środa, 15 listopada 2023

 

O potrzebie stałego dyżuru lekarza psychiatry w polskim sejmie


Dziewięć godzin, od 12 do 21, tyle trwał przekaz telewizyjny z pierwszego posiedzenia Sejmu i Senatu w dniu 13 października 2023 roku. Dziewięć godzin to długo, ale warto było śledzić ten spektakl.

Pierwszym, najważniejszym uczuciem było – nareszcie, stało się, to koniec ośmiu lat rządów Jarosława Kaczyńskiego, małego człowieka, człowieka pełnego kompleksów i nienawiści do całego świata i wszystkich ludzi. Człowieka, który po stracie brata pozostał sam na obcym mu świecie.

Jarosław Kaczyński od dwudziestu już lat rządzi partią polityczną, którą sam sobie wymyślił, sam napisał jej statut, który daje mu władzę absolutną – nic nie może się zdarzyć bez jego zgody. W tych latach dwukrotnie już zdobywał władzę, był nawet premierem a ostatnio wicepremierem, który rządził premierem, prezydentem, Trybunałem Konstytucyjnym, Sądem Najwyższym i Prokuraturą. Jego partia rządziła w Sejmie, opanowała media, kiedyś publiczne. Jarosław Kaczyński przez osiem ostatnich lat miał poczucie, że państwo to on, że to jego wola liczy się przede wszystkim, że wszyscy muszą słuchać jego, prezesa PiS rządzącego wszystkim i wszystkimi ze swojego biura na Nowogrodzkiej.

Osiem lat, to wystarczająco długo, by wytworzyć przekonanie o swojej nieomylności i wyjątkowości. Osiem lat to wystarczająco długo by uwierzyć, że mogę wszystko, że będzie tak, jak ja chcę, że nic i nikt nie przeszkodzi mi w realizacji moich planów, że to świat dostosuje się do moich wymagań, a nie ja do świata.

Tak było. W Polsce budowała się satrapia małego wzrostem, a wielkiego ambicjami człowieka, pełnego kompleksów, oderwanego od normalnego życia, niemającego rodziny, prawa jazdy, nieznającego żadnego obcego języka, wykluczonego z wirtualnego świata elektronicznych mediów, wspominającego swój pobyt w stolicy jakiegoś europejskiego kraju sprzed wielu lat jako szokujące doznanie obcości wobec tamtej kultury. Człowieka, który dla politycznych korzyści atakował kobiety, wobec których zawsze demonstrował staroświeckie już zachowania, całując je w rękę i pomawiając je równocześnie o „dawanie w szyję”, co miało być, jego zdaniem, przyczyną znaczącego spadku urodzeń w Polsce mimo 500+.

W Polsce budowana była satrapia z satrapą, którego bezpieczeństwa strzegły prywatne firmy ochroniarskie, policja państwowa i wszystkie służby polskiego państwa. Pamiętamy te obrazy kilkudziesięciu policyjnych radiowozów blokujących rejon zamieszkania satrapy. Takiej ochrony nie miał nawet prezydent Stanów Zjednoczonych. Może tylko satrapa Putin jest tu lepszy.

Jarosław Kaczyński wszędzie poruszał się w obstawie kilku ochroniarzy. Wszędzie, nawet po korytarzach sejmowych, chodził z obstawą. To oczywisty dowód, że to nie jest zdrowy człowiek, mówiąc „zdrowy” mam na myśli zdrowie psychiczne, a nie fizyczne, bo tu braki widać od dawna.

Czas jakiś temu na stronie Studia Opinii wisiał tekst o potrzebie zapewnienia stałej opieki psychiatrycznej dla polityków sprawujących najwyższe urzędy w państwie. Pamiętam, że apel spotkał się z pozytywną reakcją ze strony wybitnych specjalistów, takich jak prof. Ewa Woydyłło-Osiatyńska i innych.

Tamten tekst napisałem, obserwując prezesa budującego swoją satrapię, wczoraj obserwowałem jego reakcje na to, co działo się w Sejmie, a co było zapowiedzią końca państwa PiS, końca satrapii Jarosława Kaczyńskiego. To jest groźniejszy moment, chwila dziejowa, groźna dla nas wszystkich. To, co mówił Jarosław Kaczyński pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w piątek 10 listopada, co rozwinął następnego dnia w Krakowie i wszystko, co mówił 13 listopada, w trakcie posiedzenia nowo wybranego sejmu, świadczy o głębokiej frustracji, o przekraczaniu granicy szaleństwa w niezgadzaniu się na werdykt wyborców, którzy w wyborach 15 października odsunęli PiS od władzy. Tego nie rozumie i nie przyjmuje do wiadomości Jarosław Kaczyński i jemu podobni najbliżsi członkowie jego partii. Postawienie na wojnę, wojnę w dosłownym sensie tego słowa, z Europą i Niemcami, którzy zdaniem Jarosława rządzą w Europie i chcą zniszczyć polskie państwo, by w nim rządzić przez podstawionego swojego człowieka, jakim jest – zdaniem Jarosława Kaczyńskiego – Donald Tusk, jest przekroczeniem wszystkich granic dozwolonych w politycznym sporze czy walce.

To są słowa szaleńca, człowieka, który jest poza rzeczywistością, człowieka, który gdyby miał w ręku przycisk opalający atomowe rakiety nie zawahałby się go użyć.

Jarosław Kaczyński nie dysponuje taką bronią, na szczęście. Ma jednak jeszcze wystarczająco dużo złej woli, by szkodzić Polsce, nowemu rządowi (którego jeszcze nie ma), nam wszystkim.

Jakie lekcje już odebrał?

Od tych ludzi, stojących w kolejce, by oddać głos w lokalu wyborczym w Kielcach. Ludzi, którzy odesłali Jarosława Kaczyńskiego na jej koniec, gdy chciał – jak zawsze – pominąć kolejkę. A zwłaszcza od tego młodego człowieka, który pokazał palcem Kaczyńskiemu, że to jeszcze nie tu, że tam dalej jest koniec kolejki…

Od marszałka seniora, który nie poczekał z inauguracją posiedzenia na Jarosława Kaczyńskiego, który, jak zawsze, wszedł ostatni na salę, gdy byli na niej już wszyscy posłowie, był prezydent i inni ważni zaproszeni goście. Jarosław nie doszedł do swojego miejsca, rozległ się hymn i wszyscy wstali. Stał i Jarosław Kaczyński w przejściu sejmowym i nie śpiewał hymnu, jak zawsze…

Gdy to po jego rekomendacji, by panią Witek wybrać na stanowisko marszałka sejmu, Sejm nie posłuchał prezesa i pani Witek pozostała zwykłą posłanką Witek, a nie marszałkiem…

To dopiero początek zmian w życiu prezesa. Świat mu się wali, a pomocy żadnej znikąd.

Dlatego stawiam wniosek, by w Sejmie RP wprowadzić stały dyżur wysokokwalifikowanych lekarzy psychiatrów i psychoterapeutów w celu udzielenia natychmiastowej pomocy posłom nieradzącym sobie ze stresem powodowanym utratą władzy, a zwłaszcza statusu władcy Polski.

To może się nam, jako społeczeństwu opłacić. Szaleńcy są zdolni do szaleńczych czynów…

Autorstwo: Zbigniew Szczypiński
Zdjęcie: Piotr Drabik (CC BY 2.0)
Źródło: StudioOpinii.pl


  1. Stanlley 15.11.2023 12:33

    Znowu dziennikarz pokazuje głupotę. Tak naprawdę na jego miejscu to ja powinienem być albo którykolwiek z aktywnych czytelników WM.

    Po pierwsze niedouczony dziennikarzu – szefem jest premier i to on zarządza. Po drugie to też jako dziennikarz powinieneś wiedzieć – majątek pomnażali podopieczni premiera a nie “stara gwardia” aferki pani gębickiej, szumowskiego, obajta i można by wymieniać… wszyscy bezkarni – łaskawie przypomnij czytelnikom te wszystkie przekręty i naciskaj na rozliczenie.

  2. rici 15.11.2023 13:00

    Moge przypomniec ze jak PIS doszedl do wladzy to sprowadzono okolo 2,5 tys ochroniarzy z Mosadu, poniewaz pan prezes nie mogl liczyc na pelna lojalnosc polskich.

 

Ważne zmiany w prawie spadkowym


„Zmian w prawie spadkowym w tym roku jest bardzo dużo, ale idą one w dobrą stronę” – mówi dr Dawid Rejmer, radca prawny w Kancelarii Finansowej „Lex”. Jak podkreśla, w wielu aspektach działają one na korzyść spadkobierców, a ich efektem może być skrócenie postępowań sądowych. Taki jest cel zawężenia kręgu spadkobierców w III grupie. Oznacza to, że sądy nie będą musiały długotrwale poszukiwać dalekich krewnych zmarłego, który nie zostawił po sobie testamentu. Nowe przepisy rozszerzają pojęcie osób niegodnych dziedziczenia i ułatwiają rodzicom odrzucenie spadku w imieniu swojego małoletniego dziecka, co ma znaczenie w sytuacjach, gdy zmarły zostawił po sobie długi.

Nowelizacja „Kodeksu cywilnego” i niektórych innych ustaw z 28 lipca 2023 roku wprowadza zmiany w prawie spadkowym. Niektóre z przepisów zaczną obowiązywać w przyszłym roku, ale większość wchodzi w życie już 15 listopada br. „Obecny rok to czas dużych zmian w prawie spadkowym, które można podzielić na pięć głównych kategorii. To przede wszystkim zmiany w tym, kto może być spadkobiercą, kto jest niegodny dziedziczenia, zmiany w zakresie odrzucenia spadku, po czwarte zmiany w zachowkach oraz modyfikacje prawa spadkowego przez fundacje rodzinne” – wymienia w rozmowie z agencją Newseria dr Dawid Rejmer. „Celem nowych przepisów jest poniekąd usprawnienie procesów sądowych”.

W Polsce, jak wynika z badań Research Collective przeprowadzonych na zlecenie Fundacji „Otwarte Forum”, testament przygotowuje zaledwie co 10. Polak. Reszta pozostawia tę kwestię prawu spadkowemu, które wyznacza krąg osób (czyli spadkobierców ustawowych) uprawnionych do spadku w przypadku, gdy spadkodawca nie pozostawił testamentu. I i II krąg osób powoływanych do spadku zostaje, według nowych przepisów, bez zmian, co oznacza, że w pierwszej kolejności dziedziczą małżonek/małżonka, dzieci, wnuki, rodzice, rodzeństwo i zstępni rodzeństwa. Jeśli osoba zmarła nie ma takiej rodziny, wchodzi III krąg spadkobierców, który obejmuje dziadków ze strony matki i ojca, a jeśli oni nie żyją – to ich zstępnych, czyli wujów, stryjów, ciotki, kuzynów i dzieci kuzynów spadkodawcy. Nowe przepisy ograniczają ten krąg osób.

„Ustawa do tej pory przewidywała, że należy przejść do dziedziczenia przez wszystkich ich potomków, co powodowało bardzo długo trwające procesy spadkowe. Należało znaleźć tych wszystkich potomków dziadków, co wiązało się z licznymi komplikacjami. Sam jestem uczestnikiem takiego postępowania, gdzie szukamy prawie 200 osób, i trwa to już cztery lata” – mówi ekspert. „Kiedy umierają osoby samotne na emeryturze, które już nie mają kogoś z najbliższej rodziny i nie sporządzą testamentu, wtedy musimy się cofać do ich dziadków, czyli prawdopodobnie może i do XIX wieku, i szukać wszystkich ich potomków, żeby przeprowadzić sprawę spadkową. Teraz będą to tylko dzieci dziadków, więc ograniczymy wszystkie kolejne pokolenia”.

Nowe przepisy doprecyzowują także pojęcie tzw. niegodności dziedziczenia. Dotychczas spadkobierca był uznany za niegodnego spadku, gdy dopuścił się umyślnie ciężkiego przestępstwa przeciwko spadkodawcy, nakłonił go podstępem lub groźbą do sporządzenia testamentu, lub umyślnie ukrył czy zniszczył testament, podrobił go albo świadomie skorzystał z testamentu przerobionego przez inną osobę. Nowelizacja rozszerza katalog sytuacji, które pozwalają pozbawić spadkobiercę wszystkich korzyści z majątku spadkodawcy: o uporczywe uchylanie się przez spadkobiercę od wykonywania wobec spadkodawcy obowiązku alimentacyjnego lub uchylanie się od sprawowania pieczy. „Przykładowo matka samotnie wychowuje dziecko, a ojciec jest zobowiązany do zapłaty alimentów. Gdy dziecko umiera, ojciec po tym dziecku nie odziedziczy. Alimenty działają dwustronnie, czyli np. brak łożenia na utrzymanie swoich rodziców, kiedy oni są już na emeryturze i schorowani, też może wyłączyć nas z dziedziczenia” – tłumaczy radca prawny.

Przepisy zakładają również, że przy rozstrzyganiu kwestii spadkowych należy brać pod uwagę relacje rodzinne. „To druga przesłanka, która jest dodana, choć nie wiem, czy ona jest korzystna i czy nie wydłuży sporów spadkowych. Mowa tu jest o tym, czy spadkodawca i spadkobierca byli w takiej relacji, gdzie był spełniony obowiązek zachowania wzajemnego szacunku, pomocy małżeńskiej, relacji między rodzicami a dzieckiem. Zobaczymy, jak będzie to wyglądało w praktyce” – zauważa Dawid Rejmer.

Nowelizacja wprowadza także długo oczekiwany zapis, który ułatwia proces zrzeczenia się spadku w imieniu dziecka. Obecnie rodzice potrzebują na to zezwolenia sądu opiekuńczego. Od 15 listopada nie będzie ono potrzebne, jeśli dziecko dziedziczy na skutek wcześniejszego odrzucenia spadku przez jego rodzica. Tu zwykle chodzi o sytuację, gdy osoba zmarła zostawiła po sobie długi i kolejni spadkobiercy odrzucają spadek. „Na odrzucenie spadku jest sześć miesięcy i nie było wiadomo, od kiedy to się liczy. Dziecko mogło mieć problem w zależności od tego, na kogo trafiło. Kiedy sąd na przykład wydał tę zgodę po ośmiu miesiącach, to można było uznać, że ta zgoda jest ważna i można odrzucić spadek w imieniu dziecka, a niektórzy by powiedzieli, że nie można, bo termin sześciu miesięcy upłynął i wtedy noworodek zaczynał swoje życie z długami po swoim dziadku” – mówi ekspert.

Zgodnie z nowymi przepisami zmiany dotyczą również prawa do zachowku. Po pierwsze, wprowadzono wprost możliwość zrzeczenia się prawa do zachowku, co do tej pory było możliwe na gruncie orzeczeń sądów. „Mamy przykładowo rodzinę 2 plus 2, ojciec, matka i dwójka dzieci, i ojciec sporządza testament, w którym wskazuje swoją żonę jako jedynego spadkobiercę. Wówczas dzieci mogą zwrócić się do swojej mamy po śmierci ojca o to, że chciałyby otrzymać połowę tego, co by im się należało, gdyby ich tata nie sporządził testamentu. To jest to prawo do zachowku. Ono ma w założeniu chronić najbliższą rodzinę, ale bywa często problematyczne, szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia z dużym majątkiem, na przykład gdy rodzina ma dużo nieruchomości albo prowadzi biznes, firmę, ten majątek jest dużo warty, ale bardzo niepłynny” – wyjaśnia radca prawny.

Nowelizacja zakłada również możliwość rozłożenia na raty, wydłużenia terminu lub zmniejszenia kwoty zachowku, zwłaszcza gdy spłata wszystkich spadkobierców wiązałaby się z koniecznością szybkiego upłynnienia majątku, ze szkodą dla jego wartości. „Do tej pory było tak, że jeżeli osoba, która miała prawo do zachowku, żądała jego zapłaty, mogła wskazać na przykład termin siedmiu dni, co często było niewykonalne i bardzo problematyczne” – mówi dr Dawid Rejmer. „Co ciekawe, można się prawa do zachowku zrzec, pod warunkiem że spadkobiercą będzie mama, a nie kiedy będzie na przykład kochanka ojca, czyli już można to sobie warunkować”.

Ekspert przypomina, że to kolejne rozwiązanie w prawie spadkowym wprowadzone przede wszystkim dla osób zamożnych, które pozostawiają po sobie duży majątek. W maju 2023 roku wprowadzono instytucję fundacji rodzinnej będącej osobą prawną. Przepisy mają chronić majątek rodzinnego przedsiębiorstwa oraz umożliwić rodzinnym firmom stabilną działalność po śmierci właściciela.

„Zmian w prawie spadkowym było bardzo sporo w tym roku i one idą w dobrą stronę” – ocenia radca prawny. „To, czy nowe przepisy będą w praktyce dobre, to się dopiero okaże. Kierunek jest zdecydowanie pozytywny”.

Źródło: Newseria.pl

 

Członek Grupy Bilderberg zostanie szefem MSZ?


„Wprost” nieoficjalnie dowiedział się, że Radosław Sikorski ma zostać ministrem spraw zagranicznych w nowym rządzie Donalda Tuska.

„Sikorski jest pewniakiem na szefa MSZ. Potrzebujemy killera na stanowisku ministra spraw zagranicznych, żeby ścierał się z Andrzejem Dudą. Polityka zagraniczna znów będzie główną kompetencją rządu, a nie prezydenta” – mówi w rozmowie z „Wprost” informator portalu z Platformy Obywatelskiej.

Radosław Sikorski zaczynał karierę jako dziennikarz – freelancer dla różnych tytułów prasy brytyjskiej („The Spectator”, „The Observer”). W latach 1980. wyjechał do Afganistanu bo, jak sam stwierdził, chciał przyłączyć się do mudżahedinów. Zanim wszedł do polityki, był jeszcze korespondentem wojennym brytyjskiego „The Daily Telegraph” i amerykańskiego „National Review”. Publikował także w nowojorskim „The Wall Street Journal”.

Sikorski był wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, później wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka. Dzisiejszy polityk Platformy Obywatelskiej był także ministrem obrony narodowej w pierwszym rządzie Prawa i Sprawiedliwości. W czasie pierwszego rządu PO Sikorski został szefem MSZ. Gdy premierem została Ewa Kopacz, polityk objął stanowisko marszałka Sejmu.

W 2015 roku podał się do dymisji i rozpoczął pracę jako wykładowca na Uniwersytecie Harvarda. W 2019 roku został europosłem z list Koalicji Obywatelskiej.

Sikorski był także członkiem Komitetu Sterującego Grupy Bilderberg. Prywatnie jest mężem amerykańskiej dziennikarki o żydowskich korzeniach – Anne Applebaum.

Autorstwo: SG
Na podstawie: Wprost.pl
Zdjęcie: Martin Lahousse (CC BY-SA 3.0)
Źródło: NCzas.info

17 MILIONÓW ŚMIERTELNYCH OFIAR 


Trwająca od ponad trzech lat wojna przeciwko ludzkości pochłonęła dotychczas 17 milionów ofiar. Takie są szacunki statystyków, którzy opierając się na oficjalnych danych z 17 krajów, potrafią określić z dużym prawdopodobieństwem liczbę ofiar na całym świecie. Średnia śmiertelna toksyczność spowodowana zastrzykami wynosiła jeden zgon na 800 zastrzyków. Oznaczałoby to, że skoro do 2 września 2023 r. podano 13,25 miliarda zastrzyków, w wyniku szczepionki zmarło 17 milionów osób. Ta analiza oparta jest na badaniach naukowych opublikowanych 17 września 2023 roku.

Na szwajcarskiej, niezależnej od wpływów globalistów platformie UNCUT-NEWS, ukazał się 2.11.2023 r. artykuł: Na naszych oczach rozgrywa się kolejne ludobójstwo, o którym media nie chcą relacjonowaćŹródło.

Dochodzi do kolejnego ludobójstwa, o którym media nie chcą pisać. Osoby dotknięte chorobą nadal proszone są o przyjmowanie większej ilości tego, co jest przyczyną ludobójstwa. To ciche ludobójstwo. Żadnych bomb. Tylko igły.

Lekarz onkolog William Makis z Kanady przedstawił na X – dawniej Twitter – listę 34 znanych aktorów, którzy w tym roku „nagle i niespodziewanie” zeszli ze sceny tego świata.

Zbawiciel świata.

Dwie pieczenie na jednym ogniu, (zapewne ze sztucznego mięsa), chciałby upiec Sameed Ahmed M. Khatana, adiunkt medycyny, autor pracy Badanie łączy zmianę klimatu ze znacznym wzrostem liczby zgonów z powodu chorób serca w USA (źródło) na Uniwersytecie w Pensylwanii. Uniwersytecie finansowanym zarówno przez Światowe forum Ekonomiczne – WEF, jak i fundację Billa Gatesa. W ten sposób wspiera się mit o spowodowanym przez człowieka tzw. globalnym ociepleniu, jak i przerzuca się winę za poszczepienne zgony na tenże klimat. Badanie opublikowano 30 października 2023 r. w czasopiśmie Circulation.

Naturalnie, że starsze osoby cierpią, a także umierają z powodu upałów. Nikt rozsądny temu nie przeczy. Wśród tych 17 milionów ofiar zdecydowana większość to osoby, które nie dożyły swoich 40. urodzin. Nie znam liczb osób poszkodowanych żyjących po kampanii śmierci szczepionkowej, ale oceniam, że na całym świecie jest powyżej 100 milionów chorych z powodu tych zastrzyków. Chorych, którzy w większości nie są w stanie samodzielnie żyć – są zdani na opiekę najbliższych im osób.

<Jeśli podoba Wam się to, co tutaj piszę, bardzo pomogłoby dalszemu rozpowszechnianiu tych artykułów, gdybyście je udostępniali Waszym znajomym na mediach społecznościowych.

Autor artykułu Marek Wójcik
Mail: worldscam3@gmail.com

 

Wojna w Wietnamie. Zamach na JFK, incydent tonkiński i dziedzictwo konfliktu


Dokładnie 58 lat temu, 14 listopada 1965 roku podczas wojny w Wietnamie, nazywanej też II wojną indochińską, doszło do pierwszej bitwy lądowej armii Wietnamu Północnego z wojskami Stanów Zjednoczonych. Starcie w dolinie la Drang niewątpliwie zakończyło się korzystnie dla Amerykanów. Jednak fakt, że wojna w Wietnamie nie cieszyła się dobrą renomą po jej zakończeniu spowodował, że poszło ono w niepamięć. Odkurzono go dopiero na początku lat 90. XX wieku kiedy to dziennikarz Joe Galloway napisał o nim książkę pt. „Kiedyś byliśmy żołnierzami… i to młodymi”, która doczekała się ekranizacji z udziałem Mela Gibsona i Madeleine Stowe.

Wojna w Wietnamie wybuchła w dużej mierze z powodu fałszywego oskarżenia sił komunistycznych o ostrzelanie 4 sierpnia 1964 roku amerykańskich jednostek patrolujących wody przylegające do Wietnamu Północnego.

Amerykanie już kilka miesięcy wcześniej przygotowali rezolucję, która legalizowała działania militarne przeciwko Wietnamowi Północnemu. Rezolucja została jednak odłożona na półkę i czekała na pretekst do jej wprowadzenia w życie. Tak owy przydarzył się na początku sierpnia tego samego 1964 roku. Wówczas to drugiego dnia tegoż miesiąca komunistyczne jednostki zaatakowały okręt szpiegowski USS Maddox, wykonujący misję wywiadowczą w ramach patroli o kryptonimie „DESOTO”. Dwa dni później zarówno Maddox jak i towarzyszący mu USS Turney Joy mieli ponownie zostać zaatakowani. Dzisiaj już wiemy, że żadnego ataku nie było. Machina wojenna jednak ruszyła i 3 dni później Kongres uchwalił Rezolucją Tonkińską, podpisaną przez prezydenta Johnsona 10 sierpnia.

Praprzyczyn wojny w Wietnamie należy doszukiwać się w II wojnie światowej, w trakcie której Amerykanie musieli wesprzeć komunistów radzieckich przeciwko hitlerowskim Niemcom. Z kolei w pasie państw przylegających do wód pacyficznych Waszyngton wspierał innych komunistów, chińskich i wietnamskich, przeciwko japońskiej okupacji tamtych obszarów. Wsparcie to, podobnie jak ZSRR, doprowadziło do wzmocnienia czerwonych kosztem nacjonalistów, co w konsekwencji zakończyło się wygraną wojsk Mao Zedonga w Chinach oraz przejęciem władzy przez Viet Minh i Ho Chi Minha w Wietnamie.

Pomimo iż Amerykanie deklarowali w Karcie Atlantyckiej uznanie dążeń suwerennościowych każdego narodu, geopolityczna sytuacja po zakończeniu II wojny światowej wygenerowała zapotrzebowanie na poparcie dla kolonialnych wojsk francuskich w Indochinach. Amerykanie, obawiając się rozlania komunizmu po całej Azji, w 80% pokrywali koszty prowadzenia przez Francuzów wojny z wietnamskimi komunistami i nacjonalistami pod dowództwem Ho Chi Minha i Vo Nguyen Giapa, wielkiego mistrza wojny partyzanckiej.

Pomimo amerykańskiego wsparcia Francuzi wojnę kolonialną z Wietnamczykami przegrali i musieli rozpocząć proces wycofywania się z Indochin. Jeszcze zanim wojska francuskie przegrały decydującą bitwę pod Dien Bien Phu, Amerykanie rozważali zniszczenie sił Ho i Giapa i zastraszenie ich uderzeniem bronią nuklearną. Pomysł ten, wysunięty na najwyższym szczeblu dowodzenia Waszyngtonu, nie został jednak wprowadzony w życie.

Na podstawie porozumień z Genewy Wietnam został podzielony wzdłuż 17 równoleżnika tworząc dwa odrębne państwa: komunistyczne na północy oraz prozachodnie na południu. Pomimo iż do 1956 roku miało tam dojść do wyborów powszechnych i połączenia tych dwóch tworów państwowych w jeden, strona południowa oraz amerykańska nie podpisała się pod tymi postulatami, tym samym nie musząc spełniać tych wymogów. Władze w Sajgonie, zamiast narażać się na wygraną Ho, postanowiły w 1955 roku sfałszować w perfidny sposób referendum, czego efektem było proklamowanie na południu Republiki Wietnamu, ze stolicą w Sajgonie. Na jej czele stanął Ngo Dinh Diem, de facto marionetka Stanów Zjednoczonych.

Ho Chi Minh, przywódca północy, nie chciał, aby siły komunistyczne pozostające na południu prowadziły tam działania o charakterze zbrojnym. Jednak sytuacja wymykała mu się spod kontroli, co doprowadziło do krwawych walk z siłami południa. Amerykanie, widząc, że rebelia komunistyczna może doprowadzić do przejęcia władzy przez siły prochińskie i prosowieckie, zdecydowali się wspierać Sajgon setkami milionów dolarów rocznie oraz wysyłać doradców wojskowych do szkolenia tamtejszych sił zbrojnych. Swoje zasoby dołożyła także CIA.

Wojska południa, znacznie słabiej przygotowane do walki, ponosiły znaczące porażki, co doprowadziło w okresie rządów Kennedy’ego do znaczącego zwiększenia liczby doradców amerykańskich w Wietnamie do 16 000 do listopada 1963 roku. Niesubordynacja Diema wobec swoich amerykańskich protektorów kosztowała go stanowisko głowy państwa a w konsekwencji nawet życie. 2 listopada 1963 roku został on zlikwidowany przez wojskowych po tym jak zamach stanu obalił władzę jego i jego rodziny.

Po odsunięciu Diema Amerykanie liczyli na skuteczniejszą rozprawą z rebelią Wietkongu. Niestety dla Waszyngtonu przeliczyli się oni. Walka z sojuszem wietnamskich komunistów i nacjonalistów skupionych wokół Narodowego Frontu Wyzwolenia szła jeszcze gorzej niż za rządów Ngo Dinh Diema.

W drugiej połowie listopada 1963 roku doszło do innego ważnego wydarzenia z punktu widzenia wojny w Indochinach. A mianowicie zamordowany został amerykański prezydent John Fitzgerald Kennedy.

Kennedy był zwolennikiem walki z rebelią komunistyczną rękoma Wietnamczyków Południowych, wspieranych przez amerykańskich doradców oraz siły CIA. Był zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzania do Wietnamu amerykańskich wojsk lądowych. Wiele wskazuje na to, że rozważał także całkowite wycofanie Ameryki z tego kraju, co w konsekwencji oznaczać musiało podbicie całego Wietnamu przez komunistów Ho Chi Minha. Wobec rozpowszechnionej wówczas teorii domina, wedle której wygrana komunistów w jednym kraju miała zakończyć się zdominowaniem całej Azji Południowo–Wschodniej przez czerwonych, takie sugestie Kennedy’ego musiały zdenerwować amerykański establishment, zwłaszcza wojskowych.

Powszechnie znana jest niechęć czy wręcz wrogość elit Pentagonu wobec braci Kennedych, m.in. za niewystarczająco twarde podejście do Sowietów w trakcie kryzysu kubańskiego. Biorąc pod uwagę, że jedną z głównych grup wpływu, które były zainteresowane zimnowojenną rywalizacją, były właśnie elity wojskowe, wycofywanie Stanów Zjednoczonych i porzucanie swoich sojuszników w Azji Południowo-Wschodniej mogło spotkać się z silnym oporem militarystów.

Czy jednak niechęć Kennedy’ego wobec udziału Stanów Zjednoczonych w wojnie wietnamskiej mogła być powodem chęci odsunięcia go od władzy? Wiele osób wspiera tą teorię. Oczywiście powodów, dla których pewne kręgi były zainteresowane odsunięciem demokratycznego prezydenta od władzy, było wiele. Michael Collins Piper wyciągnął na wierzch w swoich pracach ślad izraelskich służb specjalnych – Kennedy był zdecydowanym przeciwnikiem nuklearyzacji Bliskiego Wschodu i polecił wysyłanie specjalistów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej do izraelskiej Dimony – zakładu gdzie produkowano izraelskie bomby jądrowe. Wraz ze śmiercią polityka wizytacji zaprzestano. Mordercą Lee Harveya Oswalda, przypuszczalnie kozła ofiarnego, był z kolei Żyd Jack Ruby, mający ścisłe związki z izraelskimi tajnymi służbami amerykański mafiozo.

W kontekście śmierci Kennedy’ego, który został zastrzelony niemal dokładnie 60 lat temu, 22 listopada 1963 roku pojawiały się sugestie, głównie od strony lewicowej, jakoby to przyczyną jego morderstwa była liberalna polityka, którą prowadził i wspierał: popierali go zarówno Murzyni, o których prawa walczył, oraz Żydzi (pomimo prób powstrzymania Izraela przed produkcją broni jądrowej), dla których m.in. wyrzucał religię chrześcijańską z państwowych szkół. Biorąc pod uwagę, że Kennedy został zamordowany na południu USA, teoria ta jak najbardziej brzmi wiarygodnie.

Bez względu na to, kto stał za zamachem na JFK, jego śmierć odwróciła negatywne tendencje w amerykańskim establishmencie politycznym wobec wysyłania do Indochin regularnych jednostek amerykańskich sił zbrojnych. 1964 rok przyniósł legalizację tego procederu, natomiast w marcu roku następnego pierwsze siły Korpusu Piechoty Morskiej wylądowały w pobliżu Da Nang.

Amerykanie entuzjastycznie wsparli wysiłek wojenny własnego kraju. Jednak z czasem poparcie to zaczęło spadać. Prawdziwym ciosem dla zwolenników wojny był styczeń i luty 1968 roku kiedy to Wietkong i siły Ludowej Armii Wietnamu rozpoczęły Ofensywę Tet, w której co prawda militarnie poniosły klęskę, jednak politycznie wygrali, gdyż Amerykanie dostrzegli wówczas, że dowództwo wojskowe ich okłamuje, twierdząc, że wygrana jest na wyciągnięcie ręki. Wietkong w wyniku porażki Ofensywy Tet został w dużej mierze rozbity i zmarginalizowany jednak udowodnił on, że w narodzie wietnamskim opór wciąż jest żywy w czasie kiedy opinia publiczna w USA była coraz bardziej zmęczona wojną. Już w 1968 roku, po porażce ofensywy komunistów, prezydent Johnson debatował na temat potencjalnego wycofania wojsk. To jednak rozpoczęło się dopiero w roku 1969. Ujawnienie masakry w My Lai przekonało dużą część nieprzekonanych, że wojna ta powinna zostać zakończona.

Nixon rozpoczął proceder wietnamizacji wojny – przerzucania odpowiedzialności za jej prowadzenia na siły Wietnamu Południowego. Władze w Sajgonie nie były jednak w stanie utrzymać swojego kraju – komuniści byli zbyt silni i zbyt zdeterminowani, żeby odpuścić walkę o pełną pulę, tj. o kontrolę nad całym Wietnamem. W styczniu 1973 roku w Paryżu podpisano rozejm, który jednak został bardzo szybko złamany przez wojska południa. Pod koniec marca tego samego roku ostatni żołnierze USA opuścili Wietnam. W roku 1975 rozpoczęto ofensywę Ho Chi Minha, która zakończyła się 30 kwietnia zdobyciem Sajgonu.

Teoria domina, przedstawiona 7 kwietnia 1954 roku przez amerykańskiego prezydenta Eisenhowera podczas konferencji prasowej się nie sprawdziła – komunizm nie zdominował całej Azji. Co prawda w sąsiednim Laosie oraz Kambodży, przez które w trakcie II wojny indochińskiej przebiegał szlak zaopatrzeniowy dla Wietkongu – Szlak Ho Chi Minha – czerwoni przejęli władzę. Jednak Kambodża trafiła w ręce krwawych Khmerów, którzy byli prochińscy i zdecydowanie antywietnamscy. Toteż konsekwencją tego była wojna kambodżańsko-wietnamska, która zakończyła się wyzwoleniem Phnom Penh przez Wietnam oraz zainstalowaniem w Kambodży przychylnych Hanoi władz. Czerwoni Khmerzy, którzy wymordowali około ¼ narodu kambodżańskiego oprócz Pekinu wspierani byli także przez Amerykanów.

Najważniejszą spuścizną wojny w Wietnamie było uzawodowienie amerykańskiej armii – ostatnich poborowych powołano w 1972 roku, natomiast rok później pobór zawieszono. Ważną zmianą w polityce amerykańskiej była także niechęć do wysyłania wojsk poza granicę kraju – tzw. syndrom wietnamski.

Innym dziedzictwem Wietnamu jest także epidemia nowotworów oraz innych chorób, a także deformacji, które do dzisiaj dotykają tamtejszą populację w wyniku stosowania defoliantu firmy Monstanto znanego jako Agent Orange, który służył do niszczenia szaty roślinnej, aby łatwiej można było za pomocą zwiadu powietrznego namierzać cele.

Istotnym dziedzictwem wojny wietnamskiej w kulturze są amerykańskie filmy, których o konflikcie tym nakręcono co najmniej kilkadziesiąt. Podczas samej wojny Hollywood konsekwentnie milczał. Jedynie John Wayne i jego syn uzyskali koncesję na produkcję filmu w trakcie trwania konfliktu. Chodzi rzecz jasna o „Zielone Berety”. Był on oczywiście niczym innym jak propagandowym uzasadnieniem potrzeby prowadzenia wojny. Kolejne obrazy jednak, nagrywane od końca lat 70. XX wieku, były wobec działań amerykańskich krytyczne.

Dopiero po przejęciu władzy przez administracje Reagana zaczęło się tuszowanie w kinematografii amerykańskich zbrodni i innych niecnych czynów podczas tego konfliktu i kręcenie filmów przedstawiających Amerykanów jako ofiary (Rambo II, Zaginiony w Akcji, Bat 21) natomiast Wietnamczyków jako zbrodniarzy, pastwiących się nad jeńcami wojennymi z USA. Prawdziwym dopełnieniem rehabilitacji Ameryki za ich wojnę w Indochinach był film „Byliśmy żołnierzami” z Melem Gibsonem z 2002 roku, gdzie Amerykanie są przedstawieni w pozytywnym świetle jako walczący ze złymi ludźmi, którzy będą ich zabijać, jeżeli ci nie będą zabijać ich.

Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcia: Central Intelligence Agency (CC0), Walt Cisco – „Dallas Morning News” (CC0), Ronald L. Haeberle (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Jaki porządek międzynarodowy?


Różnice między porządkiem światowym opartym na zasadach a porządkiem opartym na prawie międzynarodowym opisuje Thierry Meyssan.

Widzieliśmy zbrodnie NATO, ale po co potwierdzać naszą przyjaźń z Rosją? Czy jutro Rosja będzie działać tak samo, jak dzisiaj? Czy nie zastępujemy jednej formy niewolnictwa inną?

Odpowiadając na to pytanie, chciałbym skorzystać z mojego doświadczenia jako doradcy pięciu szefów państw. Wszędzie rosyjscy dyplomaci mówili mi: jesteście na złej drodze: jesteście zdeterminowani ugasić jeden pożar tutaj, podczas gdy inny wybuchł gdzie indziej. Problem jest głębszy i szerszy.

Dlatego chciałbym opisać różnicę między porządkiem światowym opartym na zasadach a porządkiem opartym na prawie międzynarodowym. To nie jest linearna historia, ale walka między dwoma światopoglądami – walka, którą musimy kontynuować.

W XVII wieku traktaty westfalskie ustanowiły zasadę suwerenności państwowej. Każdy z nich jest równy innym i nikt nie może ingerować w wewnętrzne sprawy innych. Traktaty te przez wieki regulowały stosunki między dzisiejszymi krajami związkowymi i między państwami europejskimi. Zostały one ponownie potwierdzone na kongresie wiedeńskim w 1815 roku, kiedy to Napoleon I został pokonany.

W przededniu I wojny światowej car Mikołaj II zwołał w Hadze dwie międzynarodowe konferencje pokojowe (1899 i 1907), aby „poszukiwać najskuteczniejszych sposobów zapewnienia wszystkim narodom korzyści płynących z prawdziwego i trwałego pokoju”. Wraz z papieżem Benedyktem XV przygotował je na podstawie prawa kanonicznego, a nie prawa najsilniejszego. Po dwóch miesiącach negocjacji porozumienie podpisało 27 państw. Przewodniczący Francuskiej Partii Radykalnej (Republikańskiej) Léon Bourgeois przedstawił swoje przemyślenia na temat współzależności państw i ich zainteresowania zjednoczeniem pomimo rywalizacji.

Z inicjatywy Leona Bourgeoisa konferencja powołała Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy, który miał rozstrzygać spory drogą prawną, a nie wojną. Według burżuazji państwa zgodzą się na rozbrojenie tylko wtedy, gdy będą miały inne gwarancje bezpieczeństwa. W tekście końcowym wprowadzono pojęcie „obowiązku państw unikania wojny” odwołując się do arbitrażu.

Za namową jednego z carskich ministrów – Fryderyka Fromholda de Martensa, konferencja zgodziła się, aby w czasie konfliktu zbrojnego ludność i strony konfliktu pozostały pod ochroną zasad wynikających ze „zwyczajów ustanowionych między cywilizowanymi narodami, praw ludzkości i dyktatu sumienia publicznego”. Krótko mówiąc, sygnatariusze zobowiązali się przestać zachowywać jak barbarzyńcy.

Ten system działa tylko między cywilizowanymi państwami, które szanują swoje podpisy i są odpowiedzialne przed opinią publiczną. Nie powiódł się w 1914 roku, ponieważ państwa straciły swoją suwerenność, podpisując traktaty obronne, które zobowiązywały je do automatycznego przystąpienia do wojny w pewnych okolicznościach, których nie mogły same ocenić.

Pomysły Leona Bourgeoisa zostały przeforsowane, ale spotkały się z oporem, nawet ze strony jego rywala z Partii Radykalnej Georgesa Clemenceau. Clemenceau nie wierzył, że opinia publiczna może zapobiec wojnie. Nie wierzyli w to nawet Anglosasi, prezydent USA Woodrow Wilson i premier Wielkiej Brytanii Lloyd George. Pod koniec I wojny światowej ci trzej mężowie zastąpili rodzące się prawo międzynarodowe siłą zwycięzców. Podzielili świat i resztki Austro-Węgier, Niemiec i Imperium Osmańskie. O masakrę oskarżali tylko Niemcy, zaprzeczając własnym. Wymuszono rozbrojenie bez żadnych gwarancji. Aby zapobiec pojawieniu się konkurenta Imperium Brytyjskiego w Europie, Anglosasi zaczęli nagabywać Niemcy przeciwko ZSRR i zapewnić sobie milczenie Francji, zapewniając, że może ona złupić pokonaną Drugą Rzeszę. W pewnym sensie, jak wyraził to pierwszy prezydent Republiki Federalnej Theodor Heuss, zorganizowali warunki rozwoju nazizmu.

Zgodnie z porozumieniem, ci trzej zmienili świat na swoje podobieństwo (Wilson 14 punktów, Sykes-Picot, Deklaracja Balfoura). Stworzyli żydowską ojczyznę Palestyny, podzielili Afrykę i Azję i starali się zmniejszyć Turcję do minimum. Zorganizowali wszystkie obecne zamieszki na Bliskim Wschodzie.

To właśnie na podstawie idei Mikołaja II i Leona Bourgeois po I wojnie światowej powstała Liga Narodów, bez udziału Stanów Zjednoczonych, które oficjalnie odrzuciły jakąkolwiek ideę prawa międzynarodowego. Liga również się nie powiodła. Nie dlatego, że Stany Zjednoczone odmówiły przyłączenia się, jak twierdzą niektórzy. Mieli do tego prawo. Ale przede wszystkim dlatego, że nie była w stanie przywrócić ścisłej równości między państwami, ponieważ Wielka Brytania sprzeciwiała się temu, aby skolonizowane narody uważały się za równe. Po drugie, nie mieli wspólnej armii. I wreszcie dlatego, że naziści masakrowali swoich przeciwników, niszczyli niemiecką opinię publiczną, łamali podpis berliński i nie wahali się zachowywać jak barbarzyńcy.

Już w 1942 roku w Karcie Atlantyckiej nowy prezydent USA Franklin Roosevelt i nowy premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill wyznaczyli wspólny cel utworzenia rządu światowego po zakończeniu konfliktu. Anglosasi, którzy myśleli, że mogą rządzić światem, nie zgodzili się na to, jak to osiągnąć. Waszyngton nie chciał, aby Londyn wtrącał się w sprawy Ameryki Łacińskiej, podczas gdy Londyn nie chciał dzielić hegemonii imperium, nad którym „słońce nigdy nie zachodzi”. Podczas wojny Anglosasi podpisali szereg traktatów z alianckimi rządami, w tym z tymi na uchodźstwie, które gościli w Londynie.

Nawiasem mówiąc, Anglosasom nie udało się pokonać Trzeciej Rzeszy i to Sowieci ją obalili zajmując Berlin. Pierwszy sekretarz KC KPZR Józef Stalin był przeciwny idei rządu światowego, nawet anglosaskiego. Chciał tylko organizacji, która będzie w stanie zapobiec przyszłym konfliktom. W każdym razie to rosyjska wizja stała u podstaw systemu: Karta Narodów Zjednoczonych na konferencji w San Francisco.

W duchu konferencji haskich wszystkie państwa członkowskie ONZ są równe. W skład organizacji wchodzi Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, który jest odpowiedzialny za rozstrzyganie sporów między jej członkami. Jednakże, biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia, pięć zwycięskich mocarstw ma stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa z prawem weta. Ponieważ nie było między nimi zaufania (Anglosasi planowali kontynuować wojnę z pozostałymi oddziałami niemieckimi przeciwko ZSRR) i nie było wiadomo, jak zachowa się Zgromadzenie Ogólne, poszczególni zwycięzcy chcieli mieć pewność, że ONZ nie zwróci się przeciwko nim (USA popełniły potworne zbrodnie wojenne zrzucając dwie bomby atomowe na cywilów… Przygotowywał się do kapitulacji Sowietów. Jednak mocarstwa nie rozumowały w ten sam sposób. Dla jednych było prawo do cenzurowania decyzji innych, dla innych obowiązek podejmowania decyzji jednomyślnie.

Anglosasi od początku nie grali w grę: państwo Izrael zostało proklamowane (14 maja 1948 r. ), zanim ustalono jego granice, a specjalny wysłannik Sekretarza Generalnego ONZ, który miał nadzorować powstanie państwa palestyńskiego, hrabia Folke Bernadotte, został zamordowany przez żydowskich supremacjonistów pod przywództwem Icchaka Szamira. Co więcej, miejsce Chin w Radzie Bezpieczeństwa przydzielone w związku z zakończeniem chińskiej wojny domowej zostało przydzielone Kuomintangowi Czankajskiemu, a nie Pekinowi. Anglosasi ogłosili niepodległość swojej koreańskiej strefy okupacyjnej jako „Republika Korei” (15 sierpnia 1948 r. ), utworzyli NATO (4 kwietnia 1949 r. ), a następnie ogłosili niepodległość swojej niemieckiej strefy okupacyjnej jako „Federalne Niemcy” (23 maja 1949 r. ).

ZSRR uznał się za oszukanego i zatrzasnął drzwi (polityka „pustej przestrzeni”). Józef Stalin błędnie uważał, że prawo weta nie jest prawem cenzury, ale warunkiem jednomyślności zwycięzców. Uważał, że może zablokować organizację poprzez jej bojkot.

Anglosasi zinterpretowali wypracowany przez siebie tekst Karty i wykorzystali nieobecność Sowietów, aby założyć „niebieskie hełmy” swoim żołnierzom i prowadzić wojnę z Koreą Północną (25 czerwca 1950 r.) „w imieniu społeczności międzynarodowej” (sic!). Ostatecznie, 1 sierpnia 1950 roku, po sześciu i pół miesiącach nieobecności, Sowieci powrócili do ONZ.

Traktat Północnoatlantycki jest legalny, ale regulamin NATO narusza Kartę Narodów Zjednoczonych. Wojska alianckie są podporządkowane dowództwu anglosaskiemu. Jej głównodowodzący, SACEUR, musi być amerykańskim oficerem. Według jej pierwszego sekretarza generalnego, lorda Ismaya, prawdziwym celem Sojuszu nie było utrzymanie pokoju ani walka z Sowietami, ale „utrzymanie Amerykanów wewnątrz, Rosjan na zewnątrz, a Niemców pod kontrolą”. Krótko mówiąc, było to zbrojne skrzydło rządu światowego, które chcieli stworzyć Roosevelt i Churchill.

Po wyzwoleniu MI6 i OPC (przyszłe CIA) potajemnie utworzyły ukrytą siatkę w Niemczech. Umieścili w tej sieci tysiące nazistowskich przywódców i pomogli im uciec przed wymiarem sprawiedliwości. Pierwszym dowódcą tej armii był Klaus Barbie, który torturował koordynatora ruchu oporu Jeana Moulina. Sieć ta została następnie włączona do NATO, gdzie została znacznie ograniczona. Anglosasi wykorzystywali ją do ingerowania w życie polityczne swoich rzekomych sojuszników, będącymi w rzeczywistości ich wasalami.

Współpracownicy Josepha Goebbelsa założyli Związek na rzecz Pokoju i Wolności. Z pomocą USA prześladowali niemieckich komunistów. Później agenci NATO, którzy pozostali w tle, zdołali zmanipulować skrajną lewicę do znienawidzenia. Przykładem jest grupa Badera. Ale kiedy ci ludzie zostali aresztowani, przyszli i zamordowali ich w więzieniu, zanim mogli stanąć przed sądem i przemówić. W 1992 roku Dania szpiegowała kanclerz Angelę Merkel na polecenie NATO, podobnie jak w 2022 roku Norwegia, inny członek NATO, pomagała USA sabotować Nord Stream.

Po powrocie do prawa międzynarodowego sprawy stopniowo wracały do normy, dopiero w 1968 roku, podczas praskiej wiosny, Ukrainiec Leonid Breżniew zrobił w Europie Środkowej to, co robili wszędzie indziej Anglosasi: zabronił sojusznikom ZSRR wyboru innego modelu gospodarczego niż własny.

Po rozpadzie ZSRR sytuacja zaczęła się pogarszać. Zastępca sekretarza obrony USA Paul Wolfowitz opracował doktrynę, zgodnie z którą Stany Zjednoczone, aby pozostać panami świata, muszą zrobić wszystko, co w ich mocy, aby zapobiec pojawieniu się nowego rywala, poczynając od Unii Europejskiej. Zgodnie z tą ideą sekretarz stanu James Baker opowiedział się za rozszerzeniem Unii Europejskiej o wszystkie kraje byłego Układu Warszawskiego i ZSRR. Rozszerzenie pozbawiło Unię możliwości stania się podmiotem politycznym. Po raz kolejny, zgodnie z tą doktryną, traktat z Maastricht podporządkował UE ochronie NATO. I właśnie przy stosowaniu tej doktryny Niemcy i Francja nadal uzbrajają Ukrainę.

Potem przyszedł czesko-amerykański profesor Josef Korbel. Zaproponował, aby Anglosasi przejęli kontrolę nad światem, przepisując traktaty międzynarodowe. Według niego wystarczyło zastąpić prawo anglosaskie oparte na obyczajach racjonalnością prawa rzymskiego. W ten sposób na dłuższą metę wszystkie traktaty dawałyby przewagę dominującym mocarstwom: Stanom Zjednoczonym i Zjednoczonym Królestwu, które są związane „szczególnymi stosunkami”, jak to ujął Winston Churchill. Córka profesora Korbela, Madeleine Albright, została ambasadorem przy ONZ, a następnie sekretarzem stanu. Po przejęciu Białego Domu przez Republikanów, adoptowana córka profesora Korbela, Condoleeza Rice, zastąpiła ją na stanowisku doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, a następnie sekretarza stanu. Przez dwie dekady obie „siostry” cierpliwie przepisywały najważniejsze teksty międzynarodowe, rzekomo w celu ich unowocześnienia, ale w rzeczywistości zmieniły ich ducha.

Dziś instytucje międzynarodowe działają zgodnie z zasadami anglosaskimi, opartymi na wcześniejszym naruszeniu prawa międzynarodowego. Prawo to nie jest zapisane w żadnym kodeksie, ponieważ jest interpretacją zwyczajów władzy dominującej. Każdego dnia zastępujemy prawo międzynarodowe niesprawiedliwymi przepisami i łamiemy nasze podpisy.

Na przykład:

– Gdy w 1990 roku powstały państwa bałtyckie, zobowiązały się do ochrony pamięci ofiar Armii Czerwonej. Zniszczenie tych pomników jest więc naruszeniem ich podpisu.

– W 1947 roku Finlandia zobowiązała się do zachowania neutralności. Przystąpienie do NATO jest zatem pogwałceniem jego sygnatury.

– 25 października 1971 roku ONZ przyjęła rezolucję nr 2758 uznającą Pekin, a nie Tajwan, za jedynego prawowitego przedstawiciela Chin. W rezultacie rząd Czangkaiszka został usunięty z Rady Bezpieczeństwa i zastąpiony przez rząd Mao Zedonga. Dlatego niedawne manewry morskie Chin w Cieśninie Tajwańskiej nie są agresją przeciwko suwerennemu państwu, ale swobodnym rozmieszczeniem jego sił na własnych wodach terytorialnych.

– Mińskie porozumienia miały chronić rosyjskojęzycznych Ukraińców przed prześladowaniem ze strony „integralnych nacjonalistów”. Francja i Niemcy potwierdziły to przed Radą Bezpieczeństwa. Jednak, jak powiedzieli Angela Merkel i François Hollande, żaden z nich nie miał zamiaru ich realizować. Ich podpisy są bezwartościowe. Gdyby było inaczej, wojna na Ukrainie nigdy by nie wybuchła.

Wypaczenie prawa międzynarodowego osiągnęło szczyt, gdy w 2012 roku Jeffrey Feltman został mianowany dyrektorem ds. politycznych. Ze swojego biura w Nowym Jorku nadzorował wojnę Zachodu przeciwko Syrii. Wykorzystanie instytucji pokojowych do prowadzenia wojny.

Dopóki Stany Zjednoczone nie zagroziły jej gromadzeniem broni na swoich granicach, Federacja Rosyjska przestrzegała wszystkich zobowiązań, które podpisała lub podpisał Związek Radziecki. Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) zobowiązuje mocarstwa jądrowe do nierozprzestrzeniania broni jądrowej na całym świecie. Stany Zjednoczone przez dekady gromadziły bomby atomowe w pięciu krajach wasalskich. Baza Kleine Brogel w Belgii, Baza Büchel w Niemczech (Nadrenia-Palatynat), Baza Aviano i Ghedi we Włoszech, Baza Volkel w Holandii i Baza Incirlik w Turcji szkolą sojuszników w posługiwaniu się tą bronią.

Na podstawie swoich przewrotów twierdzi, że stało się to nawykiem.

Teraz Federacja Rosyjska, która uważa się za otoczoną po tym, jak amerykański bombowiec jądrowy przeleciał nad Zatoką Fińską, również igra z układem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej i instaluje bomby atomowe na terytorium Białorusi. Białoruś to nie Kuba. Rozmieszczenie tam rosyjskich bomb atomowych niczego nie zmieni. To tylko przesłanie dla Waszyngtonu: jeśli chcecie przywrócić prawo najsilniejszego, my też możemy to zaakceptować, ale od teraz to my jesteśmy najsilniejsi. Zauważcie, że Rosja nie złamała litery traktatu, ponieważ armia białoruska nie jest szkolona w tej broni, ale ośmieliła się naruszyć ducha traktatu.

Jak wyjaśnił Leon Bourgeois w ubiegłym stuleciu, aby traktaty rozbrojeniowe były skuteczne i trwałe, muszą opierać się na gwarancjach prawnych. Dlatego musimy pilnie powrócić do prawa międzynarodowego, w przeciwnym razie pogrążymy się w wyniszczającej wojnie.

Naszym zaszczytem i interesem jest przywrócenie prawa międzynarodowego. To delikatna konstrukcja. Jeśli chcemy uniknąć wojny, musimy ją wznowić i możemy być pewni, że Rosja myśli podobnie jak my, że jej nie naruszy.

Możemy poprzeć NATO, które 11 października zwołało 31 ministrów obrony do Brukseli, aby wysłuchać, jak ich izraelski odpowiednik ogłasza za pośrednictwem wideokonferencji, że zamierza zrównać Gazę z ziemią. Żaden z naszych ministrów, w tym niemiecki Boris Pistorio, nie odważył się wystąpić przeciwko planowaniu tej masowej zbrodni przeciwko ludności cywilnej. Honor narodu niemieckiego został już zdradzony przez nazistów, którzy w końcu was poświęcili. Nie dajcie się znowu zdradzić, tym razem przez socjaldemokratów i Zielonych.

Nie musimy wybierać między dwoma panami, ale musimy bronić pokoju, od Donbasu po Gazę i wreszcie bronić prawa międzynarodowego.

Autorstwo: Thierry Meyssan
Tłumaczenie: Marek-M
Ilustracja: Balkan Photos (CC BY-NC 2.0)
Źródło: Voltairenet.org

 

Banderyzm i syjonizm – formy obronne globalnego neoliberalizmu


Prawda jest taka, że wołamy dzisiaj „in our thousands, in millions we are all Palestinians”, ale przecież tak naprawdę nas tam nie ma. Nie żyjemy w mordowanej, bombardowanej, ścieranej z powierzchni ziemi Gazie.

Obce, okupacyjne państwo nie odcina światła i wody w naszych domach, nie potrzebujemy paszportu, żeby pójść do pracy, a w drodze do niej nikt nas nie zrewiduje, nie opluje i nie znieważy, nie pobije, nie aresztuje i nie zastrzeli.

SYJONIZM JAKO ŻYDOWSKI NAZIZM

Jeszcze nie, bo w rzeczywistości nazizm i faszyzm nie są jakimiś patologiami liberalizmu, jakąś złą na niego odpowiedzią. Państwo nazistowskie (bo przecież syjonizm jest tylko żydowską odmianą nazizmu) to stadium obronne neoliberalnego, globalnego kapitalizmu, przywoływane, gdy ten ugina się przed kolejnym nieuchronnym kryzysem. To jest prosta linia, nawet, jeśli teraz jej nie widzimy: populizm, ograniczanie praw pracowniczych i związkowych, stygmatyzacja całych grup obywateli („foliarzy”, „ruskich agentów”, „hołoty na 500+”, „bogaczy w SUVach”, związkowców, górników czy pielęgniarek, którym uda się wyrwać na wczasy), szowinizm, wreszcie autorytaryzm, faszyzm i wojna, wojna w nieskończoność i przede wszystkim przeciw cywilom, przeciw niewinnym, to wszystko tylko metody maksymalizacji kapitalistycznych zysków. Wojna w Palestynie, wojna trwająca od 1948 roku, to tylko element strategii eskalacyjnej globalnego kapitalizmu, który po raz kolejny poprzez mnożenie frontów odwraca uwagę od własnych problemów wewnętrznych. Izrael jest w tym sensie forpocztą tego, co w obecnym systemie globalnym najgorsze i najbardziej destrukcyjne. Walka ludu palestyńskiego jest zatem naszą wspólną walką, dlatego chociaż nie ma nas w Gazie – wszyscy czujemy się dzisiaj Palestyńczykami!

SYJONIZM JAKO INSPIRACJA DLA ANGLOSASKIEGO IMPERIALIZMU

Syjonistyczna agresja to także kwestia szczególnej odpowiedzialności brytyjskiej polityki. Spotykając się niemal w rocznicę niesławnej Deklaracji Balfoura, musimy jasno powiedzieć, że nie byłoby permanentnego kryzysu na Bliskim Wschodzie, Nakby, wojen i ludobójstwa – gdyby nie polityka brytyjska. To Lord Palmerston jeszcze w 1840 roku zapowiedział stworzenie nowego Syjonu, oczywiście jako miejsca i organizacji pomagającej realizować interesy Imperium Brytyjskiego. Brytyjska administracja, armia i wywiad nie wahały się zdradzić swoich arabskich sojuszników, którzy walnie przyczynili się do brytyjskiego zwycięstwa nad Turcją na Bliskim Wschodzie. Nowy podział kolonialny Palestyny, Transjordanii i Syrii walnie przyczynił się do rozpoczęcia syjonistycznej kolonizacji tych terenów, a sam Izrael został pomyślany jako anglosaska kolonia, dzięki której będzie można do woli dzielić i rządzić, skłócać żyjących dotąd w pokoju Żydów i Arabów. To Imperium Brytyjskie zasiało ziarna nienawiści, których zatrute owoce rosną do dziś.

PARTIA PRACY POD SZTANDARAMI BANDERY I SYJONU

Ale trucizna działa w obie strony. W wyniku wojny w Palestynie i syjonistycznej agresji zatruta jest także polityka brytyjska. Pod hasłem walki z antysyjonizmem ogranicza się w Wielkiej Brytanii wolność słowa i swobodę debaty naukowej. Labour Party stała się nie tylko partią wojny, ale i partią wojującego syjonizmu, co prowadzi ją do postępującej dezintegracji. Pod kierunkiem sir Keira Starmera Labour najpierw zastąpiła czerwone sztandary niebieskimi, następnie niebiesko-żółtymi, a teraz wznosi bezwstydnie syjonistyczne flagi z błękitną gwiazdą, te same, pod którymi rzeźnicy Benjamina Netanyahu mordują cywilów w Gazie. Poparcie Labour Party najpierw dla ukraińskiego nazizmu, a dziś dla syjonizmu, to hańba i wstyd dla wszystkich ludzi o lewicowej wrażliwości. Co bowiem z tego, że skompromitowani torysi w końcu oddadzą władzę, gdy na ich miejsce przyjdą tacy sami miłośnicy morderców?

HOLOCAUST PALESTYŃCZYKÓW

Wpływowa amerykańska dziennikarka Ann Applebaum (żona aspirującego do powrotu do MSZ III RP Radka Sikorskiego) napisała po kijowskim Euromajdanie, że w interesie anglosaskim jest kreowanie i popieranie „nawet skrajnego, ale w sumie korzystnego nacjonalizmu na Ukrainie”. Wiemy doskonale jak taki „fajny”, prozachodni ekstremalny nacjonalizm można nazwać prościej: to nazizm. Do niedawna słyszeliśmy też, że możliwy jest „pozytywny syjonizm”, taki, który znajdzie drogę do pokojowego porozumienia z Palestyńczykami. Dziś widzimy, że takiej opcji nie ma, a Izrael jest państwem nie tylko zbrodniczym, ale także coraz bardziej autorytarnym. Wszyscy widzieliśmy na pewno filmy dokumentujące brutalność izraelskiej policji i wojska wobec ortodoksyjnych żydów protestujących przeciw polityce władz. Często słyszymy, że „Izrael jest ostoją demokracji i zachodniej tolerancji na Bliskim Wschodzie”, ale dziś już nie da się ukryć, jaka jest prawda. Syjonistyczny Izrael jest państwem nazistowskim, a Gaza to współczesny obóz zagłady. Jestem Polakiem, urodziłem się i przez wiele lat mieszkałem w Lublinie, mieście, w którym podczas II wojny światowej niemieccy okupanci zlokalizowali Konzentrationslager Majdanek, drugi co do wielkości niemiecki nazistowski obóz zagłady, dlatego umiem rozpoznać holocaust, gdy go widzę. I w Palestynie widzę właśnie Holocaust Palestyńczyków.

Wielka Brytania mogła podczas II wojny światowej zbombardować tory do Auschwitz, Majdanka i innych obozów śmierci, mogło zrobić dużo więcej, żeby przerwać i zapobiec Shoah, o którym informował bez skutku polski ruch oporu. Wielka Brytania nie zrobiła nic. A teraz jest o wiele gorzej; Wielka Brytania i NATO nie tylko nie przeciwdziałają holocaustowi Palestyńczyków, ale także odpowiadają za współudział w ludobójstwie. To zbrodnia przeciw ludzkości, ale to nawet więcej, to błąd, który cały świat prowadzi kolejny krok bliżej do III wojny światowej.

O NIEMOŻLIWOŚCI WOJNY ŚWIATOWEJ

W 1913 roku świat był przekonany, że zagrożenie wojną jest zupełnie niemożliwe, co wiązano z postępem cywilizacyjnym, rozwojem nauki, a zwłaszcza systemem międzynarodowym opartym o tzw. koncert mocarstw, konferencje międzynarodowe, podczas których imperia kolonialne dzieliły się globalnymi strefami wpływów. Jednak w rzeczywistości pod skórą tej rzekomej belle epoque tliły się niepokonane sprzeczności i konflikty klasowe, światłe umysły już dostrzegały widmo kryzysu, przewyższającego wszystkie dotychczasowe problemy kapitalizmu. Ale kapitalizm zawsze stara się uciekać do przodu, ewoluuje się, zmienia, byle tylko kontynuować swój podstawowy cel: nieograniczoną, nieskończoną akumulację, uzyskiwaną dzięki wyzyskowi i opresji klasy robotniczej. I właśnie, żeby ci ciemiężeni i wyzyskiwani nie dostrzegali swoich okowów, wywoływano demony szowinizmu i militaryzmu. Wojna światowa oznaczała nie tylko nowe, gigantyczne zyski. Była także wielkim spuszczeniem krwi ludowej, uwolnieniem emocji i najniższych ludzkich instynktów, w wyniku którego robotnicy i chłopi angielski, niemieccy, francuscy, rosyjscy mordowali siebie nawzajem, zamiast zwrócić broń przeciw swoim prawdziwym wrogom: kapitalistom, plutokratom i skorumpowanym przez nie rządom imperialistycznym.

BOLSZEWICKIE WYJŚCIE POZA SCHEMAT

109 lat temu nawet ogromna część europejskiej lewicy dała się ponieść fałszywym, szowinistycznym i pseudopatriotycznym emocjom, dołączając powszechnie do obozu globalnej wojny. Ci nieliczni, wzywający do pokoju, do opamiętania, do rozwiązywania prawdziwych, nabrzmiałych problemów społecznych, byli mordowani, jak Francuz Jean Jaurres albo więzieni, jak Szkot John Maclean. Wojna, rozpoczęta pod pretekstem drugorzędnego incydentu na dalekich Bałkanach, objęła niemal całą Europę, znaczną część kolonii w Afryce i Azji, pochłaniając blisko 14 milionów ofiar. Wojna, w której zagrożenie rok wcześniej jeszcze niemal nikt nie wierzył…

Faktycznie tylko jeden znaczący ruch społeczno-polityczny od początku sprzeciwiał się wojnie, słusznie widząc w niej tylko kolejny etap kapitalizmu i imperializmu. Tylko bolszewicy od początku pryncypialnie potępili prymitywny szantaż szowinistycznego imperializmu, użyty by wciągnąć narody do wojny. I tylko bolszewicy postąpili w zgodzie z najlepszym interesem globalnego proletariatu, wdrażając w życie program: „wojna pałacom – pokój chatom!”. Nie ma bowiem innej słusznej walki niż wojna uciśnionych przeciw wyzyskującym, walka tych, którzy nie mają do stracenia nic, prócz swoich okowów – z tymi, którzy mają wszystko. Nasz, polski narodowy stosunek do tamtych wydarzeń wiąże się oczywiście z naturalną priorytetyzacją kwestii niepodległości, z pierwszeństwem w naturalny sposób przyznawanym naszym narodowym interesom. Jednak patrząc obiektywnie nawet i my, narodowcy polscy, powinniśmy docenić konsekwencję i bezwzględną logikę rewolucji bolszewickiej.

„POKÓJ, ZIEMIA I CHLEB”

Dziś, spotykając się kilka dni po 106 rocznicy rewolucji październikowej, nadal znajdujemy aktualnym tę część jej programu, wyrażaną (inna rzecz, na ile szczerze) hasłem „Pokój, Ziemia i Chleb”. Wojna, jeszcze wczoraj niewyobrażalna, dziś jest codzienną rzeczywistością Ukraińców i Palestyńczyków. Ziemia, wody, zasoby naturalne są przedmiotem narastającej akumulacji. Obserwujemy przejęcie ukraińskiej produkcji rolnej przez globalne korporacje, takie jak Bayer-Monsanto, DowDuPont / Corteva i BASF. Legendarnie żyzny ukraiński czarnoziem ma dziś produkować sztuczne toksyny w interesie globalistów. Podobnie rzecz się ma ze złożami gazu w szelfie morskim Strefy Gazy, nad którymi bezpośrednią kontrolę chcą przejąć syjoniści, czy z ideą budowy alternatywnego kanału między Morzem Śródziemnym i Czerwonym właśnie przez terytoria, na których syjoniści dokonują ludobójstwa i przeprowadzają czystki etniczne Palestyńczyków.

Również dążenie do dalszej koncentracji jest jednym ze znaków rozpoznawczych globalnego neoliberalizmu, konsekwentnie konstruującego kolejne oligopole. W Polsce państwo jednym ruchem rozwiązało w 1944 roku problem własności rolnej i w tej kwestii zadziwiająco zgodni byli zarówno rządzący wówczas komuniści, jak i antykomunistyczna opozycja i podziemie. Tymczasem np. w Szkocji, będącej moim drugim domem, nadal 432 rodziny posiadają ponad połowę prywatnej ziemi, podczas gdy tylko mniej niż 12 000 hektarów (0,1% całej ziemi upranej) należy do wspólnot. Postępuje akumulacja przez wysiedlenie, a globalny kapitalizm posługując się wojną z powodzeniem wraca do metod prymitywnej akumulacji, ogarniając kolejne dziedziny naszego prywatnego życia. Program leninowski nie jest więc dziś abstrakcją, pomnikiem przeszłości, ale realnym odniesieniem dla wielu ruchów realnie rewolucyjnych na całym świecie. I znowu, niezależnie od polskich rachunków z bolszewizmem, ten fakt musimy po prostu uznać, najlepiej mierząc się przy okazji z refleksją czy peryferyjnej, półkolonialnej Polsce na pewno po drodze akurat z sytymi i wyzyskującymi (także i nas!) imperiami i tyranami współczesności…

PSY ŁAŃCUCHOWE ANGLOSASKIEGO IMPERIALIZMU: BANDERYZM I SYJONIZM

Tym bardziej, gdy mierzymy się dziś powszechnie również z wzrastającym nazizmem. Nazizm jest zawsze ostatnią bronią kapitalizmu. Dziś globalny neoliberalizm wezwał na pomoc dwa swoje historyczne psy łańcuchowe: żydowski faszyzm, czyli syjonizm, i ukraiński nazizm, czyli banderyzm. W strefie Gazy i całej Palestynie od 1947 roku trwa ludobójstwo, obecnie eskalowane ewidentnie syjonistyczną prowokacją. Podobnie przejęcie Ukrainy przez Zachód naznaczone jest ludobójstwem. Prowokacje w Kijowie w lutym 2014 roku, całopalenie w Odessie, 2 maja 2014 roku; atak wojsk kijowskich na mieszkańców Donbasu, w wyniku którego zginęło i zostało rannych ponad 20 tysięcy osób. Wojna na Ukrainie jest częścią globalnej wojny z nazizmem, a ta jest przejawem globalnej wojny peryferii z neoliberalnym rdzeniem. Na Ukrainie ma ona szczególnie ostry przebieg, w realiach autorytarnej władzy oligarchów i kompradorów, którzy odmawiają zwykłym Ukraińcom podstawowych praw, nawet tych formalnie gwarantowanych wcześniej pod rządami liberalnej oligarchii po 1990 roku, pracownicy są eksploatowani bez nawet teoretycznego już prawa do oporu, a jednocześnie miliony ukraińskich imigrantów zasilają rezerwową armię pracy m.in. w Polsce, ale także w krajach zachodnich. Wywiera to także obiektywnie negatywny wpływ na położenie rodzimych pracowników, znowu prowokując konflikty etniczne w miejsce solidarności społecznej przeciw systemowi wyzysku.

INTERNACJONALIZM A POLSKA IDEA I AKCJA NARODOWA

Cykliczność kryzysów kapitalizmu i imperializmu już dawno okazała się być koniecznością, podobnie jak i nasz obowiązek stawiania czynnego oporu. Wyzwolenie Ukrainy od nazizmu jest więc dziś nie tylko kwestią ukraińską, ale także sprawą głęboko internacjonalistyczną, a przecież nie ma prawdziwego internacjonalizmu bez uznania i wzniesienia własnej sprawy narodowej. Właśnie więc jako polscy narodowcy powinniśmy dziś rozumieć ponad wszystko, że tak, jak nasi dziadowie pokonali nazizm, zatykając sztandar na gruzach Kancelarii Rzeszy w Berlinie, tak dziś znów wspólnym wysiłkiem i współpracą zniewolonych całego świata – musimy to zrobić: w Kijowie i Tel Awiwie.

Dlatego właśnie musimy mówić nie dla wojny, nie dla NATO i anglosaskiego imperializmu, nie dla nazizmu i nie dla syjonizmu. Ukraina i Palestyna będą wolne!

Autorstwo: Konrad Rękas
Źródło: MyslPolska.info

OD AUTORA

Opracowano na podstawie wystąpień wygłoszonych w imieniu ruchu No2NATO na National March for Palestine w Londynie 11 listopada 2023 r. oraz w ramach konferencji The Struggle Against Banderite Fascism and the Future of Ukraine zorganizowanej 12 listopada 2023 r. w Londynie przez International Ukraine Anti Fascist Solidarity.


  1. pikpok 14.11.2023 21:26

    Autor zapomniał chyba, że ofiar żydo-bolszewików było znacznie więcej niż 14 milionów . A dziś ci sami co przyczynili się do powstania Izraela chcą nam zgotować żydo-bolszewicki świat.

  2. Nosferatu 15.11.2023 01:22

    Tylko jak najdalej od kremlowskiej pijanej hołoty gdzie jeszcze niedawno wszy obijali na dworcach!

  3. pikpok 15.11.2023 07:22

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...