czwartek, 21 września 2023

 

Amerykańska kontra i polska perwersja


Państwo polskie istnieje tylko teoretycznie. Gospodarka nasza to kamieni kupa. Warszawa świadczy Amerykanom perwersyjne pieszczoty. Polityka w Polsce polega na wzajemnym zagryzaniu się, na tym, że Hutu walczą z Tutsi o to, kto bardziej nienawidzi Ruskich, kto bardziej Amerykę i Ukrainę kocha…

To, że świat idzie do przodu, niewiele Polaków interesuje. Naszym szczęściem jest szczęście Ameryki. Naszym szczęściem jest dokopanie Rosji. Naszym szczęściem jest nowa finansowa danina dla Ameryki. Własne szczęście nas nie interesuje… Kochamy cierpieć za innych i dla innych. Polacy najbardziej na świecie kochają Amerykę i najbardziej na świecie nienawidzą Rosji. Polacy kochają Amerykę bardziej niż Amerykanie i bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę, i dostaliśmy, mamy powód do zadowolenia… Jest sukces Ameryki i cios dla Rosji!

Amerykańsko-indyjski Nowy Jedwabny Szlak ominie Rosję… Długofalowa polityka Antoniego Macierewicza i PiS przyniosła owoce. Zamiast chińskiego Jedwabnego Szlaku do Łodzi, będziemy mieli amerykańsko-indyjski Jedwabny Szlak do Tel Awiwu. Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Indie, Arabia Saudyjska i inne kraje, których przywódcy spotykali się na szczycie G20 w Delhi ogłosiły inwestycję Nowego Tysiąclecia, zakrojoną na szeroką skalę wielką inicjatywę infrastrukturalną, która połączy Azję Południową, Zatokę Perską i Europę.

Projekt ma na celu zbudowanie alternatywy dla chińskiej inicjatywy Pasa i Szlaku, znanej również jako Nowy Jedwabny Szlak, i będzie się składał z sieci linii kolejowych szybkich prędkości i portów mających na celu poprawę handlu i transportu energii między Azją Południową, Zatoką Perską i Europą. Produkowany w Indiach poprzez gazyfikację węgla wodór będzie transportowany do Europy.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła, że ​​korytarz gospodarczy Indie-Bliski Wschód-Europa jest „historyczny”, saudyjski następca tronu Mohammed bin Salman stwierdził, że inicjatywa jest „bardzo ważna”, a premier Indii Narendra Modi nazwał ją „bezprecedensową”. „To wielka sprawa” – powiedział prezydent USA Joe Biden. „To naprawdę wielka sprawa”. Biden powiedział, że „korytarz gospodarczy” pomoże w budowie zrównoważonej, bezpiecznej infrastruktury, która doprowadzi do stworzenia „lepszej przyszłości” i zapewni wszystkim „większe możliwości, godne życie i dobrobyt”.

Ogłoszenie „korytarza gospodarczego Indie – Bliski Wschód – Europa” jest pokazem siły administracji Bidena, która chciała ograniczyć wpływ chińskiego Jedwabnego Szlaku, za pośrednictwem którego Pekin sfinansował na całym świecie warte miliardy dolarów projekty infrastrukturalne ostatniej dekady i był świadkiem wzrostu jego potęgi geopolitycznej i gospodarczej na pięciu kontynentach.

Polska nie będzie infrastrukturalnym centrum świata, jak tego chcieli Chińczycy. Tym centrum będzie Izrael. To Jerozolima od dawna była planowana na stolicę zglobalizowanego świata. Sojusz Ameryki, Indii, świata islamskiego i Izraela skutkuje, że centrum świata wraca na Bliski Wschód. Kto na tym zyskuje, a kto traci? Zyskuje Izrael, Indie i Arabowie… Czy zyskuje Ameryka? – niekoniecznie. Czy tracą Chiny? – nie do końca. Mogą na tym wygrać.

Przegraną jest Rosja i to na pewno jest wielki powód do radości w Polsce, a to, że największym przegranym jest Polska, to przecież nie ma dla Polaków żadnego znaczenia. W czasie II wojny światowej też najwięcej zginęło obywateli Rosji i Polski, ale najważniejsze, że Ameryka stała się potęgą.

Teraz Jerozolima stanie się stolicą świata, to najważniejsze. Nam do szczęścia wystarczy, że możemy sami nawzajem zagryzać się do krwi i możemy tak mocno nienawidzić bez żadnych ograniczeń tych przeklętych Ruskich i tego gada Putina. I będziemy tak dalej i wciąż tylko cierpieć i to wszystko wina tych Ruskich dalej będzie.

Autorstwo: Bogdan Kulas
Źródło: MyslPolska.info

 

Ukraina może na Polskę zwalić winę za przegraną wojnę


Polacy nie znają swojej własnej historii. Zadbali o to nasi okupanci. Nikt o edukację Polaków w Polsce nie dba. Prawdziwej historii nie uczą w szkołach. W kółko tylko jest Piłsudski i straszna Rosja.

Założona w roku 1905 przez Henryka Sienkiewicza i Marię Konopnicką Polska Macierz Szkolna istnieje na świecie, prawie wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy, od Australii, przez USA, Kanadę, Wielką Brytanię po Litwę i Białoruś, ale w nie ma jej w Polsce. W Polsce Polska Macierz Szkolna jest wciąż zakazana, bo za bardzo narodowa i katolicka.

Polacy wiedzą coś o kozackim buncie Chmielnickiego, ale tego, ilu Polaków i Żydów Chmielnicki w sposób najbardziej brutalny wymordował, już nie wiedzą. Nie wiedzą też, że bunt został zrobiony za angielskie pieniądze Olivera Cromwella, że to Cromwell był faktycznym inicjatorem rozbiorów Polski. Polacy słyszeli o Chmielnickim, ale o rzezi w Humaniu, gdy tylko w ciągu jednej nocy kozacy w skrajnie okrutny sposób wymordowali 20 tysięcy Polaków i Żydów, starców, kobiet i dzieci, w polskiej szkole już nie uczą…

Niektórzy słyszeli coś o polsko-ukraińskiej wojnie o Lwów, ale o tym, że w tej wojnie Ukraińcy w sposób makabryczny wymordowali kilka tysięcy polskiej ludności cywilnej, że metody tych mordów wywołały przerażenie, tego nie wie w Polsce prawie nikt. Nawet mówienie o ludobójstwo 200 tysięcy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej jest w naszym bantustanie nad Wisłą tematem zakazanym. Nikt nawet symbolicznie nie osądził winnych. Ofiary nie mogą być ekshumowane, nie mają grobów. Ich ciała zalegają stare studnie, latryny, rowy, stawy, ruiny i zgliszcza spalonych stodół, domów i kościołów, piwnice, kartoflane doły…

Banderowskich zbrodniarzy na Ukrainie gloryfikuje się jako wielkich bohaterów, dziś już na całej Ukrainie, ba do publicznego kultu UPA coraz częściej dochodzi i w samej Polsce.

Zbrodnie nieosądzone, to zbrodnie, które powracają.

Ostatnio konflikt polsko-ukraiński znowu odżył, a nawet osiągnął poziom wrzenia. Zaczęło się niewinnie. Komisja Europejska odmówiła przedłużenia ograniczeń w imporcie ukraińskiego zboża. Polska, Węgry i Słowacja oświadczyły, że nie zniosą ograniczeń.

Wołodymyr Zełenski, który przebywał z wizytą w Stanach Zjednoczonych, w przemówieniu przed Radą Bezpieczeństwa ONZ skrytykował ostro kraje sprzeciwiające się importowi ukraińskiego zboża. Oskarżył te kraje o jawne sprzyjanie Rosji. Ambasador Ukrainy został wezwany do MSZ. Później polskiego premiera Mateusza Morawieckiego zapytano, czy Polska będzie nadal wspierać Ukrainę w czasie trwania sporu zbożowego. Premier udzielił następującej odpowiedzi: „Polska wstrzymuje wysyłanie uzbrojenia na Ukrainę. Zamiast tego Polska skoncentrują się na wzmocnieniu własnej obronności”.

Ukraina zapowiedziała, że ​​złoży skargę na Polskę do Światowej Organizacji Handlu. Na razie w powietrzu zawisła tylko groźba eskalacji wojny gospodarczej między Polską a Ukrainą. Wojna ta trwała realnie od dawna (dotyczyła np. transportu), ale informowanie o niej w okupowanej Polsce objęte było cenzurą.

Tymczasem obecnie temat, będący początkowo tylko werbalnym elementem kampanii wyborczej PO-PiS, spór o to, czy ukraińskie, techniczne zboże powinno dalej być dopuszczone na polski rynek, doprowadził miłosne i perwersyjne prawie stosunki między Kijowem a Warszawą do rodzaju zimnej Wojny, do stanu najgorszego od początku rosyjskiej interwencji na Ukrainie.

Od kilku miesięcy Polska na mocy porozumienia UE blokowała import ukraińskiego zboża przez nasz kraj. Miało to na celu pokazanie wiejskim wyborcom PiS, że rząd dba o ochronę interesów polskich rolników.

Coś, co miało być tylko elementem kampanii wyborczej, przekształca się jednak w coś dużo poważniejszego.

W świecie nie milkną echa słów Wołodymyra Zełenskiego w Nowym Jorku, który demonstracyjnie odmówił spotkania łaszącemu się do niego prezydentowi Dudzie i buńczucznie oświadczył, że „niektórzy nasi przyjaciele w Europie próbują coś odgrywać (jakieś małe role) w teatrze politycznym »solidarność«, zamieniając ziarno w thriller, realnie pomagają przygotować scenę dla (wielkiego) moskiewskiego aktora”.

W odpowiedzi prezydent Duda porównał Ukrainę do tonącego człowieka raniącego swojego pomocnika i zagrozili rozszerzeniem zakazu importu na inne ukraińskie produkty spożywcze. „Ostrzegam władze Ukrainy, bo jeśli w ten sposób eskalują konflikt, że do zakazu importu do Polski dodamy kolejne produkty” – powiedział Premier Morawiecki.

Świat szeroko komentuje polsko-ukraińskie starcie. Sekretarz obrony USA Lloyd Austin zaapelował do sojuszników Ukrainy, aby „kopali głęboko” i wysłali jak najwięcej broni przeciwlotniczej w celu odparcia rosyjskich ataków.

Nie było chyba przypadkiem, zauważa światowa opinia publiczna, że Polska, jeden z najważniejszych partnerów Ukrainy właśnie obecnie zaprzestaje dostaw broni na Ukrainę. Czyżby chodziło o to, aby o klęskę Ukrainy obwinić Polskę? Polska, główny element wschodniej flanki NATO, która była najbardziej zagorzałym zwolennikiem Ukrainy, wysyłając tam za darmo broń i pomoc humanitarną oraz otwierając granice dla uchodźców, będzie teraz obciążona winą za klęskę Ukrainy? Ktoś za klęskę Ukrainy obciążony być musi.

Jako sojusznik nie mogą winnym być Stany Zjednoczone, to tej roli musi się podjąć Polska, która jako sojusznik Putina zadaje Ukrainie cios nożem w plecy i to akurat w okolicach 17 września.

Winnym klęski wewnątrz Ukrainy nie może być bohater Zełenski, dlatego winą obciąża się rosyjskojęzycznych, dezerterów, szpiegów i zdrajców, a zdrajcą jest każdy, kto nie chce ginąć za latyfundia chazarskich oligarchów, za pomniki Bandery i kult UPA i SS Galitzien. Reżim w Kijowie, składający się z wynajętych przez chazarskich oligarchów komików, tego samego pochodzenia nie tylko atakuje Polskę, ale jednocześnie urządza na Ukrainie prawdziwą hucpę polowania na czarownice, na którą reaguje nawet ONZ, który nie dał się nabrać na tragikomiczne widowisko, wyreżyserowane pod nazwą Bucza.

Komisarz Praw Człowieka ONZ (OHCHR) wyraził głębokie zaniepokojenie faktem, że to pełne obłędu polowanie na szpiegów i zdrajców na Ukrainie bardzo poważnie narusza podstawowe normy i zasady prawa. W swoim najnowszym raporcie tego lata OHCHR wskazuje na cały szereg przypadków, w których opisuje i krytykuje sposób, w jaki władze Ukrainy potraktowały swoich rosyjskojęzycznych obywateli.

Na Ukrainie pojawiają się coraz bardziej krytyczne głosy. Były doradca Zełenskiego wypowiedział się krytycznie o słowach Zełenskiego wobec Polski. „Myślę, że wszystkiego nie skończyliśmy. Musimy wypowiedzieć wojnę Polsce. Będzie podobnie, jak 100 lat temu. Co prawda, zakończenie będzie takie samo, ale najwyraźniej bardzo tego chcemy” – napisał na „X” Aleksy Arestowycz. „Czy zauważyliście, że każdy rząd w Ukrainie zaczyna się inaczej, ale zawsze kończy w ten sam sposób: politycznym samobójstwem? Dzieje się tak dlatego, że wszyscy ci ludzie u władzy są z przypadku” – kontynuował. „Otrzymawszy historyczną szansę, władza nie wie, jak się nią zająć, męczy się sobą i zaczyna panować jedyny instynkt, jaki im pozostał: pragnienie śmierci”.

Ołeksij Arestowycz nie jest już doradcą Zełenskiego. Przestał nim być w styczniu 2023, gdy doszło do rosyjskiego ataku rakietowego, w wyniku którego w Dnieprze zginęły 44 osoby. Arestowycz powiedział wówczas, że „pocisk, który spadł na blok, został zestrzelony przez ukraińskie siły obrony powietrznej”. Powiedzenie prawdy było powodem jego dymisji. Kilka miesięcy temu Arystowicz powiedział, że „Kijów jest miastem rosyjskojęzycznym”, bo większość ludzi w Kijowie mówi po rosyjsku i zwalczanie używania tego języka jest bez sensu.

Amerykański teatr wojenny na Ukrainie wraz z nadchodzącymi w USA Wyborami będzie powoli zdejmowany z plakatu. Amerykański podatnik nie chce już łożyć na Ukrainę, chociaż osłabianie Rosji poprzez rzucenie do maszynki mielenia taniego, ukraińskiego mięsa armatniego było bardzo ekonomiczne, co zauważył nawet prezydent Duda: „żeby nie stało się tak jak w I i II wojnie światowej, kiedy amerykańscy żołnierze musieli przelewać krew i poświęcać życie w Europie na rzecz przywrócenia pokoju i wolności świat”.

Wiadomo, krew amerykańska ma inną cenę niż ukraińska czy polska. Czy w miejsce Wojny rosyjsko-ukraińskiej będziemy mieli wojnę polsko-ukraińską? Na razie jest to tylko wojna gospodarcza, w fazie początkowej, ale co będzie dalej?

Czyim sojusznikiem w tej wojnie będzie Berlin? Zdominowana przez Niemcy Unia Europejska, skonfliktowana z rządem PiS, staje wyraźnie po stronie Kijowa a przeciwko Warszawie. Niestety Polska jest znowu w kleszczach jak w roku 1939. Z jednej strony skonfliktowane poprzez nasze wojenne roszczenia Niemcy, z drugiej chazarsko-banderowska Ukraina. A z daleka jeszcze lobby przemysłu holokaustu żądające na podstawie amerykańskiej Ustawy S447 odszkodowań 330 miliardów dolarów za tzw. mienie bezspadkowe.

Politykę w Europie mistrzowsko rozgrywają Niemcy. Ukraina jest od początku tworem sztucznym, budowanym od początku przez Niemcy, tworem nieposiadającym żadnej innej idei narodowej niż ludobójcza ideologia OUN/UPA. Amerykanie powoli ewakuują się z Europy, pozostawiając ją Niemcom. Amerykański teatr wojenny kończy się, a cenę największą za ten kiepski spektakl zapłaci znowu osamotniona kompletnie Polska. Czy będzie to cena równie tragiczna jak ta z lat 1939, 1943 i 1944? Czy jeszcze bardziej tragiczna? Skutkiem politycznej głupoty jest zawsze straszliwe cierpienie.

Tylko, czy to wszystko coś nas nauczyło? Wtedy winni kiedyś byli Hitler i Stalin, teraz winnym jest Putin, a nasza polska głupota TRWA. Arestowycz powiedział o samobójstwie Ukrainy, ale czy samobójstwa nie popełnia też Polska?

Chcącemu podobno nie dzieje się krzywda…

Autorstwo: Bogdan Kulas
Źródło: Goniec.net

 

UE zaniepokojona handlem wizami w Polsce


Unijna komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson wystosowała list do polskiego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua, w którym domaga się wyjaśnień w sprawie afery wizowej. W Polsce odbywał się handel wizami pracowniczymi, które uprawniają imigrantów do przekraczania granic w strefie Schengen bez żadnej kontroli.

Johansson żąda dokładnych danych na temat skali oszustw i korupcji w polskim systemie wizowym. Zwraca też uwagę szefowi polskiego MSZ, że zachowanie polskiego rządu może stanowić naruszenie prawa Unii Europejskiej, a w szczególności unijnego kodeksu wizowego.

W liście, do którego dostęp uzyskał „Bild”, komisarz pyta ministra, ilu posiadaczy wiz zostało wydalonych, ilu z nich się ukrywało, ilu popełniło przestępstwa w innych krajach Unii Europejskiej.

Ponadto chce wiedzieć, których polskich konsulatów dotyczy sprawa i w jakim okresie miały miejsce takie sytuacje.

Istotne do wyjaśnienia są również kwestie, czy zidentyfikowano przypadki bezprawnego wydawania wiz, jakie środki zapobiegawcze podjęto w celu ochrony wspólnego systemu Schengen przed przypadkami oszustw i łapówkarstwa w przyszłości oraz w jaki sposób polski rząd planuje poinformować o sprawie inne państwa strefy Schengen.

„Komisja Europejska będzie nadal obserwować sytuację. Wzywam do podjęcia wszelkich niezbędnych kroków w celu jej wyjaśnienia” – napisała w liście Johansson, dodając, że będzie się to odbywać „w duchu współpracy i bezzwłocznie”.

Minister spraw zagranicznych powinien szczegółowo odpowiedzieć na wszystkie pytania, nie później niż do 3 października 2023 r.

Sytuacja jest o tyle niewygodna dla Polonii przebywającej w krajach strefy Schengen, że może się skończyć wydaleniem Polski ze strefy Schengen, co będzie oznaczać, że do przemieszczania się pomiędzy krajami strefy nie wystarczy już dowód osobisty, trzeba będzie okazywać paszport i przechodzić odprawy celne.

Autorstwo: Monika Szewczuk
Źródło: IcelandNews.is

 

Lewica chce cywilnego nadzoru nad policją


„Domagamy się powołania niezależnego od bieżącej większości parlamentarnej Centralnego Biura Monitorowania Policji” – oświadczył poseł Adrian Zandberg podczas konferencji prasowej we Wrocławiu. Jak podkreślił kierownictwo CBMP „nie będzie wybierane zwykłą większością głosów”. „Ma to zagwarantować bezpartyjny charakter tej instytucji” – dodał.

Centralne Biuro Monitorowania Policji będzie to instytucja niezależna od MSWiA jednostka organizacyjna podporządkowana Sejmowi. Jej pracownicy i szef będą osobami spoza policji i służb specjalnych i nie będą mogli być ich byłymi funkcjonariuszami. Szefa CBMP wybierać będzie Sejm i przed nim składać będzie co roku sprawozdanie ze swojej działalności. Komisja prowadzić będzie postępowania w sprawach skarg i wniosków na policję. „To ma być prawdziwy cywilny nadzór nad policją, dzięki czemu obywatelka czy obywatel pokrzywdzony przez funkcjonariuszy, będzie mógł się zwrócić o naprawdę niezależną kontrolę” – mówił Zandberg. Jak dodał, taka kontrola nie będzie prowadzono przez „byłych funkcjonariuszy, czy też kolegów ze studiów w Szczytnie”.

Lewica proponuje również, aby policjanci obowiązkowo byli wyposażeni w identyfikatory i kamery nasobne. Funkcjonariusze powinni również przechodzić szkolenia z zasad postępowania zgodne ze standardami przestrzegania praw człowieka i procedurami deeskalacji. „Obywatelki i obywatele nie czują się bezpiecznie, ale czują, że polska policja jest w rękach PiS-u. Dziś polska policja kojarzy się z pałkami wymierzonymi w kobiety, z gazem rozpylanym w ludzi na ulicach” – mówiła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus.

Lewica domaga się dymisji generała Szymczyka z funkcji Komendanta Głównego Policji oraz wprowadzenia kadencyjności w sprawowaniu tej funkcji. – Panie komendancie, czy jest Panu tak po ludzku wstyd? Czy jak wstaje Pan rano i patrzy sobie w oczy, to nie jest Panu wstyd, że działa Pan na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego? Czy nie jest Panu wstyd, że doprowadził Pan do sytuacji, w której polska policja nie chroni nas obywateli? Gdzie jest Pana honor? Oczywiście nie miał Pan honoru, kiedy w Pana pokoju wybuchł i doprowadził Pan do sytuacji zagrażającej życie warszawiaków. Czemu doprowadził Pan do sytuacji, w której podlegli panu policjanci są funkcjonariuszami partyjnymi? – dopytywała posłanka.

„Władza, która się boi, zaczyna bezrozumnie używać przemocy, aby zastraszać obywateli. PiS-owi strach zagląda do oczu i dlatego zaczynają używać w sposób bezrozumny i przemocowy siły państwa. Lewica nie odpuści i będziemy pokazywali wszelkie patologie tej władzy, wymieniali z imienia i z nazwiska tych, którzy są sprawcami konkretnych afer” – komentował poseł Krzysztof Śmiszek. „To nie pierwszy raz, kiedy policjanci atakują obywateli. Wielokrotnie byłam na marszach i na komisariatach. Byłam też w tzw. kordonach, gdzie funkcjonariusza ściskali moje dłonie, szarpali mnie i spadałam na glebę. Zwracam się do Polek: widzicie, jak nas traktują funkcjonariusze na zwykłych zgromadzeniach. Dziś za mówienie czegoś złego o władzy, możesz być popchnięta lub wsadzona do suki. Możemy to zmienić, zróbmy wszystko, aby pogonić tę władzę. Możemy doprowadzić do tego, że stojąc obok policjanta, będziemy czuły się bezpiecznie. Dlatego 15 października, drogie siostry, matki, babcie i ciotki – wymieńcie parasolki na długopis, którym zagłosujecie na partię, która walczy o prawa kobiet, na Lewicę!” – oświadczyła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus.

Źródło: Trybuna.info


  1. Admin WM 21.09.2023 12:17

    Szczytne żądania, ale gdyby Lewica była u władzy, czy byłoby lepiej? Czy nie prześladowałaby krytyków feminizmu, genderyzmu, multi-kulti, antybializmu i LGBT, i nie odbierałaby im wolności słowa, a nawet wolności osobistej, pod pretekstem zwalczania „mowy nienawiści”?

    Przy okazji zwrócę uwagę, że o ile gołym okiem widać, że partie postsolidarnościowe podzieliły polski naród na PiS-owców i PO-wców, to mało kto zwraca uwagę, że Lewica dzieli naród polski na kobiety i mężczyzn, równocześnie dyskryminując obojnaki (nie mylić z transseksualistami).

 

Oni już wiedzą, że nie mieli racji, ale do końca idą w zaparte


Wykreowani w trakcie ogłoszonej pandemii koronawirusa medialni eksperci wieszczą początek kolejnej fali COVID-19. Zapowiedzi komentuje dr Zbigniew Martyka.

O rzekomej kolejnej fali koronawirusa alarmuje np. prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, która w trakcie covidowego szaleństwa dała się poznać jako zwolenniczka wszelakich ograniczeń, nakazów i zakazów nakładanych na ludzi w imię walki z wirusem. „Dane statystyczne pokazują już na wzrosty zakażeń wirusem SARS-CoV-2 nawet pomimo tak skromnego u nas testowania, bo codziennie w Polsce wykonuje się tylko kilkaset testów, najwięcej w okolicach Warszawy i województwie pomorskim” – mówi.

W jej opinii to już czas na zakładanie masek. „Zachęcam, żeby w tych miejscach, gdzie jest więcej ludzi, np. w komunikacji miejskiej, sklepach, zakładać jednak maseczki, co ograniczy dostęp wirusów do naszych dróg oddechowych” – kontynuuje. Następnie postraszyła hospitalizacjami. Mówiła o najnowszej mutacji koronawirusa nazywanej przez media Erisem. Jak przekazała, ze względu na jego rozpowszechnienie, obserwuje się już wzrosty hospitalizacji np. w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Wielkiej Brytanii, która notuje ostatnio blisko 3-krotny wzrost hospitalizacji z powodu COVID-19 w porównaniu z początkiem sierpnia.

W rozmowie z „Wirtualną Polską” Szuster-Ciesielska powiedziała m.in., że „stoimy w obliczu ryzyka, że lekarze nie będą mieli narzędzi do pomocy najbardziej zagrożonym grupom”, a nadchodzący sezon widzi „w szarych kolorach ze względu na brak informacji odnośnie szczepień, słabe testowanie oraz niechęć Polaków do szczepień i stosowania niefarmakologicznych środków ochrony”.

Dr Paweł Grzesiowski dorzucił, że wykresy idą w górę i trzeba to „uświadamiać społeczeństwu” – Maski, dystans, dezynfekcja, filtracja powietrza – takie ma zalecenia lekarz, który w trakcie covidowego szaleństwa zasłynął z kilku absurdalnych pomysłów (np. w restauracjach wyciąg nad każdym stolikiem, który będzie odbierał zakażone powietrze), i który przewidywał, iż z powodu Omikrona wymrze 10 proc. Polaków.

Dr Zbigniew Martyka wskazuje, że „zbliża się kolejny sezon zachorowań na choroby górnych dróg oddechowych”. Ma w związku z tym obawę, że media i decydenci będą próbowali wywołać następną „epidemię paniki”. O powyższych wypowiedziach Szuster-Ciesielskiej i Grzesiowskiego pisze tak: „Proszę Państwa, rady takich ‘ekspertów’ przyczyniły się do ponad 200 tysięcy nadmiarowych zgonów w Polsce. Dzisiaj mamy mocne, naukowe dowody na to, że maski nie działają oraz są szkodliwe”.

Następnie przedstawił wyniki randomizowanych badań o maskach. „W skrócie: noszenie masek prawdopodobnie ma niewielki lub żaden wpływ na wynik potwierdzonej laboratoryjnie grypy, lub SARS-COV-2 – w porównaniu z brakiem masek. Przypomnę, że badania randomizowane z grupą kontrolną należą do najbardziej wiarygodnych. Ważne, żeby ich nie mylić z leżącymi najniżej w hierarchii badaniami obserwacyjnymi, tak chętnie podawanymi przez »ekspertów«” – opisuje.

Przypomniał, że izolacja zaburza odporność, a na zachorowania mocno wpływa m.in. stres. Komentuje też prognozy, jakoby szpitale były nieprzygotowane na covidową falę. „Jest to szczególnie kuriozalne w świetle ostatniego raportu NIK, z którego dowiadujemy się, że wydano 7 MILIARDÓW złotych na puste łóżka covidowe” – pisze na swoim blogu dr Martyka. „Powiedzmy to jasno: za nadmiarowe zgony nie odpowiada brak miejsc. Tych mieliśmy aż nadto. Odpowiadają za to pseudoeksperci, którzy doradzali władzy w początkowym okresie tzw. pandemii. Oni już wiedzą, że nie mieli racji, ale do końca idą w zaparte – wbrew wszystkim dowodom” – kontynuuje lekarz.

„Nasuwa się pytanie, dlaczego W 2020 roku mieliśmy 2,8 MILIONA MNIEJ hospitalizacji, niż w roku poprzednim oraz 13,5 MILIONA MNIEJ osobodni hospitalizacji? Otóż dlatego, że szpitale ograniczyły przyjęcia osób, które w latach poprzednich byłyby natychmiastowo zakwalifikowane na oddział. Wiele z tych osób zmarło – z braku pomocy. I to jest jedna z przyczyn nadmiarowych zgonów” – podsumowuje. „Mam nadzieję, że mądrzejsi o przykład ostatnich lat tym razem powiemy stanowcze NIE i nie pozwolimy na powtórkę tego czarnego okresu” – takim życzeniem zakończył artykuł na blogu dr Zbigniew Martyka.

Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.com


  1. bboyprezes 21.09.2023 12:33

    Dzisiaj już z objawami grypy u “lekarza” to testowo patyk do nosa jest.

 

Edukacja na bardzo ostrym zakręcie


Nauczyciele masowo odchodzą z zawodu, a młodzi się do niego nie garną. Powodem jest przede wszystkim „mizeria finansowa”, o której mówi prezes ZNP Sławomir Broniarz. Zarobki początkujących nauczycieli są dziś praktycznie na poziomie płacy minimalnej. Do tego dochodzi także przeładowana podstawa programowa i obniżenie prestiżu zawodu nauczyciela. Szacuje się, że już teraz brakuje w Polsce nawet kilkudziesięciu tysięcy pedagogów. „Brak 10 nauczycieli w danej miejscowości to brak minimum 180 godzin do obsadzenia. A to znaczy, że kilkuset uczniów nie ma lekcji” – mówi Sławomir Broniarz.

Szacunki dotyczące braków kadrowych w szkołach są różne. Minister edukacji Przemysław Czarnek ocenił w sierpniu, że liczba wakatów na pełny etat to niecałe 7 tys., co stanowi mniej niż 1 proc. ogółu nauczycieli. Strony kuratoryjne i ZNP podają liczby mniej więcej trzy razy wyższe.

„Nawet jeżeli brakuje jednego nauczyciela, który to brak był tak w ubiegłym roku trywializowany w wielu wypowiedziach ministra, to znaczy, że kilkudziesięciu uczniów nie ma tej lekcji, do której ten nauczyciel teoretycznie był przygotowany. Jeżeli brakuje nam dzisiaj, szacujemy, około 23–25 tys. nauczycieli, to znaczy, że kilkaset tysięcy uczniów albo nie ma lekcji, albo ma lekcje nie z tymi, którzy są do tego zawodu przygotowani. Powiem wprost i niech nie zabrzmi to obcesowo, ale to jest rzeczywistość, dzisiaj ministrem może być każdy, ale nie każdy potrafi nauczyć chemii” – mówi agencji Newseria Sławomir Broniarz. „Jeżeli dzisiaj nauczyciel mianowany w szkole zarabia mniej niż tzw. złota rączka zatrudniona w tej szkole od 1 września, to jest także ilustracja paradoksalnej wręcz sytuacji, z którą mamy do czynienia”.

Jak podkreśla, jeśli nauczyciele zrezygnowaliby z godzin ponadwymiarowych, to okazałoby się, że braki w polskim systemie oświaty sięgają nawet 50–60 tys. osób. „Edukacja znajduje się na bardzo ostrym zakręcie właśnie z powodu kadrowego. Jeżeli chcemy z tego zakrętu wyjść obronną ręką, to trzeba poprawić warunki nauczania, zmienić podstawę programową i radykalnie podnieść pensje nauczycieli. Związek wspólnie z klubami opozycyjnymi przygotował poprawkę zmierzającą do tego, żeby od 1 lipca podnieść pensje o 20 proc. Dzisiaj to 20 proc. nikogo nie zadowala. Dzisiaj mówimy wyraźnie, że jeżeli chcemy, żeby ci ludzie wrócili do zawodu albo przychodzili do zawodu, to należy podwoić wynagrodzenie nauczyciela” – mówi prezes ZNP. „To też nie będzie skok na kasę, biorąc pod uwagę fakt, że młody nauczyciel będzie zarabiał na rękę 5,4 tys. zł”.

Pensje nauczycieli od lat są na najniższym poziomie pośród innych zawodów w budżetówce. Obecnie pensja początkującego nauczyciela jest tylko o 90 zł wyższa od płacy minimalnej. Problem, jeśli nie zostanie rozwiązany podwyżką wynagrodzeń, może się tylko pogłębić. „1 września 2024 roku możemy się znaleźć w sytuacji jeszcze bardziej dramatycznej. Brak 10 nauczycieli w danej miejscowości to brak minimum 180 godzin do obsadzenia. A to znaczy, że kilkuset uczniów nie ma lekcji. Jeżeli mówimy, że w skali kraju brakuje od 12 do 50 tys. nauczycieli, to wyobraźmy sobie, ileśset tysięcy dzieci codziennie nie będzie miało lekcji z nauczycielem przygotowanym do wykładania w danym przedmiocie” – ostrzega Sławomir Broniarz.

Jak mówi, zarobki dla młodego nauczyciela rzędu 2,8 tys. zł na rękę uniemożliwiają mu wynajęcie mieszkania w Warszawie czy innym dużym mieście. W małych miastach na życie po opłaceniu czynszu początkującym pedagogom zostaje kilkaset złotych. To sprawia, że coraz większe jest uzależnienie młodych ludzi od rodziców, odkładają oni także założenie rodziny, bo życie na własny rachunek staje się wręcz niemożliwe. „Jak możemy oczekiwać, przy całej złożoności tego zjawiska, poprawy sytuacji w demografii, kiedy młoda kobieta mówi: nie mam żłobka, nie mam przedszkola, nie zarabiam na prywatną opiekunkę, to jak mam się zdecydować na dziecko? Jak można w ogóle myśleć o założeniu rodziny, mając kwotę na poziomie płacy minimalnej, a jednocześnie rosnące z godziny na godzinę koszty utrzymania domu, rodziny, samego siebie” – mówi prezes ZNP.

Sławomir Broniarz dodaje, że część kadry nauczycielskiej, która ma na siebie inny pomysł lub otrzymuje ofertę pracy z biznesu, często rezygnuje ze stanowiska w szkole. Oczywiście są pasjonaci, którzy mimo wszystkich niedogodności zdecydują się na pracę w edukacji, ale warunki ekonomiczne mogą zniechęcić najwytrwalszych. O skali niedoborów może świadczyć także fakt, że stanowiska nauczycielskie piastują w niektórych szkołach 80-latkowie.

Do zawodu nauczyciela nie zachęca również fakt, że pedagodzy zmuszeni są samodzielnie wyposażać swój warsztat pracy, ale także eksploatować własne sprzęty komputerowe. „Nie ma drugiej takiej profesji, gdzie wykonujący dany zawód człowiek musiałby także pokrywać koszty swojego miejsca pracy. Pandemia to doskonale pokazała i wszystko to, co dzieje się po pandemii – że na nas ciąży obowiązek przygotowania całej gamy materiałów kosztem swojego czasu domowego, ale także kosztem budżetu” – zaznacza Sławomir Broniarz.

Nauczyciele nie pierwszy raz mówią o trudnych warunkach, w jakich muszą pracować. 1 września pedagodzy z całego kraju protestowali przed budynkiem Ministerstwa Edukacji i Nauki, chcąc zwrócić uwagę na położenie nauczycieli. Wzięli też udział w Marszu Gniewu na KPRM pracowników budżetówki, który odbył się 15 września. „Nauczyciel czuje się ubezwłasnowolniony w swoim działaniu. Ma podstawę programową, określony harmonogram, które coraz częściej ingerują w to, co jest istotą tego zawodu, czyli w poczucie pewnej autonomii, niezależności w tym zakresie. To powoduje, że nauczyciele odchodzą z zawodu. Oczywiście do tego dokłada się mizeria finansowa” – podsumowuje prezes ZNP.

Zdjęcie: Wikimedia Images (CC0)
Źródło: Newseria.pl

 

W Niemczech protestują imigranci oszukani przez polską firmę


Grupa kilkudziesięciu kierowców rozpoczęła strajk głodowy na parkingu niedaleko niemieckiego miasta Darmstadt. Imigranci pochodzący głównie z Ukrainy, Azji Centralnej i Kaukazu od wielu miesięcy nie otrzymują wynagrodzenia od polskiej firmy Mazur, która w przeszłości wynajęła nawet detektywna Krzysztofa Rutkowskiego, aby rozbił ich wcześniejszy protest.

Na parkingu przy autostradzie A5 w Graefenhausen niedaleko Darmstadt w zachodnich Niemczech demonstruje około 80 kierowców ciężarówek. Domagają się oni wypłaty zaległych wynagrodzeń od grupy spedycyjnej Mazur, winnej im obecnie około pół miliona euro.

Część kierowców zdecydowała się właśnie na zaostrzenie protestu i rozpoczęcie strajku głodowego. Jak informuje Polsat News, wśród kierowców zatrudnionych przez polską firmę dominują imigranci z Ukrainy, Gruzji, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Turcji.

Właściciel grupy Mazur nie chce podejmować rozmów ze swoimi pracownikami, bo ich działania określa mianem „szantażu”. W kwietniu chciał natomiast rozbić podobny strajk poprzez wynajęcie detektywa Krzysztofa Rutkowskiego i jego świty. „Odzyskaniu” ciężarówek firmy zapobiegła jednak wówczas niemiecka policja.

Na podstawie: PolsatNews.pl, DW.com
Źródło: Autonom.pl

 

Koń a sprawa polska


Donald Tusk przyjechał do Brzezin i w towarzystwie łódzkich posłów mówił o Kolei Dużych Prędkości, goszcząc u osoby, która aktywnie protestuje przeciwko budowie KDP. Dość łatwo domyślić się, co to będzie oznaczało po ewentualnym zwycięstwie partii Tuska w wyborach. Czeka nas albo zawieszenie prac nad KDP, albo próba powrotu do przebiegu z 2012 roku, gdy rząd PO-PSL rękami niesławnego ministra Sławomira Nowaka wyrzucił cały projekt KDP do kosza na śmieci.

Postaram się, jako osoba zaangażowana osobiście w ten projekt i ktoś, kto pracował w CPK (spółce) przez ostatnie dwa lata przybliżyć w przystępnym skrócie, jakie będą konsekwencje tej decyzji dla Łodzi i okolicy.

Przede wszystkim „powrót” do przebiegu z 2012 roku oznacza tyle, że do kosza na śmieci trafią ponad trzy lata pracy moich kolegów w zakresie pozyskiwania różnych decyzji wymaganych proceduralnie, w tym przede wszystkim kwestie dotyczące decyzji środowiskowych. Procedur tych nie załatwia się od ręki i zazwyczaj ciągną się one latami. Nie bez powodu w branży budowlanej mówi się, że im dłużej trwają prace przygotowawcze, tym krócej trwa potem sama budowa. Decydując się na kolejną zmianę paradygmatu i kolejny raz zmieniając, wyznaczony już i obudowany proceduralnie, przebieg KDP na terenie samej Łodzi i jej okolic opóźnia się całą inwestycję o kolejnych kilka lat.

Tym samym odsuwa w czasie moment, w którym oprócz bardzo sprawnego transportu indywidualnego, zapewnionego przez rozległą sieć dróg ekspresowych i autostrad, będziemy mieć również bardzo sprawny system połączeń kolejowych, w końcu oderwany od dawnych, pamiętających jeszcze zabory ograniczeń. Musimy się za to szykować na to, że możliwość rozpoczęcia budowy w 2024 zamieni się w możliwość rozpoczęcia budowy w 2029, w sam raz na ponowną zmianę paradygmatu przy okazji kolejnych wyborów.

Oczywiście można się kłócić, że powinniśmy byli pozostać przy „starym” przebiegu, wzdłuż autostrad, a nie marnować czas na rysowanie nowego przebiegu i wstrzymanie prac na kilka lat, zamiast budować od ręki w 2019 roku. Czemu tego nie zrobiliśmy?

„Nowy” przebieg przez Brzeziny i włączenie KDP w stację Łódź Widzew miały na celu trzy rzeczy:

– poprawienie elastyczności sieci kolejowej poprzez utworzenie stacji na LK85 (nowa linia kolejowa Łódź – Warszawa) oraz połączenie LK85 z LK17 (Łódź – Koluszki). W pierwotnych zamierzeniach od Łodzi Fabrycznej aż do Warszawy, a później do CPK nie było możliwości wjechania/zjechania z LK85 i każda awaria na linii miałaby łatwe do przewidzenia konsekwencje.

– poprawę dostępności łódzkiego węzła kolejowego – nie jest żadną tajemnicą, że LK85 będą obsługiwać poza KDP sprintery 160 km/h Łódź – Warszawa (zgłosiła się już do tego np. Łódzka Kolej Aglomeracyjna) i dobrze byłoby, gdyby dało się nimi obsłużyć Łódź Kaliską, Łódź Fabryczną i Łódź Widzew, a następnie wbijać na LK85 i ciągnąć do Warszawy.

– poprawę dostępności transportowej powiatu brzezińskiego za pomocą LK85 i zjazdu z niej na Łódź Widzew – to w sumie jedyny fragment, gdzie tracą przede wszystkim Brzeziny, jeśli to wyciąć, ale traci też Łódź, bo to my borykamy się z zalewem samochodów z Brzezin i powiatu, a nie oni.

Podsumowując – powrót do przebiegu z 2012 cofa nas z myśleniem o transporcie kolejowym do poprzedniej epoki, w której Kolej Dużych Prędkości rozpatrywano jako oddzielny system, niekoniecznie współpracujący z całością sieci kolejowej, a przez to mniej opłacalny ekonomicznie. Jest mi cholernie przykro, że łódzcy posłowie tak szybko i na wyścigi biegną popierać każdy protest przeciwko KDP w Brzezinach, Mileszkach i gdzie tylko się da (np. we Włocławku, gdzie krwiożercza kolej według interpelacji podpisanej przez kilku posłów zniszczy drogocenne ogródki działkowe), bo dla bieżącej politycznej korzyści wyrzucają do kosza łódzką rację stanu, jaką jest Kolej Dużych Prędkości i sprawnie działający łódzki węzeł kolejowy. Najwyraźniej dla nich Łódź posiadająca dworce w Koluszkach i Kutnie nie jest niczym złym, w końcu i tak pewnie korzystają głównie z samochodów (które im opłacamy), a niektórzy nawet niekoniecznie mieszkają już w Łodzi.

Wisienką na tym torcie jest to, że Koalicja Obywatelska na swoje listy zaprosiła osobę, która prowadzi stajnię w Brzezinach i aktywnie protestuje przeciwko KDP. Jak w soczewce skupia się w tym fakcie tryumf partykularnego indywidualizmu nad interesem całego regionu.

Nie jest to zresztą pierwszy raz w historii, kiedy tak się stało. W połowie XIX wieku rajcy miejscy w Bytomiu, żyjący z przewozu konnymi powozami towarów przez granicę z carską Rosją zbojkotowali przebieg linii kolejowej z Berlina i Wrocławia na wschód, dzięki czemu w efekcie pod ich bokiem wyrosły Katowice. Same Brzeziny również już przeżyły taką historię, dzięki czemu powstały Koluszki, do dziś będące głównym dworcem Łodzi. Czy tym razem historia się powtórzy?

Autorstwo: Jarosław Ogrodowski
Zdjęcie: Maaark (CC0)
Źródło: NowyObywatel.pl

 

Jak wyjść z tej pułapki?


Gospodarki czeska, niemiecka i europejska jako całość znajdują się w mniejszej lub większej stagnacji. Charakteryzują się one bardzo powolnym wzrostem gospodarczym, w wielu krajach praktycznie zerowym wzrostem.

Przyczyn jest z pewnością wiele, ale dwie wyróżniają się wśród nich. Europejczycy nie chcą już pracować. Lubią wiecznie długie weekendy, wzrost liczby wakacji, wydłużenie wakacji, rosnącą praktykę „houmofis”, stale rosnącą płacę minimalną, gwarantowane dochody, wcześniejsze emerytury itp.

To wszystko są cechy charakterystyczne mentalności dzisiejszych Europejczyków. Tylko starzy wyjadacze opierają się temu. Na początku sierpnia niemiecki biznesmen zaangażowany politycznie Wolfgang Reitzle opublikował szeroko cytowany artykuł zatytułowany „Iluzja dobrego samopoczucia bez wydajności i wysiłku”, który każdy w naszym kraju powinien przeczytać.

Drugą główną przyczyną stagnacji gospodarczej Europy jest zwycięska kampania zielonej ideologii, która od lat 60. rośnie w siłę. Swoją wizytówką znalazł w koncepcji globalnego ocieplenia spowodowanego emisją CO2, czyli człowieka. Ta zgubna, nienaukowa doktryna stała się oficjalną religią. Jego bezpośredni wpływ na stagnację gospodarczą Europy jest niezaprzeczalny.

Niektórzy aktywiści zajmujący się globalnym ociepleniem – niestety nawet w naszym rządzie – zaprzeczają temu, ale dane są surowe. A także związek z walką z emisją CO2. Piszę o tym teraz, ponieważ zaniepokoił mnie raport ONZ z końca zeszłego tygodnia z nagłówkiem w Czeskiej Agencji Prasowej: „Tempo redukcji emisji nie wystarczy, aby osiągnąć cel ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia do końca wieku”.

Oznacza to, że pojawi się kolejna wielka presja na walkę z CO2, co – w tłumaczeniu na język angielski – oznacza normalność naszego życia. W Pradze Hřibowie wszelkiej maści będą jeszcze bardziej woleli jeździć na rowerze, ministrowie Hladíková wykorzystają pieniądze podatników na sfinansowanie izolacji starych budynków miejskich wycieczkowiczów, którzy zajmowali wiejskie domy swoich babć (a preferując wycieczki nad morze nie odwiedzają tych domków zbyt często), Síkelowie będą nadal uzupełniać swoje magazyny drogiego gazu ziemnego (kiedy zdecydowali się nie używać rosyjskiej ropy), Itd.

W tych warunkach, jeśli dodamy do tego, że pani Černochová będzie kupować drogie amerykańskie samoloty, mimo że jasne jest, że nie mamy na nie pieniędzy, gospodarka europejska, a zwłaszcza specyficzna gospodarka czeska ze względu na swoją strukturę gospodarczą, nie może się rozwijać. Oznacza to również, że w tej sytuacji rząd nigdy nie może zrównoważyć budżetu państwa i musi go finansować albo długiem (który zostanie spłacony w nieznanej przyszłości), albo inflacją, co przyczynia się do natychmiastowego zrównoważenia budżetu. Jedynym wyjściem z tej pułapki jest nowa transformacja gospodarki, która jednak zakłada transformację myślenia ludzi. To musi nastąpić wcześniej. Po komunizmie ludzie wiedzieli, że niemożliwe jest kontynuowanie tego samego modelu (ekonomii i myślenia). Teraz, niestety, ludzie jeszcze tego nie wiedzą.

Zwłaszcza w naszym kraju. Jeśli Ukraina i wszystko, co z nią związane, zostanie umieszczone w nawiasie, innymi słowy, nie wolno nam o tym mówić, to nie skończymy dobrze. Nie ma bardziej antyrosyjskiego kraju (nie wspominając o małych, coraz bardziej wyludniających się republikach bałtyckich) niż Polska. Mimo to „Warszawa nie zniesie zakazu importu ukraińskiego zboża, bo zaszkodziłoby to polskim rolnikom” – powiedział Morawieck. Kiedy nasz rząd zacznie myśleć w kategoriach nieukraińskich? Czy pani Pekarová i Černochová są do tego zdolne?

Mimo że przez większość życia byłem pilnym kinomanem i członkiem klubów filmowych, teraz nie chodzę już do kina. Film się zmienił i nie chcę tego zaakceptować. Potem niestety muszę oglądać Herkulesa Poirota, komisarza Maigreta czy komisarza Montalbana (przynajmniej jest tam ładna Sycylia). Słynny niegdyś i poruszający film festiwal w Wenecji nagrodził niedawno twórczość „naszej” (wszyscy w UE są właściwie „nasi”), choć raczej polskiej reżyser Holland za politycznie poprawny film „Zielona granica”. Pani Holland jest mistrzynią, jeśli nie arcymistrzynią, w wyborze politycznie poprawnych tematów.

Dobrze, że Woody Allen był tam na swoim przyjęciu pożegnalnym i skomentował „wykroczenie” hiszpańskiego prezesa związku piłki nożnej w swój słynny uroczy sposób. Zaangażowanie polityczne zaczyna dominować wszędzie. Na konkurs oscarowy wyślemy też film o braciach Mašín. Ani prezydent Havel, ani ja, ani prezydent Zeman nie przyznaliśmy im odznaczeń państwowych. Byliśmy trzema bardzo różnymi ludźmi.

Autorstwo: Václav Klaus
Źródło zagraniczne: Klaus.cz
Źródło polskie: MyslPolska.info

 

Nowy Wielki Mistrz francuskiej masonerii wygłosił exposé


Wielki Wschód Francji, największa francuska organizacja masońska i jedna największych i najważniejszych na świecie, ma nowego Wielkiego Mistrza. Został nim Trichard Guillaume, który zastąpi na tym stanowisku Georgesa Serignaca sprawującego urząd od stycznia 2021 r. W swoim exposé nowy przywódca masonów mówił także o „Polkach i Polakach”.

Nowy lider francuskich masonów to absolwent Institut Mines Telecom Business School. Trichard spędził całą swoją karierę zawodową w dużych grupach przemysłowych. Od 2019 r. do czasu wyboru był zastępcą sekretarza generalnego UNSA, odpowiedzialnym za sektor prawny oraz transformację ekologiczną i technologiczną.

Podczas swojego przemówienia w Lille Guillaume Trichard podkreślił „historyczną odpowiedzialność” masonów za „przyczynienie się do naprawy naszej Republiki”, tak aby jej zasady „były wszędzie szanowane” i „aby skrajna prawica nigdy więcej nie doszła do władzy i pozostała tam, gdzie jej miejsce, na ciemnych kartach podręczników historii”.

W exposé nowego Wielkiego Mistrza pojawiły się także polskie wątki.

– Pomyślmy też o Polkach i Polakach, którzy regularnie wychodzą na ulice, aby przeciwstawić się reżimowi, który praktycznie zakazuje aborcji i którego ustawodawstwo antyaborcyjne spowodowało już śmierć dziesiątek kobiet – mówił mason.

Dalej stwierdził, że „żaden relatywizm nie sprawi, że się cofniemy”. – To właśnie z myślą o twarzach tych mężczyzn i kobiet, ze wzruszeniem i odpowiedzialnością obejmuję dziś urząd Wielkiego Mistrza naszej wielkiej i pięknej Obediencji – stwierdził.

Autorstwo: SG
Na podstawie: „Le Figaro”, Wolnomularstwo.pl
Źródło: NCzas.com

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...