się zaszczepić. Być może to samo czeka wkrótce całe społeczeństwo.

Jednak nie wszyscy termin „obowiązek” rozumieją tak samo. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia – Wojciech Andrusiewicz – próbował wyjaśnić, na czym polega różnica pomiędzy obowiązkiem szczepień na COVID-19, a ich przymusem. Jak stwierdził: „Przymus polegałby na tym, że chodzilibyśmy – mówiąc kolokwialnie – od domu do domu i przymuszali ludzi do szczepień”. Czyli gdyby wojsko chodziło z karabinami od domu do domu i siłowo wymuszało przyjęcie szprycy, to wtedy nie byłoby to „tylko” obowiązkowe.

Zapytany o komentarz językoznawca – prof. Jerzy Bralczyk – próbował wytłumaczyć różnicę pomiędzy tymi pojęciami: „Przymus zakłada pewne fizyczne działania, a obowiązek jest tylko kategorią prawną. Oczywiście mogą być jakieś sankcje wobec tych, którzy obowiązku nie dopełniają. Może być tak, że ktoś, kto nie podda się obowiązkowi, poniesie za to karę. Przymusowi nie można się nie poddać”. Skoro rozporządzenie ministra zdrowia, nie mówi o militarnym zmuszaniu obywateli do przyjęcia preparatów na koronawirusa, to zdaniem rządu, wszystko jest zgodnie z duchem konstytucji.

Sęk w tym, że jest to przymus, tyle, że zawoalowany, bowiem ci, którzy nie będą przestrzegali obowiązku nałożonego przez Ministerstwo Zdrowia, prawdopodobnie będą tracić pracę. Jest to więc stawianie ludzi przed egzystencjalnym wyborem, przed koniecznością zmiany pracy, zawodu i ścieżki życiowej. Nie potrzeba więc przykładać spluwy do głowy, żeby oczekiwać, że 99% wszystkich podlegających obowiązkowi, będzie musiało przyjąć trzy dawki, żeby utrzymać obecny status materialny.

Tymczasem docierają do nas bardzo ciekawe informacje dotyczące tego, w jaki sposób premier Morawiecki i rząd podejmowali decyzje dotyczące covidowych restrykcji. Odpowiedź zaskakuje i nawet przeraża.

Sieć Obywatelska Watchdog Polska wystosowała do Kancelarii Premiera pytanie o to, jakie były powody podjęcia decyzji o zamknięciu cmentarzy na Wszystkich Świętych w listopadzie 2020 roku. Pytanie niby niewinne, ale odpowiedź mrozi krew w żyłach. Okazuje się bowiem, że Kancelaria Prezesa Rady Ministrów „nie posiada listy ekspertów, których ustna opinia lub głos doradczy przyczynił się do podjęcia decyzji o zamknięciu cmentarzy w listopadzie 2020 r.”. Czyli nie ma żadnych dowodów na to, że ktokolwiek w tamtym okresie podejmował tę decyzję w sposób analityczny, racjonalny, bez oznak chaosu i paniki.

Jednak dalej jest jeszcze ciekawiej: „[…] Odtworzenie procesu myślowego, który towarzyszył Prezesowi Rady Ministrów w podjęciu tej konkretnej decyzji oraz wskazanie, który głos doradczy był pomocny lub kluczowy w jej podjęciu, jest z praktycznego punktu widzenia niemożliwe i wymagałoby zainicjowania działań tworzących nowe informacje, które mogłyby później okazać się nierzetelne lub nieścisłe”. Tak więc premier nie pamięta i nie wie, co nim kierowało, gdy podejmował decyzję o zamknięciu cmentarzy na Wszystkich Świętych w ubiegłym roku.

Konsultacje w tej sprawie nie miały charakteru formalnego i nie były protokołowane. Zasadnicze pytania, jakie należy w tym miejscu postawić brzmią: jak wiele decyzji w związku z pandemią COVID-19 premier Morawiecki podejmował bez jakichkolwiek oznak konsultacji? Jak wielu decyzji nie jest on w stanie wytłumaczyć z perspektywy czasu? Czy to przypadkiem nie oznacza, że lockdowny i obostrzenia nie miały prawa się wydarzyć? Czy fakt, że szef rządu nie jest w stanie wytłumaczyć tego, co robił, nie wskazuje na ryzyko, że wszystko, co się działo i dzieje, jest wynikiem całego zespołu kompletnie nieprzemyślanych ruchów, które skomplikowały życie wszystkich Polaków? Czy polski rząd na pewno wie, co robi?

Autorstwo: Marcin Kozera
Na podstawie: Twitter.com
Źródła 2 wiadomości: ZmianyNaZiemi.pl [1] [2]


Skopiowano z WOLNE MEDIA

DWA CHAZARSKIE PIESKI CHCĄ DZIECI MORDOWAĆ

 

Czarnek i Niedzielski zachęcają do wstrzykiwania dzieciom eksperymentalnych preparatów


1 grudnia 2021 roku dwaj ministrowie rządu Prawa i Sprawiedliwości, Adam Niedzielski (minister zdrowia) i Przemysław Czarnek (minister edukacji i nauki) wystosowali list do rodziców. Piszą w nim o „zarekomendowaniu” przez Europejską Agencję Leków (EMA) szczepienia dzieci w wieku 5-11 lat.

Jak czytamy w liście „podstawą rekomendacji były szczegółowe wyniki badań klinicznych, które przedstawił producent szczepionki – konsorcjum Pfizer/Biontech”. Jak dodają obaj ministrowie polskiego rządu „są to udowodnione dane naukowe świadczące o skuteczności i bezpieczeństwie stosowania szczepionki wśród najmłodszych”. W liście czytamy, że dzięki polskiemu przedstawicielowi w EMA, Polska miała „bieżący dostęp do wszelkich informacji, na bazie których podejmowane były decyzje o dopuszczeniu szczepień dzieci w grupie wiekowej 5-11 lat”.

Minister edukacji Przemysław Czarnek sprawia wrażenie człowieka, który chciałby mieć ciastko i je zjeść. Właśnie wyraził swój sceptycyzm wobec, planowanego przez współautora listu z 1 grudnia, ministra Niedzielskiego, wprowadzenia obowiązku szczepień na COVID-19 w niektórych grupach zawodowych. „Nie jestem entuzjastą obowiązkowych szczepień na COVID-19” – powiedział Czarnek.

Można by się zadumać: a czego to już, w kwestii pandemii, nie mówili politycy PiS przez ostatnie kilkanaście miesięcy, czego potem by nie „skorygowali”?! Zatem do słów ministra edukacji podchodzić należy z bardzo dużą ostrożnością, tym bardziej, że – jak przystało na profesora – „uwierzył w naukę” i sam, niczym jakiś medyczny ekshibicjonista, chwali się w mediach, że sam się już ukłuł i że ze swoimi dziećmi zrobi to samo.

Pan minister, podpisując razem z ministrem Niedzielskim, wspólny list do rodziców, uwierzył również w zapewnienia koncernu farmaceutycznego Pfizer, który, skoro mówi, że jest naukowo i dobrze, to znaczy, że tak jest. Cóż, wierzyć w zapewnienia firmy chcącej sprzedać towar, która miała szczepić dwoma dawkami a już myśli o czwartej i piątej, to chyba szczególna przypadłość profesorska. EMA to przyklepuje. Fakt. Jednak łatwiej byłoby nam to „przyklepanie” zaakceptować, gdyby nie istniało zjawisko korupcji, w której – kto jak kto, ale politycy i urzędnicy różnych szczebli – wyjątkowo lubią się taplać.

Nie dopuszczam do siebie myśli, że minister Czarnek, przynajmniej od czasu do czasu, nie przegląda internetu i nie docierają do niego informacje z serii: nagłe zgony młodych ludzi. Gdy zgony te dotyczą np. dziennikarzy, sportowców, nauczycieli, policjantów, strażaków, lekarzy, żołnierzy bądź kogoś, kto cieszył się poważaniem w swojej lokalnej społeczności, piszą o nich media. A o ilu nie piszą? Ile jest udarów, zawałów, zakrzepic… W tego typu informacjach zwykle nie podaje się przyczyn, brak jest wzmianki o przyjęciu preparatów na COVID-19. Czasem pojawia się informacja, że zmarły był zakażony koronawirusem. Gdy w tych smutnych newsach nie ma żadnej wzmianki typu: „zmarł na COVID-19, nie chciał się zaszczepić!”, wówczas z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącą z pewnością możemy domniemywać, że BYŁ ZASZCZEPIONY. Inaczej propandemiczna propaganda z rozkoszą by to wykorzystała, by postraszyć ludzi i postręczyć „szczepionki”. Gdy jednak uda się udowodnić, że zmarły przyjął preparat, odpowiedź szczepionkowych naganiaczy w rządzie i w mediach zwykle brzmi: zgon nie ma związku ze szczepionką, to tzw. koincydencja…

Obserwując pewną wahliwość ministra Czarnka można domniemywać, że we wspólny list z 1 grudnia 2021 r. został on wmanewrowany przez swojego cwańszego, nie mającego żadnych skrupułów, rządowego kolegę (to wersja optymistyczna). Pewnie nie jest jeszcze za późno, by się z tej całej hucpy wycofać. Nawet jeśli powikłania po przyjęciu preparatów, łącznie ze zgonami, stanowią mniejszość wśród ogólnie wstrzykniętych dawek, to chyba i tak jest ich o wiele za dużo.

A jak będzie z dziećmi? To, że ktoś nie odczuje NOP-u teraz nie znaczy, że konsekwencje nie pojawią się po miesiącach lub latach. Tak naprawdę nie wiemy do końca co nam wstrzykują, wiemy tylko, że mamy do czynienia z eksperymentem na skalę globalną, podczas którego testowany jest – co przyznał nawet kolega ministra Czarnka z rządu Marcin Horała – „eksperymentalny preparat”.

Warto też dociec, dlaczego niemiecka firma CureVac, w którą 6 lat temu zainwestował m.in. Bill Gates, wycofała się z wprowadzenia swojego preparatu mRNA na COVID-19 oznajmiając, że osiągnął on jedynie 47-procentową skuteczność. Jak to się stało, że preparat firmy, która nad mRNA pracuje już od kilku lat, okazał się nieprzydatny, zaś „świetne rezultaty” uzyskały preparaty Pfizer, Moderna czy Johnson & Johnson?

To pytania pod rozwagę również dla ministra Czarnka, który chciałby mieć ciastko i je zjeść. Jeśli pan minister chce sobie oraz swoim dzieciom, wstrzykiwać „preparat eksperymentalny” – jego sprawa, jego odpowiedzialność, jego sumienie. Niech jednak weźmie ciężki młotek i niech wybije koledze z ławki rządowej, ministrowi Niedzielskiemu, totalitarny pomysł zmuszania i represjonowania do przyjmowania preparatu tych, którzy nie chcą tego robić. Minister Czarnek, jak przystało na profesora, wie pewnie czym był nazizm i komunizm. Polacy aż nadto doświadczyli obu tych totalitaryzmów. Proszę nam oszczędzić najnowszego jego wcielenia: totalitaryzmu hipochondrycznego.

Autorstwo: PS
Źródło: ProKapitalizm.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...