środa, 26 stycznia 2022

CZAS NA MASKI

 

Były dyrektor FDA uważa, że czas ściągnąć maski


Dr Scott Gottlieb, były dyrektor Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) i obecny członek zarządu Pfizera, powiedział, że spadające przypadki COVID-19 powinny sygnalizować decydentom, że nadszedł czas, aby znieść więcej ograniczeń związanych z pandemią.

„Myślę, że z pewnością na wschodnim wybrzeżu, gdzie obserwuje się dramatyczny spadek przypadków, musimy być gotowi zrobić to bardzo szybko. Myślę, że w miarę poprawy warunków musimy być gotowi na złagodzenie niektórych z tych środków z taką samą szybkością, jak je wprowadzaliśmy” – powiedział „The Squawk Box” w poniedziałkowym wywiadzie, zapytany o to, czy należy zrezygnować z nakazów maskowania.

Były komisarz FDA przywołał również niedawną decyzję rządu Connecticut o cofnięciu wymogów obowiązkowych szczepień dla pracowników stanowych jako politykę, którą inni decydenci powinni przyjąć w najbliższej przyszłości, ponieważ liczba przypadków COVID-19 spada w całym kraju.

Wezwanie do zniesienia ograniczeń COVID-19 pojawia się, gdy ogólny wskaźnik infekcji w Stanach Zjednoczonych gwałtownie spadł w ostatnich dniach.

Poza Stanami Zjednoczonymi coraz więcej krajów europejskich zdecydowało się na unieważnienie niektórych przepisów związanych z COVID-19, w tym paszportów szczepionek i nakazów maskowania. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson powiedział , że od 27 stycznia ludzie w Anglii nie będą musieli nosić masek w miejscach publicznych ani okazywać dowodu, że zostali zaszczepieni, aby wejść do niektórych miejsc.

Ale w poniedziałek dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Tedros Adhanom Ghebreyesus, ostrzegł, że może pojawić się więcej wariantów COVID-19 i twierdził, że niebezpiecznie jest zakładać, iż wariant Omikron jest ostatnim lub że „jesteśmy w końcowej fazie gry”.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

,,ZASZCZEPIENI,, PILOCI

 

„Zaszczepieni” piloci z Kanady „nagle zachorowali” podczas lotów


Rada Bezpieczeństwa Transportu (TSB) powołuje się na przepisy dotyczące prywatności i odmawia podania szczegółów dotyczących dwóch pilotów WestJet, jednego, który stracił przytomność podczas lotu, a drugiego, który trafił do szpitala. Te dwa incydenty miały miejsce podczas oddzielnych lotów.

6 grudnia 2021 r. pilot lecący z Calgary do Atlanty lotem WestJet 1590 miał nagły wypadek zdrowotny i upadł, gdy obecni byli pasażerowie z przeszkoleniem medycznym. Lot został zmuszony do zawrócenia i lądowania na międzynarodowym lotnisku Calgary, gdzie obecne były załogi EMS. W doniesieniach lokalnych wspomniano o defibrylatorze.

Kilka tygodni później, 27 grudnia 2021 r., inny pilot ostro zachorował podczas lotu WestJet 656 z Calgary do Toronto został zmuszony do lądowania w Winnipeg. Według zapisów ATC, kapitan nagle zachorował i nie mógł już wykonywać normalnych obowiązków lotniczych. Po wylądowaniu kapitan został zauważony przez pogotowie ratunkowe i przewieziony do miejscowego szpitala.

WestJet odmówił ujawnienia przyczyn zarówno niezdolności do pracy, jak i obecnej sytuacji któregokolwiek z pilotów.

W Kanadzie Dyrekcja Lotnictwa Cywilnego reguluje bezpieczeństwo wszystkich lotów, w tym sprawdzanie sprawności fizycznej i psychicznej pilotów oraz ustalanie czasów lotu i służby. Zgodnie z nakazami federalnymi wszyscy piloci latający samolotami kanadyjskich linii lotniczych muszą być w pełni zaszczepieni przeciwko COVID-19.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

ŚMIERĆ ZASZCZEPIONEJ

 

Śmierć 43-letniej „zaszczepionej” dziennikarki z Kanady


Kanadyjska dziennikarka radiowa, 43-letnia Adrienne Pan zmarła 15 stycznia 2022 r. po wielomiesięcznej walce z poważnymi chorobami. Ani media, ani rodzina nie informują, co mogło być przyczyną jej nagłej zmiany kondycji fizycznej, a później wycieńczającej choroby. Prześledźmy zatem kilka wydarzeń…

Adrienne Pan prowadziła codziennie od 2018 roku radiowy program „Radio Activeb. 21 kwietnia 2021 roku pochwaliła się, umieszczając zdjęcia, że zaszczepiła się „szczepionką przeciwko COVID-19”, firmy Moderna. Co prawda – jak sama wtedy przyznała – mając zatorowość płucną lekarze odradzili jej przyjęcie preparatu firmy AstraZeneca, ale ci sami „mądrzy specjaliści” w kitlach stwierdzili, że przyjęcie preparatu firmy Pfizer bądź Moderna, będzie bezpieczne. Pomimo, że nawet oficjalne dane (z pewnością zaniżone) pokazują, że właśnie Moderna powoduje 2,5-krotnie częstsze przypadki, np. zapalenie mięśnia sercowego, pani Adrienne Pan z radością przyjęła preparat Moderny.

Na antenie radia i w sieci stała się piewcą „szczepionek”, a szczególnie produktu firmy Moderna. Narzekała, że ludzie nie szczepią się, wzywała, apelowała. Stwierdziła też, że nie odczuła żadnych skutków ubocznych po „zaszczepieniu się”. „Jestem niesamowicie wdzięczna i cały czas nie wierzę, że jestem zaszczepiona przeciwko COVID-19 (…). Ludzkość może być wspaniała” – piała zwolenniczka preparatów, których pełnego składu po dziś dzień producenci nie są skłonni ujawnić.

Ostatni jej tweet pojawił się 27 maja 2021 roku i zamilkła, pomimo tego, że znana była z umieszczania około 100 tweetów miesięcznie. Jeszcze 20 czerwca na „Instagramie” umieściła zdjęcie urodzinowego tortu, ale nawet swoje imię wpisała błędnie. Nie wiemy czy przyjęła drugą dawkę Moderny, choć pisała wcześniej, że umówiona jest na nią 22 maja. Zniknęla jednak z anteny radiowej i zamilkła w mediach właśnie w kilka dni po planowanej dacie przyjęcia drugiej dawki. Słuchacze dopytywali się, co dzieje się ze swoją dziennikarką radiową, lecz nie otrzymywali odpowiedzi, aż do stycznia, kiedy nadeszła wiadomość, że pani Adrienne Pan zmarła po „długim pobycie w szpitalu”.

Tymczasem dane ze 145 krajów pokazują jasno, że „szczepionki przeciwko COVID-19” powodują więcej „przypadków COVID-19” oraz zgonów. Najnowsze kompleksowe badania pokazują, że efekt „szczepionek” jest dokładnie odwrotny od oficjalnie zamierzonego i głoszonego: powodują one wzrost zachorowań na przeróżne choroby – w tym „na kowida” – oraz wzrost śmiertelności. Np. w Stanach Zjednoczonych „szczepionki” są odpowiedzialne za 38% wzrost przypadków COVID-19 (licząc przypadki na milion) i 31% wzrost zgonów („z/na Covid”). W innych państwach wskaźniki są podobne.

Oto tylko kilka badań potwierdzających wzrost zachorowań i śmiertelności wśród osób zaszczepionych:

– „Worldwide Bayesian Causal Impact Analysis of Vaccine Administration on Deaths and Cases Associated with COVID-19: A BigData Analysis of 145 Countries”;

– badania Jamesa Lyons-Weiler;

– badania Harvardu;

– badania niemieckie;

– badania duńskie;

– badania niemieckiej rządowej agencji;

– „80% of the COVID deaths in the UK are vaccinated”;

– „Lancet: 89% nowych przypadków Covid wśród w pełni zaszczepionych”.

Czy w Polsce tzw. eksperci i lekarze czytają te badania, czy też jedynie czytają to co sami napisali i ich podobnie uważający koledzy? Prawdziwy rozwój nauki to ścieranie się poglądów i swobodna dyskusja, czyli to co w czasie tzw. pandemii zostało wyrugowane z przestrzeni publicznej, z mediów, z konsyliów lekarskich, a nawet z wielu pism naukowych.

Lekarze, którzy en masse utracili resztki swojej reputacji i autorytetu powszechnie zalecając wstrzykiwanie niezbadanych, eksperymentalnych, szkodliwych i niebezpiecznych preparatów, powinni teraz pokornie przyjąć swoją nieroztropność i odrzucić swój zawodowy i osobisty narcyzm. Pora na samokrytykę i powolną, cierpliwą, pełną pokory pracę nad odzyskaniem reputacji, co może przyjść tylko gdy otworzą się na prawdziwą wiedzę, a nie na opinie pisane przez przedstawicieli firm farmaceutycznych.

Na podstawie: AlbertaPrimeTimes.com
Źródło: Bibula.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

OPORNE BAKTERIE

 

Oporne na antybiotyki bakterie co roku zabijają miliony osób


Niejednokrotnie informowaliśmy, że rosnąca antybiotykooporność – wywołana nadmiernym używaniem antybiotyków w medycynie, hodowli zwierząt czy kosmetykach – stanowi coraz poważniejsze zagrożenie. Na łamach „The Lancet” ukazały się właśnie wyniki pierwszej kompletnej ogólnoświatowej analizy skutków antybiotykooporności. Wynika z niej, że w 2019 roku patogeny oporne na działanie antybiotyków zabiły 1,24 miliona osób i przyczyniły się do śmierci 4,95 miliona kolejnych.

Autorzy analizy oszacowali liczbę zgonów w 204 krajach i terytoriach spowodowanych przez 23 antybiotykooporne szczepy bakterii oporne na co najmniej jeden z 88 antybiotyków. Dane zebrano ze specjalistycznej literatury, szpitali, systemów ochrony zdrowia i innych źródeł. Objęły one w sumie 471 milionów rekordów. Następnie wykorzystano modele statystyczne, by oszacować wpływ antybiotykoopornych szczepów na poszczególne państwa.

Autorzy badań szacowali liczbę zgonów, w których infekcja odgrywała rolę, proporcję zgonów w stosunku do liczby infekcji, proporcję zgonów przypisywanych konkretnemu patogenowi, rozpowszechnienie antybiotykoopornego szczepu konkretnego patogenu oraz nadmiarowe ryzyko zgonu powiązane z występowaniem na danym terenie takiego patogenu. Na tej podstawie udało się oszacować zarówno liczbę zgonów powodowanych bezpośrednio przez antybiotykooporne bakterie, jak i liczbę zgonów powiązanych z ich występowaniem.

Najbardziej dotknięte problemem antybiotykooporności są kraje o niskich i średnich dochodach. A Afryce Subsaharyjskiej liczba ofiar antybiotykoopornych bakterii wynosiła w 2019 roku średnio aż 27,3 na 100 000. Na przeciwnym biegunie znajduje się Australazja z liczbą 6,5 zgonu na 100 000.

Ludzi na całym świecie zabijają przede wszystkim antybiotykooporne szczepy Escherichia coli, Staphylococcus aureus, Klebsiella pneumoniae, Streptococcus pneumoniae, Acinetobacter baumannii i Pseudomonas aeruginosa. Z analiz wynika, że bezpośrednio zabiły one łącznie 929 000 osób oraz przyczyniły się do 3,57 miliona zgonów powiązanych z antybiotykoopornymi bakteriami.

Najwięcej, bo ponad 100 000, ofiar ma na koncie oporny na metycylinę gronkowiec złocisty (MRSA), który spowodował zgon ponad 100 000 osób. Inne wymienione patogeny zabijały od 50 do 100 tysięcy osób. Wbrew pozorom liczby sumują się do wspomnianych 900 tysięcy, gdyż naukowcy liczyli nie gatunki, a szczepy, zatem na przykład policzono zarówno ofiary opornej na karbapenemy K. pneumonie jak i ofiary K. pneumoniae opornej na cefalosporyny trzeciej generacji.

Autorstwo: Mariusz Błoński
Na podstawie: TheLancet.com
Źródło: KopalniaWiedzy.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

NIEMCY PROTESTUJĄ

 

Niemiecki rząd „niepokoją” masowe protesty antypandemiczne


Niemiecki rząd jest poważnie „zaniepokojony” największą w historii państwa liczbą protestów przeciwko ograniczeniom covidowym.

Wpływowa niemiecka gazeta „Die Welt” ujawnia, że tego samego dnia protesty odbyły się w ponad 1000 miejscach w całym kraju. „Rząd jest zaniepokojony zdecentralizowanymi akcjami”, donosi gazeta, a jedno ze źródeł określa „ogrom” demonstracji jako „przygnębiające”. „Nigdy wcześniej w historii Republiki Federalnej nie było demonstracji, które byłyby bardziej powszechne, niż w ciągu ostatnich kilku tygodni”, stwierdza raport, a rząd naliczył 1046 oddzielnych protestów z udziałem około 188 000 uczestników.

Można by pomyśleć, że zamiast opisywać takie wydarzenia jako „przygnębiające”, władze w Niemczech rozważyłyby wysłuchanie woli swoich obywateli.

Skandal w Hamburgu, którego burmistrz kłamał, że nieszczepieni stanowią 95% przypadków covida, nie przywrócił zaufania obywateli. Dochodzenie senackie wykazało, że faktyczna liczba wynosiła 14,3%.

Niemcy nadal realizują plany wprowadzenia obowiązkowej szczepionki przeciw covidowi, a debata parlamentarna na ten temat zaplanowana jest na przyszły tydzień.

W zeszłym roku redaktor naczelny czołowej niemieckiej gazety „Bild” przeprosił za wywołane strachem relacje na temat covida, w szczególności dzieci, którym powiedziano, że „zamordują swoją babcię”.

Tymczasem Republika Czeska, po licznych dużych protestach w Pradze, zrezygnowała z planów wprowadzenia obowiązkowej szczepionki przeciwko covidowi dla niektórych grup.

Źródło: LegaArtis.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

MUNDRY INACZEJ

 

Wałęsa popiera „szczepionki”, bo „uzależniają jak narkotyki”


Potrójnie zaszczepiony preparatem terapii genowej Lech Wałęsa poinformował, że choruje na COVID-19, a infekcję przechodzi dość ciężko. Wałęsa napisał też w swoich mediach społecznościowych, że jest za obowiązkiem szczepień. Argumentacja, której używa, nie jest jednak specjalnie zachęcająca.

Lech Wałęsa kilka dni temu oznajmił, że jest zakażony koronawirusem. „Co robić… Po tej nauczce nie będę rozstawać się z maseczką” – napisał wówczas były prezydent. Przyznał też, że był zaszczepiony trzema dawkami.

Były prezydent znów dodał wpis na „Facebooku”. Tym razem pisze, że jest „za koniecznością szczepienia prawie przymusowego”. Jego argumenty – porównuje szczepienia do narkotyków – są jednak mało zachęcające.

Minęło kilka dni, a Wałęsa wygłosił dość niebezpieczną teorię dotyczącą szczepionek. Napisał, że szczepienia przeciw COVID-19 „uzależniają jak narkotyki na dalsze przyjmowanie”. Jednocześnie przyznał, że jest „za koniecznością szczepienia prawie przymusowego”.

Tym sposobem Lech Wałęsa wywołał falę krytyki – w ten sposób odnoszą się do jego słów zarówno zwolennicy szczepień, którzy nie popierają stwierdzenia o „narkotykach”, jak i przeciwnicy szczepień – uważając, że były prezydent… ograniczyłby ich wolność, „prawie zmuszając” do szczepienia.

Zdjęcie: Zorro2212 (CC BY-SA 4.0)
Źródło: LegaArtis.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

EKONOMISTA, JASNOWIDZ, LEKARZ NA NIBY

 

Wróż Adaś już wie ile będzie zakażeń koronawirusem


Ekonomista pragnący być lekarzem, ale jednocześnie wykonujący zawód jasnowidza, Adam Niedzielski we własnej osobie podczas konferencji prasowej zapowiedział zwiększenie testowania obywateli super testami COVID. Jasnowidz podczas konferencji miał również wizję i przewidział ilość zakażeń, jaka zostanie wykryta w nadchodzących dniach.

„To skrócenie kwarantanny jest oczywiście odpowiedzią z jednej strony na to, co obserwujemy w Europie Zachodniej, bo tam te procesy pandemiczne wcześniej przyśpieszyły i widzieliśmy, że władze tych krajów no z opóźnieniem reagując na pojawiające się zwiększone liczby zakażeń, wprowadziły ten obowiązek, więc my będąc na początku, bo pamiętajmy, że mimo tych wielkich liczb z jakimi mamy do czynienia to jest początek 5 fali, podejmujemy tę decyzję po to, bo widzimy, że jednej strony przebieg kliniczny jest nieco szybszy w przypadku Omikrona, a z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że jeżeli będziemy mieli do czynienia ze scenariuszem, gdzie mamy 40 tysięcy już przekroczyliśmy, ale zapowiada się, że być może 50 tysięcy będzie w kolejnych dniach, 60 tysięcy” – powiedział wróż Adaś.

„Nakładanie izolacji i kwarantanna, długie dni to tak naprawdę doprowadziłoby do faktycznego lockdownu w gospodarce, bo ludzie, którzy pracują, po prostu nie byliby obecni w pracy. Stąd jest ta decyzja. Niestety scenariusze widzimy, że się realizują, oznaczają, że w tym tygodniu na pewno będziemy mieli przekroczenie 50 tysięcy zakażeń. My widzimy bardzo dynamiczne wzrosty zleceń na badania” – mówił dalej.

Zastanawiające jest, czy on naprawdę ma ludzi za debili. Nie trzeba być geniuszem, aby wyciągnąć wnioski, z jakiego przekazu dokonał jasnowidz. Na początek zapowiedział zwiększenie ilości wykrytych pseudo zakażeń a zaraz po tym mówi o zwiększonej ilości wykonywanych testów PCR, który przeznaczony jest jedynie do procedur badawczych, a nie medycznych lub antygenowych, jaki nie może wykryć czegoś, co nie zostało do tej pory naturalnie wyizolowane.

„Jak państwo wiecie, w piątek opublikowaliśmy tę strategię, pokazując, na czym polega z jednej strony specyfika tej fali z którą będziemy mieli do czynienia i w związku z tym jakie instrumenty będziemy stosowali. To zwiększenie powszechności testowania, nowe punkty testowania w aptekach przede wszystkim, bo to jest odpowiedź na tę zwiększoną liczbę zakażeń już teraz. Widzimy, że w punktach, które do tej pory można powiedzieć, świeciły pustkami, pojawiają się kolejki, więc ten projekt jest bardzo potrzebny w tym momencie” – powiedział wróż Adaś.

Źródło: LegaArtis.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

SYSTEM ZDROWIA OKIEM PACJENTA

 

Z perspektywy pacjenta


NFZ przeprowadził badanie wśród pacjentów na temat postrzegania opieki szpitalnej. Metodologia badania, oparta na Net Promoter Score, czyli ankietowaniu mającym na celu wskazanie ambasadorów marki, może być nieco nietrafiona, ponieważ pytanie o chęć polecania szpitala innym brzmi nieco dwuznacznie. Jednak główne spostrzeżenia z raportu są zbieżne z moimi obserwacjami, gdy byłem pacjentem.

Pacjenci najsłabiej oceniają jakość wyżywienia, co do tego trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości. Jednak istotniejsze dla mnie są inne elementy systemu ochrony zdrowia, które skutkują negatywnymi doświadczeniami: wsparcie emocjonalne i szeroko rozumiana komunikacja z pacjentem.

Gdy w 2018 roku zachorowałem na raka, miałem mgliste pojęcie o tym, jak działa system ochrony zdrowia. Sporadyczne wizyty w przychodni, najczęściej z dziećmi, dają obraz tylko małej, choć istotnej, części systemu. Historie poważnych chorób w najbliższej rodzinie to tylko powierzchniowa wiedza na temat bardziej rozbudowanych procesów. Natomiast miesiące poświęcone na leczenie, kilkadziesiąt dni spędzonych na oddziałach trzech szpitali, liczne wizyty i badania, pozwoliły mi na obserwację instytucji ochrony zdrowia w taki sposób, w jaki patrzyłem na organizacje jako konsultant. Widziałem szpitale jako części dużego systemu, ale ze swoistymi kulturami organizacyjnymi, procesami zarządzania, komunikacją.

Zdaję sobie sprawę, że ta obserwacja uczestnicząca, odbywająca się przy okazji leczenia, dotyczyła pacjenta uprzywilejowanego, który trafił do dobrych wielkomiejskich szpitali. Mieszkam w dużym mieście, mam grono rodziny i przyjaciół, którzy potrafili wspierać mnie choćby swoimi kontaktami wśród medyków. Dodatkowo po zakończeniu leczenia miałem możliwość przeprowadzenia wywiadów ukierunkowanych na poprawę procesów komunikacyjnych w jednym ze szpitali, co pozwoliło mi na uchwycenie dodatkowej perspektywy dzięki relacji konsultant-organizacja, świetnie uzupełniając spostrzeżenia z perspektywy pacjenta.

Miałem szczęście leczyć się przed pandemią, która mocno uderzyła w system ochrony zdrowia. Mam wrażenie, że to uderzenie uwypukliło tylko moje spostrzeżenia, przekreślając tylko jedno, ale dla mnie osobiście bardzo istotne: po zakończeniu leczenia miałem poczucie, że ten system jest efektywniejszy niż opinia na jego temat. Pozostałe spostrzeżenia nie były już tak pozytywne dla systemu.

NIEWIEDZA NA STARCIE

Nikt nie musi zagłębiać się w szczegóły procedur dotyczących opieki medycznej, dopóki tego nie potrzebuje. Gdy potrzebuje, nie ma możliwości szybkiego uzyskania potrzebnej wiedzy na ten temat, bo system i procedury są zbyt skomplikowane, a gubią się w nich również lekarze. Niewiedza pacjentów była najczęściej powtarzanym problemem podczas wywiadów w ramach diagnozy komunikacji w szpitalu. W efekcie pacjenci (oraz ich rodziny) skupiają się na drugorzędnych kwestiach w rozmowach z lekarzami podczas omawiania diagnozy.

Niewiedza prowadzi również do czegoś, co przez medyków jest określane jako „roszczeniowość” – pacjenci oraz przede wszystkim ich rodziny oczekują działań, które często mają się nijak do rzeczywistego procesu leczenia albo są niemożliwe do szybkiego przeprowadzenia. Z psychologicznego punktu widzenia jest to jak najbardziej zrozumiałe, jeśli walczy się o zdrowie czy życie swoje lub bliskiej osoby. Taki nacisk pozwala czasem ugrać coś więcej, o czym wspominali zarówno pacjenci, jak i lekarze. Przy czym to „więcej” może oznaczać np. niepotrzebne badanie, zlecone tylko po to, żeby uniknąć awantury.

Niewiedza dotyczy nie tylko pacjentów. Lekarz z mojej przychodni, chcąc założyć mi kartę Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego (tzw. zieloną kartę, dającą przywilej w postaci stosowania procedur opracowanych właśnie dla takiego leczenia), musiał konsultować się telefonicznie ze znajomymi, aby wprowadzić mnie do tego systemu. Nic dziwnego, że pacjenci poruszają się w ramach systemu po omacku, bazując na szczątkowej wiedzy, a czasami wręcz na fałszywych danych, łatwych do znalezienia przy pomocy wyszukiwarki internetowej u doktora Google’a.

HIERARCHICZNY PATERNALIZM

Jedną z najbardziej widocznych cech systemu ochrony zdrowia jest panująca tam hierarchiczność. Nie jest to typowa dla służb mundurowych podległość wobec wyższych szarżą, raczej podział na kasty, różniące się prestiżem, zakresem władzy symbolicznej, a także realnej. Lekarze dają odczuć pozostałym grupom pracowniczym, że są ważniejsi – co również odczuwają pacjenci. Pielęgniarki mogą podobnie traktować personel pomocniczy, chociaż tu już zróżnicowanie jest mniej wyraźne. W samej grupie lekarzy budowana jest również wewnętrzna hierarchia: ordynatorzy potrafią pokazać miejsce w szeregu innym lekarzom, którzy z kolei traktują z góry stażystów czy narzekają na niekompetencję lekarzy POZ-ów.

Ta hierarchiczność i jej toksyczny wpływ na miejsce pracy jest widoczna w wywiadzie z pielęgniarką Zofią Miś w „Nowym Obywatelu” nr 87. Wydaje się to być cechą tak mocno zakorzenioną w polskiej kulturze, że również pacjenci wpasowują się ten schemat, okazując uległość wobec prestiżu ordynatora i traktując z góry personel sprzątający. Jest to odtwarzanie kultury zaobserwowanej w instytucjach ochrony zdrowia.

Oczywiście pomiędzy szpitalami istnieją znaczące różnice. W jednym ze szpitali obchód lekarski był całym rytuałem, rozpoczynającym się przygotowaniem pacjentów i sali przez pielęgniarki i personel sprzątający. Wejście grupy lekarzy odbywało się w taki sposób, że od razu wiadomo było, kto jest ordynatorem, kto jest ważnym lekarzem, a kto mało istotnym rezydentem. Pytania pacjentom zadawał tylko ordynator, potrafiący niezbyt kulturalnie zrugać pacjenta, który zanieczyścił pokój odklejonym workiem stomijnym. W innym szpitalu obchód lekarski był zadaniem dla lekarzy prowadzących lub dyżurnych, a sprawy pacjentów były omawiane z ordynatorem na codziennych odprawach (o czym przekonałem się, pytając ordynatora o sprawę moich badań – chociaż wcześniej nigdy nie rozmawialiśmy, był bardzo dobrze zorientowany, jeśli chodzi o moje leczenie). Ordynator nie miał potrzeby pokazywania wszystkim, że jest najważniejszym z lekarzy.

Hierarchiczność przekłada się na zakres władzy. W szpitalu o mocnej hierarchii, pielęgniarki nie miały możliwości decyzyjnych do podawania pacjentom środków przeciwbólowych (w przypadku nagłego, mocnego bólu pooperacyjnego, dostałem taki środek dopiero, gdy z bólu prawie zemdlałem). W szpitalu, gdzie hierarchiczność nie była tak widoczna, pielęgniarki same dysponowały środkami przeciwbólowymi w takich sytuacjach.

W przypadku mocno hierarchicznych instytucji pacjent miewa poczucie, że najważniejszy na szpitalnym oddziale jest ordynator. Na szczęście w pozostałych można mieć poczucie, że to pacjent jest w centrum działań.

PACJENT JAKO ŹRÓDŁO PRZYCHODU (Z OGRANICZENIAMI)

W prywatnym lecznictwie jest to oczywiste, ale i w leczeniu refundowanym przez NFZ daje się czasami zauważyć, że w procesie leczenia nie zawsze najważniejsze jest samo leczenie. Dotyczy to działań, które są niezrozumiałe dla pacjenta, a które rodzą podejrzenia, że taki sposób działania bardziej się „opłaca”. Przykładami są trzymanie pacjenta na oddziale bez żadnych badań przez tydzień, manipulowanie z otwieraniem i zamykaniem karty DILO, zlecanie zbędnych (z punktu widzenia pacjenta) badań – być może wszystko to miało głębsze uzasadnienia. Jednak jeśli pacjentowi nikt tego nie potrafił wytłumaczyć, wówczas takie sytuacje rodzą podejrzenia, że robione jest to, co opłaca się szpitalowi. Znacznie boleśniejsze dla pacjenta są sytuacje, w których przekonuje się, że przekroczone zostały limity budżetowe na poszczególne działania i nie może w związku z tym mieć przeprowadzonych badań czy zabiegów.

Brak otwartości w informowaniu oraz brak wiedzy pacjentów skutkuje z jednej strony tworzeniem legend o kosztach leczenia, z drugiej strony – spiskowymi teoriami o medykach podstępnie wykorzystujących sytuacje pacjentów. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest udostępnienie informacji o kosztach leczenia w ramach internetowego konta pacjenta. Po rozmowach na oddziale z „bardziej świadomymi” pacjentami o tym, ile kosztuje leczenie onkologiczne, rzeczywiste kwoty nieco zaskoczyły mnie – część była niższa, niż spodziewałem się np. po opowieściach pacjentów leczących się prywatnie za granicą.

ZŁUDZENIE PRYWATNEJ OPIEKI ZDROWOTNEJ

Pandemia częściowo obaliła mit prywatnej opieki zdrowotnej jako tej jedynej efektywnej, gdy okazało się, że tylko publiczny system ochrony zdrowia może cokolwiek zdziałać w takiej skali. W pełni prywatna opieka zdrowotna w ramach naszego systemu skupia się tylko na tych działaniach, które są opłacalne kosztowo. Natomiast źródła mitu jej przewagi tkwią w historii – przed laty zapłacenie lekarzowi dawało poczucie, że pacjent będzie właściwie leczony i dobrze traktowany. Obecnie wciąż to obowiązuje w wersji: warto pójść na wizytę prywatną, bo efekt będzie lepszy.

Poza takimi, nieco magicznymi wyobrażeniami, prywatny system ma jedną istotną i powszechnie odczuwalną przewagę: czas oczekiwania. Przy okazji różnych chorób można przekonać się o tym, jak długo trzeba czekać na wizytę w ramach publicznej ochrony zdrowia, podczas gdy to samo bywa dostępne od ręki, jeśli opłaci się je prywatnie. To jeden z najbardziej destrukcyjnych wizerunkowo aspektów systemu. Nie jest istotne, że prywatny system nie daje kompleksowości, że jest bardzo drogi, że jakościowo niewiele się różni – jest szybciej dostępny i ta cecha bywa kluczowa dla oceny porównawczej.

Moje doświadczenia z prywatnym systemem w leczeniu raka są ograniczone do pierwszej wizyty, która z perspektywy nabytej później wiedzy nie była warta wydanych pieniędzy. Raz, że lekarz pozostawił mnie po pierwszej diagnozie samemu sobie, bez możliwości wpisania mnie do systemu leczenia, z mglistymi wskazówkami, co mam dalej robić. Dwa, że gdybym miał świadomość szybkiej ścieżki dla pacjentów z podejrzeniem nowotworu w publicznej ochronie zdrowia, moje leczenie mogłoby zacząć się szybciej, a przez to wyglądać inaczej. Dlatego jedno z moich kluczowych doświadczeń brzmi: zanim zapłacisz za prywatne leczenie, sprawdź, co jest możliwe w ramach publicznego systemu. Nie dziwiły mnie później rozmowy z pacjentami, którzy próbowali prywatnego leczenia za granicą, a w końcu lądowali w ramach krajowego leczenia refundowanego przez NFZ, co okazywało się najsensowniejszą dla nich opcją.

CHORA KOMUNIKACJA

W badaniu przeprowadzonym na zlecenie NFZ to komunikacja z pacjentem bywa kluczowa dla niezadowolenia pacjenta. To moje podstawowe doświadczenie, po części wzmocnione moim zawodem (ćwierć wieku doradztwa w zakresie komunikacji organizacyjnej). W rezultacie byłem pewnie trudnym pacjentem, bo wciąż zadającym pytania, a jako konsultant opracowywałem w głowie działania doskonalące komunikację, żeby pacjenci odczuwali większy komfort leczenia.

Przeprowadzona diagnoza procesów komunikacji w jednym ze szpitali dała mi lepszy wgląd w przyczyny trudności w tym obszarze. Oczywiście pierwszoplanowe są kwestie interpersonalne. Lekarze nie są do swojego zawodu przygotowywani od strony komunikacji z pacjentem, a jest to część procesu leczenia wpływająca na komfort obu stron. Lekarz nie potrafiący dobrze komunikować się w trudnych sytuacjach (przedstawianie diagnozy, informacja o procesie leczenia, informowanie o niedobrych perspektywach dla pacjenta) odczuwa więcej stresu i unika pacjentów. Widziałem to wielokrotnie, szybko potrafiłem określić, z kim warto rozmawiać, bo można dowiedzieć się czegokolwiek na temat swojego leczenia, a kogo nie warto pytać o nic. Miewałem lekarzy prowadzących, którzy wręcz unikali mojego wzroku idąc korytarzem, bo bali się rozmowy. Z drugiej strony oczywiście spotkałem też świetnych specjalistów, którzy byli za takich uważani również ze względu na swoją gotowość do rozmowy z pacjentem i umiejętność przekazania każdego rodzaju informacji.

Co istotne, pielęgniarki wydają się grupą o wiele lepiej radzącą sobie z komunikacją. Są bliżej pacjentów, przebywają z nimi więcej czasu, hierarchicznie mają mniejszą władzę – nie podejmują kluczowych decyzji o procesie leczenia, ale mają duży wpływ na komfort leczenia. Chyba nie spotkałem niesympatycznej pielęgniarki w trakcie swojego leczenia (nawet jeśli działa tu zasada „Każdy spotyka na swej drodze takie pielęgniarki, na jakie sobie zasłużył”). Pamiętam wiele rozmów z nimi, które zmniejszały mój stres podczas leczenia. Mój przyjaciel ze szpitalnej sali, zakonnik, zwykł mawiać, że „Pielęgniarki to anioły”. Ja po konsultancku powiedziałbym: „Pielęgniarki starają się swoimi interpersonalnymi kompetencjami łatać dziury niezbyt efektywnego systemu opieki zdrowotnej”.

Problemy komunikacyjne są również widoczne w przepływie informacji w ramach systemu. Szpitale, jak każde duże organizacje, mają niezbyt efektywne procesy komunikacyjne pomiędzy poszczególnymi częściami struktury. Bywa to również widoczne z perspektywy pacjenta, gdy konieczne są dodatkowe konsultacje w innym oddziale. Przejście ze szpitala do szpitala często łączy się z tym, że w nowej jednostce jest się pacjentem z prawie czystą kartą, informacje o procesie leczenia nie podążają za pacjentem w postaci bazy danych, co skutkuje powtarzaniem tych samych badań na nowo.

ZWIĘKSZYĆ NAKŁADY, POPRAWIĆ KOMUNIKACJĘ I ZWIĘKSZYĆ NAKŁADY

Od czasu mojego leczenia konieczność zwiększenia nakładów na system ochrony zdrowia jest coraz bardziej widoczna. I nie chodzi o zapewnienie lepszych posiłków, czyli najgorzej ocenianego aspektu leczenia w badaniu NFZ. Pandemia uwidoczniła braki kadrowe na wszystkich poziomach. Z perspektywy pacjenta na pewno wzmocnienia wymagają zawody nielekarskie: od pielęgniarek, przez ratowników medycznych, po personel administracyjny, który odciąża tych bezpośrednio zajmujących się leczeniem. Również rozbudowa systemu, pozwalająca na sprawne zarządzanie danymi pacjentów, wymaga nakładów. Edukacja medyków powinna lepiej przygotowywać ich do pracy od strony komunikacyjnej, co wymaga również zmian w kulturze pracy lekarzy i nieco innego rozumienia przez nich swojej pozycji.

Publiczny system ochrony zdrowia jest na pewno wart naszych składek, ale ja piszę z perspektywy fana tego systemu, w końcu tam uratowano mi życie. To w ramach tego systemu na jednej sali szpitalnej spotkać może się np. profesor uniwersytetu z licznymi międzynarodowymi kontaktami, po próbach leczenia za granicą, oraz wychodzący z bezdomności były gangster – takie towarzystwo miałem w jednym ze szpitali. Wszyscy byliśmy leczeni w ramach NFZ z naszych wspólnych składek. Ta świadomość to też jedno z moich najważniejszych doświadczeń z czasów leczenia.

Autorstwo: Roman Rostek
Źródło: NowyObywatel.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

ROZSTAJNE DROGI

 

Jesteśmy na rozstaju dróg


Dr Astrid Stuckelberger – profesor tytularny szkół szwajcarskich studiów specjalistycznych, doktor nauk medycznych w zakresie zdrowia społecznego, biolog, psycholog, ekspert WHO, była wicedyrektor ośrodka badań interdyscyplinarnych w gerontologii, w Szwajcarii, wyższy wykładowca na uniwersytecie w Lausanne, autorka wielu książek i artykułów naukowych.

W artykule z marca 2020 r. zróżnicowała SARS-Cov1 i SARS-Cov2, zauważając, co nie było normalne, że analiza wirusa nie została zrobiona. W ramach moich badań miałam ustalić, czy i jak można zanalizować COVID. I zaczęłam odkrywać big scam, tj. wielkie oszustwo z PCR. Jego wynalazca, laureat nagrody Nobla, wyraźnie to powiedział doktorowi FAUCI, że ten test nie może analizować pandemii, że to jest tylko pewien rodzaj analizy laboratoryjnej.

Pracownicy CDC brali udział w naszych badaniach, mieli bardzo wysoki poziom wiedzy. Napisali wyraźnie, ze PCR należy kontrolować przez cały czas, za każdym razem. Laboratoria tego nie robią. Powiedziano mi nawet, że używając dwóch różnych aparatów można otrzymać dwa różne rezultaty. To jest największe oszustwo, które próbowali wprowadzić już podczas epidemii H1N1, tj. grypy świńskiej. Jego wynalazca Kary Mullis sprzeciwił się temu, jest to udokumentowane, że Fauci był zamieszany w tę historię, dowiedziałam się o tym po fakcie. Ale to co trzeba powiedzieć, to, że PCR nie ma żadnej wartości w diagnostyce.

W ujawnionym dokumencie, wydanym przez WHO, dotyczącym alertów medycznych, malutkimi literami napisano: „Uwaga! PCR jest produktem medycznym”, a więc nie środkiem diagnostycznym. W dokumencie zalecono, aby nie używać go bez zaznaczonej liczby cykli amplifikacyjnych, bez których nie ma się prawa uznać żadnego otrzymanego wyniku.

Jeśli włoży Pan trochę morskiej soli do nosa, test wyjdzie negatywny, ale jeśli włoży Pan Coca-Cole, to test będzie pozytywny. Ten test nie służy do niczego.

Wymyślili zestaw, którego nikt wcześniej nie widział. Ten zestaw z pałeczką, którą wkłada się do nosa, był wcześniej używany przez weterynarzy. Taką łodyżkę, na końcu której kładzie się produkt, wkłada się do nosa cieląt i krów, aby je zaszczepić.

Nos to bardzo czuła i ważna strefa, jest blisko nerwu idącego do mózgu. Procedura nie jest poprawna i nie została zatwierdzona. Łodyżkę wkłada się do samego dna nosa, kiedy wirus znajduje się przede wszystkim w gardle.

Między 2009 i 2021 rokiem będąc na kontrakcie w WHO: „Formacja naukowa i zastosowanie międzynarodowych reguł sanitarnych” dr Astrid Stuckelberger nauczała jak przygotować populację do pandemii, jak ją śledzić, w jaki sposób podawać informacje i jak szanować prawa człowieka w ramach wdrażania zasad sanitarnych. Otrzymałam klucze do zanalizowania tego wszystkiego co dotyczy międzynarodowych zarządzeń sanitarnych i mam cały schemat w moich myślach, aby analizować to, co się obecnie wydarza. To, co wyróżnia obecny kryzys, to jego koherencja i jego powiązania.

W Stanach Zjednoczonych Sąd Najwyższy stwierdził, że możemy być „opatentowani”, jeśli bylibyśmy genetycznie zmodyfikowani. Inaczej mówiąc, jeśli w nas samych znajduje się patent COVID-a, czyli „szczepionka”, stajemy się w ten sposób opatentowani. Aby to wytłumaczyć, można by powiedzieć: jeśli ma Pan pomidora zmodyfikowanego genetycznie (GMO), gdyż Monsanto posiada ziarna zmodyfikowane genetycznie, Pana pomidory już do Pana nie należą, bo Monsanto posiada patent na pomidory GMO, więc już one do Pana nie należą.
W moich książkach udowodniłam, że nie mamy prawa zmodyfikować naszego genomu, gdyż wpłynie to na nasze potomstwo i nie istnieje ani jedno badanie naukowe, w którym udałoby się uratować potomstwo osób po tej genowej terapii, potomstwo zawsze umiera po terapii genowej.

Konwencja z Oviedo UNESCO stanowi, że nasz genom jest dziedzictwem, ojcowizną, otrzymaną od cywilizacji. Genom jest nietykalny!

Prof. Byram Bidle w sprawozdaniu „Szczepionka i dzieci” napisał, że ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, białko „spike” ma dwa kolce, które są genotoksyczne i cytotoksyczne. W przeciwieństwie do klasycznej szczepionki, białka „spike” zostały wyprodukowane w całym organizmie: w organach wewnętrznych, w tkankach, w ściankach tkanek i nawet w ścianach naczyń krwionośnych. Oznacza to, że może ono przekroczyć wszystkie bariery i znaleźć się wszędzie w naszym ciele. Jako wielki zwolennik szczepionek przeżył ogromny szok. Choć przez całe swoje życie szczepił dzieci, w tym przypadku szybko się wycofał i wezwał, aby natychmiast tego zaprzestać.

WHO zmieniła definicję epidemii i pandemii. Nowa definicja pandemii to: „każda choroba lub każda infekcja, przekraczająca granice państwa”.

Organizacja Billa Gatesa GAVI cieszy się szczególnymi względami: nie płaci podatków, nikt nie ma prawa wejść do ich budynku bez pozwolenia. To wielki dziesięciopiętrowy gmach, gdzie znajdują się siedziby wielu innych organizacji międzynarodowych, nazywa się Global Health Campus. GAVI w ewidentny sposób wprosił się do WHO i jest obecnie odpowiedzialny za globalny plan działań w dziedzinie szczepień.

W październiku 2020 roku Ted ROSS oznajmił na konferencji prasowej w WHO nową definicje odporności. Jest to uodpornienie kolektywne i jedyna rzecz prawomocnie ją dająca to szczepienie. Odporność równa się szczepieniu.

Chcą wmówić nam, że możemy zarażać innych, nawet jeśli jesteśmy zdrowi, że wszyscy nosimy w sobie chorobę – więc musimy ciągle udowadniać, że nie jesteśmy chorzy.

Zmienili definicję zdrowia i definicję choroby. O chorobie mówi się, kiedy mamy objawy, a nie wtedy kiedy czujemy się dobrze.

Chodzi o całkowicie nowy świat – nowy porządek światowy. Ludzie muszą dokonać wyboru. Im szybciej to zrobią, tym lepiej.

Przyspieszyli wszystkie etapy. Szczepienia dzieci miały odbyć się w przyszłym roku, robią to już teraz. Wiedzą, że ludzie będą umierać, więc przygotowali plan co robić, gdy pojawi się wiele osób bardzo osłabionych, gdy będą słabnąć na ulicy. Wytłumaczą nam, że to wariant, albo wirus Ebola, gdyż są krwawienia, a krwawienia są z powodu wodorotlenku grafenu. Nie przyjmujcie tego zastrzyku, to jest całkowicie nienormalne. Można leczyć się po przyjęciu tego preparatu. Istnieje wiele możliwości : zioła, igły sosnowe, suramina która modyfikuje białko spike, dwutlenek chloru, acetylcysteina i cynk który niszczy efekt elektromagnetyczny.

Dorzucili coś do pasty do zębów, analizy wykazują, że fluorki znajdują się we wszystkim, także w tym co nakładamy na skórę. Najszybciej do krwi przenika zastrzyk, ale drugie miejsce szybkiej absorpcji znajduje się pod językiem. Myjąc sobie zęby sprawiamy, że substancja z pasty dostaje się do krwi, jak szczepionka. Inne miejsce łatwej penetracji to jama nosowa. Trzeba zażywać glutation i cynk, zrobić detoksykacje po tym, co nam się przydarzyło. Musimy porzucić pseudo-komfort, w który żyliśmy. Należy nauczyć się być niezależnym, radzić sobie aby przeżyć, organizować się z innymi, stworzyć wspólnoty itd. Posuwamy się w kierunku dwóch rożnych i zarazem równoległych światów. To co jest najważniejsze – przykład biznesmena, który wycofał się z biznesu i powiedział, że trzeba się zdecydować. Wybrać albo swoją karierę, pieniądze, komfort albo prawdziwe życie i osobistą wolność. Jeden z lekarzy w Niemczech popełnił samobójstwo rzucając się z dachu kliniki. Napisał testament, w którym zaznaczył, że poświęca się, żeby ludzie uświadomili sobie zbrodnię przeciwko ludzkości, która obecnie ma miejsce w szpitalach na całym świecie. Pisze, że wszyscy lekarze są tego wspólnikami, wstrzykują coś śmiertelnego bez świadomej zgody, to nadużycie władzy, to otrucie.

Wydaje mi się, że osoby które przyjęły zastrzyk teraz żałują i zaczynają dołączać do nas. I to jest naprawdę piękne. To jest moja nadzieja.

Autorstwo: dr Astrid Stuckelberger
Źródło: Rumble.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

ANDRZEJ ,,CIĄGLE SIĘ UCZĘ,, DUDA MYŚLI ?!

 

Andrzej Duda zastanawia się nad złamaniem prawa


Andrzej Duda zastanawia się nad złamaniem prawa. W tym sensie można powiedzieć, że aktualny prezydent „Polin” szanuje wieloletnią tradycję, o której TW Bolek mówił bez ogródek: „nie chcem, ale muszem”. Podobnie było z równie poważanym Bronisławem, który w równie swojskich porywach nie musiał, ale chciał, lecz na szczęście nie zawsze skutecznie.

Chodzi o ustawę o segregacji covidowej. Stanowisko prezydenta Dudy w tej sprawie wyłuszczył szef gabinetu Paweł Szrot. Z wyjaśnień urzędnika wynika, że Andrzej Duda ma zamiar wypośrodkować pomiędzy opcją ochrony dóbr osobistych obywateli a opcją ewidentnego złamania prawa.

„Trzeba »wyważyć racje po stronie tych, którzy mówią, że jest to potrzebne do zwalczania tej epidemii« i tych, którzy »bronią tu prawa obywateli do ochrony danych«”. Jakiej wagi użyje Duda do wyważania pomiędzy opcją przestępczą a konstytucyjnym prawem, szef gabinetu prezydenta nie wspomniał.

Zobaczmy co powiedział o „tej epidemii” Albert Bourla, szef Pfizera: „Fala związana z wariantem Omikron powinna być ostatnią, która wiąże się z licznymi ograniczeniami. Już niedługo będziemy mogli wrócić do normalnego życia, po 2 latach pandemii”. Ten sam osobnik mówił niedawno, że poprzednie dawki „szczepionek” były mało skuteczne, o ile w ogóle działały.

Czy w takim razie preparaty Big Pharmy, na których opiera się pomysł globalnego systemu rejestracji i inwigilacji niewolników, są nic nie warte? Są warte miliardy dolarów, a oprócz tego przecierają szlak na drodze do bezkarnego (jak na razie) stosowania inżynierii genetycznej czyniąc ją potencjalnym narzędziem depopulacji. I to właśnie w takim kontekście należy patrzeć na wszystkie totalitarne regulacje pod szyderczym hasłem „szczepionka czyni wolnym”. Wolnym od „obostrzeń”, bo na pewno nie od choroby. Od „obostrzeń”, które w języku ludzi normalnych są segregacją i prześladowaniem.

Wszelkie brednie akolitów „nowego porządku” zasługują na dwa miejsca docelowe: na kosz od śmieci lub jako załącznik do akt Norymberga 2.0.

Na koniec dołączam, specjalnie dla zastraszonych i ogłupionych, skromny, lecz łatwo przyswajalny, suplement.

Autorstwo: CzarnaLimuzyna
Źródło: Ekspedyt.org


Skopiowano z WOLNE MEDIA

PODSŁUCHANA OPOZYCJA

 

Pegasus nagrał rozmowę Tuska z Giertychem


W materiałach prokuratury miały znajdować się zapisy prywatnych rozmów Donalda Tuska z Romanem Giertychem. Tymczasem Marian Banaś twierdzi, że ma dowody na podsłuchiwanie opozycji, a to mogło mieć wpływ na wynik wyborów. Chce, aby przesłuchać wicepremiera ds. bezpieczeństwa, czyli samego Jarosława Kaczyńskiego.

Bombę z samego rana wystrzeliła redakcja na Czerskiej. Informator „Wyborczej” ze służb specjalnych miał potwierdzić, że podczas inwigilowania Romana Giertycha CBA dzięki Pegasusowi ściągnięto z jego telefonu również prywatne rozmowy z Donaldem Tuskiem oraz Stanisławem Gawłowskim. Wprawdzie informator zapewnia, że zostały komisyjnie zniszczone, ale nie da się oficjalnie potwierdzić tej informacji.

Jacek Harłukowicz zastanawia się, czemu te informacje dopiero teraz wyszły na światło dzienne i nie było żadnych przecieków na temat zawartości telefonu i treści prywatnych rozmów. „Nasz rozmówca przekonuje, że te z Gawłowskim – jako objęte „tajemnicą obrończą” – zostały komisyjnie zniszczone, co nakazuje ustawa o CBA. Zniszczenie zarządzić miał Bejda, dziś członek zarządu PZU” – podaje dzisiejsza „Wyborcza”. Rozmowy z Tuskiem były objęte natomiast tajemnicą adwokacką, ale też miały zostać zniszczone.

„Zniszczenie zarządzono trochę dla świętego spokoju, by nikt nie zarzucił nam później inwigilowania Giertycha z powodów politycznych. Inna sprawa, że nie było tam nic istotnego” – podaje źródło dziennikarzy. Nie da się tego jednak oficjalnie potwierdzić. „Wejście przez kogokolwiek w posiadanie archiwalnych rozmów z komunikatora WhatsApp, którego używali wówczas Zagozda i Giertych, możliwe jest tylko dzięki „zassaniu” całej zawartości telefonu Giertycha. A to potrafi tylko Pegasus” – tak komentuje informator gazety materiały z 2017, upublicznione przez TVP Info. Chodziło o rozmowy Giertycha z twórcą „Soku z buraka” na Whatsappie.

„Istnieje konieczność sprawdzenia, czy był sprawowany właściwy nadzór na służbami specjalnymi. Pan Jarosław Kaczyński jest wicepremierem od spraw bezpieczeństwa, więc to wynika samo z siebie i wskazuje na konieczność jego przesłuchania” – zapowiedział szef NIK Marian Banaś. Uważa, że PiS inwigilowało opozycję podczas kampanii wyborczej do wyborów parlamentarnych w 2019 roku. „Mamy na to dowody. Potwierdzeniem są doniesienia medialne i zeznania, które usłyszeliśmy na komisji senackiej, które jednoznacznie dowodzą, że taka sytuacja miała miejsce. Problem polega na tym, że służby specjalne nie podlegają żadnej kontroli, jeśli chodzi o metody działań rozpoznawczo inwigilacyjnych. Za rządów PiS służby mogą inwigilować każdego oraz zbierać materiał i nikt nie ma nad tym kontroli” – mówi Banaś w wywiadzie udzielonym „Rz”.

Banaś zaprzeczył jednak, że chciałby osobiście przesłuchiwać prezesa PiS. Zająć tym mają się „bardzo kompetentni kontrolerzy, którzy pracują tutaj od lat”. Twierdzi, że sam prawdopodobnie też był ofiarą inwigilacji, i to już wtedy kiedy pełnił funkcję szefa NIK i gdy chronił go immunitet. „To wynika z zapisów przedstawionych w piśmie – jest tam treść maili przejętych przez służby, które potem zostały przekazane prokuraturze” – mówi Marian Banaś.

Dzisiaj przed senacką komisją dotyczącą podsłuchów stanie Roman Giertych. Zeznawał już przed nią pokrzywdzony przez Pegasusa Krzysztof Brejza.

Autorstwo: Tomasz Dudek
Źródło: pl.SputnikNews.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

BELGIA PROTESTUJE

 

Policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego na protestach


W niedzielę policja użyła w Brukseli armatek wodnych i gazu łzawiącego, aby rozproszyć protestujących przeciwko „szczepieniom” i restrykcjom covidowym.

Marsz nastąpił po sobotnich demonstracjach w innych europejskich stolicach, które również przyciągnęły tysiące ludzi protestujących przeciwko paszportom covidowym i innym wymogom, które nałożyły europejskie rządy w nadziei na zakończenie „pandemii koronawirusa”.

W Brukseli demonstranci podczas marszu skandowali hasło „Wolność!”.

Policjanci w białych hełmach starali się później rozproszyć protestujących, którzy zignorowali instrukcje nadawane przez głośniki, że demonstracja została zakończona i demonstrujący mają się rozejść.

Policja użyła armatek wodnych i granatów z gazem łzawiącym. Gęste kłęby dymu i wijące się smugi gazu wypełniały powietrze w stolicy Belgii.

Źródło: LegaArtis.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

INWIGILACJA KOŁODZIEJCZAKA

 

PiS hackował Pegasusem lidera AgroUnii


Citizen Lab poinformował o dwóch nowych przypadkach używania Pegasusa w Polsce. Ofiarami inwigilacji mieli paść Michał Kołodziejczak i Tomasz Szwejgiert.

„Potwierdzamy dwa nowe przypadki hakowania Pegasusem w Polsce. Michał Kołodziejczak zapoczątkował ruch, który groził odebraniem głosów partii rządzącej. Tomasz Szwejgiert pisał książkę o szefie polskich służb specjalnych” – napisał na „Twitterze” ekspert z kanadyjskiego Citizen Lab John Scott-Railton.

Citizen Lab ustaliło, że telefon lidera AgroUnii Michała Kołodziejczaka został kilkakrotnie zhakowany w maju 2019 roku, z kolei dziennikarza Tomasza Szwejgierta, współautora książki o Mariuszu Kamińskim, aż 21 razy, od marca do czerwca 2019 roku.

Na doniesienia CitizenLab natychmiast zareagował lider AgroUnii. „Z mojego telefonu przez kilka dni wyciekały dane z powodu zhakowania telefonu przez Pegasus. Tak w Polsce rząd PiS walczy z opozycją i innym zdaniem” – powiedział Kołodziejczak, którego cytuje „Polsat News”. Przyznał, że nie miał najmniejszego podejrzenia co do tego, że jego telefon może być podsłuchiwany. „Dzisiaj potwierdza się to, że PiS nie słucha, tylko podsłuchuje (…). To pokazuje, że PiS jest z nami na wojnie politycznej” – podkreślił.

„Tym razem Kaczyński i cały ten jego układzik musi przegrać »podsłuchową« wojnę. Moje porównania do Leppera są miłe, ale nie powiem, że je lubię. Teraz czuję procent tego, co on musiał czuć przez spiskowców z PiS. Ja nie chcę zemsty za Leppera, ale wiem, że należy się…” – napisał w mediach społecznościowych.

Informację o wykorzystywaniu systemu Pegasus, czyli opracowanego przez izraelską spółkę NSO Group oprogramowania do inwigilacji, ujawniła wcześniej Associated Press, powołując się na firmę badawczą Citizen Lab z Kanady. W Polsce inwigilowani tym oprogramowaniem byli mecenas Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek oraz senator KO Krzysztof Brejza. Później prezes PiS Jarosław Kaczyński przyznał, że system Pegasus znajduje się w posiadaniu polskich służb specjalnych.

Źródło: pl.SputnikNews.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

MUR PODLASKI

 

Ruszyła budowa muru na granicy polsko-białoruskiej


Straż Graniczna poinformowała, że rozpoczęła się budowa ogrodzenia na granicy Polski z Białorusią. Dodano, że inwestycja będzie kosztować 1,6 mld złotych.

Zapora, wyposażona w system monitoringu oraz detekcji ruchu, powstanie wzdłuż granicy z Białorusią na długości 180 km, na terenie Podlasia. Staną tam pięciometrowe stalowe słupy zwieńczone półmetrowym zwojem z drutu kolczastego – łącznie zapora będzie miała 5,5 m wysokości. Wzdłuż granicy zamontowane będą również kamery dzienne i nocne.

Pierwszą linię zapory stanowić będzie bariera fizyczna. Na drugą składać się będą kable detekcyjne, które odnotują wszelkie ruchy przy zaporze. Ostatnią linią będą kamery z funkcją wykrywania ruchu.

O rozpoczęciu budowy poinformowała Straż Graniczna na „Twitterze”, oznaczając trzech wykonawców – Unibep S.A., Budimex S.A., Grupa Polimex.

Zakończenie budowy zaplanowane jest na koniec czerwca 2022 roku. Koszt inwestycji oszacowano na 1 mld 615 mln zł, z czego 1 mld 500 mln zł to koszt budowy fizycznej bariery, a 115 mln zł urządzeń technicznych (perymetrii).

Źródło: pl.SputnikNews.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...