środa, 20 września 2023

 

Odszkodowawcze szaleństwa PiS-u


W czerwcu 2021 roku wpływowy amerykański dyplomata Bix Aliu napisał do polskiej marszałek Sejmu list, którym chciał wpłynąć na pracę nad regulacjami dotyczącymi reprywatyzacji.

Wyraził sprzeciw wobec ustawy mającej zablokować reprywatyzację. Trapił się amerykański dyplomata, że może to utrudnić odzyskiwanie mienia żydowskiego utraconego w okresie II wojny. Wtedy podnoszono argument, że Polska uważa spawy majątkowe za zamknięte. Pochwalałem w tamtym czasie wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości i prawicowych komentatorów w Polsce. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło.

Pod koniec września 2022 roku Jarosław Kaczyński zaprezentował dzisiaj przygotowywany od lat raport dotyczący strat Polski w wyniku agresji Niemiec. Lider PiS przekazał, że wyliczona suma strat Polski to 6 bln 200 mld zł. Dzisiaj zaś w radiu usłyszałem, że powstaje nowy zespół parlamentarny, który zbada rozmiar strat poniesionych przez Polskę ze strony Związku Sowieckiego – powiedział wiceszef MSZ Arkadiusz Mularczyk. Finałem jego działalności będzie wystawienie Rosji rachunku za poniesione starty przez Polskę w wyniku działań podczas II wojny. Mularczyk dodał, że naukowcy „pracują już od wielu miesięcy, zbierają dane, pracują w archiwach, bibliotekach”. Oficjalne zespół parlamentarny rozpoczęcie prac zespołu odbędzie się podczas konferencji w Pruszkowie w dniach 19-20 września. Podkreślano, że udział w nim będą brali przedstawiciele innych państw, w tym Ukrainy.

Jak informuje Wirtualna Polska „Wiceszef MSZ podkreślił, że mają oni przygotować raporty cząstkowe, których celem jest stworzenie bilansu otwarcia – poinformował, dodając, że celem jest przygotowanie raportu dotyczącego strat poniesionych przez Polskę ze strony ZSRR w latach 1939-1945”. Arkadiusz Mularczyk dodał, że „Musimy pamiętać, że straty były gigantyczne, bo one obejmowały nie tylko substancję materialną, ale to także była zorganizowana grabież dzieł sztuki i dóbr kultury, grabież towarzystw ubezpieczeniowych, banków i później ich eksploatacja przez wiele dekad”. Redaktor prowadzący radiową audycję powiedział, że straty zapewne przekroczą „niemiecki dług wynoszący teraz ponad 6 000 000 000 000 złotych.

Na koniec audycji zacytowano jeszcze raz Arkadiusza Mularczyka, który powiedział, że „Tak zwane wyzwolenie, jakie nastąpiło w 1945, także wiązało się z gigantyczną grabieżą”. I to jest wypowiedź wysoce niebezpieczna. Dla nas, Polaków, również tych sceptycznie nastawionych do polityki Związku Radzieckiego rok 1945 był wyzwoleniem. Nie wolno poddawać się głupiej, a w istocie antypolskiej retoryce o drugiej okupacji czy gorszym niż niemiecki rosyjskim najeźdźcy. Tego typu wypowiedzi, są uderzeniem w najczulszy punkt historycznej świadomości Rosjan i innych narodowości Związku Radzieckiego.

Jest to również uderzenie w tych Ukraińców, którzy przodkowie ginęli w walce z niemieckim okupantem na ziemiach polskich. Ale również w Polaków, i to nie tylko tych wcielonych do Armii Czerwonej. Musimy pamiętać o tym, że ZSSR w odróżnieniu od Trzeciej Rzeszy, nigdy nie planował biologicznej likwidacji narodu polskiego. Po napaści III Rzeszy na Związek Radziecki znaczna część naszych rodaków przebywających w tym kraju wydostała się łagrów i więzień. Polacy mogli walczyć z wrogiem o przetrwanie biologiczne narodu polskiego w polskich mundurach z orzełkiem na czapce. To w ZSRR odrodziło się Wojsko Polskie. I wreszcie to Armia Czerwona – czy tego chcą czy nie IPN-iści – ocaliła biologicznie nasz naród i dała nam niepodległe, chociaż na początku niesuwerenne państwo. Państwo w logicznych granicach i z bogatymi Ziemiami Zachodnimi.

Działania ludzi pokroju Mularczyka spowodują wystawienie rachunku Polsce przez Rosję, za każdego poległego swojego obywatela na ziemiach polskich i ziemiach dla Polski zdobytych. I jeszcze bardziej skomplikują się możliwości przyszłych rozmów i normalizacja stosunków Polski z Federacją Rosyjską. Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda, Arkadiusz Mularczyk śladem swoich sanacyjnych wzorów prowadzą Polskę ku przepaści. I czynią to bardzo konsekwentnie. Przypominają mi karpie domagające się przyśpieszenia kolacji wigilijnej. Nawet biorąc pod uwagę, że to tylko teatr dla wyborców Prawa i Sprawiedliwości, to trzeba wiedzieć, że słowa w polityce mają znaczenie. Te mogą się przyszłościowo okazać bardzo szkodliwe dla naszego narodu.

PiS swoją szaleńczą politykę ubrał w odpustowy patriotyzm i specyficzny katolicyzm. Interesy sprzeczne z tymi naszego narodu realizuje pod flagą biało-czerwoną, krzyżem, tradycją wyklętych i rykiem pieśni powstańczych i legionowych. A ten erzac patriotyzmu większości ludzi nazywających się patriotami wystarcza. Nawet część Kolegów, odwołujących się do tradycji Narodowej Demokracji (zazwyczaj w radykalnym wydaniu) dało ponieść się temu bezrozumnemu uniesieniu i wrzeszczą wraz z internetowym tłumem „Niemcy i Ruskie dawać nam pieniądze”. Bezrefleksyjny a szczery patriotyzm, już wielokrotnie był dla naszego narodu i państwa zgubny.

Pozwolę sobie również przypomnieć swój komentarz dla „Myśli Polskiej” w tym temacie sprzed ponad trzech lat.

„Stosunki międzynarodowe nie powinny być oparte o wzajemne roszczenia i wydzieranie sobie majątków urojonych. To jest polityka tych, którzy chcą, aby narody był skłócone o sprawy sprzed siedemdziesięciu i więcej lat. Tych, którzy z cudzych sporów żyją i na takich korzystają. Szaleństwu wzajemnych pretensji trzeba przeciwstawić rozum i sumienie. Należy sobie także zdać sprawę z tego, że w tej grze nie mamy równych szans. Podejmując ten temat, dajemy silniejszym moralne przyzwolenie na roszczenia wobec słabszych […] ani Żydom, ani Niemcom, ani hrabiom, ani biskupom żadnych majątków zawracać się nie powinno. Promujmy program wyrzeczenia się roszczeń własnych i odrzucenia cudzych. Od nikogo nic nie chcemy i nikomu nic nie damy.

Odrzucam myślenie, że pozytywny stosunek do roszczeń jest wyznacznikiem patriotyzmu. Myślę, że jest wręcz odwrotnie. Przeciwnik wykorzystuje łatwowiernych Polaków, również tych, co emocjonalnie identyfikują się z Obozem Narodowym. Jestem przekonany, że w tym przypadku właśnie tak jest. Popycha ich w stronę insurekcyjności, podgrzewa nastroje, szczuje na sąsiadów, namawia do wymachiwania szabelką i flagą z orłem w kornie, krzyżem i mieczykiem Chrobrego. Nie oznacza to oczywiście tego, iż uważam ludzi emocjonalnie, a nie rozumnie związanych z Obozem Narodowym za wrogów. Zwracam jedynie uwagę, że mogą i moim zdaniem są wykorzystywani przez siły zdecydowanie przeciwne idei Narodowej Demokracji. A szerzej narodowi polskiemu i Polsce.

Trzeba promować w naszym środowisku linię trzeźwych umysłów, a nie tylko gorących serc. Trzeba promować tradycję pozytywistycznego myślenia, a nie linię romantyzmu z jego zrywami, przegranymi powstaniami, przeżywania klęsk i cierpiętnictwa. Trzeba przypominać – linia insurekcyjna prowadziła bardzo często do zbrodni na naszym narodzie. Sam patriotyzm to zdecydowanie za mało. W naszej polskiej tradycji przecież patriotami byli i ci od Dmowskiego, i ci od Piłsudskiego. A trzeba wybrać sposób myślenia o Polsce. Oba patriotyczne, ale jeden z nich był dla Polski zgubny. Pomimo swojego deklarowanego patriotyzmu, a może właśnie przez tak pojmowany patriotyzm.

Znaczna część tych, którzy dzisiaj określają się mianem narodowców, plasuje się w obozie wysokich temperatur. I tam oczywiście opowieści o tym, że puścimy Niemców (Rosjan, może Słowaków?) w skarpetkach muszą budzić sprzeciw. Ludzie lubią słuchać o naszych przyszłych zwycięstwach, dlatego tak popularne są różnego rodzaju przepowiednie i inne bujdy.

Myślę, że patrioci propisowscy powinni iść dalej i domagać się od Niemiec Połabia. Syberii od Rosji za zsyłki, Wileńszczyzny od Litwy, Polesia od Białorusi, Zaolzia od Czech, Inflant od Łotwy i Estonii, Jerozolimy od Izraela (za ratowanie Żydów), Bari od Włoch (wiano królowej Bony!), Gotlandii od Szwecji (za potop!) a Madagaskaru dla zasady.

Wynik tych PiS-owskich starań znam z góry. Wpływowi i ważni politycy PiS-u również wiedzą, jaki jest faktyczny cel tych wrzutek. Oni chcą się ścigać z międzynarodowymi lichwiarzami we wnoszeniu i podsycaniu sporów wszystkich ze wszystkimi. Różnica jest taka, że tamci realnie zarabiają, nam pozostają deklaracje. Dlatego uważam, że poważne pismo powinno się w tym czasie zajmować poważnymi sprawami. O przyszłości naszego narodu zadecyduje twarde stąpanie po ziemi, neutralność i dążenie do pokoju, dzietność i jakość polskich rodzin, prawidłowe wychowanie, trzeźwe samodzielne myślenie, realny rozwój gospodarczy i rzetelna wiedza. Rozmnażanie pustych słów i roszczeń, połączone z kabotyńskimi deklaracjami słownych patriotów przed kamerami, dają efekty wręcz odwrotne”.

Autorstwo: Łukasz M. Jastrzębski
Źródło: MyslPolska.info

 

Niewinni mają czego się bać


W ostatnich dniach, przy okazji ujawnienia zakupu przez polskie służby programu Pegasus, politycy PiS kilkakrotnie powtórzyli największe kłamstwo wszystkich dyktatur: „Niewinni nie mają się czego obawiać”. Otóż nie. Niewinni mają czego się bać i to nie tylko z powodu tego programu. Mają czego się bać z powodu samego mechanizmu funkcjonowania dyktatury.

Przez całe lata jako dziennikarz polityczny i reporter zajmowałem się dyktaturami obecnymi i historycznymi. Na podstawie tej wiedzy twierdzę, że dyktatura jest groźna dla wszystkich. Nieprawda, że tylko dla swoich przeciwników, dla wszystkich. A oto dowód na przykładach…

PRZYKŁAD PIERWSZY

Nasza miękka jeszcze i nie do końca rozwinięta dyktatura już zrobiła parę krzywd zupełnie przypadkowym ludziom. Dlaczego rozwalono system szkolny i doprowadzono do takiego chaosu, a w konsekwencji do nieuchronnego obniżenia poziomu nauczania? Odpowiedź już padła z ust minister Zalewskiej: „bo mogliśmy”. Ale ważniejsza jest odpowiedź nie na pytanie „dlaczego”, tylko na pytanie „po co”. Po nic. Banalnie proste. W jakim celu? W żadnym.

Deformę szkół zrobiono, bo tak chciał dyktator, Kaczyński. A czemu? Bo miał taki kaprys. Czy Jarosław Kaczyński chciał zniszczyć polskie szkoły? Ależ skąd! On sobie tak po prostu wymyślił, że tak niby będzie lepiej, a że jest nieukiem niezwykle wszechstronnym, i – co gorsza – upartym, to nie przewidział skutków.

No dobrze, ale czemu się nie wycofał, gdy widział, co się dzieje? Temu, że wcale nie widział. Przypomnijmy słynne zdanie Lecha Kaczyńskiego: „Po co mi doradca, z którym się nie zgadzam?”. Waldemar Kuczyński przypomniał wówczas stare polskie słowo klakier.

I tu wracamy do Jarosława Kaczyńskiego. On nie wiedział, co się dzieje, bo zamiast doradców ma klakierów. A w dodatku ogląda i czyta klakierskie media. A sygnały krytyczne to „wroga propaganda”. Krytyczne media są „niemieckie” albo „lewackie”.

Każdy dyktator sam buduje wokół siebie kokon kłamstwa i kordon sanitarny broniący go przed prawdą. On robi coś i otrzymuje zawsze informację zwrotną, że zrobił dobrze. Zwróćcie uwagę, jakich karkołomnych argumentów, ocierających się o szczyt absurdu, używają jego podwładni, by bronić za wszelką cenę jego decyzji. Młody rzecznik rządu argumentował, że liceum to były jego najszczęśliwsze lata i dlatego trzeba, by trwało dłużej, nie trzy lata, tylko cztery. Inni, wbrew oczywistym faktom, wprost mówią, że faktów nie ma.

— Panie ministrze, w szkołach jest chaos…

— Nie ma.

— Ale klasy są zatłoczone.

— Nie są.

Równie dobrze mógłby na każde pytanie odpowiadać: „pomidor”.

Prof. Amartya Kumar Sen otrzymał nagrodę Nobla z ekonomii w 1998 roku za udowodnienie, że demokracja i państwo prawa sprzyjają rozwojowi gospodarczemu oraz utrzymaniu trwałego dobrobytu. Zapobiegają także wielu kataklizmom społecznym jak np. strukturalna klęska głodu. W państwie demokratycznym i prawnym w momencie pojawienia się pierwszych symptomów zagrożenia, wolna prasa i partie opozycyjne od razu podnoszą alarm i mobilizują opinię publiczną, zmuszając rząd do przeciwdziałania. Prof. Sen zauważył, że nigdy nie było masowej śmierci głodowej w kraju demokratycznym.

Jak to działa? W cybernetyce jest pojęcie sprzężenia zwrotnego. Sprzężenie zwrotne może być dodatnie lub ujemne. Przykładem sprzężenia zwrotnego ujemnego jest termostat. Gdy temperatura w domu spada, termostat włącza ogrzewanie, gdy wraca do normy, wyłącza. Sprzężenie dodatnie działa odwrotnie: zamiast przeciwdziałać odchyleniu, wzmacnia je. Taki antytermostat, zamiast ogrzewania włączyłby chłodzenie, a później jeszcze silniejsze chłodzenie i jeszcze silniejsze…

We władzy dyktatorskiej jest właśnie sprzężenia zwrotne dodatnie. Dyktator, zamiast ostrzeżenia, że sprawy źle idą, otrzymuje fałszywą informację, że idą dobrze. W dyktaturze nie ma wolnych mediów, a opozycji się nie słucha. Prawda dociera do dyktatora dopiero wtedy, gdy katastrofa jest już ogromna, a i to nie zawsze. Nie przypadkiem Stalin twierdził, że w miarę postępów rewolucji walka klas się nasila. Im bardziej pokonuje się wrogów, tym jest ich więcej. Tak właśnie myśli dyktator – opór rośnie, bo wygrywamy! Krytyka rośnie, bo mamy rację! Sprzężenie zwrotne dodatnie – im więcej sygnałów, że robimy źle, tym bardziej tak róbmy!

Błędy dyktatury mogą mieć skutki tragiczne.

PRZYKŁAD DRUGI

Odejdźmy od przykładów polskich. W Chinach, w latach 1958–1960, na skutek kampanii „Tygrys robi wielki skok naprzód”, z głodu zmarło co najmniej 45 milionów ludzi. Tyle już udowodniono na podstawie już jawnych dokumentów. Szacuje się, że mogło to być nawet 64 miliony. Na pewno był to największy głód w historii świata.

Czy Mao Zedong chciał zagłodzić Chiny? Nie, on chciał dogonić Anglię w produkcji stali i ogólnie rozwinąć gospodarkę. Ale był chłopem, bez wykształcenia. O gospodarce nie miał pojęcia, o kierowaniu państwem też. Zdobył władzę dzięki licznym morderstwom i zbudowaniu aparatu terroru. Jego doświadczenie w walce o władzę było nieprzydatne do rządzenia w czasie pokoju. Wbrew peanom jego wielbicieli, Mao był nieukiem posiadającym ogromną i niczym nieograniczoną władzę. I właśnie to było najbardziej niebezpieczne.

Ta masowa zbrodnia nie była przez niego zamierzona. Wynikała z kolektywizacji i centralizacji władzy oraz z ignorancji gospodarczej. Każdy powiat, każda prowincja, musiały składać sprawozdania z sukcesów. Brak sukcesów karano śmiercią. Wszyscy urzędnicy zawyżali w sprawozdaniach wysokości plonów, a na podstawie zawyżonych wielkości zbiorów centrala nakładała obowiązkowe dostawy. W ten sposób zabierano ludności niemal całą żywność, a w wielu miejscach i całą. Sytuację pogarszała centralizacja. Nie tylko Pekin otrzymywał fałszywą informację o sytuacji (propaganda nazywała głód „wstrzemięźliwością w roku obfitości”), ale i następowało niszczenie ogromnych ilości płodów rolnych, zwożonych na stacje kolejowe, gdzie gniły, jadły je szczury i robaki, bo sieć kolejowa była bardzo słaba i fizycznie było za mało wagonów. Mao wyobrażał sobie, że wszystkie plony trafią do Pekinu i stamtąd zostaną „sprawiedliwie rozdzielone”.

A dlaczego nikt Mao nie informował, jak to wygląda? Bo każdy naczelnik, każdego szczebla, musiał wykonać miesięczną normę donosów. Mao ściągnął to od Lenina, który ustalił dla każdej guberni normę rozstrzelań, ale norma donosów była jeszcze skuteczniejsza. Głód nazywano więc „kampanią uzupełniania jadłospisu warzywami i brukwią”. Dochodziło do tego, że chłopi musieli pracować nawet w nocy, więc rozbierano chaty, by palić nimi ogromne oświetlające pola ogniska. Skutek: co najmniej 45 milionów trupów.

Mój nieżyjący już kolega, znakomity alpinista Andrzej Czok, był pytany przez dziennikarza, co jest najbardziej niebezpieczne na wyprawach: zwierzęta, kobry, tygrysy, góry, wysokość, mróz, lawiny… Co jest najbardziej niebezpieczne?

Andrzej odpowiedział, że idiota.

I to jest święta prawda. Najbardziej niebezpieczny jest idiota. I nie tylko na wyprawie. Wszędzie. A idiota i nieuk dysponujący niekontrolowaną władzą, jest niebezpieczny po wielokroć bardziej.

I dlatego niewinni mają czego się bać.

Na szczęście nasz nieuk nie ma jeszcze takiej władzy jak Mao.

Autorstwo: Krzysztof Łoziński
Źródło: StudioOpinii.pl

 

Honorowo-wdzięcznościowe omamy polskiej klasy politycznej


O tym, że wdzięczność w polityce międzynarodowej i w stosunkach pomiędzy państwami nie jest żadną walutą, zwłaszcza kiedy silni gracze toczą twarde walki o interes swoich krajów i narodów, swoich grupy politycznych czy też swojej klasy wojskowo-przemysłowej, realistycznie patrzącym na świat przypominać ani informować ich nie trzeba. W Polsce, pomimo tylu krzywd, jakie doznał nasz kraj i naród z powodu dziecinności, naiwności i infantylności kolejnych elit państwowych na przestrzeni wieków, wciąż są jednak tacy, którzy utyskują na niewdzięczną Ukrainę, która podtrzymywana przez Polskę przy życiu i w walce z rosyjskim agresorem, właśnie zakomunikowała gotowość wprowadzenia embarga na import naszych produktów rolnych. W poniedziałek złożono także skargę na nasz kraj do Światowej Organizacji Handlu z powodu przedłużenia embarga na ukraińskie produkty rolne.

O tym, że Ukraina neobanderowska jest nieprzychylna naszemu krajowi i narodowi, informować osoby dobrze zaznajomione z aktywnością polityczną tego kraju po 2014 roku nie trzeba. Kolejne gesty, zachowania i działania, od utrzymywania zakazu ekshumacji szczątków ofiar ludobójstwa na Wołyniu w czasie kiedy ekshumować można żołnierzy nazistowskich Niemiec, przez kolejne pomniki kolaborantów III Rzeszy, które wyrastają u polskich granic niczym grzyby po deszczu aż po blokowanie transportu kolejowego z Azji Wschodniej czy też z Białorusi – lista jest naprawdę długa – pokazują nam, że pieniądze zainwestowane w ten tymczasowy twór, zostały zainwestowano w coś, co z natury rzeczy, po zakończeniu wojny, musi stać się Polsce wrogie. Władze w Kijowie zakomunikowały z resztą, że po zwinięciu wojsk do koszar zacznie się polsko-ukraińska rywalizacja.

Przez bezmyślną politykę rządu warszawskiego na całe lata jeżeli nie dekady konfrontujemy się z dwoma ważnymi dla Polski sąsiadami: Białoruś i Rosja stanowią ponad 150-milionowy rynek, na który ekspansja gospodarcza otwarłaby nam ogromne możliwości prostego, zwyczajnego zarabiania pieniędzy przez polskich przedsiębiorców. Kraje te są stabilne i nie grozi im rozkład państwowości, co obserwujemy w przypadku Ukrainy, którą to obraliśmy na cel gospodarczej ekspansji, pomimo ponad 3 razy mniejszego potencjału ludnościowego niż Rosja i Białoruś i pomimo znacznie mniejszej zamożności jego obywateli, co automatycznie zmniejsza nasze zyski z racji eksportu w tamtym kierunku.

Polityka ta nie jest rzecz jasna pochodną naszych interesów, lecz pochodną interesów amerykańskich, stróża porządku politycznego w III RP, który pilnuje, niedługo już nawet za pomocą wojskowych patroli w dużych polskich miastach, abyśmy nawet nie pomyśleli, by upodmiotowić swój kraj i naród i zerwać z niekorzystną dla nich polityką zagraniczną. Polityka ta jednak nie byłaby w stanie się utrzymać na dłuższą metę, gdyby nie wiara w nią ogromnej części elit III RP oraz naszych rodaków.

Możemy oczywiście mówić o agenturze, pieniążkach obcych służb, stypendiach, szkoleniach, pracy w zagranicznych korporacjach i organizacjach pozarządowych, które cementują poddaństwo naszego kraju wobec sił zewnętrznych. Jednak nawet te czynniki nie byłyby na tyle silne, aby utrzymać niekorzystną dla nas politykę bez wiary w tą politykę.

Wiara w kretyńskie, nikomu niepotrzebne konfrontowanie się z Federacją Rosyjską i jej sojusznikami w imię obrony czegoś tak obrzydliwego jak państwo, które w XXI wieku czci na poziomie centralnym i samorządowym kolaborantów III Rzeszy Niemieckiej, jest pochodną pewnych idei, które zatruwają nasze umysły od wielu dekad, żeby nie powiedzieć stuleci.

Ważnymi ideami są brednie drukowane za pieniądze CIA przez Jerzego Giedroycia, który należał do przedwojennych zasobów wywiadu wojskowego II RP, który prowadził w ukryciu politykę proukraińską aż do 1938 roku, kiedy to połapał się, że Ukraińcy po wyrwaniu z Czechosłowacji własnego kadłubowego państwa, mogą dążyć do tego samego w Polsce. Giedroyć za pieniądze amerykańskiego wywiadu całe dekady drukował proukraińską propagandę, m.in. tworzoną przez osoby wywodzące się wprost z ruchu banderowskiego lub nawet jego ideologów takich jak Dmytro Doncow. Ponieważ ruch banderowski przygarnięty po II wojnie światowej przez Anglosasów przyjął strategię ukrywania swojego udziału w zbrodniach ludobójstwa, idee głoszone przez niegdysiejszych katów polskiego narodu dzięki swojej antyrosyjskości i antysowietyzmowi trafiały w serca i umysły Polaków, dodatkowo uwiarygodniane czymś takim, jak autorytet paryskiej „Kultury”.

Ale trucizna CIA-owsko-giedroyciowska to tylko jedno z narzędzi urabiania masy nadwiślańskiej, aby podążała w swojej polityce za interesem elit ukraińskiego nacjonalizmu i jego anglosaskich patronów. Romantyczno-insurekcyjna spuścizna XIX-wiecznych powstań przeciwko carskiej Rosji, inspirowanych przez Anglików, aby wiązać siły rosyjskie w czasie, kiedy te mogły realizować nieprzychylną Londynowi politykę, jest również silnym motorem napędowym podążania za polityką konfrontacji z Rosją, która do niczego nam potrzebna nie jest — co więcej, jest wybitnie szkodliwa, co możemy obserwować od 24 lutego 2022 roku, od kiedy to nasz kraj codziennie naraża się na odwetowe ataki Federacji Rosyjskiej z powodu zabijania rosyjskich żołnierzy przez polską broń i polskich najemników eksportowanych na Dzikie Pola przez reżim III RP i okupujące nasz kraj zewnętrzne struktury wojskowe.

Innym ważnym ideologicznym motorem napędowym jest wiara w czarno-biały świat, gdzie dobro ściera się ze złem a trzeciej opcji, opcji pośredniej, nie ma. Nośnikiem tego typu propagandy są m.in. hollywoodzkie filmy, kręcone przy pomocy CIA i Departamentu Obrony, gdzie strona amerykańska czy też szerzej patrząc, strona zachodnia zawsze ma rację, a więc to ona zawsze w czarno-białym świecie bandytów i policjantów, stoi po stronie dobra podczas gdy wszystko, co jej wrogie, przedstawiane jest jako zło.

Ważnym czynnikiem jest rzecz jasna spuścizna ruchu solidarnościowego, który toczył boje bez przemocy z namaszczonym przez Moskwę i akceptowanym przez zachód od czasu konferencji wielkiej trójki z okresu II wojny światowej, reżimem Polski Ludowej. Niemal cała elita polityczna, która do dzisiaj sprawuje władzę w Polsce, jest na różne sposoby powiązania z ówcześnie panującymi w tych środowiskach ideami.

Wszystkie wymienione przeze mnie oraz wiele innych, niewymienionych aspektów powodują, że Polska polityka względem wschodu wygląda tak, jak wygląda. Co bardziej cyniczni i wyrafinowani politycy oczywiście nie wierzą w żadną z bredni o dziejowej konieczności konfrontacji z Rosją czy też walki ze złem po stronie dobra. Jednak jest rzesza ludzi, którzy obstawili stanowiska polityczne w III RP i którzy naprawdę wierzą, że taka konieczność istnieje a Ukraińcy, którym bezwarunkowo pomaga rząd warszawski w ich walce z Rosją, powinni być za pomoc im udzielaną wdzięczni. Zastanówmy się jednak nad tym tokiem rozumowania.

Reżim neobanderowski w Kijowie nie przedstawia względem Polski niczego, co sprawiałoby, abyśmy mieli powód go ratować przed obaleniem w wyniku rosyjskiej interwencji – Rosji tak obecnie jak i w dniu wybuchu wojny nie stać było na permanentną okupację całej Ukrainy. Dopiero wyludnienie tego kraju w wyniku przedłużającej się wojny może pomóc Moskwie w przejęciu i utrzymaniu kontroli nad tym krajem, gdyż zasoby do jego obrony i ewentualnej destabilizacji czymś w rodzaju partyzantki w czasie okupacji, z każdym kolejnym dniem ulegają zmniejszeniu.

Ale nawet pomijając wojnę, która rozszerzyła się na nowe terytoria w 2022 roku, przed rewolucją na Majdanie również nie istniała dla nas Polaków żadna korzyść, aby wspierać destabilizację rosyjskiej strefy wpływów i narażać nasz kraj na znalezienie się w samym środku konfliktu. Kolejne decyzje polegające na wspieraniu tego reżimu, który dawał przyzwolenie na terror stosowany wobec ludności rosyjskojęzycznej, jak zbrodnia w Odessie w maju 2014 roku, tylko jeszcze bardziej popychały nas w otchłań potencjalnej konfrontacji z siłami moskiewskimi, które od zakończenia projektu Związku Radzieckiego i wyprowadzki z Polski nie stanowiły dla nas większego zagrożenia.

Dopiero próba wyrwania jednego z elementów rosyjskiej strefy wpływów i nawet wciągnięcia go do NATO, o czym głośno debatowano m.in. w roku 2008, sprawiła, że Rosja postanowiła nie dopuścić do włączenia kraju leżącego 500 km od Moskwy do wrogiego sobie bloku militarnego, który istniał i istnieje przede wszystkim po to, aby realizować amerykańskie interesy na kontynencie europejskim. O ile w okresie Zimnej Wojny zachód mógł realnie obawiać się potęgi radzieckiej, o tyle po 1991 roku i rozkładzie sojuszu proradzieckiego znanego jako Układ Warszawski, zagrożenie to zniknęło. Jednak pomimo tego zachód, głównie kręgi wojskowe i neokonserwatywne w USA, postanowił rozszerzyć granice sojuszu, aby używać państw Europy Wschodniej i Środkowej do polityki Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie oraz na rosyjskim przedpolu i zdobywać dla kompleksu wojskowo-przemysłowego nowe rynki zbytu.

Pomimo zagrożenia dla życia i zdrowia milionów Polaków, jakie stanowi konfrontacja naszego kraju z Rosją poprzez siły zastępcze, a więc wojsko ukraińskie, są tacy, którzy dla uzyskania korzyści w postaci chociażby mitycznej, często powtarzanej w naszej przestrzeni publicznej wdzięczności, są w stanie popierać ten niekorzystny dla nas stan rzeczy.

Z terminem ukraińska wdzięczność czy też niewdzięczność spotykać się możemy w polskiej przestrzeni publicznej od dłuższego czasu. Jednak nic tak nie wyzwoliło tego wyjątkowo głupiego pomysłu szastania tym pustym, nic nieznaczącym w stosunkach pomiędzy państwami hasłem, jak zapowiadane wprowadzenie embarga na import polskich produktów rolnych przez Ukrainę oraz złożenie skargi na nasz kraj do Światowej Organizacji Handlu za przedłużenie przez nasz kraj embarga na ukraińskie produkty co nastąpiło 2 dni temu.

Termin „ukraińska wdzięczność”, jak zauważyłem, stosują nawet osoby, które podejrzewałem w przeszłości o realistyczne spojrzenie na rzeczywistość i politykę. Pokazuje to dobitnie jak kierowanie się moralnymi farmazonami przez Polskę w czasie kiedy poważni gracze bezpardonowo walczą o swoje interesy, potrafi zatruć umysły szerokiego grona naszych rodaków, nawet tych o nacjonalistycznym zabarwieniu i kierujących się realizmem.

Czynniki zewnętrzne oczywiście podtrzymują „wyższe wartości”, jakimi ma kierować się Polska w ich interesie, w czasie kiedy sami handlują z Moskwą uranem, metalami szlachetnymi czy nawozami.

Według danych Stany Zjednoczone w pierwszym półroczu roku bieżącego niemal dokładnie 1/3 swojego zapotrzebowania na uran importowały z Federacji Rosyjskiej. Jeżeli chodzi o rosyjskie nawozy, Waszyngton w okresie od stycznia do lipca 2023 roku pobił rekord z poprzedniego roku i importował tych towarów za kwotę 944 mln dolarów. Co stanowi wzrost o 5% rok do roku. Amerykanie importują z Rosji także metale szlachetne takie jak platyna, pallad czy rod.

W czasie kiedy handel amerykańsko-rosyjski w niektórych sektorach gospodarki rośnie w drastycznym tempie, ambasador tego kraju w Warszawie Mike Brzeziński kreuje Polskę na „mocarstwo humanitarne”, aby podtrzymać w Polakach głęboką wiarę w moralną słuszność prowadzonej przez nas polityki. Między innymi w ten sposób utrwalana jest w nas trucizna poddaństwa wobec Ukrainy i domagania się w ramach tych działań nic nieznaczącej wdzięczności.

Powiedzmy sobie wprost: za pomoc w stosunku do kraju znajdującego się nad przepaścią powinniśmy przede wszystkim domagać się konkretnych korzyści ekonomicznych, jeżeli już mamy rozpatrywać sens pomagania Ukrainie, którego w mojej opinii nie ma.

Tylko skończeni frajerzy domagają się za wyciąganie z własnych kieszeni ciężko zarobionych przez siebie pieniędzy i przekazywania ich reżimowi, który podtrzymuje w przestrzeni publicznej kult ludobójców polskiego narodu, jakiejś wdzięczności. Ukraina i Ukraińcy są całkowicie zależni od pieniędzy z budżetu państwa polskiego i transportu broni, amunicji i ludzkich zasobów wojskowych nad Dniepr przez polskie terytorium.

Jeżeli już przymyka się oczy na szerzenie kultu zbrodniarzy wobec własnej nacji w państwie sąsiednim, co w mojej opinii jest rzeczą karygodną, powinno się z racji tego osiągać np. wymierne korzyści ekonomiczne. Tymczasem Polska do interesu wsparcia dla wrogiego nam kraju jeszcze dopłaca i to dopłaca grube dziesiątki miliardów, w zamian licząc na ochłapy pokroju podziękowania. A kiedy wrogi Polsce reżim zdejmuje swoją maskę i ujawnia swoje prawdziwe oblicze nagle nie tylko rządowi kacykowie, lecz nawet skądinąd rozsądni ludzie piszą jakieś brednie o zdradzie Ukrainy, niewdzięczności, nożu w plecy i inne tego typu banialuki.

Ukraina w przeciwieństwie do „mocarstw humanitarnych”, a więc do frajerów, których można doić z pieniędzy, stoi twardo na ziemi i wysysa ze swoich sojuszników i partnerów jak najwięcej pieniążków, korzystając bezwzględnie z nadarzającej się chwili i znalezienia się tego kraju w samym centrum zainteresowania bogatego wciąż świata zachodniego. Oczywiście długoterminowo nację ukraińską czeka zagłada, biorąc pod uwagę, że reżim kijowski dekretem ustanowił zakaz negocjacji z przywódcą Rosji, młodzież rozpełzła się po Europie, nie mając zamiaru wracać do zdemolowanego kraju, a demografia na samej Ukrainie jest na iście tragicznym poziomie.

Z momentu znalezienia się w centrum zainteresowania świata Ukraińcy, jako naród wymiernych korzyści nie osiągną, jednak ich elity zapewnią sobie miękkie lądowania w powojennym świecie, kiedy, już po upadku Kijowa, który jest nieuchronny (chyba że Rosja zrezygnuje z pełnej puli), będą musieli przenieść się na emigrację i oddać władze rządowi umiarkowanemu, który dogada się z Moskwą na warunkach korzystnych dla Rosji.

I właśnie te ukraińskie elity, pomimo balansowania nad przepaścią, potrafią wyciągnąć dla siebie jak najwięcej. Żadnych uczuć, sentymentów, miłości czy przyjaźni – czysty interes. Tymczasem rząd warszawski, mając wszystkie karty w ręku, zamiast twardo walczyć o interes Polski, Polaków, polskich rolników czy polskich przedsiębiorców, oddaje kijowskiemu reżimowi wszystko, co ten sobie zażyczy, w zamian oczekując ochłapów pokroju wdzięczności.

Kiedy Józef Beck w maju 1939 roku bredził w Sejmie Rzeczpospolitej o honorze, który to według jego przemowy jest bezcenną rzeczą w życiu państw i narodów, Anglicy już dobrze wiedzieli, że Polska została kupiona i rzuci się na niemieckie czołgi z rewolwerami w ręku jako pierwsza, dając zachodowi czas na dozbrojenie się. Wówczas kierowanie się pustym terminem honoru kosztowało nas miliony żyć ludzkich i zniszczenia szacowane na biliony złotych.

Dzisiaj powtarzamy błędy naszych przodków i interes narodowy i korzyści ekonomiczne ponownie zamieniamy na „to co o nas powiedzą za granicą” i na ochłapy pokroju wdzięczności, którą mają nam rzekomo wyrażać ci, którym fundujemy wygodne życie, bo dekady zatruwania nam umysłów wrogimi nam ideologiami doprowadziły do tego, że zamiast własnym bezpieczeństwem, kalkulatorem i pojemnością portfela kierujemy się zgodnie z zewnętrznymi oczekiwania „wyższymi wartościami”, których efektem są cmentarze wojenne z okresu II wojny światowej, na których leżą szczątki „honorowych” żołnierzy, którzy polegli po to, aby Wielka Brytania i Francja weszły do wojny o kilka miesięcy później i zakończyły ją ze stratami rzędu 1% ogółu ludności, a nie 18% jak Rzeczpospolita Polska.

Autorstwo: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...