piątek, 27 czerwca 2025

 

Zamiast świńskiego smalcu – olej z muchy?

Po mące ze świerszczy i larw mącznika młynarka Unia Europejska promuje kolejny produkt pochodzenia owadziego – tym razem to olej pozyskiwany z insektów. Oficjalnie przedstawiany jako „zrównoważona alternatywa” dla tradycyjnych tłuszczów, w oczach wielu konsumentów to kolejna próba przemycania kontrowersyjnych składników do codziennej diety — często w sposób trudny do zauważenia i bez realnej możliwości wyboru.

Olej ten, pozyskiwany głównie z larw mącznika młynarka, świerszcza domowego i muchy czarnej, ma według naukowców zawierać cenne nienasycone kwasy tłuszczowe, minerały i związki bioaktywne. Eksperci związani z unijnymi ośrodkami badawczymi wskazują też na niższy ślad węglowy i mniejsze zużycie zasobów przy jego produkcji. To część większej narracji o „walce ze zmianami klimatu”, w której owady mają być żywnościową alternatywą przyszłości. Jednak nie wszyscy kupują ten przekaz.

W Polsce rośnie sprzeciw zarówno wśród konsumentów, jak i rolników. Przeciwnicy wskazują, że produkcja olejów z owadów niekoniecznie jest tak „zielona”, jak się ją przedstawia. Hodowle insektów wymagają precyzyjnej kontroli temperatury i wilgotności, co w europejskich warunkach oznacza wysokie zużycie energii elektrycznej – niekiedy większe niż w tradycyjnej hodowli drobiu czy trzody chlewnej. „Hodowla owadów to nie powrót do natury, tylko przemysł laboratoryjny. Kto za to zapłaci? Konsument” – mówi rolnik i działacz ZZR „Solidarność” z Mazowsza.

Do tego dochodzą pytania o bezpieczeństwo zdrowotne. Według badań cytowanych przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), owady mogą zawierać alergeny podobne do tych występujących w skorupiakach. Ich spożycie – nawet po przetworzeniu – może wywoływać reakcje immunologiczne, zwłaszcza u osób uczulonych. Pojawiają się również obawy o pozostałości pasz, pestycydów i metali ciężkich w ciałach owadów.

Najwięcej emocji budzi jednak sposób wprowadzania tego typu składników do obiegu spożywczego. Produkty z dodatkiem owadzim często nie są jednoznacznie oznaczane – składniki ukrywane są pod nazwami technicznymi, np. „olej z Tenebrio molitor” albo „proszek z Acheta domesticus”. Takie dodatki coraz częściej trafiają do żywności przetworzonej – ciastek, batonów, przekąsek czy gotowych dań. Zwolennicy tłumaczą to „łagodzeniem oporu kulturowego”, ale dla wielu Polaków to nieuczciwa praktyka, groźna również dla osób z alergiami.

Unia Europejska od 2023 roku dopuściła do obrotu produkty spożywcze zawierające składniki z kilku gatunków owadów. Choć ich stosowanie nie jest obowiązkowe, coraz więcej producentów sięga po tańsze owadzie zamienniki, wspierane dotacjami i promowane jako „proekologiczne rozwiązania”.

Zaniepokojenie wyraził m.in. Krzysztof Ciecióra, były podsekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi za rządów PiS. „Będziemy bronić tradycyjnych wartości żywieniowych i wolności wyboru jedzenia” – powiedział w rozmowie z Polskim Radiem Łódź. Jego zdaniem decyzja o włączaniu owadów do masowego żywienia to „zamach na wolność konsumencką” i początek „wojny żywieniowej”. Głos krytyczny wyrazili też politycy z Węgier i Słowacji, podkreślając, że takie zmiany są oderwane od potrzeb społeczeństw Europy Środkowej.

Argumenty za jedzeniem owadów opierają się na uproszczonych modelach ekologicznych. Według organizacji konsumenckich i części środowisk naukowych nie uwzględniają one pełnych kosztów środowiskowych, takich jak energochłonność hodowli, brak rzeczywistej redukcji emisji CO₂ czy wpływ masowych hodowli insektów na lokalną bioróżnorodność. Problemem pozostaje też brak długoterminowych badań nad wpływem tego typu żywności na zdrowie człowieka.

Na dodatek, cała transformacja żywnościowa odbywa się bez szerokiej debaty publicznej. Nowe produkty trafiają do sklepów szybko, bez kampanii informacyjnych, a konsument – zamiast wolnego wyboru – otrzymuje gotowy trend do zaakceptowania.

Obrońcy tradycyjnej żywności apelują o obowiązkowe, wyraźne oznaczenia graficzne na produktach zawierających owady oraz o zakaz ich stosowania w żywieniu dzieci w przedszkolach i szkołach. „Nie chcemy się obudzić za 10 lat w świecie, gdzie dzieci jedzą pasztet z larw, bo »tak wyszło z klimatycznego raportu«” – mówi jeden z protestujących w Warszawie.

Tymczasem entuzjazm producentów rośnie, napędzany chęcią zysków, a unijne instytucje forsują kolejne „zielone” alternatywy – nie bacząc na to, czy obywatele ich rzeczywiście chcą.

Autorstwo: Aurelia
Ilustracja: WolneMedia.net (CC0)
Na podstawie: PAP i inne
Źródło: WolneMedia.net

 

Ważny świadek nie żyje. Czy ktoś chce uciszyć śledztwo?


https://www.youtube.com/watch?v=s6Q0aDo9lQ4&ab_channel=NewsyFast

Śmierć Macieja Grzegorzewskiego, dyrektora Działu Kontroli Projektów w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, budzi coraz większe niepokoje. Choć śledztwo dopiero się rozpoczęło i objęte jest tajemnicą, od pierwszych chwil po ujawnieniu informacji o znalezieniu ciała media oraz służby publiczne forsują tezę o „braku udziału osób trzecich”. Tymczasem Grzegorzewski miał być kluczowym świadkiem w jednej z największych afer finansowych ostatnich lat.

Zaginięcie urzędnika zgłoszono w niedzielę, a jego ciało odnaleziono kilka dni później w starorzeczu Wisły. Oficjalne komunikaty są lakoniczne, a media koncentrują się na twierdzeniu, że „wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek”. To uderzająco podobna narracja do tej, którą przedstawiano po tajemniczej śmierci Andrzeja Leppera w 2011 roku – od początku klasyfikowanej jako „samobójstwo”.

Grzegorzewski był jednym z głównych kontrolerów wewnętrznych w NCBR i miał w najbliższych dniach złożyć obszerne zeznania dotyczące nieprawidłowości przy rozdzielaniu środków unijnych. Mowa o setkach milionów złotych, które trafiały do spółek-krzaków i firm powiązanych z wpływowymi osobami z kręgów władzy. Śledztwo, prowadzone od 2022 roku, objęło już dziesiątki podejrzanych – zarówno urzędników, jak i przedsiębiorców. Według nieoficjalnych ustaleń Grzegorzewski był jedną z nielicznych osób posiadających pełną wiedzę o kulisach afery oraz dostęp do dokumentacji wskazującej na bezpośrednie powiązania pomiędzy beneficjentami funduszy a decydentami politycznymi z czasów poprzedniego rządu.

Pomimo tego, od początku dominuje jedna wersja wydarzeń: „brak udziału osób trzecich”. Teza ta, niepoparta wynikami sekcji zwłok ani opiniami biegłych, jest bezkrytycznie powielana przez część redakcji. Coraz więcej niezależnych komentatorów zaczyna nazywać to „grą w uśpienie opinii publicznej”.

Prokuratura i policja prowadzą czynności śledcze w pełnej dyskrecji, nie udzielając żadnych informacji dotyczących stanu ciała, miejsca znalezienia, czasu śmierci ani ewentualnych obrażeń. Tymczasem fakt, że postępowanie zostało wszczęte z artykułu 155 „Kodeksu karnego” – mówiącego o nieumyślnym spowodowaniu śmierci – wyraźnie sugeruje przyjęcie z góry określonej ścieżki śledczej.

Wiemy natomiast, że – jak wynika z ustaleń policyjnych i medialnych – Maciej Grzegorzewski opuścił swój dom w Józefowie około godziny 4:50 w niedzielę, 22 czerwca. Niedługo później rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania z udziałem policji, straży pożarnej, dronów, psów tropiących i nurków. Działania koncentrowały się wokół rzeki Świder i starorzecza Wisły.

Pytania mnożą się, tym bardziej że Grzegorzewski zniknął krótko przed planowanym przesłuchaniem. Czy ktoś chciał je uniemożliwić? Czy jego śmierć to przypadek, czy jednak element szerszego scenariusza mającego na celu ochronę wpływowych postaci?

Coraz bardziej rzuca się w oczy medialna jednorodność narracji. Dominują tytuły sugerujące „przyczyny osobiste” lub „nieszczęśliwe zdarzenie”, a pytania o ewentualne motywy polityczne lub korupcyjne są marginalizowane. W niektórych przypadkach wręcz dezawuowane. W obliczu faktu, że Grzegorzewski miał zeznawać przeciwko konkretnym osobom związanym z aferą grantową, brak podejrzeń o ewentualny udział osób trzecich wydaje się – delikatnie mówiąc – przedwczesny.

Dodajmy, że śledztwo dotyczy przekrętów przy przyznawaniu setek milionów złotych w ramach projektów innowacyjnych. Do tej pory zarzuty usłyszało już 45 osób. Na jaw wyszły m.in. przypadki wręczania łapówek, prania pieniędzy i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Grzegorzewski, jako dyrektor kontroli, miał dostęp do dokumentów, które mogły pogrążyć nie tylko wykonawców, ale i politycznych patronów. Czy jego śmierć miała uniemożliwić ujawnienie tych informacji?

Dla wielu obserwatorów sytuacja przypomina inny głośny przypadek – śmierć Andrzeja Leppera, który również miał ujawnić kompromitujące informacje i zginął w okolicznościach oficjalnie uznanych za samobójstwo tuż przed złożeniem zeznań w aferze gruntowej. Dziś coraz więcej osób poddaje tamtą wersję w wątpliwość – podobnie może być z Maciejem Grzegorzewskim.

Śmierć dyrektora NCBR to poważny sygnał ostrzegawczy. Kluczowy świadek, człowiek z wiedzą o wielkiej aferze finansowej, znika w okolicznościach, które budzą zrozumiałe wątpliwości. Dopóki nie poznamy wyników sekcji zwłok, zapisu z monitoringu, materiału dowodowego oraz przebiegu ostatnich godzin życia Grzegorzewskiego, każda wersja wydarzeń – także ta o „braku udziału osób trzecich” – powinna być traktowana wyłącznie jako hipoteza. Miejmy nadzieję, że poznamy prawdę, a reakcja mediów — być może na zlecenie śledczych — miała uśpić czujność sprawcy, a nie zatuszować możliwe morderstwo.

Autorstwo: Aurelia
Na podstawie: Onet.pl, Rp.pl [1] [2]WP.plGazeta.plFakt.pl
Źródło: WolneMedia.net


 O tym nie wiedzieliście...                          WIEJCIE WIATRY, WIEJCIE. Elektrownie wiatrowe. A na co to komu? Siłownia wiatrowa DEW-...