sobota, 22 stycznia 2022

ZBROJENIA NA WALKĘ ZNARODEM ?

 

Zbrojne rezerwy strategiczne – tarcze, hełmy, google…


Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o rezerwach strategicznych.

Państwo polskie ma się zbroić, więc rząd postanowił włączyć do katalogu rezerw strategicznych nowy asortyment, taki jak broń, amunicję czy materiały wybuchowe, ładunki miotające itp. Sprzęt ten byłby gromadzony na potrzeby uzupełnienia zasobów wojska i służb ochrony bezpieczeństwa. Gromadzone będą też wszelkie inne wyroby i technologie o przeznaczeniu wojskowym lub policyjnym. „Celem zmian jest bardziej efektywne zabezpieczenie Polski i jej obywateli na wypadek powstawania zagrożeń” – stwierdza Rada Ministrów.

Jak wskazuje rząd, w rezerwach strategicznych ma się znaleźć także szeroko pojmowany specjalistyczny sprzęt, który używany jest szczególnie przez takie służby, jak Policja czy Straż Graniczna. Chodzi tu zwłaszcza o kamizelki, hełmy, gogle i tarcze ochronne, systemy łączności specjalnej, miotacze gazów, kombinezony pirotechniczne, lornetki, noktowizory, kamery termowizyjne – czyli o wszelkie wyroby mogące służyć zaprowadzaniu porządku.

Powstaną nowe procedury, które ułatwią sprawne tworzenie i utrzymywanie nowego rodzaju rezerw strategicznych, a zwłaszcza ich szybsze udostępnianie. Ponieważ w państwowych magazynach nie starczy miejsca na tak olbrzymie zapasy sprzętu wojskowego i policyjnego, to Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych będzie mogła zawierać z określonymi przedsiębiorcami umowy magazynowania określonego asortymentu lub umowy o pozostawaniu w gotowości do świadczenia takich usług.

Pytanie, jak długo te rezerwy broni i uzbrojenia będą przechowywane i co się z nimi stanie gdy minie ich termin używalności? Czy cały arsenał będzie wyprzedawany na rynku krajowym, jak różne inne materiały i zapasy wojskowe z demobilu? Przykładowo, w 1989 r. zlikwidowano w naszym kraju strategiczną wojskową rezerwę parowozów, ale ostatnie egzemplarze z tej rezerwy przetrwały na stanie wojska do połowy lat 1990.

Rządowi warto ponadto poradzić, aby nie ufał zbytnio w sens gromadzenia potężnych rezerw wyposażenia wojskowego i policyjnego. We wrześniu 1939 r. niemieckie wojska z łatwością zajęły Centralną Składnicę Uzbrojenia w Dęblinie. Przepadły ogromne zapasy amunicji, granatów, bomb lotniczych, karabinów ręcznych i maszynowych, armat, haubic, moździerzy, paliwa – czyli wszystkiego, czego tak bardzo brakowało polskim żołnierzom na polach września. A Centralna Składnica Uzbrojenia została przekształcona w magazyn Wehrmachtu, dobrze służący niemieckiej armii aż do lipca 1944 r.

Autorstwo: AL
Źródło: Trybuna.info


Skopiowano z WOLNE MEDIA

WITEK SIĘ BOI

 

Strach zajrzał w oczy Marszałek Sejmu?


Marszałek Sejmu Elżbieta Witek może zostać ukarana grzywną za nieobecność na przesłuchaniu w Najwyższej Izbie Kontroli. Spotkanie miało dotyczyć podejrzanego lobbingu czołowej polityczki PiS za jedną z firm startujących w przetargu na dostawcę maseczek w rządowym programie.

Wyjaśnijmy najpierw, o co chodziło w aferze „Polskich Szwalni”. Program ten stanowi swojego rodzaju alegorię rządów Zjednoczonej Prawicy. Miało być doniośle i patriotycznie. Program Polskie Szwalnie wystartował 16 kwietnia 2020 roku, nad akcją pieczę sprawowała Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP). Rząd przekonywał, że zgłosiło się ponad 800 chętnych firm. W ciągu miesiąca miało ruszyć 200 polskich szwalni, które miały uszyć 40 mln maseczek, a do końca czerwca 2020 roku miało być ich nawet 100 mln. Nad projektem patronat objął prezydent Andrzej Duda.

Z ujawnionej korespondencji mailowej szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka wynika, że Elżbieta Witek miała przekazać numery telefonów do właścicielki firmy Modesta, która „chce być bezpośrednim dostawcą maseczek”. Marszałek miała rekomendować Modestę do udziału w programie. Polecenie okazało się skutecznie, przedsiębiorstwo to znalazło się wśród siedmiu spółek w programie „Polskie Szwalnie”, w którym brały udział m.in takie duże firmy jak 4F i LPP.

Ostatecznie program poniósł klęskę. Do tej pory w innych firmach Polskie Szwalnie uszyto łącznie 178 milionów maseczek. Problem w tym, że spora część z nich nie chroni przed koronawirusem i nadaje się do wyrzucenia.

Sprawą zainteresował się główny adwersarz rządu – prezes NIK Marian Banaś. Witek oraz Dworczyk zostali wezwani celem złożenia wyjaśnień.

„Zgodnie z przepisami mają oni obowiązek zgłosić się podobnie jak na wezwanie organów ścigania, a przed kontrolerami obowiązują ich takie same rygory jak świadków w postępowaniu prokuratorskim” – przypomniała Izba.

Dziś miała być przesłuchana Witek. Nie stawiła się jednak. Co więcej, Marszałek Sejmu twierdzi, że czuję się przez Banasia zastraszana. Sugeruje, że wezwanie to zemsta za domaganie się wyjaśnień w imieniu Sejmu odnośnie niedawnej wizyty kontrolerów NIK na Białorusi. Mieli oni tam dociekać nieprawidłowości strony polskiej w związku z sytuacją w Puszczy Białowieskiej. Witek utrzymuje również, że nie dostała od Banasia, ani nikogo innego z NIK żadnego zaproszenia drogą oficjalną.
NIK nie odpuszcza

Izba, ustami swojego rzecznika, uważa, że Marszałek Sejmu popełniła rażące lekceważenie. Mówi też o utrudnianiu kontroli i twierdzi, że Elżbieta Witek nie dotarła do NIK mimo, że została prawidłowo poinformowana przez urzędników.

Marszałek ma otrzymać karę w wysokości najniższego wynagrodzenia, czyli 3010 zł brutto. Kontrolerzy wyznaczyli także nowy termin (połowa lutego), na który zaprasza polityczkę PiS.

Autorstwo: Piotr Nowak
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA

KONIEC PLANDEMII ?

 

Resort zdrowia wieszczy apogeum pandemii


Naczelnik na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poinformował wczoraj, że w Polsce wykryto 30 586 nowych zakażeń grypy zwanej covidem.[LA]

Pandemia zaszczepionych staje się w Polsce faktem. Przypominamy, że rekord nowych przypadków w Polsce padł 1 kwietnia 2021 roku, kiedy szczepienie raczkowały a cud preparaty podawane ludziom, jakie miały chronić ich przed zachorowaniem, jeszcze nie realizowały swojego celu. Wówczas MZ w raporcie przekazał informację o 35 251 zakażeniach.[LA]

Najwięcej dobowych przypadków odnotowano w województwach mazowieckim (5594) i śląskim (4647). Pozostałe przypadki pochodzą z województw: małopolskiego (3471), dolnośląskiego (2458), pomorskiego (2341), wielkopolskiego (2195), podkarpackiego (1789), lubelskiego (1362), łódzkiego (1360), zachodniopomorskiego (1091), warmińsko-mazurskiego (1034), kujawsko-pomorskiego (986), opolskiego (623), świętokrzyskiego (585), podlaskiego (518), lubuskiego (354). 178 zakażeń to dane bez wskazania adresu, które zostaną uzupełnione przez inspekcję sanitarną.[LA]

Z powyższych danych wprost wynika, że największą ilość zakażeń występuje w najbardziej wyszczepionych województwach pokazuje to, że produkty podawane ludziom pod nazwą „szczepionka” faktycznie osiągają swój cel, jakim było wprowadzenie wirusa do organizmu i jego transmisja.[LA]

Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział też na antenie TVP Info, że dane na temat nowych zakażeń (czyli niewiarygodne dane, ponieważ tworzy je Ministerstwo Zdrowia bez kontroli społecznej – przypis WM), które resort zaprezentuje dzisiaj, ponownie pokażą ponad 30 tys. nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Jak zaznaczył minister, Polaków czeka piąta fala zakażeń, której apogeum przypadnie na luty. „Teraz wydaje się, że realizuje się scenariusz bardzo szybkiego przyspieszenia, gdzie na początku lutego będziemy mieli apogeum. Mówię tu o przekroczeniu dziennej liczby zakażeń 100 tysięcy. Ten scenariusz jest o tyle optymistyczny, że zakłada również szybki spadek tej liczby” – powiedział szef resortu zdrowia.[SN]

Ostatnie dwa dni minister nazwał eksplozją epidemii, a piątą falę Polska zaczyna „z mocnym akcentem”. Wczoraj resort zdrowia poinformował o 19 652 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem, z powodu COVID-19 zmarło 109 osób, 268 osób zmarło z powodu chorób współistniejących.[SN]

Resort spraw zagranicznych przekazał, że koronawirusem zaraził się szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau. „Z uwagi na pozytywny wynik testu na SARS-CoV-2 minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau odwołał swoje wizyty w Hiszpanii i na Malcie. Minister Rau będzie w najbliższym czasie wypełniał swoje obowiązki w sposób zgodny z procedurami przewidzianymi dla tego typu sytuacji” – przekazał za pośrednictwem „Twittera” rzecznik prasowy MSZ Łukasz Jasina. Jak dodał rzecznik resortu spraw zagranicznych, minister Rau jest zaszczepiony trzema dawkami szczepionki przeciwko koronawirusowi, czuje się dobrze i przebywa w izolacji.[SN]

Źródła: LegaArtis.pl [LA], pl.SputnikNews.com [SN]
Kompilacja 2 wiadomości: WolneMedia.net

KARA Z NAKŁANIANIE

 

Urzędnik zawieszony za nakłanianie do „szczepień”


Najwyższy urzędnik służby zdrowia na Florydzie w USA został zawieszony w czynnościach administracyjnych. Urzędnicy badają, czy naruszył zakaz stanowy, wysyłając e-maile do pracowników o niskim wskaźniku „szczepień” przeciwko COVID-19 i wzywając ich do wzięcia preparatu eksperymentalnej terapii genowej zwanego marketingowo „szczepionką” – informuje WFTV Orlando.

Gubernator Florydy Ron DeSantis, republikanin, który powszechnie uważa się, że planuje kandydować na prezydenta USA, w listopadzie podpisał ustawę zakazującą szkołom, firmom i podmiotom rządowym wymagania „szczepień” przeciwko COVID-19, potępiając ekspertów w dziedzinie zdrowia i przywódców Demokratów.

Dr Raul Pino, dyrektor Departamentu Zdrowia Florydy w Orlando został wysłany na urlop administracyjny po tym, jak 4 stycznia wysłał swoim pracownikom e-maile, zaznaczając w nich informację o niskim poziomie „wyszczepienia” i wzywając, by przyjęli preparat. W wiadomości miał też przyznać, że uzyskał dane o „szczepieniach” swoich 568 pracowników. Mniej niż połowa z nich przyjęła dwie dawki, a 14 proc. – dawkę przypominającą. „Przykro mi, ale w przypadku braku rozsądnych i rzeczywistych powodów jest nieodpowiedzialne, aby nie być zaszczepionym” – grzmiał Pino w mailu.

Departament Zdrowia na Florydzie prowadzi teraz dochodzenie, by ustalić czy doszło do złamania przepisów. „Ponieważ decyzja o szczepieniu jest osobistym wyborem medycznym, który powinien być dokonany bez przymusu i obowiązku ze strony pracodawców, pracownik, o którym mowa, został umieszczony na urlopie administracyjnym” – wskazał departament w wydanym oświadczeniu.

Floryda jest jednym z kilku konserwatywnych stanów, które pozwały federalną Administrację Bezpieczeństwa i Zdrowia, aby powstrzymać – zniesiony już – obowiązek „szczepień” dla pracowników dużych firm, który to wprowadził prezydent Joe Biden.

Źródło: LegaArtis.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

PAŃSTWO ,,PRAWA,, ZIOBRY

 

Mężczyzna, który napisał na kościele „tu będzie techno” opuścił areszt


Do aresztu za napis na murze? Tak, to możliwe w Polsce rządzonej przez Zjednoczoną Prawicę. Mężczyzna, który w ostatnią wigilię osprejował Kościół Św. Krzyża w Warszawie, właśnie odzyskał wolność. Za kratkami siedział trzy tygodnie.

Jak poinformował obrońca oskarżonego, mec. Bartosz Obrębski, Sąd Okręgowy w Warszawie zmienił decyzję Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia z 2 stycznia, na mocy której jego klient został, niczym groźny przestępca, umieszczony za kratkami, po tym jak w Sylwestra został zatrzymany przez policję.

Przypomnijmy, według śledczych, w nocy z 24 na 25 grudnia dwóch sprawców ozdobiło elewację Kościoła Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu następującymi hasłami: „PiS won”, „świeckie państwo” oraz „tu będzie techno”.

Akcja bezpośrednia, zdecydowanie słabo przemyślana, została wykorzystana przez władzę do uruchomienia propagandy pt. „katolicy prześladowani w Polsce” oraz „lewacka bandyterka szarga świętości”. W ramach pokazowej akcji sił bezpieczeństwa, podejrzany został wyciągnięty z łóżka o 6:45. Dwa dni później Sąd Rejonowy podjął kuriozalną decyzję o zastosowaniu wobec rzekomego sprawcy środka zapobiegawczego w postaci trzech miesięcy tymczasowego aresztu.

Zostało to powszechnie odebrane jako manifestacja siły ze strony władzy (naciskał na to minister Ziobro) oraz próba ukarania podejrzanego już na wstępnym etapie rozpoznania. „Dla mnie to jest niepojęte. Nawet jeżeli prokuratura „winduje” ten zarzut, stara się wykazać, że powstała duża szkoda, że wyrządzono ogromne zło – to i tak nie uzasadnia to, w mojej ocenie, tymczasowego aresztowania. To jest najsilniejszy izolacyjny środek, jaki mamy w prawie i powinien być stosowany wyjątkowo. W tym przypadku, moim zdaniem, nie zachodzą żadne przesłanki do jego stosowania” – mówił w TOK FM obrońca oskarżonego. „Tymczasowe aresztowanie nigdy nie może być antycypacją kary. To jest środek służący temu, aby postępowanie przygotowawcze przebiegło w sposób prawidłowy. Moim zdaniem, w tym przypadku nie było możliwości wpływania na jego przebieg przez podejrzanego” – zwracał uwagę mec. Obrębski.

Zdaniem prawnika, działanie wymiaru sprawiedliwości nosiło w tym wypadku znamiona politycznej sterowności. „Dość często słyszymy i widzimy w polskich realiach, że na murach powstają różne napisy. Ja nie spotkałem się nigdy wcześniej, aby organy postępowania w takiej sprawie zareagowały tak ostro – wyciągać kogoś z mieszkania o 6.00 rano, stosować tymczasowy areszt – moim zdaniem, idzie to w bardzo niebezpieczną stronę. Dla mnie to pokaz siły” – wskazał Obrębski.

W przypadku drugiego sprawcy sąd odmówił zastosowania środka tymczasowego w postaci aresztu.

Kolejną manipulacją podwładnych prokuratora Ziobry jest oszacowania strat. Śledczy wycenili trzy napisy naniesione czerwonym sprejem na 100 tys. zł. Miało to zapewne wstrząsnąć opinią publiczną i nadać czynowi bardziej kryminalny kontekst. Prokuratorzy nie podzielili się szczegółowym rachunkiem, tak więc nie wiemy, co miałoby kosztować aż tyle.

Autorstwo: Piotr Nowak
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA

Dostała karę za ruszenie na pomoc rannemu motocykliście


Włoskie media opisują historię mieszkanki okolic Padwy – kobieta ruszyła na pomoc motocykliście, który uległ wypadkowi koło jej domu i została za to ukarana wysoką grzywną.

Incydent miał miejsce w kwietniu 2020 roku, a teraz kobieta otrzymała z sądu powiadomienie, że została ukarana karą grzywny w wysokości 4500 euro, ponieważ by pomóc mężczyźnie, złamała kwarantannę, na której znajdowała się z powodu zakażenia koronawirusem.

56-letnia mieszkanka okolic Padwy ruszyła na pomoc motocykliście, który uległ wypadkowi drogowemu koło jej domu. Kierowca stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w znak drogowy. Gdy kobieta wybiegła z domu, mężczyzna leżał na ziemi.

„Leżał na ziemi, był cały obolały. Pomogłam mu, chciał się podnieść, ale w jego stanie nie było to wskazane” – opowiedziała w rozmowie z gazetą „Il Mattino di Padova”.

Jak tłumaczyła kobieta, gdy usłyszała huk i zobaczyła wypadek, nie myślała o izolacji, tylko chciała pomóc poszkodowanemu. Po tym, jak przybyli na miejsce policjanci wyjaśnili, że kobieta powinna być na kwarantannie z powodu koronawirusa, spisali ją za naruszenie zasad. Kobieta apelowała o zdrowy rozsądek i argumentowała, że wcześniej otrzymała negatywne wyniki dwóch testów na koronawirusa.

Włoszka nie rozumie decyzji sądu i podkreśla, że nigdy wcześniej nie była karana, a pierwsza kara została jej wymierzona za pomoc poszkodowanemu w wypadku.

„Miałam go zostawić rannego na ulicy?” – zastanawia się rozgoryczona kobieta.

Źródło: pl.SputnikNews.com

Skopiowano z WOLNE MEDIA

 

Noblista odmawia „zaszczepienia się” na COVID-19


Luc Montagnier – francuski wirusolog, współodkrywca HIV w 1983, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny, współtwórca technologii mRNA. Na pytanie o pochodzenie wariantów wirusa SARS-COV-2 odpowiedział: „To bardzo proste. Warianty wzięły się ze szczepień. Przeciwciała wytworzone przez wirusa pozwalają na to, żeby infekcja była bardziej nasilona. Nazywa się to wzmocnieniem zależnym od przeciwciał. Szczepionka powoduje wytworzenie dużej ilości białka kolca, takiego jak na powierzchni wirusa i to jest bardzo niebezpieczne, bo sprzyja zachorowaniu. Dlatego coraz więcej osób choruje po szczepieniu”. Wg uczonego Paszporty Covidowe to coś haniebnego i skandalicznego. Szczepionka w technologii mRNA jest chimerą. Nie wiadomo jakie będą konsekwencje przyjęcia jej. „Odmawiam poddania się szczepieniu” – powiedział i zwrócił się do medyków: „Zachowujcie się jak lekarze, nie jak barany. Nie bójcie się”.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

NAZIZM POWRÓCIŁ

 

Nie jesteś „zaszczepiony”? Nie wejdziesz do sklepu!


Obowiązujące obecnie w Polsce obostrzenia zakładają, że sklepy i galerie handlowe nie mogą przyjmować klientów ponad określony pułap, wynoszący obecnie 30%. Wygląda jednak na to, że plany rządu są bardziej ambitne. Już wkrótce osoby bez ważnego dowodu „szczepienia” W OGÓLE nie wejdą do sklepu. Kontrowersyjny pomysł został ujawniony przez samego ministra Niedzielskiego.[ZNZ]

Rząd nadal nie zdołał wprowadzić w życie ustawy, która miała umożliwić pracodawcom i przedsiębiorcom sprawdzanie ceryfikatów „szczepień” swoich pracowników oraz klientów. Wprowadzenie tej ustawy w życie będzie przypieczętowaniem statusu podczłowieka dla każdej osoby „niezaszczepionej”. Jeśli zgodnie z groźbami ministra Niedzielskiego z 19 stycznia wprowadzi obniżenie limitów klientów „do zera”, apartheid sanitarny osiągnie nowy poziom. Niedzielski wspomniał otwarcie, że walka z koronawirusem będzie koncentrować się na „powszechnym stosowaniu certyfikatu covidowego”. Jest to niejako ugruntowanie pozycji tego dokumentu jako subskrypcji na prawo do normalnego życia. Wbrew zapewnieniom rządu, takie ograniczenia nie uderzają w bezosobowego i mikroskopijnego wirusa SARS-CoV-2, tylko w realnych ludzi.[ZNZ]

Władze wspaniałomyślnie pozwolą, aby prawo do zakupu żywności przysługiwało również ozdrowieńcom oraz po okazaniu aktualnego testu na COVID-19. Jak zamierza się weryfikować jego aktualność? Jeśli polskie władze przyjmą za podstawę testy natychmiastowe, nic nie stoi na przeszkodzie, by raz wykonany test służył nam nieograniczony czas. Z drugiej strony, jeśli chodzi o nieprzyjemny test PCR, jest on ważny zaledwie kilkadziesiąt godzin, a jego cena to około 150 zł. Przyjęcie takiego wyznacznika, może oznaczać finansową ruinę w skali całego roku dla każdego gospodarstwa domowego. No, ale oczywiście, jest też trzecia opcja, w postaci „dobrowolnego” przyjęcia preparatu.[ZNZ]

Tydzień temu pisaliśmy, że została przekroczona bariera 50% „zaszczepionych” wśród zakażonych w szpitalach od 4 do 10 stycznia. W następnym tygodniu (11 a 17 stycznia) jest jeszcze gorzej – gorzej dla „zaszczepionych”. Rok temu przewodniczący Rady Medycznej i główny doradca premiera ds. pandemii prof. Andrzej Horban powiedział, że „zaszczepieni” przeciwko COVID-19 nie będą zarażali, bo nie będą zakażeni. Jak się okazało, były to kompletne brednie. Bardzo szybko okazało się, że to, co mówił „ekspert”, to stek bzdur. Jego słowa szybko zweryfikował czas. Teraz obowiązuje narracja, według której „zaszczepieni” co prawda roznoszą wirusa i również się zakażają, ale ponoć lżej przechodzą chorobę. Na przykład zdaniem prof. Włodzimierza Guta od początku ludziom obiecywano nierealne rzeczy. „Szczepienia” chronią bowiem według niego przed ciężkim przebiegiem choroby, a nie zakażeniem. Rzeczywistość szybko zweryfikowała słowa tego eksperta.[LA]

Jak już pisaliśmy kilka dni temu w tygodniu pomiędzy 4 a 10 stycznia 2022 r. było 86 871 wykrytych zakażeń. W tym w pełni „zaszczepieni” 45 943 – czyli 52,9%, a „niezaszczepieni” 40 928 – czyli 47,1%. W następnym tygodniu wygląda to jeszcze gorzej dla „zaszczepionych”. Pomiędzy 11 a 17 stycznia 2022 roku pozytywnych wyników testów na koronawirusa uzyskało 110 743 osób. W tym w pełni „zaszczepieni” 62 323 – czyli 56,28% a „niezaszczepieni” 48 420 – czyli: 43,72%. Warto dodać, że w grupie „niezaszczepionych” ministerstwo uwzględnia także zaszczepionych tylko jedną dawką przy dwudawkowym preparacie, oraz tych, którym od pełnego szczepienia nie minęły dwa tygodnie.[LA]

Powyższe dane każdy może sprawdzić w bazie danych ministerstwa zdrowia na stronie Basiw.mz.gov.pl. Widać wyraźny trend wzrostowy wśród grupy w pełni „zaszczepionej”.[LA]

Segregacja sanitarna od samego początku była głupim pomysłem, a w obliczu powyższych danych Naczelnik Adam Niedzielski w odwecie na plan opozycji o jego odwołaniu (Niedzielski może zostać odwołany – jest taka szansa!) straszy swoją dymisją. Sugeruje, że od przyszłości tzw. ustawy Hoca uzależnia swoją przyszłość w rządzie. Pierwszy sukces Niedzielski miał w ten sposób już osiągnąć. Na wczorajszej konferencji prasowej przekonywał, że po konsultacjach z premierem i prezesem Kaczyńskim uzyskał „zapewnienie, że ustawa będzie procedowana, poddana drugiemu czytaniu”. Okazja do sprawdzenia tych deklaracji będzie już w przyszłym tygodniu.[LA]

Na koniec nowa dawka bzdur propagandowych w wykonaniu prof. Simona, byłego członka Rady Medycznej przy rządzie. W rubryce „Rzecz o polityce” Jacka Nizinkiewocza w dzienniku „Rzeczpospolita” określił Adama Niedzielskiego jako jednego z najsprawniejszych dotychczasowych ministrów zdrowia, któremu brakło jednak siły przebicia. Lekarz histeryzuje również, że 15 mln „niezaszczepionych” Polaków „to jest tragedia”, bo ochrona zdrowia może się załamać jeżeli przy tak dużej liczbie „niezaszczepionych”, jeśli pojawi się groźniejszy wariant koronawirusa. „Mamy 23-25 proc. zaszczepionych trzema dawkami – i to jest bezpieczne i praktycznie nikt w tej grupie nie umrze, chyba że ma 50 innych schorzeń jako takich” – stwierdził prof. Simon. Kłamstwo i manipulacja (bo umrą na coś innego, tylko nie od „szczepionki”) szyte są tak grubymi nićmi, że Naczelna Izba Lekarska powinien natychmiast odebrać mu uprawnienia medyczne z powodu brak elementarnej wiedzy medycznej i narażania życia ludzi, którzy mu uwierzą.[WM]

Autorstwo: M@tis [ZNZ], LegaArtis [LA]
Źródła: ZmianyNaZiemi.pl [ZNZ], LegaArtis.pl [LA]
Kompilacja 2 wiadomości i uzupełnienie: WolneMedia.net [WM]


Skopiowano z WOLNE MEDIA

 

Niemcy otwierają kopalnie a Polska zamyka


Przewodniczący związku zawodowego „Kadra” w KWK „Budryk” o restrukturyzacji górnictwa i zamykaniu kopalń.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

 

Produkt szczepionkopodobny jest nieskuteczny


FORT DETRICK

 

Ponad 20 milionów Chińczyków domaga się zbadania Fortu Detrick


Ponad 20 milionów Chińczyków podpisało się pod listem wzywającym Światową Organizację Zdrowia do zbadania działalności laboratorium Fort Detrick w amerykańskim stanie Maryland. Ów list zwraca szczególną uwagę na laboratoria, które według nich zajmują się prowadzeniem badań nad niebezpiecznymi wirusami a nawet nad bronią biochemiczną.

Fort Detrick jest instalacją wojskową armii Stanów Zjednoczonych, w której w latach 1943-1969 znajdowała się centrala amerykańskiego programu produkcji broni biologicznej. W bazie tej znajduje się obecnie Dowództwo Badań i Rozwoju Medycyny Armii Stanów Zjednoczonych, Instytut Chorób Zakaźnych Armii Stanów Zjednoczonych a także Narodowy Instytut Badań nad Rakiem, Narodowa Międzyagencyjna Konfederacja Badań Biologicznych oraz Narodowy Międzyagencyjny Kampus Bioobrony.

W sierpniu 2019 roku działalność Fort Detrick w zakresie badań nad śmiertelnymi zarazkami została nagle przerwana w wyniku poważnych naruszeń procedur bezpieczeństwa, w szczególności związanych z usuwaniem materiałów niebezpiecznych. W laboratorium tym przechowuje się śmiercionośne wirusy takie jak wirus Eboli, wirus ospy, SARS, MERS oraz nowy Koronawirus.

To właśnie w związku z tymi wydarzeniami Chińczycy poprosili Światową Organizację Zdrowia o zbadanie tego kompleksu wojskowego a Stany Zjednoczone wezwali do przejrzystości w tej kwestii i udzielenia ChRL satysfakcjonującej odpowiedzi na ich prośbę.

CZYM JEST FORT DETRICK?

Początki istnienia laboratorium broni biologicznej na obszarze dzisiejszego Fortu Detrick sięgają okresu II wojny światowej. W 1943 roku rząd Stanów Zjednoczonych zakupił w stanie Maryland 62 hektary ziemi plus 37 hektarów należących do opuszczonej bazy wojskowej Detrick Field. Całość zmieniła swoją nazwę na Camp Detrick a na jej terenie utworzono Laboratoria Wojny Biologicznej Armii Stanów Zjednoczonych. Pierwszym dowódcą bazy został podpułkownik William S. Bacon. Jego następcą był pułkownik Martin Chittick. Obaj nadzorowali remont oraz rozbudowę bazy za kwotę 1,25 mln dolarów.

W trakcie II wojny światowej Camp Detrick oraz laboratoria na jej terenie stały się miejscem prowadzenia badań nad bronią biologiczną. Badania te były prowadzone przez George’a Mercka, który w trakcie wojny kierował Służbą Badań Wojennych, która miała swoją siedzibę właśnie w Camp Detrick.

Pierwszym dyrektorem naukowym laboratorium został Ira Baldwin, profesor bakteriologii na Uniwersytecie Wisconsin.

Nadzorowanie programu broni biologicznej w trakcie II wojny światowej spoczywało na Służbie Wojny Chemicznej, oddziale amerykańskiej armii, który miał za zadanie dostarczać wojsku broń chemiczną a nie jak mogłoby się wydawać, bronić kraj przed nią.

9 grudnia 1942 roku dowódcy Chemical Warfare Service zebrali się w Narodowej Akademii Nauk w Waszyngtonie celem przedyskutowania istotnych kwestii związanych z zagrożeniem biologicznym. W trakcie owego spotkania zadano pytanie czy dałoby się zbudować hermetycznie szczelny kontener, w którym można by produkować śmiertelnie niebezpieczne zarazki na skalę przemysłową. Większość zebranych tam naukowców tłumaczyła wojskowym, że produkcja tego typu byłaby bardzo trudna. Jednak jeden z nich się wyłamał i stwierdził, że zadanie było wykonalne. Był nim Ira Baldwin, wspomniany przeze mnie wcześniej pierwszy dyrektor laboratorium w Camp Detrick.

W niedługim czasie po owym spotkaniu do Baldwina zadzwonił generał Kabrich ze Służby Wojny Chemicznej i zaprosił go do Waszyngtonu. Pod koniec 1942 roku stawił się on w amerykańskiej stolicy a armia poinformowała go, że wojsko postanowiło rozpocząć tajny program produkcji broni biologicznej a z Baldwina chcą uczynić pierwszego kierownika. Naukowiec przyjął stanowisko. W ciągu kolejnych 2,5 lat Baldwin szefował wojskowemu programowi wojny biologicznej, pozostając jednak cały czas cywilem. Wojsko dało mu jednak nieograniczone możliwości: cokolwiek tylko chciał on otrzymać, armia mu to zapewniała.

W trakcie szefowania tym laboratorium przez Baldwina, wykorzystywało ono do testowania śmiercionośnych zarazków oraz bakterii m.in. 500 tys. myszy oraz dziesiątki tysięcy szczurów, królików, świnek morskich, owiec, małp, kotów, fretek i kanarków.

W laboratorium tym pracowało 1,5 tys. badaczy. Kiedy byli oni przyjmowani do pracy, wymagano od nich złożenia przysięgi: „W wypadku mojej śmierci upoważniam dowódcę Camp Detrick w stanie Maryland do rozporządzenia moimi szczątkami i umieszczenia ich w zaplombowanej trumnie, która nie zostanie później otwarta. […] Wyrażam zgodę na przeprowadzenie sekcji moich zwłok wyłącznie przez odpowiednich przedstawicieli sił zbrojnych według ich uznania.”

W przysiędze chodziło najprawdopodobniej o to, że w trakcie badań naukowcy mogli zostać zakażeni śmiertelnymi zarazkami i fakt ten należało ukrywać zarówno przed społeczeństwem jak i nawet przed najbliższą rodziną. Aby fakt produkcji na przemysłową skalę zarodników wąglika czy też hodowla komarów zarażonych żółtą febrą, nie wyszedł poza mury Camp Detrick.

Camp Detrick był luksusowym oraz bogato wyposażonym obiektem wojskowym. Znajdowała się w nim stacja kolejowa, szpital, posterunek straży pożarnej, kino oraz kilka sal rekreacyjnych.

Opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych dowiedziała się o amerykańskim programie broni biologicznej dopiero w styczniu 1946 roku.

W tym samym roku do Camp Detrick przybyło 3 niemieckich naukowców – wszyscy byli członkami NSDAP. W Niemczech pracowali oni nad projektami związanymi z bronią chemiczną i biologiczną. W USA mieli oni zapoznać Amerykanów z sarinem – gazem, który był produkowany w Niemczech i który był potencjalnie przydatny na polu walki.

Naukowcy Ci zostali sprowadzeni do USA w ramach Operacji Spinacz (ang. paperclip). Dla oficerów nadzorujących ową tajną operację sprowadzania do USA niemieckich  naukowców, ich nazistowska przeszłość nie stanowiła żadnego problemu. Za każdym razem, gdy się okazywało, że naukowiec ma za sobą nazistowską przeszłość – czy to przynależność do SS czy też współpracę z Gestapo – było to wykreślane z życiorysu a ich biografia była pisana na nowo. Jeżeli natomiast jakiś naukowiec był gorliwym nazistą, łagodzono ten niewygodny aspekt biografii, zmieniając go na niezbyt gorliwego nazistę. Dodawano również wzmianki, że prowadził on przykładne życie rodzinne.

Departament Stanu starał się blokować przyjazd do USA nazistowskich naukowców, którzy mogli brać udział w zbrodniczych eksperymentach medycznych, jednak bardzo szybko amerykańscy dyplomaci byli przez to piętnowani jako sympatycy komunizmu i import Niemców trwał dalej. Dyplomacja nie była w stanie wygrać rywalizacji z tak potężnymi grupami nacisku jakimi była armia oraz tajne służby.

Oprócz zamówień na niemieckich naukowców, szefostwo Camp Detrick złożyło zapytanie również o japońskich specjalistów od eksperymentów medycznych. Amerykańscy naukowcy domagali się od Korpusu Kontrwywiadu Armii sprowadzenia do kraju Shiro Ishii, japońskiego masowego zbrodniarza, który kierował Jednostką 731 – tajną jednostką japońskiej armii cesarskiej, która zajmowała się badaniami i rozwojem japońskiego programu budowy broni biologicznej i chemicznej.

Warto w tym miejscu dodać, że realizacja japońskiego programu broni biologicznej była możliwa tylko dzięki temu, że kraj ten, podobnie jak USA, odmówił podpisania protokołu genewskiego, który zakazywał stosowania broni biologicznej. Tak więc tylko te dwa kraje mogły dzięki temu rozwijać swój program wojny z zastosowaniem broni biologicznej.

W Jednostce 731 więźniowie, których pogardliwie określano jako „kłody”, byli poddawani takim eksperymentom medycznym jak:

– traktowanie człowieka trującym gazem a następnie usuwanie mu płuc i poddawanie ich badaniu,

– rażenie prądem w celi ustalenia przy jakim napięciu dochodzi do śmierci,

– wieszanie ludzi głową w dół, aby przekonać się jak wygląda duszenie człowieka,

– zamykanie człowieka w komorze pod wysokim ciśnieniem i czekanie aż ludziom zaczną z oczodołów wyskakiwać oczy,

– zarażanie ludzi wąglikiem,

– zarażanie ludzi kiłą, dżumą, cholerą oraz innymi chorobami,

– przywiązywanie ludzi do słupów i palenie żywcem, aby przetestować miotacze ognia,

– zamrażanie ludzi, aby zbadać zjawisko hipotermii,

– przymusowe zapładnianie kobiet a następnie dokonywanie eksperymentów na urodzonym dziecku (wiwisekcji – operacja na żywym organizmie),

– wstrzykiwanie do żył ofiar powietrza, aby wywołać zatory,

– wstrzykiwanie do żył ludzi krwi zwierzęcej, aby zbadać tego skutek,

– przeprowadzanie autopsji na żywym człowieku,

– przeprowadzanie amputacji kończyn, aby obserwować powolną śmierć w wyniku wykrwawienia,

– przywiązywanie roznegliżowanych kobiet i dzieci do słupów, a następnie rażenie ich odłamkami bomb z wąglikiem. Następnie obserwowano jak długo zranione ofiary będą żyć.

„Kłodami” dla japońskich zwyrodnialców byli Chińczycy, Koreańczycy, Mongołowie a także amerykańscy jeńcy wojenni. W jednostce 731 oprócz eksperymentów na ludziach, produkowano także trucizny, hodowano zakażone dżumą pchły a także produkowano tony wąglika.

Pomimo takiej ilości zbrodniczych eksperymentów prowadzonych przez tą japońską jednostkę wojskową, nie zachowały się żadne dowody owych zbrodni, gdyż przed zakończeniem wojny generał Ishii kazał dokonać egzekucji więźniów, którzy pozostali przy życiu a naukowcom dla niego pracującym kazał połknąć tabletkę z cyjankiem potasu w przypadku ich aresztowania. Na sam koniec kompleks wojskowy został nafaszerowany ładunkami wybuchowymi oraz wysadzony w powietrze.

Kiedy Ishii został już aresztowany przez Korpus Kontrwywiadu Amerykańskiej Armii, przesłuchiwali go naukowcy z Camp Detrick. Córka japońskiego zbrodniarza wyznała, że naukowiec z Camp Detrick dosłownie błagał jej ojca o informacje  na temat broni biologicznej. Sugerował także, że nie można dopuścić, aby dane trafiły w ręce Rosjan czym jasno dał Japończykowi do zrozumienia, że Amerykanie mogą go ochronić jeżeli tylko nie dopuści on Sowietów do tajemnic związanych z bronią biologiczną.

Kiedy Ishii nie przyznał się do żadnych działań przestępczych Amerykanie postawili mu ultimatum: albo opowie im o swoich działaniach i dostanie ochronę, albo trafi w ręce Sowietów i prawdopodobnie zostanie skazany na śmierć. Amerykanie dodali ponadto, że zbrodnie wojenne ich kompletnie nie interesują. Chodzi im jedynie o dane czysto techniczne i informacje naukowe.

Ishii przystał na warunki a amerykańskie dowództwo wojskowe wydało rozporządzenie mówiące, że korzyści wynikające z japońskich informacji na temat broni biologicznej przewyższają korzyści ze ścigania zbrodni wojennych. Tym samym japoński generał został oczyszczony. Oprócz niego oczyszczono także wszystkich jego współpracowników, którzy razem z nim dokonywali potwornych okrucieństw w Jednostce 731 cesarskiej armii Japonii.

Jak tylko Ishii został objęty protekcją armii Stanów Zjednoczonych, zaczynał im przekazywać pudła z dokumentami. Naukowcy z Camp Detrick byli zachwyceni tym „towarem”. Następnie przekazał Amerykanom preparaty pozyskane z ludzi, którzy byli objęci programem zbrodniczych eksperymentów pseudomedycznych. Preparaty przekazano do Camp Detrick, dzięki czemu wzbogacono tamtejszy program produkcji broni biologicznej.

W czasie kiedy Stany Zjednoczone chroniły japońskich zbrodniarzy, ZSRR aresztował 12 naukowców z owej jednostki i skazał ich na kary od 2 do 25 lat więzienia. Były to oczywiście wyroki śmieszne niskie biorąc pod uwagę „sowieckie standardy”. Dowodziły one rzecz jasna temu, że również Rosjanie chcieli wykorzystać wiedzę naukowców do produkowania własnej broni biologicznej.

Po uratowaniu japońskiego kierownika tamtejszego programu broni biologicznej, naukowcy z Camp Detrick domagali się uratowania jego niemieckiego odpowiednika – Kurta Blomego.

Z uratowaniem Niemca sprawa była rzecz jasna dużo trudniejsza, gdyż w USA i na zachodzie mało kto interesował się daleką Japonią. Jednak niemieckie zbrodnie były powszechnie znane. W dodatku lobby żydowskie w USA naciskało na właściwe rozliczenie niemieckich ludobójców. Nie stanowiło to jednak problemu dla amerykańskiej armii oraz tamtejszych tajnych służb.

Ponieważ zwolennicy Blomego z Camp Detrick nie mogli uchronić go przed postawienie przed trybunałami norymberskimi, postanowili oni doprowadzić do jego uniewinnienia.

27 sierpnia 1947 roku Blome został uniewinniony w czasie kiedy jego niemieccy towarzysze otrzymywali wyroki śmierci a inni wyroki więzienia (7 uniewinniono). 42 dni po wyroku uniewinniającym oddelegowano do Blomego zespół naukowców z Camp Detrick.

Blome jednak niechętnie rozmawiał o tym czym zajmował się w trakcie wojny. Przynajmniej na terenie Niemiec. Powiedział Amerykanom, że zrewolucjonizuje ich program broni biologicznej pod warunkiem, że zabiorą go do USA.

Po spotkaniu z Blome, naukowcy z Camp Detrick zażądali od Korpusu Wojsk Chemicznych wszelkich dostępnych informacji o doktorze Erichu Traubu.

Traub był wirusologiem, mikrobiologiem i profesorem weterynarii. W 1939 roku został powołany do Korpusu Weterynaryjnego niemieckiej armii a w 1940 roku awansował na stopień kapitana. Według Blomego Traub był najlepszym naukowcem jeżeli chodzi o broń biologiczną przeznaczoną do zabijania zwierząt.

Ponieważ Traub po wojnie został przejęty przez Sowietów, Amerykanie musieli wydostać go z radzieckiej strefy Niemiec. W 1949 roku został on przetransportowany do Stanów Zjednoczonych, gdzie podjął się badań nad biologią dla tamtejszej marynarki wojennej po czym po 4 latach wrócił do Niemiec, gdzie pracował w Instytucie w Tybindze.

2 lata po powołaniu do życia Centralnej Agencji Wywiadu Stanów Zjednoczonych pojawił się pretekst do tego, aby agencja mogła zlecić Camp Detrick produkcję środków chemicznych, które można by wykorzystać podczas tajnych operacji. Tym pretekstem było rzekome otrucie przez komunistów węgierskiego kardynała Mindszenty’ego.

Według amerykańskiego wywiadu, który od zawsze specjalizuje się w wyolbrzymianiu zagrożenia dla „bezpieczeństwa narodowego” USA, węgierski duchowny został przez komunistów poczęstowany narkotykami, które sprawiły, że ten podczas procesu zachowywał się dziwnie i przyznawał się do przestępstw które nie popełnił. Mindszenty tak naprawdę był po prostu przez Sowietów torturowany tradycyjnymi metodami, takimi jak maltretowanie, izolacja czy też monotonne przesłuchania. Dla CIA i specjalistów z Camp Detrick jednak samo podejrzenie, że Sowieci produkowali chemiczne środki do kontrolowania ludzkich umysłów, stanowiło wyzwanie i pretekst do wyprodukowania podobnych specyfików. Co rzecz jasna zlecono laboratorium w Camp Detrick.

Do produkowania środków, które miałyby rzekomo kontrolować ludzkie zachowania stworzono sojusz wojskowo-wywiadowczy. A mianowicie w projekt zaangażowano zarówno naukowców pracujących dla armii jak i dla CIA.

Sojusz ten wynikał z prostej logiki: o ile wojsko mogło produkować śmiercionośne środki chemiczne i biologiczne o tyle nie mogli ich używać. A służby wywiadowcze, pozostające poza jakąkolwiek kontrolą amerykańskiego rządu, mogły.

Pracownicy ze Sztabu Służb Technicznych CIA szukali substancji, które można byłoby wykorzystać do „rozwiązywania języka”, osłabiania ludzkiego oporu, kontrolowania a także mordowania ludzi.

W ramach tej współpracy stworzono program o kryptonimie MK-NAOMI. Program ten polegał m.in. na produkowaniu substancji halucynogennych a następnie aplikowaniu ich więźniom CIA.

Według jednego z badaczy w ramach operacji NAOMI ludzie ze Sztabu Służb Technicznych opracowywali na użytek CIA cały arsenał toksycznych substancji. W celu zamordowania wybranego człowieka, CIA prosiła naukowców z Camp Detrick o wyprodukowanie tzw. pigułki samobójczej, którą tworzono z mięczaków morskich. Po pewnym czasie tajne służby doszły do wniosku, że do mordowania ludzi lepszy będzie jad kiełbasiany.

Operacja NAOMI polegała także na działaniach w terenie, tj. na testowaniu specyfików wyprodukowanych przez ludzi z Camp Detrick na narodzie amerykańskim. Na przykład w 1950 roku postanowili oni przeprowadzić jeden z takich testów w San Fransisco. Powodem wybrania tego miejsca była prawdopodobnie była gęsta mgła, która sprawiała, że zarazki tworzące chmury nie były widoczne przez ludzi. Rozpylaniem ich zajęła się marynarka wojenna a operacji nadano kryptonim „Sea Spray” (Morska Mgiełka). Ponieważ została ona zaklasyfikowana jako manewry wojskowe, władze miasta nie zostały o niej poinformowane.

Przez 6 dni naukowcy z Camp Detrick kierowali u wybrzeży San Fransisco rozpylaniem bakterii serratia marcescens (pol. pałeczka krwawa). Wybrano akurat tą bakterię, gdyż miała ona czerwone zabarwienie i łatwo ją było wyśledzić. W sumie bakteria dotarła w każdy zakątek San Fransisco a także do 8 innych miast. W ciągu następnych 2 tygodni 11 osób trafiło do szpitala w związku z zakażeniem dróg moczowych. Jeden z nich, który akurat przeszedł operację prostaty, zmarł. Lekarze nie potrafili wyjaśnić tych przypadków. Naukowcy z Camp Detrick uznali test za udany.

CIA w czasie operacji „Morska mgiełka” pełniła jedynie rolę obserwatora – całość nadzorowała i przeprowadzała marynarka wojenna oraz wojskowi naukowcy z Camp Detrick. Agencję dużo bardziej od prowadzenia wojen na pełną skalę interesowało to, jak można kontrolować ludzkie umysły.

Z tego też powodu zapoczątkowano Operację Bluebird. Działania w ramach tej operacji miano przeprowadzać zarówno w kraju jak i za granicą. Rolę królików doświadczalnych mieli pełnić więźniowie, dezerterzy, uchodźcy czy też jeńcy wojenni. Celem operacji miało być przekształcenie umysłu człowieka tak, aby był on skłonny do wykonywania powierzonych mu rozkazów pod wpływem sugestii posthipnotycznej.

Za najlepszy obiekt dla przeprowadzania Operacji Bluebird poza granicami USA wybrano były nazistowski obóz przejściowy dla amerykańskich i brytyjskich pilotów w miasteczku Oberursel. W 1946 roku obiekt ten został przejęty przez amerykańską armię i przemianowany na Camp King. Ponieważ obóz ten pasował do jego nowego przeznaczenia, zaczęto do niego sprowadzać byłych członków NSDAP oraz innych więźniów (których armia USA uznawała za „zbędnych”) na specjalne przesłuchania.

Oficjalnie obiekt ten miał być ośrodkiem wywiadu USA nr. 7707 jednak w istocie był on siedzibą „twardych chłopaków”, zwyrodnialców z amerykańskiego kontrwywiadu, którzy znani byli ze znęcania się nad więźniami. Oprócz stosowania tradycyjnych metod tortur takich jak bicie i maltretowanie kijami baseballowymi czy też zanurzanie ich w lodowatej wodzie (znana metoda NKWD) stosowano także metody nowoczesne, jak chociażby testowanie na więźniach wszelakich narkotyków.

Torturowani przez amerykańskich zwyrodnialców w Camp King nie byli rzecz jasna jedynie Niemcy – członkowie NSDAP. Maltretowano tam także uchodźców z Europy Wschodniej, którzy zarówno dla Niemców jak i Amerykanów stanowili gatunek gorszego rodzaju, nazywany przez CIA „zbędnymi”.

W pobliżu Camp King znajdowało się jeszcze jedno amerykańskie więzienie, gdzie torturowano i mordowano „zbędnych” ludzi. Nazywało się Willa Schusterów. Jak podaje Stephen Kinzer, autor książki pt. „Doktor Śmierć”: „Tych szczególnie zbędnych, wraz z tymi, których uważano za osoby znające wyjątkowo cenne tajemnice, wysyłano do Willi Schusterów, gdzie w podziemiach lekarze i naukowcy przeprowadzali na nieszczęśnikach najbardziej potworne eksperymenty, w jakich kiedykolwiek uczestniczyli funkcjonariusze rządu Stanów Zjednoczonych.”

Tortury stosowane przez Amerykanów były w istocie wymysłem czysto niemieckim. Gdyż po wojnie do Camp King sprowadzono lekarza Wermachtu Waltera Schreibera, który nadzorował w czasie wojny eksperymenty prowadzone w obozach koncentracyjnych. Został on tam doradcą amerykańskich agentów, którym sugerował jakie techniki specjalnych przesłuchań mają w każdym konkretnym przypadku zastosować. Amerykanów rzecz jasna zupełnie nie obchodziło czym zajmował się on w trakcie wojny. Kiedy przywieziono go na przesłuchanie, pytania dotyczyły jedynie spraw czysto naukowych.

Oprócz Willi Schusterów i Camp King podobne więzienia CIA do torturowania i mordowania „zbędnych” ludzi znajdowały się także w Mannheim, w Berlinie, w Monachium oraz na przedmieściach Stuttgartu.

Podobne ośrodki zbudowano także w Japonii, gdzie torturowano i mordowano przede wszystkim żołnierzy północnokoreańskich. Urzędnicy CIA, którzy nadzorowali ten zbrodniczy proceder nakazywali przesłuchującym milczeć nawet wobec amerykańskiej armii.

W międzyczasie CIA postanowiła sięgnąć po Kurta Blomego. Agencja złożyła mu propozycję pracy na terenie Stanów Zjednoczonych. Jednak wyjazd ten został ostatecznie zablokowany a Blome trafił do Camp King, gdzie zajął miejsce Schreibera i mógł się poświęcić temu co robił najlepiej czyli torturowaniu ludzi.

Aby przekonać opinię publiczną o śmiertelnym zagrożeniu ze strony komunizmu i zalegitymizować tym samym operację Bluebird mającą na celu znalezienie sposobu na kontrolowanie ludzkiego umysłu, CIA rozpoczęła za pomocą swojej agentury w mediach kampanię propagandową, której nadano kryptonim „Przedrzeźniacz”. Przykładem tego był artykuł funkcjonariusza CIA Howarda Huntera pt. „Taktyka prania mózgu zmusza Chińczyków do wstępowania w szeregi partii komunistycznej”. Artykuł ten miał niewiele wspólnego z rzeczywistości jednak w istotny sposób wpływał na wyolbrzymianie zagrożenia ze strony komunistycznych Chin.

Kolejnym tajnym programem kompleksu wojskowo-wywiadowczego z centralnym ośrodkiem badawczym w Camp Detrick był program „Artichoke”. W jego ramach naukowcom z CD zarządzono wyprodukowanie związków chemicznych przeznaczonych do testowania na ludziach. W 1950 roku Camp Detrick posiadał już hermetyczną komorę służącą do faszerowania ludzi i zwierząt śmiercionośnymi toksynami. Komorę tą oficjalnie nazwano „aerobiologicznymi badaniami czynników wysoce patogenicznych dla człowieka i zwierząt.”

Najaktywniejszym naukowcem programu Artichoke był Morse Allen. W 1952 roku został on wysłany do Willi Schusterów, gdzie miał on zaaplikować radzieckim więźniom mieszaninę benzydryny i tiopentalu. Już na wstępie eksperymentu zalecono żeby został on zorganizowany tak, aby można było bardzo łatwo pozbyć się ciał jego uczestników.

Do operacji Artichoke skierowano Sidneya Gottlieba, żydowskiego naukowca, który zasłynął z kolejnego programu CIA dotyczącego kontroli umysłu, a mianowicie MK-ULTRA.

Gottlieb poprosił dyrektora CIA Dullesa o zawiązanie umowy o współpracy pomiędzy Korpusem Chemicznym amerykańskiej armii a CIA. Jak podała wiele lat później senacka komisja śledcza: „Na podstawie umowy zawartej z wojskiem w 1952 roku Wydział Operacji Specjalnych z Detrick miał pomagać CIA w tworzeniu i testowaniu czynników biologicznych oraz urządzeń do ich stosowania. Dzięki umowie CIA uzyskała dostęp do wiedzy, umiejętności i obiektów wojska w celu opracowania broni biologicznej odpowiadającej potrzebom agencji.”

Zanim jednak zawarto tą umowę, zespół naukowców pod kierownictwem Gottlieba poleciał do Tokio, gdzie przeprowadzono eksperymenty na pojmanych Japończykach, podejrzewanych o współpracę z Rosjanami. W wyniku tortur przyznali się do winy, następnie zostali zamordowani za pomocą broni palnej a na koniec wyrzuceni do morza.

Taki sam eksperyment zastosowano również w Seulu, gdzie torturowano 25 jeńców wojennych z Korei Północnej. Kiedy kazano im potępić komunizm a ci odmówili, zostali zamordowani.

Następnie Gottlieba skierowano do Niemiec, gdzie w Monachium faszerowano więźniów narkotykami przygotowywanymi w Camp Detrick a także traktowano ich elektrowstrząsami. Kiedy eksperyment uznano za nieudany, więźniów zamordowano a ich ciała spalono.

Jedną z najbardziej znanych ofiar zwyrodnialców z amerykańskiego kompleksu wojskowo-wywiadowczego był Stanley Glickman. Glickman był studentem malarstwa freskowego we Florencji a następnie malarzem rezydującym w Paryżu we Francji. To właśnie w stolicy nad Sekwaną  pewnego dnia dołączył do grupy Amerykanów, którzy podali mu substancję narkotyczną. Tym który mu ją dosypał do alkoholu był sam Sidney Gottlieb, herszt grupy trucicieli pracujących dla Centralnej Agencji Wywiadu USA.

Po zażyciu substancji przygotowanej przez naukowców z Camp Detrick Glickman już nigdy nie wrócił do normalnego życia. Porzucił on studia i zaczął błąkać się bez celu. Aż pewnego dnia stracił przytomność i został odwieziony do szpitala amerykańskiego, znajdującego się rzecz jasna pod kontrolą CIA. Tam zaaplikowano mu kolejne medykamenty, w tym substancje wywołujące halucynacje. Przez następne miesiące Glickman bał się cokolwiek zjeść w obawie przed otruciem. Do końca życia już nie wyzdrowiał. Żył jak odludek, niczego nie czytał ani nic już nie namalował. Według późniejszych ustaleń środkiem który mu podano było najprawdopodobniej LSD a wybrano go dlatego bo cierpiał na schorzenia wątroby a  CIA wiedząc to chciała zrobić z niego królika doświadczalnego i przetestować jak na tego typu problemy zadziała właśnie LSD.

Inną znaną ofiar eksperymentów Gottlieba, CIA i Camp Detrick był tenisista Harold Blauer. Od początku grudnia 1952 roku Blauerowi, przebywającemu w Nowojorskim Instytucie Psychiatrycznym aplikowano meskalinę, środek o właściwościach halucynogennych. Niemal dokładnie miesiąc później, po kilku porcjach tego specyfiku, zaaplikowano mu dawkę 14 razy mocniejszą od poprzednich. 2 godziny i 22 minuty później stwierdzono zgon.

Specjalistą CIA od faszerowania ludzi narkotykami i innymi truciznami przy okazji kolejnej operacji – MK-ULTRA był George Hunter White. Ten zboczeniec seksualny, nałogowy alkoholik i narkoman, zajmował się obsługiwaniem kryjówki Agencji przy Bedford Street w Nowym Jorku. Sprowadzał on tam niczego nie świadome ofiary, głównie kobiety, by następnie podawać im LSD. Kiedy jedna z kobiet trafiła do szpitala i twierdziła, że podano jej narkotyki, wmówiono jej, że się myliła a policja medyczna Nowego Jorku, znajdująca się pod kontrolą CIA, zatuszowała sprawę.

W posiadłości CIA przy Bedford Street znajdowały się dwa mieszkania – jedno służyło jako bar i pomieszczenie do rozrywki a drugie jako pokój do kręcenia filmów z tego co dzieje się w pierwszym.

Ofiarą zbrodniczych eksperymentów kompleksu wojskowo-wywiadowczego Stanów Zjednoczonych stał się także amerykański senator William Henry Wall. Wall został aresztowany za posiadanie narkotyków i osadzony w Ośrodku Badań Uzależnień, gdzie faszerowano go w ramach operacji MK-ULTRA LSD. Do końca życia miał przez to urojenia, cierpiał na paranoje, ataki paniki i skłonności samobójcze. Syn Halla wyznał po latach, ze trucizna CIA trwale uszkodziła mózg jego ojca. Jak zauważa Stephen Kinzer, autor książki o zbrodniarzu Gottliebie: „[…] podprojekty MK-ULTRA, takie jak ten, do którego wciągnięto Bulgera, były w prostej linii kontynuacją eksperymentów prowadzonych przez doktora Mengele i innych nazistowskich lekarzy w obozach koncentracyjnych.”

Wspomniany powyżej Bulger to James Whitey Bulger, przestępca, który był przez 15 miesięcy niemal codziennie faszerowany LSD. Po opuszczeniu więzienia, gdzie był torturowany twierdził, że po aplikowaniu mu LSD następowały myśli samobójcze oraz głęboka depresja.

Do operacji MK-ULTRA angażowano także studentów-ochotników z uczelni takich jak Harvard, Kolegium Emersona czy też Massachusetts Institute of Technology, którym płacono po 15 dolarów za wypicie małej fiolki z narkotykiem. Jedna ze studentek po podaniu narkotyku powiesiła się w łazience.

Operacji MK-ULTRA nie obce były także zbrodnie na dzieciach. W jednym z eksperymentów 12 chłopców-nastolatków było faszerowanych psylocibyną, silnym alkaloidem halucynogennym. Inne w wieku od 6 do 11 lat były faszerowane codziennie przez 6 tygodni LSD. Wszystkie te eksperymenty nadzorował Sidney Gottlieb.

16 sierpnia 1951 roku zwyrodnialcy z CIA postanowili nafaszerować substancjami psychoaktywnymi całe francuskie miasteczko. Specjałem wykorzystanym do tego zbrodniczego eksperymentu był sporysz – grzyb o właściwościach halucynogennych. W wyniku tego eksperymentu mieszkańcy Pont-Saint-Esprit popadli w masową histerię i i doznali zaburzeń świadomości. 7 osób w wyniku tej zbrodni straciło życie. Bardzo podobne eksperymenty Stany Zjednoczone stosowały podczas wojny koreańskiej, gdzie aż roiło się od „podludzi” czy też jak Amerykanie ich nazywali – „zbędnych”, na których można testować co tylko się żywnie podoba.

Chyba najbardziej znaną ofiarą związaną w projektem MK-ULTRA był Frank Olson, funkcjonariusz CIA, który w Camp Detrick zajmował się przygotowywaniem trucizn do zastosowania na „zbędnych”.

Frank Rudolf Emmanuel Olson urodził się w 1910 roku i był amerykańskim bakteriologiem, specjalistą od broni biologicznej oraz pracownikiem laboratorium w Camp Detrick. Olson po tym jak zobaczył jak więźniowie agencji umierają w potwornych męczarniach w jednym z ośrodków CIA w Republice Federalnej Niemiec, najprawdopodobniej chciał zdemaskować to zbrodnicze przedsięwzięcie amerykańskiej agencji. Niestety, pewnego dnia Olsonowi podano LSD po czym zaczęły doskwierać mu objawy typowe dla tego typu specyfików. W końcu, 9 dni po tam jak bez jego wiedzy podano mu LSD, skoczył on z okna hotelu Statler i zginął na miejscu. Według agencji było to samobójstwo, jednak rodzina Olsona twierdzi, że agencja go zamordowała co jest bardzo prawdopodobne.

Olson pracował w Camp Detrick 10 lat i znał większość, jeżeli nie wszystkie sekrety Wydziału Operacji Specjalnych CIA. Znał ponadto położenie tajnych placówek tortur na terenie RFN. Przebywał także we Francji, kiedy zbrodniarze z jego agencji postanowili poddać nieludzkiemu eksperymentowi mieszkańców jednej z tamtejszych miejscowości. Ale największą tajemnicą, jaką mógł znać Olson, był fakt stosowania przez USA broni biologicznej w trakcie wojny koreańskiej. Przyjaciel Olsona Courtnoyer twierdził, że Agencja bała się jego gadatliwości oraz tego, że zawsze „walił prosto z mostu” i nie owijał w bawełnę.

Jeżeli wymieniamy już zbrodnie programu MK-ULTRA to warto wspomnieć o bestialskim traktowaniu dzieci z Walter E. Fernald School w Massachusetts, gdzie były one w ramach pseudomedycznego eksperymentu karmione płatkami zbożowymi z dodatkiem uranu oraz radioaktywnego wapnia.

Trucizny produkowane w Camp Detrick służyły także do prób zamordowania przywódców innych krajów, jak na przykład premiera Chin Zhou Enlai, pierwszego premiera Demokratycznej Republiki Konga Patrice’a Lumumby czy też przywódcy kubańskiej rewolucji Fidela Castro.

Oprócz prób zamordowania premiera Chin, operacja MK-ULTRA torturowała także 100 chińskich uchodźców, których zwabiono obietnicą stypendiów. Poddawano ich następnie eksperymentowi, który miał przekształcić ich umysł tak, aby Ci następnie wrócili do Chin i wszczynali antykomunistyczną rebelię.

Jednym z najbardziej zwyrodniałych zbrodniarzy, który działał w ramach projektu MK-ULTRA był Ewen Cameron. Cameron, dyrektor szpitala w Allan Memorial Institute poddawał chorych na początku deprywacji sensorycznej, następnie faszerował ich narkotykami i wprawiał w stan półśpiączki, który trwał od 10 dni do nawet 3 miesięcy. Powodowało to niszczenie u chorego zdolności odczuwania uczuć. W skrajnych przypadkach nie mógł on już później chodzić czy też odżywiać się bez pomocy innych osób.

W celu wymazania przeszłości z mózgu poddawanego tym zbrodniczym eksperymentom osobnikowi, Cameron stosował technikę sterowania psychicznego, która polegała w największym skrócie na poddawaniu go elektrowstrząsom. Po kilku dniach takiej terapii podawano mu następnie LSD i dostarczano jedynie niezbędną ilość jedzenia i picia. Królik doświadczalny miał wtedy także na sobie słuchawki przez które Cameron wtłaczał mu do głowy wybrane przez siebie sekwencje. Cel tych działań był jeden – zniszczenie ludzkiego umysłu.

Metody stosowane przez Camerona zostały kilkadziesiąt lat później uznane za bezwartościowe i okrucieństwem dorównujące torturom stosowanym w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Ofiarą eksperymentów MK-ULTRA, które w San Fransisco organizował wspomniany wcześniej przeze mnie zboczeniec i degenerat White, od początku lat 50-tych funkcjonariusz CIA, padł zastępca szeryfa federalnego Wayne Ritchie.  Ritchie bawił się na przyjęciu bożonarodzeniowym, gdzie był również White. Po wypiciu kilku drinków źle się poczuł, wziął dwa rewolwery służbowe i poszedł napaść na bar w dzielnicy Fillmore. Ze względy na jego wzorową służbę nie został on skazany. Dopiero ponad 20 lat później usłyszał o herszcie bandy CIA od Operacji MK-ULTRA Sidneyu Gottliebie i wytoczył CIA proces sądowy. Sąd jednak oddalił pozew o odszkodowanie.

Ważnym elementem propagandy CIA uzasadniającej konieczność prowadzenia nieludzkich eksperymentów w iście nazistowskim stylu, był przemysł filmowy i jego dzieła takie jak chociażby „Kandydat Mandżurski”.

Kandydat Mandżurski to propagandowy film w zimnowojennym stylu, od którego z daleka czuć inspirację wywiadu tudzież armii. Opowiada on o grupie amerykańskich żołnierzy, którzy w trakcie wojnie w Korei zostają pojmani przez komunistów, przeniesieni do tajnej bazy w Mandżurii oraz poddawani przedsięwzięciu praniu mózgu. Następnie zostają odesłani do USA, gdzie mają zajmować się dokonywaniem morderstw na tle politycznym. Całość dla osoby zaznajomionej z tematem była rzecz jasna groteską, gdyż nie udowodniono do tamtej pory, że można zmodyfikować ludzki umysł tak, aby odrzucił on przeszłość i zaprogramować go tak, aby wykonywał zlecone mu zadania. Obraz ten jednak był tak wiarygodny, że bardzo skutecznie przekonywał do konieczności kontynuowania operacji MK-ULTRA.

Sidney Gottlieb w ramach projektu MK-ULTRA testował narkotyki na jeńcach wojennych, narkomanach, pacjentach szpitali, ludziach podejrzanych o szpiegostwo, zwykłych obywatelach a nawet na swoich własnych kolegach.

George Hunter White, jeden z największych degeneratów w ekipie Sidneya Gottlieba i Camp Detrick, w liście do swojego szefa, dziękując mu za możliwość pracy w jego zespole stwierdził: “Byłem zdecydowanie drugorzędnym misjonarzem, właściwie heretykiem, ale trudziłem się w tej winnicy, bo to była frajda, frajda, frajda. Gdzie indziej krzepki amerykański chłopak mógłby kłamać, zabijać, oszukiwać, kraść, gwałcić i grabić z aprobatą i błogosławieństwem Najwyższego? Naprawdę piękna sprawa, Bracie.”

Powyższe słowa są najlepszym podsumowaniem tego czym w istocie był tajny program produkcji amerykańskiej broni biologicznej w ramach którego przeprowadzano operacje takie jak MK-ULTRA, które pochłonęły życie i zdrowie wielu niewinnych ludzi.

11 listopada 1969 roku prezydent Richard Nixon zwrócił się do senatu o ratyfikację protokołu genewskiego zakazującego stosowania broni chemicznej i biologicznej. Badania w Fort Detrick miały być jednak kontynuowane. 25 listopada tego samego roku Nixon wydał oświadczenie zakazujące prowadzenia ofensywnych badań biologicznych w USA. Od tego czasu, przynajmniej teoretycznie, wszystkie badania prowadzone w Fort Detrick miały charakter obronny.

Jeżeli chodzi o zamachy terrorystyczne, które można przypisać programowi MK-ULTRA z siedzibą w Fort Detrick, to Lawrence Teeter, adwokat Sirhana Sirhana, mordercy Robert Kennedy’ego stwierdził w 1994 roku, że jego klient działał pod wpływem technik programu kontroli umysłu, realizowanego w latach 50-tych i 60-tych przez naukowców z laboratorium w Fort Detrick.

Z kolei unabomber Theodore Kaczynski, terrorysta, który dokonał w latach 1978-1995 kilkunastu zamachów bombowych, zabijając 3 a raniąc 23 osoby, w czasie swoich studiów na Harvardzie był uczestnikiem eksperymentu psychologicznego, którego celem była dezintegracja osobowości. Eksperyment ten prowadził psycholog Henry Murray, który według niektórych źródeł był współpracownikiem Operacji MK-ULTRA. Kaczynski w ramach tego eksperymentu był poddawany modyfikacjom osobowości przez ponad 200 godzin.

Po zakończeniu projektu MK-ULTRA eksperymenty z LSD przeniosły się z CIA do amerykańskiej armii a konkretnie do Dowództwa Wywiadu i Bezpieczeństwa Sił Lądowych USA. Dowódca INSCOM generał Stubblebine, jak opisuje Jon Ronson, chciał przekształcić swoich 16 tys. żołnierzy w nową armię, która potrafi zginać metal siłami umysłu, przechodzić przez ściany, dzięki czemu nigdy nie będzie przeżywać traumy takiej, jaką przeżywali żołnierze amerykańscy w wojnie w Wietnamie.

Na początku lat 90-tych z laboratorium Fort Detrick zniknęły laboratoryjne zarodniki wąglika, wirus Ebola oraz inne patogeny. Dochodzenie z 1992 roku wykazało, że ktoś potajemnie wchodził do laboratorium w nocy i przeprowadzał nieautoryzowane badania, prawdopodobnie z udziałem wąglika. Aby ukryć ten fakt, cofano licznik laboratoryjny.

Według rzecznika armii zgubione preparaty nie były groźne. Jednak w 2001 roku wąglik, który był wysyłany do urzędników amerykańskich oraz do mediów i który doprowadził do 5 zgonów a 17 innych osób zaraził, pochodził właśnie z Fortu Detrick.

Głównym podejrzanym w sprawie tych ataków był Bruce Ivins, mikrobiolog z Fortu Detrick. Tuż przed tym jak FBI miało mu postawić zarzuty kryminalne, popełnił samobójstwo, przedawkowując tylenol z kodeiną. Sekcji zwłok nie wykonano, gdyż lekarz sądowy uznał iż nie była konieczna.

5 lat temu, w 2016 roku tysiące mieszkańców okolic Fort Detrick podpisało petycję w sprawie prośby o skontrolowanie przez amerykańskich polityków laboratorium Fort Detrick.

Petycję, którą podpisało 5600 osób stworzył Randy White, którego jedna córka –  Kristen Renne White Hernandez zmarła na raka mózgu w 2008 roku a u drugiej wykryto narośla w brzuchu. Mieszkała ona w Frederick, w pobliżu tego tajnego obiektu wojskowego. Ojciec podejrzewał, że śmierć córki jest związana z funkcjonowaniem Fortu Detrick. Lekarz potwierdził, że przyczyną tych zmian w organizmie były wpływy środowiska. Hernandez nie była odosobnionym przypadkiem. W pobliżu tej jednostki wojskowej w latach 1992-2011 zarejestrowano 2247 przypadki nowotworów.

Zespół Randy’ego White’a z Kristen Renne Foundation naliczył się 118 przypadków raka tylko na jednej ulicy w Frederick, która przylega do bazy Fort Detrick. Oraz 1200 przypadków w dwóch jednostkach pocztowych tej okolicy.

Najlepszym przykładem tego jaki wpływ ma ta baza wojskowa na ludzi tam mieszkających jest przykład Valiree Stine. Jej rodzice kupili w 1976 roku dom znajdujący się tuż przy Forcie Detrick. Ponadto w tej samej dzielnicy dom kupiła ciotka Valiree oraz jej kuzyn. Wszyscy oni zmarli na raka.

Instytut Chorób Zakaźnych Armii Stanów Zjednoczonych w Fort Detrick został zamknięty dokładnie na czas wybuchu pandemii koronawirusa w chińskim Wuhan. Jako przyczynę podano naruszenie zasad bezpieczeństwa biologicznego. Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom wykryło w Fort Detrick co najmniej 6 naruszeń przepisów federalnych, związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania chorób tam zmagazynowanych. Ponadto spis znajdujących się tam czynników biologicznych był niedokładny. Jakby tego było mało, wystąpiły także wycieki spowodowane niesprawnym systemem odkażania ścieków.

CDC nie chciała ujawniać powodu swojej decyzji, zakrywając się względami „bezpieczeństwa narodowego”.

O większą przejrzystość w kwestii funkcjonowania Fort Detrick oraz lepsze informowanie społeczeństwa co do przyczyn zamknięcia laboratorium w 2019 roku, na kilka miesięcy przed wybuchem pandemii w Wuhan, zaapelowała Carol Krimm z Izby Delegatów stanu Maryland. Stwierdziła, że społeczeństwo nie zostało w wystarczającym stopniu poinformowane co do potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa.

Senator Chris Van Hollen dopytywał się z kolei dlaczego o tym wydarzeniu dowiedział się z mediów a nie od urzędników wojska czy też od samego laboratorium.

Laboratorium w Fort Detrick, a dokładniej jego poziom 3 i 4, gdzie prowadzi się badania nad najniebezpieczniejszymi patogenami, wróciły do normalnego funkcjonowania dopiero 27 marca 2020 roku, kiedy Koronawirus objął już swoim zasięgiem niemal cały świat.

Autorstwo: Terminator2019
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...