środa, 8 listopada 2023

 

Dlaczego ludzie wariują?


Jak by ludziom COVID-19 było za mało, to mamy do odnotowania kolejną olbrzymią pandemię – tym razem psychiczną, której stale wzrastające rozmiary i skutki są już teraz bardziej niż katastrofalne.

Stanowią one niewątpliwą, a jakże, konsekwencję poprzedniej pandemii, która, bynajmniej, nie uległa jeszcze zakończeniu i również efekt rozlicznych kryzysów branżowych, które nękają ludzkość od długiego czasu. Covid-19 wywarł bardzo szkodliwy wpływ na psychiczny status ludzkości, np. poprzez znaczne osłabienie zdolności poznawczych i możliwości zwracania uwagi na otoczenie (brain fog, zamglenie umysłu) oraz w wyniku intensyfikacji niepokojów i stanów depresyjnych. Z oficjalnych statystyk WHO (World Health Organization, ŚOZ) wynika, że obecnie ponad 1,8 mld ludzi cierpi z powodu dolegliwości psychicznych (mental health disorders), a 8mln obywateli Ziemi umiera corocznie z tej przyczyny (to 14,3% wszystkich zgonów na naszej planecie). Psychicznie chorzy stanowią też gros (zdecydowaną większość) samobójców, których liczba przekroczyła już 1,2 mln osób rocznie (czyli co 40 sekund ginie jeden człowiek, który sam sobie zadał śmierć). Degeneracja psychiczna ludzkości zauważalna jest na wszystkich jej poziomach – od samej góry do samego dołu. Nasila się złość, nerwowość, wrogość, nienawiść, dehumanizacja oraz inne negatywne i kryminogenne zjawiska, które sprawiają, że normalne życie i rozwój ludzkości stają się coraz trudniejsze, albo wręcz niemożliwe. Przeto lepsza przyszłość człowieczeństwa jest wielce uzależniona od przezwyciężenia tych zjawisk i ich pochodnych. Fenomen homo homini lupus est, znany już w starożytności, dopiero teraz nabrał bezprecedensowo nieludzkich kształtów i groźnych rozmiarów. Dziejowy paradoks polega, np. na tym, że słowiański brat morduje słowiańskiego brata, jak na Ukrainie, a murzyński brat zabija swego murzyńskiego brata w Afryce Środkowej itp.

Początki psychiatrii sięgają III w. p.n.e. w starożytnych Indiach, kiedy pojawiły się tam pierwsze teksty Ajurwedy pn. Charaka Samhita i kiedy założono pierwsze szpitale celem leczenia ludzi psychicznie chorych. Natomiast samo pojęcie i definicja psychiatrii została wymyślona i określona przez lekarza niemieckiego, Joachima Christiana Reila, w 1808r. Pochodzi ona z języka greckiego i oznacza leczenie chorób duszy! Natomiast od zarania XX i – szczególnie – w XXI wieku ludzkość ulega szybko postępującej, wręcz dramatycznej, degeneracji psychicznej. Systematycznie wzrasta liczba nowych zachorowań i osób chorych psychicznie oraz samobójstw. Dla celów niniejszego opracowania, pod pojęciem degeneracji psychicznej, rozumiem pogarszający się stan zdrowia psychicznego człowieczeństwa, a w szczególności, zwiększającą się liczbę zachorowań i chorych tego rodzaju oraz samobójstw. Zresztą, cała historia świata zna liczne przykłady przywódców upośledzonych psychicznie, którzy znaleźli się na najwyższych stanowiskach politycznych i decyzyjnych, z wiadomymi skutkami (np. Adolf Hitler). Współcześnie – fachowcy biją głośno na alarm, ale decydenci, z reguły, zdają się nie dostrzegać problemu – nie podejmują więc oni odpowiednich działań profilaktycznych, środków zaradczych i rehabilitacyjnych. Samo, przeważnie niewystarczające, leczenie czy marna rehabilitacja – post factum – to o dużo za mało. Niektórzy spośród psychopatycznych decydentów świadomie dążą do pogarszania sytuacji, jako że łatwiej jest im rządzić ludźmi słabowitymi, nieświadomymi, niewykształconymi, poróżnionymi, potulnymi, zdezorientowanymi i zastraszonymi. Doświadczenia pandemii Covid-19 i innych wielkich epidemii są tego wymowną ilustracją.

Metody popełniania samobójstw są przeróżne. Na pierwszym miejscu, pod względem liczebności przypadków, znajduje się śmierć przez powieszenie, na drugim – skok z wysokości oraz na trzecim nadużycie środków farmakologicznych. Zaś wśród szczegółowych przyczyn targnięcia się na własne życie, średnio, w skali światowej, dominują: depresja, kłopoty rodzinne, problemy materialno-finansowe oraz alkoholizm i narkomania. Psycholodzy i psychiatrzy oraz inni specjaliści „wąskotorowi” zajmujący się analizowaną problematyką ogranicząją się, z reguły, do rozważania bezpośrednich przyczyn degeneracji psychicznej ludzkości. Takich, mianowicie, jak: kryzys, bezrobocie, zaostrzenie walki o byt, wysokie tempo życia, rywalizacja międzyludzka, zjawiska patologiczne, złe odżywianie, alkoholizm, narkomania, lekomania, depresje, dehumanizacja, eksploatacja w życiu zawodowym, nerwowość w stosunkach społecznych, histerie polityczne i medialne, niepewność jutra, zagrożenia militarne i wiele innych. W przeważającej mierze, są to więc tzw. przyczyny cywilizacyjne, którymi tylko w części można tłumaczyć degenerację psychiczną jednostek, społeczeństw i całej ludzkości.

Natomiast politolog, jakim się mienię, powinien jednak sięgać znacznie wyżej, szerzej i dalej w dociekaniu przyczyn, przebiegu i skutków analizowanej degeneracji. Tak też zamierzam postępować, koncentrując się – przede wszystkim – na przyczynach systemowych. W moim przekonaniu, najpierwszą spośród głównych przyczyn tego rodzaju jest fakt, iż – od pierwszej rewolucji przemysłowej do dziś (choć również i znacznie wcześniej) – ludzkość nie zaznała systemu, który stawiałby dobro człowieka absolutnie na 1. miejscu. Słowem – postępująca dehumanizacja jest tragicznym znamieniem ewolucji naszej cywilizacji w ciągu całych tysiącleci i stuleci. Kolejne systemy i ustroje były i są wybitnie antyludzkie (w wyjątkiem socjalizmu chińskiego i demokracji szwajcarsko-skandynawskiej): a więc po kolei, feudalizm, wulgarny kapitalizm, faszyzm, sowietyzm i neoliberalizm oraz (pomiędzy nimi) mnóstwo dyktatur przeróżnego rodzaju. Systemy i ustroje takie bazują na: egocentryźmie rządzących, interesach grupowych, poniżaniu i wyzysku rządzonych, stosowaniu metod zakłamania, zastraszania i terroru (także psychicznego) celem wymuszania posłuszeństwa, metodach siłowych, mordowaniu, prześladowaniu i więzieniu nieposłusznych – myślących inaczej, nachalnej propagandzie oraz manipulacji psychicznej, intelektualnej i medialnej („psichołogiczeskaja obrabotka” – pojęcie z czasów stalinowskich).

W taki to sposób, w czasach nowożytnych – ale i w starożytności (np. „sztuczki” dyscyplinujące ludzi stosowane przez kapłanów egipskich) – przytłaczjąca większość człowieczeństwa żyła i żyje w nieustającym strachu, w biedzie urągającej godności człowieka oraz w niepewności jutra. Dodatkowo, jest ona zastraszana co rusz panikarskimi wiadomościami o nadchodzącym końcu świata czy o (skądinąd – realnych) zagrożeniach kosmicznych (tzw. syndrom dinozaurów) itp. Wszystko to czyni się w celu wymuszania przez rządzących i bogatych posłuszeństwa na rządzonych i biednych. W świetle tego, warstwy strachu, prześladowań, niepewności i biedy odkładają się w kolejnych pokoleniach, w ich genach i w świadomości społecznej oraz – siłą rzeczy – muszą powodować bardzo negatywne skutki w psychice indywidualnej i zbiorowej. Nie jest bynajmniej dziełem przypadku, iż degeneracja psychiczna nasilała się w pokoleniach dziadków i ojców obecnych dzieci (np. dwie wojny światowe i mnóstwo innych wojen), bomby atomowe, bałagan, napięcia i niepokoje powojenne, kryzysy…) oraz – w bieżącym półwieczu – w pokoleniu współczesnych dzieci. Po części, wyssały one strach i inne obciążenia psychiczne z mlekiem matki, na co nałożyły się skutki realizacji założeń nieludzkiego neoliberalizmu oraz ideologii pieniądza (od czasów Ronald’a Reagan’a i Margaret Thatcher – poczynając). We wszystkich nieludzkich systemach, rządzący dysponowali i dysponują nadal potężnymi instrumentami i środkami oddziaływania na świadomość i na psychikę społeczną oraz kształtowania jej po swojej myśli. Traktują oni ludzi i społeczeństwa – a priori – jako stada zidiociałych baranów idących potulnie na rzeź – pod batami wszechwładnych pastuchów.

Jednakże w czasach neoliberalizmu i w okresie obecnego bezhołowia systemowego (ustrojowego) na świecie – dramaturgia sytuacji uległa bezprecedensowemu zaostrzeniu. W zasadzie we wszystkich krajach – rządzący dysponują bowiem najnowocześniejszymi i niezwykle efektywnymi instrumentami oraz środkami oddziaływania na psychikę ludzką i na świadomość społeczną rządzonych, stosując, m.in., metody wulgarnej manipulacji, selektywności, dezinformacji, czarnej lub białej propagandy, w zależności od przypadku – i to wszystko w skali masowej oraz z wielką szybkością (telewizja, telefony, multimedia, internet itp. – to mówi samo za siebie). Globalizacja obejmuje również proces degeneracji psychicznej. Doczekaliśmy czasów, w których tylko nieliczne „szczęśliwe” istoty ludzkie, żyjące w różnych niedostępnych zakamarkach na Ziemi, nie są przedmiotami oddziaływania polityczno-edukacyjno-propagandowo-medialnego, inspirującego, ukierunkowującego oraz stymulującego ową degenerację. Twierdzę, przeto, iż ww. zdobycze naukowo-techniczne (a to przecież jeszcze nie koniec postępu!), będące w rękach niektórych egocentrycznych i antyludzkich włodarzy oraz negatywne skutki ich stosowania, już dziś powodują pogłębianie procesu degeneracji psychicznej jednostek, społeczeństw i całej ludzkości. Może to zwiastować, początek końca naszej cywilizacji w jej dotychczasowym rozumieniu. Innymi słowy: człowiek, zatraciwszy swoje naturalne człowieczeństwo, przestanie być sobą. I co wtedy?

WYBITNE PSYCHUSZKI

Jest ich mnogość przeogromna, która zwiększa się coraz bardziej w miarę jak komplikują się warunki życia i pracy na Ziemi. Oto kilka przypadków znanych osobistości, najpierw ze świata polityki, którzy – niezależnie od choroby – zapisali się na trwale, lepiej lub gorzej, w historii ludzkości:

1. Abraham Lincoln (1809 r. – 1865 r., zginął w wyniku zamachu). Słynny Prezydent cierpiał na tzw. depresję rodzinną, która nasiliła się u niego po śmierci siostry. Były to nierzadko bardzo silne napady (ataki) depresji grożące samobójstwem;

2. Winston Churchill (1874 r. – 1965 r.) padł ofiarą silnej depresji jeszcze przed I wojną światową. Żeby odpędzać ataki depresyjne Pan Premier zajmował się wieloma pracami twórczymi, jak np.: malowanie, murowanie (z cegieł), pisanie (był jednocześnie znakomitym publicystą, który przechwalał się tym, że napisał więcej słów niż Szekspir i Dickens razem wzięci);

3. Pastor Martin Luther King jr. (1929 r. – 1968 r., zginął we zamachu politycznym). Chorował na silną depresję jeszcze od 13-go roku życia – po śmierci babci i już wtedy usiłował popełnić samobójstwo. Jego współpracownicy chcieli skierować go do psychiatry, ale odmówił. Casus pastora jest dobitnym potwierdzeniem faktu, że ludzie w stanie depresji okazują innym silną empatię, w związku z czym był on zdecydowanym obrońcą krzywdzonych obywateli i przywódcą ruchu walczącego o przestrzeganie praw człowieka w USA. Przemawiając, w roku 1967, na konferencji psychologów stwierdził; „musimy zawsze być osobami nieprzystosowanymi (nie pasującymi do otoczenia – s.), jeśli chcemy być ludźmi dobrej woli” (w oryginale: „we must always be maladjusted if we are to be people of good will”). M.L.K. zapłacił życiem za swe przekonania i za praktyczną działalność w imię człowieczeństwa.

4. John Fitzgerald Kennedy (1917 r. – 1963 r.) to chyba najwybitniejszy, obok ojców założycieli USA, prezydent tego państwa bestialsko zamordowany w Dallas dnia 22.11.1963. Jego osobowość i dokonania są świadectwem tego, że przywódcy o skłonnościach maniakalnych i depresyjnych działają znacznie lepiej od innych w czasach kryzysów. Cechami prezydenta J.F.K były: nadmierna pobudliwość seksualna (hyper sexuality), nieprzerwany i bujny temperament oraz łagodne symptomy maniakalne. Były to cechy uwarunkowane genetycznie. Lekarze usiłowali go leczyć steroidami, co tylko potęgowało i pogarszało owe symptomy maniakalne. A oto tzw. celebryci: 5. Marilyn Monroe (1926 r. -1962 r.) cierpiała na graniczne zakłócenia osobowości (borderline personality disorders), na symptomy i wątpliwości tykające jest osobowości, na narkomanię i na skłonności samobójcze. Cechy te wynikały z jej odtrącenia w dzieciństwie. 6. Whitney Houston (1963 r. -2012 r.), podobnie; jej anomalie psychiczne wynikały również z wcześniejszych doznań i przeżyć („trauma of the past”). Usiłowała ona to tłumić nadużywaniem napojów alkoholowych i narkotyków (kokainy). 7. Matthew Perry (1969 r. – 2023 r.) – też depresja – alkohol i narkotyki (amfetamina). Znaleziono go martwego w wannie z jacuzzi. 8. Księżna Diana (1961 r. – 1997 r.). Zginęła w wypadku samochodowym pod Pont d’Alma w Paryżu. Niektórzy nie wykluczają jej celowego zabójstwa. Czuła się zrozpaczona, osamotniona oraz wyobcowana (wyalienowana) w nowym królewskim środowisku i w swej wymagającej roli księżniczki – przyszłej królowej. To były jej nieznośne obciążenia psychiczne (np. bulimia nervosa). W wywiadzie dla BBC, w 1995 r., Diana powiedziała, m.in.: „nigdy w życiu nie miałam depresji, ale zmiany, które się stały moim udziałem obciążały mnie bardzo, a moje ciało podpowiadało mi: nie spiesz się, chcę odpocząć”. Tymczasem niektóre media brytyjskie naśmiewały się z niej przyklejając jej złośliwe etykietki i twierdząc, że księżna jest nieustabilizowana, niedostosowana do środowiska i niezrównoważona psychicznie. Poszukując wyjścia z sytuacji, Diana znalazła śmierć na tej drodze.

9. Napoleon Bonaparte (1769 r. – 1821 r.), cesarz Francuzów, bohater narodowy Francji. Cechowała go urojona wiara w to, że… on sam jest Napoleonem Bonaparte! Było to urojenie wielkości („grandeur de Napoleon et de la France”) zresztą później naśladowane również przez przyszłych przywódców tego mocarstwa. Lekarze twierdzą, że urojenia tego rodzaju występują, zwłaszcza, u wybitnych ludzi o cechach narcystycznych i cierpiących na dość szeroki zakres dolegliwości psychicznych, łącznie ze schizofrenią i z tzw. zakłóceniami dwubiegunowymi („bipolar disorders”). W przypadku cesarza w grę wchodziły również przeżycia i stresy traumatyczne w wyniku uszkodzenia mózgu (upadek z konia). Napoleona cechowała też niezachwiana wiara w jego wielkość, w to że jest on osobowością wyjątkową i specjalną, w nieograniczone sukcesy także w zwariowanej (crazy) miłości do Józefiny. Ale towarzyszył temu brak empatii, arogancja itp. Cesarz zmagał się z silną depresją powodującą, że jego nastroje wahały się na zasadzie: raz w górę, raz w dół. Zdarzało się, że ogarniało go czasem uczucie zwątpienia w to, co czynił. I słusznie, bowiem fachowcy oceniają, że największym błędem cesarza była wojna z Rosja i nepotyzm, czyli osadzanie pociotków na tronach w innych państwach. Natomiast za jego sukces uznaje się, naturalnie, kodeks Napoleona. Występują dwie kategorie psychiczne związane z jego imieniem: kompleks Napoleona, np.: mniejszy wzrost w stosunku do innych ludzi oraz syndrom Napoleona czyli uznanie i szacunek jego przeciwników na polu walki dla przywództwa i dla geniuszu napoleońskiego do czasu definitywnej przegranej pod Waterloo. (Nota bene: również inni wielcy i genialni ludzie jak np.: Isaac Newton, Ludwig van Beethoven, Charles Dickens, Vincent van Gogh i inni cierpieli na różne choroby psychiczne głównie o charakterze depresyjnym).

10. Adolf Hitler (1889 r. – 1945 r.). Wiadomo, że był on chory psychicznie, ale jego dolegliwości nigdy nie zostały zdiagnozowane (Fuehrerowi nie wypadało tego czynić). Ale post factum okazało się, że cierpiał on na ww. bipolar disorders (zaburzenia dwubiegunowe, rozdwojenie jaźni?), na schizofrenię i na dolegliwości psychopatyczne. Z wiadomym skutkiem dla całego świata! 11. Josip Wisarionowicz Stalin (1878 r. – 1953 r.) cierpiał wcześniej na chorobę mózgu. Był chodzącym uosobieniem wielu anomalii psychicznych, np. narcystycznych, paranoidalnych i sadystycznych. Cierpienie innych ludzi sprawiało mu przyjemność. Cechowały go również skłonności terrorystyczne, podejrzliwość, mania prześladowcza oraz poważnie rozchwiana psyche. Rewanżował się niejako za wcześniej doznane krzywdy i upokorzenia oraz za wynikający stąd kompleks niższości. Stalin nie cierpiał jednak z powodu psychozy i halucynacji, ale czasem tracił kontakt z rzeczywistością i zdolność do jej właściwej oceny. W ocenie lekarzy był, w sumie, niezdiagnozowanym psychopatą, który nie lubił Nierosjan, Żydów, arystokratów, kułaków, ale cenił i szanował Gruzinów. 12. Saddam Hussein (1937 r. – 2006 r.) nieszczęsny przywódca iracki najpierw kolaborujący z Amerykanami, a następnie powieszony na ich rozkaz. Cechował go złośliwy narcyzm oraz dolegliwości właściwe w przypadku osobowości paranoidalnej. Miał głęboko zakorzenione poczucie własnej wartości, potrzebę bycia podziwianym przez innych i brak szacunku wobec nich. Wszystkie te elementy składały się, w sumie, na całokształt jego poważnej choroby psychicznej.

Można by mnożyć w nieskończoność przykłady innych wybitnych ludzi cierpiących na rozmaite choroby psychiczne w całej historii ludzkości. Wszakże sedno sprawy w niniejszych rozważaniach polega na tym, że normalni zwykli obywatele, z reguły, nie zdawali i nie zdają sobie nadal sprawy z tego, z kim mieli i z kim mają nadal do czynienia; że niejednokrotnie psychopatyczni i dyktatorscy decydenci są panami życia i śmierci obywateli. Zaś niektórzy zwariowani, pijani i znarkotyzowani „celebryci” ze świata obyczajowości, kultury i sztuki usiłują kreować „wzorce” do naśladowania przez innych, zwłaszcza młodych. Na tym właśnie polega jeden z największych i najgroźniejszych paradoksów w ewolucji cywilizacji ludzkiej, z którym nie umie ona się uporać!

ŚWIAT I POLSKA

Najpierw o sytuacji globalnej w omawianej dziedzinie. W świetle ogromnej masy przerażających danych, które bardzo wnikliwie zebrałem i przeanalizowałem oraz źródłowych informacji zawartych w publikacjach instytucji specjalistycznych – z kraju i ze świata, mogę stwierdzić jedno: jestem do głębi wstrząśnięty tym, czego się dowiedziałem. Otóż, łączne koszty społeczne, medyczne i ekonomiczno-finansowe degeneracji psychicznej rodzaju ludzkiego są ogromne. W skali światowej na samo tylko leczenie osób psychicznie chorych wydaje się już ponad 3 bln USD rocznie, co stanowi około połowy łącznych globalnych (też rocznych) kosztów leczenia Ziemian. Spośród mnogości dostępnych danych statystycznych wybrałem – poniżej – tylko dane najważniejsze i najbardziej wymowne – w dwu podstawowych kategoriach: choroby psychiczne i samobójstwa. I tak, już 25% obywateli Ziemi cierpi na rozmaite choroby i dolegliwości psychiczne – czyli prawie co czwarty człowiek, a więc łącznie ponad 1,8 mld osób! W Europie, szczególnie w UE, cierpiących na te dolegliwości jest 84 mln, czyli co trzeci dorosły obywatel jest chory psychicznie. Wśród owych dolegliwości przeważają depresje, stany maniakalne, histeryczne, paranoidalne i schizofreniczne.

W pierwszej kategorii analitycznej (choroby psychiczne) wybrane przykłady są następujące: USA – 50 mln chorych psychicznie wśród dorosłych, tzn. 32,5%, ogółu społeczeństwa, z czego 9% – to stany chorobowe ostre i bardzo ostre [1]; UE – ww. 84 mln chorych (27% dorosłych); Rosja – 32 mln chorych (3,91% dorosłych); Chiny – ponad 160 mln (3,67%) chorych; Indie – 250 mln (3,7%) chorych i Japonia – 30 mln = 2,7% chorych. I druga kategoria – popełnione samobójstwa, w przeliczeniu na 100.000 obywateli danego kraju: USA – 16,1 (czyli ponad 36.000 samobójców rocznie); UE – 10,24 (czyli 126.000 samobójców rocznie, z czego 80% – to mężczyźni). Rosja – 25,1; Chiny – 8,1; Indie – 11; Japonia – 22. Dla porównania – WNP (Wspólnota Niepodległych Państw, łącznie) – 21,5. Absolutnym rekordzistą świata w tej mierze jest Grenlandia – ze wskaźnikiem 83/100.000 rocznie! Źle jest także na Litwie – 26,1/na 100.000 obywateli rocznie. Dla porównania: Polska -11,3. W 2022 r. w RP zanotowano 14,5 tys. „udanych” prób samobójczych. W ostatnim półwieczu liczba samobójstw w skali globalnej wzrosła o ponad 60%! Współcześnie, na Chiny i na Indie, łącznie powyżej 3 mld obywateli, przypada nieco ponad 30% wszystkich samobójców na świecie, przy czym globalna i całościowa liczba samobójców-mężczyzn aż czterokrotnie przewyższa liczbę samobójczyń-kobiet.

W roku 2023 następuje na świecie gwałtowny wzrost liczby osób cierpiących na depresje – od 193 mln w roku poprzednim do 246 mln w roku bieżącym (czyli o 28%). Tylko w USA dolegliwość ta jest udziałem 57,8 mln, czyli 22,8% ogółu obywateli, spośród których 14,1 mln, czyli 5,6% – to przypadki poważne i bardzo poważne, a 51,2% chorych stanowią kobiety. Nota bene: prawie 2 mln Amerykanów cierpi na schizofrenię (źródło: „Forbes Health” z dnia 29.09.2023.). Depresyjna czołówka świata to: USA, Kolumbia, Holandia, Turcja, Grecja (6,52 % obywateli) i Ukraina (nic dziwnego!). Zaś najmniej obywateli cierpiących na depresje występuje w Nigerii, w Szanghaju, we Włoszech, w Brunei, w Myanmarze, w Timor-Leste i w Mali. W kategoriach sumarycznych znacznie mniej jest chorych na depresje w Azji niż w Europie i na pozostałych kontynentach. Jeśli chodzi o samobójstwa, będące głównie skutkiem depresji, to światowa czołówka w tej mierze wygląda następująco (liczba samobójstw w przeliczeniu na 1 mln obywateli): 1. Kiribati – 28,3; 2. Mikronezja – 28,2 (aż dziw bierze, bo to są znane „rajskie wyspy”); 3. Litwa – 26,1; 4. Surinam – 25,4; 5. Rosja – 25,1; i 6. RPA – 23,5. (Nota bene: ponad 4 mln Polaków cierpi obecnie na depresje).

Powodów dolegliwości psychicznych jest wiele, ale czołowe miejsce wśród nich zajmują: alkoholizm i narkomania Natomiast w skali światowej najczęściej występujące rodzaje chorób psychicznych u kobiet, poza depresją, są następujące: wszechogarniające poczucie bezsilności, niepokoju i niemocy (specific fobia) oraz stres po traumatycznych przeżyciach (post traumatic stress disorders); zaś wśród mężczyzn główną przyczyną zachorowań psychicznych jest, niestety, alkoholizm, narkomania oraz owa specific fobia. Pozostałe główne przyczyny są następujące: zachodni tryb życia (modern western lifestyles), niezdrowe odżywianie, brak ćwiczeń fizycznych, samotność, rozpad rodziny, niewłaściwy stosunek wobec dzieci, co powoduje ich traumę, niezdrowa rywalizacja i presja w szkołach i w miejscach pracy itp. Właśnie owe przyczyny powodują najczęściej występujące na świecie choroby psychiczne, a mianowicie: poczucie niepokoju ( (anxiety disorders), perturbacje nastroju (mood disorders), postawy paranoidalne, niezdolność pojmowania oraz oceny zjawisk i sytuacji (psychotic disorders), demencja (jej 80% przypadków to choroba Alzheimera), a także 3 przypadki choroby związanej ze spożywaniem pokarmów (casting discord), a mianowicie: anorexia nervosa, bulimia nervosa i obżarstwo (bing eating disorder).

Teraz o sytuacji w Polsce, która – na tle globalnym – prezentuje się źle i coraz gorzej. W minionym ćwierćwieczu i obecnie gwałtownie wzrasta w RP liczba osób chorych psychicznie i samobójców. Średniorocznie trafia do szpitali specjalistycznych około 2 mln pacjentów. Jest to najwyższy wskaźnik w skali całej Unii Europejskiej. Łącznie ponad 6 mln Polek i Polaków cierpi na takie czy na inne schorzenia psychiczne. Aż 10% spośród prawie 10 mln polskich dzieci i młodzieży wymaga opieki ze strony psychologów i psychiatrów. W RP jest pond pół miliona schizofreników. Policja publikuje od czasu do czasu dane o samobójstwach: średnio – codziennie 15 osób usiłuje odebrać sobie życie, z czego – w 11 przypadkach – kończy się to śmiercią. Jeszcze w „progowych” latach 2012 – 2013 aż 4.177 osób umarło w taki właśnie sposób (3569 mężczyzn i 177 nastolatków), na 5791 podjętych prób samobójczych. Natomiast w roku 2013 – aż 8579 osób (7000 mężczyzn) targnęło się na własne życie (prawie o 3000 więcej!), z czego 6097 prób samobójczych zakończyło się śmiercią. Szybko wzrasta także liczba samobójców wśród młodzieży do 24 lat – 1100, w roku 2013. Rośnie też ilość samobójstw wśród dzieci (30 prób, 12 zgonów – w roku 2012 oraz 41 prób,22 zgony – w roku 2013). Nową jakością są także głośne „samobójstwa polityczne” (tzw. „seryjny morderca”) oraz z powodu trudności ekonomiczno – finansowych. W polskich miastach zauważalne są niższe wskaźniki samobójstw niż na wsi, gdzie problemy społeczno-gospodarcze występują ze zwielokrotnioną ostrością (zadłużenie, bezrobocie, bieda, wykluczenie, frustracja i inne). Nic dziwnego, że – niestety – niektórzy desperaci wolą umrzeć z własnej woli i własnym sumptem.

Przeanalizujmy, na przykładzie Polski, ww. i inne arcyważne problemy psychiczne makro, które występują również w wielu krajach o orientacji neoliberalnej szczególnie w Europie Północno-Środkowo-Południowo-Wschodniej. Najpierw, o kwestiach politycznych zwłaszcza w zakresie przysłowiowego i dynamicznego „prania mózgów” oraz psychiczno-świadomościowego zniewolenia społeczeństwa. W całym okresie post jałtańskim swej historii Polska wegetuje na zasadzie: od ściany (wschodniej) do ściany (zachodniej) oraz od rewolucji do kontrrewolucji. To jest bardzo szkodliwe, frustrujące i destabilizujące pod każdym względem. W zasadzie – społeczeństwo polskie doświadczyło, po wojnie, dwóch systemów: krajowej odmiany sowietyzmu i neoliberalizmu amerykańskiego. Co więcej, współczesna Polska to kraina niespełnionych obietnic rządzących – w ich walce o ster i o koryto władzy. Każdy przywódca i każda formacja wiele obiecywała a priori, ale – z reguły a posteriori – kończyło się to tylko na obietnicach (z nielicznymi wyjątkami).

Również każdy układ „rządzenia” w ww. okresach lądował na śmietniku historii w aurze wielkiego niepowodzenia, wstrząsu oraz buntu społecznego i przełomu politycznego, a także – nierzadko – przelewu krwi (1956 r. – upadek Bolesława Bieruta, 1970 r. – upadek Władysława Gomułki, 1980 r. – upadek Edwarda Gierka, 1989 r. – upadek Wojciecha Jaruzelskiego, 1995 r. – upadek Lecha Wałęsy; 2015 r. – upadek Bronisława Komorowskiego; koniec kadencji Andrzeja Dudy…?). Wiele już wskazuje na to, że również obecny etap nijakości systemowej i podłego rządzenia zakończy się w analogiczny sposób. Ów brak stabilizacji, ciągłości, pewności i przewidywalności systemowej oraz fatalne zarządzanie krajem oraz jego polityką zagraniczną – w całym okresie postjałtańskim – jest najpoważniejszą i nieustającą przyczyną makro degeneracji psychicznej społeczeństwa polskiego. Bowiem ma ono świadomość, iż kolejne zmiany, plany, zamiary, obietnice i transformacje nie prowadzą do cywilizacyjnego wydźwignięcia kraju z zapaści rozwojowej i do trwałej poprawy doli obywateli. To jest wielkie i powszechne obciążenie psychiczne. Po upływie prawie 80 lat „rozwoju” postjałtańskiego, Polska zalicza się nadal do grona relatywnie niedorozwiniętych i najbiedniejszych krajów Europy. W kategoriach psychicznych i świadomościowych – szczególnie groźny jest fakt długotrwałego utrzymywania się marazmu i zastoju cywilizacyjno-rozwojowego w Polsce oraz życia i „rozwoju” na kredyt.

Niezależnie od zmiany nazwy (sowietyzm – neoliberalizm) sedno i istota „systemu” oraz trybu zarządzania, w zasadzie, nie uległa zmianie. Bowiem, nieprzerwanie, władza jest sprawowana przez określone grupy interesów i – głównie – dla ich korzyści. Troska o dobro narodu nie ma przy tym większego znaczenia. Analizowana zapaść psychiczna jest tego dowodem. Kiedyś u steru rządów była partia proradziecka, jej instancje, organizacje oraz posłuszna administracja i zausznicy. Teraz są to proamerykańskie partyjki rządzące – jedna za drugą, powiązane z nimi grupy interesów, krajowe i zagraniczne, wpływowe ugrupowania nieformalne, nepotyści, oligarchowie, przedstawiciele resortów siłowych, kościoła, ośrodków opiniotwórczych itp. Kiedyś partia, reprezentująca zdecydowaną mniejszość społeczeństwa, wymuszała posłuszeństwo większości obywateli metodami terroru fizycznego i psychicznego (nota bene: kombinacja tych metod osiągnęła swe apogeum w czasach hitleryzmu i stalinizmu). Teraz zaś, rządzący – też reprezentujący mniejszość społeczeństwa (a nawet mniejszość uprawnionych wyborców), wymuszają posłuszeństwo ogółu bardziej wyrafinowanymi metodami terroru psychicznego i finansowego oraz – w mniejszym stopniu – terroru fizycznego. Zachowują przy tym pozory „demokracji” (tzw. kolesiowskiej), organizują ukartowane a priori wybory, dopuszczają na niby różnorodność opinii, choć system cenzury, w nieco odmienionej formie, działa nadal jak za starych „dobrych czasów”.

Teraz o społecznych aspektach i o konsekwencjach postępującej degeneracji psychicznej w Polsce. Nasiliły się one bardzo poważnie w ostatnich kilku latach. Ich wyrazem jest, przede wszystkim, izolacjonizm i osamotnienie człowieka w społeczeństwie. To wynik neoliberalnej zasady: „radź sobie sam” czy też: „jak sam sobie nie pomożesz, to nikt ci nie pomoże”. Porozrywane zostały więzi solidarności międzyludzkiej i społecznej. Z szumnych ideałów i dokonań „S” nie pozostało już prawie nic. Przy czym, neoliberałowie twierdzą obłudnie i cynicznie, że ich system zapewnia, rzekomo, odpowiednie warunki rozwoju głównie ludziom zaradnym i przedsiębiorczym. Tych jest jednak mniejszość. Co zrobić natomiast z większością niezaradnych i nieprzedsiębiorczych? Skazać ich na zagładę? Skutki takiego podejścia są tragiczne. Z badań wynika, iż największa liczba osób porażonych psychicznie, wykluczonych z neoliberalizmu i samobójców wywodzi się właśnie z grona tych, którzy nie potrafią lub nie mogą odnaleźć się w nowym antyludzkim systemie albo też którzy ponieśli porażkę w swej niezaradności i anty przedsiębiorczości. Natomiast, komu się powiodło? Niewątpliwie, niektórym zdolnym i uczciwym przedsiębiorcom oraz, głównie, ludziom powiązanym z rządzącymi i im posłusznym, niegodziwcom, malwersantom, cwaniaczkom, nepotystom, złodziejaszkom, oszustom, układom mafijnym i innym.

I wreszcie, poważne względy oświatowe, kulturalne i obyczajowe oraz manipulacje edukacyjno-medialne rujnujące odporność psychiczną i umysłową społeczeństw oraz potęgujące ich degenerację psychiczną i socjologiczną. Większości słabowitych, nieporadnych a niekiedy i psychopatycznych zarządców na świecie bardzo zależy, najwyraźniej, na tym, żeby utrzymywać społeczeństwa i poszczególnych obywateli na odpowiednim poziomie głupoty, niedoinformowania i nieświadomości. Wtedy łatwiej jest nimi manipulować i zarządzać bez obawy o konsekwencje społeczne i polityczne takiego „zarządzania”. Pandemie, kryzysy i ciągłe perturbacje w systemie oświaty, nauki, techniki i szkolnictwa wyższego sprawiają, iż szkoły, uczelnie i instytuty naukowe „kształcą” niedouczonych ćwierć- i półinteligentów, którzy potem pracują często „na zmywakach” brytyjskich czy na polach szparagów niemieckich. Stopa bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych sięga 60%. Nie może to nie wpływać destrukcyjnie na stan świadomości i psychiki tej grupy społecznej. Dodajmy do tego żałosną subkulturę zamerykanizowaną zamiast Kultury przez duże „K” oraz niesamowity rozkwit przeróżnych patologii typu: korupcja, przekupstwo, nepotyzm, pedofilia, alkoholizm, narkomania, brak charyzmatycznych autorytetów, impotencja organizacji charytatywnych i społecznych, szczególnie związków zawodowych, mnogość afer przestępczych „zamiatanych pod dywan”, bezkarność przestępców, paraliż systemu wymiaru sprawiedliwości i wiele, wiele innych, a pełny obraz demoralizacji psychicznej i degrengolady społecznej ukaże się nam w swym przerażającym świetle.

Presja ekonomiczna na społeczeństwo jest to wyjątkowo perfidny (acz bardzo skuteczny – dla władzy) instrument dyscyplinowania obywateli i neutralizowania nastrojów rewolucyjnych oraz…pogarszania stanu ich zdrowia psychicznego. Pierwszy potężny szok nastąpił już na samym początku transformacji – w wyniku wprowadzenia tzw. planu Jeffreya Sachs’a („terapia wstrząsowa”). Nie zastosowano jej w żadnym innym kraju eurazjatyckim. Z perspektywy lat widać, iż owa „terapia” przyniosła opłakane rezultaty długofalowe i lawinę niespełnionych obietnic (np. europejski dobrobyt, „wakacje pod palmami” i inne). Większość społeczeństw czuje się zawiedziona i oszukana, tym bardziej, że neoliberalizm a l’americaine wprowadzony po owej „terapii” nie zdał egzaminu w praktyce polskiej i regionalnej (oraz w samych Stanach Zjednoczonych: kryzysy gospodarczo-społeczne, finansowe itd.). Bowiem, za pełną propagandowego blichtru fasadą rozwoju neokapitalistycznego i neoliberalnego oraz wzrostu dobrobytu rządzących i niektórych jednostek, społeczeństwu i państwu przysporzono ogromną masę poważnych problemów: brak racjonalnej alternatywy programowej wobec neoliberałów, rozwój na kredyt – to nie rozwój, życie na kredyt – to nie życie, spadek przyrostu PKB od 7% do obecnych niecałych 0,6% w 2024 r. (to prognoza MFW); oraz olbrzymie łączne zadłużenie Polski, (na które składa się 5 rodzajów długów, a mianowicie: dług publiczny = 385 mld USD, dług zagraniczny = 401 mld USD, dług gospodarstw domowych = 191 mld USD, zadłużenie firm = 9,4 mld PLN i długi ukryte ok. 1,3 bln USD).

Władze stosują w coraz większym stopniu terroryzm biurokratyczny i finansowy wobec obywateli – wyciągając z ich kieszeni maksymalną ilość pieniędzy celem łatania dziur budżetowych, spłacania długów, finansowania rozdętej biurokracji itp. Świadomość tych trudności i problemów oraz niepewność jutra polityczno-strategicznego oraz ekonomiczno-finansowego wywiera kolosalny negatywny wpływ na stan psychiczny społeczeństwa, na jego nastroje, na rozwojową wolę i siłę motoryczną. W Polsce i w innych krajach neoliberalnych funkcjonuje na całego mechanizm „błędnego koła” tzn.: narastające trudności materialne (fizyczne) potęgują kłopoty moralne (psychiczne) wśród obywateli; zaś, te, z kolei, nie ułatwiają przezwyciężania ww. trudności materialnych itp.itd. Takie są skutki neoliberalnej ideologii (teorii) i praktyki pogoni za pieniądzem, spychającej dobro, potrzeby i godność człowieka na dalszy plan oraz pogłębiającej dehumanizację stosunków społecznych. Czy tak to miało wyglądać w założeniach inspiratorów i realizatorów „rewolucji solidarnościowej” oraz transformacji systemowej w Polsce i w naszym regionie? Z pewnością – nie tak!

Manipulacje medialne: doprowadzono je do zenitu w ostatnich czasach. De facto, władza została przekształcona w jedno wielkie ministerstwo propagandy w centrali – z filiami terenowymi. Tzw. telewizja publiczna została całkowicie podporządkowana władzy, stała się tendencyjna, selektywna, nieobiektywna i jednostronna. W ślad za tym podążają w swoim stylu niektóre telewizje prywatne, stacje radiowe, prasa drukowana (np. „Gazeta Wyborcza”, TVN) itp. W większości – media, niektóre serwisy internetowe, wydawnictwa itp. są w rękach zagranicznych właścicieli (np. Axel Springer Verlag) i wykonują potulnie ich rozkazy – raczej nie w interesie Polski i naszego regionu. Niemniej jednak, władza dysponuje znacznym instrumentarium propagandowego oddziaływania na społeczeństwo (tzw.: PR = Public Relations). Korzysta ona coraz bardziej agresywnie i bezceremonialnie z tego instrumentarium – popełniając przy tym nierzadko kardynalne błędy, które przynoszą skutki odwrotne od zamierzonych. Rządzeni stają się coraz bardziej nieufni wobec rządzących, których zdenerwowanie nasila się z każdym dniem. Wyniki i pokłosie ostatnich wyborów powszechnych w RP (w październiku 2023 r.) są tego dobitnym świadectwem.

Dwa przykłady: 1.- tzw. propaganda sukcesu – zazwyczaj intensyfikuje się ją wówczas, kiedy sukcesów nie ma lub kiedy trzeba zakamuflować ewidentne wpadki i niepowodzenia. Rządzący łakną sukcesów – jak kania dżdżu. Wykorzystują oni każdą nadarzającą się sposobność w celu gloryfikowania własnych „dokonań” (i cudzych potknięć) wyolbrzymiając je nad miarę do niebotycznych rozmiarów. Np. wrzawa propagandowa ws. „zielonej wyspy”, sukcesów sportowych, pomocy dla Ukrainy i itd. oraz grobowa cisza propagandowa ws. winowajców tragedii smoleńskiej. 2.- liczenie na głupotę, bezmyślność i na nieświadomość obywateli. Propaganda obliczona jest nie tylko na robienie z ludzi bezwolnych „wariatów” lecz również na to, iż rządzeni są głupsi od rządzących, którzy, rzekomo, wszystko wiedzą lepiej, pewniej i zawsze mają rację. Tymczasem, w polityce, w życiu czy na polu walki obowiązuje zasada, iż „przeciwnik może okazać się mądrzejszy, silniejszy i przebieglejszy ode mnie”. Lekceważenie tej zasady prowadzi, z reguły, do przegranej.

W sferze metodologicznej, w public relations w Polsce i w innych krajach neoliberalnych obowiązuje zasada ręcznego sterowania, czyli udzielania instrukcji odgórnych i ścisłej koordynacji poczynań informacyjno-propagandowych mediów prorządowych. W efekcie tego, np., nadawane są codziennie takie same albo bardzo podobne serwisy informacyjne i komentarze. Angażuje się do nich stale te same „gadające głowy”, co znacznie obniża wiarygodność takich praktyk, ich efektywność i siłę oddziaływania na świadomość społeczną. Do monstrualnych rozmiarów podniesiono, wraz z propagandą sukcesu oraz z zasadą: że „kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą”, ogłupianie społeczeństwa – rozsiewanie psychozy strachu, zagrożenia, patologii i taniej sensacji. W mediach – trup pada gęsto i krew leje się strumieniami. W wyniku tego, serwisy informacyjne TV, Internetu, filmy, reportaże, niektóre gazety i periodyki (np. brukowce springerowskie) oraz inne media ulegają zastraszającej kryminalizacji – stają się rzeczywiście kronikami policyjno-sądowymi. Grają na najniższych instynktach i gustach ludzkich. Ludzie mają się bać!

Szerzy się brutalne kaleczenie języka polskiego oraz innych języków (czyli ich amerykanizacja), wulgarna golizna i seksomania. „Głupi naród” jest tumaniony i demoralizowany coraz bardziej. Spustoszenie umysłowe, błądzenie i wyobcowanie (alienację) powoduje postępująca westernizacja programowo-metodologiczna mediów, także lingwistyczna. Używane obecnie języki w poszczególnych krajach są pełne wulgaryzmów, tzw. nowomowy, nowotworów lingwistycznych i dziwolągów neologicznych oraz mają coraz mniej wspólnego z tradycyjnymi oryginałami języków narodowych. Starsze pokolenia nie ulegają zbyt łatwo takiej „psichołogiczieskoj obrabotce”, ale młode – niestety, tak i to bardzo! Dla nich jest to coś normalnego i zastanego w życiu – od urodzenia. Dlatego też spustoszenie moralne i psychiczne w ich mózgownicach jest niezwykle szkodliwe i raczej nieodwracalne. Na to liczą bardzo niektórzy rządzący, decydenci i ich medialne sługusy.

Inną metodą jest ciągłe nadawanie i publikowanie materiałów wywołujących współczucie, litość i silne wzruszenie u obywateli. W sposób bezwzględny eksploatuje się przeto tematykę biednych, chorych, rannych czy zabijanych dzieci, ludzi znajdujących się w tragicznej sytuacji (bezdomni, uchodźcy ukraińscy i inni, ciężko chorzy oraz maltretowane zwierzęta itp.). Decydenci i ich media mają natomiast niebywałe „szczęście”, jeśli chodzi o nieustającą obfitość tzw. tematów zastępczych (np.: ś.p. polski papież, Ukraina, Bliski Wschód, pedofile, mordercy, kibole, olimpiada w Paryżu, piłka nożna i itd.), którymi dość skutecznie kamuflują realne i poważne problemy kraju i świata oraz usiłują odwracać uwagę społeczeństwa od tych problemów. W ten sposób, władze, nie rozwiązując realnych kwestii makro, starają się przedłużać swoją egzystencję oraz korzystać z apanaży i z możliwości zarabiania pieniędzy, jakie daje sprawowanie władzy i dostęp do apanaży w spółkach państwowych. Jest to jednak metodologia i taktyka bardzo krótkowzroczna i zgubna w ostatecznym rozrachunku.

Zauważalne jest systematyczne obniżanie poziomu jakości i wymaganego wyrafinowania mediów, bowiem dominują w nich płycizny i słabizny oraz tendencyjność. Media stają się coraz bardziej prowincjonalne i zaściankowe. Propagowane są przeważnie treści coraz gorsze, stronnicze i negatywne – zamiast coraz lepszych, obiektywnych i pozytywnych (relacje z wydarzeń na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie są tego jaskrawym dowodem). Takie podejście raczej deprymuje ludzi a nie zachęca ich do aktywnego życia i do wydajnej pracy oraz do działania w interesie własnym i społecznym. Wielu zapytuje: „po co mam się trudzić i starać, skoro mogę na tym więcej stracić niż zyskać?”. Oto skutki tego, że media wykorzystywane są, nade wszystko, w interesie rządzących a nie rządzonych oraz że przeważa w nich banalna forma nad poważną treścią. Kultura dyskusji publicznych spadła na samo dno! Szkodliwa jest także niebywała monotonia medialna – człowiek włącza telewizor, otwiera Internet czy kupuje brukowiec i – a priori – wie, czego może się po nich spodziewać?! Wielkie zdenerwowanie, oburzenie i gniew społeczny budzi także lansowanie stale tych samych „mądrali” i „celebrytów” – zasobnych, pyskatych, modnie odzianych (albo rozebranych) i zdemoralizowanych. Czy oni mają stanowić „wzorce” do naśladowania dla większości społeczeństwa, dla którego owe „wzorce” są nieosiągalne?

ZAKOŃCZENIE I WNIOSKI

Po pierwsze, w niniejszym opracowaniu będącym maksymalnie możliwą syntezą kluczowych aspektów z zakresu pandemii psychicznej starałem się wykazać, że jest to pandemia chyba najdłuższa i najgorsza ze wszystkich możliwych. Dotyczy ona bowiem miliardowych rzesz ludzkich, które z powodu poważnych „dolegliwości umysłów i dusz” nie są w stanie funkcjonować w pełni sprawnie i efektywnie w swoich społecznościach, w narodach i w skali całej ludzkości. W podsumowaniu moich rozważań pragnę, przykładowo, zwrócić uwagę tylko na niektóre aspekty przedmiotowej sprawy, mając świadomość, że aspektów owych jest bez liku. Jak wspomniałem na wstępie, geneza współczesnej pandemii sięga tysięcy lat wstecz, do starożytnych Indii. W pewnym sensie, jest ona zjawiskiem i dolegliwością unikalną w swoim rodzaju, gdyż: 1.Trwa nieprzerwanie już przez tak długi okres czasu; 2. Dotyka coraz liczniejszych mas ludzkich w miarę, jak ich liczebność zwiększa się coraz szybciej; 3. Stanowi nadal chorobę „wstydliwą i bezkarną”, wobec której nie ma odpowiedniej profilaktyki, terapii oraz rehabilitacji na wszystkich szczeblach cywilizacyjnych; 4. Powoduje więc ona ogromne, wręcz nieobliczalne straty ludzkie, moralne i materialne z tego wynikające. Co robić w tej dramatycznej sytuacji? Bardzo pilną koniecznością globalną jest nade wszystko: – przełamanie dotychczasowej niechęci oraz najzwyklejszej impotencji decydentów i instytucji w odniesieniu do chorób psychicznych; – dokonanie kompleksowej rzetelnej analizy i oceny sytuacji na wszystkich szczeblach; – opracowanie skutecznych programów działania dla ograniczenia i powstrzymania eskalacji pandemii; oraz – zapewnienie odpowiednich mechanizmów, specjalistów, infrastruktury i środków celem zwalczania zła. W przeciwnym bowiem razie światu i cywilizacji ludzkiej zagrażałoby przeobrażenie się w jeden „globalny dom wariatów” ze wszystkimi wynikającymi stąd tragicznymi konsekwencjami.

Po drugie, na psychikę poszczególnych obywateli, całych społeczeństw i ogółu ludzkości wpływają negatywnie m.in. następujące okoliczności natury materialnej: niedorozwój infrastrukturalny, dzika prywatyzacja, wyprzedaż majątku narodowego, np. sektora finansowego, bankowego i medialnego, bezrobocie, nędza i wykluczenie wielu obywateli, niskie płace, renty, emerytury i świadczenia socjalne, rosnąca przepaść między bogatymi i biednymi, przekształcanie wielu krajów w półkolonie zachodnie, wciągnięcie licznych młodych obywateli do pułapki kredytowej do końca życia, co skutecznie niweluje ich zapał reformatorski i rewolucyjny, pogorszenie stanu bezpieczeństwa regionów, państw i obywateli etc. Jednym słowem: dehumanizacja, beznadzieja, rozpacz i, nade wszystko, niepewność jutra. Niepokojące są także, również pod względem społeczno-psychologicznym i świadomościowym, niektóre awanturnicze poczynania militarystyczne i rozwiązania siłowe, które wszakże niczego nie rozwiązują, ekstrawaganckie „propozycje reformatorskie” zgłaszane np. przez organy kierownicze Unii Europejskiej itp.

Po trzecie, wśród bezpośrednich przyczyn degeneracji psychicznej jedno z czołowych miejsc zajmuje dość powszechna zapaść i niewydolność służby zdrowia. Z tego powodu umierają niepotrzebnie setki tysięcy pacjentów. Opaczna polityka w przypadku Covid-19 oraz zaniechanie właściwego leczenia innych chorób, także psychicznych, jest tego dobitnym przykładem. Konsekwencje tej tragicznej sytuacji są dwojakiego rodzaju: – nosiciele chorób psychicznych nie są leczeni w odpowiedni sposób, co pogarsza ich stan zdrowia i zwiększa umieralność. Zaś – pozostali pacjenci, mając świadomość, że nie mogą być leczeni skutecznie, szybko, sprawnie i właściwie, popadają w depresje i powiększają szeregi psychicznych. Umieralność wzrasta jeszcze bardziej. To – w połączeniu ze słabym przyrostem demograficznym – powoduje np. gwałtowny spadek liczebności ludności Polski. Prognozy ONZ-owskie zakładają, że liczba ta może zmniejszyć się o połowę w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat.

Po czwarte, presja, obstrukcja i dywersja medialna. Generalnie, w zakresie nadawanych i publikowanych treści – poza dezinformacją, manipulacją i czarną propagandą – niezwykle szkodliwa, pod względem psychicznym, jest pogłębiająca się przepaść między lukrowanymi treściami a brutalnymi realiami rozwoju krajów i świata oraz życia, pracy i przyszłości obywateli. Jak bumerang, stale powraca hasło: „prasa kłamie, media kłamią”. W szczególności, media nie powinny być instrumentem prowadzącym do pogłębiania degeneracji i zapaści psychicznej obywateli. W ostatecznym rozrachunku – szkodzi ona nie tylko konsumentom mediów lecz również producentom opacznych treści, nawet opakowanych w atrakcyjne formy, szkodzi państwom oraz ich wizerunkowi i pozycji w świecie. W tym kontekście, szczególnie w okresach przedwyborczych, nasilają się manipulacje treściami, obietnicami i tematami mogącymi służyć modelowaniu preferencji wyborców i wpływaniu na wyniki wyborów, na które wyborcy i tak nie mają prawie żadnego wpływu. Brak możliwości wpływania na bieg wydarzeń w krajach i we własnym środowisku potęguje uczucia bezsilności i frustracji wśród obywateli. W celach przedwyborczych i powyborczych wykorzystuje się w mediach bezpłodne dyskusje i puste przepychanki słowne oraz, zwłaszcza, tzw. sondaże opinii publicznej (np. exit polls), często manipulowane, rozbieżne i surrealistyczne. Jednym słowem, zarówno pod względem treści, jak i formy, media prezentują się jak wielkie stajnie augiaszowe wymagające gruntownej czystki i reformy oraz odstąpienia od izolacjonizmu i od zaściankowości, a także – i przede wszystkim – od rezygnacji z funkcji prania i zniewalania mózgów oraz od psychicznego otępiania społeczeństw, szczególnie młodszej ich części.

Jeśli by podsumować wszystkie przeanalizowane powyżej przejawy, przyczyny i motywy degeneracji psychicznej wielu społeczeństw, znacznej części społeczności międzynarodowej oraz ich dotychczasowe konsekwencje, to trzeba powiedzieć jasno i zdecydowanie: na ludzkiej umysłowości, świadomości, psychice i przyszłości (w ostatecznym efekcie) dokonywana jest bezprecedensowa zbrodnia przeciwko człowieczeństwu, której pierwsze poważne i dramatyczne konsekwencje widać już dziś. W interesie wszystkich, także mądrych, rozumnych i normalnych obywateli, jest przeto niedopuszczenie do przekształcenia Ziemi w jeden wielki dom wariatów. STOP! Trzeba zatrzymać wzrost liczby chorych psychicznie i samobójstw! Mój ś.p. profesor filozofii, jeden z najwybitniejszych polskich uczonych współczesności, ostrzegał mnie (na ostatnim egzaminie): „pamiętaj, młodzieńcze, iż – w domu wariatów – mądry człowiek traktowany jest jak głupi”. Te prorocze słowa są jeszcze bardziej aktualne dziś w świetle obecnych realiów w zakresie pandemii psychicznej na świecie. Ale słowa te nie powinny się spełnić!

Autorstwo: Sylwester Szafarz
Źródło: Trybuna.info

PRZYPIS

[1]. Znamienne, iż systematycznie pogarsza się stan psychiczny żołnierzy i oficerów US Army. Aż 2,6 mln spośród nich uczestniczyło, w ostatnich 25 latach, w wojnie afgańskiej i irackiej oraz w innych misjach bojowych poza granicami Stanów Zjednoczonych. Po powrocie do kraju, połowa z nich żali się, iż władze nie zajmują się nimi w odpowiednim stopniu – także jeśli chodzi o zdrowie psychiczne. W efekcie tego, poczynając od roku 2008, więcej żołnierzy amerykańskich zginęło we własnym kraju (najczęściej śmiercią samobójczą) niż poza jego granicami (w działaniach bojowych). Nierzadko dochodzi do strzelaniny, powodowanej często przez psychicznie chorych, nawet na terenie amerykańskich baz wojskowych.

  1. Szwęda 08.11.2023 13:47

    E tam, ja bym raczej skłaniał się do tego, że tam w tym podanym roku to już raczej nie będzie nikogo…

 

Dolina Krzemowa przeciwko rozwojowi


Był taki czas, kiedy kraje Południa domagały się „nowego światowego ładu ekonomicznego” i polegały na planowanym uprzemysłowieniu w celu zwalczania ubóstwa. Dziś alternatywą są bezpośrednie darowizny w gotówce, oferowane najbiedniejszym przez najbogatszych. Podejście takie nie tylko nie kwestionuje neoliberalnych reform i ich konsekwencji, lecz co więcej umacnia neoliberalne status quo.

Kiedy współzałożyciel Facebooka Chris Hughes opuścił firmę w 2007 r., miał nadzieję, że przeznaczy swoją najnowszą fortunę na zmianę świata. Podobnie jak wielu innych przed nim, szybko przyszło mu do głowy „skończyć ze skrajnym ubóstwem” [1]. Dopiero jednak po przeczytaniu bestsellera Jeffreya Sachsa o „eliminowaniu ubóstwa” i po wizycie w jednej z pilotażowych wiosek tego ekonomisty w Kenii Hughes wpadł na pewien cudowny pomysł [2].

Sachs, który najpierw, na początku lat 1990., był głównym ideologiem terapii szokowej w państwach byłego bloku radzieckiego, odrodził się z biegiem czasu jako papież walki z ubóstwem. „Ta wioska”, wyjaśnił w 2005 r. w programie MTV zatytułowanym Prowadzony w Afryce dziennik Angeliny Jolie i dr. Jeffreya Sachsa, „skończy ze skrajnym ubóstwem”. Kiedy jednak sam Hugues odwiedził małą kenijską wioskę, sukces nie rzucił mu się w oczy: w szkole nie było ołówków, mydła, papieru, a komputerów nigdy nie podłączono do Internetu, co wprawiło go w osłupienie.

Jak przyznał sam Sachs, jego eksperyment o wartości 120 mln dolarów poprawił stan zdrowia matek i produkcję rolną, ale nie doprowadził do poprawy odżywiania ani edukacji; nie miał „dającego się zauważyć wpływu” na ubóstwo [3]. Hugues wyciągnął z tego wniosek, że zamiast finansować projekty, wystarczy dać pieniądze bezpośrednio biednym. Oto „zdecydowanie liberalna i rynkowa strategia”, zapewnił. Filantrop z Doliny Krzemowej natychmiast dołączył do zarządu GiveDirect, organizacji pozarządowej promującej transfery pieniężne w celu walki z ubóstwem.

Ten mały start-up, założony w 2008 r. przez czterech absolwentów Uniwersytetu Harvarda i Massachusetts Institute of Technology (MIT) i specjalizujący się w rozwoju, polegającym na promowaniu powszechnego dochodu podstawowego, wkrótce zwrócił na siebie uwagę Twittera i Google’a. Projekt Sachsa tonął pośród otaczającej go obojętności, kiedy GiveDirectly przygotowywał się do wysłania 1 tys. dolarów amerykańskich do ponad 20 tys. losowo wybranych beneficjentów w 197 wioskach kenijskich. Pieniądze, przekazywane bezpośrednio przez telefon komórkowy, wręczano bezwarunkowo.

JAKIEŚ DZIECKO MOŻE WYJŚĆ Z BIEDY

Dziś, zaledwie 10 lat po utworzeniu, GiveDirectly jest najszybciej rozwijającym się stowarzyszeniem na świecie, z budżetem, który wzrósł z 14,5 mln dolarów w 2015 r. do ponad 300 mln w 2020. Rozprowadziło już na całym świecie ponad 550 mln dolarów. Za tym oszałamiającym sukcesem kryją się wielkie fortuny Doliny Krzemowej, od Elona Muska po upadłego już króla kryptowalut Sama Bankmana-Frieda i założyciela Twittera Jacka Dorseya. Przedsięwzięcie polegające na digitalizacji socjalu idzie w parze z „monetyzacją” ubóstwa. Zamiast grzęznąć w instytucjach biurokratycznych i długich negocjacjach politycznych, rozwój powinien być teraz pomyślany jako kupowanie pary trampek online: bez pośredników. Za pośrednictwem telefonu komórkowego każdy może wysłać „gotówkę” w dowolne miejsce na świecie, a jakieś dziecko „może wyjść z biedy”.

Sukces GiveDirect jest częścią czegoś, co od dwóch dekad ekonomiści rozwoju nazywają „rewolucją przekazów pieniężnych”. Po polityce dostosowania strukturalnego, narzuconej na przełomie lat 80. i 90. przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) i Bank Światowy, wiele krajów Południa rzeczywiście wybrało sposób rozwoju oparty na alokacji pieniężnej w różnych formach (ze szkodą dla polityki inwestycji publicznych). Kilka dekad temu ta trywializowana teraz idea była jeszcze marginalna. Stopniowo zmienił jednak sytuację program Progresa, uruchomiony przez Meksyk w 1997 r., po 10 latach ortodoksji fiskalnej, która prawie podwoiła ubóstwo.

Reforma, zaprojektowana głównie przez meksykańskiego ekonomistę Santiago Levy’ego, miała na celu zastąpienie tego, co pozostało ze starej polityki kontroli cen, usług publicznych i subsydiów mających pozwolić na zaspokojenie podstawowych potrzeb, zestawem bezpośrednich transferów gotówkowych. Do 2007 r. Progresa objęła jedną trzecią gospodarstw domowych w kraju i stała się największym meksykańskim programem walki z ubóstwem. Inicjatywa ta dała przykład dziesiątkom krajów Ameryki Łacińskiej i Afryki, które wpadły pod walec liberalizacji gospodarczej.

BEZ UPRZEMYSŁOWIENIA SIĘ NIE DA

„Cicha rewolucja”, nazwana tak przez jej promotorów Armando Barrientosa i Davida Hulme’a [4], zaczęła się głównie w Afryce subsaharyjskiej. Jest ponad sto programów realizowanych od 2000 r. w formie ulg rodzinnych, ulg podatkowych lub bezwarunkowych transferów. Powszechny dochód stał się nawet bodźcem do mnożenia eksperymentów finansowanych przez wiele grup filantropijnych w Namibii, Kenii czy Ugandzie. MFW, Bank Światowy czy Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP) wspierają strategię, a w lipcu 2020 r. sam António Guterres, sekretarz generalny ONZ, ogłosił „nową umowę społeczną na nową erę”, w tym „możliwość wprowadzenia powszechnego dochodu podstawowego” [5].

„Nowość” tego modelu dobrze widać, kiedy porówna się ją z tym, który usiłowano zaprowadzić w poprzednich dekadach. „Narody ubogie”, powiedział w 1977 r. prezydent Tanzanii Julius Nyerere, „bez uprzemysłowienia nie mogą przezwyciężyć ubóstwa” [6]. Przekonanie to było szeroko rozpowszechnione wśród elit postkolonialnych. Większość ówczesnych myślicieli przywiązywała niewielką wagę do samej tylko redukcji ubóstwa jako takiego. Przed neoliberalnym zwrotem w połowie lat 70. „panował powszechny konsens co do tego, że w dużej mierze rozwój polega na przekształceniu struktury produkcyjnej” [7], mówi ekonomista rozwoju Ha-Joon Chang.

Kwestie ubóstwa były zawsze zintegrowane z szerszymi problemami makroekonomicznymi i instytucjonalnymi, związanymi z międzynarodowym podziałem pracy. Aby wyjść ze stagnacji, młode państwa wyzwolone od kolonializmu na ogół zwracały się ku teoriom planowej industrializacji. Ich zainspirowani socjalistycznymi ideałami przywódcy, tacy jak wspomniany Nyerere, Kwame Nkrumah (Ghana) czy Jawaharlal Nehru (Indie) otwarcie pojmowali swoją strategię rozwoju jako alternatywę dla liberalizmu gospodarczego i imperializmu.

Zwolennicy takiego podejścia, w końcu lat 40. sformalizowanego zwłaszcza przez argentyńskiego ekonomistę Raula Prebischa, podkreślali, że handel międzynarodowy odtwarza nierówności Północ-Południe. Bez ceł, kontroli cen i kierowanego przez państwo uprzemysłowienia Południe nie mogłoby dogonić krajów rozwiniętych.

WALKA Z UBÓSTWEM BEZ NOWEGO ŁADU

Dlatego kwestia ubóstwa wpisywała się w szerszy kontekst nierówności między krajami i nierównego podziału pracy na poziomie globalnym. Nacisk na struktury, które powodują nędzę, a nie na ulżenie ubogim, odzwierciedliło się w programie całkowitej reformy handlu międzynarodowego. Akt Końcowy Konferencji Narodów Zjednoczonych do spraw Handlu i Rozwoju z 1964 r. stawiał sobie za cel „osiągnięcie zmodyfikowanego, bardziej racjonalnego i sprawiedliwszego międzynarodowego podziału pracy oraz towarzyszące mu niezbędne dostosowania w światowej produkcji i handlu” [8]. 10 lat później program odniósł swój szczytowy sukces w rezolucji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych o zaprowadzeniu, mówiąc słowami algierskiego prezydenta Huari Bumediena, „nowego międzynarodowego ładu ekonomicznego”. Propozycje, dość heterogeniczne, obejmowały transfer technologii, a także zwiększoną kontrolę nad przedsiębiorstwami wielonarodowymi. Nie chodziło o przerwanie procesu internacjonalizacji handlu, ale o wymuszenie na nim za pomocą ram prawnych jego sprawiedliwszego dla Południa przebiegu.

Odwrócenie ideologicznego układu sił, korupcja elit wywodzących się z procesów dekolonizacji, zmiana światowej sytuacji gospodarczej: wszystkie te czynniki zbiegły się pod koniec lat 70. i stawiły temu czoło. Sprawę ubóstwa stopniowo oddzielano od rozważań na temat międzynarodowych stosunków władzy. Pojmowane indywidualnie i jako abstrakcyjny próg dochodowy, paradoksalnie stało się ono główną stawką w grze prowadzącej do odpolitycznienia problemu form rozwoju.

Bank Światowy zainicjował tę zmianę pod przewodnictwem Roberta McNamary (1968-1981), architekta wojny w Wietnamie, stając się głównym finansistą krajów rozwijających się po to, aby można było uniknąć reformy handlu, której kraje te się domagały. Następnie główne międzynarodowe instytucje finansowe wsparły liberalizację gospodarczą, programy dostosowań strukturalnych, a w końcu wypromowały ukierunkowane polityki transferów pieniężnych.

Jak zauważył indyjski ekonomista Ajit Singh, doradca ekonomiczny Juliusa Nyerere, wzniecona przez te instytucje wojna ze skrajnym ubóstwem miała „zniechęcać do rozwoju przemysłowego”, a nie będąc „nieodłączną częścią składową kompleksowego planu globalnego uprzemysłowienia i zmian strukturalnych w gospodarce danego kraju”, miała niewielkie szanse na sukces [9].

NEOLIBERALNE „PAŃSTWO PRZELEWOWE”

Uruchomienie w 1979 r. pożyczek na dostosowania strukturalne przyspieszyło ten ruch: Bank Światowy uzależniał odtąd swoje zaliczki od wdrożenia określonych reform. Wraz z kryzysem zadłużenia, z którym na przełomie lat 80. i 90. borykało się wiele państw, pożyczki te stały się kluczowym instrumentem neoliberalnego zwrotu w skali światowej.

W klimacie wrogim państwowym projektom rozwojowym transfery pieniężne wydają się atrakcyjnym uzupełnieniem reform liberalizujących gospodarki i rynki pracy. Narzucone dostosowania zwiększają ubóstwo, toteż, aby ułatwić transformację makroekonomiczną, rządy sięgają po narzędzie fiskalne. Jak zauważają ekonomiści Erik Reinert, Jayati Ghosh i Rainer Kattel, triumf walki z ubóstwem doprowadził ostatecznie do tego, że debata o poprawie „warunków życia ludzi określanych jako ubodzy” zastąpiła debatę o tym, jak przeobrazić „gospodarki, w których oni żyją” [10].

Dla krajów Południa, w coraz mniejszym stopniu zdolnych do regulowania stosunków pracy, ukierunkowania inwestycji bezpośrednich czy uspołecznienia zasobów, rozwój nowego „państwa przelewowego”, oddziałującego wyłącznie na dystrybucję dochodów, stanowi alternatywę dla projektów postkolonialnych. W tym znaczeniu wzrost transferów pieniężnych promowanych przez think-tanki i stowarzyszenia z Doliny Krzemowej nie oznacza odwrotu od neoliberalizmu, lecz jego przedłużenie. Jak wskazuje antropolog James Ferguson, wiele krajów połączyło wdrożenie „neoliberalnego programu prywatyzacji i utowarowienia” ze „znaczną ekspansją programów bezpośredniej dystrybucji pieniędzy, które są coraz bardziej oderwane od kwestii stosunków pracy” [11].

Sprawiedliwość społeczną, wyjaśnia historyk Samuel Moyn, „zglobalizowano i zminimalizowano, tak jakby politycy mogli zadowolić się ustanowieniem podłogi, poniżej której »nikt nie powinien spaść«, ze szkodą dla bardziej radykalnych ambicji przywódców niepodległych państw postkolonialnych” [12]. Po drodze nasze pojmowanie rozwoju i nierówności uległo głębokiej transformacji i rozwój jako przedsięwzięcie zbiorowe rozpłynął się w oceanie bezosobowych wyborów konsumenckich.

Autorstwo: Anton Jägar i Daniel Zamora
Tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski
Źródło: Monde-Diplomatique.pl

PRZYPISY

[1] Ch. Hughes, „Fair Shot: Rethinking Inequality and How We Earn”, St. Martin’s Press, Nowy Jork 2018.

[2] J. Sachs, „The End of Poverty. How We Can Make it Happen in Our Lifetime”, Allen Lane, Londyn 2005.

[3] J. Sachs, „Lessons from the Millennium Villages Project: A Personal Perspective”, „The Lancet”, t. 6 nr 5, 2018.

[4] A. Barrientos, D. Hulme, „Social Protection for the Poor and Poorest in Developing Countries: Reflections on a Quiet Revolution”, Brooks World Poverty Institute Working Paper nr 30, 2008.

[5] A. Guterres, „Tackling the Inequality Pandemic: A New Social Contract for a New Era”, 18 lipca 2020 r., na https://www.un.org.

[6] J.K. Nyerere, „The Plea of the Poor: New Economic Order Needed for the World Community”, New Directions t. 4 nr 4, 1977.

[7] Ha-Joon Chang, „Hamlet without the Prince of Denmark: How Development Has Disappeared from Today’s ‘Development’ Discourse”, w: S. Khan, J. Christiansen (red.), Towards New Developmentalism. Market as Means Rather Than Master, Routledge, Londyn 2010.

[8] „Acte de la Conférence des Nations Unies sur le commerce et le développement I. Acte final et Rapport”, Conférence des Nations unies sur le commerce et le développement, Genewa 1964.

[9] A. Singh, „The ‘Basic Needs’ Approach to Development vs the New International Economic Order: The Significance of Third World Industrialization”, World Development t. 7 nr 6, 1979.

[10] E. Reinert, J. Ghosh, R. Kattel, „Handbook of Alternative Theories of Economic Development”, Edward Elgar Publishing, Cheltenham 2016.

[11] J. Ferguson, „Give a Man a Fish. Reflections on the New Politics of Distribution”, Duke University Press, Durham 2015.

[12] S. Moyn, „Not Enough. Human Rights in an Unequal World”, Harvard University Press, Cambridge 2018.

 

Włosi chcą uratować 8-miesięczną dziewczynkę przed eutanazją


Brytyjski szpital podjął decyzję o poddaniu 8-miesięcznej Indi Gregory eutanazji, wbrew woli jej rodziców. Sprawą zainteresowały się Włochy. Włoski rząd nadał dziecku obywatelstwo i chce przetransportować je do Włoch.

8-miesięczna Indi Gregory cierpi na rzadką chorobę dotykającą mitochondriów komórkowych, przez którą nie rozwijają się jej mięśnie. Dziewczynka jest obywatelką Wielkiej Brytanii. Leczyli ją brytyjscy lekarze, którzy uznali jej przypadek za beznadziejny.

Szpital zaopiniował, że w interesie dziecka leży odłączenie go od aparatury. Wniosek o przeprowadzenie eutanazji poparł brytyjski sąd. Wszystko to działo się wbrew woli rodziców. „Kiedy byłem w sądzie, czułem się, jakbym został zaciągnięty do piekła. Pomyślałem, że jeśli istnieje piekło, to musi też istnieć niebo” – powiedział ojciec dziewczynki.

Niebo rzeczywiście odezwało się do rodziców Indi. Watykański szpital Bambino Gesù zaproponował, że podejmie się dalszego leczenia dziecka. Zainterweniował także włoski rząd, nadając Indi Gregory włoskie obywatelstwo w trybie przyspieszonym.

Warto tu napisać, że nie jest to pierwsza taka sprawa w Wielkiej Brytanii. W przeszłości głośno było o przypadku chłopca Alfiego Evansa, który w podobnych okolicznościach został skazany przez brytyjskich lekarzy na eutanazję.

Na podstawie: KAI
Źródło: NCzas.com

 

Odzyskać globalne południe


Wojna Izraela z Palestyńczykami jest wyjątkowo niekorzystna dla Stanów Zjednoczonych. Owszem, możemy naiwnie wierzyć, że USA i Izrael stanowią jedność i mają dokładnie te same interesy. Tezy te jednak zostały już dawno obalone nawet w samych Stanach Zjednoczonych przez najpoważniejszych tamtejszych intelektualistów. Izrael nie jest żadnym niezbędnym elementem amerykańskiej strategii na Bliskim Wschodzie. Więcej, jest piątym kołem u wozu Waszyngtonu. Przeszkodą dla prowadzenia przez Amerykanów skutecznej polityki, chociażby a może zwłaszcza w Trzecim Świecie.

Amerykanie chcieli w trakcie wojny rosyjsko-ukraińskiej dla swojej antyrosyjskiej krucjaty zbudować poparcie wśród najbiedniejszych krajów świata. Kraje globalnego południa nie dały się jednak nabrać, z nielicznymi wyjątkami, na chwyty Waszyngtonu. Poza tym Rosja jest istotnym dostarczycielem produktów żywnościowych dla krajów najbiedniejszych toteż nawet jeżeli solidaryzowały się one z losem Ukrainy i Ukraińców, to ostatecznie musiały, mówiąc kolokwialnie, „siedzieć cicho”, aby rachunki za rosyjskie zboże nie podrożały, a statki je dostarczające przypadkiem gdzieś w połowie drogi nie napotkały dziwnej awarii i nie dotarły w docelową destynację.

Po wojnie ukraińskiej, w której budowanie szerokiego bloku poparcia dla swoich interesów Waszyngtonowi poszło raczej gorzej niż lepiej, w kolejnym starciu wschodu z zachodem, tym razem na pustyniach Bliskiego Wschodu, Amerykanom poszło jeszcze słabiej. Cały obszar świata (z naprawdę nielicznymi wyjątkami) zamieszkały przez rasy niebiałe, solidaryzuje się z bezwzględnie mordowanymi przez reżim syjonistyczny Palestyńczykami. Amerykańskie bazy wojskowe na Bliskim Wschodzie są atakowane, obywatele USA są ostrzegani przed podróżami zagranicznymi przez własne ministerstwo spraw zagranicznych (tj. Departament Stanu) a ludność krajów Trzeciego Świata, które Ameryka w trakcie wojny ukraińsko-rosyjskiej chciała pozyskać dla swoich interesów, także do odciągnięcia ich od Chin, dzisiaj organizuje milionowe marsze w obronie praw Palestyńczyków, które oprócz Izraela skierowane są także przeciwko Stanom Zjednoczonym.

Możemy oczywiście zastanawiać się ile inspiracji czy też działań zmierzających do wywołania wojny w Strefie Gazy, pochodziło od Stanów Zjednoczonych. Być może Waszyngton ma jakiś dobrze zakamuflowany cel tej wojny: odbudowa potęgi przemysłu zbrojeniowego, odbudowa wojska, większa konsolidacja USA z europejskimi i anglosaskimi sojusznikami – trudno na ten moment wyrokować, jaka jest prawda. Nie ulega jednak wątpliwości, że wojna Izraela z Palestyną (bo oglądając obrazki ze Strefy Gazy trudno nazywać ją wojną z Hamasem) będzie silnym ciosem dla wizerunku Stanów Zjednoczonych, które grały w ukraińskim konflikcie dobrego wujka, wspierającego napadniętych Ukraińców. Ten wizerunek został właśnie zatarty i USA po raz kolejny są synonimem zbrodni wojennych, a co najmniej przyzwalania na nie, oraz imperializmu.

Taki wizerunek odciśnie trwałe ślady na polityce zwalczania wpływów Chińskiej Republiki Ludowej. Amerykanie prędzej czy później będą musieli zmazać plamę na własnym wizerunku za wojnę Izraela czy też w interesie Izraela, jeżeli dołączą do niej w szerszym tego słowa znaczeniu.

Po wojnach George’a Busha juniora amerykański establishment wysunął na widok publiczny nową twarz Ameryki. Barack Obama, polityk o niebiałym kolorze skóry miał zmazać plamę na postrzeganiu Stanów Zjednoczonych po krwawych i brutalnych wojnach, które neokoni razem z Bushem wywołali w Iraku czy też Afganistanie. Nowa twarz USA musiała rzecz jasna być połączona z nieco bardziej ukrytą formą imperializmu. Rodzące się w późnym okresie rządów Busha tendencje neoizolacjonistyczne musiały zostać spacyfikowane „rozsądną” formą interwencjonizmu. Tak właśnie Projekt na Nowe Amerykańskie Stulecie został u władzy zastąpiony Centrum Nowego Amerykańskiego Bezpieczeństwa (CNAS). Kadry jednak niewiele się zmieniły: na czele najważniejszej grupy wpływu stanęła Wiktora Nuland, żona założyciela PNAC Roberta Kagana.

Nowa forma amerykańskiego interwencjonizmu musiała przybrać nieco bardziej tajny charakter. Toteż wojna z Islamską Republika Iranu, również w interesie państwa syjonistycznego, tak jak wojny w Iraku i Afganistanie, prowadzona była za pomocą tajnych operacji: wirusów komputerowych czy też państwowego terroryzmu, jakim były niewątpliwie zaplanowane i przeprowadzane z zimną krwią mordy na irańskich naukowcach. Wszystko to jednak pozostawało poza kurtyną głównej polityki, w której uśmiechający się Obama odgrywał swoją rolę ogłupiania świata i indoktrynowania społeczeństw pozytywnym wizerunkiem Stanów Zjednoczonych.

Pytanie nasuwa się: jak Ameryka będzie chciała zmazać plamę na swoim wizerunku po nowej kampanii izraelskiej, w której osłanianie i wspieranie zaangażowane są amerykańskie okręty wojenne, wojska specjalne czy też tajne służby?

Nie ulega żadnych wątpliwości, że elementem zmazywania plamy na wizerunku Stanów Zjednoczonych po ludobójczej wojnie Izraela musi być nowa, bardziej znośna dla globalnego południa twarz amerykańskiego prezydenta. Wcale nie zdziwiłbym się gdyby to Donald Trump wygrał najbliższe wybory prezydenckie w USA w 2024 roku. Lobby izraelskie, a przynajmniej jego część wciąż mocno na niego stawia. Problem polega na tym, że wydarzenia z 6 stycznia 2021 roku, w których rola Trumpa jest wciąż niejasna, rzutować mogą w przypadku jego wygranej na wizerunku USA jeszcze bardziej. Amerykańskie głębokie elity popełniłyby duży błąd gdyby pozwoliły na taki scenariusz.

Kolejne 4 lata rządów Bidena wydaje się, że nie wchodzą w grę. Polityk ten jest już w tak złym stanie zdrowotnym ze względu zapewne głównie na swój wiek, że trudno sobie wyobrazić, aby wytrwał on na stanowisku prezydenta USA do 2029 roku, kiedy to osiągnie 87 lat. Trudno oczekiwać także, aby Biden wygrał w przypadku startu w wyborach z którymkolwiek z kandydatów Partii Republikańskiej. Sondaże pokazują, że niemal każdy z nich pokonałby obecnego prezydenta. Największe szanse w tej materii jak się wydaje ma Nikki Haley. I to właśnie Haley wygląda na najpoważniejszą kandydatkę do poprawy wizerunku Stanów Zjednoczonych.

Utożsamianie USA z brutalną siłą, zwłaszcza tą stosowaną przez Izrael, niewątpliwie niekorzystnie wpłynie na postrzeganie Ameryki na kontynencie europejskim. Europa, gdzie dominują lewicowe i liberalne nurty polityczne, z wyjątkiem krajów takich jak Francja w dużej mierze wyrzekła się stosowania siły wojskowej w rozwiązywaniu swoich problemów. Toteż niewątpliwie, aby odzyskać zaufanie Europejczyków, zwłaszcza lewicowców, liberałów oraz mieszkańców starego kontynentu pochodzenia nieeuropejskiego, przydałby się prezydent USA o niebiałym kolorze skóry. Haley, mająca hinduskie pochodzenie, wydaje się idealnie pasować do zapotrzebowania Waszyngtonu. Nie dość, że jest imigrantką, która przyjechała do Ameryki Północnej z odległych Indii, to jeszcze jest kobietą.

Oprócz Europy Haley niewątpliwie poprawiłaby także notowania Stanów Zjednoczonych w Azji, jako potomkini azjatyckich imigrantów, zwłaszcza w Indiach, z których pochodzi.

Nie ulega wątpliwości, że gesty mają znaczenie. Wybór papieża z Polski w 1978 roku, wybór Miss Świata 1989 z Polski, wygrana Ukrainy w konkursie Eurowizji w 2022 roku czy też Szwecji w 2023 – tego typu zabiegi socjotechnicznie są istotnym elementem miękkiej siły – przekonywania nieprzekonanych do samych siebie, w tym przypadku krajów znajdujących się w innych strefach wpływu (czy też na pograniczu ich) niż zachodnia właśnie do bloku euroatlantyckiego.

Podobnie wydaje się sytuacja wyglądać w przypadku Indii. Indie nie tak dawno uruchomiły alternatywę dla Nowego Jedwabnego Szlaku w porozumieniu z Rosją w czasie kiedy Moskwa jest w świecie zachodu pariasem. Kraj ten jest członkiem grupy BRICS, zrzeszającej państwa negujące finansową i ekonomiczną dominację Stanów Zjednoczonych i bloku zachodniego na świecie. Ostatnio skonfliktowały się z Kanadą na tle zabójstwa obywatela Kanady oraz członka jednej z religii mniejszościowych w Indiach.

Kraj ten jest także głównym konkurentem geopolitycznym w Azji Pakistanu, o który toczy się „przeciąganie liny” pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem, oraz Chin, z którymi Amerykanie prowadzą mniej lub bardziej widoczną wojnę na wielu frontach. Pozyskanie serc i umysłów Hindusów przez Stany Zjednoczone, poprzez stanowisko prezydenta USA piastowane przez osobę hinduskiego pochodzenia byłoby ważnym elementem odciągania New Delhi od grupy BRICS i związków z krajami globalnego południa na rzecz ściślejszych relacji z szeroko pojętym zachodem.

Od nieco ponad roku premierem innego anglosaskiego państwa jest polityk pochodzenia hinduskiego, mam na myśli rzecz jasna Wielką Brytanię i Rishiego Sunaka. Możemy oczywiście naiwnie wierzyć, że w 67-milionowym narodzie brytyjskim nie było innego, lepszego kandydata na to stanowisko. Z pewnością był, podobnie jak w USA są zapewne lepsi kandydaci jak Haley czy też Vivek Ramaswamy. Jednak potrzeba ciągłego przeciągania najliczniejszego narodu na świecie na stronę zachodu i odciągania go od bloku chińskiego zapewne da obecnie i w przyszłości przepustkę dla kolejnych polityków tego pochodzenia, którzy będą chętnie witani na anglosaskich salonach politycznych ze względu na swoje hinduskie korzenie.

Oprócz psychologicznego urabiania Europejczyków i Hindusów Haley może być także bardzo dobrym instrumentem wpływu na narody Trzeciego Świata.

Jest na świecie specyficzna grupa ludzi, w której prym wiodą instynkty nieco bardziej pierwotne niż te, którymi kierują się ludzie na wyższym poziomie intelektualnym czy też cywilizacyjnym. Dla nich atrakcyjna i jak na polityka dość młoda kobieta może być lepem, na który zostaną zwabieni. Trudno oczekiwać, że elity polityczne państw globalnego południa dadzą się nabrać na tani chwyt z atrakcyjną panią prezydent. Jednak serca i umysły przeciętnych ludzi, które trzeba nieustannie obrabiać psychologicznie, z pewnością mogą zostać dzięki tej personie odpowiednio urobione.

Oczywiście nie zapominajmy także o samym fakcie, że Haley jest potomkinią imigrantów. To również może wpływać pozytywnie na postrzeganie Stanów Zjednoczonych w krajach globalnego południa i być ważnym elementem przeciągania ich na stronę zachodu.

Patrząc na sprawę powierzchownie nie powinno się rzecz jasna dawać zbyt dużych szans Haley. Jak wiele na to wskazuje, republikańską nominację dostanie jednak Donald Trump. Jednak fakt, że amerykańskie media, nawet te, które do tej pory wspierały lewicowców i liberałów, jak „The Atlantic” czy też „CNN”, mocno promują tą kandydaturę, uzmysławiać powinien nam, że jest ona bardzo silnie forsowana przez amerykański establishment. Być może jedynie po to, aby osłabić Trumpa. Być może jednak jest ona namaszczana na przyszłą przywódczynię kraju. A co najmniej na republikańską kandydatkę.

Haley jest także silnie promowana przez polskie media należące do amerykańskiego oraz żydowskiego kapitału. Biorąc pod uwagę niezwykle silne zależności pomiędzy Polską a Stanami Zjednoczonymi, nie należy wykluczyć, że takie właśnie są obecnie trendy w establishmencie medialnym w USA, który jest ściśle powiązany z tamtejszym głębokim państwem (deep state).

Jeżeli Haley uzyska jakimś cudem republikańską nominację to, biorąc pod uwagę, że amerykańskie metropolie, osoby z wyższym wykształceniem oraz mieszkańcy przedmieść będą dużo bardziej chętni oddać głos na nią niż chociażby na Trumpa, wiele wskazuje na to, że może ona pokonać demokratycznego kandydata, zwłaszcza jeżeli będzie nim Joe Biden.

Autorstwo: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

 

Tymczasowe aresztowanie w Polsce nadal nadużywane


Polskie sądy masowo, niemal z automatu przychylają się do prokuratorskich wniosków o tymczasowe aresztowanie. W 2022 roku uwzględniły aż 87 proc. z nich, a w przypadku wniosków o przedłużenie zasądzonego wcześniej tymczasowego aresztowania w ostatnich latach uwzględniały średnio aż 95 proc. z nich – wynika z raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Średnia liczba tymczasowo aresztowanych była w ubiegłym roku o ok. 60 proc. wyższa niż jeszcze w 2016 roku. Tymczasem środek ten, zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i krajowego prawa, powinien być stosowany tylko w ostateczności. Problem ten w dużej mierze dotyczy przedsiębiorców.

Czas trwania tymczasowego aresztowania liczy się od dnia zatrzymania i każdorazowo określa go sąd. W postępowaniu przygotowawczym nie powinien on przekroczyć trzech miesięcy. Jednak jeżeli postępowanie przygotowawcze nie zakończyło się w tym czasie, wówczas sąd pierwszej instancji – na wniosek prokuratora – może przedłużyć tymczasowe aresztowanie. Jest to możliwe na okres maksymalnie 12 miesięcy. Kolejnego przedłużenia tymczasowego aresztowania może dokonać sąd apelacyjny, jednak w świetle krajowych przepisów łączny okres stosowania tego środka do chwili wydania pierwszego wyroku przez sąd pierwszej instancji nie może przekroczyć dwóch lat. „Tymczasowe aresztowanie to instytucja zdecydowanie nadużywana w polskim wymiarze sprawiedliwości” – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Piotr Grabowski, radca prawny i wspólnik zarządzający GWLAW Grabowski i Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych. „Dla mnie, jako prawnika, ta praktyka jest zupełnie niezrozumiała zarówno z perspektywy oskarżyciela publicznego, który wnioskuje o taki środek zapobiegawczy, jak i z perspektywy sądów, które w tych przypadkach orzekają”.

Tymczasowe aresztowanie jest najsurowszym środkiem zapobiegawczym w postępowaniu karnym. Wynika to m.in. z faktu, że wiąże się ono ze skrajnym ograniczeniem kontaktu ze światem zewnętrznym – bardziej restrykcyjnym niż nawet w przypadku więźniów odbywających karę pozbawienia wolności. Osoby tymczasowo aresztowane mogą się kontaktować wyłącznie ze swoim obrońcą (z innymi osobami tylko w szczególnie uzasadnionych przypadkach i każdorazowo za zgodą właściwego organu) i często są pozbawione wolności nie tylko na okres postępowania przygotowawczego, ale i całego postępowania sądowego. „Każda z osób orzekająca w tego typu sprawach powinna, w ramach krótkich wakacji, udać się do aresztu tymczasowego i spędzić tam dwa–trzy dni. Wtedy może poczułaby grozę całej tej sytuacji i wzięła większą odpowiedzialność za samą instytucję tymczasowego aresztowania” – mówi radca prawny.

W świetle zarówno orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jak i krajowych przepisów tymczasowe aresztowanie powinno być stosowane tylko w ostateczności, kiedy inne środki zapobiegawcze nie są wystarczające. Jednak w Polsce ten środek zapobiegawczy jest od lat nagminnie nadużywany. Opublikowany w 2021 roku raport Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców pokazał, że Polska jest w niechlubnej czołówce pod względem liczby osób tymczasowo aresztowanych, a średni czas stosowania tego środka w Polsce należy do najdłuższych w UE.

Natomiast z tegorocznego raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wynika, że polskie sądy nadal masowo, z automatu przychylają się do prokuratorskich wniosków o tymczasowe aresztowanie. W 2022 roku uwzględniły aż 87 proc. takich wniosków, co – w połączeniu z częstszym niż w poprzednich latach występowaniem o zastosowanie tego środka – doprowadziło do zwiększenia liczby postanowień o izolacji oskarżonych o ponad 2 tys. Z kolei w odniesieniu do wniosków o przedłużenie zasądzonego wcześniej tymczasowego aresztowania sądy wykazują jeszcze mniejszy krytycyzm – w ostatnich latach uwzględniały średnio aż 95 proc. z nich („O standardzie, który nie przyjął się w Polsce)”. „Trudno powiedzieć, czy tymczasowe aresztowanie i podejście wymiaru sprawiedliwości do stosowania tego środka zapobiegawczego – najcięższego i najbardziej dolegliwego dla osoby podejrzanej – wynika z przyzwyczajeń, które narosły przez ostatnich osiem czy dziesięć lat. Mam wrażenie, że to się nawarstwia, że na samym początku ktoś podejmował te decyzje, zważywszy na odgórne decyzje polityczne, a później to po prostu było na zasadzie kuli śnieżnej i samonapędzającego się mechanizmu” – mówi Piotr Grabowski.

Jak wskazuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka, w 2009 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził naruszenie art. 5 ust. 3 Konwencji w sprawie Kauczor przeciwko Polsce z uwagi na długotrwałe stosowanie tymczasowego aresztowania bez dostatecznego uzasadnienia. 14 lat później problem nadużywania w Polsce środka tymczasowego aresztowania wciąż pozostaje aktualny. Co więcej, dane pozyskane przez fundację z Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Krajowej pokazują, że liczba osób tymczasowo aresztowanych, a także średnia długość stosowania tego środka w ciągu ostatnich pięciu lat znacząco wzrosły. W 2022 roku średnia liczba tymczasowo aresztowanych była aż o ok. 60 proc. wyższa niż jeszcze w 2016 roku.

Statystyki pokazują też, że lawinowo wzrosła liczba osób tymczasowo aresztowanych na długie okresy w postępowaniu przygotowawczym. W latach 2016–2022 liczba osób pozbawionych wolności w toku śledztwa lub dochodzenia na okres powyżej 12 miesięcy wzrosła ze 103 do 291. Jeszcze intensywniej rosła liczba tymczasowo aresztowanych w postępowaniu przygotowawczym przez czas powyżej dwóch lat. W 2014 roku były zaledwie dwa takie przypadki, natomiast w 2022 roku odnotowano ich aż 51.

Przeprowadzona przez HFPC analiza spraw dotyczących tymczasowego aresztowania wykazała m.in., że uzasadnienia dotyczące ryzyka matactwa procesowego są sztampowe i nie wynikają z okoliczności konkretnej sprawy – sądy opierają się w tym zakresie na przesłance grożącej surowej kary lub hipotetycznym założeniu, że do takiego matactwa dojdzie. Inny z wniosków jest taki, że zarzuty dotyczące przestępstw gospodarczych stanowią dla organów wymiaru sprawiedliwości podstawę do stosowania tymczasowego aresztowania na równi z pospolitymi przestępstwami przeciwko życiu i zdrowiu. Znaczna część spraw dotyczących przewlekłego stosowania tymczasowego aresztowania miała właśnie gospodarczy charakter. „To jest szczególnie dotkliwe w biznesie, gdzie mamy do czynienia z osobami po wielokroć niesłusznie oskarżonymi o zarzucane im czyny. Jako prawnik spotykam się z sytuacjami, gdzie są preparowane dowody czy wykorzystywane w sposób umiejętny dowody zebrane w trakcie prowadzonego postępowania. I to jest przerażające” – mówi wspólnik zarządzający GWLAW Grabowski i Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych. „W przypadku przedsiębiorców to są tymczasowe aresztowania stosowane po wielokroć na bazie określonych dokumentów, co oznacza, że ryzyko matactwa czy przerobienia tych dokumentów właściwie jest żadne, bo już w momencie zastosowania tymczasowego aresztowania gros tych dokumentów jest zgromadzonych przez organy śledcze. Tak samo jeśli chodzi o wykorzystywanie podsłuchów na przeolbrzymią skalę, to też jest w Polsce porażające”.

Jak podkreśla, praktyka ta ma wiele konsekwencji. Pierwszą podstawową jest czynnik ludzki, czyli narażanie niewinnie oskarżanych ludzi na stres i cierpienie. „To jest sytuacja, w której nie wiemy, kogo z nas może to spotkać i na bazie jakich dokumentów możemy być posądzeni o określone czyny. Drugi problem to pędzące biznesy, które w tym czasie są narażone np. na wrogie przejęcia” – mówi Piotr Grabowski.

Opublikowany na początku tego roku raport z badania Naczelnej Rady Adwokackiej („Ocena przepisów i standardów stosowania tymczasowego aresztowania w Polsce przez adwokatów i aplikantów adwokackich”) pokazuje, że prawie 70 proc. adwokatów oceniło stan prawny regulujący instytucję tymczasowego aresztowania w Polsce jako niezadowalający. Ponad 2/3 badanych adwokatów wskazało, że aktualne przepisy dotyczące środków zapobiegawczych nie są sformułowane prawidłowo, a także negatywnie oceniło prawidłowość określenia przez ustawodawcę w art. 263 § 4 k.p.k. podstaw przedłużenia tymczasowego aresztowania. Prawie 3/4 badanych adwokatów widzi potrzebę zmiany obowiązujących przepisów dotyczących środków zapobiegawczych. „Instytucje międzynarodowe, patrząc na skalę tego zjawiska, przecierają oczy ze zdumienia i w końcu podejmą jakieś działania, które mogłyby mieć przełożenie również na polskie ustawodawstwo” – mówi radca prawny.

Źródło: Newseria.pl

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...