wtorek, 8 kwietnia 2025

 

Próba przemytu z Polski 580 kg materiałów wybuchowych



Jedna z pilnie strzeżonych granic Polski z Białorusią, ogrodzona płotem i zasiekami, okazała się nieszczelna. Celnicy białoruscy wykryli bezprecedensowy przypadek próby przemytu – ponad 580 kilogramów materiałów wybuchowych ukrytych w aucie, które wcześniej przekroczyło polską granicę z zamiarem podróży do Rosji. Materiał zatrzymano na przejściu granicznym w Brześciu. Zaalarmowane zostały służby bezpieczeństwa Białorusi.

https://www.youtube.com/watch?v=3OO9HHixcE0&ab_channel=TimesNowWorld

Dokonana 6 kwietnia br. konfiskata materiałów wybuchowych była największą, z jaką miały do czynienia. Szczegóły wskazują na ogromną skalę operacji przerzutu międzynarodowego.

Specjaliści stwierdzili, że przemycane materiały to czteroazotan i PETN – związki często wykorzystywane w celach wojskowych oraz w akcjach terrorystycznych. Materiał przewożony był mercedesem przez 41-letniego kierowcę. Zawartość, według ustaleń kontroli, miała trafić do Rosji. Pojazd został oznakowany przez system analizy ryzyka i poddany prześwietleniu. Kontrola wykazała podejrzane zaciemnienie w podłodze pojazdu, jak również w ścianie oddzielającej część bagażową od pasażerskiej. Poddanie pojazdu szczegółowym oględzinom ujawniło dodatkową warstwę tłumiąco-izolacyjną z płyt wiórowych posmarowanych smarem technicznym, prawdopodobnie w celu uniknięcia wykrycia przez wyszkolone psy. Wezwano specjalistyczne służby celne, by bezpiecznie usunąć materiały. Badania laboratoryjne potwierdziły obecność PETN, który, zawierający substancję lotną, zagraża bezpieczeństwu publicznemu i może powodować poważne zniszczenia.

Podczas wyjaśnień mężczyzna prowadzący pojazd oświadczył, że jechał do Rosji na prośbę znajomego z Estonii.

Aktualnie śledczy sprawdzają ewentualność istnienia szerszej siatki przemytniczej lub grup bojówkarskich. Incydent przyczynił się do większego napięcia na granicy polsko-białoruskiej, dotychczas postrzeganej jako obszar szczególnej nieufności.

Mińsk nie posunął się wprawdzie do obwinienia Warszawy o przemyt, ale skonfiskowane materiały rodzą nowe podejrzenia o istnienie zmilitaryzowanego korytarza przemytniczego. Polscy ani rosyjscy urzędnicy nie wydali żadnych oświadczeń. Szlak prowadzący z Polski, przez Białoruś do Rosji, budzi zastanowienie – kim miał być adresat na terenie Rosji i jakiej katastrofy udało się uniknąć dzięki wykryciu i konfiskacie opisanych materiałów.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net

 

Polska potrzebuje własnej strategii

Przez trzy dekady Polska konsekwentnie goniła Zachód i pod wieloma względami go dogoniła. Jesteśmy beneficjentem globalizacji i częścią Unii Europejskiej, która umożliwiła nam widoczny gołym okiem skok cywilizacyjny. Nasze drogi, uczelnie, miasta – zmieniły się nie do poznania. Ale odnoszę wrażenie, że nasz rozwój przypomina biegacza, który osiągnął dobry czas, ale nie zna celu, do którego biegnie.

To właśnie brak wyraźnego celu – a nie samo tempo – staje się dziś największym ograniczeniem. Przez lata opieraliśmy się na zagranicznych inwestycjach, funduszach unijnych i importowanych rozwiązaniach instytucjonalnych. To działało. Ale dziś pytanie brzmi co dalej?

Odpowiedzią musi być własna koncepcja rozwoju – plan, który wyjdzie poza logikę nadrabiania zaległości i zacznie wyznaczać kierunki. W przeciwnym razie grozi nam dryf, a z niego nie rodzi się ani dobrobyt, ani sprawcze państwo.

Jako społeczeństwo dojrzeliśmy do tego, by przestać pytać „na co nas stać?”, a zacząć mówić: „w co warto inwestować?”. Inwestycje publiczne w Polsce spadły do poziomu 4% PKB – stanowczo zbyt mało. Potrzebujemy całego programu energetyki jądrowej i kilku elektrowni, a nie pojedynczej dla symbolu. Chcemy innowacyjnej gospodarki? Musimy zwiększyć wydatki na badania i rozwój do poziomu co najmniej 5% PKB – tak, jak robi to Korea Południowa.

To nie jest wyraz megalomanii, lecz zwykłej odpowiedzialności. Państwo musi być zdolne do działania. Potrzebujemy Polski, która inwestuje – w kompetencje, w technologie, w infrastrukturę społeczną. Rzeczpospolitej, która organizuje przyszłość, a nie tylko reaguje na sondaże.

Nie ma nowoczesnego państwa bez nowoczesnej ochrony zdrowia. I nie chodzi wyłącznie o nakłady. Dziś mamy jeden z najniższych wskaźników oczekiwanej długości życia w Unii Europejskiej. To nie jest kwestia klimatu, lecz konsekwencja systemowych zaniedbań. Jeżeli obywatel z Warszawy ma większe szanse na leczenie niż ten z Raciborza, a ten z telefonem do lekarza – większe niż każdy inny, to nie jest to ani równość, ani cywilizacja.

Zacznijmy od rzeczy podstawowej: dostępność usług zdrowotnych musi być rzeczywista, nie tylko zapisana w ustawie. Cyfryzacja, przejrzystość kolejek, rozliczalność świadczeń – to wszystko nie jest technokratyczny luksus. To warunek zaufania społecznego. I uczciwości wobec obywateli.

Skoro mierzymy wysoko, powiedzmy to wprost: do 2050 roku Polska powinna znaleźć się w czołówce świata pod względem długości życia. Nie 20% poniżej średniej UE – tylko 20% powyżej. To nie utopia. To największy wskaźnik postępu.

Nie mniej istotna jest edukacja i nauka. Mobilność społeczna – czyli możliwość awansu dzięki kompetencjom, a nie pochodzeniu – to fundament sprawiedliwego I demokratycznego państwa. Trudno jednak nie zauważyć, że ten fundament zaczyna się kruszyć. Coraz częściej o szansach decyduje nie talent, lecz punkt startu. A to nie jest droga do nowoczesności.

Nasze uczelnie muszą być otwarte – nie tylko fizycznie, ale instytucjonalnie. Młody naukowiec z Przemyśla powinien mieć takie same szanse jak doktorant z Warszawy. A profesor z Indii, Ukrainy czy Egiptu nie jest zagrożeniem, tylko szansą na umiędzynarodowienie i konkurencyjność polskiej nauki. Inaczej nie będzie u nas drugiego Samsunga. Będziemy montować cudze pomysły, zamiast tworzyć własne.

Potrzebujemy programów, które przyciągają talenty. Nie tylko rodaków z emigracji, ale także młodych naukowców i inżynierów z całego świata. Globalna konkurencja o kapitał ludzki jest dziś faktem. Państwa walczą nie tylko o inwestycje, ale o ludzi, którzy potrafią te inwestycje zamienić w wiedzę, technologie i rozwój. Pomysły takie jak „10 tysięcy dla Polski” – stypendialny program repatriacyjny – są konkretną odpowiedzią na potrzeby państwa, nauki i gospodarki. Ale bez godnych wynagrodzeń i przewidywalnej ścieżki kariery naukowej, nie zatrzymamy najzdolniejszych – a tym bardziej ich nie przyciągniemy. Polska nie może być tylko krajem, który szkoli zdolnych ludzi dla cudzych gospodarek. Musimy stworzyć warunki, w których wybór Polski będzie dla młodego badacza wyborem przyszłości, a nie koniecznością.

Wszystko to jednak nie zadziała, jeśli nie uporządkujemy instytucji. Polskie życie publiczne zbyt często funkcjonuje w trybie folwarku. Służba zdrowia, sądownictwo, edukacja – zbyt często premiują układ, nie jakość. To nie tylko niesprawiedliwość – to bariera rozwoju.

Tam, gdzie instytucje straciły legitymację, trzeba mieć odwagę powiedzieć – zbudujmy nowe. Z jasnym mandatem społecznym, transparentnymi zasadami powołań i pełną rozliczalnością. To nie jest rewolucja – to higiena życia publicznego.

Tym, co najbardziej nas blokuje, jest brak zaufania – do instytucji, do państwa, do siebie nawzajem. Przez dekady żyliśmy w systemie, który uczył, że lepiej nie wychylać się, nie ufać, nie współdziałać. Inicjatywa traktowana była jak zagrożenie, a wspólny interes – jak frajerstwo. To trzeba przełamać. Musimy odzyskać wiarę w sens działania razem – nie przeciw sobie, lecz obok siebie.

Polska powinna czerpać z doświadczeń innych – nie po to, by je kopiować, ale by zbudować własną, świadomą drogę rozwoju. Może uczyć się od Czech, które dzięki nowej polityce grantowej wypromowały model trwałej współpracy uczelni z przemysłem i uruchomiły inwestycje w sektorze technologii zeroemisyjnych takich jak wodór czy OZE. Może inspirować się modelem Estonii, która przez lata budowała cyfrowe kompetencje instytucji publicznych, tworząc nowoczesne, sprawne i transparentne państwo, oparte na zaufaniu obywateli.

Możemy też spojrzeć na przykład Finlandii – kraju, który nawet w trudnych latach 90. nie zrezygnował z inwestycji w naukę i innowacje. Między 1991 a 1995 rokiem, mimo głębokiej recesji i bezrobocia sięgającego 19%, fiński rząd zwiększał wydatki na badania. Zamiast się kurczyć, inwestował w kadry, uczelnie i własne technologie. Efektem był nie tylko globalny sukces Nokii, ale i rozwój sektora ICT, który dziś pochłania ponad 40% fińskich nakładów na B+R – przy całkowitym poziomie przekraczającym 3,1% PKB. (Dla porównania: Polska – 1,56%). Finlandia nie liczyła na cud z zewnątrz. Zbudowała siłę własnym wysiłkiem. I właśnie ta wytrwałość, a nie chwilowy sprint, powinna być dla nas inspiracją.

Alternatywą jest dobrze znany scenariusz, czyli państwo, które istnieje formalnie, ale nie działa sprawnie. Instytucje, które są obecne, ale nie rozwiązują realnych problemów. Kadra, która ma wiedzę i kompetencje, ale zamiast kreować nowe rozwiązania, realizuje cudze – bo system nie daje jej przestrzeni do rozwoju.

A przecież mamy prawie wszystko, czego potrzeba, by być nowoczesnym państwem dobrobytu: silne społeczeństwo oraz zasoby, wykształconych i doświadczonych specjalistów. Brakuje tylko jednego – własnej strategii – odważnej, długofalowej i pisanej z myślą o przyszłości, nie o najbliższych wyborach.

Autorstwo: Piotr Kusznieruk
Ilustracja: WolneMedia.net (CC0)
Źródło: Trybuna.info

  Cos czuje ze będzie dyskwalifikacja xDDD Potężny dziennikarz przedstawia niewygodne fakty https://www.facebook.com/reel/3930249490568774