środa, 13 grudnia 2023

 

Kary za łamanie przepisów UE o AI mogą być wyższe niż za łamanie RODO


Kary za nieprzestrzeganie unijnych przepisów dot. sztucznej inteligencji mogą być wyższe niż za łamanie RODO – zwraca uwagę firma Netskope. Konfederacja Lewiatan zwraca uwagę na wiele niewyjaśnionych kwestii dot. uregulowania AI, co może skutkować zdezorientowaniem rynku.

W ubiegły piątek, po trzech dniach intensywnych negocjacji między państwami członkowskimi a Parlamentem Europejskim, Unia Europejska osiągnęła porozumienie regulujące rozwój sztucznej inteligencji (AI Act).

Kompromis przewiduje uwzględnienie dwóch prędkości — rozwoju sztucznej inteligencji i ograniczeń, uniemożliwiających nadużywanie jej. Na obie zostaną nałożone zasady, mające na celu zapewnienie jakości danych wykorzystywanych przy opracowywaniu algorytmów i sprawdzenie, czy nie naruszają one przepisów dotyczących praw autorskich. Twórcy będą musieli także dopilnować, aby tworzone dźwięki, obrazy i teksty były wyraźnie oznaczane jako sztuczne.

Sednem projektu jest lista zasad, nałożonych wyłącznie na systemy uznane za “wysokiego ryzyka”, głównie stosowane w obszarach wrażliwych, takich jak infrastruktura krytyczna, edukacja, zasoby ludzkie, egzekwowanie prawa itp. Systemy te będą podlegać szeregowi obowiązków, takich jak zapewnienie ludzkiej kontroli nad maszyną, sporządzenie dokumentacji technicznej lub wdrożenie systemu zarządzania ryzykiem.

Przepisy przewidują wprowadzenie szczególnego nadzoru nad systemami sztucznej inteligencji, wchodzącymi w interakcję z człowiekiem. Zmusi ich to do poinformowania użytkownika, że ma kontakt z maszyną.

Dokument przewiduje też rzadkie stosowanie zakazów, które dotyczyć mają przede wszystkim zastosowań sprzecznych z europejskimi wartościami. Jako przykład, którego nie należy naśladować, podane są Chiny, gdzie istnieją systemy oceny obywateli czy masowego nadzoru bądź zdalna biometryczna identyfikacja osób w miejscach publicznych. W tej ostatniej kwestii państwa UE uzyskały jednak swobodę w przypadku niektórych działań dotyczących egzekwowania prawa, takich jak walka z terroryzmem.

Eksperci firmy Netskope zwrócili uwagę, że to projektowane w UE przepisy są pierwszymi na świecie, które mają regulować stosowanie sztucznej inteligencji.

Zwrócili oni uwagę, że w projektowanych regulacjach zdecydowano o zakazaniu stosowania sztucznej inteligencji i systemów kategoryzacji biometrycznej, które wykorzystują m.in.: cechy wrażliwe (jak np. przekonania polityczne, religijne, filozoficzne, orientację seksualną, rasę) czy dowolne pobieranie obrazów twarzy z internetu lub nagrań CCTV (monitoringu) w celu tworzenia baz danych rozpoznawania twarzy. Sztuczna inteligencja nie mogłaby być stosowana także do rozpoznawania emocji w miejscu pracy i instytucjach edukacyjnych oraz w programach z obszaru social scoring (systemu zaufania społecznego) opartych na zachowaniach społecznych lub cechach osobistych. Netskope zwrócił ponadto uwagę, że AI nie można byłoby też wykorzystywać w systemach, które manipulują ludzkim zachowaniem, aby obejść ich wolną wolę, czy w narzędziach mogących odczytywać ludzkie słabości (ze względu wiek, niepełnosprawność, sytuację społeczną lub ekonomiczną).

Netskope zwrócił ponadto uwagę, że państwa unijne uzgodniły też zabezpieczenia i wyjątki od stosowania biometrycznych systemów identyfikacji (RBI) w publicznie dostępnych przestrzeniach do celów egzekwowania prawa. Podkreślono, że takie zastosowanie będzie wymagać uprzedniej zgody sądu i będzie dotyczyć ściśle określonych list przestępstw. Dodano, że „zdalny RBI byłby wykorzystywany wyłącznie w ukierunkowanym poszukiwaniu osoby skazanej lub podejrzanej o popełnienie poważnego przestępstwa”.

„RBI w czasie rzeczywistym spełniałby rygorystyczne warunki, a jego użycie byłoby ograniczone w czasie i miejscu, do celów stricte oznaczonych, takich jak ukierunkowane poszukiwania ofiar (uprowadzenia, handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne) oraz zapobieganie konkretnemu i obecnemu zagrożeniu terrorystycznemu, lub lokalizacji bądź, identyfikacji osoby podejrzanej o popełnienie jednego z konkretnych przestępstw wymienionych w rozporządzeniu (np. terroryzm, handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne, zabójstwo, porwanie, gwałt, rozbój z bronią w ręku, udział w organizacji przestępczej, przestępstwo przeciwko środowisku)” – wyjaśniono.

Zwrócono ponadto uwagę, że nieprzestrzeganie zasad (dotyczących sztucznej inteligencji) może prowadzić do nałożenia kar. Netskope podał, że w zależności od naruszenia i wielkości firmy kary będą wynosić od 35 mln euro lub 7 proc. globalnego obrotu bądź do 7,5 mln euro lub 1,5 proc. obrotu.

Odnosząc się do kar, cytowana w informacji Ilona Simpson z Netskope wskazała, że „grzywny nakładane za nieprzestrzeganie przepisów są zgodne z dobrze ugruntowanym modelem egzekwowania RODO; grzywny ograniczają się do 7 proc. globalnego obrotu w porównaniu z 4 proc. w ramach RODO”.

Dodano, że tekst porozumienia będzie teraz musiał zostać formalnie przyjęty zarówno przez Parlament, jak i Radę, aby stać się prawem UE. Wskazano, że parlamentarne komisje ds. rynku wewnętrznego i wolności obywatelskich mają głosować nad porozumieniem na najbliższym posiedzeniu.

Ekspertka Konfederacji Lewiatan Eliza Turkiewicz, komentując porozumienie, wskazała, że w nowych przepisach wytyczono obowiązki dotyczące sztucznej inteligencji, opierając się na potencjalnym ryzyku i skutkach. „Celem jest osiągnięcie równowagi między ochroną społeczeństwa a zachętą do rozwoju innowacyjnych technologii. W ten sposób Europa zamierza aktywnie kształtować przyszłość sztucznej inteligencji, dbając jednocześnie o fundamentalne wartości i demokratyczne zasady” – zauważyła.

Turkiewicz wyraziła obawy przedsiębiorców, co do szybkości osiągnięcia porozumienia. „Przedsiębiorców niepokoi fakt, że z powodu szybkiego tempa negocjacji trilogowych pozostaje nadal wiele niewyjaśnionych kwestii, co może skutkować zdezorientowaniem rynku oraz brakiem pewności prawa” – oceniła.

Autorstwo: PAP
Źródło: NaukawPolsce.pl

 

Globalne spojrzenie na zmianę władzy w Warszawie


Przychodzi taki moment kiedy rodzi się zapotrzebowanie na wyjaśnienie własnych porażek. Taką porażką niewątpliwie było dla mnie nieprawidłowe ocenienie przyszłego rezultatu wyborów parlamentarnych 2023 roku w naszym kraju.

Brytyjska firma SCL Group, zajmująca się przez dekady pracą na rzecz imperium anglosaskiego, ingerowała podobno w kilkadziesiąt procederów wyborczych. Czy istnieją podobne do niej organizacje, które zza kurtyny „wywracają” rządy na rzecz świata morskiego i NATO? Chyba tylko ktoś niezwykle naiwny uważa, że nie.

Wiemy więc, że proceder wyborczy, zwłaszcza w krajach, które wciąż są na bakier z demokracją (jeżeli w ogóle wierzymy, że system demokratyczny, który znamy z zagadnień teoretycznych, gdziekolwiek na świecie istnieje), takich jak Polska gdzie ustrój ten istnieje dopiero od nieco ponad 30 lat i wedle demokratycznych rankingów jest w tyle za krajami takimi jak Francja, Niemcy czy Hiszpania (w mojej opinii jest to rzecz niepoważna, patrząc na obrazki docierające do nas z krajów zachodniej Europy) oraz daleko w tyle za krajami skandynawskimi, może być poddawany różnych zewnętrznym manipulacjom. SCL Group wpływała z resztą na wybory w krajach Europy Wschodniej, które po upadku ZSRR  albo powstały jako suwerenne państwa, jak Łotwa czy Ukraina, albo zdjęły kajdany Moskwy, jak Rumunia. Manipulowali także podobno włoskimi wyborami.

Zasięg działania SCL Group w ramach kontynentu europejskiego był więc duży, nie mówiąc już o krajach, w których z systemem demokratycznym było jeszcze gorzej.

Warto zauważyć, że firmy tego typu są tylko zapewne jednym z narzędzi imperium anglosaskiego do wybierania sobie odpowiednich rządów w ważnych dla siebie krajach. Fakt że SCL Group powstała na przełomie lat 1980. i 1990. sugeruje nam, że koniec zimnej wojny, upadek muru berlińskiego oraz szykowane cięcia w budżetach wojskowych i wywiadowczych wraz z końcem 45-letniej rywalizacji mocarstw kapitalistycznych i komunistycznych i zniknięciem “czerwonego usprawiedliwienia” powodował, że działalność tajna musiała zostać outsorcingowana do innych podmiotów, działających nieco bardziej jawnie.

Tak działo się w Stanach Zjednoczonych, gdzie po zmniejszeniu budżetu CIA i Pentagonu zaczęły wyrastać przedsiębiorstwa pokroju Stratfor i inne tego typu prywatne agencje wywiadowcze. Innym przykładem kraju, gdzie po zimnej wojnie szpiegostwo, wywiad i manipulowanie opinią publiczną zostało sprywatyzowane i przeniesione do wielu różnych, mniejszych podmiotów, jest oczywiście Izrael, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastają od dawna firmy wywiadowcze (Black Cube, Psy-Group itp.) tworzone przez oficerów Mossadu, Amanu i Szin Betu, które zajmują się dokładnie takimi samymi działaniami, jakimi w trakcie zimnej wojny zajmowało się państwo.

Jeżeli wiemy więc, jak mniej więcej wygląda potęga wywiadowcza świata anglosaskiego oraz ich syjonistycznych sojuszników, należy zastanowić się nad tym co wydarzyło się w naszym kraju w roku 2023.

Od razu dodam, że nie twierdzę, że każde wybory da się „przewalić” na swoją korzyść i nie każdy proceder wyborczy musi być zmanipulowany. Znajomość tajnych machinacji oraz zwykłej, prostej realizacji własnych interesów gospodarczych, militarnych czy politycznych karze mi domyślać się, że w krajach ważnych dla światowego porządku, a Polska takim krajem z pewnością jest, siły zakulisowe bardzo intensywnie promują w cieniu swoich politycznych sojuszników. Czy jednak należy sugerować, że porażka partii wojny w wyborach 2023 roku w naszym kraju jest porażką imperium morskiego i zwycięstwem świata kontynentu?

Byłoby to niezwykłe uproszczenie, jednak nie da się ukryć, że korki od szampana po przegranej-wygranej obozu lewicowo-liberalnego strzelały przede wszystkim w stolicach europejskiego kontynentu. Jakkolwiek nie spojrzymy na interes amerykański i brytyjski oraz niemiecki, interesu tej trzeciej strony nie da się pogodzić z interesem świata morza. Tym bardziej po 1945 roku kiedy to mocarstwo ze stolicą w Berlinie zostało „wykastrowane” ze swojego militaryzmu, a odbudowana siła wojskowa została całkowicie podporządkowana aliantom-zwycięzcom II wojny.

Po upadku III Rzeszy Niemieckiej państwo ze stolicą w Berlinie zostało więc zmuszone do budowania potęgi gospodarczej poprzez powiązania handlowe, a nie ekspansję militarną i wyzysk innych narodów poprzez narzucenie im siłą wojskową systemu korzystnego dla Berlina.

Niemcy były latami utrzymywane w poddaństwie wobec Anglosasów, jednak koniec zimnej wojny rozluźnił nieco kajdany utrudniające niezależne działania Berlina na kontynencie. Zwrot Anglosasów na Bliski i Środkowy Wschód ułatwił Niemcom penetrację „nowej Europy” oraz wzmacnianie współpracy z Moskwą, która rozszerzana prowadziłaby wprost do sytuacji, przed którą ostrzegali anglosascy geopolitycy jeszcze na początku XX wieku, a więc stworzeniem bloku kontynentalnego, zdolnego do rzucenia wyzwania krajom morza.

Amerykanie jednak do Europy powracali, najpierw w roku 2004 wraz z Pomarańczową Rewolucją, a następnie w 2013, wraz z rebanderyzacją Ukrainy, po okresie krótkiego resetu stosunków z Moskwą.

W 2014 i 2015 roku doszło do sytuacji, w której opcja proamerykańska, przeciwna konsolidacji kontynentu, doszła niemal jednocześnie do władzy na Ukrainie i w Polsce. Rewolucja na Majdanie miała rzecz jasna swoich proeuropejskich „bohaterów” jak chociażby Witalij Kliczko, jednak zostali oni szybko zepchnięci na margines przez opcję anglosaską i osłodzono im porażkę mało znaczącymi politycznie stanowiskami, pokroju Merostwa Kijowa.

W 2023 roku opcja kontynentalna wydaje się wracać do łask. Zełenski, zamiast na Warszawie opierać się, chce na Berlinie, natomiast w Polsce opcja anglosaska, jak się wydaje, przegrała z opcją europejską, która kilkanaście lat temu odpowiadała na polski odcinek resetu z Moskwą.

Podzielenie polskiej sceny politycznej na opcję niemiecką i amerykańską czy też anglosaską wydaje się jednak zbytnim uproszczeniem. Spójrzmy z resztą na nowego premiera, „wychowanka” szkoleń Departamentu Stanu. Czyż człowiek, który chłonął „amerykańskie idee”, może być nowym łącznikiem świata globalistycznego przeciwko podziałowi Eurazji prowadzonemu przez sojuszników Waszyngtonu?

Z opcją lewicowo-liberalną w Polsce problem jest taki, że ścierać się będą w niej, podobnie z resztą jak w Niemczech, interesy dwóch światów. Niemiecka SPD, która rządzi obecnie w Berlinie, również posiada w swoim gronie lobby kontynentalne – niemieckich przemysłowców, którym niszczenie globalizacji przez Waszyngton bynajmniej się nie podoba. Lobby atlantyckie uosabiane jest z kolei przez obecną niemiecką minister spraw zagranicznych oraz szerszy obóz zielonych i niektóre elementy w SPD.

Ponieważ niemiecki przemysł korzysta z globalizacji i nie ma zamiaru jej niszczyć, zwłaszcza po odseparowaniu zachodu od Rosji i jej surowców, opcja kontynentalna zdecydowanie lepiej wspiera niemiecki interes państwowy i narodowy niż opcja atlantycka, która jak się wydaje, w swoich działaniach dąży do mniejszej lub większej dezindustrializacji i w konsekwencji podporządkowania Niemiec silniejszemu, a więc Amerykanom.

Podobne napięcia co w niemieckim obozie władzy występować będą w Polsce. Osoby związane z lobby niemieckim, zwłaszcza tamtejszym sektorem przemysłowym, mogą wspierać linię większej separacji od Waszyngtonu, z kolei atlantyści będą bardziej sceptyczni wobec Niemiec jako zwolenników handlu globalnego od końca II wojny światowej i ciążyć będą ku ambasadzie amerykańskiej.

W ostateczności jak się wydaje, zwłaszcza biorąc pod uwagę strukturalne zależności Polski od Waszyngtonu, w naszym kraju wygrać powinna opcja amerykańska. Czy jednak obóz lewicowo-liberalny w samym środku konfliktu ukraińsko-rosyjskiego jest na pewno odpowiednią władzą dla amerykańskiego interesu rozsadzania Euroazji na mniejsze bloki polityczne i gospodarcze?

Dochodzący do władzy w Polsce nowy obóz polityczny urealnił swoje stanowisko, chociażby w kwestii istnienia i ważności struktur militarnych takich jak WOT. O ile jeszcze kilka lat temu przywództwo PSL-u krytykowało istnienie tej siły zbrojnej, o tyle już po wygranej i wstępnym mianowaniu ministra obrony z tej partii ich stanowisko obróciło się o 180 stopni i pochwalili oni swoich poprzedników za utworzenie struktury, która ma być siłą pomocniczą dla pozostałych segmentów wojska. Jednak nowa lewicowo-liberalna władza sygnalizuje potrzebę zmniejszenia liczebności polskich sił zbrojnych, co powinno iść w poprzek interesów amerykańskich, zwłaszcza w czasie kiedy kolejne fronty rywalizacji wschód-zachód na polu militarnym są otwierane (Ukraina, Izrael, w przyszłości być może Iran i Wenezuela).

Amerykańscy stratedzy około dwóch miesięcy temu sygnalizowali potrzebę prowadzenia i wygrywania wojen na dwóch frontach rywalizacji globalnej: z Rosją i Chinami. Sytuacja z Izraelem musiała jeszcze bardziej przemodelować myślenie o siłach zbrojnych, które do tamtej pory miały wygrywać jedynie jedną wojnę z jednym głównym rywalem Waszyngtonu. Ponieważ w nowych koncepcjach zawarto tezy o potrzebie prowadzenia wojen z konkurencją USA z pomocą masowych armii lądowych swoich sojuszników (chodzi zapewne o konfrontację z Rosją, gdyż wojna z Chinami miałaby potencjalnie charakter powietrzno-morski), odejście od propozycji pisowskich poprzedników i redukcja siły wojskowej Polski w mojej opinii jest sytuacją niekorzystną dla Waszyngtonu.

Oczywiście wraz z dalszymi postępami Federacji Rosyjskiej w kierunku Kijowa poglądy nowego obozu władzy mogą się w tej materii zmienić. Czy jednak przekonają oni polską młodzież do konieczności zakładania kamaszy i wstępowania do struktur wojskowych? Tyczy się to zwłaszcza własnego elektoratu, który zapewne jest dużo mniej promilitarny niż elektorat PiSu. A elektorat PiSu będzie zapewne mniej chętny oddawać życie za Polskę rządzoną przez „niemieckiego agenta” Tuska, jak zdaje się nowego premiera określać przywódca PiSu Kaczyński.

Wygrana obozu lewicowo-liberalnego, pomimo iż np. w kwestiach społecznych może przynieść nam jeszcze większe proukraińskie szaleństwo i jeszcze większe korzystanie z aparatu państwa autorytarnego, którego zalążki stworzył PiS i oddał je swoim następcom, do tłumienia społecznego sprzeciwu, w kwestiach międzynarodowych może być do pewnego stopnia nieprzychylna imperium morskiemu. Zmiana ogólnego nastroju w państwie, z wojowniczego, paranoicznie antyrosyjskiego, agresywnego wobec oponentów politycznych i podgrzewającego nastroje społeczne, na bardziej ugodowy, z aparatem przymusu działającym dużo bardziej w cieniu i tuszowanym przez media głównego nurtu, osłabić może ogólny potencjał Polski do ewentualnego wejścia w konflikt z Rosją, gdyby zaistniała taka potrzeba i gdyby nadeszły zza wielkiej wody i jej warszawskiej ekspozytury takie zalecenia.

Oczywiście nie możemy wpadać w spiskową paranoję. Nie każde wybory da się wywrócić na korzystną dla nas stronę, nawet dysponując potencjałem Waszyngtonu czy też zjednoczonego mocarstwa anglosaskiego. Fakt, że kolejne taśmy z lokalu „Sowa & Przyjaciele” nie wypłynęły przed wyborami, a obóz rządzący bardziej był zainteresowany uderzaniem w koncesjonowany antyestablishment niż w lewicowo-liberalną opozycję, pokazuje nam, że nie poczyniono jednak wszystkiego, co się dało, aby wywrócić wybory i ustanowić trzecią kadencję PiS-u.

Warto także przeanalizować interes różnych frakcji imperium amerykańskiego.

W latach 1960., kiedy Amerykanie prowadzili wojnę w Wietnamie, zapewne równie ważną (jeżeli nie ważniejszą) dla osłabienia opozycyjnych wobec dominacji Waszyngtonu nurtów ideologicznych i politycznych, część głębokiego establishmentu USA wspierała w sojuszniczym Wietnamie Południowym utrzymanie u władzy swojej marionetki Ngo Dinh Diema, część była zwolennikami jego obalenia.

Departament Obrony, pomimo wsparcia jego szefa McNamary dla odsunięcia Diema, zasadniczo był zwolennikiem jego utrzymania. CIA i Departament Stanu, a więc zjednoczony obóz dyplomatyczno-wywiadowczy był zwolennikiem jego obalenia. Nie da się rzecz jasna jeden do jednego przyrównać sytuacji w Polsce roku 2023 i w Wietnamie roku 1963. Zarysowuje to nam jednak pewne inklinacje, a mianowicie, iż nawet stróż porządku politycznego w danej części świata może być podzielony co do kierunku, w jakim zmierzać ma najistotniejszy element polityki imperialnej Stanów Zjednoczonych.

Ludzie z Departamentu Stanu regularnie pojawiali się na marszach i paradach wspierających obóz lewicowo-liberalny, a przynajmniej będących przeciwne koncesjonowanym konserwatystom z PISu. Pentagon w tej kwestii może jednak myśleć z goła inaczej – wojowniczość narodu i gotowość do bezmyślnego poniesienia śmierci ku chwale anglosaskiego imperium i stworzenie klimatu ku temu, co może iść w poprzek interesu CIA i ambasady USA, może być kluczowe dla strategii militarnej Departamentu Obrony. Wszak czy naprawdę ktoś wierzy, że osobnicy obwieszeni tęczowymi flagami mogą być siłą powstrzymującą zmierzające w kierunku zachodnim wojska rosyjskie?

Cambridge Analytica, ramię SCL Group, miała podobno swoimi machinacjami „dodać” Donaldowi Trumpowi w 2016 roku 3% poparcia w wyborach prezydenckich. W 2020 roku, po jej demaskacji, ten instrument Pentagonu i brytyjskich elit monarszych i wojskowych został unicestwiony. Toteż nie miał kto już Trumpowi „podrzucić” nieco głosów do urny, a kryzys covidowy uniemożliwił jego kolejną elekcję ze względu na szalejące bezrobocie, obejmujące w 2020 roku kilkadziesiąt milionów Amerykanów.

Wówczas, 3 lata temu również postawiłem na złego konia, sugerując, że to Trump powinien wygrać drugą kadencję. Potęga lobby izraelskiego oraz wojskowo-przemysłowego, które preferowały jego zamiast Bidena, wydawały mi się nie do pokonania. Wówczas, podobnie jak w tym roku, odrzuciłem siłę czynnika społecznego. Reżim pisowski w mojej opinii przegrał nie przez tajne zakulisowe machinacje, lecz swoją własną kompromitację: najpierw pandemią COVID i rozwaleniem w jej trakcie systemu ochrony zdrowia, blokadą gospodarki i maseczkowym zamordyzmem, a następnie szaleńczą proukraińską i antyrosyjską krucjatą, powiązaną z marnowaniem dziesiątków miliardów złotych na nie naszą wojnę oraz karmienie i utrzymywanie turystów socjalnych z Ukrainy.

Pomimo iż na poziomie społecznym PO i jej przybudówki jak się wydaje nie tylko utrzymają proukraińskie szaleństwo, lecz nawet je zwiększą, biorąc pod uwagę ilość polityków na szczycie nowej władzy mających ukraińskie pochodzenie, w polityce międzynarodowej mimo wszystko czeka nas pewnie modyfikacja. Odejście od twardego militaryzmu i budowania kultu resortów siłowych, co musi nastąpić w przypadku lewicowo-liberalnego obozu politycznego, przekonfiguruje podejście imperium anglosaskiego w naszej części świata. Czy zakończy to albo chociaż osłabi wojenne procesy na Ukrainie? Trudno na ten moment z całą pewnością to stwierdzić. W mojej opinii wojna ta będzie trwała jeszcze całe lata, być może z przerwami, zwłaszcza jeżeli kandydatura Donalda Trumpa zostanie „uwalona” przez tamtejszy wymiar sprawiedliwości. W takim przypadku związana z neokonami i przemysłem zbrojeniowym Nikki Haley wydaje się mieć otwartą drogę do Białego Domu.

Wygrana Trumpa z całą pewnością nie zakończy ukraińskiej wojny z dnia na dzień, jeżeli w ogóle. Jego wyborcza retoryka i jego podejście do Rosji Putina wraz z potencjalnym objęciem władzy zostanie urealnione niczym podejście przywództwa PSL-u do Wojsk Obrony Terytorialnej. Jednak dużo silniejszy nacisk na Bliski Wschód (Iran), Chiny czy chociażby Wenezuelę, którą reżim Trumpa chciał wywrócić 5 lat temu, może przekierować amerykańskie priorytety imperialne z dala od Europy.

Wygrana Trumpa będzie oczywiście korzystna dla Polski. Wszak im bardziej Warszawa i Waszyngton będą podzielone ideologiczne, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że będą wzajemnie „klepać się po plecach”, a strona polska będzie bezmyślne wykonywać ich sugestie i propozycje. O ile więc jednoczesne rządy Bidena i PiSu były w mojej opinii dla Polski mniejszym złem niż jedność ideologiczna Polski i USA, o tyle w nadchodzących latach rządy Trumpa i lewicowo-liberalnego obozu w Polsce powinny odsunąć zagrożenie udziału naszego kraju w wojennych fanaberiach Waszyngtonu, które po latach niszczenia wojska przez administrację Bidena z całą pewnością powrócą, co z resztą wynika z opublikowanego wiosną 2023 roku dokumentu Heritage Foundation, który taki kurs polityki dla nowego obozu republikańskiego zdaje się sugerować.

„Panel został powołany w oparciu o szeroko podzielane obawy, że wprowadzanie przez administrację Bidena postępowych programów społecznych i środowiskowych odwraca uwagę wojska od jego podstawowej misji i podważa gotowość [do walki]. W szczególności dowody wskazują, że mianowani przywódcy polityczni Pentagonu wciągają wprowadzające podziały [w wojsku] postępowe ideologie sprawiedliwości społecznej do instytucji, która przez 248 lat starała się pozostać apolityczna i neutralna.” – brzmi fragment raportu, który dobitnie sugeruje nam, że kompleks wojskowy zrobi dużo, aby odsunąć od rządów w USA Demokratów i dać Republikanom 4 lata władzy, które będą niezwykle istotne z punktu widzenia powstrzymywania rozrostu chińskiej potęgi gospodarczej i militarnej oraz bliskowschodniej siły Iranu.Przychodzi taki moment kiedy rodzi się zapotrzebowanie na wyjaśnienie własnych porażek. Taką porażką niewątpliwie było dla mnie nieprawidłowe ocenienie przyszłego rezultatu wyborów parlamentarnych 2023 roku w naszym kraju.

Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcie: Michael Gaida (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Robią to czego nie robi miasto ani służby – chronią lokatorów


Chronimy systemowo słabszych przed stroną silniejszą – tak mówi o sobie Pomorska Akcja Lokatorska. Organizacja formułowała się od października ubiegłego roku, a już od lutego formalnie działa na rzecz ochrony lokatorów – poprzez akcje poddające presji władze pomorskich miast, bądź oferując ochronę zgłaszających się do nich po pomoc lokatorów.

W Polsce rozwija się dynamicznie ruch lokatorski, a Pomorska Akcja Lokatorska jest jednym z ciekawszych przykładów jego aktywności. Przedstawiając swoje cele i działania, PAL ukazuje unikalne wyzwania, z jakimi borykają się mieszkańcy tego regionu. Lokalna specyfika Trójmiasta wymaga presji na władze miasta, aby udostępniły wreszcie swój zasób komunalny dla osób, które najbardziej potrzebują mieszkań.

ZACZĘŁO SIĘ OD NIELEGALNEJ EKSMISJI

Mieszkania są bardzo drogie, a część pozostaje całkowicie poza rynkiem, gdyż służą jako pustostany do trzymania oszczędności przez rentierów. Zarobki są niskie, a o pracę bywa trudno. Pomysł na powstanie organizacji narodził się rok temu, po bezdusznej eksmisji 72-letniej architektki i malarki z Sopotu. „Niejako na wzór związków zawodowych zrzeszamy osoby systemowo słabsze w relacjach właściciel – wynajmujący lub osoby potrzebujące i zamieszkujące lokale komunalne – władze miasta. Dotykamy też problemów mieszkaniowych osób młodych, ze szczególnym uwzględnieniem studentów” – mówi „Faktom i Analizom” przedstawiciel organizacji Michał Dziergas.

Mieszkanka Sopotu nie była zameldowana w mieszkaniu rodziców w momencie śmierci matki, dlatego nie przysługiwało jej prawo do „odziedziczenia” umowy najmu. Meldunek w mieszkaniu uzyskała dopiero później, decyzją wojewody – nadal nie posiadając umowy najmu, co było wielkim problemem. Sąd ostatecznie zdecydował o eksmisji, miasto udostępniło mieszkance miasta tymczasowy lokal na pół roku. Jak mówi Michał Dziergas, Pomorska Akcja Lokatorska „Broni praw wymienionych grup i organizuje akcje i działania, które dążą do wprowadzenia systemowych rozwiązań kładących kres problemom dotykającym młodych, jak i starszych lokatorów i lokatorek”.

Do organizacji zgłaszają się ludzie w kryzysie – walczący z właścicielami bądź władzami miasta. Właściciele mieszkań potrafią nielegalnie zachować dla siebie kaucje, bądź naliczyć niesprawiedliwe opłaty. Wtedy lokator zostaje sam z problemem i nierzadko potrzeba działań prawnych. Miasto natomiast nie realizuje swoich zadań – „konstytucyjnych obowiązków realizowania prospołecznej polityki czy zapobiegania bezdomności, niektóre nawet z prawomocnymi wyrokami sądu, przyznającymi im prawo do lokalu, których gminy nie realizują” – kontynuuje nasz rozmówca.

POLICJA PATRZY BIERNIE JAK NIELEGALNIE WYRZUCAJĄ LUDZI NA BRUK

Wspomniana patologia według Akcji Lokatorskiej bierze się z atrakcyjności turystycznej miasta. Powoduje to, że zyskowny dla rentierów staje się najem krótkoterminowy, a na tym tracą mieszkańcy miasta, chcący wynająć na dłużej. Oprócz wysokich cen mieszkań narastającym problemem stają się dzikie eksmisje – spóźniający się z płatnością najmujący, ze względu na trudną sytuację materialną są w sposób poza prawny wyrzucani z mieszkania. Mimo funkcjonującego w Polsce prawa, które teoretycznie lokatorów chroni. „[…] dzikie eksmisje, które przeprowadzane są przy akceptacji lub bierności policji, czego przyczyną może być niechęć do podejmowania przez służby działań zgodnych z prawem lub brak kompetencji” – opisuje sprawę Michał Dziergas.

JAKIE SĄ CELE ORGANIZACJI?

„Jest to obrona swoich praw i walka o lepsze jutro” – odpowiada nam przedstawiciel organizacji. Mieszkanie powinno być prawem, a nie towarem – dodaje. System nie daje sobie rady z ochroną słabszych przed dużo silniejszymi i mającymi większe możliwości właścicielami mieszkań. A jak wskazano wcześniej, często wbrew prawu policja nie reaguje na dzikie eksmisje. Działania aktywistów nie pozostają bez skutku – „odnosimy sukcesy, utrzymując i przywracając stan posiadania nękanym lokatorom czy pomagając w uzyskaniu od miasta należnego dachu nad głową”, „Paradoksalnie naszym celem organizacyjnym jest stan, w którym nasze istnienie nie będzie potrzebne”.

Działacze otworzyli specjalny numer telefonu, gdzie może zadzwonić lokator poszukujący pomocy. Może być to zwykła porada prawna, ale także negocjacje z miastem czy wprost ochrona przed właścicielem mieszkania. Na te same potrzeby działacze prowadzą adres mailowy. Przez swoje działania uzyskują rozgłos i wywierają presję na władze publiczne.

Blokady eksmisji nie są jedyną formą prowadzonej działalności, bo jak mówi nam nasz rozmówca – „są raczej rzadsze w całym spektrum działań niż codzienna działalność w postaci tworzenia kampanii czy udzielania porad prawnych.”. Działania, które podejmują z własnej inicjatywy, powinny leżeć w obowiązku organów państwa i samorządu, tak się jednak nie dzieje, stąd potrzeba oddolnego aktywizmu. Celem organizacji jest też zmiana tego stanu rzeczy.

JAK UZYSKAĆ POMOC?

Kanałami komunikacji jest wspomniany telefon: 733 720 738 oraz adres mailowy: kontakt@pal.gda.pl. Ponadto można nas znaleźć na mediach społecznościowych (https://www.facebook.com/palokatorska i https://www.instagram.com/stowarzyszenie.pal/) i na stronie internetowej https://www.pal.gda.pl.

SYTUACJA NA POMORSKIM RYNKU MIESZKANIOWYM

We wrześniu 2023 roku, średnia cena wynajmu mieszkania o powierzchni do 40 m² w Gdańsku wynosiła 2699 zł. Jest to jedna z najwyższych kwot w całym kraju. Warto zaznaczyć, że ceny najmu stale rosną, we wrześniu 2023 roku wzrost wyniósł 4,2% r/r 1. Wzrost cen materiałów budowlanych, wzrost cen mieszkań i wzrost stóp procentowych sprawiają, że własne mieszkanie staje się nieosiągalnym wydatkiem.

Sytuacja nie dotyczy wyłącznie Gdańska, ale całego województwa pomorskiego – gdzie obserwuje się ogólny wzrost cen najmu. W III kwartale 2023 roku mediana ceny za metr kwadratowy mieszkania wynosiła 10 232 zł. Cena ta zmalała tylko o 99 zł/m2 w porównaniu do poprzedniego kwartału. Mediana ceny całkowitej w tym okresie wynosiła 499 999 zł i zmalała o 19 001 zł w porównaniu do poprzedniego kwartału.

Wzrost cen mieszkań wynika z kilku czynników. Jednym z nich jest malejąca podaż mieszkań. W Polsce od 7 lat ceny mieszkań dynamicznie rosną, choć są dość mocno skorelowane z poziomem wzrostu wynagrodzeń. Na rynku wtórnym wzrost cen mieszkań używanych często przyspiesza, gdyż remontujący pod sprzedaż nie szczędzą na wyposażenie lokalu.

W drugiej połowie 2024 roku czeka na nas rządowy Portal Cen Mieszkań. Wbrew temu, jak twierdził były minister rozwoju i technologii Waldemar Buda, nie rozwiąże on problemów z ceną mieszkań. Jawne informacje o cenach transakcyjnych mieszkań mogą być atrakcyjnym prezentem dla spekulantów, którzy dzięki nim będą mogli lepiej wykorzystywać przewagę informacyjną i podejmować trafniejsze decyzje inwestycyjne.

To może prowadzić do wzrostu cen mieszkań w 2024 roku, ponieważ spekulanci mogą skupować nieruchomości w celu osiągnięcia zysków, co z kolei podniesie ceny na rynku. Nie zapowiada się na to, aby nowo powołany rząd Donalda Tuska wstrzymał uruchomienie tego projektu.

Autorstwo: Piotr Bednarski
Źródło: FaktyiAnalizy.info

 

Wrogie przejęcia na emigracji


Transformacja w Polsce po 1989 r. dla emigracji politycznej w Wielkiej Brytanii nie była łaskawa. Marek Garztecki napisał, że była dla niej zwycięstwem gorszym od klęski. Do głosu dochodziło pokolenie dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii, przejmując prowadzenie i majątek niektórych placówek, organizacji oraz domów kombatanta, poczuwając się do kontynuowania tradycji, ale nie zawsze znajdujących wspólny język z rodzicami nie mówiąc o wspólnym języku z nowo przyjezdnymi z Polski. Przykładem konflikt o przyszłość Stowarzyszenia Polskich Kombatantów z lat 2012-2013. Gdy SPK ogłosiło o rozwiązaniu się i przejęciu spuścizny przez Fundację SPK, 18 kół Stowarzyszenia nie uznało decyzji, zwołało zjazd i ogłosiło, że działają nadal. Zarejestrowało się jako Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Limited.

Powstała sytuacja, w której z jednej strony ośmioosobowa Fundacja SPK, uprzednio członków SPK w Wlk. Brytanii przejęła cały majątek starego SPK, a z drugiej SPK Limited zrzeszające 75% ogółu członków było bez żadnych funduszy. Obie organizacje chciały przy tym reprezentować polskich kombatantów na uroczystościach z udziałem weteranów brytyjskich i używały tego samego logo. Nasuwa się pytanie, czy SPK Limited było pomysłem na wrogie przejęcie majątku pozostałego po największej niegdyś organizacji społecznej pod szyldem kontynuowania dorobku starej emigracji przez nowo przyjezdnych imigrantów i czy zasłużony polski lobbysta, prezesując SPK Limited, nieświadomie dał się wykorzystać.

Podobny rozłam wystąpił u lotników.

Stowarzyszenie Lotników wskutek wymierania członków rozwiązało się w 1999 r., rejestrując charytatywną Fundację dla zarządu majątkiem. Lokalne oddziały i kluby zamknęły się lub przekształciły w prywatne organizacje. W 2010 Fundacja zmieniła status, stając się Komitetem Pamięci Lotników Polskich. Trzy lata później zaprosiła do swego grona kilka osób, w tym wiceprezesa, a następnie prezesa prywatnego klubu lotnika w Londynie Artura Bildziuka. Pod jego kierownictwem klub przemianował się na Związek Polskich Lotników UK i uznał za „jedynego spadkobiercę Stowarzyszenia Polskich Lotników z 1945 roku”. Logika wyklucza istnienie dwóch jedynych spadkobierców. Jeśli jedynym, pełnoprawnym spadkobiercą Stowarzyszenia Lotników jest Komitet Pamięci to nie może być nim ZLPwWB. Sprzeczne ze sobą fakty nie mogą być równocześnie prawdziwe. Co więcej, przewodnicząc Związkowi po 2013 r., będąc równocześnie członkiem Komitetu Pamięci, Bildzkiuk był w konflikcie interesów. Komitet Pamięci pozbył się go przy okazji przekształceń w organizację charytatywną w 2019 r.

Dwie próby wypracowania roboczej współpracy Komitetu Pamięci z ZLPwWB nie dały wyniku. Z drugiego spotkania zorganizowanego przez Sir Raya Puddifoota, mera Hillingdon, gdzie znajduje się Pomnik Lotników Polskich, nie sporządzono protokołu niczego nie ustalając.

Na stronach Laguna Spitfire Legacy – Bildziuk figuruje jako doradca i inżynier. Notka biograficzna kandydatów do Rady Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w 2023 precyzuje, że jest „inżynierem dźwięku akustycznego”, co musi być bardzo rzadką specjalizacją niewyszczególnioną w „Wikipedii”. Dowiadujemy się, że „do nauki latania zachęcał go” Stanisław Skalski, który odznaczył się we wrześniu 1939 r., bitwie lotniczej o Wlk. Brytanię i kampanii płn. afrykańskiej. Nie wiadomo, jak tego dokonał, bo w 1947 r. wrócił do Polski, a Bildziuk, według rejestru firm w Companies House urodził się w Anglii w 1953 r. Mówi, że inżynierskie zacięcie przejął po ojcu inżynierze lotnictwa. Tymczasem Kazimierz Bildziuk w czasie wojny był mechanikiem i tokarzem.

Publicznie dostępne życiorysy nie wskazują, by Bildziuk, mimo inżynierskiej pasji, kiedykolwiek pracował w tej branży. Działał na peryferiach zorganizowanego życia emigracji, będąc kimś w rodzaju zawodowego społecznika. Lista organizacji społecznych, przez które się przewinął, jest długa. Był powiernikiem Zjednoczenia Polskiego – organizacyjnego parasola organizacji społecznych w Wielkiej Brytanii, powiernikiem Instytutu Piłsudskiego i jego dyrektorem w latach 2011-2014, założycielem i dyrektorem działającego w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym POM Klubu. Aktualnie jest członkiem zarządu Ogniska Polskiego i Rady POSK, rzeczywistym członkiem Polskiego Instytutu i Muzeum im. gen. Sikorskiego (PISM).

Odchodząc z Komitetu Pamięci w 2019 r., Bildziuk zatrzymał oficjalny sztandar Stowarzyszenia Lotników Polskich, który Komitet przejął po Fundacji SLP. Sztandar służy mu do uwiarygadnia twierdzenia, że jest kontynuatorem Stowarzyszenia. Powiernicy Komitetu tolerowali, że jako jego członek sprawował nad nim pieczę i przynosił na uroczystości. Nigdy jednak nie upoważnili do wykorzystywania sztandaru na prywatnych imprezach ani tym bardziej nie przekazali praw własności. Pisemne żądania zwrotu, w tym jedno wysłane przez adwokata, nie dały wyniku. Intencją Komitetu jest umieszczenie sztandaru w izbie pamięci polskich lotników w RAF Northolt zgodnie z wolą powierników Fundacji.

Oprócz nieswojego sztandaru Artur Bildziuk uwiarygadnia się nieswoimi orderami. Prawo dopuszcza dziedziczenie ich po rodzicach i noszenie na prawej piersi. Prezes ZLPwWB nosi kopie czterech wysokich francuskich odznaczeń m.in. złoty krzyż zasługi Croix de Guerre przyznawany oficerom od ppłk. w górę. Nie mógł odziedziczyć go po ojcu – w Polskiej Armii we Francji pomocniku mechanika w ośrodku szkolenia polskiego lotnictwa w Lyon-Bron. O zamiłowaniu do odznaczeń świadczy samowolne, bez upoważnienia Komitetu Pamięci wypożyczenie sobie 14 pamiątkowych odznak polskich dywizjonów i zlecenie sporządzenia kopii w College of Arms. Następnie w obecności chargés d’affaires ambasady RP Agnieszki Kowalskiej w imieniu ZLPwWB przekazał je klubowi RAF na Piccadilly. Odbyło się to bez wiedzy Komitetu Pamięci, którego nie zaproszono. Ma też wiele medali z Polski m.in. od ministra obrony M. Błaszczaka.

ZLPwWB jako prywatna organizacja społeczna publicznie nie przedkłada rozliczeń finansowych, ale darczyńcy mają prawo wiedzieć, co się dzieje z ich dotacjami. Gdy dwóch z nich Jack Orchel i John Burmicz zapytało Bildziuka, co stało się z zaaranżowaną przez nich wpłatą 95 tys. funtów, prezes usunął ich ze Związku. O jego wyczynach i nieobliczalnym zachowaniu m. in. w ambasadzie RP wie dowództwo lotnictwa w Polsce i władze Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie. Mimo to MSZ poleciło Akademii, by w br. zaprosiła go wraz z żoną na święto lotnictwa. Były ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki (2016-2021), do niedawna szef służby dyplomatycznej w MSZ, obecnie ambasador w Irlandii, był informowany o sytuacji w ZLPwWB oficjalnie przez Komitet Pamięci i nieformalnie, ale się tym nie przejął.

21 października na walnym zgromadzeniu członków Polskiego Instytutu i Muzeum gen. Sikorskiego (PISM), które prowadził Bildziuk, jego żonę Danutę nominowano na prezesa placówki. Danuta Bildziuk będzie więc równocześnie sekretarzem ZLPwWB, któremu prezesuje mąż i prezesem PISM, którego mąż jest członkiem.

Placówka posiadająca największe zbiory polskich archiwaliów poza krajem i wiele cennych historycznych pamiątek ma status organizacji charytatywnej. O najważniejszych sprawach decyduje 80. członków rzeczywistych z prawem głosu, którzy do bieżącej pracy wybierają dyrektorów powierniczych (zarząd) z prezesem na czele. Z kolei zarząd wybiera członków rzeczywistych. Ten szczelny system zamkniętego obiegu naruszono, zmniejszając skład zarządu z 10. osób do 6., centralizując go w imię usprawnienia decyzji, ale pozostając w zgodzie z prawem.

Pytany o przebieg walnego zebrania z 21 października jeden z uczestników powiedział, że nie widzi w zarządzie PISM „ani kropli dobrej woli”. Według byłego wolontariusza „instytutowi potrzebne są fachowe siły krajowe, które mogłyby nim pokierować, ale muszą być niezależne. W przeciwnym razie staną się piłką w politycznych rozgrywkach w kraju”. „Nie wystarczy dobry muzealnik lub archiwista, musi to być ktoś mający wyobrażenie o Anglii, obeznany z emigracją, biegle znający historię XX wieku”. Ten sam rozmówca twierdzi, że u progu XXI wieku wraz z odejściem starej gwardii PISM uległ atrofii.

Tymczasem trudności narastają. Nie układa się współpraca PISM-u gromadzącego materiały o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie ze Studium Polski Podziemnej specjalizującym się w dokumentowaniu czynu zbrojnego Armii Krajowej. Połączenie obu instytucji z 1988 r., podyktowane względami finansowymi, przy zachowaniu prawnej odrębności, skomplikowało stosunki. SPP mające plany digitalizacji i rozwoju czuje się skrępowane przez Instytut tkwiący w zastoju. W opinii wolontariusza, PISM oparty na wolontariacie działa niesprawnie i nieprofesjonalnie, nie rozumie wielu spraw technicznych, „jest instytucją wiktoriańską, gdy mógłby być muzealnym cackiem”. Dla byłego członka zarządu PISM pretensje SSP są bezpodstawne i szkodliwe dla wspólnej sprawy.

Jednak na pytanie egzystencjalne: czy placówka będąca sednem politycznej emigracji może przetrwać, bez emigracji, która ją stworzyła, póki co nie ma odpowiedzi.
Rzeczywistość polityczna po 1989 r. była dla emigracji niepodległościowej kryzysem pokoleniowym, organizacyjnym i tożsamościowym. Jej polityczny sens wyrażający się w sprzeciwie wobec Jałty i walce o niepodległość stracił na znaczeniu. Bez prawno-politycznej legitymizacji w osobie prezydenta i rządu RP, insygniów przekazanych Lechowi Wałęsie uchodźstwo zostało rozbrojone, stając się Polonią. Równocześnie wielu emigrantów przekroczyło statystyczną średnią życia, a organizacje emigracyjne miały nieruchomości, których rynkowa wartość była duża, ale koszt utrzymania wysoki.

W 1991 r. po ustaniu działalności przez prezydenta i rząd RP sprzedano budynek przy 43 Eton Place w reprezentacyjnej dzielnicy Belgravia zwany zamkiem. W 2010 r. mimo protestów księża marianie sprzedali za 16,5 mln funtów (dziś byłoby to znacznie więcej) zakupioną ze zbiórki społecznej w latach 50. zabytkową XVII wieczną posiadłość Fawley Court nad Tamizą, w której była podupadająca szkoła z internatem dla chłopców. Nie mieli moralnego prawa, ale liczył się tytuł prawny.

W 2012 r. społeczność polską zelektryzowała wiadomość o planach sprzedaży Ogniska Polskiego przy 55 Exhibition Road, które przez ponad 70 lat było najbardziej rozpoznawalnym polskim ośrodkiem życia społecznego, kulturalnego i towarzyskiego Londynu. Nie wiadomo, czy pomysł wziął się z braku planu zagospodarowania budynku, dużych kosztów napraw czy czyjejś kalkulacji, ale większość walnego zgromadzenia sprzeciwiła się sprzedaży. Negatywny rozgłos wokół całej sprawy był powodem ustąpienia prezesa, wiceprezesa i zmian w zarządzie. Niewykluczone, że sprzedaż udaremniły komplikacje prawne.

Z trzynastu placówek ważnych dla polskiego życia społecznego, kulturalnego i politycznego za granicą, którym w 2023 r. rząd PiS przyznał dofinansowanie z Funduszu Wspierania Archiwów, Bibliotek i Muzeów poza Krajem na PISM przypadło 960 tys. zł. „na rozbudowę infrastruktury informatycznej i upowszechnienie wiedzy o PSZ i AK”. Według powiernika Instytutu dofinansowanie nie ma związku z przenosinami do Polski i takich propozycji nie było. „Akceptujemy dofinansowanie na konkretne projekty, ale utrzymujemy się z własnych funduszy” – zapewnił. Nie mniej niepokoi to „ani kropli dobrej woli”.

Grono próbujących przejąć to, co jeszcze zostało z materialnej i symbolicznej spuścizny powojennej emigracji, jest niemałe. Nie stanie się to z dnia na dzień, ale chętnych nie brak. Wśród nich są instytucje w Polsce. W muzeach Historii Polski i II wojny światowej jest wiele pomieszczeń do zagospodarowania.

Autorstwo: AS
Źródło: WolneMedia.net

 

Klimatyści chcą zaciemniać Słońce


Teoria chemtrails bardzo długo była uważana za nonsensowną, ale jak wiadomo, w naszych czasach wystarczy poczekać i każda nawet najdziksza teoria spiskowa okazuje się prawdą, nie inaczej jest z teorią, że ktoś rozpyla chmury, wpływając na nasz klimat. To z czego jeszcze niedawno śmiali się do rozpuku zwolennicy tak zwanej nauki, okazuje się propozycją samych naukowców domagających się geoinżynierii.

Naukowcy, inspirując się efektami potężnych erupcji wulkanów, takich jak Tambora w 1815 r. i Pinatubo w 1991 r., zaproponowali „unikalne” podejście do walki ze zmianami klimatycznymi. Erupcje te utworzyły mglistą warstwę mikroskopijnych cząstek w górnych warstwach atmosfery, skutecznie przyćmiły światło słoneczne na kilka lat i spowodowały spadek globalnej temperatury. Powtórzenie tego efektu na szerszą skalę mogłoby przeciwdziałać ociepleniu spowodowanemu przez gazy cieplarniane.

Propozycja polega na stworzeniu trwałej sztucznej mgiełki w górnych warstwach atmosfery, która odbijałaby światło słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Badania sugerują, że przyciemniając Słońce zaledwie o 1%, moglibyśmy ochłodzić planetę o 1°C. Dostępne oceny inżynieryjne wskazują, że wykorzystanie floty wysoko latających samolotów do emitowania cząstek odblaskowych do atmosfery jest technicznie wykonalne i stosunkowo niedrogie.

Choć zaciemnienie słońca nie odwróci całkowicie zmian klimatycznych, może mieć znaczący wpływ na ochłodzenie całego świata. Słońce jest najgorętsze w ciągu dnia, latem i w tropikach, a gazy cieplarniane stale ogrzewają planetę. Strategiczne uwalnianie cząstek odblaskowych mogłoby stworzyć bardziej jednolity efekt chłodzenia na całym świecie, zmniejszając ryzyko klimatyczne.

Zdaniem szalonych klimatystów rozwiązanie problemu rosnącej temperatury jest kluczowe. Ich zdaniem w miarę ocieplania się planety gatunki migrują na bieguny w poszukiwaniu znośniejszych temperatur. Twierdzą, że wiele gatunków nie będzie w stanie przystosować się wystarczająco szybko lub nie będzie miało dokąd się udać, co doprowadzi do wzrostu wymierania. Ekstremalne upały przekraczają granice ludzkiej tolerancji, zagrażając życiu i ograniczając pracę na świeżym powietrzu.

Panuje również przekonanie, że rosnące temperatury zmieniają rozkład opadów, powodując, że regiony suche stają się bardziej suche, a mokre – bardziej wilgotne. Zwolennicy oprysków uważają, że zmniejszenie jasności słońca mogłoby pomóc zrównoważyć te skutki, ale zmieniłoby globalne wzorce wiatru i opadów.

Blokowanie światła słonecznego w założeniu ma pomagać chronić regiony lodowe. Topniejące pokrywy lodowe Antarktyki i Grenlandii przyczyniają się do podnoszenia poziomu mórz, a topnienie wiecznej zmarzliny uwalnia więcej metanu i CO2. Sztuczne przyciemnienie jasności słońca może pomóc spowolnić te procesy i utrzymać stabilność tych kluczowych formacji lodowych.

Koncepcja przyciemniania jasności słońca, choć radykalna, zasługuje na poważne rozważenie w kontekście pilności rozwiązania problemu zmian klimatycznych. Jak stwierdził profesor Alan Robock z Rutgers University: „Znaleźliśmy się w sytuacji awaryjnej. Musimy działać teraz”. Dalsze badania i dokładne rozważenie możliwych konsekwencji tego radykalnego rozwiązania mogą uczynić je ratunkiem w naszej walce ze zmianami klimatycznymi.

Źródło: ZmianyNaZiemi.pl


  1. emigrant001 12.12.2023 22:25

    Ekologiczni psychopaci są naprawdę niebezpieczni dla całej planety. Ignorancja tych ludzi (że tak zażartuję) wydaje się być nieograniczona:)

  2. Dandi1981 13.12.2023 09:35

    Ale My juz to zrobilismy masowe loty samolotami sprawily ze zniknal ozon , wiec ludzkosc juz ingerowala nieraz w klimat z oplakanym skutkiem dla klimatu i przyrody.
    Pozostawienie skrawkow parkow , zamiast lasow pierwotnych , zabetonowania miast , z czasem dochodzi do momentu ze tereny lesne zostaja ograniczone do 1% to sie nazywa cywilizacja .

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...