sobota, 15 lipca 2023

 

Liczba infekcji u zaszczepionych na COVID-19 wzrosła 10-krotnie


Pracownicy federalnych służb publicznych wysłani na bezpłatny urlop, za odmowę obowiązkowego szczepienia przeciwko COVID-19, powołując się na dane rządu Kanady, powiedzieli trybunałowi pracy, że infekcje wśród kadry wzrosły dziesięciokrotnie po wprowadzeniu nakazu. „Dlaczego ludzie chorowali w tak wielkiej liczbie w służbie publicznej, skoro zostali zaszczepieni?” – zapytał Bernard Desgagné, który reprezentuje dwóch pracowników, których akta są rozpatrywane przez Federalną Radę ds. Stosunków Pracy i Zatrudnienia w sektorze publicznym.

Zarząd rozpatruje obecnie swoją pierwszą sprawę związaną ze skargami urzędników państwowych, którym wstrzymano pensje i odmówiono świadczeń z ubezpieczenia pracowniczego za nieprzestrzeganie mandatu dotyczącego szczepień, który obowiązywał od października 2021 r. do czerwca 2022 r.

Desgagné, który sam jest urzędnikiem państwowym, a nie prawnikiem, zadał pytanie dr Celii Lourenco, która była przesłuchiwana 13 lipca. Dr Lourenco, obecnie pełniąca obowiązki zastępcy wiceministra w Health Canada, była wcześniej dyrektorem generalnym departamentu Dyrekcji ds. Leków Biologicznych i Radiofarmaceutycznych i jako taka miała ostateczną władzę w zakresie zatwierdzania nowych szczepionek podczas kryzysu COVID-19. Desgagné przedstawił oficjalne dane, z których wynika, że ​​przed nałożeniem nakazu rząd odnotowywał wśród urzędników państwowych średnio 321 przypadków zakażeń COVID-19 miesięcznie. Po wejściu w życie nakazu liczba ta wzrosła do 3297 przypadków miesięcznie, co stanowi dziesięciokrotny wzrost, czyli prawie 1000 procent. Niektóre z przedstawionych danych rządowych zawierają zastrzeżenie, że „całkowita liczba przypadków może nie odzwierciedlać dokładnej liczby ze względu na brak dostępności testów”. Desgagné zauważył, że wszyscy urzędnicy państwowi zostali zaszczepieni, „dlaczego więc tak ogromna liczba osób zachorowała na COVID-19?”,

Dr Lourenco wyznała, że ​​nie znała tych danych i nie wypowiadała się na ich temat. Powiedziała, że ​​epidemiolog powinien przyjrzeć się temu zagadnieniu, oceniając, jaki wariant krąży lub gdzie pracowali dani pracownicy.

Wkrótce po wejściu w życie nakazu szczepień w październiku 2021 r. dominujący stał się wariant Omicron, a zastrzyki z COVID-19 zapewniały przeciwko niemu niewielką ochronę. Własne dane rządu, zawarte w tajnym publicznym briefingu, mówiły, że w większości badań ochrona szczepionki przed infekcją wynosiła 6 miesięcy lub dłużej po szczepieniu. Dane z prowincji Quebec wykazały również, że zaszczepione osoby zarażały się częściej na początku stycznia 2022 r., a dane z Ontario wykazały wyższe wskaźniki infekcji u osób, które otrzymały dawkę przypominającą wiosną. Quebec przestał publikować dane na początku stycznia 2022 r., a Ontario przestało informować o statusie szczepień pod koniec czerwca 2022 r.

„To nie jest badanie naukowe” – skomentowała dr Lourenco, dodając, że ​​bez dodatkowych informacji nie można wyciągnąć wniosków.

Tymczasem federalni urzędnicy medyczni w dalszym ciągu namawiają do szczepień przeciwko COVID-19, mimo rosnącej liczby Kanadyjczyków skarżących się na efekty uboczne eksperymentalnych szczepionek. 11 lipca National Advisory Committee on Immunization (NACI) wydało nowe zalecenie odnowienia szczepienia w sezonie jesiennym. Komisja pisze, że szczepionki będą dostosowane do ostatnio występujących odmian koronawirusa. Szczepienia są szczególnie ważne dla osób najbardziej podatnych na ciężki przebieg COVID-19, w tym dla osób po 65 roku życia, ludności rdzennej, a także „członków społeczności dyskryminowanych rasowo i marginalizowanych”.

NACI rekomenduje zaszczepienie się w ciągu kilku miesięcy, przy czym od poprzedniego szczepienia lub ostatniego zachorowania powinno upłynąć co najmniej pół roku. Dzieci powyżej 5 roku życia i osoby, które nigdy się nie szczepiły na COVID-19, powinny być szczególnie zachęcane do przyjęcia „zatwierdzonej” szczepionki mRNA. NACI zaleca też rodzicom rozważenie możliwości zaszczepienia dzieci w wieku od 6 miesięcy do 5 lat. Rekomendowane są preparaty firm Pfizer-BioNTech i Moderna, a jeśli ktoś jest przeciwny szczepionkom mRNA – Novavax. Jednocześnie warto zauważyć, że w ramach programu rekompensat dla osób, u których po szczepienia wystąpiły skutki uboczne, wypłacono ponad 6 milionów dolarów, a jeszcze 2000 skarg czeka na rozpatrzenie.

Pod koniec czerwca portal LifeSiteNews.com pisało o badaniu przeprowadzonym przez biuro premiera Trudeau, z którego wynika, że wielu Kanadyjczyków celowo zatajało swój „status szczepienny” podczas sporządzania statystyk federalnych. Oznacza to, że stopień wyszczepienia społeczeństwa mógł być niższy, niż podawano. Co więcej, kanadyjska baza danych Adverse Events Following Immunization (AEFI) opiera się na informacjach przekazanych za pomocą formularzy AEFI – a takie formularze na życzenie pacjentów wypełniają lekarze, pielęgniarki i farmaceuci. Możliwe więc, że część przypadków nie była w ogóle zgłoszona.

Autorstwo: Andrzej Kumor, Katarzyna Nowosielska
Źródło: Goniec.net [1] [2]
Kompilacja 2 wiadomości: WolneMedia.net

 

Polska pomaga bezdomnym Polakom

Polska pomaga bezdomnym Polakom

Opublikowano: 15.07.2023 | Kategorie: PublicystykaPublikacje WMSpołeczeństwo

Liczba wyświetleń: 379

Polak popełnił błąd w życiu. Zapracował sobie na dom, zapłacił za niego i tyle widział go i swoje pieniądze. Wylądował na ulicy, bywa. W efekcie zwrócił się do swojego państwa o pomoc. Ostatecznie państwo zażądało pomocy od niego. Polak nie daje gwarancji, że zdąży się wywiązać.

Najpierw chciał Polak odzyskać efekt swojej pracy, swojego życiowego poświęcenia dla zapewnienia sobie godziwych warunków na starość. Okazało się, że aby dochodzić swoich racji, musi mieć pieniądze. Na adwokatów, na sądy, na dojazdy do jednych i drugich. Skąd miałby je mieć, skoro został okradziony, nie dowiedział się.

Poszedł więc Polak do ośrodka pomocy społecznej. Tam tłumaczył się, że wszystkie pieniądze ze sprzedaży swojego starego domu i wszystkie, ciułane przez 20 lat oszczędności inny Polak po prostu sobie ukradł, pod pretekstem sprzedaży nowego domu, a skoro dla iluś tam milionów jego braci zza Buga Polska znalazła mieszkania, to może i dla niego coś by znalazła. Został zrozumiany. Ośrodek pomocy społecznej umieścił go w schronisku, przyznał skromny zasiłek.

Po dwóch miesiącach odebrał mu ten luksus. Formalnie dlatego, że było lato, w tym czasie mógł sobie Polak swobodnie pójść do pracy i zarobić na życie i nowy dom. Zgoda, nie wykorzystał Polak swojej szansy, nie zdążył się odkuć. Znów wylądował na ulicy.

Gwoli poprawności, pracy próbował, nawet niejednej, a właściwie każdej, którą tylko udało mu się pochwycić z perspektywy bezdomnego. I z której udało mu się nie wylecieć po dwóch dniach, gdy tylko pracodawca orientował się, że nasz Polak to bardziej wrak człowieka niż siłacza przypomina. Nawet jeśli nie pije, nie ćpa – to nie były argumenty. Ważne, że dźwiga za mało, porusza się za wolno, na wysokości mdleje, w nocy zasypia, a krzyku nad swoją głową to w żadnym czasie zanadto nie znosi.

Wrócił więc Polak do mieszkania pod mostem, zdążył sobie znaleźć taki jeden, sporo od swojego niedoszłego domu, za to solidny, poniemiecki, w mieście wojewódzkim; w pobliżu opcja wyżywienia za wolontariat, cóż chcieć więcej. Przeliczył się. Okazało się, że most państwowy, grunt pod nim również, a płynąca pod nim rzeka to dopiero, choć już niekoniecznie polska. Został namierzony. I zaczęło się, dokładnie wtedy, gdy myślał, że wszystko, co najgorsze mogło go spotkać, ma już dawno za sobą. Jednak nie.

Najpierw wezwania z policji. Wszak wzruszył kiedyś urzędniczą machinę łudząc się, że szybko odzyska swoją własność w tak oczywistym przypadku, przynajmniej w jego mniemaniu. Młyny w końcu coś tam wymieliły, stawiennictwo obowiązkowe, w miejscu dość odległym. Za co dojechać? Nikogo to nie obchodzi. Nie dojedzie komunikacją, to dojedzie radiowozem, za który słono zapłaci, co najmniej karą więzienia, w najlepszym wypadku przymusowym leczeniem w szpitalu psychiatrycznym. Nawet jeśli całkiem niedawno wiódł zwyczajnie, niemal anonimowe życie. Dojedzie komunikacją bez biletu – konsekwencje identyczne. Ale dobrze. Zebrał się i co jakimś – uczciwym, bo głównie z wyprzedaży swoich wartościowych rzeczy – sposobem uciułał na bułki czy papier toaletowy albo żyletki, wydał na bilety. Na marginesie, tyle dobrego tych podróży, że uświadomił sobie, iż wymiar sprawiedliwości roztrząsa tylko pozycję społeczną stron sporu, przyznając rację stronie bogatszej, przynajmniej w sprawach o kradzież. Ale dobrze, sam walczył o taką Polskę, niech ma za swoje.

Potem wezwania z urzędu gminy. Ten też ma swoje procedury i swój porządek w papierach, choćby w sprawie wymeldowania z urzędu. Kwestia kosztów dojazdu analogiczna, choć może potencjalna kara nie tak sroga.

Nasz Polak wciąż dzielnie stawiał czoła temu systemowi, uczciwie dzielił swój ostatni grosz między swoje państwo, a swój żołądek. Aż zrozumiawszy swoją pozycję – dno – zapragnął samemu się dźwignąć. Najpierw lekarz, trzeba się nieco podleczyć, żeby znów prezentować jakąś wartość dla potencjalnych pracodawców, zwłaszcza że bezdomność spotęgowała jego przypadłości. Skąd wziąć ubezpieczenie? Najprościej – z urzędu pracy. A to pech, trzeba dojechać, koniecznie do właściwego. Właściwego dla kogo? Trudno wyczuć, bynajmniej nie dla naszego Polaka, a właściwie nie dla „jego” mostu, nawet w dobie cyfryzacji.

Cyfryzacja za to pomogła mu w czym innym. Mógł sobie, korzystając choćby z komputera w bibliotece, upolować tańszy bilet na pociąg. Gdyby bank nie zechciał zawiesić mu konta. Nie, nie za brak obrotu, a tym samym możliwości nadzoru nad życiem człowieka, czy za brak uiszczania comiesięcznych kar za niekorzystanie z karty. Za zdezaktualizowanie się dowodu osobistego.

Nawiasem mówiąc, wcześniej państwo naszego Polaka zdążyło mu zdezaktualizować prawo jazdy, nawet jeśli kiedyś zrobił je jako bezterminowe.

Co dalej? Otóż nasz dzielny Polak wciąż żyje, może nie ma się najlepiej, zdrowotnie tym bardziej, ale radości życia nie traci i wciąż próbuje się wykaraskać. Złożył prośbę do właściwego – tak, tak – ośrodka pomocy społecznej wniosek o udzielenie mu pomocy na pokrycie kosztów aktualnej fotografii do nowego dowodu osobistego. Nawet jeśli wciąż nie uzyskał odpowiedzi na swoją inną, ubiegłoroczną prośbę i nawet jeśli tego dokumentu do garnka sobie nie wsadzi, innymi słowy – potrzebuje go tylko jego państwo, najmniej on osobiście. Skądś jednak musi wziąć 38 zł na udzielenie państwu kolejnej pomocy.

Kolejnej, ponieważ ostatnio wsparł je honorowo siedemnastoma złotymi za równie mu niepotrzebne zaświadczenie o wymeldowaniu. Plus około stoma złotymi za dojazd po ten papierek formatu równego A5. Lecz dzięki temu w końcu zarejestrował się w urzędzie pracy, właściwym dla „jego” mostu.

Ma więc upragnione ubezpieczenie, może się podleczyć, może liczyć na wiarygodne oferty pracy. Dostanie nowy dowód osobisty, będzie mógł sobie urządzić wycieczkę po inne, niezbędne papierki, jak konieczne do odtworzenia świadectwa szkolne i świadectwa pracy, czy książeczkę wojskową, bo akurat gdzieś mu przepadł ten komplet w schronisku. Jak dobrze pójdzie, może państwo przypomni mu o jeszcze jakim obowiązku, czyli niezbędnym świstku.

Pozostaje trzymać kciuki za naszego Polaka, oby nie wywinął swemu państwu numeru, nie pochorował się do reszty, nie zamarzł zimą, czy zwyczajnie nie umarł przedwcześnie z głodu, czyli nim skrupulatnie dopełni wszystkich procedur prócz jednej: odzyskania swojego dorobku. Wówczas zniknąłby z biurokratycznego tapetu, system straciłby źródło może niewielkich, jednak systematycznych i gwarantowanych dochodów. Tu bilecik, tam zaświadczonko, gdzie indziej zdjątko – byleby się kręciło. Bez krzty zastanowienia się nad przyczyną i losem człowieka, bez mrugnięcia powieką nad tym, czy stać go na sam suchy chleb.

A gdyby mu to zbrzydło, gdyby w końcu zechciał odejść? Uff, miałby tym większy kłopot: wpierw musiałby sobie uzbierać na trumnę, nawet jeśli sam, samotnie odprowadziłby się na cmentarz. A może ten koszt jego państwo pokryłoby mu z radością? Może zachęcić człowieka do eksperymentu? Zawsze to parę metrów kwadratowych polskiej ziemi uwolnionej spod… No właśnie, spod kogo? Nieudacznika, ofiary losu – to wiemy. Lecz może na koniec jakieś cieplejsze słowo, może choć na tyle Polak w Polsce, do samego końca wspierający własną ojczyznę, zasługiwałby?

Autorstwo: Dobroca
Źródło: WolneMedia.net

Polak popełnił błąd w życiu. Zapracował sobie na dom, zapłacił za niego i tyle widział go i swoje pieniądze. Wylądował na ulicy, bywa. W efekcie zwrócił się do swojego państwa o pomoc. Ostatecznie państwo zażądało pomocy od niego. Polak nie daje gwarancji, że zdąży się wywiązać.

Najpierw chciał Polak odzyskać efekt swojej pracy, swojego życiowego poświęcenia dla zapewnienia sobie godziwych warunków na starość. Okazało się, że aby dochodzić swoich racji, musi mieć pieniądze. Na adwokatów, na sądy, na dojazdy do jednych i drugich. Skąd miałby je mieć, skoro został okradziony, nie dowiedział się.

Poszedł więc Polak do ośrodka pomocy społecznej. Tam tłumaczył się, że wszystkie pieniądze ze sprzedaży swojego starego domu i wszystkie, ciułane przez 20 lat oszczędności inny Polak po prostu sobie ukradł, pod pretekstem sprzedaży nowego domu, a skoro dla iluś tam milionów jego braci zza Buga Polska znalazła mieszkania, to może i dla niego coś by znalazła. Został zrozumiany. Ośrodek pomocy społecznej umieścił go w schronisku, przyznał skromny zasiłek.

Po dwóch miesiącach odebrał mu ten luksus. Formalnie dlatego, że było lato, w tym czasie mógł sobie Polak swobodnie pójść do pracy i zarobić na życie i nowy dom. Zgoda, nie wykorzystał Polak swojej szansy, nie zdążył się odkuć. Znów wylądował na ulicy.

Gwoli poprawności, pracy próbował, nawet niejednej, a właściwie każdej, którą tylko udało mu się pochwycić z perspektywy bezdomnego. I z której udało mu się nie wylecieć po dwóch dniach, gdy tylko pracodawca orientował się, że nasz Polak to bardziej wrak człowieka niż siłacza przypomina. Nawet jeśli nie pije, nie ćpa – to nie były argumenty. Ważne, że dźwiga za mało, porusza się za wolno, na wysokości mdleje, w nocy zasypia, a krzyku nad swoją głową to w żadnym czasie zanadto nie znosi.

Wrócił więc Polak do mieszkania pod mostem, zdążył sobie znaleźć taki jeden, sporo od swojego niedoszłego domu, za to solidny, poniemiecki, w mieście wojewódzkim; w pobliżu opcja wyżywienia za wolontariat, cóż chcieć więcej. Przeliczył się. Okazało się, że most państwowy, grunt pod nim również, a płynąca pod nim rzeka to dopiero, choć już niekoniecznie polska. Został namierzony. I zaczęło się, dokładnie wtedy, gdy myślał, że wszystko, co najgorsze mogło go spotkać, ma już dawno za sobą. Jednak nie.

Najpierw wezwania z policji. Wszak wzruszył kiedyś urzędniczą machinę łudząc się, że szybko odzyska swoją własność w tak oczywistym przypadku, przynajmniej w jego mniemaniu. Młyny w końcu coś tam wymieliły, stawiennictwo obowiązkowe, w miejscu dość odległym. Za co dojechać? Nikogo to nie obchodzi. Nie dojedzie komunikacją, to dojedzie radiowozem, za który słono zapłaci, co najmniej karą więzienia, w najlepszym wypadku przymusowym leczeniem w szpitalu psychiatrycznym. Nawet jeśli całkiem niedawno wiódł zwyczajnie, niemal anonimowe życie. Dojedzie komunikacją bez biletu – konsekwencje identyczne. Ale dobrze. Zebrał się i co jakimś – uczciwym, bo głównie z wyprzedaży swoich wartościowych rzeczy – sposobem uciułał na bułki czy papier toaletowy albo żyletki, wydał na bilety. Na marginesie, tyle dobrego tych podróży, że uświadomił sobie, iż wymiar sprawiedliwości roztrząsa tylko pozycję społeczną stron sporu, przyznając rację stronie bogatszej, przynajmniej w sprawach o kradzież. Ale dobrze, sam walczył o taką Polskę, niech ma za swoje.

Potem wezwania z urzędu gminy. Ten też ma swoje procedury i swój porządek w papierach, choćby w sprawie wymeldowania z urzędu. Kwestia kosztów dojazdu analogiczna, choć może potencjalna kara nie tak sroga.

Nasz Polak wciąż dzielnie stawiał czoła temu systemowi, uczciwie dzielił swój ostatni grosz między swoje państwo, a swój żołądek. Aż zrozumiawszy swoją pozycję – dno – zapragnął samemu się dźwignąć. Najpierw lekarz, trzeba się nieco podleczyć, żeby znów prezentować jakąś wartość dla potencjalnych pracodawców, zwłaszcza że bezdomność spotęgowała jego przypadłości. Skąd wziąć ubezpieczenie? Najprościej – z urzędu pracy. A to pech, trzeba dojechać, koniecznie do właściwego. Właściwego dla kogo? Trudno wyczuć, bynajmniej nie dla naszego Polaka, a właściwie nie dla „jego” mostu, nawet w dobie cyfryzacji.

Cyfryzacja za to pomogła mu w czym innym. Mógł sobie, korzystając choćby z komputera w bibliotece, upolować tańszy bilet na pociąg. Gdyby bank nie zechciał zawiesić mu konta. Nie, nie za brak obrotu, a tym samym możliwości nadzoru nad życiem człowieka, czy za brak uiszczania comiesięcznych kar za niekorzystanie z karty. Za zdezaktualizowanie się dowodu osobistego.

Nawiasem mówiąc, wcześniej państwo naszego Polaka zdążyło mu zdezaktualizować prawo jazdy, nawet jeśli kiedyś zrobił je jako bezterminowe.

Co dalej? Otóż nasz dzielny Polak wciąż żyje, może nie ma się najlepiej, zdrowotnie tym bardziej, ale radości życia nie traci i wciąż próbuje się wykaraskać. Złożył prośbę do właściwego – tak, tak – ośrodka pomocy społecznej wniosek o udzielenie mu pomocy na pokrycie kosztów aktualnej fotografii do nowego dowodu osobistego. Nawet jeśli wciąż nie uzyskał odpowiedzi na swoją inną, ubiegłoroczną prośbę i nawet jeśli tego dokumentu do garnka sobie nie wsadzi, innymi słowy – potrzebuje go tylko jego państwo, najmniej on osobiście. Skądś jednak musi wziąć 38 zł na udzielenie państwu kolejnej pomocy.

Kolejnej, ponieważ ostatnio wsparł je honorowo siedemnastoma złotymi za równie mu niepotrzebne zaświadczenie o wymeldowaniu. Plus około stoma złotymi za dojazd po ten papierek formatu równego A5. Lecz dzięki temu w końcu zarejestrował się w urzędzie pracy, właściwym dla „jego” mostu.

Ma więc upragnione ubezpieczenie, może się podleczyć, może liczyć na wiarygodne oferty pracy. Dostanie nowy dowód osobisty, będzie mógł sobie urządzić wycieczkę po inne, niezbędne papierki, jak konieczne do odtworzenia świadectwa szkolne i świadectwa pracy, czy książeczkę wojskową, bo akurat gdzieś mu przepadł ten komplet w schronisku. Jak dobrze pójdzie, może państwo przypomni mu o jeszcze jakim obowiązku, czyli niezbędnym świstku.

Pozostaje trzymać kciuki za naszego Polaka, oby nie wywinął swemu państwu numeru, nie pochorował się do reszty, nie zamarzł zimą, czy zwyczajnie nie umarł przedwcześnie z głodu, czyli nim skrupulatnie dopełni wszystkich procedur prócz jednej: odzyskania swojego dorobku. Wówczas zniknąłby z biurokratycznego tapetu, system straciłby źródło może niewielkich, jednak systematycznych i gwarantowanych dochodów. Tu bilecik, tam zaświadczonko, gdzie indziej zdjątko – byleby się kręciło. Bez krzty zastanowienia się nad przyczyną i losem człowieka, bez mrugnięcia powieką nad tym, czy stać go na sam suchy chleb.

A gdyby mu to zbrzydło, gdyby w końcu zechciał odejść? Uff, miałby tym większy kłopot: wpierw musiałby sobie uzbierać na trumnę, nawet jeśli sam, samotnie odprowadziłby się na cmentarz. A może ten koszt jego państwo pokryłoby mu z radością? Może zachęcić człowieka do eksperymentu? Zawsze to parę metrów kwadratowych polskiej ziemi uwolnionej spod… No właśnie, spod kogo? Nieudacznika, ofiary losu – to wiemy. Lecz może na koniec jakieś cieplejsze słowo, może choć na tyle Polak w Polsce, do samego końca wspierający własną ojczyznę, zasługiwałby?

Autorstwo: Dobroca
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...