piątek, 17 listopada 2023

 

Cyfrowe euro możliwe w ciągu od dwóch do trzech lat


Europejski Bank Centralny najprawdopodobniej w 2024 roku rozpocznie pilotaż cyfrowego euro, który ma się zakończyć w ciągu dwóch–trzech lat. To nie oznacza jeszcze, że cyfrowa waluta zostanie na pewno wprowadzona, ale prace w tym zakresie to już trend ogólnoświatowy. Z raportu opublikowanego przez PIE wynika, że 130 banków centralnych na całym świecie pracuje w mniejszym lub większym zakresie nad cyfrowymi odpowiednikami swoich walut. Będzie to równoległy system płatniczy do już istniejących, co rodzi wiele pytań, chociażby o kondycję sektora bankowego. Z perspektywy konsumentów i firm wprowadzenie cyfrowej waluty oznacza przede wszystkim prostsze przelewy i niższe koszty, ale z drugiej strony wskazywane są także obawy o prywatność płatników i bezpieczeństwo.

„Pierwsze cyfrowe waluty już powstały, większość z nich jest obecnie w fazie pilotażu. Taki pilotaż jest w tej chwili prowadzony m.in. w Chinach, ale uczestniczy w nim kilkadziesiąt milionów osób, czyli liczba porównywalna z całą populacją Polski. Cyfrową walutę – eNaira – mieliśmy też w pełni wprowadzoną w Nigerii, z tym że jest to kraj afrykański, więc to rozwiązanie nie cieszy się dużym zainteresowaniem, jest raczej ciekawostką. CBDC [central bank digital currency – red.] zostały wprowadzone również przez część państw karaibskich, ale to są znowu małe gospodarki” – mówi agencji Newseria Biznes Marcin Klucznik, ekonomista, doradca w Polskim Instytucie Ekonomicznym.

Jak pokazuje niedawny raport PIE („Co warto wiedzieć o cyfrowych walutach banków centralnych”), w tej chwili 130 państw świata prowadzi prace analityczne nad cyfrowymi walutami banków centralnych, a 20 z nich jest już w fazie przygotowań do pilotażu. Pierwszą dużą gospodarką, która rozpoczęła prace nad cyfrową walutą, były Chiny, które zainicjowały je już w 2014 roku. Obecnie trwa pilotaż cyfrowego juana (e-CNY) – nowa forma płatności została wprowadzona w 15 prowincjach oraz 23 miastach zamieszkałych przez 98 mln osób, ale pilotaż jest systematycznie rozszerzany na kolejne regiony. Tym samym chińskie badanie jest obecnie największym testem cyfrowej waluty na świecie. Płatności bezgotówkowe są tam obecnie zdominowane przez dwie prywatne platformy – AliPay oraz WePay, a cyfrowy juan będzie dla nich naturalną konkurencją.

Analitycy PIE oceniają, że najbliższe dwa lata przyniosą przyspieszenie prac nad CBDC. Najprawdopodobniej w 2024 roku Europejski Bank Centralny rozpocznie pilotaż cyfrowego euro. „Jeżeli mówimy o dużych krajach, które się liczą w światowej gospodarce, to chociażby w strefie euro czy w Stanach Zjednoczonych jesteśmy na etapie pilotażu, próbach wprowadzania tego rozwiązania. W przypadku Stanów Zjednoczonych to idzie trochę wolniej. W USA obecnie dyskutuje się o tym, że ponieważ Europa cyfryzuje swój system płatności, oni prawdopodobnie będą musieli nadgonić i z tego powodu będą raczej drudzy w tej stawce” – mówi Marcin Klucznik, współautor raportu.

W Stanach Zjednoczonych ten temat ma raczej charakter polityczny. Fed jest na etapie badania, czy wprowadzenie CBDC będzie korzystne dla tamtejszej gospodarki. Cyfrowe waluty mogłyby jednak pomóc unowocześnić amerykańskie płatności, a jest to obszar dość zacofany – w 2021 roku ponad 21 proc. wartości transakcji bezgotówkowych w USA zrealizowano przy użyciu czeków. Amerykański bank centralny zauważył też, że rozwój CBDC chociażby w Europie może ograniczyć międzynarodową rolę dolara, a wówczas USA będą zmuszone wprowadzić cyfrową walutę, żeby utrzymać swoją konkurencyjność. „W Europie kilka miesięcy temu EBC zakończył wstępną fazę koncepcyjną, w której przygotował ramy dla cyfrowego euro, czyli jak ono ma wyglądać od strony technicznej, interfejsu dla użytkownika, sposobu działania etc.” – mówi ekonomista PIE. „Ta faza zakończyła się sukcesem. Ustalono m.in., że za pomocą cyfrowego euro konsumenci będą mogli płacić zarówno online, jak i offline. Interfejsy zostały skonstruowane tak, żeby były przyjazne dla użytkowników. Ustalono również, jaką rolę będą miały banki komercyjne strefy euro we wprowadzaniu cyfrowej, europejskiej waluty. Ta rola ma być duża – EBC chce cały czas wykorzystywać banki komercyjne jako pośredników przy wprowadzaniu cyfrowej waluty. W praktyce oznacza to, że konsument, który chciałby płacić za pomocą cyfrowego euro, i tak będzie otwierał tradycyjne konto w banku komercyjnym, gdzie będzie weryfikowana jego tożsamość, a płatności będą trochę wygodniejsze”.

Następnym krokiem w Europie będzie rozwój docelowej wersji cyfrowego euro i jego pilotaż. 18 października Rada Prezesów EBC podjęła decyzję o przejściu do fazy przygotowawczo-doświadczalnej projektu. Jak podkreśliła, może ona potrwać około trzech lat i położy podwaliny pod potencjalne cyfrowe euro, jednak rozpoczęcie nowej fazy niekoniecznie oznacza, że cyfrowe euro zostanie wprowadzone.

W prace jest zaangażowana Komisja Europejska, która ma w planach pakiet legislacyjny stanowiący prawny fundament pod wprowadzenie cyfrowego euro. Według EBC proces obsługi ma umożliwiać bezpieczne płatności z wykorzystaniem internetu oraz bez dostępu do sieci, ale celem cyfrowego euro nie będzie zastąpienie tradycyjnych płatności. „Co do zasady będziemy mieli po prostu dwa osobne systemy płatnicze – z jednej strony ten tradycyjny, oparty w dużej mierze chociażby na gotówce, natomiast z drugiej strony będziemy mieli alternatywę w postaci cyfrowego euro” – tłumaczy Marcin Klucznik. „To będzie oczywiście ta sama waluta – 1 euro to będzie 1 euro zarówno w formie cyfrowej, jak i gotówkowej. Jedyna różnica polega na formie. Analogicznie jak w tej chwili mamy chociażby 1 zł w postaci monety i na koncie bankowym. To dokładnie ta sama waluta, ale w dwóch systemach płatniczych, które istnieją trochę obok siebie”.

Wśród głównych argumentów przemawiających za wprowadzeniem cyfrowej waluty Europejski Bank Centralny wskazuje m.in. konieczność umocnienia międzynarodowej roli euro, zapewnienia bezpiecznej alternatywny dla kryptowalut i doścignięcia cyfryzującego się świata, a także konieczność zapewnienia stabilności systemu finansowego, naruszanej przez coraz mniejsze wykorzystanie gotówki. W innym przypadku malejąca rola gotówki oznaczałaby bowiem stopniową utratę kontroli przez bank centralny nad systemem płatniczym i polityką pieniężną. Europejski Bank Centralny wskazuje, że w latach 2010–2020 udział osób wykonujących transakcje płatnicze online wzrósł z ok. 40 proc. do ponad 70 proc. Jednocześnie globalnie udział gotówki w płatnościach zmniejszył się z 79 proc. w 2016 roku do 59 proc. w ubiegłym. „Z perspektywy konsumentów i firm wprowadzenie cyfrowej waluty oznacza natomiast prostsze przelewy i niższe koszty” – wyjaśnia ekspert. „W ostatnich latach średni koszt przelewu zagranicznego oscylował wokół 6 proc. wartości tego przelewu, czyli bardzo dużo. Jeżeli cyfrowe waluty zostaną z sukcesem wprowadzone, to koszty te będą niższe. To spowoduje, że jeśli firma będzie chciała prowadzić działalność w innych krajach, to koszt jej prowadzenia pomiędzy poszczególnymi krajami będzie niższy. W praktyce będzie się to po prostu przyczyniać do trochę szybszego wzrostu gospodarczego i zwiększania współpracy międzynarodowej pomiędzy firmami”.

Cyfrowe waluty banków centralnych są reakcją na postępującą digitalizację gospodarki i spadek używania gotówki. „W wielu krajach – zwłaszcza w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych – system płatniczy jest trochę przestarzały, np. w USA cały czas królują czeki, a w Europie nadal mamy sporo konsumentów, którzy nie używają kart płatniczych, i sklepów, które raczej niechętnie stosują cyfrowe rozwiązania. Cyfrowe waluty banków centralnych są próbą zrobienia skoku naprzód w zakresie cyfryzacji płatności” – mówi Marcin Klucznik. „W Polsce dotyczy nas to w mniejszym stopniu, ponieważ nasz system płatniczy jest nowocześniejszy od zachodniego i często korzystamy z rozwiązań cyfrowych, takich jak Blik, które są trochę konkurencją dla cyfrowych walut”.

Cyfrowe waluty mają również pomóc rozwiązać problem rosnącego zainteresowania nieuregulowanymi kryptowalutami. Europejski Bank Centralny podaje, że obecnie posiada je już 4 proc. europejskiego społeczeństwa. „Tutaj musimy się cofnąć do lat 2010–2012, kiedy kryptowaluty zaczęły zdobywać dużą popularność. One miały scyfryzować system płatności, ale to się nie udało, nikt nie używał ich do płatności z dwóch powodów. Po pierwsze, nie zapewniały bezpieczeństwa transakcji, i po drugie, ich kursy względem tradycyjnych walut były bardzo niestabilne” – wyjaśnia ekonomista. „Cyfrowe waluty banków centralnych rozwiązują te dwa problemy. Cyfrowe euro to będzie po prostu euro, tyle że w formie cyfrowej, i problem kursu walutowego nas w żaden sposób nie dotyczy. Ponadto zabezpieczenia tych płatności będą dodatkowo walidowane przez władzę, bank centralny, więc bezpieczeństwo konsumenta będzie odpowiednio większe. W ten sposób mamy cyfryzację płatności, ale bez zagrożeń związanych z kryptowalutami”.

Ekonomiści mają jednak szereg obaw związanych z wprowadzeniem CBDC. Jedną z nich jest zagrożenie dla stabilności sektora bankowego, ponieważ waluty cyfrowe zmienią sposób jego funkcjonowania oraz prowadzenia polityki pieniężnej. CBDC ma być walutą, która będzie konkurować ze standardowym systemem płatniczym, dlatego liczne wyniki badań wskazują, że liczba depozytów w sektorze bankowym znacząco spadnie. To prawdopodobnie zmniejszy dostępność kredytów i może utrudnić finansowanie inwestycji. Poza tym konsumenci uzyskają możliwość transferu środków wprost do banku centralnego, co może prowadzić do intensywnych odpływów gotówki z banków komercyjnych o gorszej kondycji finansowej. Druga wątpliwość związana jest z obawami o prywatność konsumentów i firm. Wciąż duża część płatników ceni sobie anonimowość wydatków, którą zapewniają płatności w gotówce.

Źródło: Newseria.pl

 

Posłom Konfederacji wyłączono mikrofony


Posłowie i działacze Konfederacji pojawili się wczoraj w czwartek na sesji Rady Miasta st. Warszawy. Sesja miała burzliwy przebieg. Posłom tego ugrupowania wyłączano mikrofony, przez co uniemożliwiono im zabranie głosu. Podczas sesji – co jest skandalem – odrzucono wniosek o referendum w sprawie Strefy Czystego Transportu.

Bartłomiej Pejo poinformował na platformie „X”, w jakim celu Konfederacja pojawiła się na sesji Rady Miasta. „Stop dyskryminacji kierowców, urzędnicy chcą zablokować Warszawę! Podczas sesji Rady Miasta prezentowaliśmy stanowisko Konfederacji i wielu warszawiaków, ale również tysięcy pracowników dojeżdżających spoza stolicy, których nie stać na nowe auta albo elektryki. To atak na konstytucyjną wolność i swobodę poruszania, to pseudo ekologiczne zapędy niemające nic wspólnego z komfortem i zdrowiem mieszkańców, których Radni powinni reprezentować! Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy uważają podobnie” – napisał poseł.

O zdarzeniu, na platformie „X”, poinformował także poseł Krzysztof Mulawa. „Tak, utrudniano mi wykonywanie mandatu posła, kiedy chciałem z mównicy wyrazić sprzeciw do Strefy Czystego Transportu. Nie pozwolimy jako Konfederacja, żeby nasze prawa i wolności były łamane, a wprowadzane skrajnie lewackie, ekoterrorystyczne zasady. Nie odpuścimy”

Sprawa jest niezwykle ważna dla mieszkańców Warszawy, ale również osób pracujących w Warszawie. Od przyszłego roku wchodzą bowiem pierwsze przepisy dyskryminujące mniej zamożnych mieszkańców w ramach wprowadzenie tzw. stref czystego transportu. Osoby, których nie będzie stać na nowsze samochody, będą miały zakaz wjazdu swoimi autami do miasta. O sprawie informowali na konferencji prasowej obaj posłowie Konfederacji, którzy byli obecni na dzisiejszej sesji rady miasta.

Przedstawiciele Konfederacji chcieli zaprezentować swoje argumenty także podczas sesji rady Miasta. Niestety, posłom uniemożliwiano zabieranie głosu – wyłączano im mikrofony w trakcie ich wystąpień. „Tak widocznie rozumie demokrację rządząca stolicą Platforma Obywatelska” – w taki sposób skomentowano zachowanie „demokratów” z władz warszawy na oficjalnej stronie Konfederacji.

Dodatkowo, podczas sesji, odrzucono wniosek o referendum w sprawie Strefy Czystego Transportu. „Radni Trzaskowskiego boją się głosu mieszkańców” – napisano na profilu warszawskiej Konfederacji Korony Polskiej na platformie „X”.

Autorstwo: JA
Na podstawie: Twitter.com
Źródło: NCzas.info

 

Bycie przyjacielem Ameryki jest zgubne


Jedyną rzeczą, co do której nie ma już wątpliwości, jest to, że Zełenski dołączy wkrótce do kolekcji przyjaciół Stanów Zjednoczonych, którzy zostali poświęceni, kiedy przestali być potrzebni lub z jakiegoś powodu nie mogli być już łatwo zdalnie sterowani. To właśnie te postacie są pokazane na obrazku otwierającym post – będącym swego rodzaju „portretem rodzinnym”, przypominającym wszystkim o waszyngtońskim trybie „wykorzystaj i wyrzuć”, jaki obecnie dotyczy również Europy.

Kiedy wizytę składa dyrektor CIA, czas najwyższy, by zacząć pilnować własnych pleców. I faktycznie, na zdjęciu poniżej znajduje się ówczesny dyrektor CIA, George HW Bush z Manuelem Noriegą aka Cara de Piña, de facto dyktatorem Panamy, który był długo wspierany przez amerykańskie służby, a następnie usunięty, gdy stał się niewygodny: Panama została najechana, a Noriega został poddany sfingowanemu procesowi pod zarzutem handlu narkotykami i innymi obciążeniami ogólnie związanymi z korupcją i jego pozycją faktycznego dyktatora, która zresztą była preferowana przez Amerykanów.

W latach 1980. administracja Reagana dostarczała broń i technologię wojskową zarówno Iranowi, jak i przede wszystkim Irakowi, które były zaangażowane w prowadzenie krwawej wojny. Mając takich przyjaciół jak Waszyngton, który zasypał go bronią, nic dziwnego, że Saddam myślał, że może dokonać inwazji na Kuwejt bez przeszkód ze strony Stanów Zjednoczonych i faktycznie swego rodzaju zielone światło zostało mu dane „pod stołem”. A oto zdjęcie ze starych dobrych czasów przedstawiające Saddama oraz sekretarza obrony Donalda Rumsfelda.

Z kolei na stronie internetowej laureata Pokojowej Nagrody Nobla Obamy pojawił się kiedyś baner z napisem: „Kaddafi: Obama jest przyjacielem” – nawiązujący do wywiadu, jakiego Kaddafi udzielił rok wcześniej jednej z londyńskich gazet, w którym libijski autokrata powiedział o prezydencie USA: „To ktoś, kogo uważam za przyjaciela. Jest świadom tego, że jest synem Afryki. Niezależnie od jego afrykańskiej przynależności, jest Arabem pochodzenia sudańskiego lub muzułmańskiego. To człowiek, którego politykę należy wspierać i pomagać mu w jej realizacji w każdy możliwy sposób, ponieważ teraz skłania się ku pokojowi”.

To samo dotyczy także Osamy Bin Ladena, z którym Stany Zjednoczone miały do czynienia przez długi czas, również dlatego, że to oni stworzyli Al-Kaidę, a także bardzo długą linię pewnych postaci, począwszy od wojny koreańskiej i nie jest przypadkiem, że Henry Kissinger stwierdził onegdaj: „Bycie wrogiem Ameryki może być niebezpieczne, ale bycie przyjacielem Ameryki jest zabójcze” – czego my również wkrótce doświadczymy. Ale pierwszym będzie Zełenski, który gorzko pożałuje, że został marionetką owych okrutnych klaunów.

Źródło zagraniczne: IlSimplicissimus2.com
Źródło polskie: BabylonianEmpire.wordpress.com


  1. walter667 17.11.2023 03:42

    Wyobraźcie sobie teraz, co by się stało, gdybyśmy to MY byli zamiast Ukrainy. 200 tyś chłopa poszłoby do piachu, wieczny problem z amunicją, niby dostajemy sprzęt naziemny, ale wróc atakuje z powietrza, musimy prosić się o obronę, a w NATO czy parlamencie jesteśmy wyśmiewani lub mamieni obietnicami. Rok, dwa, trzy…Polski ni ma. Choć nie wykluczam scenariusza, że teraz jesteśmy kolejni na liście do zneutralizowania gospodarki, tylko sposób musi być inny. Ekonomiczny ? Może powodzie, mega powodzie, skażenie środowiska ? O, to by mi pasowało. Zamknąć ludzi znów w domach aby zrobić im miasta 1-minutowe (from-to toilet only), odciąć kabel internetu do świata i jesteśmy w czarnej. Jeszcze wypadałoby się skłócić z innymi ościennymi państwami i żebrać o pomoc w zamian za…no nie wiem, pieniędzy już więcej nie damy, to może złoża, lasy, dzierżawę ziemi na 100 lat ? Tego nawet Morawiecki by nie wymyślił. Może do prawo geologiczne ma inny cel niż zapowiadają, a prawdziwy jest taki – spadaj polaku ze swojej ziemi, sprzedajemy/wydzierżawiamy ją. Idź sobie gdzie indziej.

 

Religia jest amoralna


Długo byłem przekonany o ścisłym związku religii i moralności. Co więcej, byłem przekonany, że ten związek jest wręcz niezbywalny. Ludzi niereligijnych uważałem za niemoralnych. To się zmieniło po opublikowaniu szeregu artykułów na kwartalniku „Życie Duchowe” w drugiej połowie lat 90-tych. Ich punktem wyjścia była książka „W co wierzy, kto nie wierzy?” Umberto Eco i Carlo Maria Martiniego. Wtedy zdałem sobie sprawę, że łączenie religii z etyką czy moralnością jest nieporozumieniem. Zainteresowanym polecam książkę „Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi” wydanej w 2002 roku przez Wydawnictwo WAM, która zawiera wspomniane wcześniej teksty. Od tamtego czasu, a więc po 20 latach, doszedłem do wniosku, że nie tylko nie ma związku między religią a moralnością, ale często jest to związek szkodliwy dla tej drugiej. Najlepiej ujmuje to zdanie, że tylko religia motywuje ludzi dobrych do robienia rzeczy złych. Przykładów zachowań i czynów nagannych z punktu widzenia moralnego, a dokonywanych w imię posłuszeństwa religijnym nakazom jest bez liku. W istocie jest wiele studiów wskazujących na oczywisty związek religii z przemocą. Właśnie o tym jest książka, o której chciałbym dzisiaj napisać.

Autorzy naruszyli tabu. Najpierw ruszyła krucjata modlitewna. Potem pojawiły się uszczypliwości prawicowych publicystów. Jeden z tzw. medialnych księży uroczyście zapowiedział, że książki nie tylko nie czytał, ale nie zamierza tego robić, bo to kompletna bzdura, a autorzy szukają taniego poklasku. Inny, również medialny, ba rozchwytywany wręcz przez tzw. media liberalne, mówi o antyklerykalnej zadymie, jeśli ktoś ośmiela się krytykować kościół i postuluje zmiany w istniejącym stanie rzeczy. Uważa bowiem, że wszystko jest w porządku, trzeba tylko przestrzegać prawa, w tym konkordatu, które jest znakomite. Otóż książka „Chrześcijaństwo. Amoralna religia” budzi z takiej beztroski i mówi, że jest problem z chrześcijaństwem i jego prawem, w tym z nauczaniem Jezusa. Jest w nim amoralny gen, który zatruwa życie społeczne i polityczne. Od siebie dodałbym, że ten niszczący demokracje gen jest obecny w każdej zinstytucjonalizowanej religii. Ona ze swej natury domaga się specjalnego traktowania i w ten sposób niszczy demokracje. Dlatego trzeba o tym rozmawiać, by wspólnie ten trujący gen zneutralizować.

Najbardziej aktywnymi krytykami książki okazali się zakonnicy pewnego wpływowego zakonu. Otóż aż trzech jezuitów ruszyło z należną odprawą. Najbardziej krewki z nich, ozdobiony tytułami akademickimi i osiągnięciami naukowymi, nie pozostawił na Ireneuszu Ziemińskim i Arturze Nowaku suchej nitki. Jego wywód kończy się zdecydowanie: „Z taką biblijno-teologiczną ignorancją i chrystofobicznym zacietrzewieniem nie da się normalnie dyskutować. Ale za jedno można by Ziemińskiemu podziękować. Otóż jego wywody pokazują, że nauki i postawy Jezusa nie da się pogodzić z ideologiami liberalno-lewicowymi”. Drugi, wyraźnie zraniony książką, nie może przeboleć, że Jezus, który go uzdrowił, może być aż tak obcesowo potraktowany. Tylko jeden z tej trójki zdobył się na słowa zrozumienia, że być może coś jest na rzeczy, skoro dla wielu katolików cierpienie stało się fetyszem. Dla uspokojenia dodał, że ubóstwienie cierpienia jest herezją, wiec tak naprawdę to książka ani o Jezusie, ani o chrześcijaństwie. To jezuickie gadanie. Znam tę retorykę, która w imię religijnej ideologii potrafi zamknąć oczy na najbardziej oczywiste i rażące nadużycia z jakimi mamy do czynienia na całym świecie. Książka owszem jest i o chrześcijaństwie, i o Jezusie, a dokładniej o tym, co chrześcijaństwo z Jezusem zrobiło. Nie jest to więc atak ani na chrześcijaństwo, ani na Jezusa, tylko na uroszczenia tych, którzy w imię chrześcijaństwa i Jezusa odmawiają prawa do głoszenia i praktykowania innych wartości niż te, które chrześcijanie przez 2000 lat próbują narzucić inaczej myślącym. Ten czas hegemonii chrześcijańskiej dobiega końca i dobrze by się stało, gdyby również polscy jezuici to zrozumieli.

Jednak nie tylko Nowakowi i Ziemińskiemu dostało się od obrońców chrześcijańskiej doktryny. Również mnie się dostało, jako autorowi wstępu do inkryminowanej przez krytyków książki. Otrzymałem wiele gniewnych mejli. Starałem się każdemu z oburzonych i obrażonych cierpliwie tłumaczyć, dlaczego książkę warto uważnie przeczytać. Autorzy nikogo nie zmuszają do czytania na klęczkach. Wprost przeciwnie, w licznych wywiadach cierpliwie tłumaczą „co mają na myśli” i o co im tak naprawdę chodzi. Zrobię i ja to samo jeszcze raz.

Oto powody, dla których nie tylko warto książkę „Chrześcijaństwo. Amoralna religia” przeczytać, ale też można z tej lektury odnieść wiele pożytku. Otóż Nowak na partnera swojej kolejnej książki wybrał filozofa Ireneusza Ziemińskiego, absolwenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Treścią ich rozmowy jest ni mniej, ni więcej, tylko całe chrześcijaństwo. Trzeba przyznać, że to ambitny plan. Przed wydaniem dostałem od autorów jej pierwszy zarys. Po lekturze książki napisałem dwie strony wrażeń, które stały się wstępem do książki. Obecnie trzymam w ręku książkę i patrzę na prowokującą okładkę. Podtrzymuję swoje pozytywną ocenę i jestem przekonany, że warto ją przeczytać. Choćby po to, by zmierzyć się z trudnymi i wymagającymi pytaniami jakie autorzy stawiają.

Obaj patrzą na chrześcijaństwo, a zwłaszcza polski katolicyzm, bez złudzeń. Powiedziałbym: bez znieczulenia. Piszą, a właściwie mówią (książka jest nie tyle wywiadem Nowaka z Ziemińskim, ile rozmową dwóch mężczyzn przerażonych spustoszeniem, jakie katolicyzm robił i robi w umysłach polskich wyznawców) o tym, czego się dowiedzieli od innych, a może raczej – czego doświadczyli i co przemyśleli. To jest ich pierwsza wspólna książka. Wcześniej pisali oddzielnie. Czasem z innymi, ale przeważnie o sprawach odmiennych.

Ireneusz Ziemiński jest filozofem religii i autorem kilku ważnych publikacji. Najważniejsza z punktu widzenia poruszanych w tej rozmowie tematów jest wydana w 2020 roku Religia jako idolatria.

Artur Nowak jest adwokatem, znanym nie tylko z głośnych procesów przeciwko księżom pedofilom, czy z udziału w przełomowych filmach braci Sekielskich poświęconych tej sprawie. W 2018 roku opublikował poruszającą powieść Kroniki opętanej, w której pokazał absurdy związane z ciągle wpływowym lobby katolickich egzorcystów. Zajmujące ich patologie towarzyszące religii zostały w ich wspólnej książce wszechstronnie omówione.

Nowak jest dociekliwy, ale też z natury przekorny i potrafi zadawać pytania zaskakujące, niekiedy wręcz przewrotne. Jego celem wszak nie jest wzbudzenie w rozmówcy zakłopotania, czy wpędzenie w ślepy zaułek. Chce po prostu wiedzieć i rozumieć. Szczególnie interesują go praktyczne konsekwencje tak, zdawałoby się, oczywistych nakazów chrześcijańskich, jak miłość bliźniego, czy wręcz nieprzyjaciół. Ziemiński nie tylko podejmuje wyzwanie, ale w swoich odpowiedziach czerpie z przepastnych zasobów wiedzy filozoficznej i chętnie odwołuje się do znanej mu znakomicie tradycji myśli chrześcijańskiej. Wskazuje na sprzeczności tekstu biblijnego i na paradoksy jego chrześcijańskiej wykładni. Dotyczy to zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Jego odpowiedzi mogą niejednego zdziwić, a nawet zgorszyć.

To zrozumiałe w kraju, którego mieszkańcy nie nawykli do krytycznej analizy chrześcijańskiej przeszłości. Ta przeszłość jest przeważnie widziana w kluczu apologetycznym, a co gorsza, pozbawiona twórczej konfrontacji z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, o innych religiach nie wspominając. Szczególnie paraliżująco działa na polskiego katolika zetknięcie z myślą ateistyczną, zwłaszcza w jej marksistowskiej odmianie. Jest to zrozumiałe ze względu na ciągle żywe dziedzictwo PRL-u, który z walki z religią uczynił swój główny ideologiczny oręż. Warto jednak zdać sobie sprawę, że PRL skończył się w 1989 roku, a więc trzydzieści cztery lata temu. To wystarczająco dawno, by zdać sobie sprawę, że dzisiejsi wojownicy zmagający się z hydrą neomarksizmu sami niejednokrotnie wpadli w sidła ideologicznego zacietrzewienia. Tak się dziwnie składa, że można ich spotkać najczęściej w szeregach kleru katolickiego i prawicowych polityków i publicystów. Wielkim atutem rozmowy Nowaka z Ziemińskim jest demaskatorski wymiar ich diagnoz. Nie one jednak są najważniejsze i pojawiają się jakby mimochodem.

Ta książka powstała w bardzo ważnym momencie – powinien ją przeczytać każdy, kto chce zrozumieć, jak to było możliwe, że w sercu chrześcijańskiej Europy doszło do zagłady europejskich Żydów. Gdyż to nie antysemityzm islamski, o którym tak wiele dzisiaj słyszymy, jest historycznie najbardziej śmiercionośny, ale właśnie antysemityzm chrześcijański, który mimo przykazania miłości bliźniego i nieprzyjaciół niezmordowanie wskazywał Żyda jako bogobójcę. Ale przecież równie porażające są konsekwencje teologii nakazującej bezwarunkowe posłuszeństwo nie tylko Bogu, ale i jego przedstawicielom, czyli klerowi katolickiemu z papieżem na czele. Jest tych tematów, rzadko poruszanych i słabo obecnych w świadomości przeciętnego polskiego katolika, znacznie więcej. Wspomnijmy o nieograniczonym i bezwarunkowym miłosierdziu, które skrywa zdaniem rozmówców obraz psychopaty nie tylko tolerującego, ale wręcz usprawiedliwiającego największe zbrodnie w dziejach ludzkości. A czy nie można właśnie w chrześcijaństwie, a ściślej rzecz ujmując, w papiestwie, odkryć mechanizmów usprawiedliwiających i wręcz gloryfikujących podboje kolonialne i przemoc wobec rdzennych ludów oraz ich kultur i religii? Rozmówcy nie szczędzą słów krytycznych pod adresem nie tylko Jana Pawła II, ale i Benedykta XVI. Nie skupiają się jednak na anegdotach oraz szeroko już znanych zaniedbaniach i nadużyciach Karola Wojtyły i Josepha Ratzingera. Autorów interesują implikacje tak podstawowych pojęć i dogmatycznych przekonań chrześcijańskich, jak zbawienie i odkupienie, a zwłaszcza ich koszty. Czy można bez przerażenia przyjąć tezę, że ceną naszego zbawienia i odkupienia jest straszliwa śmierć jedynego i ukochanego syna? Jaki ojciec mógł zdobyć się na tak perwersyjne rozwiązanie?

Sporo dowiemy się też o praktycznych konsekwencjach uświęconych tradycją praktyk pobożnościowych, takich jak spowiedź. Autorzy zastanawiają się też nad kosztami upolitycznienia religii, czego w natężeniu trudnym do zniesienia doświadczamy po 2015 roku. Nie brak również intrygujących i nowatorskich poglądów na temat miejsca kobiety w Kościele, które jest konsekwencją złej teologii. Co więcej, dowiemy się, że Ireneusz Ziemiński staje po stronie Ewy, której jako ludzkość zawdzięczamy zakończenie bezmyślnego trwania w rajskiej bezczynności. Mimo nagromadzenia krytycznych uwag i bezlitosnego oglądu nadużyć, jakich dopuściło się chrześcijaństwo w swojej historii, trzeba jasno powiedzieć, że przesłanie tej książki jest optymistyczne. Wskazuje bowiem, jak wyzwolić się od naszych okupantów, by przywołać tytuł ciągle aktualnej książki Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Jest kolejnym krokiem w kierunku uzyskania pełnej dojrzałości społecznej i indywidualnej.

Autorstwo: Stanisław Obirek
Źródło: StudioOpinii.pl


  1. MasaKalambura 16.11.2023 19:59

    Alez bezsens. Moralną/amoralną może być tylko istota rozumna. Religia nie jest istotą. To idea. Jednych czyni moralnymi, innych nie. Bo to ci, co się nią posługują, bądź nie posługują, są lub nie są moralnymi.

  2. Wujek Polonii 16.11.2023 21:11

    MasaKalambura
    Zapewne czytałeś Księgę Jozuego. Jak nazwiesz ideę, która nakazuje mordować? Dla mnie tez nie jest moralną, bo jest zbrodniczą.

  3. MasaKalambura 16.11.2023 21:35

    Ale księga Jozuego nie była Ideą nakazującą mordować, ani częścią religii Mojżesza. Był to bezpośredni rozkaz Boga poprzez proroka Jozuego (PZN) o kolejnych etapach zdobywania ziemi Kanaan, dzisiejszej Palestyny w toczącej się wojnie.

    Nie jest to, jak chcą tego dzisiaj Netnjahu i inni “pobożni” mordercy Gazy, przepis kolonizatorski dla czytelników ST. Tylko prorocza dyrektywa Boga poprzez proroka w konkretnej sprawie. Religia Mojżeszowa zawiera się w kilku księgach Tory, i nauka w niej zawarta uczy najwyższych form moralności, w bardzo różnych warunkach i sytuacjach.

  4. rici 16.11.2023 22:21

    Przeciez bog w biblii wyraznie mowi ze jest zazdrosny, msciwy.
    Czyli sam przyznaje ze jest psychopata.
    W biblii i tych innych “swietych” ksiegach nadano bogu cechy ludzkie jakiegos bliskowschodniego satrapy, lub ten ich bog jest rzeczywiscie takim ludzkim satrapa, a nie bogiem.

  5. MasaKalambura 16.11.2023 22:40

    Połowa ludzkości jest zazdrosna i mściwa. I nie są psychopatami.

    A cechy te w odniesieniu do Istoty Absolutnej zmieniają znaczenie i sens.

  6. Maximov 17.11.2023 10:30

    @Masa
    Nie ma istoty absolutnej.
    Nie ma na to żadnych dowodów.
    Wszystkie “święte” księgi pisali ludzie dla ludzi.
    Cele od tysiącleci te same, tj. pragnienie władzy.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...