wtorek, 26 grudnia 2023

 

Święta, święta…


Jako młoda przemyska lekarka muszę śledzić w pełnym wymiarze zachowanie społeczeństwa, by w porę reagować na przejawy patologii i udzielać chorym pomocy. Żeby nic nie ograniczało mojego pola widzenia, zawsze wkładam na moje urodziwe ciało jedynie cienki szlafrok, który nie do końca okrywa moje walory cielesne, ale nie mam zamiaru robić sobie fotek i wstawiać je na jakiś „Instradramat” czy „Szajsbuk”, by bałamucić mężczyzn pozbawionych towarzystwa dam.

Z niepokojem stwierdzam, że wokół nas dzieją się dziwne rzeczy, które wymykają się nawet medycynie przedcovidowej.

Wybrańcy ludu skupieni w jakiejś izbie kłócą się o to, kto teraz ma prawo kraść i tłumaczyć zawiłe arkana ich polityki naiwnemu ludowi wpatrzonemu w ekran publicznych mediów. A ten lud czeka na obiecane cuda, polegające na wrzuceniu do portfela kasy, którą później wyjmą w celach strategicznych nakreślonych przez ważnych komisarzy z europejską twarzą o rysach komunistycznych.

Po tym, jak ktoś w wiejskiej chałupie użył gaśnicy proszkowej, chcąc usunąć niebezpieczeństwo pożogi, dokonałam w mojej przychodni przeglądu sprzętu przeciwpożarowego. Co prawda nie posiada certyfikatu koszerności, ale jest w dobrym stanie i można go użyć w każdej chwili, gdy zajdzie potrzeba.

W tym tygodniu nie wytrzymałam i zamknęłam swoją przychodnię na dłuższy czas z powodu głupoty towarzyszącej atmosferze świąt, a zwłaszcza tanich reklam zniżek, promocji i rozmnożonych na potęgę świętych Mikołajów, którzy potrafią wcisnąć się do twego domu nawet przez komin, by ci podarować skarpety z reniferami, a ty masz się cieszyć i myśleć o prośbach do świętego na następny rok pisząc pobożne życzenia.

– Nie, niech pani nie kupuje tej szynki… A barszcz należy robić tylko z własnego… Karpia trzeba potrzymać w lodówce… Uszka do barszczu tylko z suszonych grzybów, nie z pieczarek… Groch do kapusty musi być gotowany oddzielnie… U mnie musi być dwanaście dań… A pod obrusem zawsze jest siano… Wesołych świąt…

Słysząc takie rozmowy trudno nie mieć wrażenia, że w tym kraju, w grudniu trwa kulinarny kiermasz, a nie czas na zadumę nad sensem życia. Przewijające się tematy związane z jedzeniem nie wskazują na religijny charakter świąt, co zresztą widać po sklepach, bo nie zauważyłam tłumów przed świątyniami.

Ludzie, obudźcie się! Szynka i inne produkty są dostępne przez cały rok. Nie trzeba masowo w grudniu oblegać sklepów, by je kupić. Tymi delikatesami można cieszyć się przez cały rok.

Czyżby ten naród był aż tak biedny, że musi przez wiele miesięcy czekać, by dopiero w grudniu zjeść barszcz z uszkami i karpia na kilka sposobów, nie wspominając o innych daniach, których ma być dwanaście, adekwatnie do liczby apostołów?

Z tego co wiadomo, jeden z apostołów okazał się złodziejem i zdrajcą. Która więc potrawa wigilijna wiąże się z Judaszem? Tego nie da się ustalić, bo po zjedzeniu tylu z nich nie wiadomo, która mogła spowodować problem żołądkowo-jelitowy. Podobnie jak ze szczepionkami na groźnego wirusa. Przy takiej palecie preparatów, kto dziś dojdzie, która sprawiła mu niespodziankę. Ta druga czy czwarta? A może ta piąta w przypadku wyjątkowej kategorii pacjentów, zakładających maseczki przed snem i chcących zwiedzać świat bez ograniczeń?

Ja na szczęście nie uczestniczę w grudniowym kiermaszu kulinarnym i pewnie zjem to, co zwykle zjadam i żadna tradycja, nawet wspierana przez lewicowych hipokrytów na czele z wodzem w czerwonym sweterku, nie będzie mnie zmuszać do czegokolwiek, zwłaszcza że mam kilka gaśnic i nie zawaham się ich użyć.

Autorstwo: Młoda przemyska lekarka
Zdjęcie: voltamax (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Klimatyści zakażą trzymania psów i kotów?


Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu odbiera rozum. To może być początek końca mody na klimatyzm, bo lobby zwierzolubnych jest chyba jeszcze potężniejsze. Klimatyści tymczasem nie od dziś twierdzą, że także zwierzęta domowe również ponoszą odpowiedzialność za globalne ocieplenie.

François Gemenne, naukowiec i członek Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), powiedział na antenie francuskiej TV LCI po powrocie z COP 28 w Dubaju, że „zwierzęta domowe, a w szczególności psy i koty, są czynnikiem wpływającym na zmiany klimatyczne”, no i się zaczęło…

„Kot to katastrofa dla różnorodności biologicznej, a pies to katastrofa dla klimatu” – argumentował dr François Gemenne. Dodał, że najgorszą „katastrofą dla klimatu są psy, zwłaszcza duże, ponieważ trzeba je karmić i że obecnie znaczna część wylesiania jest wykorzystywana pod uprawy, które będą wykorzystywane w karmie dla zwierząt domowych”.

Z kolei kot to drapieżnik wpływający na różnorodność biologiczną i koty są „odpowiedzialne za utratę różnorodności biologicznej na obszarach miejskich” – kontynuował naukowiec. Podobno koty zagrażają egzystencji około trzydziestu chronionych gatunków. Jednak paryskie szczury mają się wyjątkowo dobrze…

Zakazu trzymania czworonogów w domach na razie chyba nie będzie. François Gemenne zauważa bowiem „ważną funkcję społeczną” jaką pełnią te zwierzęta domowe, „które są towarzyszami, zwłaszcza dla osób starszych”. Klimatyści gonią w piętkę i lepiej, żeby w najbliższe dni owe psy i koty nie przemawiały do nich ludzkim głosem, bo może być mało cenzuralnie…

Autorstwo: BD
Na podstawie: „Valeurs”
Źródło: NCzas.info

 

Zapatero nad Wisłą. Tuskizm zmieni Polskę?


Przywódca rządzącej koalicji chce zmienić polskie społeczeństwo „na gwałt” i jest to zmiana o charakterze światopoglądowym, antyklerykalnym i antykonstytucyjnym.

Jeżeli ktoś się łudził, że Donaldowi Tuskowi i jego ekipie chodzi o rządy prawa, zgodę społeczną i ład, który pozwoli nam jako narodowi przetrwać (przede wszystkim demograficznie), to po ostatnich bandyckich wybrykach Bartłomieja Sienkiewicza nie może mieć wątpliwości: ta władza niszczy podstawy ładu, jest destrukcyjna. Jeżeli ktoś się łudził, że absurdy, jak zastępowanie matki i ojca rodzicami „a” i „b” są poza nami, daleko na Zachodzie, to się myli. W głowach polskiej lewicy, którą Donald Tusk szczuje na tradycyjny model rodziny, szkoły i ważnych instytucji społecznych czai się tych absurdów cała masa.

Nawet największe w oczach TVN-owskiej sekty dokonanie Donalda Tuska, finansowanie in vitro, jest jego potworną porażką. Dopuszczenie tej nisko skutecznej metody do szerszej praktyki jest naigrywaniem się z ludzkiej płodności: jeszcze bardziej wpłynie na odkładanie decyzji prokreacyjnych do czasu, w którym dzieci się rodzić nie powinno. Nie ma społeczeństwa, które zostałoby demograficznie ocalone przez tę zwodniczą technikę. Tylko łączenie się w pary podejmujące decyzję o poczęciu dziecka w młodości daje gwarancję zastępowalności pokoleń. Warto przejrzeć statystyki porównawcze krajów zachodnich i Trzeciego świata pod tym kątem.

Następne dokonanie Tuska, siłowe przejęcie telewizji publicznej, jest rozjeżdżaniem pluralizmu medialnego. Będą dwa TVN-y a połowa społeczeństwa zostanie brutalnie odcięta od wyboru, do którego ma prawo. Donald Tusk jest nauczony przełamywania oporu społecznego i niewiele robi sobie z protestów. Chce pozostawić po sobie Polskę w ideologicznym stanie, do którego Hiszpanię doprowadził José Luis Rodríguez Zapatero. Zapłacimy za to wszyscy, ponieważ w nowej rzeczywistości kształtowanej w duchu lewicowym nie ma szans na odbicie demograficzne i moralne. Ideologia, którą kieruje się lewica, eliminuje mentalność proprokreacyjną i to jest cena, którą społeczeństwo zapłaci za rozliczenie z tradycyjnymi modelami rodziny i przekazem międzygeneracyjnym.

Polacy zagłosowali w większości za ustrojowo-ideową ciągłością, bo oddali głosy na partie konserwatywne lub umiarkowanie konserwatywne. Polska 2050, PSL, PiS, Konfederacja są formacjami nierewolucyjnymi obyczajowo i reprezentują większość zachowawczą, niezdecydowaną na przyspieszenie paneuropejskie. Jak na złość tej większości Donald Tusk powierzył ministerstwa odpowiadające za politykę społeczną niekompetentnym radykałom lewicowym, których wynik wyborczy plasował na szarej sejmowej końcówce. Taki ruch nie oddaje preferencji elektoratu i jest z jego intencjami sprzeczny. Po drodze do zaplanowanego przewrotu polityk musi zdeptać konstytucję i ukształtowaną przez nią koegzystencję państwa i Kościoła opartą na życzliwej współpracy w budowaniu dobra wspólnego. Postępowanie lewicowej mniejszości jest hałaśliwe, brutalne i radykalne, spuchnięte od demagogicznych zwrotów i oderwanych od rzeczywistości opowieści i nie ma żadnej łączności z ustaleniami nauki, na którą powołuje się w ten sam sposób co naukowy marksizm.

Przeprowadzenie gwałtownej zapaści społeczeństwa, zanarchizowanie ładu społecznego powierza się jednostkom miernym i niewiarygodnym, które znają jeden sposób zmiany rzeczywistości: gwałt. Zmiana proponowana przez Donalda Tuska w ministerstwach Nowackiej, Bodnara, Leszczyny, Dziemianowicz–Bąk jest tak dalece zideologizowana, że wywołuje odruch kontrrewolucyjny widziany w dawno oczekiwanym obrazie filmowym „Wandea albo śmierć o buncie chłopskim przeciwko rewolucji”. Polecam obejrzenie tego dzieła.

Autorstwo: Maria Czerw
Źródło: WolneMedia.net


  1. emigrant001 25.12.2023 12:50

    POPIS szkodzi cały czas a Polacy, którzy mają mózg złotej rybki wymieniają szkodników okresowo:) Każdy naród ma taki rząd na jaki zasługuje:)

 

Jak kiedyś wyglądała Wigilia?


Wigilia to jedyny taki dzień w roku, w którym niegdyś tak mocno splatały się praktyki pogańskie z wierzeniami chrześcijańskimi. Dlatego też był on wyjątkowo tajemniczy, długo się do niego przygotowywano i pilnowano, by nic nie zostało zaniedbane. Wszak ten dzień oznaczał nie tylko oczekiwanie na narodziny Dzieciątka, lecz także decydował o całym następnym roku!

Ten świąteczny termin nie jest wybrany przypadkowo. Boże Narodzenie, jako święto chrześcijańskie, miało być przeciwwagą dla obchodzonego 25 grudnia w Rzymie dnia narodzin niezwyciężonego słońca. 24 grudnia rozpoczynał w kulturze ludowej trwający dwanaście dni okres świąteczny nazywany godami, świętami godnymi, koladką lub świętymi wieczorami. Wyróżniał się ogromnym natężeniem magicznych praktyk.

WIGILIJNE PRZESĄDY

Wierzono, że Wigilia to dzień, w którym następuje odnowienie dziejów. Rozpoczyna nowy rok, który zależał od tego, jak się przeżyło ten pierwszy dzień. „Ten dzień jaki, cały rok taki”, „Jakiś we Wiliją, takiś cały rok” – jak mówią ludowe przysłowia. Od samego rana gospodarz dbał o to, by w domu panowały pokój i zgoda. Rozdawał opłatki i wymieniał się z każdym życzeniami zdrowia i szczęścia. Według tradycji ten, kto tego dnia upolował zwierzynę, będzie miał przez cały rok owocne łowy. Nieszczęście zapowiadało natomiast skaleczenie się. Dziewczyna, która tarła mak w Wigilię, mogła liczyć na szybkie zamążpójście, a ten, kto się umył w cebrzyku, do którego wrzucono pieniążek, miał być zdrowy i bogaty. W czasie wieczerzy należało spróbować wszystkich potraw, aby w ciągu roku kogoś nie omijały przyjemności. Na Pomorzu panował zwyczaj pojenia kogutów wódką w ramach podziękowania za całoroczne budzenie.

W raju nie ma podziału na żywych i umarłych, a wszystko i wszyscy współistnieją w miłości i zgodzie. Według chłopskich tradycji Wigilia była odwzorowaniem takiej rajskiej sytuacji. Zostawiano puste miejsce dla dusz, które przychodzą w ten wieczór do domów. Zapraszano także zwierzęta, przemawiające ludzkim głosem, i dzielono się z nimi opłatkami.

W CIĄGU WIGILIJNEGO DNIA

Niekiedy 24 grudnia pracowano ciężej niż zwykle. Trzeba było bowiem przygotować zwierzętom lepszą paszę na dwa dni, gdyż w raju zawsze mają pod dostatkiem soczystej trawy. Od rana gospodynie zajmowały się domem, sprzątaniem i przygotowaniami do wieczerzy. Tylko polska tradycja nakazuje wigilijny post. Obejmuje on post ilościowy, czyli do ukazania się pierwszej gwiazdki, oraz jakościowy – niespożywanie mięsa. Gdy rano każdy podzielił się opłatkiem, dostawał od gospodyni po kawałku chleba jałowego. W południe czasami jedzono jeszcze pieczone ziemniaki. Dokonywano także symbolicznego podziału jabłka. Trzeba było uważać, aby nie uszkodzić pestek, bo wróżyło to choroby lub inne nieszczęścia.

Gospodarz przed samą wieczerzą przynosił do domu słomę, którą stawiano w kącie izby, rozrzucano na podłodze, upychano za belki. W miejskich domach częściej kładziono pod obrus sianko. W niektórych regionach natomiast przestrzegano, by przynieść siano niedojedzone przez bydło, a najlepiej woły. Te zwierzęta otaczano największym szacunkiem, gdyż Dzieciątko w betlejemskiej stajence chciało mieć wołu przy sobie, by ogrzać się jego ciepłem. Biskup krakowski w 1780 roku zniósł te zwyczaje specjalnym edyktem, jednak do dzisiaj sianko pod obrusem pozostało stałym elementem tradycji wigilijnej.

WIGILIJNE DRZEWKO KIEDYŚ

Choinka ma bardzo długą tradycję i przeszła wiele etapów ewolucji, nim stała się tą znaną z naszych domów. W XV wieku europejskim zwyczajem w Wigilię przynoszono do domów zielone gałązki, które wieszano u belki pułapu, zwane „podłaźniczką” lub „sadem”. Z czasem zastąpiono je kulami ze słomy lub opłatków, jednak szybko z nich zrezygnowano, gdyż nie miały tego magicznego wpływu. W XIX wieku coraz częściej zaczęto wzorować się na niemieckich sąsiadach i, zamiast wieszać gałązki u belek, stawiano całe drzewka na podłodze i ozdabiano je szklanymi bańkami i świeczkami. Obecna choinka, według nauki Kościoła, jest odwzorowaniem rajskiego drzewa wiadomości dobra i zła. Zaczęto ją ozdabiać łańcuchami z bibuły i słomy na pamiątkę węża kusiciela. W czasie zaborów łańcuchy te symbolizowały Polakom ich niewolę.

Prezenty pod choinką to zwyczaj naszych czasów. W XIX wieku tylko w niektórych regionach dawano dzieciom drobne upominki – chłopcom scyzoryki i koziki, a dziewczętom wstążki i koraliki.

WIGILIJNA WIECZERZA ROZPOCZĘTA

Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, a to oznacza, że należy zacząć wieczerzę. Przy stole zostawiano puste miejsce dla ducha przodka, ale istniało ryzyko, że zasiądzie on gdzieś indziej. Na wszelki wypadek każdy najpierw dmuchał na swoje miejsce, by nie zgnieść przybysza z zaświatów. W piecu obowiązkowo palił się ogień, mający ogrzewać przez całą noc zziębnięte dusze. W tragicznych czasach wojny Polacy zostawiali pusty talerz przede wszystkim dlatego, że zawsze brakowało kogoś bliskiego, kto w każdej chwili mógł wrócić. W domostwie, w którym był ktoś, kto potrafił czytać, wieczerzę rozpoczynano od lektury Ewangelii według św. Łukasza. Następnie najstarszy z rodziny rozpoczynał przełamywanie się opłatkiem z każdym po kolei według starszeństwa i godności. Był to ten najważniejszy moment pojednania.

Bardzo ważne było, by przy stole zasiadała parzysta liczba biesiadników, w innym wypadku nadchodzący rok mógł stać się pechowy. Najgorsze ułożenie stanowiła liczba 13, która przepowiadała śmierć któregoś z domowników. Aby zmniejszyć to niebezpieczeństwo, do stołów zapraszano żebraków i parobków.

WIGILIJNY JADŁOSPIS

Wieczerza chłopska składała się z siedmiu potraw, szlachecka z dziewięciu, a pańska z jedenastu. W niektórych regionach zwyczaj nakazywał przyrządzanie liczby potraw odpowiadającej wielokrotności sześciu – zwykle sporządzano sześć lub dwanaście rodzajów posiłków. Najważniejsze jednak było to, aby dania przygotowano z darów natury. Nie można było jeść mięsa, gdyż tego dnia zwierzęta i ludzie tworzyli jedną rodzinę. W Wielkopolsce i na Śląsku jako pierwszą potrawę podawano najczęściej polewkę migdałową lub rybną, a w Małopolsce i wschodniej Polsce barszcz lub zupę grzybową. W niektórych regionach była to zupa piwna, polewka z siemienia lnianego lub ziemniaki z kiszonym żurem. Na stole pojawiała się także przyrządzana na rozmaite sposoby kasza i mak dodawany do klusek, ciast, zup. Często przyrządzano również kutię (danie także zaduszkowe), która symbolizowała świat żywych i umarłych, pierogi i kluski z grzybami, a na terenach położonych nad wodami – różnego rodzaju ryby. Obowiązkowo musiała pojawić się strucla, której pieczenie było rytuałem.

Tradycyjnie w Wigilię pito piwo, a od połowy XIX wieku również wódkę. Ulubionym napojem dzieci był kompot z suszonych owoców.

WIGILIJNE WRÓŻBY

Wigilijny wieczór to doskonała okazja do wróżb. Na początku wieczerzy gospodarz podrzucał pełną łyżkę kutii. Im więcej ziaren pszenicy przykleiło się do belek, tym lepsze miały być plony zboża w nadchodzącym roku. Wkładano również różne przedmioty pod talerze. Rzecz, przy której się usiadło, miała symbolizować wydarzenia czekające człowieka w najbliższym czasie. Węgiel oznaczał żałobę, sól – łzy, chleb – sytość i dostatek. Kto zasiadł przy pierścionku, ten niedługo weźmie ślub, a kto przy mircie – zaręczy się.

Często czyniono również wróżby matrymonialne. Osoby wciąż czekające na swoją drugą połówkę ciągnęły spod obrusa źdźbła siana. Kto wyciągnął zielone, ten w szybkim czasie miał wziąć ślub, kto krzywe i pokręcone, ten musiał jeszcze poczekać, a tego, kto wylosował żółte, czekało życie w samotności. Sprawdzano jeszcze długość źdźbła, mówiącą o długości życia. Szczególnie dziewczęta brały sobie do serca takie wróżby, gdyż każda nie mogła się doczekać zamążpójścia. Po wieczerzy wybiegały z chaty, stały przy płocie i, trzymając drewniane łyżki, słuchały, skąd zaszczeka pies – z tej strony miały przyjść swaty.
Koniec wigilijnego wieczoru

Ten świąteczny wieczór byłby niepełny, gdyby nie kolędnicy. W przebraniach odgrywali oni scenkę, a w zamian zawsze dostawali coś od gospodyni. Po ich wizycie domownicy zasiadali jeszcze do wspólnego kolędowania, a na samym końcu wieczerzy udawali się na pasterkę. Był to czas żartów i większej swobody niż zwykle, a wszyscy – również księża – przymykali oko na wybryki młodzieży. Zwłaszcza że pora już późna, piwa się człowiek napił, a Boże Narodzenie to przecież najradośniejsze święto w ciągu roku!

Autorstwo: Anna Szczykutowicz
Zdjęcie: feworave (CC0)
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0

BIBLIOGRAFIA

Ewa Ferenc, „Polskie tradycje świąteczne”, Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, 2000.


  1. rici 24.12.2023 13:16

    Zanim zaczeto obchodzic boze narodzenie w VII wieku , to na przestrzeni do tego czasu bylo 9 lub 11 roznych terminow narodzenia jezusa uznawanych przez kk. Najwczesniejsze zaczynaly sie we wrzesniu, ostatnie w maju.
    Dopiero gdy nie mozna bylo zabronic obchodow “poganskich”swiat zwyciestwa slonca nad ciemnoscia obchodzonych w przesilenie zimowe, to kk. zdecydowal sie na polaczenie tych swiat. Podobnie bylo z niedziela. Cesarz Konstantyn zwolal synod w Arles w 317, gdzie ustalono ze, niedziela jako dzien slonca, a sam cesarz jest wcieleniem boga slonce, wiec niedziele bedzie obchodzona w chrzescijanstwie jako dzien swiateczny.

  2. Antykurduplowy 24.12.2023 16:39

    Fajny artykuł , bo podtrzymywanie NASZEJ tradycji jest mega istotne.
    Skoro tak , to przesyłam tradycyjne życzenia świąteczne dla wszystkich , a wypowiadane w takt łamania opłatka przez moją ś.p. Babcię: ” Życzę Ci : Zdrowia , Szczęścia , Fortuny , w Niebie po Śmierci – Złotej Korony”. Buźka – bużka i heja.

    Specjalne życzenia ode mnie dla twórców WM : “Niech w te Święta nie dokucza nam smród gaszonych świeczek , prędzej niech to będzie bek stajenki i owieczek , nawet gdybym nie miał racji , lepszy Święty Spokój , niż ryk pseudo-demokracji. Przyjdzie walec i wyrówna , spód stajenki , same g-wna. Uważajcie przy libacji , strzeżcie się inwigilacji. Amen.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...