niedziela, 2 lipca 2023

 

Przemysł farmaceutyczny woli opracowywać nieskuteczne leki, ponieważ można je sprzedawać bez końca pacjentom


 

Demokracja, najbardziej niebezpieczna religia – 5


5. WYBÓR PRZYWÓDCÓW RZĄDOWYCH

Jedną z najwspanialszych rzeczy w Stanach Zjednoczonych Ameryki jest to, że jest to kraj nieograniczonych możliwości politycznych, kraj, w którym człowiek bez wykształcenia, szkolenia lub doświadczenia, człowiek pozbawiony zarówno inteligencji, jak i zdolności, człowiek o charakterze wybitnie skorumpowanym, może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. I wielu to robi. I to nie tylko w Ameryce.

Jedną z najbardziej oczywistych wad zachodniego modelu demokratycznego jest to, że wybrani urzędnicy państwowi nie wymagają żadnych referencji, aby zakwalifikować się na swoje stanowisko. Na potrzeby tego eseju odbyłem rozmowę z dyrektorem HR w 7-11, który poinformował mnie, że przy obsadzaniu stanowiska kierownika sklepu szukają lat udanego doświadczenia w marketingu detalicznym i bardzo preferują licencjat uniwersytecki u wszystkich kandydatów. Ale aby zostać prezydentem lub premierem zachodniej demokracji, nie ma żadnych warunków wstępnych. Z pewnością nie jestem jedyną osobą, która uważa to za szaleństwo. To poważne oskarżenie systemu demokratycznego, że nawet kierownik sklepu 7-11 musi mieć minimalne kwalifikacje, ale prezydent USA, premier Kanady czy jakiejkolwiek innej zachodniej demokracji nie musi ich mieć.

W wielopartyjnym systemie wyborczym („demokracji”) każdy może „spróbować swoich sił” w kierowaniu krajem. Jeśli mu się nie powiedzie, gospodarka może ucierpieć, miliony mogą stracić pracę lub domy (lub życie), ale on nic nie traci. W żadnej innej dziedzinie życia nie można mieć tak dużej władzy i brać na siebie tak dużej odpowiedzialności, z tak niewielkimi konsekwencjami za niekompetencję lub zły osąd. Z pewnością jest tu coś bardzo złego, z czym ludzie Zachodu nie potrafią i nie chcą się zmierzyć. Jak to możliwe, że my, inteligentni ludzie, wmawiamy sobie, że jest to najlepszy ze wszystkich systemów? Tylko na tej podstawie nie może on być najlepszy ze wszystkich; wszystko wskazuje na to, że może być najgorszy.

Jest w tym coś niepokojąco perwersyjnego, postawa sugerująca, że szkoły, szpitale, korporacje, a nawet organizacje charytatywne, są w jakiś sposób „prawdziwymi” rzeczami z prawdziwymi celami i potencjalnie poważnymi konsekwencjami, jeśli są źle zarządzane, ale że rząd w jakiś wypaczony sposób nie jest prawdziwy, ale gra, w której uczestnictwo nie ma żadnych wymagań, a rażąca niegospodarność nie ma żadnych konsekwencji. Rząd – strategiczne zarządzanie całym krajem – jest traktowany jak rodzaj sportu zespołowego, w którym brak doświadczenia i niekompetencja nie są czynnikami decydującymi o zdobyciu stanowiska. Czy nie wydaje ci się, że coś jest nie tak z tym obrazem? Coś jest rzeczywiście przewrotnie nie tak; „rząd” został zastąpiony przez „politykę”.

Spróbujmy coś wyjaśnić: zarządzanie krajem, decydowanie i wdrażanie strategicznego kierunku dla narodu liczącego dziesiątki lub setki milionów ludzi, to wielka praca z poważną odpowiedzialnością. Bycie liderem takiego zespołu zarządzającego to więcej niż nic. Premier lub prezydent kraju jest odpowiedzialny za dobrobyt wszystkich obywateli, za gospodarkę, za politykę zagraniczną kraju i jego stosunki z innymi krajami, za wojsko i związane z tym decyzje. Decyzje tej osoby mogą kosztować miliony istnień ludzkich, mogą poprawić lub pogorszyć pokój i bezpieczeństwo na świecie. Odpowiedzialność jest ogromna i jestem pewien, że wszyscy zgodzimy się, że nie jest to miejsce dla dziecka, dla ignoranta, niedoświadczonego i niewyszkolonego.

Aby w pełni docenić tę fatalną wadę zachodniego modelu wyboru przywódców rządowych, najłatwiej będzie porównać go z innym rodzajem modelu. Pomimo spodziewanej lawiny oskarżeń o to, że jestem szyldem chińskiego rządu, przyjrzyjmy się, jak robią to Chiny. Na koniec powrócimy do modelu zachodniego.

5.1. WYBÓR CHIŃSKICH PRZYWÓDCÓW RZĄDOWYCH

Wielu ludzi z Zachodu ma przynajmniej mglistą wiedzę na temat chińskiego Gaokao, systemu corocznych egzaminów wstępnych na uniwersytety, do których co roku przystępuje około 10 milionów studentów. Ten zestaw egzaminów jest dość sztywny, a może nawet surowy, obejmując wiele przedmiotów i zajmując trzy dni. Testy wymagają szerokiego zrozumienia, głębokiej wiedzy i wysokiej inteligencji, jeśli ktoś ma dobrze wypaść. Egzaminy te są całkowicie oparte na zasługach, a faworyzowanie jest niemożliwe. Studenci, którzy uzyskują najwyższe oceny w tych egzaminach, znajdują się w górnym 1% z puli 1,5 miliarda ludzi. Uzyskanie wysokiej oceny kwalifikuje studenta do wstąpienia na jeden z dwóch lub trzech najlepszych uniwersytetów, co praktycznie gwarantuje świetną pracę po ukończeniu studiów, wysoką pensję i dobre życie. Przesuwając się w dół skali wyników, perspektywy stają się coraz skromniejsze.

Niewielu ludzi z Zachodu zdaje sobie sprawę, że Chiny posiadają również system egzaminów adwokackich, które musi zdać każdy absolwent prawa, aby móc praktykować prawo w Chinach. W tym przypadku możemy pominąć „sztywne” i „surowe” i przejść bezpośrednio do „surowych”. Egzaminy te wymagają nie tylko wysokiej inteligencji, ale także dogłębnej znajomości prawa i szerokiego zrozumienia wszystkich kwestii prawnych i są tak trudne, że wielu odmawia nawet podjęcia próby ich zdania. Spośród około 250 000 absolwentów studiów prawniczych, którzy przystąpią do egzaminu, tylko około 20 000 zda go i uzyska kwalifikacje do wykonywania zawodu prawnika w Chinach. Jeśli spotkasz chińskiego prawnika, możesz być pewien, że masz do czynienia z kimś z 0,1% tej samej puli 1,5 miliarda ludzi.

Wspominam o tych dwóch elementach tylko po to, by przedstawić trzeci – egzaminy do służby cywilnej.

Cesarskie egzaminy służby cywilnej zostały zaprojektowane wiele wieków temu w celu wyłonienia najlepszych urzędników administracyjnych dla państwowej biurokracji. Trwały one nawet 72 godziny i wymagały ogromnej wiedzy, aby je zdać. Jak zauważył jeden z autorów, „był to wyjątkowo sprawiedliwy system, ponieważ sam egzamin nie miał żadnych kwalifikacji”. Prawie każdy, nawet z najsłabiej wykształconej rodziny w najbiedniejszym mieście, mógł przystąpić do egzaminu, a jeśli poradził sobie wystarczająco dobrze, mógł dołączyć do służby cywilnej i potencjalnie awansować na wyższe stanowisko kierownicze. Nowoczesny system egzaminów do służby cywilnej wyewoluował z systemu cesarskiego, a dziś miliony absolwentów piszą je każdego roku. Są one niezwykle trudne. Spośród około dwóch milionów kandydatów tylko około 10 000 zda egzamin. A to zdanie nie daje ci pracy; jedyne, co ci daje, to rozmowa kwalifikacyjna. Kiedy spotykasz kogoś, kto wstąpił do służby cywilnej w chińskim rządzie centralnym, możesz być pewien, że rozmawiasz z osobą, która jest nie tylko niepokojąco inteligentna, ale także wyjątkowo dobrze wykształcona i posiada wiedzę na temat szerokiego zakresu zagadnień krajowych, a także znajduje się w 0,01% najlepszych z puli 1,5 miliarda ludzi.

Egzamin to dopiero początek 30-40 lat gromadzenia wiedzy i doświadczenia niezbędnego do zostania członkiem chińskiego rządu centralnego. Najlepszy 1% z tej niewielkiej grupy utworzy następnie Biuro Polityczne, a jeden z tych nielicznych zostanie prezydentem Chin. Ci ludzie, którzy zdali egzaminy do służby cywilnej i staną się wyższymi urzędnikami i urzędnikami służby cywilnej w chińskim rządzie krajowym, rozpoczęli karierę na całe życie w potężnej merytokracji, w której awans i odpowiedzialność można uzyskać tylko dzięki wykazanym zdolnościom.

Powinniśmy tutaj wziąć pod uwagę, że Chińczycy generalnie osiągają o około 10% wyższe wyniki w standardowych testach IQ niż ludzie rasy kaukaskiej z Zachodu. Kiedy połączymy to z chińskim procesem eliminacji 99,99% najniższych wyników z rozważań, a następnie dodamy perspektywę eliminacji z puli 1,5 miliarda ludzi, można oczekiwać, że osoby w chińskim rządzie centralnym będą raczej lepiej wykwalifikowane niż w większości innych krajów. I są. Celem tego jest zwrócenie uwagi na rozbieżność między jakością „polityków” w krajach zachodnich a chińskimi urzędnikami państwowymi. Rozbieżność jest tak ogromna, że porównania są w dużej mierze bez znaczenia. Chińscy urzędnicy państwowi to wysoko wykształceni inżynierowie, ekonomiści, socjologowie i naukowcy, często z tytułem doktora. Wizyta w dowolnym kampusie uniwersyteckim w Chinach byłaby oczywista dla każdego, że Partia Komunistyczna nadal przyciąga najlepszych i najzdolniejszych młodych ludzi w kraju.

Są tacy, którzy powiedzą ci, że koneksje rodzinne w Chinach mogą zapewnić rządową posadę jakiemuś faworyzowanemu synowi – twierdzenie to może być prawdziwe w przypadku pomniejszych stanowisk na szczeblu lokalnym, ale niezwykle trudne poza nim i niemożliwe na szczeblu krajowym. Żadna liczba powiązań nie przeniesie nikogo na wyższe stanowiska lub na szczyt władzy decyzyjnej, miejsca zarezerwowane dla osób o dużym doświadczeniu i sprawdzonych umiejętnościach. Warto również zauważyć, że bogactwo i wpływy rodzinne nie odgrywają żadnej roli w tych nominacjach. Spośród najwyższego chińskiego organu rządzącego, 25-osobowego Biura Politycznego, tylko siedem osób pochodziło z jakiegokolwiek bogatego lub wpływowego środowiska. Pozostali, w tym prezydent i premier Chin, pochodzili ze środowisk, które nie oferowały żadnych specjalnych korzyści i awansowali na szczyt wyłącznie na podstawie zasług. W większym Komitecie Centralnym osoby o uprzywilejowanym pochodzeniu są jeszcze rzadsze. Odniesienia w zachodnich mediach do chińskich „książąt” są jedynie obraźliwą i ignorancką rasistowską obelgą.

Istnieje jeszcze jedno rozróżnienie o ogromnym znaczeniu, które nigdy nie jest omawiane na Zachodzie. W naszych zachodnich demokracjach mamy „polityków” i mamy „urzędników służby cywilnej”, którzy są dwoma zupełnie różnymi gatunkami, przy czym urzędnicy służby cywilnej to ci, których praca wymaga poważnych kwalifikacji, ponieważ nie możemy mieć wybranych „głupców” kierujących naszym Krajową Służbą Skarbową lub sieciami transportowymi. Ci ludzie funkcjonują pomimo polityków. Ale ponieważ Chiny mają tylko jedną „partię”, kraj ten nie ma nic, co moglibyśmy nazwać „politykami”: w rzeczywistości wszyscy chińscy urzędnicy państwowi są tym, co moglibyśmy nazwać „urzędnikami służby cywilnej”. Wszyscy oni są po prostu menedżerami na różnych poziomach. Na Zachodzie, używając Kanady jako przykładu, legenda głosi, że wyżsi urzędnicy służby cywilnej w departamentach finansów lub spraw zagranicznych generalnie gardzą wybranymi politykami, którzy zazwyczaj wiedzą niewiele, jeśli w ogóle, o faktycznym działaniu swoich departamentów i muszą odwoływać się do urzędników służby cywilnej w celu uzyskania wiedzy. W Chinach jest odwrotnie, gdzie minister spraw zagranicznych lub finansów jest ostatecznym rezerwuarem wiedzy. Jest to zasadniczo to samo, co znaleźlibyśmy w każdej korporacji, gdzie wiceprezes ds. finansów jest ostatecznym autorytetem, a nie „wybranym” dyrektorem, któremu powierzono Departament Finansów jako miejsce do „zarabiania podczas nauki”, co jest tym, co znajdujemy w demokracji wyborczej.

5.2. UNIWERSYTET NUMER JEDEN NA ŚWIECIE

Nie jest powszechnie znane w Chinach, ani w ogóle na Zachodzie, że w Pekinie ukryta jest instytucja, która jest prawie na pewno najlepszym uniwersytetem na świecie, niepodobnym do żadnego innego, którego jakość w koncepcji i wykonaniu zawstydza wszystkie zachodnie uniwersytety. Uniwersytet ten, czasami nazywany „najbardziej tajemniczą szkołą w Chinach”, jest Centralnym Uniwersytetem Partyjnym, z liczbą studentów i wykładowców o rząd wielkości przewyższającą uczelnie takie jak Harvard, Cambridge czy Sorbona. Stwierdzenie, że kwalifikacje wstępne są ekstremalne, byłoby pewnym niedopowiedzeniem. To nie jest miejsce takie jak Harvard, gdzie darowizna w wysokości 5 milionów dolarów na fundusz wieczysty zapewni przyjęcie dla twojego tępego potomstwa, które będzie nauczane głównie przez tak zwanych „profesorów” adiunktów zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin.

Pierwotnie założony w 1933 roku, celem Uniwersytetu jest kształcenie i dojrzewanie osób, które zdały egzaminy służby cywilnej oraz przygotowanie ich zarówno do rozwoju kariery, jak i do obowiązków związanych z rządzeniem najbardziej zaludnionym narodem na świecie. Jest to miejsce szkolenia przyszłych przywódców kraju, którego dyrektorem jest zazwyczaj prezydent Chin. Do tej pory uniwersytet ten wyszkolił około 100 000 przywódców rządowych i wysokich urzędników. Szkoła nie jest zwykle otwarta dla ogółu społeczeństwa, ale w ciągu ostatnich kilku dekad uniwersytet ten oferował kilka bardzo zaawansowanych programów podyplomowych i doktoranckich dla około 500 studentów spoza oficjalnych uczelni, koncentrując się na filozofii, ekonomii, prawie, polityce i historii. „Na 100-hektarowym, zielonym kampusie jest niezwykle cicho i tutaj, w przeciwieństwie do wszystkich innych uniwersytetów w Chinach, nie widzimy rowerów, a zamiast tego drogi przed budynkami szkolnymi są wyłożone czarnymi Audi. Bramy są strzeżone przez uzbrojonych strażników 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, co jest niezbędne dla tych, którzy tam studiują – gubernatorów prowincji i ministrów, młodych i w średnim wieku urzędników, ich gości, a czasem najwyższych przywódców kraju”.

Nie tylko przyjęci studenci są najlepszymi i najzdolniejszymi z 0,01% najlepszych, którzy zdali egzaminy służby cywilnej, ale profesorowie na tym Centralnym Uniwersytecie Partyjnym są wyjątkowi na świecie, daleko od adiunktów na większości amerykańskich uniwersytetów. Tutejsi profesorowie są wyłącznie najbardziej kompetentni w kraju. Wykładowcami gościnnymi są chińscy urzędnicy wysokiego szczebla, a w ważnych tematach debat szkoła bez wahania sprowadza najbardziej znanych na świecie ekspertów z dowolnego kraju w zakresie wszystkiego, od ekonomii i finansów międzynarodowych po politykę społeczną, politykę zagraniczną, politykę przemysłową, a nawet kwestie wojskowe. Co więcej, częstymi wykładowcami gościnnymi są często przywódcy innych krajów i inni zagraniczni dygnitarze wysokiego szczebla, co daje chińskim urzędnikom nie tylko solidne podstawy wiedzy i umiejętności niezbędnych do rządzenia Chinami, ale także szerszy horyzont i lepsze zrozumienie różnych kultur, wartości i systemów politycznych.

Podstawą polityki edukacyjnej szkoły jest to, że wszystko jest na stole. Nie ma zakazanych tematów, a nawet reakcyjne, rewolucyjne lub po prostu dziwaczne stanowiska są omawiane, analizowane i debatowane w celu rozwiązania. Jeśli, na przykład, tematem jest krajowa opieka zdrowotna, wszystkie sposoby planowania, problemy, rozwiązania, alternatywy, będą omawiane, badane, debatowane, wyjaśniane, z dowolną liczbą wybitnych ekspertów dostępnych jako materiał referencyjny. Po zakończeniu tych sesji wszyscy studenci będą mieli wiedzę na temat całego tematu na poziomie MBA lub wyższym. A jest to tylko jeden z wielu tematów, z którymi się zetkną.

Biorąc pod uwagę, że urzędnicy ci weszli do rządu z już wysokim poziomem wykształcenia i wykazali się już szerokim poziomem zrozumienia i wyjątkową inteligencją, te dodatkowe warstwy szkolenia i edukacji nie mogą pomóc, ale stworzyć imponujący poziom ogólnej wiedzy i umiejętności w całym rządzie. Nic podobnego do tego systemu nie istnieje na Zachodzie.

Ogólny proces polega na tym, że w różnych odstępach czasu najbardziej obiecujący młodzi urzędnicy i urzędnicy w średnim wieku uczęszczają na ten uniwersytet przez okres do jednego roku, aby poszerzyć swoją wiedzę i zrozumieć wszystkie kwestie związane z Chinami i rządem, po czym zwykle następuje awans. Staż na Centralnym Uniwersytecie Partyjnym przeplata się z rotacyjnymi zadaniami we wszelkiego rodzaju departamentach rządowych na szczeblu lokalnym, prowincjonalnym i krajowym, a także z zadaniami w różnych państwowych przedsiębiorstwach komercyjnych, zarówno krajowych, jak i zagranicznych. W większości przypadków te zadania związane z pracą i doświadczeniem przeplatają się z zajęciami na uniwersytecie, a studenci przyswajają to, czego nauczyli się podczas poprzedniego zadania i otrzymują przygotowanie do następnego oddelegowania.

Dana osoba może potencjalnie przechodzić przez mały samorząd lokalny, korporacyjny dział finansowy, pracować jako lokalny dyrektor opieki zdrowotnej, prowincjonalny szef edukacji, zostać burmistrzem małego miasta, szefem innego działu korporacyjnego, burmistrzem większego miasta, gubernatorem prowincji, kierownikiem wyższego szczebla lub dyrektorem generalnym dużej korporacji państwowej i tak dalej, być może za każdym razem wracając na uniwersytet w celu uzyskania dodatkowej edukacji i szkolenia. Ci ludzie nie uczą się, jak być lepszymi „politykami”: uczą się, jak „zarządzać” wszystkimi aspektami kraju.

Na każdym etapie, przy każdym stanowisku rządowym lub korporacyjnym, urzędujący są oceniani na podstawie szerokiej gamy kryteriów. Ci, którzy nadal błyszczą, będą nadal awansować na stanowiska o większej wizji i odpowiedzialności. Ci, którzy najwyraźniej osiągnęli swój limit, zostaną odsunięci na bok. Nie zostaną usunięci ani zwolnieni, ale otrzymają stanowiska współmierne do ich umiejętności, powyżej których nie będą mogli się wznieść. Z tego wszystkiego wynika, że Chiny mają jedyny system rządowy na świecie, który zapewnia kompetencje na szczycie.

W chińskim systemie przywódcy i urzędnicy są oceniani przez swoich przełożonych, a nie przez niewykwalifikowanych i niedoinformowanych „ludzi z ulicy”. Weźmy pod uwagę burmistrza miasta w kraju zachodnim. Kto ocenia tę osobę po jednej kadencji? Opinia publiczna, która nie ma ani przeszkolenia, ani doświadczenia w przeprowadzaniu takich ocen. „Opinia publiczna” nie rozumie pracy ani jej wymagań i nie ma faktów, na których można by oprzeć inteligentną ocenę, w wyniku czego staje się zasadniczo konkursem popularności, w którym decydującymi czynnikami są powierzchowność. Gdybym zadał ci pytanie: czym zajmuje się burmistrz miasta, niewielu potrafiłoby udzielić spójnej odpowiedzi. Stwierdzenie, że „zarządza miastem”, nie jest odpowiedzią. Prawda jest taka, że poza niejasnymi ogólnikami, mamy niewielką wiedzę lub informacje na temat funkcji i obowiązków burmistrza; żadnych szczegółów. Jeśli miasto wydaje się radzić sobie dobrze, nie możemy wiedzieć, czy wynika to z umiejętności burmistrza, czy z okoliczności pozostających poza jego kontrolą. Niewygodna prawda jest taka, że lokalni obywatele, wyborcy, nie mają sposobu, aby dowiedzieć się, czy burmistrz jest dobry czy zły, niekompetentny czy skorumpowany, ponieważ brakuje im narzędzi i wiedzy do przeprowadzenia rozsądnej oceny.

W chińskim systemie (w ramach powyższego „procesu edukacyjnego”) burmistrz miasta jest oceniany przez swoich seniorów, ludzi, którzy byli burmistrzami małych i dużych miast, zanim się urodził, ludzi, którzy dokładnie rozumieją każdy aspekt jego pracy i których nie można oszukać. Tak samo jest w korporacji, gdzie na przykład oceniamy wyniki pracy regionalnego kierownika sprzedaży. Kto dokonuje tej oceny? Sprzedawcy? Pracownicy na hali produkcyjnej? Nie. Nie mają wiedzy ani umiejętności. Człowieka oceniają jego przełożeni, którzy doskonale znają jego pracę i są w stanie dokładnie ocenić jego wydajność i potencjał do awansu.

Liderzy rządów prowincjonalnych są w tej samej sytuacji, gdzie ich wyniki są oceniane przez ich seniorów, przez ludzi, którzy mają ogromne doświadczenie w rządzeniu prowincjami, którzy ponownie rozumieją tę pracę dogłębnie i nie mogą zostać oszukani. Ale jest tu o wiele więcej, co nigdy nie dociera do zachodnich umysłów. Mężczyzna (lub kobieta), który zdał egzaminy wstępne i jest teraz w tym dożywotnim procesie merytokratycznym, może zostać mianowany gubernatorem prowincji, ale nie jest to nagroda prestiżowa za wcześniejsze dobre zachowanie. Zamiast tego jest to test. Zazwyczaj ta nowa osoba podchodzi do swojej nominacji z jednym pytaniem: „Jak mogę podwoić PKB tej prowincji, a tym samym podnieść standardy życia wszystkich mieszkańców”? I podwajają PKB.

Podam tutaj przykład z życia wzięty, który jest dość powszechny. Nowy gubernator wybrał najbiedniejsze miejsce w prowincji i przydzielił ogromny zespół badawczy do poszukiwania możliwości rozwoju. Jego zespół odkrył, że lokalny klimat i warunki glebowe są doskonałe do uprawy niektórych chińskich ziół i natychmiast zabrał się do pracy, pozyskując materiał roślinny, budując infrastrukturę i prowadząc niezbędne programy edukacyjne dla rolników, a także ustanawiając łańcuchy dostaw i praktyki marketingowe. W ciągu pięciu lat wszyscy mieszkańcy tego obszaru posiadali własne nowe domy, a ponad połowa jeździła BMW. Takie czynniki ekonomiczne są ważne, ale są tylko jednym z wielu stosowanych środków i to właśnie na podstawie takich czynników ocenia się kandydatów. Po udanym doświadczeniu tutaj, mężczyzna prawdopodobnie powróciłby na uniwersytet partyjny w celu dalszej edukacji, która doprowadziłaby do kolejnej nominacji. Po upływie 30-40 lat i wykazaniu się ciągłymi zdolnościami, mężczyzna może zakwalifikować się do członkostwa w Kongresie Narodowym Chin.

5.3. PORÓWNANIE

Porównajmy to z systemem zachodnim, w którym politycy najczęściej nie mają żadnego przydatnego wykształcenia ani odpowiedniego szkolenia lub doświadczenia.

Jeden z niedawnych premierów Kanady, Stephen Harper, miał tylko niewielki stopień licencjata, a jego jedyną pracą była praca w korporacyjnej poczcie, kiedy dołączył do zrujnowanej partii politycznej, został jej liderem i dzięki prawdziwie okrutnemu losowi, ostatecznie został premierem, nieodwracalnie niszcząc Kanadę w swojej ignorancji. Jego następca, Justin Trudeau, był zwolnionym nauczycielem szkolnym (poszukaj; zobacz, co znajdziesz), którego wieloletni kolega z pokoju został skazany na dziesięć lat więzienia za prowadzenie ogromnego kręgu pornografii dziecięcej. W kanadyjskiej prowincji Alberta, niedawny premier był absolwentem szkoły średniej, byłym reporterem telewizyjnym, znanym bardziej z bycia nałogowym pijakiem niż z inteligencji czy umiejętności rządzenia, który całkowicie zniszczył prawdopodobnie najlepszy system opieki zdrowotnej w Kanadzie. Prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush był znany z tego, że chwalił się, że nigdy nie czytał żadnych książek, będąc prawie tak boleśnie nieinteligentnym jak Ronald Reagan, którego jedyną zasługą było bycie aktorem filmowym klasy C.

Żaden z tych mężczyzn nie miał CV wystarczającego do zakwalifikowania się na kierownika 7-11 i żaden nie wykazywał oznak inteligencji ani zdolności do rządzenia, ale niedorzeczny i absurdalny system polityczny pozwolił im zostać dyrektorami generalnymi narodów i prowincji.

Badanie pochodzenia i referencji polityków w jakimkolwiek zachodnim kraju ujawni głównie zbiór politycznie ambitnych odmieńców uderzająco pozbawionych cech odkupiających i często skorumpowanych do szpiku kości. Powszechnie donoszono, że w ciągu dwóch lat po kryzysie mieszkaniowym z 2008 roku, kiedy 50% klasy średniej straciło połowę swoich aktywów, członkowie Kongresu USA dramatycznie zwiększyli swój majątek.

Nie jest zaskoczeniem, że zachodni politycy są oceniani niżej niż sprzedawcy używanych samochodów i węże zarówno pod względem moralności, jak i wiarygodności. W jednym z ostatnich sondaży opinii publicznej w USA politycy obu izb całego Kongresu USA zostali ocenieni jako mniej popularni niż karaluchy i wszy. Przyjmuje się jako truizm, że wszyscy zachodni politycy, po wyborze, swobodnie porzucają zobowiązania podjęte wobec ludzi bezpośrednio przed wyborem, a polityczna dwulicowość i przebiegłość są akceptowane jako normalne we wszystkich zachodnich społeczeństwach. Jest to tak prawdziwe, że jeden z amerykańskich komentatorów zauważył ostatnio, że „oczywiście wszyscy politycy muszą kłamać, ale Clintonowie robią to z taką łatwością, że jest to niepokojące”. Coś takiego jest niespotykane w Chinach. Jawne okłamywanie ludzi byłoby śmiertelne, ale na Zachodzie nieuczciwość przywódców rządowych jest akceptowana bez szemrania.

W każdej dyskusji na temat systemów rządowych, Amerykanie nieuchronnie stawiają twierdzenie, jako miarę wyższości ich systemu demokratycznego, że „mamy prawo głosować na naszych niekompetentnych polityków”.

Nie mogą sobie wyobrazić, jak dziwacznie i głupio brzmi takie twierdzenie dla inteligentnej osoby z innego kraju. Jeśli chcesz pochwalić się wyższością swojego systemu politycznego, to powiedz mi, że niemożliwe jest, aby twój kraj wybrał idiotę. Nie mów mi, że masz prawo go potem wyrzucić. To jawne przyznanie się do porażki.

Jest jeszcze jeden czynnik, który należy wziąć pod uwagę, a mianowicie edukacja i szkolenie. Dla zachodnich polityków, którzy sprawują władzę decyzyjną w celu kształtowania kraju, w rzeczywistości nie ma dostępnej edukacji ani szkolenia w zakresie rządzenia. Wszystko to jest rodzajem systemu „zarabiaj, ucząc się”, podczas gdy w Chinach wejście jest niemożliwe bez ekstremalnych referencji, a po wejściu do systemu edukacja i szkolenia nigdy się nie kończą.

System ten jest ogólnie dobrze rozumiany w Chinach i dobrze współgra z chińską kulturą i tradycją, a także jest zgodny z chińską psychiką w ich konfucjańskim przeglądzie i pragnieniu porządku społecznego i (tak) harmonii. Świat zachodni rozumie to słabo, jeśli w ogóle, i nieuchronnie formułuje błędne i często absurdalne wnioski na temat Chin i ich rządu. Niewielu ludzi Zachodu zadało sobie trud poznania nawet prostych podstaw dotyczących formy chińskiego rządu, woląc zamiast tego papugować głupie bzdury o tym, że Chiny są dyktaturą lub, jak niedawno stwierdził jeden z pisarzy, „głęboko tyrańskim reżimem”. Oczywiście tak nie jest; poziom zachodniej ideologicznej ślepoty i umyślnej ignorancji jest po prostu przerażający.

5.4. EPILOG

Jeśli jesteś Amerykaninem, zastanów się przez chwilę, jak by to było, gdyby twój kraj mógł zidentyfikować i zgromadzić 500 najbardziej inteligentnych, najmądrzejszych, najmniej skorumpowanych, najbardziej wykształconych i doświadczonych ludzi w kraju, a następnie wypełnić Kongres tą grupą, wybierając kilku najlepszych na przywódców – prezydenta i członków gabinetu. Rozważmy również tę grupę, która nie jest podzielona przez ideologie, ale wszyscy są częścią tego samego zespołu, pracując razem, aby wdrożyć to, co najlepsze dla Ameryki i Amerykanów. Jak zmieniłby się twój kraj za pięć lat?

Rozważmy teraz coś innego. Liczni urzędnicy rządowi, eksperci w sprawach zagranicznych, uczestnicy think-tanków i wielu naukowców jednogłośnie stwierdzili w taki czy inny sposób: „Ilekroć dzieje się coś ważnego w polityce krajowej lub w sprawach międzynarodowych, nie ma przypadków. Kiedy dzieje się coś istotnego, można założyć, że zostało to zaplanowane w ten sposób”.

Wielopartyjne systemy wyborcze (demokracje) są z nami od kilkuset lat, ale wydaje się, że przez cały ten czas nikomu (z wyjątkiem najwyraźniej Chińczyków) nie przyszło do głowy, że zgarnianie niemytych i gorszych z ulic nie jest idealną metodą na dobre rządy. W ciągu tych stuleci mieliśmy dziesiątki nieudanych rządów, ogromne pomyłki wszelkiego rodzaju, załamania gospodarek, powtarzające się recesje i depresje, niekończące się wojny i wiele więcej, a wszystko to spowodowane przez „rządy ludu” kierowane przez tysiące niekompetentnych polityków. A jednak przez te wszystkie lata i niezliczone setki wyborów nikomu nie przyszło do głowy, że poważne referencje w zakresie wykształcenia i umiejętności mogą być lepszym rozwiązaniem.

Teraz jest dla mnie oczywiste, że wybranie najlepszych i najzdolniejszych z całego narodu oraz zapewnienie im szerokiego wykształcenia i szkolenia zaowocowałoby wyższym kalibrem urzędnika państwowego i musi to być równie oczywiste dla ciebie. Czy mamy wierzyć, że przez te wszystkie stulecia byliśmy jedynymi ludźmi, którzy zdawali sobie z tego sprawę?

Kiedy europejscy żydowscy bankierzy – chazarska mafia działająca w londyńskim City – zainicjowali serię europejskich rewolucji, które zastąpiły monarchów, jedną z ich głównych motywacji było zbudowanie formy rządu narodowego, który uniemożliwiłby dalsze wydalenia Żydów z tych krajów. Aby to osiągnąć, konieczne było zastąpienie monarchów formą rządu, która mogłaby być całkowicie kontrolowana zza kulis, a nasz wielopartyjny system walki o władzę był tego rezultatem. Od samego początku przyszło im również do głowy, że politycznie ambitny, ale pozbawiony środków do życia, nieinteligentny, niedoinformowany i w dużej mierze niezdolny człowiek z ulicy byłby o wiele łatwiejszy do kupienia, kontrolowania i skorumpowania niż najlepszy i najzdolniejszy w kraju.

Weźmy na koniec pod uwagę, że ta oślepiająco oczywista i fatalna wada nigdy nie została wspomniana w (należących do Żydów) mediach, nigdy nie była omawiana w naszych (publikowanych przez Żydów) tekstach historycznych lub politologicznych, ani nigdzie indziej, przynajmniej według mojej wiedzy. Zamiast tego „demokracja” została podniesiona do rangi religii tak świętej, że samo jej kwestionowanie stanowi zdradzieckie bluźnierstwo, i jest nieustannie promowana codziennie od urodzenia jako uniwersalna wartość odzwierciedlająca tęsknoty całej ludzkości. Zastanawiasz się dlaczego?

CIĄG DALSZY NASTĄPI

Autorstwo: Larry Romanoff
Tłumaczenie: FmforLXM (Bitomat)
Źródło zagraniczne: BlueMoonOfShanghai.com
Źródło polskie: Bitomat.wordpress.com

  1. Radek 02.07.2023 10:49

    I nadal ta śmietanka intelektualna nosi niebieskie maseczki chirurgiczne albo inne szmaty na twarzy… Jak widać czegoś jednak brakuje.

  2. Szwęda 02.07.2023 13:35

    W dzień wyborów, przykładowo w niedzielę naprawdę lepiej tam nie iść, nie ma absolutnie zadnego sensu i o wiele lepiej zyskać te powiedzmy 10-20 minut na spędzenie więcej czasu np. na spacerze po lesie, parku itd.

 

Igrzyska sytych i niesytych


Igrzyska czas zacząć. Wojna co prawda trwa nadal, ale przecież toczy się gdzieś z boku, na granicy światów. Tak samo z boku toczyły się już inne wojny, które nie przeszkadzały w igrzyskach. W Korei (Igrzyska 1952), w Wietnamie (Igrzyska 1956, 1960, 1964, 1968, 1972) w Afganistanie, iracko-irańska, toczyły się wojny, które nie przeszkadzały w Igrzyskach. Jeśli wojna w Ukrainie potrwa do przyszłego roku, to też zapewne nie przeszkodzi w Igrzyskach w Paryżu. Co najwyżej Igrzyska zaczną się minutą ciszy…

Dlaczego więc wojna na granicach Europy miałaby przeszkodzić w odbyciu Igrzysk Europejskich? Przecież w prawie całej Europie, miasto i wieś są ciche i spokojne.

Igrzyska to interes, tym większy i one większe. Wielkie igrzyska, jak te w Paryżu w przyszłym roku, to wielkie pieniądze. Igrzyska w Krakowie i okolicy, to też wielkie pieniądze. Dla Krakowa, dla firm je organizujących … Czyżby też dla PiS-u?

Miasto Kraków, rękami prezydenta Miasta postanowiło wykorzystać okazję, w którą trochę je wmanewrowano. To przecież ekipa PiS z premier Szydło, Morawieckim, marszałkiem Kozłowskim parła do igrzysk. Teraz symbolem igrzysk, albo ich maskotką, jest minister ekswicepremier Jacek Sasin. Stąd może ponad jego zasługi nazywa się igrzyska Sasinadą.

MILIARD W (NIE)ROZUMIE

Może jeszcze jacyś kibicie zza granicy przyjadą. Coś kupią, za coś zapłacą. Wedle sejmowej specustawy igrzyska europejskie mają kosztować ponad 1 mld zł, świeżo wydrukowanych. Same koszty organizacyjne to ok. 500 mln zł. W tym po 100 mln zł środków Miasta Krakowa i Województwa Małopolskiego. Mają do tego dołożyć się sponsorzy, głównie spółki skarbu państwa. Kraków w zasadzie już zarobił, bo z kosztów budżetu państwo zrealizowano inwestycje za 170 mln zł. Stworzono listę inwestycji, które były pilnie potrzebne i postawiono wykorzystać sytuację. Dodatkowo przeprowadzono remonty Stadionu miejskiego (kiedyś Wisły), Ośrodek Kajakowy w Kolnej, zmodernizowano Halę AWF-u. W sumie dodatkowe pieniądze z budżetu centralnego, na które inaczej nie było widoków.

Ile naprawdę będą kosztować igrzyska, nikt nie wie. Koszt pierwszych, w Baku, oszacowano na ponad miliard euro (ok. 5 mld zł). Drugie, w Mińsku miały kosztować tylko 50 mln euro, ale nikt sprawozdania nie zobaczył, przez białoruskie media przemknęła kwota blisko 300 mln zł. Czy zobaczymy kiedykolwiek rozliczenie kosztów? Nie wiadomo.

RODZINA NA WIDOWNI

Cześć z nich miała być pokryta ze sprzedaży biletów. Sporo widzów oglądało ceremonię otwarcia i cześć z nich nawet zapłaciła za bilety. Sprzedały się już podobno bilety na skoki narciarskie. Z kolei lekkoatleci nie bardzo wiedzą, w czym startują i że dostają medale. Widzów na wielkim stadionie Śląskim w Chorzowie tylu ile metrów w sprincie. Czasem 100 czasem 200. Tak donoszą nieuprzejme media. Na pewno igrzyska odniosą sukces. Przynajmniej w publicznej telewizji. Zarobią też, bądź już zarobiły agencje reklamowe, choć reklam igrzysk, przynajmniej w Krakowie raczej nie widać. Choć to pewnie za przyczyną uchwały o Parku Kulturowym. Znów na coś się przydała.

Rząd podzielił się z agencjami reklamowymi, oczywiście nie wszystkimi, pieniędzmi na promocje i organizację igrzysk. Czy ty koszty się zwrócą, to zależy czy agencje włączą się aktywnie w jesienną kampanię wyborczą. Orlen dał wszystkim, swoim klientom, wakacyjne rabaty i może nawet przedłuży je do października. Może dlatego, że ceny ropy na rynkach znów są niskie.

I tylko jedno pozostaje niezmienne – Ave, Caesar, morituri te salutant. Tak, cezarowie się zmieniają, gladiatorzy się zmieniają, tylko zarabianie na igrzyskach się nie zmienia. I na wojnie. A chleb stale drożeje.

Autorstwo: Adam Jaśkow
Źródło: Trybuna.info

 

Z Big Pharmą aż po grób


Pandemia transpłciowości ma z niedawną pandemią koronawirusa więcej wspólnego, niż na pozór mogłoby się wydawać. Już w ubiegłym roku media raportowały, że nawet 7 proc. dorosłych Amerykanów uważa siebie za reprezentantów społeczności LGBT. Nowsze badania wśród tzw. pokolenia Z pokazują, że takich osób w młodszych rocznikach jest już nawet 30 proc. (!). Z rzekomo prześladowanej mniejszości tęczowe środowiska mają szansę przekształcić się w błyskawicznym tempie w żądającą totalnego posłuszeństwa większość, i niestety nie ma w tym twierdzeniu żadnej przesady.

W wielu niedemokratycznych krajach na świecie szkodliwa i destrukcyjna propaganda genderyzmu jest już zakazana, lecz w Polsce liberalny pod względem kulturowym PiS przyzwala na swobodną ekspansję zjawiska, promując je nawet w pełni kontrolowanej przez siebie telewizji publicznej.

PANDEMIA PSYCHICZNEGO ZABURZENIA

W polskich szkołach, na wyższych uczelniach oraz w miejscach pracy pandemia transpłciowości jest obecnie na etapie, na którym Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie były kilka lat temu. Niestety wkrótce zapewne nadrobimy dystans. Tym samym również w Polsce nasili się pandemia – tym razem prawdziwa – choroby psychicznej polegającej na urojonym przekonaniu o przynależności do innej płci, niżby wskazywała na to biologia.

Jak na pandemię przystało, ktoś musi na niej zarobić. Także i tym razem będą to wielkie koncerny farmaceutyczne, które w ofiarach transgenderyzmu będą miały jednych z najwierniejszych klientów aż po kres ich dni. Przeprowadzenie operacji tranzycji płci wiąże się przecież z bardzo znaczącą ingerencją w układ hormonalny i rozrodczy oraz wymaga stałej opieki lekarskiej ze względu na liczne powikłania i niestabilność organizmu poddanego celowemu okaleczeniu. Jeszcze rok temu wartość rynku medycznego transpłciowości szacowano na 11 mld dol. rocznie, lecz kwota ta z pewnością już dawno urosła.

Wielkie pieniądze można zarobić po pierwsze na specyfikach blokujących proces dojrzewania, następnie na lekach hormonalnych, niezwykle kosztownych operacjach, a gdy już dojdzie do nieszczęsnego okaleczenia, z ofiary ideologii można dodatkowo wycisnąć kolejne środki na leki antydepresyjne, gdyż wbrew nachalnej propagandzie po dokonaniu tzw. tranzycji nikt nie staje się szczęśliwszy (nawet jeśli wciąż się uśmiecha na „TikToku”). Nie dziwi więc to, że wielkie firmy farmaceutyczne sponsorują tęczowy ruch, a w szczególności jego transodmianę. Przykładowo, jeden z gigantów na rynku, firma Gilead, przeznacza regularnie w ramach Gilead TRANScend Community Impact Fund środki liczone w milionach dolarów na społeczność transosób. Są to jednak bardzo niewielkie kwoty w porównaniu z tym, ile można zarobić na całej ideologii.

NA CAŁE ŻYCIE

Ulubiony mechanizm sprzedaży specyfików produkowanych przez wielkie firmy farmaceutyczne polega na możliwości sprzedawania ich przez całe życie pacjenta. W tej branży nie liczy się opracowanie skutecznych metod leczenia ani wynajdywanie lekarstw, które uleczą raz na zawsze. Z tego właśnie powodu od lat najbardziej dochodowymi specyfikami są m.in. antydepresanty, leki przeciwbólowe, a od niedawna szczepionki na koronawirusa. W przeciwieństwie do tradycyjnych szczepionek, które podane raz uodparniają organizm na całe życie, ich nowy rodzaj spopularyzowany w ostatnich miesiącach może być podawany wielokrotnie. Rządowe zamówienia na specyfiki bazujące na technologii mRNA pobiły wszelkie możliwe rekordy pod względem wartości (sama tylko Unia Europejska nabyła od Pfizera szczepionki o wartości co najmniej 71 mld euro).

Analogie do tzw. pandemii koronawirusa nasuwają się same także dlatego, że również w przypadku transgenderyzmu coraz bardziej drastycznie ogranicza się medyczną i psychologiczną debatę na jej temat. Lekarzy i psychologów, którzy chcieliby wyrazić opinię odmienną od jedynie słusznej na temat całego zjawiska, spotykają na całym świecie fizyczne ataki oraz gwałtowne reakcje całego środowiska. Kilka miesięcy temu jedno z amerykańskich towarzystw medycznych wystosowało nawet do administracji Bidena specjalny list wzywający do karania wszystkich lekarzy kwestionujących operację zmiany płci i ukazujących szkodliwość całego zjawiska.

TWOJE CIAŁO, NASZ KOSZT

Choć dziś mówi się o tym jeszcze bardzo mało, za kilkanaście i kilkadziesiąt lat osoby, które obecnie eksperymentują ze swoją płciowością i ciałem, będą stanowiły coraz bardziej zauważalny koszt dla całej służby zdrowia. Liczne powikłania fizyczne i psychiczne będą prowadziły do trwałej dysfunkcji tysięcy, a w skali świata nawet milionów osób. Okaleczone transpłciowością osoby będą coraz bardziej polegały na publicznych środkach. Krzywda zadana ciału jednostek będzie więc promieniować na całe społeczeństwo i ciążyć mu finansowo przez wiele lat. W interesie nas wszystkich leży tym samym jak najszybsze powstrzymanie trans-szaleństwa, gdyż ze względu na ogromne koszty z nim związane nie jest to tylko prywatna sprawa małolatów.

Fakt, iż Big Pharma tak aktywnie wsparła ruch transgenderowy i zarabia na nim krocie, nie jest niestety żadną nowością. Ten sam schemat przerabiany jest co najmniej od lat siedemdziesiątych, gdy w użycie weszła pigułka antykoncepcyjna, która również należy do ulubionych produktów Big Pharmy ze względu na niezwykle wysoką częstotliwość korzystania z niej. W interesie wielkiego biznesu leżało jak największe poluzowanie norm seksualnych i obyczajowych, a współcześnie wiele wysiłku wkłada się w to, aby przy pomocy farmaceutyków leczyć m.in. otyłość – stąd cała narracja zakazująca podśmiewania się z grubych osób (walka z tzw. fatfobią). Publiczna i prywatna służba zdrowia jest dziś w efekcie tak bardzo podporządkowana interesom Big Pharmy, że zdecydowana większość chorób przewlekłych leczona jest farmakologicznie, a wszelkie nurty medycyny wzywające do poszukiwania innych metod odrzucane są jako nienaukowe.

Na postępowanie Big Pharmy należy przy tym patrzeć w dużo szerszym kontekście. Ten kontekst wyznacza zaś współczesny system finansowy oparty na kreacji pustego pieniądza. W ramach niego podmioty gospodarcze szukają zawsze takich rozwiązań biznesowych, które maksymalizują częstotliwość wydawania pieniędzy przez klientów. Im więcej pieniędzy drukuje sektor bankowy koordynowany przez banki centralne, tym większa dążność do tego, aby produkty były mniej trwałe i pomimo swojej atrakcyjności w pierwszym okresie użytkowania wymagały okresowego zastąpienia nowymi wersjami. W dziedzinie medycyny proces ten przybiera kształt powszechnej farmakologizacji, która wpędza ludzi w spiralę niekończących się wydatków. Najnowszą ofiarą tego złowrogiego systemu jest zwiedzione tęczową propagandą młode pokolenie, które na własne życzenie umieszcza siebie w gronie najbardziej dochodowych klientów Big Pharmy, obok osób starszych.

Autorstwo: Jakub Wozinski
Zdjęcie: PixaBay.com (CC0)
Źródło: NCzas.com  


  1. LichoNiespi 02.07.2023 13:45

    Jakby to krutko powiedziec i nie byc z bananym/ co za wyraz tzn azeby ich propaganda przepuscila to co napisze.
    Otoz, ideologia lgbt to nie jest nic nowego…juz setki a nawet tysiace lat temu to instnialo ale pod innom nazwom i rozwijalo sie ….czasami bylo krwawo niszczone, czasami bylo np ponad wszystko i wtenczas jak do wladzy dochodzily np powiedzmy dzisiejszym jezykiem te stare rowery lub te stare czesci rowerowe szybko nastepowal upadek danej cywilizacji czy kultury…tak bylo ze Starozytnym Rzymen, Grecjom, Asyriom, i innymi cywilizacjami… i to sie dzieje teraz na baszych oczach… to jest moralny upadel ludzkosci, to jest upadek kultury i danej cywilizacji, to jest koniec ……tak bylo przedtem tak samo jest i obecnie…..

 

Wyciekła rozmowa dyrektora CIA z szefem wywiadu Rosji


Kilka wiadomości dotyczących kulis puczu Prigożyna i jego Grupy Wagnera.

Dyrektor CIA specjalnie zadzwonił do swojego odpowiednika w Rosji, by poinformować go, że USA nie mają nic wspólnego z buntem Grupy Wagnera. Rozmowa wyciekła. „The Washington Post” ustaliło, że w tym tygodniu miała miejsce rozmowa dyrektora CIA Williama Burnsa i szefa rosyjskiego wywiadu Siergieja Naryszkina. Medium podaje, że była to pierwsza rozmowa amerykańsko-rosyjska na tak wysokim szczeblu od czasu buntu Grupy Wagnera. To właśnie rebelia prywatnej armii Jewgienija Prigożyna była powodem, dla którego Amerykanin wykonał telefon do Moskwy. Burns przekonywał swojego rosyjskiego odpowiednika, że Stany Zjednoczonego nie mają nic wspólnego z działaniami podjętymi przez rosyjskich najemników. Dyrektor CIA miał powiedzieć Naryszkinowi, że USA „nie były zaangażowane” w działania wagnerowców i nie miały zamiaru zaostrzać napięć w Federacji Rosyjskiej.

Z kolei rosyjscy dziennikarze ustalili, co robił prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin, gdy doszło do buntu Grupy Wagnera. Władimir Putin nigdy nie opuszcza uroczystości absolwentów szkoły morskiej w swoim rodzinnym Petersburgu. Również w tym roku rosyjski przywódca nie zrezygnował z udziału w wydarzeniu, nie zważając na to, że zbuntowana najemnicza armia wkroczyła do Rosji i zajmuje kolejne miasta. 24 czerwca Putin miał przebywać na jachcie swojego przyjaciela, biznesmena Jurija Kowalczuka i oglądać festiwal „Szkarłatne Żagle”. „Wciąż uważa, że ma wszystko pod kontrolą i że bunt Prigożyna w żaden sposób nie wpłynął na sytuację polityczną. Ale on się myli. […] Wiele osób, z którymi rozmawiałem, uważa, że putinowski system rządów po prostu nie może trwać długo” – napisał na łamach „The New York Timesa” Michaił Zygar, dziennikarz, pisarz i były redaktor naczelny niezależnego rosyjskiego kanału telewizyjnego. Z powodu buntu Grupy Wagnera w części Federacji Rosyjskiej wprowadzono stan operacji antyterrorystycznej. Nie stało się tak jednak w Petersburgu, gdzie Putin miał oglądać regaty. Część dziennikarzy twierdzi, że te informacje potwierdzają, iż prezydent Rosji jest coraz bardziej odklejony od rzeczywistości.

Grupa Wagnera przebywa obecnie na Białorusi. Obywatele tego państwa obawiają się więźniów, którzy byli rekrutowani do prywatnej armii najemników. Prezydent Aleksander Łukaszenka uspokaja ich jednak, twierdząc, że wszyscy więźniowie zginęli na Ukrainie. „Nie obawiajcie się i nie martwcie. Teraz problem Grupy Wagnera jest nadmuchiwany (przez Zachód – przyp. red.) Uspokójcie się” – w ten sposób Łukaszenka uspokaja obywateli Białorusi, którzy niepokoją się tym, że w ich państwie stacjonują wojska, które po części mogą składać się z więźniów wyciągniętych z zakładów karnych. Dyktator zapewnia, że „więźniowie nie przekroczyli granicy Republiki Białorusi”. Zdaniem Łukaszenki większość buntowników z armii Jewgienija Prigożyna zginęła na wojnie, a już na pewno „wszyscy więźniowie z grupy Wagnera zginęli”. Poza tym prezydent poinformował, że rozpoczął się proces „likwidacji” najemników. Wedle słów Łukaszenki pod Mińskiem powstaje właśnie specjalny obóz dla żołnierzy wagnerowców.

W sobotę Ministerstwo Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej rozwiązało kontrakt z należącą do Jewgienija Prigożyna firmą Konkord.

Autorstwo: SG
Na podstawie: „New York Times”, „Novaya Gazeta Europa”, „The Times”, „Moscow Times”, „Washington Post”
Źródło: NCzas.com [1] [2] [3]
Kompilacja 3 wiadomości: WolneMedia.net

 

Duda otwarcie pluje Polakom w twarz.

 


Według ,,człowieka honoru'' o nazwisku Andrzej Duda, mieniącego siebie prezydentem Polski, tak przynajmniej wynika z ,,logiki'' jego wypowiedzi dla telewizji Polsat i radia Zet, w wywiadzie udzielonym redaktorowi Bogdanowi Rymanowskiemu, padły z ust Dudy następujące słowa: że Zbrodnia na polskich oficerach w Katyniu to jest tragedia całego narodu, natomiast BESTIALSKIE LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃCÓW NA PÓŁ MILIONIE POLAKÓW, ZAMIESZKUJĄCYCH NA KRESACH RZECZPOSPOLITEJ W LATACH 1939-1949, TO TYLKO...  TRAGEDIA PEWNEJ GRUPY LUDZI!!! 

 

Uprzedzając pytanie różnych osobników, inteligentnych inaczej skąd wziąłem liczbę pół miliona Polaków zamordowanych przez Ukraińców, to cytuję tutaj słowa pierwszego prezydenta Ukrainy Leonida Krawczuka, wypowiedziane przez niego w 1994 roku w jednym ze swoich przemówień skierowanych do Polaków. A kto, jak kto, ale ówczesny pierwszy prezydent Ukrainy, doskonale, w przeciwieństwie do ogromnej większości polskojęzycznych fałszerzy historii, doskonale wiedział o czym mówi. Wracając do wywiadu Pana redaktora Bogdana Rymanowskiego z Dudą, to tymi wypowiedzianymi przez siebie słowami, nie tylko napluł on WSZYSTKIM Polakom w twarz, ale równocześnie pokazał, jak bardzo Ich nienawidzi, jako Narodu. Gdyby bowiem było inaczej, to już od prawie roku osobiście stałby na czele komitetu organizacyjnego, obchodów 80 rocznicy ukraińskiego ludobójstwa na narodzie polskim, nad którymi to obchodami objąłby również, od samego początku honorowy patronat, czego absolutnie nie zrobił, tak samo zresztą, jak we wszystkich poprzednich latach swoich dwóch haniebnych kadencji. O czym więc tutaj jeszcze dywagować?
 

Dalej Duda, oznajmił nam wszystkim, bez najmniejszego nawet cienia zażenowania, że ksiądz Tadeusz Isakowicz - Zaleski powinien według niego zajmować się wyłącznie tym, czym powinien zajmować się ksiądz.
Jedynymi natomiast księżmi wedle tej samej ,,logiki'', prezentowanej przez to intelektualne i ludzkie zarazem ZERO ABSOLUTNE, mieniące się być na dodatek prezydentem mojego kraju, jest wyłącznie ksiądz Rydzyk i jego kompanii, którzy śpiewają z właściwego klucza, mówiąc to czego od nich wymagamy, bo w końcu sowicie im za to płacimy z waszych własnych podatków i chłopaki od redemptorystów z Torunia, nie tylko mogą zajmować się tym, czym księża zajmować się nie powinni, ale mają wręcz obowiązek zajmować się polityką, bo to nasze chłopaki. 


Jestem również bardzo ciekaw, czy ten wierny naśladowca księcia Radziwiłła z powieści Henryka Sienkiewicza Potop, odważyłby się kiedykolwiek powiedzieć to samo ukraińskim, greckokatolickim księżom, że zamiast wzywać nieustannie władze Ukrainy, do większej gloryfikacji takich banderowskich zbrodniarzy, morderców naszych rodaków, jak Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Dmytro Kłaczkiwśkij i innych upowskich ludobójców, których kolejne pomniki święcą nieustannie, a w cerkwiach wieszają obrazy tych ludobójców w aureolach świętych, oraz całkowitego oparcia polityki obecnego państwa ukraińskiego na wszystkich jego poziomach, na ideologii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, czy też pisaniem tak nabożnych pieśni, jak Batko nasz Bandera, że powinni raczej zająć się tym, czym powinni zajmować się księża, czyli prowadzeniem wiernych do zbawienia, a nie ciągłym, politycznym ustawianiem Ukraińców i jej władz w kwestiach polityki historycznej i to tak haniebnej dla Ukraińców, jak gloryfikacja i ustawiania w roli autorytetów moralnych, największych zbrodniarzy wojennych w historii świata i kolaborantów Adolfa Hitlera jednocześnie.

W sumie idąc dalej tym tokiem rozumowania Dudy,  to skoro ksiądz katolicki upominający się o katolicki pochowek dla zmarłych, zgodnie z ostatnim przykazaniem uczynków miłosierdzia co do ciała, ma jednak tego nie robić, to powinien również powiedzieć to samo, żydowskim rabinom, by nie mieszali się do ekshumacji w Jedwabnem, bo to sprawa polityczna i skoro katolicki kapłan ma się nie mieszać w pochowek katolików, to na tej samej zasadzie, do polityki nie powinno się mieszać żydowskich spraw pogrzebowych, jak i sami rabini nie powinni mieć absolutnie żadnego prawa, wtrącać się do tych spraw, na terytorium naszej Ojczyzny, bo są tutaj tylko gośćmi, o czym zdają się całkowicie zapominać.

 

 



Ten tchórz, nie potrafi również, bo widać to po wyrazie jego twarzy i rozbieganych oczkach, że panicznie wręcz boi się udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to proste pytanie redaktora Rymanowskiego,  gdy ten zapytał: Czy Ukraina i jej prezydent powinni przeprosić Polaków za to ludobójstwo.. TAK czy NIE!
Pan Jezus powiedział: NIECH MOWA WASZA BEDZIE TAK, TAK, lub NIE, NIE, BO CO PONADTO OD DIABLA JEST! - Ewangelia Św. Mateusza 5;37
Duda w odpowiedzi na to pytanie, wijąc się jak piskorz, i odpowiadając całkowicie wymijająco, bez jednoznacznego określenia, dowiódł tym jednoznacznie, że c ojca diabła pochodzi i we wszystkim wykonuje jego wolę! I w jego przypadku, nie jest to jakiś byle pośledni czart, ale demon z najmroczniejszych czeluści otchłani


Podsumowując, ile, co jeszcze i jak długo trzeba Wam tłumaczyć najprostsze oczywistości, moi drodzy rodacy, żebyście w końcu zaczęli myśleć i wyciągać właściwe wnioski, bo dotyczy to w końcu waszego życia? Waszego być albo nie! Czy też zaczniecie to czynić dopiero wtedy, gdy już pozbawią was dosłownie wszystkiego i wyrzucą, jak zużyty i niepotrzebny już przedmiot na wysypisko śmieci, albo nie daj Panie Boże zwalą Was gremialnie, tak jak naszych rodaków z Wołynia, do bezimiennych dołów śmierci. Tylko wtedy będzie już za późno na wszystko! 

 

 


https://youtu.be/4d2PCv8O9TA

 

 

Jacek Boki - 1 Lipiec 2023 r. 

 

CBDC pozwoli na pełną kontrolę portfeli i wydatków obywateli


Koszmar wykluczenia ekonomicznego ma już miejsce w Europie. Politykowi Nigelowi Farage’owi w Wielkiej Brytanii zablokowano konta bankowe, a banki nie chcą mu otworzyć nowych. To przedsmak tego, co szykują nam planiści Wielkiego Resetu i Cyfrowej Waluty Banku Centralnego (CBDC).

Ponad 1500 „światowych przywódców” z 90 krajów spotkało się w gminie Tianjin w północnych Chinach na letnim Davos Światowego Forum Ekonomicznego. Premier Chin Li Qiang otworzył konferencję, omawiając sukces gospodarczy Chin w kontekście modernizacji. Oczekuje się, że wzrost w Chinach przyspieszy w drugiej połowie roku. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przewiduje, że same Chiny przyczynią się do jednokrotnego wzrostu światowego PKB w 2023 r.

Klaus Schwab zaczął od pochwały KPCh za osiągnięcie całkowitej kontroli nad populacją poprzez blokady COVID-19 i system kredytu społecznego. Chiny wdrożyły jedną z najsurowszych polityk blokowania gospodarki i obywateli na świecie. Ludzie byli zabarykadowani w swoich domach bez ostrzeżenia i bez czasu na przygotowanie się. Polityka „Zero COVID” spowodowała zamknięcie firm i przerwanie globalnych łańcuchów dostaw. Chiny nawet zabijały zwierzęta domowe, które były podejrzane o zarażenie się wirusem. Latali dronami po miastach, przypominając ludziom, aby pozostali w domach. Chociaż dużo z tych filmów usunięto z internetu, to wielu może pamiętać materiały przedstawiające obywateli Chin wywożonych w pozbawionych okien furgonetkach do obozów kwarantanny.

Chiny wdrożyły kody QR i cofnęły wszelką swobodę poruszania się. KPCh zapobiegała runom na banki wprowadzając kody QR i uniemożliwiając deponentom nawet wejście do banków. Ludzie potrzebowali kodów QR, aby kupić jedzenie, wsiąść do pociągu lub uzyskać dostęp do dowolnego miejsca publicznego. Następnie zintensyfikowali monitorowanie wyników kredytu społecznego, umieszczając w całym kraju system masowego nadzoru, który wykorzystuje dane osobowe do tworzenia profilu osobistego prawie każdego mieszkańca. Wciąż dopracowują tę technologię, ale ostatecznie każdy mieszkaniec będzie tylko numerem w tym systemie danych.

Chiny przodują na świecie w rządowej inwigilacji. Czy zatem istnieje lepsze miejsce do dyskusji o nadchodzącej cyfryzacji świata finansów? Na konferencji obecny był partner megakorporacji BlackRock, Jeremy Allaire. Jego firma zarządzała cyfrowym stablecoinem USDC. Allaire mówił o znaczeniu „publiczno-prywatnych” walut cyfrowych banku centralnego (CBDC). „Możemy mieć potencjalnie […] mroczniejszy świat, w którym to rząd będzie decydował o tym, że jednostki pieniężne banku centralnego można wykorzystać do zakupu tylko pewnych rzeczy, a nie innych, które uzna za mniej pożądane, jak powiedzmy amunicja, narkotyki, pornografia lub coś tego typu” – zauważył na konferencji profesor uniwersytetu Cornell, Eswar Prasad. „Teraz jesteśmy u progu znikania fizycznej waluty” kontynuował.

Wielki Reset wymaga od nas byśmy oddali całą kontrolę nad nami do jednej scentralizowanej władzy. Chcą kontrolować każdy aspekt naszego życia, w tym sposób, w jaki wydajemy pieniądze. Wprowadzają „mroczny świat”, w którym jeden scentralizowany rząd będzie rządził nami wszystkimi. Na szczęście ten plan się nie powiedzie, ale nie obędzie się bez długiego okresu zniszczenia.

Źródło zagraniczne: ArmstrongEconomics.com
Źródło polskie: PrisonPlanet.pl

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...