wtorek, 6 maja 2025

 

Upadek rządu Rumunii po przegranych wyborach



Rumuński rząd pod przewodnictwem premiera Iona-Marcela Ciolacu z Partii Socjaldemokratycznej (PSD) złożył dymisję po nieudanej próbie reelekcji w wyborach prezydenckich. Decyzja ta wynika z rozpadu koalicji rządzącej, która utraciła legitymację po przegranej swojego kandydata, Crina Antonescu, w pierwszej turze wyborów.


W pierwszej turze wyborów prezydenckich, które odbyły się 4 maja 2025 roku, Crin Antonescu, wspierany przez koalicję rządową (PSD, Narodowa Partia Liberalna – PNL oraz UDMR), zajął trzecie miejsce, przegrywając z nacjonalistą Georgem Simionem (AUR) oraz proeuropejskim kandydatem Nicușorem Danem. Simion uzyskał 41% głosów, o wiele więcej niż wynikało z sondaży przedwyborczych.

W odpowiedzi na klęskę wyborczą, premier Ciolacu uniósł się honorem i ogłosił rezygnację ze stanowiska, twierdząc, że koalicja rządowa utraciła legitymację do dalszego sprawowania władzy. Partia Socjaldemokratyczna (PSD) ogłosiła, że nie poprze żadnego z kandydatów w drugiej turze wyborów, która odbędzie się 18 maja 2025 roku. Zmierzą się w niej George Simion, lider nacjonalistycznej partii AUR, oraz Nicușor Dan, niezależny kandydat o proeuropejskim nastawieniu.

Simion, znany z kontrowersyjnych poglądów, w tym krytyki Unii Europejskiej i NATO, oraz z bliskich kontaktów z prorosyjskim politykiem Călinem Georgescum, zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany, powoła Georgescua na stanowisko premiera. Jego zwycięstwo może oznaczać zwrot Rumunii w kierunku eurosceptycyzmu.

Nicușor Dan, były burmistrz Bukaresztu, promuje politykę proeuropejską, reformy gospodarcze oraz silne więzi z NATO. Jednak jego kandydatura nie zyskała szerokiego poparcia na obszarach wiejskich, co może utrudnić mu zwycięstwo w drugiej turze.

W odpowiedzi na kryzys polityczny, Ilie Bolojan, pełniący obowiązki głowy państwa po rezygnacji prezydenta Klausa Iohannisa, zapowiedział powołanie tymczasowego rządu, który przeprowadzi kraj przez okres przejściowy do nowych wyborów parlamentarnych.

Upadek rządu Rumunii po wyborach prezydenckich 2025 roku stanowi poważny kryzys polityczny, który może mieć dalekosiężne konsekwencje dla przyszłości kraju. Wyniki wyborów wskazują na rosnącą popularność ugrupowań nacjonalistycznych i eurosceptycznych, co może prowadzić do zmiany orientacji politycznej Rumunii na arenie międzynarodowej. Decyzje podjęte w nadchodzących tygodniach będą miały kluczowe znaczenie dla kierunku, w jakim podąży ten kraj w najbliższej przyszłości.

Autorstwo: Aurelia
Na podstawie: Reuters.comTheGuardian.comAPNews.comFT.com
Źródło: WolneMedia.net





 

Czas upomnieć się o swoich



Traktując pobieżnie systemy polityczne zaistniałe w XX wieku, chyba można zgodzić się, że były nimi komunizm i faszyzm/nazizm. Co z tego dziedzictwa mamy dziś czując niejasny dyskomfort życia powszedniego? Połączenie obu w przebraniu liberalizmu. Jego przejawem jest głoszony przez zwolenników ekspansywny militaryzm z kłamliwym libertynizmem, nieuznającym zasad poza wąsko rozumianym interesem prywatnym. Na ekspansjonizm wskazuje geopolityka USA, Izraela i Niemiec, a komunistyczny internacjonalizm połączony z pogardą dla państwowości i narodowości głoszą ludzie spod znaku arbuza. Zieloni na szyldzie, czerwoni w działaniu. Żaden z tych dwóch systemów nie toleruje się nawzajem. Obrzucając się inwektywami, przypisują sobie skrajność. Tym niemniej skutecznie, wymieniając się sterami, dbają o istnienie mało znaczącej formacji dla pozorowania demokracji. Trzecia „niby siła” może pełnić rolę systemowego „języczka u wagi”, bądź sojusznika w niepewnych notowaniach wyborczych. Wyborcy Ameryki już zorientowali się, że tę trzecią formację trudno nazwać siłą, bo najchętniej daje się wykorzystywać jako koncesjonowana opozycja o marginalnym znaczeniu.


Wszelki ruch niezgody dla dwupartyjnego potwora jest natychmiast gaszony jako niedopuszczalna skrajność, choćby reprezentowała pogląd większość rdzennej ludności. Tacy działacze poddani są natychmiast medialnej i instytucjonalnej procedurze kryminalizacji, wbrew własnej idei pomagania mniejszościom.

Rola diaspory w wyborach

Przyglądając się procesowi wyborczemu, trudno przekonać się do polityka darzącego dziecinnym podziwem autorytet innego państwa, by gotów był on samodzielnie i niezależnie zarządzać zgodnie z wolą wyborców tegoż państwa. Takim jest kandydat Karol Nawrocki i równie zapatrzony w Donalda Trumpa — rumuński zwycięzca pierwszej tury wyborczej — George Simioni. Jak Simioni uzyskał wysoki wynik — opisuje BBC. Chodzi o fakt niezmiernie istotny, jakim jest głosowanie „diaspory zagranicznej”. W przypadku rumuńskiego kandydata wkład diaspory wyniósł 70% jego wyniku. Konkluzja z tego wynika, że „zagranica” ma aż tak istotny wpływ na los mieszkańców kraju, który oni sami porzucili, do którego zapewne też nigdy nie wrócą.

W realiach Polaków, przy obsadzie ambasad antypolakami (co potwierdziły incydenty dyplomatyczne, w których nigdy nie było obrony dobrego imienia instytucji państwa), nie ma możliwości weryfikowania wiarygodności zjawiska o charakterze protezy wyborczej. Należałoby zrezygnować, albo zawiesić na czas nieokreślony rozwiązanie, które z powodzeniem można nazwać daleko idącą ingerencją w wewnętrzne sprawy obywateli danego państwa. Skutek jest opłakany, bowiem zagranica głosuje, a następstwa fatalnego wyboru i zarządzania ponoszą obywatele geopolitycznie zakotwiczeni w kołysce między Niemcami a Ukrainą. Amerykańska Polonia nie zmaga się ze skutkami roszczeniowej zmowy jednych i drugich.

Czy sojusz to kolaboracja

O ich kolaboracji tak mówi słowacki premier Robert Fico: „Pozwolę sobie jeszcze na dwa zdania. Podpisanie umowy o zasobach naturalnych Ukrainy ma trzy wersje. Podstawowa i dotycząca warunków eksploatacji, co jest sprawą władz ukraińskich. Nie jest naszym interesem co i na jakich warunkach podpisują Ukraińcy. Przypomnę tylko, że podobne umowy zostały podpisane z diabłem. Gdyby strategiczne słowackie elektrownie, spółki paliwowe, rafinerie zostały tak potraktowane, żylibyśmy w zupełnie innych warunkach. Umowa między USA i Ukrainą jest dokładnie taką samą, jaką ktoś zawiera, żeby osiągnąć pewien cel. Teraz pewnie rozgniewam Zełenskiego, ujawniając, że wiem, dlaczego ją podpisał. Pan Zełenski sobie kupił tę wojnę. Dlatego tak chętnie ją przedłuża i uważa, że podpisana umowa podporządkowuje wysiłki Stanów Zjednoczonych, o których prezydent Trump mówił od początku kadencji. Jednak to ta umowa zapewni charakter tej wojny na wiele długich lat. Dodatkowo będzie zalążkiem eskalacji napięć. Z tego powodu wyrażam żal, że apel władz rosyjskich o wstrzymanie działań na krótki okres 8-11 maja, w jakim przewidziane są uroczystości w Moskwie, nie jest respektowany”.

W uzupełnieniu stwierdził: „Mamy w związku z tym do czynienia z wojną, która trwa, każdego dnia giną ludzie (5000 tygodniowo), a wbrew przekazowi oficjalnej prasy – jestem jej przeciwnikiem od pierwszego dnia i dlatego od początku apeluję o rozmowy pokojowe. W kwietniu 2022 roku dokumenty zmierzające do zawarcia pokoju były na stole, gotowe i podpisane. Odrzucone pod presją zachodnich sojuszników. Jak argumentowali, to ta wojna miała osłabić Federację Rosji. Czy prasa równie chętnie rozpisywała się o tym co stało się 2 maja 2014 roku w Odessie, kiedy doprowadzono do spalenia żywcem 42 osoby w budynku związków zawodowych?

Trzeba sobie zadać pytanie co zdarzyło się w latach 1941-1945. Ja to wiem, dlatego obecność w Moskwie traktuję jako obowiązek. Tamta wojna była przedmiotem mojej rozmowy z prezydentem Putinem podczas ostatniej wizyty w grudniu. Powtarzał, że o tym należy mówić, by uzmysłowić Stanom Zjednoczonym jej prawdziwy rozmiar i charakter. Dlatego wciąż powtarzam: ta wojna musi skończyć się jak najprędzej. Rozważania o celowości uczestnictwa w defiladzie są tematem zastępczym”.

Upomnijmy się o naszych poległych

Taka jest perspektywa i pryzmat widzenia swojej roli Słowaków. Media w Polsce, jeśli wspominają o Dniu Zwycięstwa kończącego II wojnę światową to z pogardą. Rosjanie tego dnia, obserwując defiladę, trzymają w rękach portrety swoich bliskich, którzy oddali życie za zagonienie totalitaryzmu do matecznika, tępiąc go po drodze i eliminując przy okazji jego zwolenników.

Poniesione straty wojenne Polaków powinny być motywem sprzeciwu dla poparcia kolejnej wojny sprzecznej z naszym interesem i zagrażającej każdemu bez wyjątku. Zestawiając dane o stratach II wojny od momentu jej wybuchu do zakończenia, przekażmy młodemu pokoleniu, ale także przypomnijmy tym, którzy rodząc się już po wojnie, mają dziś 80 lat i niewiele o niej wiedzą, lub nie chcą jej pamiętać. Choćby z tego powodu nie mają prawa serwować wojny jako dziwacznego obowiązku.

Ludność ZSRR w 1941 r. liczyła 196,7 miliona. Ludność Polski w 1939 r. to 35,34 miliona. Początek wojny.

Ludność ZSRR w 1945 r. zredukowana do 169,8 miliona. Ludność Polski w 1945 r. to tylko 24 miliony. Koniec wojny.

Straty Rosjan wyniosły 26.9 miliona (około 7%, a straty Polaków za czas trwania wojny wyniosły 11.4 miliona (około 30%) mieszkańców. W proporcji do rozmiarów państwa i liczby ludności Polacy ponieśli dużo potężniejsze straty, zważywszy dwukrotny przemarsz jednych i drugich. Dziś, przy pięciokrotnie mniejszej liczbie ludności i niedorozwoju gospodarczym nie stać nas na jakiekolwiek kolejne straty.

Chociaż mówi się, że Rosja poniosła największe straty w wojnie i podjęła największy wysiłek, żeby doprowadzić do jej zakończenia, to jako kraj okupowany, Polacy powinni też pamiętać straty własne wśród bliskich. Wszelka inicjatywa pokojowa ma dla nas swoje uzasadnienie historyczne — nie stać nas, by ginąć za interes ukraińsko-amerykański wspomagany przez Niemców, Francuzów i Brytyjczyków. Z nimi alianse gorsze niż mezalianse.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: BBC.comYouTube.com
Źródło: WolneMedia.net



 

USA oficjalnie odrzuciły Agendę 2030 ONZ



W historycznym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, Stany Zjednoczone ostro skrytykowały tzw. Cele Zrównoważonego Rozwoju (SDGs) w ramach Agendy 2030, dokonując tym samym istotnego zerwania z globalistycznym kursem, który dominował przez ostatnie dziesięciolecia.


„Agenda 2030 i cele SDGs promują delikatną formę globalnego zarządzania, która jest sprzeczna z suwerennością Stanów Zjednoczonych i nie odpowiada prawom oraz interesom Amerykanów” – oświadczył oficjalnie w ONZ przedstawiciel USA Edward Hearney. W swoim przemówieniu Hearney wyraził sprzeciw nie tylko wobec treści programu Agendy 2030, ale i sposobu jego realizacji – technokratycznego, niedemokratycznego i pozbawionego wyborów. Zgodnie z zapowiedziami, Stany Zjednoczone nie będą już wspierały globalnego zarządzania w takich obszarach jak edukacja, zmiany klimatyczne, gospodarka, polityka płciowa i podział zasobów.

Agenda 2030, przyjęta przez ONZ w 2015 roku, zawiera 17 celów zrównoważonego rozwoju. Są to m.in. walka z ubóstwem, transformacja edukacji, walka ze zmianami klimatycznymi, zapewnienie równości płci, a także globalne zarządzanie rolnictwem, energią, mobilnością i użytkowaniem ziemi.

Hearney podkreślił, że „Globalistyczne przedsięwzięcia, takie jak Agenda 2030, zostały odrzucone w wyborach [w USA]”. Dodał, że prezydent Donald Trump przeprowadził „niezbędną korektę kursu [państwa]”, zwłaszcza w odniesieniu do ideologii klimatycznej i genderowej.

Przemówienie Hearneya miało miejsce podczas głosowania nad rezolucją ONZ ws. „pokojowej koegzystencji”. Stany Zjednoczone odrzuciły treść dokumentu nie tylko ze względu na odniesienia do Agendy 2030, ale także z powodu zastosowanej w nim terminologii związanej z Chinami, która może umocnić wpływy Pekinu w strukturach ONZ. Waszyngton ostrzegł przed niebezpieczeństwem reinterpretacji praw człowieka, demokracji i sprawiedliwości w duchu systemów autorytarnych, szczególnie poprzez chińską agendę.

Krytycy, tacy jak Meryl Nass, wskazują, że Agenda 2030 jest modelem globalnego zarządzania bez demokratycznej legitymacji: „Działa jak globalne stowarzyszenie właścicieli domów – ale dla wszystkiego: od rolnictwa po finanse, edukację i zdrowie. Bez opcji wyjścia. Bez kart do głosowania”.

Jak zauważyła Meryl Nass, przez dekady globalni technokraci tworzyli plany utworzenia światowego rządu, przekonani, że nie napotkają sprzeciwu. Według niej Agenda 2030, która miała zrealizować ich cele, jest modelem globalnego zarządzania bez demokratycznej legitymacji: „Działa jak globalne stowarzyszenie właścicieli domów – ale dla wszystkiego: od rolnictwa po finanse, edukację i zdrowie. Bez opcji wyjścia. Bez kart do głosowania”.

Agenda 2030, bez wsparcia Stanów Zjednoczonych, może rozpaść się na naszych oczach jak domek z kart. To, co w 2015 roku przedstawiano jako globalny konsensus, w 2025 roku może zapaść się pod ciężarem globalistycznej ideologii. Jednakże stojący za nimi technokratyczny aparat wciąż działa i może powrócić jako Agenda 2040, z nowymi etykietami i ze starymi intencjami.

Opracowanie: Aurelia
Na podstawie: UncutNews.ch
Źródło: WolneMedia.net



 

Pokój czy wojna? Gangsterski szantaż



Próba generalna przed defiladą 9 maja na Placu Czerwonym w Moskwie kojarzona jest w mediach z demonstracją siły armii rosyjskiej. Hołd poległym i cel ostateczny, jakim był koniec nazistowskich Niemiec wspomaganych przez koalicję w Europie, pozostaje medialnie nieobecny. Ulicami Moskwy przepływają fale ciężkiego sprzętu – czołgi, mobilne wyrzutnie rakietowe, środki obrony przeciwlotniczej. Na jednym z budynków przy głównej arterii komunikacyjnej Moskwy widać ogromny symbol zwycięstwa w postaci litery „Z” („za zwycięstwo” – „ƷA ПОБЕДУ”) o rozpiętości 3 pięter, w kolorach żółto-czarnych. Ten symbol często widziany był na rosyjskich pojazdach wojskowych uczestniczących na froncie ukraińskim. Łacińskie liternictwo zostało zastosowane dla uniknięcia kojarzącego się z cyfrą „3” rosyjskiego „Ʒ”.


Wielkim obecnym spodziewanym na uroczystości jest chiński przywódca — Xi Jinping. Potwierdzenie obecności nadesłał prezydent Brazylii – Luiz Ignazio Lula da Silva. Problematyczna sytuacja między Indiami i Pakistanem uzasadnia nieobecność premiera Narendrę Modiego. W zastępstwie przybędzie niższy rangą dyplomata.

Europejskie osobistości dostały zalecenie bojkotu. Zgodnie z wytycznymi przygotowywanej wojny przeciwko Rosji, Kaja Kallas przypomniała krajom kandydujących, aby zrezygnowały z wizyty w Moskwie podczas uroczystości organizowanych przez władze Rosji. Zapewne chodzi o Serbię. Prezydentowi tego państwa – Aleksandrowi Vučičowi, właśnie zdarzyło się niedomaganie kardiologiczne. Incydent podczas wizyty w USA spowodował, że postanowił wrócić do kraju, rezygnując z wizyty w Gabinecie Owalnym.


Z sobie wiadomych powodów Wołodymyr Zełenski wystosował ostrzeżenie związane z bezpieczeństwem osób planujących wizytę w Moskwie w najbliższy piątek. Powiedział on: „Kijów nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa gościom Moskwy w Dzień Zwycięstwa”. Logika podpowiada refleksję — gdzie Kijów, gdzie Moskwa. Traktując apel o tymczasowy spokój jako wyłącznie „teatralne gierki Putina”, Zełenski podnosi klimat napięcia przygotowań przed zbliżającymi się w piątek uroczystościami. Twierdzi on, że ze swej strony proponował 30-dniowy okres zaprzestania działań militarnych. Brak zgody w tym temacie wystarczył, by troskę i odpowiedzialność za bezpieczeństwo gości zrzucić wyłącznie na Rosjan.

W zapowiedzi rocznicowego święta prezydent Rosji wyjaśnił jego intencje: „Wymowa tego dnia jest świadectwem wszystkich, którzy mieli udział w tamtym zwycięstwie. Dlatego oprócz delegacji przywódców politycznych, ramię w ramię w defiladzie uczestnikami będą oddziały wojsk sprzymierzonych. Pokonanie nazizmu stało się udziałem i ofiarnością żołnierzy wielu państw. Okres tamtej wojny sprzed 80 lat jest dziedzictwem wielu narodów, stąd wspólne zwycięstwo będzie miało charakter jednoczący uczczenie rocznicy przez oddziały tych narodów razem z żołnierzami rosyjskimi”.


Żyjący wojną Wołodymyr Zełenski nie wydaje się zainteresowany ogłoszonym przerwaniem ognia w nadchodzący weekend. Wbrew apelowi o deeskalację konfliktu na czas obchodów 80. rocznicy zakończenia wojny, Ukraina nie czuje się zobowiązana do respektowania apelu. Rzecznik Kremla zauważył, że postawa Kijowa będzie sprawdzianem faktycznego zainteresowania rozwiązaniem konfliktu. Wniosek Władimira Putina o zaprzestanie wrogich działań od 8 maja przez kolejne 72 godziny zweryfikuje zainteresowanie długofalowym rozwiązaniem pokojowym relacji rosyjsko-ukraińskich przez władze w Kijowie. Stanowisko Kijowa przyjęto jako wyraźną groźbę zakłócenia uroczystych obchodów.

youtube.com/watch?v=rf-T19I-M9I

Reakcją z ostatnich godzin jest wypowiedź premiera Słowacji – Roberta Fico: „Oświadczenie Zełenskiego jest groźbą dla uczestników uroczystości w Moskwie upamiętniającej pokonanie faszyzmu II wojny światowej. Dla mnie jest ono żałosne. Czuję się niewiele znaczącą osobą, ale on przesyła tę groźbę do prezydentów Chin, Brazylii i szefów innych państw reprezentujących setki milionów mieszkańców. Ostrzega, byśmy tam nie jechali, bo Ukraińcy coś nam zrobią. Odrzucam tak niegodne postępowanie naruszające poczucie bezpieczeństwa. W pełni zdaję sobie sprawę, że wewnętrzne bezpieczeństwo Rosjan jest w gestii Federacji Rosji. Gdyby zastraszenie uczestnictwa delegatów zagranicznych przez Zełenskiego miało skutkować nieobecnością, to stanowczo temu jestem przeciwny. Przykro mi powiedzieć, że pan Zełenski i jemu podobni mieszają przeszłość z teraźniejszością. Na litość boską, przecież ukraińscy żołnierze też ginęli w latach 1941-1945 i to masowo! Należy przyjąć propozycje dyplomatycznego zakończenia konfliktu, w czym zbliżająca się uroczystość jest krokiem do tego zmierzającym. Jeśli to odrzucić, pozostanie nam przemilczeć ofiary, co jest najwyższym brakiem szacunku dla nich. Państwo-organizator, które poniosło największe straty w walce z faszyzmem, upamiętnia to poświęcenie. Kto odrzuca ten fakt, grożąc, że wyśle drony, albo inaczej zaszkodzi – tego należy odrzucić. […] Pani Kallas zalecałbym zajęcie się dużo pilniejszymi problemami niż moje uczestnictwo w uroczystościach 9 maja w Moskwie, bo nie zniechęci mnie. Zażenowaniem napawają decyzje rządów niektórych państw, które zakazują przelotów delegacji do Moskwy nad obszarem swojego państwa. Wolny obszar państw europejskich kończy się zakazem swobody przelotów; do tego dopuściliśmy? Złożenie hołdu poległym jest naszym obowiązkiem”.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com [1] [2] [3] [4]
Źródło: WolneMedia.net







  Grupa Bilderberg znów będzie obradować niczym mafia https://www.youtube.com/watch?v=M-HkS_wWZUQ&ab_channel=PressForTruth https://www.y...