czwartek, 7 września 2023

 

FBI zbierze DNA od wszystkich Amerykanów


Chiny i Stany Zjednoczone zbierają taką samą część profili DNA swoich populacji, a FBI chce podwoić swój budżet, aby uzyskać jeszcze więcej.

Kena Klippensteina pisze w The Intercept, że FBI zgromadziło 21,7 miliona profili DNA, co odpowiada około 7 procentom populacji USA .

FBI zamierza niemal podwoić swój obecny budżet wynoszący 56,7 mln dolarów na zajmowanie się katalogiem DNA o dodatkowe 53,1 mln dolarów, zgodnie z wnioskiem budżetowym na rok budżetowy 2024. „Wymagane zasoby pozwolą FBI na przetwarzanie szybko rosnącej liczby próbek DNA zebrane przez Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego Stanów Zjednoczonych” – czytamy w apelu o podwyżkę. „Kiedy mówimy o takiej szybkiej ekspansji, coraz bardziej zbliżamy się do uniwersalnej bazy danych DNA”.

W oświadczeniu z kwietnia 2023 r. przedłożonym Kongresowi w celu wyjaśnienia wniosku budżetowego dyrektor FBI Christopher Wray przytoczył kilka czynników, które „znacznie rozszerzyły wymagania FBI dotyczące przetwarzania DNA”. Powiedział, że FBI pobierało około 90 000 próbek miesięcznie – „ponad 10 razy więcej niż do tej pory” – i spodziewał się, że liczba ta wzrośnie do około 120 000 miesięcznie, co daje łącznie około 1,5 miliona nowych próbek DNA rocznie (FBI odmówiło komentarza).

Ten oszałamiający wzrost budzi wątpliwości wśród zwolenników wolności obywatelskich. „Kiedy mówimy o takiej szybkiej ekspansji, coraz bardziej zbliżamy się do uniwersalnej bazy danych DNA” – powiedziała The Intercept Vera Eidelman, prawniczka Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich, która specjalizuje się w ochronie prywatności genetycznej. „Myślę, że konsekwencje dla wolności obywatelskich są tutaj znaczące”.

Szybki wzrost liczby próbek pobieranych przez FBI wynika w dużej mierze ze zmiany przepisów za czasów Trumpa, która nakazywała pobieranie DNA od migrantów aresztowanych lub przetrzymywanych przez władze imigracyjne.

FBI rozpoczęło tworzenie bazy danych DNA już w 1990 r. Do 1998 r. pomogło w utworzeniu krajowej bazy danych o nazwie Combined DNA Index System (CODIS), obejmującej wszystkie 50 stanów. Każdy stan prowadził własną bazę danych, a policja lub inne władze przesyłały próbki w oparciu o przepisy obowiązujące w ich stanach, a CODIS umożliwiał wszystkim stanom przeszukiwanie całego kraju. Początkowo gromadzenie danych ograniczało się do DNA osób skazanych za przestępstwa, z miejsc zbrodni i niezidentyfikowanych szczątków.

Nawet te kategorie były wówczas kontrowersyjne. Kiedy uruchomiono CODIS na szczeblu krajowym, większość stanów nie przekazała DNA wszystkich osób skazanych za przestępstwa; jedynym punktem konsensusu wśród stanowych programów gromadzenia danych było pobieranie DNA od skazanych przestępców seksualnych. „Jeśli spojrzymy wstecz na moment powstania CODIS, zauważymy, że pierwotnie był on przeznaczony dla przestępców stosujących przemoc lub na tle seksualnym” – powiedziała The Intercept Anna Lewis, badaczka z Harvardu, która specjalizuje się w etycznych implikacjach badań genetycznych. „ACLU ostrzegła, że ​​będzie to bardzo śliska ścieżka i rzeczywiście to widzieliśmy”.

Obecnie policja ma prawo pobrać próbki DNA od każdej osoby skazanej za przestępstwo. W 28 stanach policja może pobrać próbki DNA od podejrzanych aresztowanych za przestępstwa, ale którzy nie byli skazani za żadne przestępstwo. W niektórych przypadkach policja oferuje ugody w zamian za próbki DNA, dzięki którym można zmienić zarzuty o przestępstwo na wykroczenie. Jak niedawno donosi „The Intercept”, policja pozyskuje nawet próbki DNA od nieświadomych osób.

Baza danych prawdopodobnie będzie się nadal rozprzestrzeniać, w miarę jak technologia DNA stanie się bardziej wyrafinowana, wyjaśnił Lewis, wskazując na pojawienie się DNA środowiskowego, które umożliwia pobieranie DNA z otoczenia, takiego jak ścieki lub powietrze. „Samo oddychanie powoduje zrzucanie DNA w sposób, który można powiązać z tobą” – powiedziała Lewis.

Do niedawna amerykańska baza danych DNA przewyższyła nawet bazę danych autorytarnych Chin, które w 2017 r. uruchomiły ambitny program pobierania DNA. BBC podało , że w tym roku w USA znajdowało się około 4 procent DNA swojej populacji, podczas gdy w Chinach około 3 procent. Jak wynika z badania z 2020 r. cytowanego przez „New York Times”, Chiny ogłosiły plan mający na celu pobranie od 5 do 10 procent DNA męskiej populacji.

Chiny notują przypadki nadużywania swojej bazy danych DNA do celów inwigilacji i tłumienia sprzeciwu. Wysiłki te zostały wsparte amerykańską technologią i specjalistyczną wiedzą. W 2021 r. społeczność wywiadowcza Stanów Zjednoczonych podniosła alarm w związku z powszechnym gromadzeniem DNA w Chinach, w tym informacji genetycznych od cudzoziemców.

Podczas gdy kiedyś analizę DNA trzeba było przeprowadzać w laboratorium w drodze uciążliwego, ręcznego procesu ręcznego dopasowywania nici DNA, który zajmował miesiące, obecnie proces ten został w pełni zautomatyzowany. W ramach szybkiej analizy DNA profil DNA można opracować w ciągu jednej do dwóch godzin po prostym pobraniu wymazu z wewnętrznej strony policzka, bez udziału laboratorium lub człowieka. „Kiedy technologia nadzoru staje się tańsza, łatwiejsza i szybsza w użyciu” – powiedział Eidelman z ACLU, „jest ona częściej wykorzystywana – często w sposób niepokojący”. W 2021 r. FBI określiło jako „kamień milowy” wkład swojego 20-milionowego profilu DNA do krajowej bazy danych DNA, nazywając go „jednym z najskuteczniejszych narzędzi dochodzeniowych dostępnych amerykańskim organom ścigania”.

Chociaż DNA odegrało ważną rolę w ściganiu przestępstw, z danych Biura wynika, że ​​mniej niż 3 procent profili pomogło w sprawach . Dla porównania, odciski palców zebrane przez FBI od obecnych i byłych pracowników federalnych powiązały ich z przestępstwami w tempie 12 procent rocznie, jak zeznało Biuro w 2004 r., kiedy technologia odcisków palców była znacznie mniej zaawansowana.

Dla obrońców wolności obywatelskich rządowa baza danych zawierająca DNA wszystkich osób byłaby okazją do wielu nadużyć. „Uniwersalna baza danych naprawdę podważyłaby nasze idee autonomii i wolności oraz domniemanie niewinności. Oznaczałoby to, że śledzenie nas przez rząd w dowolnym momencie na podstawie naszych prywatnych informacji ma sens” – Eidelman powiedział „The Intercept”, dodając, że pobieranie DNA stwarza szczególne ryzyko dla prywatności. „Nasze DNA jest osobiste i wrażliwe: może ujawnić naszą skłonność do poważnych schorzeń, członków rodziny oraz pochodzenie”.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

 

Nowe przepisy ułatwią uzyskiwanie odszkodowań za błędy medyczne


Dzięki nowelizacji przepisów, które weszły w życie 6 września br., łatwiej będzie uzyskać odszkodowanie za błędy medyczne. Zamiast batalii sądowych będą się odbywać postępowania administracyjne prowadzone przez Rzecznika Praw Pacjenta. Decyzja zostanie wydana w ciągu trzech miesięcy, a podstawą do wszczęcia postępowania będzie wniosek złożony przez poszkodowanego lub jego rodzinę do RPP. Nie będzie także orzekania o winie szpitala czy lekarzy, co może zmniejszyć obawy personelu medycznego przed ujawnianiem zdarzeń niepożądanych. W dłuższej perspektywie system no-fault powinien wpłynąć na mniejszą liczbę błędów medycznych.

W 2019 roku do rzecznika wpłynęło ponad 86 tys. zgłoszeń pacjentów oraz osób bliskich. W 2021 roku było ich niemal 164 tys., a RPP prowadził ok. 2,7 tys. postępowań wyjaśniających w sprawach indywidualnych, z czego ponad 2,2 tys. na podstawie złożonych wniosków, a 469 z własnej inicjatywy. Jednocześnie prokuratury wszczęły w 2021 roku ponad 1,7 tys. spraw, a skierowaniem aktu oskarżenia zakończyło się 216 z nich.

„Do tej pory pacjenci, aby móc uzyskać odszkodowanie, musieli dochodzić swoich roszczeń na drodze sądowej, co oznacza wieloletnie i bardzo kosztowne procesy. Ta ustawa to zmienia i wprowadza szybką ścieżkę. W ciągu trzech miesięcy będzie można otrzymać należną kwotę odszkodowania, składając wniosek do Rzecznika Praw Pacjenta” – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria sprawujący tę funkcję Bartłomiej Chmielowiec.

Wraz z wejściem w życie nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta przy tej instytucji zaczął swoją działalność Fundusz Kompensacyjny Zdarzeń Medycznych. To z niego będą wypłacane rekompensaty, np. za uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia, zakażenie w szpitalu lub śmierć pacjenta na skutek błędu lekarskiego czy zaniechania udzielenia świadczenia zdrowotnego. To rozwiązanie znacząco ułatwi dochodzenie roszczeń związanych z leczeniem.

Postępowanie w zakresie przyznania świadczenia kompensacyjnego będzie prowadzone w dwuinstancyjnym trybie administracyjnym. Całe postępowanie będzie prowadzone pozasądowo. Wystarczy złożyć wniosek, na którego rozpatrzenie RPP będzie miał trzy miesiące. Wniosek można złożyć w ciągu roku od uzyskania informacji o zdarzeniu, jednak nie później niż w ciągu trzech lat od daty zdarzenia.

„Opłata za ten wniosek będzie wynosiła tylko 300 zł, w przypadku przyznania odszkodowania ta opłata zostanie zwrócona. Pacjent nie będzie musiał korzystać z pomocy profesjonalisty, sam wniosek będzie bardzo prosty, a całą procedurę przeprowadzi Rzecznik Praw Pacjenta i przy wsparciu ekspertów oceni, czy doszło do błędu medycznego. A jeśli tak, pacjent będzie mógł liczyć na odszkodowanie w adekwatnej wysokości, w jakiej są przyznawane kwoty odszkodowań w procesach sądowych” – tłumaczy Bartłomiej Chmielowiec w wywiadzie podczas XXXII Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Co istotne uzyskanie świadczenia nie wymaga udowodnienia winy placówki medycznej. Warunkiem pozytywnej decyzji jest stwierdzenie, że doszło do zdarzenia, którego z wysokim prawdopodobieństwem można było uniknąć.

Wysokość świadczenia kompensacyjnego w związku z jednym zdarzeniem medycznym wyniesie w przypadku zakażenia biologicznym czynnikiem chorobotwórczym lub uszkodzenia ciała czy rozstroju zdrowia od 2 do 200 tys. zł. W przypadku śmierci pacjenta odszkodowanie dla jego rodziny wyniesie od 20 tys. do 100 tys. zł.

„To bardzo ważne zmiany dla wszystkich z systemu ochrony zdrowia. Oczywiście najważniejszy jest pacjent i to dla niego są te zmiany, aby mógł otrzymać szybko odszkodowanie. Ale ta ustawa mówi również o tym, że za każdym razem, kiedy rzecznik stwierdzi, że doszło do błędu medycznego, placówka medyczna zostanie poinformowana, co należy poprawić, aby do takich sytuacji nie dochodziło w przyszłości” – zauważa rzecznik.

Ustawa wprowadza rozwiązania systemu no-fault. Dzięki temu personel medyczny będzie miał mniejszą obawę przed ujawnianiem zdarzeń niepożądanych, co powinno skutkować mniejszą liczbą błędów medycznych w przyszłości. W krajach skandynawskich skupianie się na wyciąganiu wniosków ze zgłoszonych nieprawidłowości przekłada się na konkretne korzyści dla chorych. W ten sposób można uniknąć nawet polowy ciężkich zdarzeń niepożądanych.

„Placówki medyczne, współpracując z Rzecznikiem Praw Pacjenta i udzielając mu stosownych wyjaśnień, gwarantują sobie, że nie będą musiały uczestniczyć w procesie sądowym. Wypłata nastąpi z budżetu państwa” – podkreśla Bartłomiej Chmielowiec. „Współpraca z rzecznikiem ma skutkować w przyszłości tym, że tych błędów medycznych będzie mniej, bo za każdym razem wskaże on placówce, co należy zmienić, aby do takich sytuacji, często tragicznych, nie dochodziło w przyszłości. Aby pacjent w placówce czuł się i był bezpieczny”.

Fundusz Kompensacyjny obejmie zdarzenia, które wystąpią po wejściu w życie ustawy, a także zdarzenia wcześniejsze, jeżeli pacjent dowiedział się o szkodzie po 6 września br.

Źródło: Newseria.pl

 

Ekonomiści zaniepokojeni tempem zadłużania się kraju


W przyszłym roku dług publiczny przekroczy 2 bln zł, a jego relacja do PKB wzrośnie do 53 proc. Tegoroczny poziom poniżej 50 proc. to zasługa głównie wysokiej inflacji, dzięki której dług jest finansowany ukrytym w inflacji podatkiem płaconym przez społeczeństwo. Ekonomistów poważnie niepokoi dynamika przyrostu zadłużenia, ale też brak przejrzystości w finansach publicznych. – Sam stan finansów jest poważny, ale jeszcze nie wymaga radykalnych działań. Wpływamy w pole lodowe, ale jeszcze można odpłynąć w dobrym kierunku. Trzeba jednak natychmiast naprawić ten proces budżetowy – mówi ekonomista dr Sławomir Dudek.

„Sam dług przekroczy w przyszłym roku 2 bln zł, nawet z uwzględnieniem już tych funduszy pozabudżetowych, o których wszyscy wiemy. Jeszcze niedawno byliśmy przerażeni, że to jest 1,5 bln zł. Te 2 bln może przeciętnego obywatela przerażają, dla makroekonomistów to są może jeszcze liczby policzalne, ale w relacji do PKB to już będzie sporo, powyżej 50 proc. To nie jest jeszcze tragicznie, bo są kraje, które mają 100 proc., ale to już jest poważne. Mnie jednak bardziej przeraża dynamika przyrostu. Rząd zakłada, że w przyszłym roku dług będzie się zwiększał co sekundę o ponad 10 tys. zł i tak codziennie przez 24 godziny, przez 365 dni” – mówi agencji Newseria dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, adiunkt SGH.

Z raportu „Zagrożenia nadmiernego długu publicznego. Edycja 2023”, przygotowanego przez Instytut Odpowiedzialnych Finansów we współpracy z Instytutem Finansów Publicznych i Fundacją Przyjazne Państwo, wynika, że w średniej i długiej perspektywie grozi nam kryzys długu publicznego i składa się na to wiele elementów. Jak wskazywał podczas prezentacji raportu dr Sławomir Dudek, w 2021 roku dług w relacji do PKB zmniejszył się do 53,6 proc. (w szczycie pandemii, kiedy uruchomiono szereg programów pomocowych dla firm, wzrósł do 57 proc.). W ubiegłym roku zanotowano dalszy spadek – do poziomu poniżej 50 proc.

„Ale trzeba powiedzieć, dlaczego ta relacja spadła. Nie dzięki działaniom rządu, ograniczeniom wydatków czy dyscyplinie finansów publicznych, tylko przez inflację, bo inflacja jest w mianowniku, w PKB. Policzyliśmy w raporcie, że inflacja pomogła rządowi na około 7 pkt proc. To oznacza, że gdyby nie była podwyższona inflacja, to relacja długu by nie spadła, tylko by wzrosła do 57 proc. Oznacza to, że gdyby była niska inflacja i gdyby rząd chciał osiągnąć taką samą redukcję długu, to musiałby wprowadzić podatki na kwotę 150–200 mld zł. Nie musiał tego zrobić, bo wprowadził ukryty podatek, podatek inflacyjny, gdzie my płacimy od każdej złotówki oszczędności po groszu. Widzimy to w codziennych wydatkach, ale nie widzimy, jak oszczędności tracą swoją wartość” – wyjaśnia główny ekonomista i prezes Instytutu Finansów Publicznych.

Wskaźnik długu do PKB w przyszłym roku dojdzie do 53 proc. Zgodnie z projekcją Komisji Europejskiej relacja ta pozostanie w tendencji wzrostowej w całej dekadzie. Jednocześnie koszty obsługi długu, mimo umiarkowanej relacji do PKB, są drugie najwyższe w całej UE. Autorzy raportu zaprezentowanego podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu wskazują, że w tym roku wzrosną do 4,6 proc., a gorsze wskaźniki będą tylko na Węgrzech.

„Rząd będzie musiał w przyszłym roku znaleźć nabywców na obligacje w kwocie ponad 420 mld zł. To jest ogromna kwota. Prawdopodobnie albo będzie musiał proponować jeszcze wyższe odsetki, żeby ktoś chciał to kupić, albo zadłużać się za granicą. Czyli to będzie podbijało stopy procentowe, bo jak rząd płaci wyższe odsetki, to kredyty dla firm też będą droższe. Jeżeli będzie można zarobić na obligacjach rządowych, to obligacje firm też będą droższe. Również będziemy się narażać na wahania kursu walutowego, bo to są ogromne kwoty, które trzeba pożyczyć za granicą” – ocenia dr Sławomir Dudek. „W takich warunkach zaciąganie dodatkowego, tak wysokiego długu nie jest bezpieczne”.

Jak podkreśla, najnowsze prognozy Komisji Europejskiej pokazują, że w latach 2023–2024 deficyt nominalny utrzyma się na wysokim poziomie. W tym roku wzrośnie do 5 proc. PKB i będzie jednym z najwyższych w UE, a w przyszłym – przy uwzględnieniu programu 800+, wzrostu wydatków na zdrowie i zbrojenia – może wynieść 4,5 proc. Podobny poziom prognozowany jest dla deficytu strukturalnego. To oznacza, że Polska może zostać objęta przez KE procedurą nadmiernego deficytu. Od przyszłego roku przestaje bowiem obowiązywać wprowadzona na czas pandemii klauzula korekcyjna, która zezwalała państwom członkowskim na zwiększanie deficytu budżetowego. Taką procedurą może zostać objętych ok. 20 krajów UE.

Autorzy raportu wskazują, że do obecnej sytuacji w polskich finansach publicznych doprowadziły błędy w polityce gospodarczej, „festiwal” obietnic i niekorzystne zmiany w strukturze wydatków. Na to wszystko nałożyły się wybuch wojny na Ukrainie i dalsze napędzanie inflacji. Dodatkowo ekonomiści wskazują na dużą nieprzejrzystość finansów publicznych.

„Rząd wyprowadził, jak ja to nazywam, do równoległego budżetu albo też raju wydatkowego, kilkaset miliardów złotych po to, żeby nie musieć tego pokazywać w budżecie i żeby nie dyskutować o tym w parlamencie. Przez to, że budżet państwa jest wydmuszką, że nie mamy nad częścią wydatków kontroli, diagnoza moja jest taka, że to jest rozpad systemu finansów publicznych. Sytuacja jest dramatyczna i ją trzeba szybko naprawić. Sam stan finansów jest poważny, ale jeszcze nie wymaga radykalnych działań. Powiedzmy, że wpływamy w pole lodowe, ale jeszcze można odpłynąć w dobrym kierunku. Trzeba natychmiast naprawić stan, ten proces budżetowy” – podkreśla ekspert SGH. „Jeśli nie przywrócimy tego, żeby budżet w 100 proc. albo chociażby w 99 proc. pokazywał cały obraz, to nie będzie przywrócona praworządność. I to trzeba zrobić natychmiast, bo to nic nie kosztuje, to jest apolityczne. Chyba wszystkim nam zależy, żeby finanse były przejrzyste”.

Jak podkreśla, jest to szczególnie ważne w obecnym stanie dużej niepewności. „Wojna na Ukrainie trwa dalej, słabe dane w gospodarce niemieckiej, pewne pogorszenie w gospodarce chińskiej, w Stanach Zjednoczonych dalej nie wiadomo, w którą stronę to pójdzie, i w tych warunkach, na tym sztormie światowym my mamy napięty budżet do granic możliwości” – podkreśla dr Sławomir Dudek.

Źródło: Newseria.pl

 

Skarga kasacyjna ABW została utajniona


Właśnie otrzymałem z WSA pismo z informacją, że ABW złożyła skargę kasacyjną do NSA na wyrok, w którym WSA orzekł, że ABW blokując portal WolneMedia.net, czyli stosując cenzurę prewencyjną, złamała konstytucyjny zakaz cenzury prewencyjnej, a decyzja ABW została uznana za bezprawną.

ABW gra na czas, dlatego złożyła skargę kasacyjną ostatniego możliwego dnia, by jak najdłużej przeciągnąć sprawę i zapobiec uprawomocnieniu się wyroku WSA.

Teraz okazało się, że treść skargi kasacyjnej, czyli dlaczego uważają, iż wyrok należy skasować i unieważnić, jest tajna. Nie udzielono mi też żadnego pouczenia, co mogę w tej sprawie zrobić.

Wygląda to na próbę zamiecenia skandalu pod dywan w celu uniknięcia odpowiedzialności za nielegalne działania. Przypomnę, że zgodnie z „Ustawą o ABW i SW” jednym z celów ABW jest ochrona ładu konstytucyjnego, a ABW według sędziów złamała „Konstytucję”. Nic więc dziwnego, że stosują wszelkie możliwe sposoby, aby sprawa nie nabrała rozgłosu po uprawomocnieniu wyroku, co mogłoby skutkować nawet dymisją szefa ABW.

ABW ma prawo złożyć wniosek o kasację wyroku, a ja nie mam prawa wiedzieć dlaczego, bo to tajne. Skoro utajnili argumentację, to zapewne jest naciągana i jej upublicznienie skompromitowałoby ABW oraz rząd PiS-u.

Maurycy Hawranek
Administrator WolneMedia.net


  1. maj cher 07.09.2023 12:02

    “Poczekajcie na odwołanie itd. aż do uprawomocnienia … a potem na wyegzekwowanie wyroku, nie doceniacie perfidii systemu, w którym żyjemy.” – mój komentarz pod artykułem -” Wygraliśmy z ABW w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym” – w dniu 24.04.2023 roku.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...