środa, 21 lutego 2024

 

Protest Rolników w Czarnkowie


Nieco ponad 10-tysięczne miasto Czarnków znalazło się wśród 200 miejsc w Polsce, w których 20 lutego 2024 roku odbyła się jedna z odsłon ogólnopolskiego protestu rolników. Wydarzenie poprzedziło spotkanie organizacyjne, zwołane cztery dni wcześniej w miejscowości Huta, położonej 9 km na południe od miasta.

We wtorek, w dzień protestu do miejscowości przyjechali rolnicy i hodowcy ze wsi położonych w różnych częściach powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego. Od samego rana traktory, a także inny sprzęt rolniczy nadjeżdżały w stronę Czarnkowa „promieniście”, ze wszystkich stron: z południa, ścieżkami komunikacyjnymi prowadzącymi do Lubasza i Połajewa; z zachodu, od strony Wielenia, Roska, Gulcza i Krzyża Wielkopolskiego; z północy, od strony Romanowa, a więc jednej z najdłuższych wsi w Polsce, by wreszcie wolnym nurtem wlewać się do miejscowości przez most łączący ją z prawym brzegiem Noteci i drogą prowadzącą do Trzcianki.

W centrum miasta, na Placu Wolności, przygotowano scenę, na której zawisły transparenty wieszczące „Rolniczą Wiosnę Ludów” i odrzucające „Zielony Ład”, a przez to pośrednio, wszystkie głośne ostatnimi laty projekty firmowane przez centralną strukturę Unii Europejskiej, takie jak „FiT for 55”, które głęboko ingerują w dotychczasowe modele gospodarowania i zarządzania produkcją rolniczą na wsi. Poruszenie rolnicze na wsi ma związek również z masowym wwożeniem do Polski, z terenu Ukrainy, bezcłowego, tańszego zboża gorszej jakości, produkowanego przez wielkie holdingi międzynarodowe dysponującymi areałami większymi niż polskie gospodarstwa rolnicze zarządzane przez rolników indywidualnych. Zjawisko te uderza w różne sektory rolnicze i około rolnicze, lecz w największym stopniu dotyka ostatnio produkcji zbóż.

Protest rolników w Czarnkowie rozpoczął się około godziny 11:00, w północnej części miasta. Bardzo duża frekwencja wśród uczestników sprawiła, że traktory i towarzyszące im pojazdy powoli włączały się do długiej kawalkady przemieszczającej się systematycznie obwodnicą miasta Czarnków. Kolumna ciągników, których doliczono się ponad 300, po około dwóch godzinach ponownie wjechała w głąb tkanki miejskiej, okrążyła rondo im. Jana Pawła II, obok zakładu Meblomor, by następnie przemieszczać się ul. Wroniecką w kierunku centrum; tam po kolei mijała budynki Muzeum Ziemi Czarnkowskiej, Szkoły Podstawowej nr 1, oraz zabytkowy Spichlerz.

Stamtąd zaś, przeciąwszy arterię Placu Powstańców Wielkopolskich, przy akompaniamencie pieśni patriotyczno-wojskowych dobywających się z głośników usadowionych przy scenie, protestujący rolnicy wjechali na Plac Wolności. Traktory i inny sprzęt rolniczy parami, szczelnie wypełniły czarnkowski deptak – stanęły też na samym placu. Dla wielu z nich zabrakło miejsca. Po odśpiewaniu hymnów rozpoczęły się przemówienia.

Na początku wymieniono podstawowe postulaty, a wśród nich m.in.:

– natychmiastowe odstąpienie od założeń „Zielonego Ładu” i stworzenie nowych zasad polityki rolnej z uwzględnieniem wizji rolników,

– zakaz wprowadzania na rynek Polski i UE, produktów wytwarzanych inaczej, niż w sposób zalecany przez dyrektywy UE,

– natychmiastowa rozbudowa infrastruktury portowej i magistrali kolejowych służących do transportu i eksportu produktów.

W pierwszej części wystąpień publicznych głos zabrał jeden z koordynatorów protestu Janusz Białoskórski, a także będący również rolnikiem, Feliks Łaszcz, starosta powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego. Janusz Bialoskórski wskazał, że choć początkowo założenia „Zielonego Ładu” uderzą w rolników, to nieuchronnie, następnie, niczym bumerang dotkną wszystkich konsumentów żywności.

Chociaż nastroje i emocje wśród demonstrujących i obserwatorów protestów były różne, to protestujący zwracali uwagę na to, że demonstracje nie są wymierzone w Ukrainę jako taką, ani w życie obywateli Ukrainy. Białoskórski powiedział, że on i jego rodzina, po lutym 2022 roku, gościli ośmiu obywateli Ukrainy na przestrzeni kolejnych 6 miesięcy. „My dzisiaj wcale Ukraińcom nie pomagamy” – powiedział koordynator protestu w nawiązaniu do niekontrolowanego przepływu towarów na granicy, z którego jak stwierdził „korzystają głównie oligarchowie”.

Problemem jest – można by tu dopowiedzieć – brak właściwych procedur i rozwiązań na poziomie Unii Europejskiej. Od wiosny i lata 2022 roku, Unia Europejska, ignorując możliwy scenariusz przedłużającej się wojny Kremla przeciw Ukrainie, nie wdrożyła wielosegmentowego programu obowiązkowego i równomiernego tranzytu ukraińskiego zboża do wszystkich europejskich portów. Stamtąd mogłoby być ono transportowane do miejsc swojego tradycyjnego przeznaczenia, jak np. Egipt, bądź do stworzonych – we współpracy z międzynarodowymi funduszami i organizacjami zajmującymi się bezpieczeństwem żywieniowym – specjalnych silosów interwencyjnych w wybranych krajach Afryki i Azji, których zasoby mogłyby następnie służyć jako rezerwa na wypadek klęsk głodu i przypadków zbiorowego, chronicznego niedożywienia, dotykających niektóre kraje regionu (opcjonalnie przetwarzania go zgodnie z jego właściwościami).

Warto zauważyć, że model średnich gospodarstw rolnych jak np. w Wielkopolsce, lub małych jak we wschodniej części Polski, stanowi naturalną zaporę przed ekspansją wielkich korporacji rolno-przemysłowych, które zajmują się przejmowaniem krajowych gruntów (landgrabbingiem) i wdrażaniem monokulturowych upraw. Problemem staje się też „własność materiału siewnego”. Ten model rolnictwa, kojarzący się z gospodarką latyfundialną, jest aktualnie usilnie wdrażany w niektórych krajach Afryki, także dzięki dotacjom brytyjskich czy amerykańskich funduszy pomocowych. Te same modele wypierania lokalnych społeczności z ich domen stosują też Chiny (np. plantacja Xai Xai w Mozambiku) i coraz prężniejsze grupy z Bliskiego Wschodu. Polscy rolnicy są też potencjalnie narażeni perspektywami podpisania umowy Mercosur, z krajami Ameryki Południowej, gdzie również mamy do czynienia z wielkimi monokulturowymi uprawami i rozległymi hodowlami bydła, rozwijanych kosztem, jak choćby w Brazylii, rozległych lasów i terenów podmokłych.

W trakcie wystąpienia Bialoskórski przestrzegał przed stosowanymi w przewodzie publicznym socjotechnikami służącymi tworzeniu konfliktów horyzontalnych, przeciwstawianiu mieszkańców wsi, mieszkańcom miast. Przesłanie te wybrzmiewa również z popularnego hasła używanego podczas protestów: „głód poczujesz, rolnika uszanujesz”.

Z perspektywy miasta Czarnków przytoczmy w tym kontekście historyczną anegdotę. Chociaż choroba ziemniaczana, która przyczyniła się do klęski nieurodzaju i głodu w latach 1840. zdziesiątkowała i przyczyniła się do szczególnej tragedii Irlandii, to nieurodzaj roku 1846, był odczuwalny w różnych zakątkach Europy, w tym Wielkopolsce. Czarnków, według zapisów archiwalnych, był jednym z miast wielkopolskich, gdzie niedobór żywności w 1847 roku, przyczynił się do wiosennych zamieszek głodowych, w tym do ataków na piekarnie. Za trzy lata będziemy obchodzili 180 rocznicę tych wydarzeń.

Autorstwo tekstu i zdjęć: Damian Żuchowski
Źródło: WolneMedia.net

 

„Weryfikatorzy faktów” mają głównie poglądy lewicowe


Badanie Harvardu wykazało, że „weryfikatorzy faktów” w przeważającej mierze wyznają poglądy lewicowe. Branża „dezinformacji” to po prostu stronniczy front cenzurowania legalnych informacji. Nowe badanie przeprowadzone przez Harvard, które zszokuje świat, wykazało, że „weryfikatorzy faktów” zajmujący się dezinformacją w przeważającej mierze wyznają lewicowe poglądy polityczne. No, kto by się spodziewał?

Dane z „Harvard Misinformation Review” pokazują, że spośród 150 „ekspertów od dezinformacji” tylko 5 procent skłania się „nieznacznie w prawo” w swoich poglądach politycznych. 10 procent to centrowcy, a pozostałe 85 procent skłania się lekko w lewo, w lewo lub skrajnie w lewo.

Badanie wyjaśnia również drastycznie oczywisty fakt, że osoby o lewicowych przekonaniach nie będą w stanie dostrzec lewicowej dezinformacji, ponieważ albo ją zignorują, albo aktywnie ją polubią. „Nawet jeśli zauważą, prawdopodobnie zignorują to, ponieważ uważają, że potwierdza to właściwą »podstawową prawdę«, lub ponieważ traktowanie jej jako dezinformacji byłoby niezręczne w ich środowisku społecznym” – zauważa badanie. Innymi słowy: „nie ma nic złego w tym, kiedy my to robimy”.

Udokumentowano niezliczone przykłady, w których „kompleks przemysłu weryfikatorów faktów” jest wykorzystywany jedynie jako fortel mający na celu cenzurowanie trafnych informacji, które sprawiają, że lewica wypada źle. Najbardziej niechlubnym przykładem jest historia laptopa Huntera Bidena, która została „zweryfikowana” jako rosyjska „dezinformacja” i pogrzebana przez gigantów mediów społecznościowych, aby przechylić wybory na korzyść Joe Bidena. Gdy tylko Biden został wybrany, „Washington Post” ogłosił, że nie będzie zawracać sobie głowy sprawdzaniem jego twierdzeń.

„Weryfikatorzy faktów” wcześniej również żądali, aby serwis „YouTube” cenzurował więcej filmów pod kątem „dezinformacji”, a jednym z powodów był rzekomo fakt, że nikt nie ogląda ich treści.

Branża ma także obsesję na punkcie memów o „weryfikacji faktów”, które naśmiewają się z lewicowych przywódców politycznych. „Któż to mógł sobie wyobrazić, że »dezinformacja« stanie się stronniczą obelgą używaną do marginalizacji i wykluczenia politycznych wrogów komunistów?” – zauważył Carl Benjamin.

Źródło zagraniczne: Modernity.news
Źródło polskie: Ekspedyt.org


  1. Stanlley 21.02.2024 10:24

    Dlatego solą w ich oku TikTok… Tylko pretekstu szukają by zamknąć go dla nas, potem będą mieli monopol…

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...