wtorek, 28 listopada 2023

 

Walka z antysemityzmem priorytetem


„Od 7 października odnotowano 1518 antysemickich aktów lub uwag antysemickich. Dokonano prawie 600 aresztowań” – mówił francuski MSZ Darmanin 14 listopada. Wśród „aktów” wymienił głównie napisy na murach, ale też napady i pobicia. Na 571 aresztowań, 130 osób ma obce obywatelstwo. Przeniesienie konfliktu z Izraela do Francji to poważne wyzwanie dla władz. Z Lyonu donoszą, że np. osoby o typowych żydowskich nazwiskach, usuwają je ze swoich skrzynek pocztowych. MSW Gérald Darmanin wyjaśniał, że są i meczety, które otrzymują listy z groźbami i nie brakuje także aktów antymuzułmańskich, ale jest ich mniej.


Antysyjonistyczna i antyizraelska manifestacja ortodoksyjnych Żydów w Montrealu (Quebec, Kanada) solidaryzujących się z Palestyńczykami

W tej atmosferze klasa polityczna Francji zdecydowała się zorganizować wielki marsz przeciw antysemityzmowi ponad podziałami. Te jednak niemal natychmiast się ujawniły. Na 12 listopada zwołano demonstracje przeciw antysemityzmowi. Do ochrony demonstracji w Paryżu zmobilizowano 3000 funkcjonariuszy policji. Emmanuel Macron nie brał udziału, w przeciwieństwie do Marine Le Pen, której obecność była jednak krytykowana. Marsz zwołali wspólnie i patronatem objęli: przewodnicząca Zgromadzenia Narodowego Yaël Braun-Pivet i przewodniczący Senatu Gérard Larcher.

W Paryżu marsz rozpoczął się pod Esplanade des Invalides i przeszedł na Place Edmond Rostand (6. dzielnica). Stołeczny marsz odbywał się pod hasłem: „W imieniu Republiki – przeciw antysemityzmowi we Francji, na rzecz praw człowieka i zjednoczonego narodu, w celu potępienia nosicieli nienawiści i uwolnienia zakładników, w tym ośmiu naszych rodaków”. Macron zapewniał, że „będzie tam sercem i myślami”, ale z marszu wycofała się lewicowa partia Zbuntowana Francja (LFI). Byli to politycy prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) i Rekonkwisty Zemmoura, co jednak rzecznik rządu Olivier Véran nazwał… „nieprzyzwoitością”. To właśnie obecność partii prawicy nie spodobała się szefowi LFI Melenchonowi. „Zbuntowana Francja” organizowała więc własny wiec przeciwko „antysemityzmowi, rasizmowi i skrajnej prawicy”. Co ciekawe, doszło na nim do utarczek z Żydami. Marsz przelał czarę sporów wewnątrz lewicy i doprowadził do rozpadu ich koalicję Nupes. Socjaliści, komuniści i Zieloni, wzięli udział w marszu oficjalnym i krytykowali partię Melenchona.

Ciekawe są też podziały… religijne. Konferencja Biskupów Francji (CEF) wysłała na oficjalny marsz swojego dyrektora ds. stosunków z judaizmem o. Christophe’a Le Sourta oraz sekretarza generalnego ks. Huguesa de Woillemonta. Obecny był także ks. biskup Nanterre Matthieu Rougé. Tymczasem kilku ważnych imamów i organizacje muzułmańskie marsz zbojkotowały, wyrażając ubolewanie, że odbywa się „bez słowa na temat islamofobii”.

„Wielki Meczet nie weźmie udziału w zaplanowanym na przyszłą niedzielę marszu przeciwko antysemityzmowi” – zapowiadał wcześniej imam Wielkiego Meczetu w Paryżu Abdennour Tahraoui. Podobnie Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) stwierdziła, że marsz, którego „wyłącznym celem jest potępienie antysemityzmu, bez słowa na temat islamofobii, niestety prawdopodobnie nie zjednoczy ludzi”. Imam Bordeaux Tareq Oubrou mówił na antenie LCI wprost, że „w tej demonstracji nie będzie wielu muzułmanów”.

Postawa muzułmanów spowodowała, że np. rabin Mosze Lewin opuścił prace w komisji przy Wielkim Meczecie w Paryżu. Zwrócił uwagę właśnie na nieobecność niektórych przedstawicieli religii islamskiej „na marszu republikańskim przeciwko antysemityzmowi”. Nieobecność imamów potępił też żydowski Konsystorz we Francji. Zdaje się, że „republikański dialog ekumeniczny” też szlag trafił…

Oprócz marszu w stolicy w całej Francji odbyły się 73 podobne zgromadzenia. Ich liczebność oceniono na 180 000 osób (105 000 w Paryżu). Tu warto przypomnieć, że demonstracje pro-palestyńskie gromadziły także wielotysięczne tłumy, chociaż najczęściej nie były one autoryzowane.

Najciekawszy aspekt owych marszy przeciw antysemityzmowi dotyczy jednak ilustracji zmian polityki francuskiej. Do niedawna o nosicielstwo „antysemityzmu” oskarżano tzw. „skrajną prawicę”. Z tym że jakikolwiek antysemityzm powodowany czynnikami nacjonalistycznymi jest już od dawna historią, a jego miejsce zajął rodzaj antysyjonizmu zaimportowany razem z imigracją islamską. Nagle „antysemicka” okazuje się lewica, która imigrację wspiera, a prawica, która ją zwalcza okazuje się sprzymierzeńcem żydowskiej diaspory. Nic dziwnego, że Éric Zemmour i Marion Maréchal zostali bardzo dobrze przyjęci na owym marszu w Paryżu i witani brawami, w czasie kiedy deputowani LFI Melenchona musieli wysłuchać pretensji ze strony Żydów. W sumie „Marsz Przeciw Antysemityzmowi” okazał się najbardziej efektywny dla Zjednoczenia Narodowego i partię Le Pen trudno będzie w dalszym ciągu oskarżać o jakikolwiek antysemityzm. Niektórzy mówili o pokonaniu przez FN długiej drogi, a nawet dołączeniu do „obozu partii republikańskich”.

Głosy sprzeciwu pojawiały się tylko ze strony lewicowych organizacji żydowskich. Jedną z nich jest ruch młodzieżowy „Golem”, którego członkowie określają się jako „lewicowi Żydzi”. Ich „kolektyw” usiłował zablokować udział polityków prawicy w marszu, ale bezskutecznie. Dla tych epigonów starego syjonizmu, udział FN w marszu oznacza „obrazę dla historii Żydów, że antysemickie partie skrajnie prawicowe demonstrują przeciwko antysemityzmowi”. „Golem” nie ma jednak poparcia diaspory. Tym bardziej, że stosuje „symetryzm” i broni także praw muzułmanów w imię zwalczania „wszelkich form rasizmu”. Zauważają, że „skrajna prawica wykorzystuje walkę z antysemityzmem jedynie do szerzenia islamofobii i ksenofobii”.

NA ZACHODZIE… ZMIANY? HASŁO „ANTYSEMITYZMU” PRZESTAJE DZIAŁAĆ

Ten temat jest dość istotny, więc się przy nim zatrzymajmy. Do tej pory rozróżniano dwa rodzaje „antysemityzmu”. Jeden miał mieć źródła „narodowe” i jego kulminacją miał być niemiecki nazizm. Drugi to rodzaj „antysyjonizmu”, zbudowany na niechęci do państwa Izrael i obecny przede wszystkim w społeczności muzułmańskiej po wieloletnich doświadczeniach Arabów, głównie z terenu Palestyny. Wydaje się, że po ataku Hamasu na Izrael społeczności żydowskie, które korzystały dotąd z pewnego „kredytu Holocaustu”, mają zupełnie nowy problem. Liczni na Zachodzie muzułmanie niezbyt bowiem przejmują się żydowską traumą z okresu II wojny światowej.

Prefekt paryskiej policji Nuñez zwrócił uwagę, że „nie ma typowego profilu sprawców aktów antysemickich”, a na liście osób wyrażających nienawiść do Żydów są nawet… „małe dzieci”. Po raz pierwszy tego typu akty mają też pewne wsparcie partii politycznych. Kilka partii lewicy od trockistów przez komunistów po Zbuntowaną Francję (LFI) Melenchona stanęło po stronie „sprawy palestyńskiej”. W manifestacjach pro-palestyńskich nad Sekwaną biorą udział tysiące osób i to nie tylko muzułmanów, ale i właśnie aktywistów lewicy.

Tymczasem do niedawna to Żydzi wspierali lewicę, uważając, że „internacjonalistyczna wrażliwość” tej formacji stanowi dla ich diaspory rodzaj „ochronnej tarczy” przed antysemityzmem. Teraz lewica jest podzielona, a najmocniejszego wsparcia Izraelowi udziela… narodowa prawica, czyli Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, która już wcześniej ostrzegała, że dopuszczenie do masowej imigracji ściągnie na kraj nieszczęścia. Paradoksem jest też swoisty zwrot polityczny wielu intelektualistów pochodzenia żydowskiego. Oni też dostrzegli, że „wielokulturowość” i zachodzące zmiany społeczne z postulatem „metyzacji” Francji włącznie (Melenchon), prowadzą do zagrożenia bytu największej w Europie diaspory żydowskiej. Wielu z nich zaczyna nagle mówić o „tradycji”, „tożsamości francuskiej”, a nawet „judeochrześcijańskich korzeniach” kraju. Okazuje się, że nie wiele pomogły tu prawne zabezpieczenia i np. uznanie „antysyjonizmu”, czyli krytyki Izraela, za rodzaj zwalczanego mocno „antysemityzmu”.

Na razie wszystko wskazuje na to, że na tle wojny w Izraelu rozpada się przede wszystkim koalicja lewicy, czyli Nupes (Nowy Związek Ludowo-Ekologiczno-Społeczny). „La France insoumise” (LFI) odmawia m.in. zakwalifikowania Hamasu jako organizacji terrorystycznej. Takich zawiłości, politycznych wolt i zmiany wektorów polityki we Francji, nie widziano od lat…

Dotyczy to jednak chyba całej zachodniej Europy. Komisja Europejska potępiła np. 5 listopada „odradzenie się” aktów antysemickich w UE i stwierdziła, że „europejscy Żydzi znów żyją dziś w strachu”. Język KE jest jak zwykle zawiły i dwuznaczny, ale tym razem antysemityzm jest rozgrywany głównie w tej rzekomo bardziej „cywilizowanej” części naszego kontynentu, a u jego źródeł leżą przede wszystkim skutki chęci zniszczenia narodów drogą ich przekształcenia w wielokulturowe społeczności.

„Nasilający się w ostatnich dniach w Europie wzrost liczby incydentów antysemickich przypomina niektóre z najciemniejszych okresów w historii (…). Potępiamy te nikczemne czyny w możliwie najostrzejszy sposób. Są sprzeczne ze wszystkim, co reprezentuje Europa, z naszymi podstawowymi wartościami (…), naszym modelem społeczeństwa” – stwierdzono w komunikacie KE. Jednak to wcale nie ciąg dalszy jakiejkolwiek historii, ale historia, którą rozpoczęła m.in. sama UE.

KTO MALUJE GWIAZDY DAWIDA NA MURACH PARYŻA?

Jednym z przejawów antysemityzmu we Francji mają być napisy i malunki na murach miast. W regionie paryskim doliczono się wymalowanych na fasadach domów 250 niebieskich gwiazd Dawida. Są malowane z szablonu. Służby zostały postawione w stan pogotowia, ale owe malunki nie konicznie muszą mieć charakter… antysemicki.

Na początku pojawiły się jednak porównania do „kryształowej nocy” z nazistowskich Niemiec, bo w jednym z bloków, na którym pojawiła się taka gwiazda, mieszkali akurat Żydzi. Kolejne gwiazdy wskazywały jednak na przypadkowość umieszczanych symboli. Najwięcej „dawidowych” znaków pojawiło się w nocy z 30 na 31 października. W dobie powszechnego monitoringu służby bezpieczeństwa terytorialnego Paryża miały ułatwione zadanie. 27 października w 10. dzielnicy Paryża aresztowano mężczyznę i kobietę pochodzących z… Mołdawii (28 i 33 lata) i udowodniono im, że malowali sprayem ściany szkoły. W areszcie policyjnym oświadczyli, że rysowali niebieskie gwiazdy na zlecenie osoby trzeciej, za wynagrodzeniem.

Okazali się małżeństwem przebywającym na terytorium Francji nielegalnie i skierowano ich do ośrodka zatrzymań administracyjnych, a później dość szybko wydalono z kraju. Problem w tym, że kilka dni później, 31 października, zwłaszcza na fasadach domów w 14. dzielnicy odkryto około sześćdziesięciu nowych gwiazd Dawida, podobnych pod każdym względem do tych malowanych przez Mołdawian. Sprawą zajmują się prokuratury w Bobigny, Nanterre i Paryżu. Jedna z hipotez mówi, że tagi powstały wcześniej i też są robotą pary z Mołdawii. Wydaje się jednak, że to część szerszej akcji. Można tu stawiać różne hipotezy. Zwolennicy Hamasu nie mieliby przecież specjalnego interesu w malowaniu „gwiazd Dawida”.

Hipotez jest wiele. Może to być robota zwolenników Izraela, bo pogłębianie chaosu i tez o antysemityzmie na Zachodzie sprzyja zachęcaniu Żydów do „powrotów” do Izraela, a takie historie wcześniej we Francji już się zdarzały. Prokuratura paryska wskazuje, że sama gwiazda nie jest obraźliwa i przypomina tę z flagi Izraela. „Nie ustalono zatem, czy gwiazda ta ma konotację antysemicką, ale nie można tego wykluczyć ze względu na kontekst geopolityczny” – dodaje paryska prokuratura, która ma ustalić „intencję leżącą u podstaw tych tagów”.

Może to być także rodzaj happeningu… Z tym że władze francuskie w tym przypadku poczucia artyzmu i humoru nie mają. Tagowanie jest we Francji dość popularne, ale tym przypadku będzie zarzut niszczenia mienia razem z podejrzeniem okoliczności popełnienia przestępstwa ze względu na „pochodzenie, rasę, pochodzenie etniczne lub religię, co jest już przestępstwem zagrożonym karą 4 lat pozbawienia wolności i grzywną do 30 000 euro”.

Jest wreszcie ślad… rosyjski. Media francuskie zaczęły spekulować, że za takimi znakami malowanymi na murach stołecznych domów może stać… Moskwa. 9 listopada, zareagowała nawet rzecznik rosyjskiej dyplomacji Maria Zacharowa, która ostro skrytykowała „głupie” i „po prostu niegodne” oskarżenia. Francuski wymiar sprawiedliwości rozważa jednak możliwość „sponsoringu zagranicznego”. Według kilku mediów śledczy uważają, że zamówienie mogło pochodzić właśnie z Rosji. Zatrzymane w sprawie mołdawskie małżeństwo oświadczyło, że działało „na polecenie osoby trzeciej i za wynagrodzeniem”, a „sponsor” prowadził z nimi rozmowę po rosyjsku. Według źródeł zbliżonych do sprawy, rzekomym sponsorem takich działań mógł być prorosyjski, mołdawski biznesmen Anatolij Prinko. Rzecznik Maria Zacharowa zapewniła, że jest to jednak „najwyraźniej próba władz francuskich lub ich służb wywiadowczych, aby po prostu udawać, że wzrost antysemityzmu we Francji ma charakter inny niż wewnętrzny”.

Autorstwo: Bogdan Dobosz
Zdjęcie: Heri Rakotomalala (CC BY-NC-ND 2.0)
Źródło: NCzas.info

 

Miliony dla doradców Glapińskiego


Narodowy Bank Polski nie chce ujawnić, kto doradza prezesowi Adamowi Glapińskiemu. Tymczasem lista doradców się wydłużyła, a ich pensje sięgnęły 29 tys. zł miesięcznie na etat. Niektórzy z nich to byli członkowie Rady Polityki Pieniężnej, którzy są nagradzani za lojalność wobec prezesa. Inni to ludzie związani z PiS, którym grozi utrata stanowisk po zmianie rządu.

NBP twierdzi, że doradcy prezesa nie pełnią funkcji publicznych i nie musi podawać ich nazwisk. Tymczasem ustawa o NBP nie precyzuje, jakie są kryteria zatrudnienia w tej roli.

W 2022 r. w banku centralnym było 13,3 etatu doradcy, co oznacza, że liczba doradców jest większa, wszak nie wszyscy doradzają na pełen etat. W 2021 r. takich etatów było 10,3, a rok wcześniej 8,2.

Zarobki doradców są również tajemnicą. Z informacji, które NBP musi udostępniać na mocy ustawy z 2019 r., wynika, że na pensje doradców w 2022 r. bank przeznaczył 4,6 mln zł. Wychodzi z tego średnio ok. 29 tys. zł miesięcznie na etat. W 2021 r. wydatki na ten cel wynosiły blisko 2,9 mln zł.

Tajemniczość NBP prowokuje podejrzenia, że krąg doradców prezesa staje się przechowalnią dla ludzi PiS, którym grozi utrata stanowisk w administracji bądź spółkach Skarbu Państwa po zmianie rządu. Wiadomo też, że w ostatnich latach lista doradców się wydłużyła. Dołączyli do niej m.in. byli członkowie RPP: Jerzy Kropiwnicki, Grażyna Ancyparowicz i Jerzy Żyżyński. Wszyscy oni mają pewne związki z PiS.

Schronienie w NBP znalazł też Wojciech Andrusiewicz, który został rzecznikiem instytucji. Wcześniej był rzecznikiem ministerstwa zdrowia. I, nawiasem mówiąc, w trakcie ogłoszonej pandemii koronawirusa mocno się kompromitował, będąc jedną z głównych twarzy wprowadzanych obostrzeń, restrykcji, nakazów i zakazów.

Autorstwo: KM
Na podstawie: Rp.pl
Źródło: NCzas.info

 

Podróżnik w czasie – ślepej kurze trafiło się ziarno?


W dniu 26 listopada na kanale „Wideoprezentacje” – portal „YouTube” Krzysztof Ator Woźniak opublikował kolejny odcinek podcastu w ramach cyklu „List od podróżnika w czasie”.

Już na wstępie audycji można zauważyć, że  prawdopodobnie korki od szampana w firmie Pana Woźniaka strzelają, zaś sukces, jak się wydaje, jest tak wielki, iż prowadzący zdecydował się na nagranie ponad dwugodzinnej audycji, co zauważalnie jest istotnym odstępstwem od wprowadzonej i sporadycznie naruszalnej zasady, że  karta pamięci Woźniaka pomieści tylko godzinę zapisu materiału wideo.

Po niecodziennej długości audycji domyśliliśmy się, że albo Pan Woźniak miał farta i wygrał w lotto  lub pozyskał  tajemniczego sponsora, który zakupił firmie pana Woźniaka nową kartę pamięci albo domniemany Podróżnik w Czasie, w bliżej nieznany nam sposób, zmodyfikował zdolności techniczne urządzeń, które istotnie wpłynęły na  długość nagrywanych audycji w firmie Krzysztofa Atora Woźniaka.

Z uwagi, że audycje publikowane na kanale „Wideoprezentacje”  nie zawierają innej reklamy w postaci  tzw. lokowania produktu — poza samym panem Woźniakiem, który określił się jako nałogowy sprawca ciąż, domniemaliśmy, że bezpośrednią przyczyną zastanego stanu rzeczy, mogła być bliżej nam nieznana treść audycji lub inne zjawisko z nią powiązane, a co za tym idzie z przerażeniem (co nas czeka), zdecydowaliśmy się sprostać umysłowej torturze i oglądnąć aż dwugodzinny vlog najnowszego odcinka z cyklu pt. „List od podróżnika w czasie”. Z ciekawości chcieliśmy zrozumieć niecodzienne posunięcie właściciela kanału.

Po przebrnięciu ponad dwugodzinnej audycji jednogłośnie stwierdziliśmy, że pan Woźniak w swoim bestsellerowym beletrystycznym cyklu „List od podróżnika w czasie”, odpalił w kierunku widzów kolejny mega mocny ładunek przerażających i niepodważalnych doniesień dotyczących opracowywanych przez naukowców technologii, które zdaniem samego autora nieuchronnie mają doprowadzić ludzkość na skraj zagłady. Należy także zauważyć, że Woźniak poza początkowym zachwalaniem lub przechwalaniem się domniemanym kontaktem o imieniu Eryk, roztoczył nad widzami czarną wizję produkowania w przyszłości przez AI zabójczych istot, które będą pochodzić ze sztucznych zrobotyzowanych macic.

Oglądając odcinek z 26 listopada 2023 r.,  potwierdzamy stanowiska w komentarzach, że oglądając cały cykl 10 audycji, można sobie narobić kłopotów zdrowotnych, naukowo zakwalifikowanych jako kalectwo umysłowe! Jednocześnie można  też bezspornie stwierdzić, że pan Woźniak wraz z zespołem ma niesamowitego farta, którego najtrafniej opisuje  staropolskie przysłowie, cyt.: „nawet ślepej kurze trafi się ziarno”, ponieważ  przypadkowo opisana w listach od podróżnika w czasie technologia, związana z przesyłaniem tzw. informacji w kwantowym tunelu czasoprzestrzennym, ku zaskoczeniu i zadowoleniu Woźniaka jest obecnie badana i rozwijana przez największe ośrodki naukowe na świecie, począwszy od Amerykańskiego Fermiab poprzez korporację Google, kończąc na Instytucie Fizyki Wysokich Energii Chińskiej Akademii Nauk.

Ten niesamowity obecny fart na poziomie trafienia szóstki w Lotto, o którym wspomnieliśmy powyżej, bez względu na przyszłe wyniki badań instytutów naukowych, daje Woźniakowi i jego zespołowi wręcz nieograniczony zapas paliwa do tworzenia całego cyklu kolejnych bardzo pokrętnych teorii spiskowych, którymi z dużym powodzeniem będzie przez długi czas ogłupiał i zastraszał masy widzów, przerabiając ich w przysłowiowych zwolenników lub (co gorsza) wyznawców, co potwierdza ostatni wzrost subskrybentów kanału.

Co gorsza, przez najbliższych kilka lub kilkanaście lat, jakakolwiek próba podważenia postawionej tezy przez Woźniaka, że ma kontakt z osobą podającą się za podróżnika w czasie, okazać się może karkołomnym wyzwaniem, gdyż Woźniak, kontrując zarzut, będzie w posiadaniu trudnego do obalenia atutu w postaci trwających badań naukowych odnoszących się do przesyłania informacji w tunelach czasoprzestrzennych.

Ostatni odcinek potwierdza, że prowadzący i jego zespół w sposób umiejętny zidentyfikował zagrożenia wywodzące się z obecnie opracowywanych przez naukowców technologii, łącząc przysłowiowe „kropki”, próbuje budować serię audycji, której fundament jest oparty na sprawdzonym schemacie siania strachu, wprost odnoszącym się do tematyki teorii spisku i tematyki teorii końca świata.

Niestety, w publikowanych audycjach można dostrzec także minusy denerwujące widzów, odnoszące się do przydługich wstępów „nie na temat”, oraz słabej gry aktorskiej obejmującej sapanie, wzdychanie oraz chwytanie się za głowę ze słowem „ryje…” i „creepy”. Sami widzowie zauważają, że przedmiotowa słaba gra aktorska, która jak się wydaje ma na celu przekonać widownię, że listy są pisane przez inną osobę podającą się przez podróżnika o imieniu Eryk, zaś Wożniak i jego zespół z przedmiotowymi listami nie mają nic wspólnego, jest delikatnie rzecz biorąc nieudolna.

Prowadzący także dostrzega zidentyfikowane przez widzów ryzyka, w szczególności dostrzegł, że teza o samotnym podróżniku w czasie może być wysoce wątpliwa, gdyż logika listów, rozmach w  treści w odniesieniu do różnych technologii i podnoszonych w listach innych kwestii, przekazywane i niepodważalne w formie linków dowody, unikalność zbieranych informacji, ich alokacja oraz cytowane w listach zmodyfikowane prawa niemieckiego matematyka Hermana Minkowskiego i innych naukowców, logicznie wyklucza działanie tylko jednej osoby, gdyż ta osoba musiałaby być geniuszem lub AI, co jest wykluczone z uwagi na naniesione ograniczenia na sztuczną inteligencję, ponieważ ta nie może tworzyć teorii spiskowych w temacie końca świata, którą sama stworzy.

Próbując wybrnąć z tworzącego się samoistnie problemu, Woźniak w trakcie audycji, zapobiegawczo tworzy nowy wątek, który ma na celu zmodyfikowanie przekazywanej treści,  tym samym  w trakcie  trwania audycji prowadzący tworzy nową tezę, że być może listów nie pisze samotny podróżnik w czasie o imieniu Eryk, tylko super tajny think-tank, złożony z bliżej nam nieznanych superinteligentnych specjalistów-hakerów mających dostęp do całej tajnej wiedzy świata, którzy wpadli na dziwaczny pomysł przekazywania informacji przez kanał pana Krzysztofa Woźniaka. Nieudolność pomysłu nas poraziła, gdyż wydaje się, że autor vloga prawdopodobnie wpada w samouwielbienie i wydaje się mu, że widzowie są niezbyt inteligentni. Szkoda, bo widownia pracę Woźniaka szanuje, więc niezrozumiałym jest, dlaczego Woźniak nie chce się przyznać, że jest autorem lub przynajmniej współautorem przedmiotowych listów, a audycje są wynikiem pracy zespołu, któremu przewodzi.

Na zakończenie niniejszej publikacji pragniemy jedynie podkreślić, że poddaliśmy krytycznej ocenie ostatni odcinek, zaś niniejszy artykuł nie ma na celu podważenia wykonywania przez pana Woźniaka lub jego zespół, ciężkiej i mozolnej pracy w celu stworzenia serii ciekawych vlogów, którą można obecnie uznać za wybitną beletrystykę na wysokim poziomie intelektualnym, lecz pragniemy panu Woźniakowi przypomnieć, że przedmiotowy cykl audycji pt. „List od podróżnika w czasie”, ma na celu dostarczenie odbiorcy rozrywki, i o tym Pan Woźniak nie powinien zapominać.

W związku z powyższym apelujemy do prowadzącego, aby w trakcie prowadzenia audycji pamiętał, że jego vlogi oglądają różni widzowie w różnym przedziale wiekowym oraz w różnym stanie emocjonalnym, tym samym przekazywane informacje przez dorosłą i odpowiedzialną osobę, powinny być w odpowiedni sposób stonowane i wyważone. Jednocześnie w przypadku wystąpienia wątpliwości, każdorazowo i często należy widzom przekazać stosowne ostrzeżenie lub przypomnienie, że audycja jest o charakterze rozrywkowym i nie należy przekazywanych treści brać dosłownie.

Autorstwo: Aseca & Butterfly
Nadesłano do portalu WolneMedia.net


  1. Doctor Who 28.11.2023 09:43

    Powszechnie dostępna wiedza na temat badań naukowych jest opóźniona nawet o kilkadziesiąt lat w stosunku do badań. Szczególnie tych przydatnych w zastosowaniach militarnych. Audycja nie dowodzi znajmości z podróżnikiem w czasie. Dowodzi posiadania dobrego researchu, lub znajomości z kimś takowy posiadający.

  2. davNieZmanipulowany 28.11.2023 09:58

    Muszę przyznać, że sam go kilka lat temu oglądałem, kolega mi go polecił, ale potem zauważyłem, że gość tak żeruje na ludzkim strachu, że odpuściłem, pisałem nawet komentarze pod jego filmami, by przemówić ludziom do rozsądku, ale nic to nie dawało.

  3. JedynaDroga 28.11.2023 10:25

    Podziwiam ludzi którym chce się oglądać ponad godzinne audycje, albo i dłuższe. W większości przypadków treść audycji można skrócić do bloku tekstu który da się przeczytać w max. 10 minut, oraz w razie potrzeby przeanalizować go ponownie w celu przyswojenia konkretnych zagadnień.

    Nie oglądam audycji gdzie w tytule nie ma zasugerowanej treści o czym będzie dany wywód.

    Tytuły typu ” musisz to wiedzieć” , ” oni znowu to zrobili ” oraz tym podobne kojarzą mi się z tytułami z gazet typu Fakt oraz Super express. Omijam takie audycje szerokim łukiem.

    Chcecie nagrywać materiały dobre jakości ? Twórzcie konkretne treści , merytoryczne o długości do 15 minut, pod materiałem umieszczajcie linki do materiałów z których korzystaliście.

    Zastanawiające jest, że po tylu latach walki z systemem Pan Ator nie otrzymał permanentnego bana na YouTube, podobnie jak najsłynniejsza grupa hakerów na świecie- Annoymous.

  4. kufel10 28.11.2023 12:09

    Kolegę atora “po fachu” po nakręceniu podobno prawdziwej historii o tuseku i kaczorku (zniknęło z YT) dojechali o 6 rano smutni panowie, osadzili jego w jednym ośrodku, żonę w innym województwie, dzieci w przytułku. Obiecał poprawę, został wypuszczony, nagrał o tym odcinek, od teraz jest poprawny politycznie. A grubasek harcuje od kilku lat, chyba wszystko jest jasne?

 

Krajobraz przed czystką


„Wyobrażam sobie koalicję z Trzecią Drogą i Konfederacją” – przekonywał Mateusz Morawiecki w wywiadzie oblikowanym 17 listopada w dzienniku „Fakt”. Fakty są takie, że PiS może liczyć na 194 posłów wybranych ze swoich list i na nikogo więcej.

W głosowaniu na Elżbietę Witek na Marszałka Sejmu poparło tę kandydaturę jeszcze tylko dziesięciu posłów Konfederacji. Była to jednak wymiana uprzejmości z politykami skupionymi wokół Krzysztofa Bosaka. Dzięki wsparciu PiS został on bowiem wicemarszałkiem Sejmu.

Politycy Koalicji Obywatelskiej – największego ugrupowania przyszłego rządu Donalda Tuska, wstrzymali się w sprawie nominacji Bosaka od głosu. Grzegorz Braun, jeden z liderów Konfederacji, kandydaturę Witek nazwał konfrontacyjną i przestępczą. Mocne przemówienie Brauna zebrało aplauz także polityków przyszłej koalicji rządzącej. Braun wyliczył złamania prawa, których dopuszczała się Witek jako marszałek Sejmu.

Rząd Donalda Tuska obejmie władzę najpóźniej 11 grudnia. Do tego czasu Morawiecki będzie udawał, że może stworzyć rząd. Później nastąpi błyskawiczna wojna (blitzkrieg), w wyniku której opozycja przywróci istnienie Trybunału Konstytucyjnego (obecnie to atrapa, która nawet nie działa, bo zwolennicy Zbigniewa Ziobry nie mogą dogadać się z ludźmi Jarosława Kaczyńskiego) i nastąpi dalsze czyszczenie wymiaru sprawiedliwości z neo-sędziów, czyli nie-sędziów (nominowany przez fałszywą Krajową Radę Sądownictwa).

PEŁZAJĄCY ZAMACH STANU

Przejmując władzę w 2015 r., PiS wybrał sobie 5 sędziów do Trybunału Konstytucyjnego zamiast dwóch, co do których miał prawo. Skutek był taki, że w rok później, po wymianie kolejnych członków TK, przejął kontrolę nad sądem Konstytucyjnym. W obowiązującej Konstytucji z 1997 r. Trybunał Konstytucyjny pomyślany był jako bezpiecznik systemu. Kaczyński, przejmując bezprawnie TK, wykorzystał go do faktycznej zmiany ustroju państwa. Nie mając większości do zmiany Konstytucji, zmieniał ją, bo kontrolował TK i wiedział, że nie będzie on przeszkadzał. Dlatego z ustawami przejmującymi kontrolę nad sądami Kaczyński musiał czekać do 2017 r. Aż będzie miał pełną kontrolę nad TK.

Obrońcy PiS podkreślają, że PiS co prawda przejmował kontrolę nad sądami, ale wcześniej była ona w rękach ludzi sprzyjających establishmentowi III RP. Problem polega na tym, że bezprawne przejęcie sądów przez PiS miało nie na celu wprowadzenie jakieś równowagi do wymiaru sprawiedliwości, ale zbudowanie mechanizmu, w którym politycy PiS będą wygrywać „swoje” sprawy w sądach. A przede wszystkim będą mogli wsadzać do więzienia przeciwników politycznych.

Redaktor Tomasz Sommer otrzymuje skargi od niektórych czytelników Najwyższego Czasu skarżących się, że przeszedłem na stronę tzw. „Salonu III RP” ze swoimi poglądami. Nic bardziej mylnego. Po prostu tzw. Salon III RP (którego nieformalnym liderem jest Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”) nigdy nie miał instytucjonalnej kontroli nad sądami. A Jarosław Kaczyński dążył do tego, aby sądy skazywały jego przeciwników politycznych. Zarówno wtedy, gdy oskarża ich prokuratura, jak też, gdy przed sąd trafiają sprawy z oskarżenia zwolenników PiS, np. przeciwko dziennikarzom.

Gdyby PiS utrzymał władzę po wyborach 15 października w Polsce, to mielibyśmy do czynienia faktyczną dyktaturą. Duża część ludzi z tych, którzy opierali się przez poprzednie lata PiS, po prostu by skapitulowała i poddała się.

POWRÓT III RP

Po 11 grudnia, gdy Tusk zostanie premierem, parlament uchwali zmianę całego Trybunału Konstytucyjnego. Zrobi to uchwałą, bo dzięki temu nie będzie mógł tego zawetować Andrzej Duda. Po zmianie TK nowy trybunał zacznie czyścić akty prawne z tych uchwalonych przez poprzednią władzę. W ten sposób w ciągu kilku tygodni PiS utraci kontrolę nad państwem.

Żadne betonowanie państwa nic więc nie da. Obecna opozycja musi czekać na Tuska jako premiera, bo gdyby obecnie podjęła uchwały, to Morawiecki by ich nie wydrukował w „Monitorze Rządowym”, co z kolei stałoby się powodem ich niewykonywania.

Po tym, jak ruszy już prawdziwy TK bez fałszywych sędziów, nastąpi również weryfikacja sędziów. Obecnie mamy sędziów, którzy nie mają rekomendacji prawdziwej Krajowej Rady Sądownictwa. Po ich wymianie i postawieniu ich przed koniecznością uzyskania ponownej akceptacji już przez prawdziwą KRS, przywracanie praworządności praktycznie się zakończy.

Będzie jeszcze kwestia odblokowania prokuratury. Asekurując się przed porażką wyborczą, PiS uchwalił, że władza nad prokuraturą będzie należeć do Prokuratora Krajowego, którego nie można odwołać bez zgody PiS. Ta ustawa jest jednak dziurawa. Mówił to publicznie Roman Giertych, obecny poseł Koalicji Obywatelskiej, znany adwokat, ale także wielu innych polityków przyszłej władzy.

Sposobów na przejęcie władzy nad prokuraturą przez nowy rząd jest dużo. Od luk w przepisach zaczynając, do decyzji nowego TK, że ustawa betonująca poprzednią władzę w prokuraturze jest niezgodna z Konstytucją.

KLĘSKA REWOLUCJI KACZYŃSKIEGO

Nie ulega wątpliwości, że rewolucja ustrojowa Kaczyńskiego poniosła klęskę. Zmiany okazały się być nietrwałe. Gdy za kilka tygodni obecna opozycja odbije media publiczne (TVP i Polskie Radio), to zacznie się sondażowy zjazd PiS. Obecnie wysokie sondaże PiS zawdzięcza kontrolowaniu tych narzędzi propagandy.

Politycy PiS łudzą się, że nastąpi kłótnia w koalicji i uda im się w tej kadencji parlamentu odzyskać władzę. Złudne nadzieje. PiS próbował „zamordować” opozycyjne partie. Nie dbał o inne interesy poza tymi, związanymi z własnym środowiskiem. Politycy Konfederacji i Trzeciej Drogi dobrze wiedzą, że koalicja z Kaczyńskim to jak związek z modliszką. Nigdy nie wiesz, kiedy „partnerka” dojdzie do wniosku, że koniec amorów i czas na posiłek.

Kaczyński nie chciał opuszczać Unii Europejskiej dlatego, aby chronić polską suwerenność. Chciał to zrobić, bo inaczej nie mógłby obronić władzy dyktatorskiej. Kaczyńskiemu wydaje się, że wychodząc ze struktur UE, w oparciu o USA może stworzyć państwo, które będzie niezależne. Prawda jest taka, że takie państwo błyskawicznie padłoby łupem Rosji. Naiwność Kaczyńskiego uważającego, że Rosja nie będzie konsumować tak słabej Polski, jest na granicy zdrady narodowej.

PiS stoi w obliczu rozpadu i upadku. Gdy za kilka tygodni zacznie się utrata stołków przez nominatów PiS, to partia zacznie się rozpadać. Część z nominatów rzuciła już partyjnymi nominacjami i stara się o akceptację nowej władzy. W grę wchodzi nie tylko kwestia odpowiedzialności karnej, ale także braku korzyści.

Uważam, że po porażce w wyborach samorządowych i europejskich, PiS rozpadnie się na mniejsze partie. Tym bardziej że zaczną wychodzić na jaw kompromitujące sekrety obecnej władzy. Poza kradzieżami kasy na ogromną skalę, to informacje, jak ta władza inwigilowała nie tylko politycznych wrogów, ale również członków PiS i partii Zbigniewa Ziobro, proces upadku będzie nieodwracalny.

Autorstwo: Jan Pinski
Źródło: NCzas.com


  1. Stanlley 27.11.2023 14:10

    Jakie czytki?! Wy na łowy poupadaliście? Żadnych czystek nie będzie i żaden przestępca nie trafi do więzienia! Janek! Ogarnij się chłopie! To 2 marki tej samej firmy!

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...