środa, 17 stycznia 2024

 

Ani lewica, ani prawica


„Poza lewicą i prawicą, przeciwko globalizmowi” – to ostatnio coraz bardziej popularne hasło w środowiskach antyglobalistycznych.

Hasło to wyraża dążenie do przezwyciężenia klasycznej dychotomii prawica – lewica we współczesnych społeczeństwach zachodnich, ale także wolę zaproponowania nowej, gruntownie antyimperialistycznej alternatywy dla status quo.

GLOBALNA SPRZECZNOŚĆ

Dlaczego mnie ono przekonuje? Pozwólcie, że opowiem tu o moim własnym doświadczeniu politycznym. Polityka fascynowała mnie od najmłodszych lat; przez lata aktywny byłem w ruchach lewicowych, szczególnie tych marksistowskich. To właśnie tam zacząłem analizować międzynarodowe wydarzenia polityczne oraz dziedzinę znaną jako geopolityka. Agresja NATO przeciwko Libii oraz jej katastrofalne następstwa skłoniły mnie do skoncentrowania się na badaniu imperializmu będącego najwyższym stadium kapitalizmu, by posłużyć się słowami Władimira Lenina; a także kontrastu pomiędzy imperializmem a jego ofiarami jako najważniejszej na poziomie globalnym sprzeczności.

Analizując i oceniając zmagania różnych krajów i kultur o samodzielność i suwerenność, często natrafiałem na osobliwą różnicę pomiędzy społeczeństwami zachodnimi a Globalnym Południem. W większości tych krajów podtrzymywanie i obrona własnej kultury uznawana jest za coś istotnego i oczywistego. W krajach, takich jak Belgia, sytuacja wygląda inaczej. Pojawia się w nich nawet pytanie o to, czym miałaby być nasza własna kultura. Często nie ma zbyt wielu zasadniczych różnic pomiędzy społeczeństwami na przykład Belgii, Niemiec, Anglii, a nawet Stanów Zjednoczonych.

JAŁOWA PRAWICA, JAŁOWA LEWICA

Globalizacja, w której kluczową rolę odgrywały Stany Zjednoczone, utworzyła ponad naszymi społeczeństwami rodzaj nadbudowy: konstrukcję złożoną z liberalnych wartości wolnorynkowych oraz kosmopolitycznego myślenia zbiorowego. Idea obrony wartości tradycyjnych została w Europie zmonopolizowana przez tzw. prawicę, która prowadzi ją zazwyczaj w sposób bardzo płytki. Po prawej stronie barykady politycznej występuje nierzadko przesadny strach przez „obcymi”, obcokrajowcami, tymi o innym kolorze skóry, języku oraz wyznaniu. Brakuje tu zrozumienia istoty: faktu, że nasze tradycje niszczone są przez kosmopolityczny, liberalny system kapitalistyczny oraz przemiany socjokulturowe, które mu towarzyszą.

Z drugiej strony, na lewicy najczęściej całkowicie bagatelizowany jest aspekt kulturowy. Ugrupowania lewicowe mają wprawdzie odwagę zadawania pytań o ekonomiczne podstawy systemu oraz ich antyspołeczne konsekwencje, choć na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat robią to coraz rzadziej. Bagatelizują przy tym całkowicie związek pomiędzy tożsamością kulturową a społeczeństwem. Samo nawet zastanawianie się nad wartościami tradycyjnymi, sprawami etyki i suwerenności narodowej państw uznawane jest za niedopuszczalne, najzwyczajniej w świecie dlatego, że sprawy tego zostały uznane za tematykę „prawicową”.

GLOBALIZM „PRAWICOWO-LEWICOWY”

W większości krajów świata takie zaszufladkowanie tematyczne nie istnieje. Kubańscy zwolennicy Castro są zwykle bardzo patriotyczni; chińscy komuniści odwołują się to twardych wartości tradycyjnych, odnosząc się z szacunkiem do tradycji konfucjańskich i buddyjskich swojego kraju; zaś konserwatywni politycy muzułmańscy, na przykład w Malezji, nierzadko mają programy gospodarcze bardziej lewicowe od przeciętnego europejskiego socjaldemokraty. Uparte trzymanie się restrykcyjnego podziału na lewicę i prawicę, wywodzącego się z XVIII wieku, przeszkadza nam w prawidłowym zdefiniowaniu problemów społecznych i poszukiwaniu ich rozwiązania.

Wspomniane przykłady to jedynie pewna ilustracja. Nie nawołuję do kopiowania jakichś systemów, traktowania ich jako wzorców dla społeczeństwa belgijskiego. Chodzi o to, że walka toczy się na dwóch frontach: realizowane są jednocześnie koncepcje „prawicowe”, takie jak liberalny wolny rynek, cięcia budżetowe, obsesyjna prywatyzacja i imperialistyczne interwencje zagraniczne, i „lewicowe” dogmaty, takie jak eliminacja religii z życia publicznego, wszechobecna ideologia gender, nadmierne przywiązywanie wagi do tożsamości LGBT oraz idea „obywatelstwa świata”, bez żadnego zakorzenienia czy fundamentów narodowych.

GLOBALISTYCZNA HYBRYDA

W rzeczywistości wszystko jest oczywiste. Wątki „prawicowe” i „lewicowe” łączone są w jedno i promowane przez propagandystów liberalnego kapitalizmu i globalizmu.

Jak mawiają, „liberalni społecznie, lecz konserwatywni gospodarczo”; łączą nieograniczony kapitalizm z indywidualną swobodą poszukiwania zbawienia w narkotykach, seksie i innych formach zboczeń. W społeczeństwie takim zezwala się na wszystko, pod warunkiem że nie naraża to na szwank zysków najzamożniejszych. To, co obecnie nazywamy prawicą, najczęściej wiąże się z „postępowym”, liberalnym programem, z krytyką tradycyjnej tożsamości i zorganizowanej religii. Z drugiej zaś strony, koncepcja „wyższości modelu zachodniego”, który trzeba rozpowszechniać na całym świecie nawet wbrew woli miejscowych narodów, jest dziś wyraźnie obecna na lewicy.

PORZUCIĆ PRZESĄDY

Odpowiedzią na te zjawiska musi być przekroczenie starej dychotomii lewica – prawica. To nie imigranci są rzeczywistym problemem, lecz system, który z migracji uczynił dla siebie wart miliardy dolarów biznes. Problemem nie jest biały, heteroseksualny obywatel pochodzenia flamandzkiego, lecz system, który pozbawia go bezpiecznego miejsca pracy, praw emerytalnych, a nawet podstawowego bezpieczeństwa osobistego. Istniejące zarówno na lewicy, jak i na prawicy przesądy stanowią przeszkodę na drodze do rozwiązania najistotniejszych problemów społecznych.

Połączenie sprawiedliwości społecznej i ludzkiej ekonomii z zachowaniem i obroną tradycyjnych wartości i suwerenności narodowej każdego kraju jest możliwe. Tak naprawdę, to właśnie na tym gruncie stała przez dekady lewica, zanim uległa agendzie drugorzędnych tematów postępowych w ostatnich latach.

KONIEC HEGEMONII

Żyjemy w świecie wyjątkowo szybkich zmian. Dezintegracji ulega model polityki światowej, który powstał po zakończeniu zimnej wojny. Ład jednobiegunowy, zarządzany przez Stany Zjednoczone i wspierany przez NATO, zastąpiony został porządkiem wielobiegunowym, w którym każda cywilizacja ma prawo do rozwoju zgodnego z jej tożsamością, normami i wartościami. Przed taką możliwością stoją również kraje europejskie: mogą powrócić znów do swej suwerennej tożsamości, zrywając z wizją wykorzenionego społeczeństwa narzuconą przez neoliberalne elity. Kapitalistyczne społeczeństwo konsumpcjonistyczne i kosmopolityczny indywidualizm to wartości obce mojemu krajowi, a nawet całemu naszemu kontynentowi. Stanowią one nadbudowę narzuconą nam z góry, konstrukcję, która może i powinna zostać zdemontowana.

Dlatego przychylnie odnoszę się do hasła „ani lewica, ani prawica”. Najważniejszą sprzecznością na poziomie politycznym jest sprzeczność pomiędzy imperializmem, obecnie występującym jako globalizm, a resztą świata. Walka ta wykracza poza nieaktualne już spory, w których wciąż zbyt często pogrążone są nasze systemy polityczne.

Autorstwo: Brecht Jonkers
Źródło zagraniczne: ArktosJournal.com
Źródło polskie: MyslPolska.info

 

Konstytucja do wymiany


Ile to już razy przez Polskę przetaczały się w okresie ostatnich 26 lat ożywione dyskusje na temat konieczności fundamentalnych zmian w Konstytucji (owszem, wskutek działań kolejnych ekip postsolidarnościowych coraz mniej szanowanej i wartej)?

Szczególnie, rzecz jasna, odżywały one w okresach wzmożeń politycznych oraz wynikających z rezultatów wyborów konfliktów. Tak jest i teraz. Ponad ćwierć wieku obowiązywania ustawy zasadniczej wystarcza do ujawnienia i precyzyjnego zlokalizowania wszelkich wad i usterek o charakterze ustrojowym. Kolejne konflikty na szczytach władzy sprawiają przecież, że są one widoczne jak na dłoni. Odpowiedzialna klasa polityczna i myślący poważnie o państwie eksperci (prawnicy – konstytucjonaliści, politolodzy) już dawno powinni wziąć na warsztat problematykę ustrojową. Rozpocząć na ten temat poważną dyskusję i przedstawić obywatelom różne propozycje. Następnie to właśnie my wszyscy, obywatele, powinniśmy odbyć wielką publiczną debatę na temat tego, w jaki sposób powinno być zorganizowane nasze państwo.

Propozycji może tu być wiele; im więcej – tym lepiej dla ogólnonarodowej deliberacji, ale też wzrostu świadomości obywatelskiej. Myśl ustrojową mamy dość bogatą, szczególnie tą historyczną. Można z niej korzystać pełnymi garściami.

W warunkach polskich, w sytuacji permanentnego rozchwiania sceny politycznej i chaotycznych walk o kadrowe łupy, od Konstytucji powinno wymagać się przede wszystkim czytelności i wyrazistości. Niedopuszczalna i wręcz groźna jest sytuacja sporów kompetencyjnych, które powstają w wyniku niedomówień i niejasnych sformułowań, których pełna jest obowiązująca Konstytucja z 1997 roku. Zastanawiając się nad najlepszym rozwiązaniem, brać musimy pod uwagę cały szereg czynników, w tym łatwe do wskazania wady polskiego charakteru narodowego i ułomności nieodłącznie trapiące krajową klasę polityczną.

Polska powinna zatem przede wszystkim zdecydować się na czytelny wybór – albo system kanclerski, albo prezydencki. Ten pierwszy wydaje się w naszych warunkach zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. System prezydencki wymaga bowiem obecności wśród klasy politycznej polityków zaliczanych do kategorii mężów stanu. Takich nie ma i trudno oczekiwać na ich pojawienie się, biorąc pod uwagę brak krążenia elit i ich partyjną reprodukcję opartą na całkowicie nietrafnych kryteriach. Polska powinna w tej sytuacji zmierzać zatem do systemu parlamentarno-gabinetowego z silną (kanclerską) rolą premiera stojącego na czele autorskiego rządu. Stabilna większość parlamentarna byłaby możliwa dzięki wprowadzeniu zakazu zmiany barw klubowych parlamentarzystów w trakcie kadencji, którego złamanie skutkowałoby utratą mandatu. We władzach ustawodawczych kluczową rolę odgrywać powinien Sejm – jedyny organ szczebla centralnego pochodzący z wyborów powszechnych.

Senat mógłby zostać zachowany jako ciało opiniodawcze będące izbą samorządową, w skład której wchodziliby przedstawiciele samorządów regionalnych oraz reprezentanci organizacji zrzeszających najważniejsze grupy zawodowe i społeczne. Instytucję prezydenta można zachować, ograniczając jednocześnie prerogatywy głowy państwa, nieco na wzór niemiecki, do funkcji czysto reprezentacyjnej, pozbawionej prawa weta i kontrasygnaty dla decyzji premiera. Aby uniknąć rozdętych kosztów, prezydent dysponować powinien jedynie ograniczoną do minimum i sprowadzoną do specjalistów z zakresu protokołu kancelarią. Oczywiście, w systemie takim wyboru głowy państwa dokonywałoby Zgromadzenie Narodowe (Sejm i Senat), a nie wszyscy Polacy w całkowicie zbędnych i generujących potężne koszty wyborach powszechnych. Czynnik demokratyczny w takim ustroju mógłby zostać zwiększony poprzez konstytucyjne zagwarantowanie większej samodzielności, przede wszystkim finansowej, samorządów różnych szczebli. Można się też zastanowić nad przywróceniem powagi instytucji referendum, ośmieszanej w ostatnich latach przez instrumentalne traktowanie jej przez poszczególne partie.

Wszystko tu zaledwie garść luźnych zupełnie propozycji i refleksji. Chodzi o to, abyśmy o ustroju zaczęli rozmawiać w sposób poważny. Niestety, klasa polityczna wydaje się być skoncentrowana na zupełnie innych problemach. Na poważne myślenie o Polsce nie wystarcza jej czasu.

Autorstwo: Mateusz Piskorski
Źródło: MyslPolska.info

 Globaliści, hipokryci i prostytutki w Davos

Trwa kolejne Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) w Davos. Globaliści po raz kolejny debatują nad tym, jak ustawić życie zwykłym szaraczkom. Ciekawe oświadczenie wydała agencja towarzyska, której moce przerobowe najwyraźniej nie są wystarczające do „obsłużenia” gości Klausa Schwaba.[NCz]
HIPOKRYZJA KLIMATYSTÓW
Na zlocie w Davos nie brakuje klimatystów, którzy w imię „walki z globalnym ociepleniem” chcieliby co najmniej znacznie ograniczyć podróże podniebne. Od siebie jednak zaczynać nie zamierzają i sami z tych wygód ochoczo korzystają. Jak co roku bowiem notable przybywają do Szwajcarii, w zdecydowanej większości, prywatnymi odrzutowcami czy helikopterami, mierząc się z zarzutami hipokryzji.[NCz]
Tegoroczne statystyki nie są jeszcze znane, ale w ubiegłym roku do Davos przyleciało aż 1040 prywatnych odrzutowców. 53 proc. spośród tych samolotów pokonało odległości mniejsze niż 750 km, 38 proc. poniżej 500 km, a rekordzista wykorzystał podniebny środek transportu, by przemieścić się zaledwie o 21 km. Według holenderskiej firmy konsultingowej CE Delft, w ubiegłym roku ruch lotniczy w trakcie szczytu w okolicach Davos podwoił się w porównaniu z okresem zlotu w 2022 roku.[NCz]
PROSTYTUTKI NIE WYRABIAJĄ
Jak co roku też podczas zlotu w Davos rośnie popyt na usługi seksualne. Prostytucja w Szwajcarii jest legalna. Na te kilka dni do szwajcarskiego kurortu zjeżdża dodatkowo ponad 100 prostytutek. Jedna z nich w rozmowie z „Bildem” przyznała, że za godzinną usługę kasuje 700 euro, a za całą noc 2300 euro. Jak mówi, większość pań do towarzystwa ubiera się w strój biznesowy, bo takie są oczekiwania klientów.[NCz]
Francuska gazeta „20 minutes” pisze natomiast, że „każdy, kto chce zarezerwować »eskortę« za pośrednictwem platformy »Titt4Tat« zarówno w regionie Davos, jak i całej wschodniej Szwajcarii, będzie bardzo rozczarowany”. Wszystkie panie są już „zarezerwowane”. Agencja towarzyska dostarczająca globalistom usługi pań wydała nawet oświadczenie, w którym bardzo przeprasza wszystkich zainteresowanych, że nie jest w stanie sprostać zapotrzebowaniu.[NCz]
GDZIE KLAUS SCHWAB, TAM I ANDRZEJ DUDA I WOŁODYMYR ZEŁENSKI
Duda i Zełenski również biorą udział w Forum Ekonomicznym w Davos. „Uważam, że Ukraina powinna otrzymać zaproszenie do NATO, które rozpoczęłoby proces omawiania tej kwestii w poszczególnych parlamentach narodowych państw członkowskich Sojuszu. Ten proces mógłby postępować, to niezwykle ważne dla morale obrońców Ukrainy” – powiedział Andrzej Duda, podkreślając, że pełne członkostwo Ukrainy w NATO powinno stać się faktem. Rozmowy obu prezydentów dotyczyły przede wszystkim kwestii związanych z bezpieczeństwem i toczących się działań zbrojnych na Ukrainie oraz wsparcia, jakie jest niezbędne stronie ukraińskiej.[PU]
Rozmowa dotyczyła także zbliżającej się wizyty premiera Polski w Kijowie. Kwestia ta była tematem spotkania Andrzeja Dudy i Donalda Tuska w poniedziałek, 15 stycznia 2024 r. „Wierzę w to, że to będzie dobra polityka, którą będziemy mogli prowadzić razem, zarówno Premier, rząd, jak i Prezydent” – powiedział Andrzej Duda.[PU]
Podczas obrad w Davos odbędą się rozmowy dotyczące m.in. Ukrainy, a także relacji w regionie Trójmorza.[PU]
CHINY SZUKAJĄ INWESTORÓW
Z kolei premier Chin Li Qiang powiedział we wtorek w Davos, że chińska gospodarka poradzi sobie ze wzlotami i upadkami, a ogólny trend długoterminowego wzrostu nie ulegnie zmianie. Chociaż ekspansja ta oznaczałaby znaczny wzrost w porównaniu z 2022 r., kiedy gospodarka Chin wzrosła zaledwie o 3%, nadal jest to jeden z najgorszych wyników gospodarczych kraju od ponad trzech dekad. Z wyjątkiem lat pandemii do 2022 r., kiedy wzrost Chin został zakłócony przez rygorystyczne blokady i inne ograniczenia, 5,2% to najwolniejsze tempo rocznego wzrostu w kraju od 1990 r., kiedy gospodarka rozwinęła się o 3,9% z powodu międzynarodowych sankcji po masakrze na placu Tiananmen w 1989 r. Kraj nęka szereg problemów gospodarczych, w tym kryzys na rynku nieruchomości, rekordowe bezrobocie wśród młodych ludzi, deflacja i szybko starzejące się społeczeństwo. Międzynarodowi ekonomiści szeroko prognozują, że w tym roku wzrost gospodarczy w Chinach spowolni do około 4,5%. „Nawet jeśli w działalności gospodarczej Chin wystąpią zwroty, ogólny długoterminowy pozytywny trend nie ulegnie zmianie” – powiedział Li. Premier jest najwyższym rangą chińskim przywódcą, który osobiście uczestniczył w forum w Davos od czasu prezydenta Xi Jinpinga w 2017 r.[G]
Li próbował także uspokoić międzynarodowych inwestorów, którzy stają się coraz bardziej nieufni wobec trudnego otoczenia biznesowego w Chinach i spowalniającego wzrostu. „Inwestowanie na rynku chińskim nie jest ryzykiem, ale szansą” – powiedział. W kraju żyje około 400 milionów osób o średnich dochodach, a oczekuje się, że w ciągu najbliższych 10 lat liczba ta podwoi się do 800 milionów, powiedział Li. Postępująca urbanizacja stworzy ogromny popyt w sektorach takich jak mieszkalnictwo, edukacja, opieka medyczna i opieka nad osobami starszymi, powiedział, dodając, że prawie 300 milionów Chińczyków zamieszkujących obszary wiejskie ostatecznie wyemigruje do miast. Zaznaczył, że jest także duże pole do inwestycji w modernizację infrastruktury transportu miejskiego i telekomunikacji.[G]
Li zobowiązał się także do stworzenia „pierwszej klasy” środowiska operacyjnego dla międzynarodowych przedsiębiorstw w Chinach. „Bez względu na to, jak zmieni się sytuacja na świecie, Chiny będą trzymać się swojej podstawowej narodowej polityki otwarcia, a ich drzwi będą coraz szersze” – powiedział. Jak wynika z oświadczenia chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Li spotkał się w poniedziałek z prezydent Szwajcarii Violą Amherd i powiedział, że oba kraje pogłębią więzi gospodarcze i rozpoczną rozmowy w celu ulepszenia umowy o wolnym handlu.[G]
ZASIANIE IDEI WOLNOŚCI NA SKAŻONYM SOCJALISTYCZNĄ AGENDĄ FORUM
Sam fakt pojawienia się prezydenta Argentyny Javiera Milei na WEF wywołał poruszenie. Prof. Adam Wielomski napisał w swoich mediach społecznościowych: „W Davos anarcholiberalny prezydent Argentyny Javier Milei będzie w panelu z samym Klausem Schwabem. Gratulacje dla liberalnych antysystemowców”.[NCz]
Po pierwsze Milei nie poleciał do szwajcarskiego kurortu prywatnym odrzutowcem, ale komercyjnym lotem, by ograniczyć koszty. Podczas podróży robił sobie selfie z innym pasażerami, a także krytykował „socjalistyczną agendę” Światowego Forum Ekonomicznego.[NCz]
Wyprawa do Davos jest pierwszą zagraniczną podróżą libertariańskiego prezydenta od czasu wygrania wyborów. Podczas lotu Milei zapytany przez dziennikarzy o swoje plany na wizytę w Davos, odpowiedział, że jego celem jest „zasianie idei wolności na forum, które jest skażone socjalistyczną agendą 2030, która przyniesie światu tylko nędzę”. Milei podróżuje do Davos ze skromną delegacją, w skład której wchodzą: minister spraw zagranicznych Diana Mondino, szef gabinetu Nicolas Posse, minister gospodarki Luis Caputo oraz sekretarz generalna prezydencji Karina Milei. Rzecznik prezydenta przekazał, że komercyjna podróż pozwoliła na zaoszczędzenie ponad 300 tysięcy dolarów.[NCz]
Argentyński przywódca ma w planach przede wszystkim spotkanie z Kristaliną Georgiewą, dyrektorem zarządzającym MFW. MFW pochwalił „ambitny plan stabilizacji” Milei, a w ubiegłym tygodniu osiągnięto techniczne porozumienie w sprawie odblokowania 4,7 miliarda dolarów z programu pożyczkowego.[NCz]
Autorstwo: KM [NCz], PolUkr [PU], Andrzej Kumor [G], RP [NCz]
Źródła: NCzas.info [1] [2] [NCz], PolUkr.net [PU], Goniec.net [G]
Kompilacja 4 wiadomości: WolneMedia.net

 

Bodnar wprowadził cenzurę internetu dla prokuratorów


Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar zakazał prokuratorom zamieszczania wpisów w internecie.

Adam Bodnar zakazał prokuratorom Prokuratury Krajowej zamieszczania wpisów w mediach społecznościowych. Ta próba cenzury spotkała się z mocnym sprzeciwem.

Prokurator generalny we wtorek wydał zakaz publikacji wszelkich informacji na stronie internetowej Prokuratury Krajowej oraz zamieszczania wpisów na oficjalnym koncie PK w serwisie „X”. Zgodnie z zarządzeniem, aby opublikować coś w mediach społecznościowych, prokuratorzy potrzebują pisemnej zgody Bodnara.

Pracownicy Prokuratury Krajowej stwierdzili, że działania prokuratora generalnego są niedopuszczalne i niezgodne z art. 18 par. 1 „Prawa o prokuraturze”. W myśl przepisów bowiem za te kwestie odpowiada prokurator krajowy, którym, według członków Prokuratur Krajowej, pozostaje Dariusz Barski.

Prokuratorzy twierdzą, że działania Bodnara to przejaw cenzury i próba ograniczenia obywatelom dostępu do informacji.

Autorstwo: SG
Źródło: NCzas.info

 

Czy Hołownia uprawia mobbing wobec Brauna?


Zarządzenie to ma formę jakiegoś mobbingu – mówi o postanowieniu marszałka Sejmu Szymona Hołowni wobec Grzegorza Brauna poseł Konfederacji Krzysztof Bosak. Jak pisała w ubiegłym tygodniu „Gazeta Wyborcza”, Braun w zeszłej kadencji Sejmu pytał, gdzie można deponować broń w Sejmie. Przez wiele miesięcy nikomu to nie przeszkadzało, ale teraz nagle przeszkadzać zaczęło. Wobec nakręconej przez „Wyborczą” afery, marszałek Hołownia zdecydował o regularnej kontroli Brauna. Cytując dokument, zarządził przeprowadzanie „każdorazowej kontroli bezpieczeństwa posła Grzegorza Brauna wchodzącego do budynków pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu w dniach 15-26 stycznia 2024 r., w tym jego bagażu”. Do regularnych kontroli zobowiązana została Straż Marszałkowska.

„To jest sztucznie wywołany przez media temat. Nie pytał, gdzie on (Braun) może deponować, tylko gdzie można deponować broń. To jest normalna procedura” – komentował w programie „Tłit” „Wirtualnej Polski” wicemarszałek Sejmu Bosak. Bosak przypomniał, że o miejsce depozytu Braun pytał w imieniu prof. Andrzeja Zapałowskiego, żołnierza rezerwy Sił Zbrojnych RP, który ma prawo do posiadania broni i jej używa. W ubiegłej kadencji Zapałowski posłem nie był, ale w Sejmie przebywał jako ekspert Konfederacji. „Jako człowiek praworządny i były poseł, który wiedział, że w Sejmie jest depozyt, chciał tę broń zdać, bo po Sejmie nie wolno się z bronią poruszać” – mówił o kulisach sprawy Bosak. „Dziwną sytuacją jest, kiedy ktoś, kto zachowuje się absolutnie zgodnie z prawem, mimowolnie wywołuje skandal, który trafia do mediów zupełnie nie wiadomo dlaczego, ponieważ nikt nie wywołał żadnego zagrożenia” – kontynuował przedstawiciel Konfederacji. Jak przekonywał, „zapytanie o to, jak działają sejmowe procedury i gdzie w tej chwili jest depozyt na broń, jest zupełnie normalną rzeczą”. Przypomniał, że do Sejmu przybywa dużo osób, które mają prawo do posiadania broni. Wymienił żołnierzy, funkcjonariuszy różnych służb czy ochronę prezesa Kaczyńskiego złożoną z byłych komandosów.

Prowadzący rozmowę zwrócił uwagę, że artykuł „Wyborczej” opierał się o informacje wyciągnięte od Szymona Hołowni. „Może czas nie opierać artykułu tylko o informacje od marszałka Sejmu, tylko je weryfikować. Gdyby ktoś zapytał posła Brauna, posła Zapałowskiego, to sprawa byłaby wyjaśniona w pięć minut. W tej chwili nakręca się jakaś idiotyczna afera. Zarządzenie to ma formę jakiegoś mobbingu” – podsumował Bosak.

Sprawa została też poruszona w Sejmie w mocnym wystąpieniu wiceprzewodniczącego Konfederacji Korony Polskiej posła Romana Fritza. Ocenił on, że traktowanie Grzegorza Brauna przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię podpada pod przepisy dotyczące mobbingu. „Rządy rewolucji, które tutaj się usadowiły po lewej stronie, również spersonalizowane w postaci marszałka Sejmu pana Szymona Hołowni, deklarowały przed wyborami jeszcze, że Polska ma być uśmiechnięta, wesoła, nowoczesna, europejska, piękne biało-czerwone serduszka i ma być wspaniale i cudownie” – mówił Fritz. „I co mamy? Okazuje się, że ma być wspaniale i cudownie, ale nie dla wszystkich” – dodał. „Pan marszałek Szymon Hołownia, wczoraj widziałem to zarządzenie, ogłosił, co następuje. »Zarządza się przeprowadzanie każdorazowej kontroli bezpieczeństwa posła Grzegorza Brauna, wchodzącego do budynków pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu w dniach 15-26 stycznia 2024 roku, w tym jego bagażu«. Działanie ze wszech miar upokarzające” – podkreślił.

„Proszę państwa, jak to się ma do konstytucji, nad którą zapłakał pan marszałek Hołownia? W art. 40 czytamy: »Nikt nie może być poddany torturom, ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu«” – wskazał poseł Konfederacji. „Mec. Jerzy Kwaśniewski, przewodniczący Ordo Iuris, wypowiedział się na ten temat następująco: »Posłowie muszą być równi wobec prawa. Nie wolno ich upokarzać też selektywnymi represjami«. Idealnie współgra to z przepisem »Kodeksu pracy« w zakresie mobbingu” – dodał. „Dopominamy się o równość wobec prawa i nie traktujcie różnych posłów dwoma różnymi miarami” – skwitował.

Prowadząca obrady wicemarszałek Monika Wielichowska zagrzmiała zaś, że „niestety, nie wszyscy posłowie, a może stety, panie pośle, demolują różne rzeczy w parlamencie, ale nie tylko w parlamencie”. Nie udzieliła też ponownie głosu Fritzowi, który chciał polemizować z jej opinią. „Nie wszyscy parlamentarzyści zachowują się tak jak pan poseł Braun” – rzekła.

Autorstwo: KM, MM
Źródło: NCzas.info [1] [2]
Kompilacja 2 wiadomości


  1. Stanlley 17.01.2024 12:11

    Czy wolnościowa i praworządna KO uprawia mobbing na społeczeństwie?

    6 godzin na stawienie się w jednostce wojskowej albo więzienie 3 lata, jak jesteś za granicą – 5 lat. możecie znaleźć w wielu miejscach o tym – przygotował rząd pisiorków, klepnął kosiniaczek…

  2. Baltazar Bombka 17.01.2024 12:13

    Panie marszałku. Za jakiś czas będzie Pan tylko wesołym wspomnieniem. Jak Palikot od wibratora czy Nowoczesny Rysiu od sześciu króli.

 

Na ścieżce wojennej


Wojna jest bardzo wygodnym instrumentem do załatwiania przez różnorakie reżimy własnych interesów. Ot wystarczy krzyknąć, że kraj X chce na nas napaść, aby dany rząd miał doskonały pretekst do zduszenia ruchów opozycyjnych, które zagrażają jego władzy bądź też interesom mocodawców tejże władzy, jeżeli nie jest ona suwerenna.

Z przykładem takich działań mieliśmy do czynienia ostatnio w Republice Federalnej Niemiec, gdzie tamtejsze elity postanowiły poprzez zapewne kontrolowany wyciek zakomunikować, że w najbliższym czasie może dojść do wojny Rosji z NATO. Do wojny Rosji z NATO rzecz jasna nie dojdzie, ani w najbliższym czasie ani zapewne nigdy (co nie znaczy, że niektóre kraje NATO nie zostaną w nią wciągnięte przez siły nią zainteresowane i będą bić się z Rosjanami bez uruchamiania NATO-wskich artykułów) jednak ten straszak na społeczeństwo miał dać usprawiedliwienie reżimowi Scholza do zdławienia wielkich protestów, które przetaczają się przez tamten kraj oraz hipotetycznie również zwalczania a być może nawet delegalizacji partii Alternatywa Dla Niemiec, w której co prawda istnieją odpowiednie dla władców świata frakcje proizraelskie i proamerykańskie jednak jej obecne kierownictwo wykazuje zbyt dużą pobłażliwość wobec Rosjan, co w okresie walk na Ukrainie jest niemile widziane przez „właścicieli” niemieckiego rządu z Centralnej Agencji Wywiadu USA oraz Pentagonu.

Wojna na Ukrainie stała się także wygodnym pretekstem do zwiększania mocy reżimu bezpieczeństwa w Polsce, gdzie ustępująca władza postanowiła uderzyć w środowiska antywojenne oraz grupy sprzeciwiające się przymusowym szczepieniom wśród żołnierzy. W normalnych warunkach takie organizacje nie stawałyby się obiektami specjalnego zainteresowania no ale w czasie kiedy Pentagon wzywa Polaków do dyscypliny i gotowości poniesienia śmierci za interes żydowsko-amerykański, uderzenie w sprzeciw wobec głównej linii politycznej świata atlantyckiego musi być wyraźne, aby żadna inna oddziałująca na ważne kręgi siłowe grupa nie odważyła się snuć wizji sprzecznych z interesami najpotężniejszych.

Nowa władza, która z pozoru może wydawać się bardziej proeuropejska, a więc mniej zainteresowana wojną niż anglosascy rozbójnicy morscy, zalegitymizowała walkę z „radykalną prawicą” wśród polskich struktur siłowych. Systemowa zależność polskiego państwa od Londynu i Waszyngtonu oraz szkolenia polskich struktur siłowych przez te kraje, wraz z lewicową ideologią nowego reżimu warszawskiego sprawiają, że walka z prawicowym antysystemem będzie dla ludzi Tuska jeszcze korzystniejsza, niż chociażby dla PiS-u. Wszak PiS nie ruszał prawicowej opozycji wobec siebie, póki rządził aż tak bardzo, chociażby nalotami bezpieki bez konkretnych zarzutów ani aresztowań, gdyż liczył zapewne na poparcie albo nawet powyborczy sojusz ze środowiskami tzw. antysystemu, gdyby brakło mu poparcia do sformowania rządu. Kiedy jednak koła liberalno-lewicowe odebrały władzę pisowskiej pseudoprawicy, rozprawa z „rosyjską agenturą” musiała się odbyć, aby dać do zrozumienia, że nowa elita nie będzie tolerować „prawicowego radykalizmu”, a jedynie lewicowy, a poparcie dla tego typu ideologii, które koła lewicowe w bloku atlantyckim przypisują rosyjskiej ingerencji i inspiracji, w nowej rzeczywistości musi zostać zduszone. Od teraz reżimowymi przystawkami mogą być jedynie środowiska spod znaku tęczy i tym pochodne.

Daje się jednak wyczuć, obserwując działalność ośrodków imperialnych w krajach anglosaskich oraz kół syjonistycznych, chociażby w USA, że nowa elita władzy w Polsce bynajmniej nie jest aż tak bardzo akceptowana jak sądzi się w naszym kraju, gdzie po przestrzeni internetowej rozchodziły się zdjęcia z narad ambasadora USA w Polsce z reżimowymi urzędnikami ds. sprawiedliwości. Należy rzecz jasna przy tym pamiętać, że rodzina Brzezińskich, którą reprezentuje najwyższy przedstawiciel dyplomatyczny w Polsce, a więc Mark Brzeziński, bynajmniej nie była wcale lubiana przez radykalne koła imperialne i syjonistyczne, chociażby w czasach administracji Reagana.

Zbigniew Brzeziński, a więc ojciec obecnego ambasadora USA w Polsce był zwalczany nie tylko przez neokonserwatystów amerykańskich pochodzenia żydowskiego, jako człowiek uprzedzony wobec Izraela, a także niezbyt radykalny wróg ZSRR (co wydaje się aberracją, biorąc pod uwagę, że to właśnie Brzeziński uruchomił operację „Cyklon” w Afganistanie), ale także przez imperialne koła w CIA w późnym okresie zimnej wojny. Nie należy się temu dziwić, wszak Brzeziński reprezentował administrację Jimmy’go Cartera, który zarzucał Amerykanom nadmierny strach przed komunizmem, a jego administracja wycofywała się z walki z czerwonymi na wielu obszarach, o czystkach w CIA nie wspominając. Pomimo więc doktryny praw człowieka, która uderzała w komunizm, który, jak wiemy, czegoś takiego jak prawa człowieka nie wyznawał, ogólnie rzecz biorąc, koła imperialne USA były wrogie tej administracji a członkostwo w niej przedstawiciela finansjery nowojorskiej, a więc Brzezińskiego, która była bardziej ugodowa w stosunku do Sowietów w porównaniu np. z neokonami, powodować musiało wrogość radykalnych antykomunistów Reagana wobec doradcy Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego.

Dzisiejsza ekipa złożona z potomka „Zbiga” również jest niezwykle mocno krytykowana przez amerykańskie koła wojskowo-imperialne oraz środowiska syjonistyczne. Radykalnie proizraelski Instytut Gatestone zarzuca Bidenowi, że ten podważa wysiłki obronne Izraela i sugeruje, że amerykańska administracja chce, aby państwo syjonistyczne przegrało wojnę z Hamasem.

Biden jest krytykowany także za zniszczenie amerykańskiej armii lewicowymi czy też nawet lewackimi szaleństwami, które według kół około wojskowych podważają gotowość amerykańskich sił zbrojnych do stawienia czoła zagrożeniom dla interesów Waszyngtonu. Ponadto administracja demokratyczna, pomimo podkręcenia wojny gospodarczej z Pekinem, oskarżana jest o powiązania z chińskimi komunistami oraz niezbyt radykalne podejście do powstrzymywania wzrostu potęgi Państwa Środka. Wszystko to sprawia, że osłabianie Rosji rękoma ukraińskich żołnierzy bynajmniej nie sprawia, że rządy demokratyczne są w USA na fali wznoszącej. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że rok 2024 będzie ich kresem – przynajmniej na kolejne 4 lata.

Po Republikanach, zwłaszcza jeżeli prezydentem zostanie Trump, a już tym bardziej Haley, nie należy się spodziewać pokojowych zapędów. Trump wyraźnie zasygnalizował, że zaprowadzi światowy pokój poprzez siłę. Te same frazesy amerykański imperator wygłaszał wiele lat temu, jak startował do tego stanowiska po raz pierwszy i mogliśmy się przekonać, jak to się skończyło. Trump próbował wywrócić kluczowych sojuszników Rosji i Chin i wprowadzić tam do władzy swoich ludzi. Zaczął od Wenezueli i Nikaragui, następnie był Hongkong, Białoruś, by w końcu zaatakować Iran kolorową rewolucją oraz uderzeniami w irańskich dowódców wojskowych. Zalegitymizował także wojskową okupację Syrii w celu kontroli ropy naftowej, a także zaostrzył działania szwadronów śmierci CIA w Afganistanie. Administracja Trumpa była więc dla światowego porządku katastrofalna – przyniosła śmierć, pożogę i destabilizację wcale nie mniejszą niż administracja Obamy, z tą różnicą, że wywracanie wrogich Waszyngtonowi reżimów za rządów Demokratów było znacznie skuteczniejsze. Ekipa Trumpa ponosiła porażkę za porażką: Ortega pozostał u władzy w Nikaragui, pomimo zabijania przez nasłanych zbirów nikaraguańskich stróżów porządku publicznego. Łukaszenka pozostał u sterów państwa białoruskiego, a Maduro utrzymał stanowisko głowy państwa wenezuelskiego. Imperializm Trumpa, podobnie radykalny jak Obamy, różnił się więc od działań Demokratów przede wszystkim skutecznością.

Utrzymanie „światowego pokoju” poprzez siłę obiecywał także George Bush młodszy. I podobnie jak miało to miejsce w przypadku Trumpa, z żadnym pokojem nie miało nic wspólnego. Bush rozpętał wojny w interesie Izraela i zdewastował Bliski i Środkowy Wschód, tworząc największe od setek lat kanały imigracyjne do Europy. Europejczycy, z wyjątkiem wasali Stanów Zjednoczonych i paru innych państw, w dużej mierze odmówili udziału w rozróbach Waszyngtonu, które nie miały umocowania w prawie międzynarodowym.

Jeżeli ktoś więc uważa, że rządy Bidena są dla świata niekorzystne, gdyż Amerykanie podpalają w ich trakcie Ukrainę i Europę Wschodnią, Bliski Wschód, Półwysep Arabski czy inne obszary globu to należy wyciągnąć go z błędnego toku myślenia. Rządy Bidena są nadzwyczaj łagodne, oczywiście nie ujmując administracji demokratycznej imperialnych ambicji. Wszak Biden jasno sygnalizuje, że walczy o dominację amerykańską na ziemskim globie. Jednak jego działania, powszechnie krytykowane przez koła wojskowo-imperialne oraz Syjonistów, i tak są według nich zbyt mało radykalne.

Jeżeli więc ktoś uważa, że władza w Polsce, rzekomo wspierana przez Amerykanów, jest istotnie korzystna dla rzeczywistej, ukrytej elity amerykańskiej, powinien bardziej analitycznie podejść do tego typu sugestii. Wsparcie dla rządów reżimu Tuska ze strony Demokratów czy ambasadora Brzezińskiego bynajmniej nie oznacza wsparcia dla tej władzy ze strony radykalnych kół imperialnych, które radykalizują się jeszcze bardziej, wraz ze wzrostem potęgi chińskiej.

Tuż po wybuchu wojny ukraińsko-rosyjskiej z lutego 2022 roku w swoim tekście pt. „Wojna rosyjsko-ukraińska preludium do wielkiej wojny w Azji?” zasugerowałem, że kolejnym krokiem w powstrzymywaniu Chin Waszyngtonu może być konflikt zbrojny na Morzu Czerwonym, który zablokuje transport morski z Chin do Europy, a więc tzw. Morski Jedwabny Szlak. Jak widzimy to obecnie, wojna taka wybuchła.

Już wówczas miałem co do takiego scenariusza niemalże pewność, jednak wolałem go jedynie zasygnalizować, aby w przypadku innych planów władców świata nie popełnić błędu. Z amerykańskich koncepcji strategicznych jasno wynika, że aby zdusić Chiny i powstrzymać ich rozwój a tym samym zmusić je albo do brutalnej agresji na swoich sąsiadów, albo do kapitulacji Komunistycznej Partii Chin i chaosu w państwie, należy blokować chiński eksport. Trasa lądowa do Europy została zablokowana wojną ukraińską, która wbrew sugestiom niektórych nie zakończy się ani w roku 2024, ani w 2025. Może zostać zamrożona na jakiś czas jednak umowa brytyjsko-ukraińska jasno daje nam do zrozumienia, że Kijów i ośrodki sterownicze państwa ukraińskiego znajdujące się w krajach anglosaskich nie pozwolą Ukraińcom na zakończenie konfliktu zbyt szybko.

Trasa morska, a przynajmniej jej najkrótsza odnoga, paraliżowana jest dzisiaj przez członków Huti, którzy podburzeni ludobójstwem Palestyńczyków w Strefie Gazy, atakują w cieśnienie Bab al-Mandab i wokół niej izraelskie statki handlowe oraz jednostki innych państw nieprzyjaznych sprawie arabskiej.

Jednak nawet blokada Morza Czerwonego czy też Kanału Sueskiego nie powstrzyma wzrostu Chin – co najwyżej go osłabi. Aby wzrost Chin został powstrzymany, potrzebny jest jeszcze jeden krok Waszyngtonu i jego anglosaskich partnerów. A mianowicie blokada cieśniny Malakka. Bez blokady cieśniny Malakka chińska potęga wciąż będzie rosnąć, a wojna z Pekinem rękoma sojuszników Waszyngtonu nie będzie miała sensu. Aby więc przystąpić do ostatecznej rozgrywki z Pekinem, Amerykanie muszą utrzymać wojnę na Ukrainie, która blokuje szlak lądowy, tak samo utrzymać stan wrzenia na Morzu Czerwonym oraz prowokacjami, tajnymi operacjami lub innymi metodami doprowadzić do destabilizacji cieśniny Malakka a być może nawet cieśniny Sundajskiej i innych wąskich gardeł pomiędzy wyspami Indonezji.

Wówczas, kiedy eksport Pekinu zostanie zduszony, Chińska Partia Komunistyczna będzie miała do wyboru: albo kapitulację i poddanie się woli Ameryki, albo wejście na ścieżkę wojenną, w celu pozyskiwania surowców siłą od swoich sąsiadów tudzież siłą „wyrąbania” sobie wojskiem szlaków handlowych. To drugie jednak nie będzie miało większego sensu jeżeli Chińczycy wojną skompromitują się przed całym światem Zachodu, a nawet globalnym Południem, które wciąż uważa Pekin za strażnika światowego pokoju i rozjemcę w wojennym zawirowaniach.

Donald Trump, błędnie określany pobłażliwym wobec Rosji lub nawet z Moskwą powiązanym, był tym przywódcą USA, który po 2014 roku i rewolucji na Majdanie zdecydował się wysyłać Ukraińcom broń ofensywną. Barack Obama, pomimo sugestii podżegaczy wojennych pokroju P. Karbera, przyjaciela naczelnego geopolityka III RP J. Bartosiaka, nie zdecydował się na taką eskalację konfliktu z Rosjanami. Jeżeli więc ktoś spodziewa się, że dojście Trumpa do władzy zakończy wojnę ukraińską, to musi pozbyć się złudzeń – tak się po prostu nie stanie. Owszem, może dojść do zamrożenia konfliktu jednak koła wojskowo-przemysłowe, które preferują Trumpa ponad Bidena, z pewnością będą zainteresowane, aby dopływ uzbrojenia do Kijowa wciąż trwał, co z resztą ma dwupartyjne poparcie w Kongresie USA, a kłótnia pomiędzy Republikanami a Demokratami o uzbrajanie Ukrainy tyczy się detalów takich jak zabezpieczenie imigracji na granicy z Meksykiem, co nie ma nic wspólnego z wojną, którą popiera pełne spektrum amerykańskiego imperium.

Śmiem więc twierdzić, że wojna ukraińsko-rosyjska, w razie wygranej Republikanina, zamiast się zakończyć, może jeszcze wyeskalować, gdyż jak wszyscy widzimy, administracja Bidena po prostu nie dostarcza Kijowowi takiego uzbrojenia, jakie pomogłoby Ukraińcom odnieść większe zwycięstwa. Trump, który był bardziej skory niż Obama do uzbrajania neobanderowców w broń ofensywną, może według mnie Kijowowi w tym pomóc.

Wojna na wchodzie Europy to pomimo osłabiania nią Moskwy, jednak przede wszystkim blokada szlaków handlowych do Chin. Dzisiaj widzimy, że Rosja gospodarczo wzrasta a sankcje, dużo słabsze niż te, którymi obłożono Iran, po prostu nie działają. W mojej opinii nie ma z resztą w tym przypadku. Zachód, a zwłaszcza USA nie są zainteresowanie osłabianiem potęgi rosyjskiej w znacznym stopniu, gdyż mogłoby to w konsekwencji wzmocnić Chiny. Zmarnowanie rosyjskiej żywej siły wojskowej – tak. Zmarnowanie rosyjskiej broni i amunicji – tak. Ale próba destabilizacji wewnętrznej Rosji czy też separatyzmu wewnątrz kraju już nie.

Biorąc pod uwagę, że nadchodzące jak się wydaje rządy Republikanów (druga kadencja Demokratów jest rzecz jasna wciąż możliwa), przynieść nam mogą zamiast złagodzenia pędu Waszyngtonu do uzyskania przewag w rywalizacji z Pekinem, jedynie zwiększenie powstrzymywania Chin na wielu frontach. Front ukraiński jest jednym z nich i uważam, że wojna w przypadku wygranej Trumpa może jeszcze wyeskalować. Podobnie wyeskalować może konflikt na Bliskim Wschodzie, gdzie Republikanie będą znacznie bardziej troszczyć się o interes Izraela, a jednocześnie będą chcieli kontynuować politykę destabilizacji Morza Czerwonego. Jeżeli ktoś twierdzi, że Amerykanie i Brytyjczycy walczą o stabilizację tego obszaru, niech pozbawi się złudzeń – nie robią tego.

Pytanie w takim wypadku nasuwa się: co z naszym krajem?

Niewątpliwie wygrana obozu lewicowo-liberalnego w Polsce była zwycięstwem, które z radością przyjął obóz liberalnych jastrzębi czy też liberalnych interwencjonistów z USA. Jednak trudno sobie wyobrazić, aby Republikanie i neokoni byli zadowoleni z wygranej Tuska i jego pomagierów. Opcja, która przyklei się w swojej polityce do zachodu Europy z pewnością kompleksowi wojskowo-syjonistycznemu z USA na rękę nie będzie. Możemy z resztą obserwować tego wyraźne symptomy.

„Harcerze” kół syjonistycznych, związani z Trumpem, biorą udział w protestach pisowskich aparatczyków, demonstrujących w obronie dwójki kryminalistów. Fundacje będące izraelskim lobby w USA piszą nieprzychylne nowej warszawskiej władzy artykuły. Altprawicowe media w USA, związane z obozem Trumpa oraz Izraelem, wspierają antyrządowe demonstracje w Polsce. Jednak najbardziej dobitnym głosem sprzeciwu wobec rządów reżimu Tuska w Polsce jest wstawka na jednym z portali społecznościowych, gdzie E. Zolkos, szef polskiego oddziału Żydowskiej Ligii Obrony, niegdyś agentury CIA i Mossadu (a może i dzisiaj również?) wstawił zdjęcie z napisem „je*** Tuska”. No cóż, jak widać Izraelczykom nie podoba się nowa władza w Polsce.

Nie powinno to z resztą nikogo dziwić. W państwie żydowskim w przeddzień ostatnich wyborów prezydenckich w USA w 2016 i 2020 roku wszędzie widać było banery z poparciem dla Trumpa. Takich samych banerów w takiej samej skali ze słowami wsparcia dla Hillary Clinton czy też Joe Bidena próżno było szukać. Izraelczycy od lat preferują w USA Republikanów, a w innych ważnych europejskich krajach wspierają ich sojuszników. Toteż nie powinno nikogo dziwić, że ludzie najprawdopodobniej świadomie bądź też nieświadomie związani z Mossadem chcą „je*** Tuska”.

Jak jednak będzie wyglądać polityka nowego rządu warszawskiego w przypadku zakończenia rządów Demokratów? No cóż, Europa zapewne niesłusznie obawia się rządów Trumpa w kontekście Ukrainy. Brak woli Europejczyków do ginięcia w wojnie z Rosją zapewne sprawi, że mimo głosów z kół republikańskich, aby Europa bardziej samodzielnie ścierała się z Moskwą, Waszyngton dalej będzie finansował ukraińską wojnę, a być może za rządów Trumpa to finansowanie zostanie zwiększone, dokładnie tak jak stało się to w trakcie jego poprzedniej kadencji, gdzie w pierwszym roku jego władzy finansowanie neobanderowców spadło w porównaniu do okresu władzy Obamy, by w kolejnych 2018 i 2019 wystrzelić w górę i sięgnąć 400 mln dolarów rocznie. Ludzie Trumpa wysyłali także szkoleniowców do neonazistowskich struktur w ukraińskich siłach zbrojnych oraz rozpoczęli, tak jak już wcześniej wspomniałem, przerzut na Ukrainę broni ofensywnej.

Jeżeli nastąpi podobna radykalizacja, która spotka się zapewne ze sprzeciwem Francji i Niemiec, Europa ponownie może się pokłócić z USA w kluczowych dla świata kwestiach. Co wówczas zrobi rząd Tuska? W mojej opinii mimo wszystko stanie po stronie USA. Pomimo że Republikanie zapewne woleliby w Polsce rządy PiSu strukturalna zależność Polski od USA sprawi, że rządząca liberalna-lewica oderwie się od Europy Zachodniej i chcąc utrzymać się na powierzchni, pójdzie Waszyngtonowi na ustępstwa i dostosuje się do jego potrzeb.

W polityce polskiej zwrot ku odbudowaniu amerykańskiego imperium, po destrukcyjnych dla amerykańskiej potęgi wojskowej latach rządów Bidena, nie powinien więc nic zmienić. Trudno oczekiwać, że niesuwerenne władze w Warszawie postawią się Ameryce i przyjmą bardziej europejskie podejście do konfliktu na Ukrainie. Mogłoby to ich w konsekwencji kosztować nawet utratę władzy, biorąc pod uwagę nagromadzenie na obóz PO-PSL z lat 2007-2015 taśm i innych kompromatów, które w ciągu ostatnich lat wyciekały do przestrzeni publicznej.

Republika Federalna Niemiec postanowiła ostatnio podwoić wsparcie dla Ukrainy, które ma sięgnąć 8 mld euro rocznie. Cała Europa będzie wydawać na Ukrainę dwa razy więcej niż USA. Wielka Brytania, podpisując umowę z Kijowem w zakresie bezpieczeństwa, obiecała wspierać przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy w granicach sprzed rewolucji na Majdanie oraz zobowiązała się w roku 2024 dostarczyć Kijowowi 2,5 mld funtów. W Kongresie USA prędzej czy później przegłosowane zostanie kolejne 61 mld dolarów wsparcia dla reżimu neobanderowskiego. Wojna na wschodzie nie skończy się więc zbyt szybko. Tym bardziej że do sił zbrojnych Ukrainy ma zostać zmobilizowane kolejne 450-500 tys. żołnierzy.

W najbliższym czasie nie skończy się także wojna w Strefie Gazy ani konflikt na Morzu Czerwonym i w jego okolicy. Waszyngton potrzebuje destabilizacji tego akwenu (lub ewentualnej destabilizacji Kanału Sueskiego), a ponieważ konflikt z Huti napędzany jest ludobójstwem w Strefie Gazy, obie te wojny są ze sobą sprzężone zwrotnie i muszą zostać podtrzymane. Pytanie nasuwa się: jak Waszyngton będzie chciał powstrzymywać rozwój Chin w cieśninach Malakka i Sundajskiej? Trudno byłoby doprowadzić do wojny Singapuru z Indonezją lub Malezją. Ponadto przez te wąskie gardła światowego handlu przechodzą nie tylko chińskie zasoby, lecz również te płynące do i z Korei Południowej, Tajwanu czy też Japonii, a więc sojuszników USA. Czy więc planem Waszyngtonu jest najpierw sprowokowanie wojny we wschodniej Azji a dopiero wówczas zablokowanie cieśnin? Takie posunięcie wydaje się jedynym racjonalnym rozwiązaniem w tej sprawie. Trudno oczekiwać, aby Waszyngton podkopał interesy swoich sojuszników, zanim ci zostaną wprzęgnięci w konflikt z Chinami. Wówczas mogliby się przeciwko Amerykanom zbuntować. Kiedy jednak znajdą się w wojnie, wówczas ich przetrwanie będzie w dużej mierze zależeć od dostaw i wsparcia Waszyngtonu i na bunt już nie będzie klimatu.

Autorstwo: Terminator 2019
Ilustracje: geralt (CC0), zrzuty ekranu autora
Źródło: WolneMedia.net


  1. kufel10 17.01.2024 11:05

    Warto przeczytać ‘WOJNA O PIENIĄDZ” 5 części, to rozjaśni umysł.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...