poniedziałek, 28 sierpnia 2023

 

Jak to naprawdę jest z tym CO2?


„Jeżeli ludzie przestają wierzyć w Boga, to nie jest tak, że nie wierzą w nic, ale wierzą w cokolwiek!” – Gilbert Keith Chesterton, brytyjski pisarz.

Ciało każdego z nas zbudowane jest ze związków organicznych, prawie jedna piąta masy naszego ciała to atomy węgla. Węgiel, z którego zbudowane jest nasze ciało, trafił do nas z pokarmem pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego. W związku z tym, że zwierzęta jadły rośliny lub inne zwierzęta, na początku tego łańcucha jest węgiel pochodzący z tkanek roślin.

Skąd jednak węgiel w tkankach roślinnych? Otóż z fotosyntezy, czyli procesu wytwarzania związków organicznych z materii nieorganicznej zachodzącego w komórkach zawierających chlorofil: woda + CO2 (dwutlenek węgla) + energia świetlna à cukier + O2 (tlen).

W związku z powyższym węgiel jako budulec związków organicznych w naszych ciałach oraz ciałach wszystkich zwierząt i roślin pochodzi z CO2. Śmiało możemy więc nazwać dwutlenek węgla gazem, dzięki któremu istnieje życie na Ziemi.

Ciągle słyszymy o „globalnym ociepleniu”, „nadciągającej katastrofie klimatycznej”. Klimatyści krzyczą o konieczności redukcji emisji CO2, narzucając nam pod tym pretekstem coraz wyższe obciążenia fiskalne oraz nakładając kolejne ograniczenia naszej wolności. Robiąc z CO2 głównego wroga ludzkości i natury, twierdzą, że wskutek jego emisji spowodowanej spalaniem kopalnych węglowodorów stężenie CO2 w atmosferze Ziemi podnosi się w „katastrofalnym” tempie (1-2 ppm rocznie), co ma prowadzić do apokalipsy globalnego ocieplenia.

Obecne średnie stężenie CO2 w atmosferze ziemskiej wynosi około 400 ppm (parts per million), czyli 0,04 proc.

Czy to dużo, czy mało? Warto sprawdzić, jak kształtowało się stężenie CO2 w atmosferze na przestrzeni historii Ziemi.

W czasach prehistorycznych, ok. 500 mln lat temu, kiedy na naszej planecie rozwijało i różnicowało się życie, stężenie CO2 w atmosferze wynosiło ponad 5000 ppm, czyli kilkanaście razy więcej niż obecnie. Natomiast najniższe notowane stężenie CO2 w atmosferze ziemskiej wystąpiło bardzo niedawno, czyli około 14 tys. lat temu, podczas ostatniego (do tej pory) zlodowacenia, kiedy poziom stężenia CO2 w atmosferze Ziemi spadł do ok. 180 ppm. (to bardzo ważna liczba, warto ją zapamiętać).

JAKI WPŁYW MA STĘŻENIE CO2 W ATMOSFERZE NA PROCES FOTOSYNTEZY?

To zagadnienie zostało dość gruntownie przebadane i sprawdzone w produkcji ogrodniczej w szklarniach, w których atmosfera jest zamknięta, wydzielona i kontrolowana. Zawartość CO2 w atmosferze szklarni jest jednym z głównych czynników wpływających na wzrost i kondycję roślin. Optymalne stężenie CO2 dla większości gatunków roślin to 1000-1200 ppm.

Przy takim stężeniu CO2 rośliny rosną szybciej, są większe i bujniejsze oraz bardziej odporne na choroby i pasożyty, szybciej kwitną, w mniejszym stopniu zrzucają kwiaty i zawiązki, dają wcześniejsze i większe plony o wyższej jakości. Badania potwierdziły, że zwiększenie stężenia CO2 o 300 ppm zwiększa wzrost roślin średnio o 46 proc. Natomiast badania zjawiska transpiracji, czyli otwierania aparatów szparkowych liści roślin, aby wchłonąć CO2 i wydalić tlen oraz parę wodną, wykazały, że przy wyższym – optymalnym – stężeniu CO2, aparaty szparkowe roślin są otwarte krócej, przez co rośliny tracą mniej wody, dzięki czemu gleba zachowuje wilgoć, a rośliny są w stanie rosnąć w warunkach ubogich w wodę czy na terenach suchych. CO2 to najważniejszy nawóz dla roślin, zawartość węgla w roślinnej masie suchej to 45 proc., a tlenu 42 proc., podczas gdy kolejnego azotu jedynie 1,5 proc. Przy optymalnym stężeniu CO2 fotosyntezujące rośliny zajmujące 400 m2 uprawy są w stanie wchłonąć 1 kg CO2 na godzinę. Te liczby dają poczucie ogromu zapotrzebowania roślin na CO2 w skali globu.

Ta sama zależność działa w drugą stronę: zmniejszanie stężenia CO2 w atmosferze powoduje hamowanie procesu fotosyntezy, zwolnienie tempa wzrostu oraz osłabienie kondycji roślin. Przy stężeniu 250 ppm większość roślin przestaje rosnąć, natomiast kluczowe jest stężenie CO2 w atmosferze na poziomie ok. 150 ppm – tak zwana granica śmierci – poniżej której duża część gatunków roślin nie jest w stanie przeprowadzać fotosyntezy i obumiera.

Przypominając przytoczone wcześniej dane, należy więc stwierdzić, że 14 tys. lat temu nastąpiło historyczne minimum stężenia CO2 w atmosferze ziemskiej, osiągając ok. 180 ppm. Stężenie CO2 było wtedy jedynie o 30 ppm (0,003 proc.) powyżej granicy śmierci – prawdziwej katastrofy klimatycznej, kiedy rozpoczęłoby się masowe wymieranie większości gatunków flory – a w następstwie fauny – zasiedlających Ziemię.

Jeżeli przy stężeniu CO2 w atmosferze na poziomie 1000-1200 ppm większość roślin rośnie i czuje się najlepiej, to należy zadać pytanie, jakie zjawisko przystosowało rośliny do takich warunków. Odpowiedź wydaje się oczywista – proces ewolucji. Z tego punktu widzenia obecne stężenie CO2 na poziomie 400 ppm jawi się stężeniem niskim i nienaturalnym, natomiast stężenie na poziomie 1000-1200 ppm naturalnym i optymalnym. Tę tezę wzmacnia fakt, że średnie stężenie CO2 w atmosferze w całej historii Ziemi to ponad 2600 ppm.

Wydobywany dzisiaj węgiel został pobrany jako CO2 z atmosfery ziemskiej w procesie fotosyntezy drzew, które następnie obumierały, a ich szczątki gromadziły się na rozległych bagnach węglowych okresu karbonu. Natomiast źródłem gazu ziemnego są szczątki glonów, które gromadziły się na dnie mórz ordowiku i dewonu. Glony te wykorzystywały fotosyntezę zasilaną energią słoneczną do gromadzenia węgla, obniżając stężenie CO2 w atmosferze poniżej optymalnego. Dzisiejsze ich spalanie i oddawanie do atmosfery CO2 „turbodoładowującego” wzrost współcześnie żyjących roślin możemy traktować jako OZE (odnawialne źródło energii) przywracające optimum stężenia CO2 w atmosferze.

Załóżmy, że idąc śladem klimatystów, poprzemy ich pretensje, aby ludzkość „sterowała klimatem”, kontrolując poziom CO2 w atmosferze Ziemi, jednak uznamy, że należy dążyć do osiągnięcia stężenia optymalnego dla roślin – powiedzmy: 1200 ppm, czyli trzy razy wyższego niż obecne.

Naturalną konsekwencją przywrócenia optymalnego stężenia CO2 w atmosferze byłoby zwiększenie plonowania upraw żywnościowych, ich wyższa wydajność bez konieczności używania większych ilości nawozów sztucznych czy pestycydów. Większe bezpieczeństwo żywnościowe, szczególnie w suchych rejonach świata oraz zmniejszenie sumarycznych obszarów upraw koniecznych do wyżywienia ludzkości, przez co nastąpiłoby zwiększenie obszarów dostępnych dla naturalnej, dzikiej flory.

Przypomnijmy jednak tezę: „Na skutek spalania kopalnych węglowodorów następuje wzrost stężenia CO2 w atmosferze Ziemi o 1 do 2 ppm rocznie”, czyli średnio ok. 1,5 ppm rocznie.

Ile lat potrzebowałaby ludzkość, aby spalaniem węglowodorów na obecnym poziomie podnieść stężenie CO2 z obecnych 400 ppm do 1200 ppm, czyli o 800 ppm? Wydaje się że 800 : 1,5 = 533 lata. Jednak ta odpowiedź jest błędna, ponieważ zwiększenie stężenia CO2 powoduje przyspieszenie fotosyntezy, szybszy wzrost roślin, ich ekspansję na nowe tereny, zwiększenie biomasy, a przez to zwiększenie popytu roślin na CO2, który będzie w coraz mniejszym stopniu zaspokajany przez stałą podaż CO2 na obecnym poziomie, wskutek czego okres ten się wydłuży, np. do 1000 lub więcej lat. Jeżeli już wcześniej nie nastąpi punkt równowagi popytu z podażą CO2, od którego stężenie CO2 w atmosferze przestanie wzrastać.

Rodzi się pytanie: czy na Ziemi dostępne są źródła kopalnych węglowodorów, które pozwalałyby na ich wydobywanie i spalanie w obecnym tempie przez kolejne 500 czy 1000 lat?

W tym miejscu klimatyści zakrzykną: „No tak, ale przecież CO2 ma właściwości gazu cieplarnianego! Ociepla klimat, co spowoduje apokalipsę globalnego ocieplenia!”. Jednak według najnowszych badań, co do wyników których istnieje konsensus z obu stron debaty klimatycznej, efekt cieplarniany związany z obecnością CO2 w atmosferze jest skorelowany ze wzrostem stężenia CO2 jedynie na poziomie logarytmicznym, więc przy podnoszeniu stężenia CO2 w kierunku optimum nie możemy – niestety – liczyć na zauważalne ocieplenie klimatu.

Jako humanista napisałem „niestety”, ponieważ wiele osób na świecie cierpi i umiera na skutek ekstremalnych temperatur. Jednak ponad dziesięciokrotnie więcej osób umiera z powodu ekstremalnego zimna niż z powodu ekstremalnego ciepła.

JAKIE SĄ KONSEKWENCJE WALKI Z EMISJĄ CO2?

W latach 2000-2020, poprzez tzw. Politykę Klimatyczną mającą na celu zmniejszenie emisji CO2, Zachód (UE plus Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Kanada i Japonia) był w stanie zredukować swoją proporcję emisji CO2 z 45 proc. globalnej emisji w 2000 r. do 25 proc. w 2020 r. Ceną za to było przeniesienie wzrostu PKB i emisji CO2 do Chin oraz przeniesienie bezpieczeństwa energetycznego do Rosji – co zaowocowało tym, iż w tym samym okresie emisje CO2 w Chinach wzrosły z 14 proc. globalnej emisji do 31 proc., prowadząc do wzrostu całkowitej światowej emisji CO2 o 39 proc. Poprzez wspomniane działania Zachód równocześnie sfinansował napaść Rosji na Ukrainę.

W zeznaniu przed Komisją Energii i Handlu Izby Reprezentantów USA w 2021 r. Mark Mills z Instytutu Manhattan oszacował, że zastąpienie każdej jednostki energii z węglowodorów energią z OZE będzie skutkowało koniecznością wydobycia średnio od 5 do 10 razy więcej kopalin niż jej produkcja z węglowodorów. Mills zwrócił również uwagę na dominację firm chińskich w produkcji i przetwarzaniu pierwiastków ziem rzadkich, niezbędnych do produkcji OZE, i przewidział, że prawie cały wzrost ich wydobycia nastąpi na wrażliwych, bioróżnorodnych obszarach dzikiej przyrody, powodując ich destrukcję.

Surrealistycznej ironii „walce o (zimny) klimat” dodaje fakt, iż szczęśliwie żyjemy w okresie interglacjału, czyli cieplejszego okresu w dziejach planety, pomiędzy kolejnymi ochłodzeniami klimatu i zlodowaceniami pokrywającymi lodowcem między innymi kontynent Europejski, w trakcie których istnienie cywilizacji w Europie byłoby wykluczone.

Obecnie na terenie Europy Zachodniej możemy obserwować grupy rozemocjonowanych aktywistów klimatycznych, którzy raz za razem w proteście przeciw emisji CO2 blokują drogi, przyklejając się do asfaltu, wierząc że w ten sposób ratują Ziemię przed apokalipsą globalnego ocieplenia. Czy tobie, Czytelniku, też się to z czymś kojarzy?

SEKTA I ETAPY JEJ DZIAŁANIA

1. Doktryna – fałszywa idea. Najczęściej wykorzystuje niewiedzę i braki intelektualne, polega na objawionej „prawdzie” dającej proste, autorytarne odpowiedzi na trudne i złożone problemy. Wywiera mocne wrażenie poprzez pozory naukowości oraz oparcie na oddalonych i nieuchwytnych autorytetach. Posługuje się groźbą apokalipsy lub kataklizmu, który ma niebawem nastąpić. Nawołuje do „ratowania Świata” przez przyłączenie się do sekty i realizacje jej celów. Doktryna sekty często podszywa się pod tradycyjne, prawdziwe wartości, proponując fałszywe, uproszczone rozwiązania. Oferuje złudne ciepło, harmonię i poczucie bezpieczeństwa, w zamian narzucając wyznaczony przez sektę cel życiowy.

2. Pozyskiwanie i indoktrynacja członków sekty. Wykorzystywana jest technika psychomanipulacji. Następuje destrukcja dotychczasowego sposobu postrzegania świata i stylu życia, oddzielenie od dotychczasowych grup przynależności (np. rodziny). Demontaż systemów wartości i kategorii postrzegania świata, pozbawienie prywatności, wszechobecna kontrola. Ma to doprowadzić człowieka do momentu, w którym zwątpi w prawdziwość własnej wizji świata. Celem tych działań jest zastąpienie dotychczasowego światopoglądu nowym modelem zachowań i nowym, narzuconym przez sektę sposobem myślenia oraz odczuwania, przyjęciem jej systemu wartości i przekonań, co ma spowodować bezwarunkową gotowość do poświęcenia się dla celów sekty.

3. Eksploatacja członków sekty i przejmowanie ich majątków. Członkowie podporządkowani sekcie są przez nią bezlitośnie eksploatowani, najczęściej stopniowo przejmowane są przez sektę ich majątki.

4. Destrukcja i zbiorowe samobójstwo. Sekta jest bezproduktywna ekonomicznie; czerpiąc korzyści z eksploatacji wyznawców, stopniowo doprowadza ich do nędzy. Równocześnie następują napięcia wewnątrz sekty, ponieważ kolejne – wieszczone przez liderów sekty – „końce świata” – nie następują. Postępuje wewnętrzny rozpad, którego częstym epilogiem jest zbiorowe samobójstwo.

W ostatnich tygodniach, 21 czerwca 2023 r., miał nastąpić kolejny „koniec świata” zapowiedziany przez klimatyczną wieszczkę, p. Gretę Thunberg. Równocześnie przywódcy UE wprowadzają w życie kolejny system opodatkowania obywateli UE – ETS 2, który już niebawem pod egidą walki z emisją CO2 zdemoluje życie zwykłych ludzi.

Autorstwo: Bartłomiej Lipczyński
Źródło: NCzas.com


  1. emigrant001 27.08.2023 13:57

    Ekoterrorystów powinno się izolować na niezamieszkałych wyspach, bez prądu, dróg, transportu i najlepiej bez rolnictwa. Ich chore ideologie zamieniły by się w realizm najpóźniej po miesiącu.

  2. MrMruczek 27.08.2023 18:56

    @Bartłomiej Lipczyński
    Panie Bartłomieju, wprawdzie nie podaje Pan fałszywych danych, a wnioski oparte na przedstawionych faktach wydają się logiczne i zgadzam się też z Panem w sprawie tzw. klimatystów, w tym, że w wielu przypadkach pachnie to sekciarstwem, to w kwestiach konsekwencji wzrostu stężenia CO2 mam zupełnie odmienne od Pana zdanie.
    Pomimo, że piętnuje Pan “niewiedzę i braki intelektualne” oraz to, że dla części ludzi interpretacja otoczenia “polega na objawionej „prawdzie” dającej proste, autorytarne odpowiedzi na trudne i złożone problemy”, to sam Pan w pułapkę takiego myślenia wpada prezentując problem CO2 dość wyraźnie, ale pozbawiając go całego spektrum okoliczności mających kardynalne znaczenie w ostatecznej interpretacji wpływu CO2 na nas oraz na życie planetarne współczesnej Ziemi.
    Mój sprzeciw dotyczy dobrodziejstw wysokich stężeń CO2. Twierdzi Pan, że 3-krotny wzrost stężenia CO2 poprawiłby produktywność i gospodarkę wodną roślin, ale poza stwierdzeniem, że wpływ liniowego wzrostu stężeń CO2 na ogrzanie planety posiada przebieg algorytmiczny (malejące wzrosty do zera), to nie uwzględnia Pan towarzyszącej temu skali oddziaływań wzrostu średnich temperatur.

    1. Wpływ wzrostu stężenia CO2 na średnie temperatury globalne.
    ========================================
    Fizycy atmosfery szacują, że podwojenie ilości CO2 w atmosferze daje wzrost średnich temperatur o ok. 3°C, czyli dla 800 PPM to plus 3° a dla 1200 PPM dobrze ponad 4°C względem temperatur obecnie notowanych na świecie.

    2. Obserwowane przełożenie wzrostu temperatur na życie drzew.
    ========================================
    @Bartłomiej Lipczyński: “zwiększenie stężenia CO2 powoduje przyspieszenie fotosyntezy, szybszy wzrost roślin, ich ekspansję na nowe tereny, zwiększenie biomasy, a przez to zwiększenie popytu roślin na CO2”
    – twierdzenie prawdziwe, ale jedynie w przypadku utrzymania stabilnych temperatur powietrza na optymalnym dla roślin poziomie.
    Dziś mamy świat cieplejszy jedynie o ok. 1°C, a już teraz biolodzy przedstawiają badania świadczące, że tropikalne lasy tracą zdolność do sekwestracji CO2. Widziałem nawet jedno badanie dowodzące, że Amazonia jest już dostawcą netto CO2. Główną przyczyną jest oczywiście wycinka, ale wzrost temperatury jest na drugiej pozycji na liście przyczyn.
    Optimum temperatury dla wzrostu roślin tropikalnych to 20-25°C. Dziś średnie temperatury przekraczają tę górną granicę o ponad 1°C.
    Biolodzy dowodzą, że granicą tolerancji dla większości współczesnych roślin tropikalnych jest średnia roczna temperatura powietrza nie przekraczająca 28°C. Przekroczenie tej wartości spowoduje masowe wymieranie gatunków.

    3. Wzrost temperatury a pożary lasów.
    ========================
    W ciągu ostatnich 20 lat liczba pożarów terenów zadrzewionych świata niemal się podwoiła.
    Wprawdzie za wzrost liczby pożarów w wielu miejscach świata odpowiadają podpalacze, ale nie dotyczy to lasów dalekiej północy, a to 2/3 wszystkich lasów.
    Na północy wzrost liczby pożarów związany jest z szybszym parowaniem i dłuższymi okresami suszy wywołanymi zmianami klimatu. Ponadto sezony pożarów rozpoczynają się tam wcześniej i później się kończą. W ostatnich latach notuje się coraz rozleglejsze pożary Tajgi i Tundry.

    4. Wpływ rosnących temperatur na zdolności do odradzania się lasów.
    ===========================================
    Nasiona większości gatunków drzew potrzebują procesu stratyfikacji, aby rozpocząć proces wzrostu.
    Wzrosty temperatur w miesiącach zimowych wpływają na zdolności nasion do kiełkowania.
    Leśnicy pracujący w różnych rejonach Gór Skalistych USA odnotowują znaczący spadek naturalnej zdolności do odrastania drzew po pożarach lasów.

    5. Konsekwencje wzrostu stężenia atmosferycznego CO2 dla oceanów świata.
    ===============================================
    Jednym z głównych odbiorców atmosferycznego CO2 są oceany. Wraz ze wzrostem tego gazu w powietrzu przybywa go również w wodzie morskiej, co wiąże się ze wzrostem jej zakwaszenia, a to z kolei jest powodem zmniejszania się stężenia jonów węglanowych. W konsekwencji takie organizmy jak ostrygi, małże, jeżowce, koralowce płytkowodne, koralowce głębinowe i plankton wapienny tracą zdolność do budowania i utrzymywania swoich struktur zbudowanych z węglanu wapnia bez których nie są w stanie żyć. Te organizmy są podstawą łańcucha pokarmowego w ocenach, czyli żywią się nimi zwierzęta, którymi m.in. żywią się ludzie. Tzw. owoce morza stanowią 20% światowej produkcji żywności, czyli stanowi to odpowiednik żywności dla ponad 1,5 miliarda ludzi.

    6. Wpływ rosnących temperatur na liczbę i intensywność ekstremalnych zjawisk pogodowych.
    =========================================================
    Wyższe globalne temperatury, to więcej energii w układzie klimatycznym Ziemi. Większa ilość energii generuje więcej zdarzeń ekstremalnych o wyższych potencjałach niszczących.
    Tylko w ciągu ostatniej dekady liczba zdarzeń ekstremalnych wzrosła o blisko 25%. Przedsiębiorstwa ubezpieczeniowe znacząco podniosły szacowane ryzyko dla ubezpieczeń od pożarów, powodzi i huraganów. Stawki ubezpieczeniowe dla tych zdarzeń wzrosły, co sprawia, że sprzedawanych jest mniej polis choć za większe pieniądze. Drogie polisy sprawiają, że ubezpiecza się coraz mniejsza ilość osób. Obecnie większość strat powstałych w wyniku klęsk żywiołowych nie była objęta żadnym ubezpieczeniem.

    7. Tempo wzrostu stężenia CO2 w atmosferze.
    ============================
    @Bartłomiej Lipczyński: “„Na skutek spalania kopalnych węglowodorów następuje wzrost stężenia CO2 w atmosferze Ziemi o 1 do 2 ppm rocznie”, czyli średnio ok. 1,5 ppm rocznie” – takie stwierdzenie sugeruje liniowe tempo wzrostu, a to nie jest prawdą.
    Na przestrzeni lat 60-tych XX wieku stężenie CO2 zwiększyło się o 9 PPM. Ta liczba rosła w każdej kolejnej dekadzie – teraz, to 23 PPM na dekadę. Jeśli spojrzymy na wykres odczytów poziomu CO2 z dowolnego miejsca pomiarowego na kuli ziemskiej, to z łatwością zauważymy, że przebieg jest wykładniczy, a to oznacza, że poziom 1200 PPM nie osiągniemy ani po 533 latach, ani tym bardziej po 1000 latach, ale za jakieś 180 lat i to tylko pod warunkiem, że nie dojdzie do detonacji metanowej bomby klatratów Szelfu Syberyjskiego.
    __________________________________________________________

    Wydaje mi się, że wymieniłem te najważniejsze konsekwencje wzrostu stężenia CO2 w atmosferze i chyba przyzna Pan, że nie wygląda to już tak optymistycznie jak to sugeruje Pan w swoim artykule, choć proszę mi wierzyć, że szczerze wolałbym, aby rzeczywistość miała formę Pańskiej opowieści.

  3. MrMruczek 27.08.2023 21:16

    @emigrant001
    Ekologicznych terrorystów traktowałbym jak wszystkich innych terrorystów, czyli po osądzeniu wsadzał do więzień, Ty jednak masz zapewne na uwadze tych demonstrujących swoje racje, ale według mnie to są raczej ekologiczni pacyfiści, a ci mogą jedynie utrudniać ruch i zaśmiecać krajobraz. Generalnie nieszkodliwi.

  4. replikant3d 27.08.2023 21:19

    MrMruczek, czyli w czasach dinozurów istniał już przemysł skoro stężenie tego gazu przekraczało wszelkie ,,dopuszczalne,, normy. Prawda jak zwykle leży gdzieś ,,pośrodku,,

  5. Dandi1981 27.08.2023 22:23

    Slonce sie rozrasta na ziemi bedzie coraz cieplej az zostanie wypalona przez slonce calkowicie.
    Bruksela to biurokracja a ta potrzebuje pieniedzy wiec wszystkie nowe podatki sa mile widziane.
    Rasumujac proba przeciw dzialania ocieplaniu ziemi jest na plus bo slonce bedzie roslo z czasem.
    A wegiel sprowadzamy jak sie skonczy na swiecie to ten nasz dopiero bedzie drogi.

 

Żałosny spektakl Morawieckiego


Kampania w toku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że najbardziej aktywnym jej uczestnikiem jest premier rządu Mateusz Morawiecki, który zamiast kierować pracami swojego gabinetu prawie codziennie bierze udział w niekończących się wiecach i piknikach, podczas których wygłasza płomienne mowy oskarżycielskie pod adresem PO i Donalda Tuska.

Gdyby ktoś, a niestety w Polsce jest ich wielu, nie wiedział skąd wywodzi się Morawiecki i co robił w „ciemnych latach rządów niemieckiego namiestnika”, byłby przekonany, że mamy do czynienia z gorącym patriotą oburzonym wyprzedawaniem Polski, sprzedawaniem się Unii Europejskiej i Niemcom, obrońcą suwerenności i godności, pogromcą biedy u ubóstwa. Posłuchajmy tylko, co mówi podczas wieców wyborczych. To tylko mała próbka…

„To jest groźba, przed którą przestrzegajmy wszystkich. Donald Tusk to niebezpieczny szkodnik, niebezpieczny człowiek. On chce wrócić do tamtego prawa pięści, prawa dżungli. My budujemy państwo prawa i sprawiedliwości, wolności i solidarności. Oni chcą budować państwo, które jest oparte na prawie liberałów, prawie dżungli i prawie pięści. Nie chcemy takiej rzeczywistości. Jaki jest najlepszy obraz rządów czasów Tuska? Jak wybuchł kryzys, który miał rozmiary daleko mniejsze, niż ten, z którym my się zmagamy teraz, czyli covidowy, wojna na Ukrainie, kryzys energetyczny, kryzys z inflacją – cztery plagi egipskie na nas spadły. Oni mieli pięć, dziesięć razy mniejszy kryzys. Tymczasem w czasach tamtego kryzysu za rządów PO gwałtownie zaczęło rosnąć bezrobocie do poziomu ponad 2,3 mln ludzi, setki tysięcy ludzi wypychali na emigrację. Ile łez, ile żalu, smutku w czasach rządów PO, że musiał wyjechać syn, córka na zawsze. Ale może nie na zawsze, bo coraz więcej ludzi wraca”.

„Donald Tusk stoi na czele partii Nord Stream 2, ponieważ EPL (Europejska Partia Ludowa), której częścią jest PO, to główny promotor gazociągu”. Donald Tusk to „wilk, który przebiera się w owczą skórę co cztery lata. Po wyborach pokazuje prawdziwe kły”.

„Choć naprawdę trudno w to uwierzyć, to ten polityczny farbowany lis, Donald Tusk, wezwał właśnie na TikToku do… obrony polskich granic. Można naprawdę zachorować z bólu brzucha po takich głodnych kawałkach: Donald Tusk walczy ze sklepami niemieckimi. Naprawdę, on chce żebyśmy my w to uwierzyli. To zamienił się teraz chyba w jakiegoś Hansa Klossa i próbuje pokazać, że jest taki antyniemiecki. Ale ja powiem: nie ze mną te numery Brunner”.

„Chciałbym zadać PO i Donaldowi Tuskowi kilka podstawowych pytań. Donald Tusk to to samo co Angela Merkel, która ściągnęła na Europę ogromne nieszczęście w postaci swojej polityki gazowej oraz współpracy z Rosją. Donald Tusk równa się Angela Merkel, w związku z tym i on jest odpowiedzialny za to nieszczęście. Dzisiaj wiele krajów Unii Europejskiej przyznaje, że to był koszmarny błąd. Fatalny błąd, którego twarzą dzisiaj jest pani kanclerz Angela Merkel i jej wierny pomocnik, wierny sojusznik Donald Tusk. To jest twarz tamtego koszmarnego błędu. Niestety, panie Donaldzie, trzeba wiedzieć, kiedy w interesie polskiej racji stanu trzeba czasami powiedzieć swoim sojusznikom „nein”, a nie tylko „danke” albo „spasiba”.

„Dlaczego oni się tego boją [referendum]? Dlatego, że oni nie pytali nigdy wcześniej w sprawach, które zmieniali. Czy pytali w momencie, kiedy zabierali OFE obywatelom polskim? Nie. Czy pytali, kiedy podnosili VAT? Nie. Czy pytali jak podnosili wiek emerytalny. Nie pytali. Unieważniać, panie Tusk, to pan sobie może referendum w Niemczech, jak przyjaciele z Berlina panu pozwolą. Tu jest Polska i my przeprowadzimy referendum zgodnie z wolą Polaków”.

Wystarczy? Wystarczy. Pomijam język jakim od kilku lat posługuje się premier, nie tylko zresztą w tej sprawie, ale także w sprawach zagranicznych, język niegodny polityka stojącego na czele rządu dużego państwa europejskiego. Jest to język hucpy politycznej kompromitujący nas na arenie międzynarodowej, utrwalający przekonanie, że Polska nie jest poważnym krajem, ale krajem rządzonym przez amatorów i rozrabiaków. Pytanie jakie się tu nasuwa brzmi – czy Morawiecki jest takim niepoważnym politykiem, dla którego język rynsztoka jest czymś normalnym, czy też odgrywa dobrze przemyślaną rolę, której akurat teraz się od niego wymaga, a konkretnie wymaga tego jego szef, czyli Jarosław Kaczyński, który uwielbia takich „twardych fajterów”, oczywiście do czasu.

Na to, że Morawiecki gra swoją rolę, a jest kimś zupełnie innym, jest sporo dowodów. Przede wszystkim życiorys pana premiera. Albowiem kiedy mówi ONI, czyli liberałowie z PO, to mówi też o sobie. Do 2015 roku, czyli do upadku rządów PO, Mateusz Morawiecki był tym ONYM, których teraz chłoszcze na wiecach. Jak pisał jeden z portali kilka lat temu: „Mateusz Morawiecki przez prawie dwa lata (2010-2012) był doradcą Donalda Tuska. Jako prezes Banku Zachodniego WBK zasiadał w Radzie Gospodarczej przy premierze. Stał przy nim nawet, gdy politycy PiS ciskali w Tuska gromy za tragedię smoleńską Rada Gospodarcza była wąskim, kilkunastoosobowym gronem ekspertów, nie mającym formalnego wpływu na Tuska, ale posiadającym możliwości współkreowania decyzji przez niego podejmowanych. Np. w sprawie OFE, podwyższenia wieku emerytalnego. Kluczowe kwestie gospodarcze”.

I dalej, za Onet.pl: „Z jednej strony musi atakować Platformę Obywatelską i udawać, że nie miał z jej środowiskiem nic wspólnego. Z drugiej – zmuszony jest słuchać ludzi, którzy mówią mu: Mateusz, daj spokój. Byłeś tacy jak my. No, i ciebie też nagrali”. Chodzi oczywiście o aferę podsłuchową”.

Co więcej, niemieckie i europejskie wątki w życiorysie premiera są także aż nadto jednoznaczne. Morawiecki. Ukończył studia podyplomowe z prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie w Hamburgu. W 1995 odbył staż w Niemieckim Banku Federalnym. W latach 1996–1997 prowadził projekty badawcze w zakresie bankowości i makroekonomii na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. W 1997 wraz z Frankiem Emmertem opublikował „Prawo europejskie”, podręcznik z zakresu prawa unijnego i ekonomiki integracji gospodarczej. W 1998 został zastępcą dyrektora Departamentu Negocjacji Akcesyjnych w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. W latach 1998–2001 był członkiem rad nadzorczych Zakładu Energetycznego Wałbrzych i Agencji Rozwoju Przemysłu. W 1998, po odejściu z administracji rządowej, podjął pracę w Banku Zachodnim. W latach 1998–2001 był doradcą prezesa zarządu, a następnie dyrektorem banku. W 2001, po połączeniu Banku Zachodniego i Wielkopolskiego Banku Kredytowego, został członkiem zarządu Banku Zachodniego WBK, a w maju 2007 objął stanowisko prezesa zarządu tej instytucji. Dodajmy, że WBK brał udział w kliku operacjach prywatyzacyjnych jako organ doradczy.

Bez wątpienia więc do roku 2015 Mateusz Morawiecki jest ONYM, a po 2015? Werbalnie jest zdecydowanym wrogiem liberałów, UE i Niemiec, zgodnie z retoryką PiS-u. Ale fakty zadają się wskazywać, że tylko werbalnie. Jest rok 2020. Jedna z agencji podawała: „Premier Mateusz Morawiecki odwołał drugie polskie weto na szczycie UE, godząc się na zaostrzenie celu redukcyjnego Unii do 55 proc. w 2030 r. W zamian Polska liczy na dodatkowe pieniądze. Unijni przywódcy zatwierdzili podwyższenie celu zbijania redukcji gazów cieplarnianych w całej Unii z dotychczasowych „co najmniej 40 proc.” do 55 proc. (w porównaniu z 1990 r.). – To sygnał, że Unia pozostaje na drodze do swej neutralności klimatycznej w 2050 r. – powiedział Charles Michel, szef Rady Europejskiej. Tę jednomyślną decyzję podjęto w piątek (11.12.2020) rano po około 10 godzinach nocnych sporów, kiedy zapisy o klimacie samotnie blokował premier Mateusz Morawiecki. „Polityka klimatyczna jest dziś jednym z kluczowych narzędzi polityki gospodarczej i przemysłowej UE. Dlatego dobrze się stało, że wbudowaliśmy w nią kilka elementów, które służą gospodarce Polski i uwzględniają jej nietypowy charakter” – powiedział potem Morawiecki.

Była to szczera deklaracja, bo kiedy tylko premier opuszcza Polskę, natychmiast staje się entuzjastą polityki klimatycznej UE, która – jak twierdzi już spora część ekspertów – jest samobójstwem ekonomicznym. Przykład – szczyt klimatyczny COP26 w Glasgow: „Premier Mateusz Morawiecki wystąpił na szczycie klimatycznym, gdzie przedstawił wizję polityki klimatycznej odbiegającą od polskiej rzeczywistości. Chwalił się nawet wsparciem dla odnawialnych źródeł energii, które niedawno zostało właśnie ograniczone. Mateusz Morawiecki stwierdził podczas szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow (2021), że spotkanie światowych liderów to istotny krok na drodze osiągnięcia celów porozumienia paryskiego. – Unia Europejska jako pierwsza zwiększyła cel z 40 proc. do 55 proc. redukcji dwutlenku węgla do 2030 r. Wiele krajów zwiększyło ambicje, tak jak UE, ale globalne wyzwania potrzebują globalnych. „Powinniśmy dążyć do neutralności klimatycznej”.

W 2019 na spotkaniu z Charlem Michelem Morawiecki stwierdził, że zarówno jemu, jak i Michelowi zależy na tym, by Unia Europejska była mocarstwem gospodarczym i politycznym. „Mogę powiedzieć całkiem serio i bardzo na poważnie, że obu nam zależy na tym, żeby UE była globalnym mocarstwem – nie tylko gospodarczym, ale również politycznym” – zadeklarował.

I wreszcie konkretne działania. Grudzień 2022. Czytamy na jednym z portali: „Mercedes-Benz Cars zbuduje w Jaworznie na Dolnym Śląsku fabrykę baterii elektrycznych. „To pokazuje, że stworzyliśmy przyjazny klimat inwestycyjny dla firm, które chcą się u nas rozwijać” – skomentował premier Mateusz Morawiecki. – Decyzja Mercedes-Benz Cars pokazuje, że firmy które rozpoczęły działalność w naszym kraju pozytywnie oceniają klimat inwestycyjny – podkreślił premier. – Te baterie to nowa energia dla gospodarki. To gospodarka przyszłości – mówił Mateusz Morawiecki. – Pragniemy Polski pięknej pod każdym względem, a jak będzie czyste powietrze, przemysły przeszłości, a nasi utalentowani pracownicy będą mieli dobre miejsce pracy będziemy wiedzieli że nasza strategia jest wypełniona – dodał.

Mając to wszystko na uwadze zadać należy pytanie: po co ta mistyfikacja i retoryka w wykonaniu akurat Morawieckiego? Nie jest zwyczajnie wiarygodny. Wygląda to na robienie z ludzi w Polsce idiotów, także z własnego elektoratu zgodnie z zasadą Jacka Kurskiego: „ciemny lud kupi wszystko”. Jakim trzeba przy tym być człowiekiem, żeby na niekończących się wiecach sprzedawać te bajki ludziom, udawać kogoś innego niż się jest i było naprawdę? To już tajemnica premiera. Po co taka szulerska gra Kaczyńskiemu i PiS-owi, to inne, ale chyba zasadnicze pytanie.

Autorstwo: Jan Engelgard
Źródło: MyslPolska.info


  1. emigrant001 27.08.2023 13:23

    pinokio:) inteligentny, cyniczny hipokryta:)
    Szkodnik ale tylko dla was podatników:)
    Dla siebie bardzo zamożny człowiek.
    Ciemny lud kupi wszystko:)
    Macie taki rząd na jaki zasługujecie:)

  2. MrMruczek 27.08.2023 21:37

    Świat polityki i polityków, to szambo. Kto raz w to wejdzie już nigdy nie będzie czysty.
    Tylko system losowo wybieranych osób spośród wszystkich obywateli na krótkie kadencje umożliwi zaistnienie demokracji. Sejm, Senat oraz stanowiska decyzyjne w państwie winny być obsadzane w drodze losowania spośród wszystkich dorosłych, czynnych zawodowo i zdrowych na umyśle obywateli posiadających stosowne prawa obywatelskie. Byliby to społeczni mężowie zaufania. Inicjatywy ustawodawcze powinny być formułowane oddolnie przez obywateli za pośrednictwem organizacji społecznych lub po zebraniu niezbędnej liczby podpisów, a mężowie zaufania swe decyzje podejmowaliby po zapoznaniu się z opiniami specjalistów w dziedzinie.

 

W Albercie prokuratura wycofuje covidowe zarzuty


Prokuratura Alberty (ACPS) stwierdziła, że ​​w świetle niedawnego orzeczenia sądu, w którym stwierdzono, iż politycy naruszyli ustawę zdrowotną prowincji, mieszkańcy Alberty, którym grożą zarzuty związane z COVID-19, prawdopodobnie nie zostaną ukarani, a ich zarzuty zostaną wycofane.

W środę ACPS w oświadczeniu stwierdził, że „nie ma już uzasadnionego prawdopodobieństwa wydania wyroku skazującego w związku z zarzutami postawionymi w ramach Ustawy o zdrowiu publicznym, obejmującymi naruszenie spornych zarządzeń wydanych przez dyrektora medycznego ds. zdrowia”. „W związku z tym ACPS podejmie odpowiednie kroki, aby we właściwym czasie uporać się z tymi kwestiami” – dodał ACPS.

Pod koniec lipca sędzia z Alberty orzekł, że politycy naruszyli ustawę zdrowotną prowincji, podejmując decyzje dotyczące nakazów związanych z epidemią bez zezwolenia. Decyzja podała w wątpliwość wszystkie sprawy dotyczące osób, którym w prowincji postawiono zarzuty inne niż karne związane z Covid-19. W rezultacie co najmniej 14 osób, którym postawiono zarzuty, w tym pastorzy James Coates i Tim Stephens, którzy zostali skazani za naruszenie przepisów dotyczących pandemii, prawdopodobnie zostaną oczyszczeni z zarzutów.

Według CBC News prokurator ACPS Karen Thorsrud potwierdziła, że ​​nie będzie wzywać do przedstawienia żadnych dalszych dowodów w sprawach przeciwko Coatesowi lub jego kościołowi Gracelife, mówiąc, że „wezwie sąd do uniewinnienia obu oskarżonych ze wszystkich zarzutów”.

Centrum Sprawiedliwości na rzecz Wolności Konstytucyjnych (JCCF), które pomogło Stephensowi i Coatesowi, z radością przyjęło tę wiadomość.

W 2021 r. Coates trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie po tym, jak nie zamknął swego kościoła wbrew przepisom zdrowotnym związanym z pandemią COVID-19. Niedawno opowiedział swoje przeżycia w więzieniu, zauważając, że wszystko, co robił to „otwieranie naszych drzwi” dla wiernych zgodnie z przykazaniem „Chrystusa”. Coates nie był jedynym pastorem z Alberty, któremu postawiono zarzuty za lekceważenie środków wprowadzonych w związku z pandemią. Za rządów byłego premiera Alberty Jasona Kenneya chrześcijańscy pastorzy Artur Pawłowski i Stephens również zostali uwięzieni z podobnych powodów co Coates.

Po tym, jak Kenney ustąpił ze stanowiska nowa premier Danielle Smith zwolniła czołową lekarkę prowincji Deenę Hinshaw oraz całą radę dyrektorów Alberta Health Services (AHS), z których wszyscy nadzorowali nakazy związane z COVID-19.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

 

Unia Europejska wdraża drakońską cenzurę internetu


25 sierpnia weszła w życie unijna (UE) „ustawa o usługach cyfrowych” (DSA), przyznająca Komisji Europejskiej uprawnienia do cenzurowania „dezinformacji” i „mowy nienawiści” w internecie.

Duże platformy internetowe działające w Europie będą musiały przestrzegać zasad określonych w DSA, pod groźbą ogromnej kary w wysokości do 6 procent ich rocznych globalnych przychodów.

Komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton zagroził nawet zamknięciem platform mediów społecznościowych, jeśli nie będą one przestrzegać zasad w przypadku niepokojów społecznych, takich jak niedawne zamieszki we Francji. „Mielibyśmy zespoły, które mogłyby natychmiast interweniować” – powiedział Breton w wywiadzie. „Gdyby osoby odpowiedzialne nie zareagowały natychmiast, moglibyśmy nie tylko ukarać ich grzywną, ale także zakazać działania platform na naszym terytorium”.

DSA obejmuje między innymi strony: Amazon, Facebook, Instagram, Google, YouTube, Wikipedia i X/Twitter. Mniejsze platformy internetowe muszą przestrzegać przepisów DSA od 2024 r. DSA ma również zastosowanie do niektórych krajów europejskich niebędących członkami UE, takich jak Szwajcaria, Islandia i Norwegia.

Integralną częścią nowego rozporządzenia jest ograniczenie tzw. „dezinformacji” i „mowy nienawiści”. Chociaż rozporządzenie zasadniczo ma na celu jedynie zakazywanie treści, które UE uzna za nielegalne lub niebezpieczne w kraju, którego dotyczy, Komisja Europejska ma prawo rozszerzyć zakres swojej cenzury na wszystkie kraje europejskie, jeśli uzna to za konieczne.

Wiceprzewodnicząca departamentu „Wartości i przejrzystość” Komisji Europejskiej Věra Jourová stwierdziła , że ​​unijni prawodawcy są szczególnie zaniepokojeni ingerencją Rosji w wybory do Parlamentu Europejskiego w 2024 r. „Przygotowując się do wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2024 r., wzywam platformy do zwiększenia wysiłków w walce z dezinformacją i zajęciu się manipulacją informacjami w Rosji, i to we wszystkich państwach członkowskich i we wszystkich językach, niezależnie od tego, czy są duże, czy małe”.

Co ciekawe, platformy mediów społecznościowych początkowo cenzurowały niesławną historię dotyczącą laptopa Huntera Bidena w październiku 2020 r. ze względu na fałszywe twierdzenie, że była to rosyjska dezinformacja. Historia okazała się prawdziwa, a według niektórych sondaży jej stłumienie mogło wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w USA w 2020 r. na korzyść Joe Bidena.

Opracowanie: Andrzej Kumor
Na podstawie: LifeSiteNews.com
Źródło: Goniec.net


  1. pikpok 27.08.2023 14:16

    Od momentu zniszczenia wież WTC systematycznie wprowadzają zamordyzm. Ograniczają naszą wolność, prywatność i dostęp do informacji – pełna cenzura. To znacznie im ułatwia traktowanie nas jak bydło.

 

Policja manipuluje pochodzeniem sprawców ataku na Polaków


Na wstępie przypominam, że celem portalu WolneMedia.net nie jest szerzenie antyukraińskiej propagandy (ani żadnej innej), lecz dociekanie prawdy. Służymy czytelnikom, a nie politykom!

Sprawa pobicia Polaków w Warszawie, którzy odmówili wykonania polecenia zawołania po kolei banderowskiego powitania „Sława Ukrajini” nabiera coraz większego rozgłosu i oburzenia, nie tylko wśród Polaków, ale i imigrantów z Ukrainy. Część z nich nie dowierza, inni dowierzają i martwią się pogorszeniem nastawienia do nich Polaków. Policja i przedstawiciel rządu wydali oświadczenia, których celem najwyraźniej jest wyciszenie sprawy i przekierowanie oburzenia na Gruzinów. Ważne jest jednak nie to, o czym napisali, lecz czego nie napisali.

Policja poinformowała, że „wylegitymowano łącznie 13 osób, w tym obywateli Gruzji, którzy zostali wskazani jako agresorzy”. „Na miejscu obecna była także karetka pogotowia, nikt nie potrzebował pomocy medycznej. Nikt też nie złożył zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. W związku z filmem, który pojawił się w mediach społecznościowych, obrazującym, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa ściganego z urzędu, czynności w tej sprawie prowadzi Komenda Rejonowa Policji Warszawa I. Do chwili obecnej nikt nie złożył zawiadomienia w tej sprawie”.

Idąc za komunikatem policji, zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn wydał bardzo daleko idącą z wnioskami opinię, przypominająca efekt głuchego telefonu, że „Upubliczniony w mediach społecznościowych filmik z Bulwarów Wiślanych nie prezentuje wydarzeń z udziałem obywateli Ukrainy, tylko Gruzji. Policja wylegitymowała wszystkich uczestników zdarzenia i prowadzi dalsze czynności”. Dodał też buńczuczną propagandę sugerującą działalność obcej agentury: „Sprawa jest wykorzystywana do operacji destabilizowania sytuacji wewnętrznej w Polsce i podburzania Polaków. To sposób działania, który koresponduje z operacjami Rosji przeciwko RP”.

Zatrzymajmy się na chwilę przy panu Żarynie, któremu zdarzało się już za pomocą socjotechniki wprowadzać w błąd opinię publiczną. Przykładowo w piśmie do Rzecznika Praw Obywatelskich z odpowiedzią nt. blokowania polskich portali pisał o zwalczaniu rosyjskiej propagandy i dezinformacji, a ponieważ ABW nie ma uprawnień do blokowania propagandy i dezinformacji, dodał w osobnym akapicie wyrwaną z kontekstu następującą sugestię: „W zakresie blokowania dostępu do treści niebezpiecznych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa stosowany jest art. 180 ustawy Prawo Telekomunikacyjne oraz art. 32 c ustawy o ABW i AW. […] art. 32 c ustawy o ABW oraz AW reguluje tryb procedury blokady dostępności w systemie teleinformatycznym określonych danych informatycznych lub usług teleinformatycznych mających związek ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym. Ma to szczególne znaczenie w kontekście przeciwdziałania działalności organizacji terrorystycznych, które wykorzystują Internet do propagowania swoich ideologii”. Jak widać, stworzył u czytelników listu wrażenie, że zablokowane strony prowadziły działalność terrorystyczną, chociaż tak nie było.

„Pragnę zapewnić, że służby na bieżąco realizują swoje ustawowe zadania. Wszelkie działania służb prowadzone są wyłącznie na podstawie i w granicach obowiązujących przepisów prawa” – dodał na zakończenie odpowiedzi do RPO. Po wyroku WSA w Warszawie ws. blokowania portalu WolneMedia.net okazało się, że Żaryn skłamał o działaniu „w granicach obowiązujących przepisów prawa”, ponieważ ABW zastosowała cenzurę prewencyjną łamiąc „Konstytucję RP”, choć „Ustawa o ABW oraz AW” nakłada na te organy obowiązek strzeżenia ładu konstytucyjnego. Podczas rozprawy sądowej wyszło, że strony nie są blokowane z wykorzystaniem art. 32 c „Ustawy o ABW i AW”, lecz wyłącznie na mocy art. 180 „Prawa telekomunikacyjnego”, do którego brakuje przepisów wykonawczych. Dlatego jako źródło informacji pan Stanisław Żaryn jest niewiarygodny.

Teraz podobną technikę manipulacyjną zastępca ministra koordynatora służb specjalnych zastosował ws. pobicia Polaków na Bulwarach Wiślanych. Wykorzystał wiadomość o jednej lub kilku osobach z gruzińskim obywatelstwem (nie wiadomo, ilu ich naprawdę było w 13-osobowej grupie, ponieważ policja przemilczała tę informację), by zasugerować, że wszyscy wylegitymowani byli Gruzinami i nie było wśród nich Ukraińców, chociaż na nagraniu wideo słychać mowę ukraińską, a nie gruzińską czy rosyjską.

Jak widać po nagłówku mainsteramowego medium, jakim jest portal wPolityce.pl, metoda głuchego telefonu zadziałała nadspodziewanie dobrze.

Pod pretekstem zwalczania dezinformacji, media mainsteramowe szerzą fałszywą informację, iż rzekomo według Policji na miejscu zdarzenia nie było Ukraińców, choć Policja niczego takiego nie napisała (a jedynie, że wśród wylegitymowanych osób byli obywatele Gruzji).

Podsumowując – wśród osób wylegitymowanych byli obywatele Gruzji, lecz policja nie podała ich ilości ani narodowości („Wikipedia” głosi, że „Wśród około 3,7 miliona mieszkańców [Gruzji] jest: 87% Gruzinów, 6% Azerów, 4,5% Ormian, 2% Abchazów, 0,4% Osetyjczyków, 0,7% Rosjan, poza tym Grecy, Ukraińcy, Kurdowie”). Policja przemilczała też obywatelstwa pozostałych osób. Zdanie „wylegitymowano łącznie 13 osób, w tym obywateli Gruzji, którzy zostali wskazani jako agresorzy” jest prawdziwym majstersztykiem manipulacji, ponieważ nie wiadomo czy obywatele Gruzji byli inicjatorami agresji, czy tylko znaleźli się z nimi w jednej grupie i towarzyszyli sprawcom. Władze opublikowały niepełne informacje, by przeciwdziałać szerzeniu antyukraińskich nastrojów.

Prywatnie uważam, że świętujący wspólnie obywatele Ukrainy i jeden lub kilku z Gruzji popili sobie, „stracili hamulce” i zabawili się w ukrainizację Polaków. Gdy sprawa nabrała rozgłosu, policja i rząd postanowili uspokoić nastroje społeczne i przekierować oburzenie z Ukraińców na Gruzinów, równocześnie sugerując „operację Rosji przeciwko RP”, choć był to najprawdopodobniej spontaniczny wybryk imigrantów pod wpływem alkoholu. Dowodu na to nie mam, nie było mnie na miejscu zdarzenia, ale wskazują na to zdrowy rozsądek i przeczucie. Nie powinno się też stosować odpowiedzialności zbiorowej — także wśród Ukraińców są ludzie i ludziska.

Autorstwo: Maurycy Hawranek
Na podstawie: wPolityce.pl, Twitter.com [1] [2]bip.BRPO.gov.plpl.Wikipedia.org
Źródło: WolneMedia.net


  1. replikant3d 27.08.2023 09:22

    Murycy, takie są prawidła ,,wojny informacyjnej,, i nic na to nie poradzisz. A ogłupiałe społeczeństwo w większości zatraciło zdolność samodzielnego myślenia. Ci świadomi i tak nie ulegną socjotechnice. A reszta sama sobie gotuje swój przyszły los.

  2. JedynaDroga 27.08.2023 09:24

    Brawa za zaangażowanie, teraz tylko czekać na uaktywnienie się portali ” antyfejkowych ” instytutów ksenofobicznych , lub tym podobnych. Tak z innej beczki takie twory które służą utrzymaniu cenzury i szerzeniu jednej , słusznej narracji są tylko i wyłącznie cechą systemów autorytarnych. W zdrowym społeczeństwie, gdzie można debatować szczerze i na głos na dobrowolne tematy liczą się argumenty. Ciekawe, że po tylu latach egzystowania na tej planecie, ludzie nawet intuicyjnie nie zrozumieli, że coś tu nie gra. Do tej pory np. spotykam ludzi przy 30-sto stopniowym upale chodzących w maseczkach. Dużo młodych.

  3. wloczykij 27.08.2023 10:37

    Każdy kto myśli wie że Ukraina to dzicz.

  4. emigrant001 27.08.2023 11:12

    Nie każdy ukrainiec jest banderowcem ale każdy banderowiec jest ukraińcem.
    ukraina to nigdy nie było żadne państwo tylko związek oligarchów. Postsowiecki skorumpowany twór, gdzie część ukraińców uważa się za Rosjan a około 20% jest etnicznymi Rosjanami. Za Dnieprem mówi się tylko po rosyjsku. Toczy się tam wojna domowa od 2014 roku a Polacy nawet nie chcą poczytać wiki, żeby dowiedzieć się dlaczego? Po co podarowali ukraińcom 100 mld zł z pieniędzy podatników, przekazali większość swojego uzbrojenia i teraz kupują na kredyt. Po co rozdają ukrom socjal, 500+, a niedługo 800+, ludziom, którzy Polski nienawidzą. Takich sytuacji będzie więcej i tylko mam nadzieję, że jakaś grupa kibiców zrobi z ukrami porządek, bo na milicję piss nie ma co liczyć. ukraina to dzicz i będą swoje zasady wprowadzać w Polsce jak im na to pozwolicie.

  5. Henryk Sclaveni 27.08.2023 13:09

    Taki tu jest jad i zawiść w komentarzach, że szkoda gadać.

    70% Ukrainy mówi po rosyjsku – fakt. Wśród Ukraińców i Rosjan przybyłych do Polski zdarzają się świry – fakt. Tak samo jak wśród Polaków są fanatycy i kibole – fakt.

    Natomiast wrzucanie wszystkich do jednego wora jest żałosne, małostkowe i zawistne. Idźcie się przejść po parku czy coś, zamiast wklepywać w klawiaturę swój resentyment. Dobrze wam to zrobi. Zobaczcie prawdziwych ludzi zamiast patrzeć na świat z perspektywy dwóch skrajności – manipulujących mediów głównego nurtu oraz pełnych nienawiści i ograniczenia umysłowego mediów dla foliarzy.

  6. wloczykij 27.08.2023 13:26

    Ci Polacy to jakieś totalne cioty. Pamiętaj – ktokolwiek do Ciebie podchodzi i wymaga od Ciebie czegoś – najpierw mu prz.eb a potem będziesz się zastanawiał, albo skończysz jak te łajzy. Dostaniesz wpier..l w swoim własnym mieście od jakiś nieudaczników, którzy uciekają z własnego kraju bo są tchórzami, a potem chodzą i śpiewają nazistowskie piosenki.

  7. wloczykij 27.08.2023 13:31

    Henryk Sclaveni… jeżeli ktoś ucieka ze swojego kraju przed wojna to jest tchórzem lub nie czuje się członkiem tego narodu. Nazywanie tych wszystkich mężczyzn z Ukrainy którzy są w Polsce Ukraińcami to wielka ujma dla tych co tam na froncie giną. Ci wszyscy co siedzą w Polsce to frajerzy, tchórze i zera. Te wszystkie kobiety które u nas imprezują to szmaty. Taka jest prawda. Możesz gadać te swoje farmazony, ale po tych wypocinach to wiadomo że jeśli wojna zacznie się w Polsce to pierwszy uciekniesz do Niemiec.

  8. JedynaDroga 27.08.2023 14:17

    Czego oczekujesz Henryku Sclaveni ?

    Sami nie potrafimy poradzić sobie z naszym pseudo-rządem , co dopiero Ukraińcy mają powiedzieć o swoim. Każdy powinien pilnować swojego podwórka i dbać o interesy narodowe, jak na razie Polska jest dawcą totalnym dla państwa NIEPRZYJAŹNIE nastawionego, nie będącego uczestnikiem żadnego bloku polityczno-gospodarczo-militarnego.Dlaczego mamy dla nich nastawiać karku ? Nikt nie czepia się Węgrów, czy Białorusinów. Daliśmy Ukraińcom palec, teraz chcą całej ręki, z takim partnerem to jak z piątym kołem u wozu. Daj im więcej, na końcu ściągną z nas majtki przez głowę i na końcu powiedzą, że powinniśmy się cieszyć, że zabrali tylko tyle.

    Jeżeli chcemy coś ruszyć musimy najpierw uporać się ze swoimi problemami i nie dać się wciągnąć w sprawy naszego sąsiada zza wschodniej granicy.

  9. emigrant001 27.08.2023 15:08

    Henryku Sclaveni szkoda, że nie widzisz jak naprawdę wygląda sytuacja, szkoda, że nie możesz poszerzyć swojej perspektywy drążąc fakty historyczne i szkoda, że nie umiesz sobie wyobrazić co zrobi słoń w składzie porcelany:) Skoro kilku tchórzliwych gówniarzy co uciekli ze strachu z dzikiego kraju wie, że może zrobić z Polakami bezkarnie wszystko to pomyśl co zrobią ich koledzy z frontu jak przyjadą do Polski na socjalne wakacje z TWOICH podatków. Bez urazy ale jesteś znakomitym materiałem na sługę narodu ukraińskiego:) tak jak polskojęzyczny piss

 

Tragiczne skutki przemian w Polsce po 1989 roku


To, co się działo i dzieje po 1989 roku, to farsa, ale z tragicznymi skutkami dla ludzi uczciwych i klęska solidarnej Polski.

Stworzono idealne warunki dla ludzi, delikatnie mówiąc, nieuczciwych. Przykład — podatek VAT. Solidarność okazała się sprawniejsza w niszczeniu Polaków, Polskości i Polski. Adolf Hitler lepiej by tego nie zaplanował. Dowód — brak narodzin odpowiedniej ilości dzieci, a to jest niezbędnym elementem przetrwania Polaków, polskości i Polski.

Przykład — za pseudokomuny brakowało mieszkań, rzekomo nie było co jeść, można się było skrobać do 3 miesiąca, a średnio każde małżeństwo miało 2,7 dziecka. Od początku decydenci myśleli życzeniowo, nie licząc się zupełnie z realiami, nie biorąc pod uwagę życia ludzkiego, nie chcąc przyjąć do wiadomości, iż życia ludzkiego nie można odłożyć, a potem wznowić. Twierdzili, iż z pustego to i Salomon nie naleje. Ale jak się miało odpowiednie stanowisko, to sami sobie nalewali do oporu.

Teraz trochę o gospodarce, finansach i siłach zbrojnych. Teoretycznie to dobrze, iż kupujemy nowy sprzęt wojskowy, ale tylko teoretycznie. Przy zakupach myślimy życzeniowo, iż aby było go dużo, bo ma służyć do odstraszania, bo i tak żołnierz musi być gotowy oddać życie za ojczyznę.

Decydenci nie biorą pod uwagę przeżywalności sprzętu a przez to i żołnierza, ani możliwości zadawania niszczących ciosów dla wroga oraz stosunku ceny do jakości. Nie obchodzi ich, iż nowy sprzęt nie ma żadnych szans w starciu z nowymi rosyjskimi czołgami T-14 Armata i pojazdami eskortowo-bojowymi T-15. Podają się za patriotów i mają wpięte różne znaczki w klapach. Ale ciekawe co tak naprawdę mają w swoich sercach, chcąc wysłać żołnierzy na pewną śmierć z powodu sprzętu niedającego szans w realnym starciu z rosyjskim sprzętem. A może by tak nie słuchać co mówią i piszą, a zacząć patrzeć, co tak naprawdę robią dla Polaków i Polski i jakie tego są skutki? Czy nie wystarczyłoby, aby wojsko było gotowe bić się za Polaków i ojczyznę?

Z innej beczki – porównajmy się do Turcji sprzed 34 lat i do dzisiejszej, jak się rozwinęła muzułmańska Turcja, a jak solidarna Polska. Obecnie Turcja wydaje bardzo wiele na uzbrojenie, ale wyłącznie u tureckich producentów. Produkują wyłącznie nowości, nie zawracając sobie głowy pseudomodernizacjami. Oto co produkują: lądowe pojazdy drony Kapgan kilka wersji, różne opancerzone pojazdy kołowe, czołg podstawowy Altay z silnikiem skonstruowanym u siebie, armatohaubice na podwoziu czołgu Altay, czołg lekki Kaplan (którego 600 sztuk pod nazwą Harimau sprzedano Indonezji), pojazd bojowy na podwoziu Kaplan, bojowy licencyjny helikopter A-129 Mangusta, własne opracowanie helikoptera bojowego wielkości AH-64 Apache, Mi-28, Kamow Ka-50 pod nazwą T-929 Atak 2, drony latające Anka 3, Bayraktar TB 2, TB 3, Kizylelma, własne opracowanie myśliwca TF-X, lotniskowiec TCG Anadolu o wymiarach 231 x 32 m (w budowie 2 razy większy). Mają 5 armię na świecie.

Turcy produkują tramwaje Durmazlar, które jeżdżą w Polsce. Może nie dorównują estetyką innym, bo to ich pierwsza konstrukcja, ale elektronika to raczej awionika jak w helikopterze, a klimatyzacja jest wyjątkowo cicha. Mają pierwszy model chłodziarki — najlepszy na świecie. Miodek pszczeli od nich dużo aromatyczniejszy i lepszy niż z polskich pasiek. Ich dzieci rodzą się bezproblemowo w odpowiedniej ilości.

Nie piszę tego co wyżej aby gloryfikować Turcję, lecz by unaocznić, jak bardzo od 34 lat drepczemy, zatrzymaliśmy się w rozwoju, napędzając marazm poprzez zakupy z importu różnych rzeczy, które uprzednio sami dla siebie produkowaliśmy.

Tak więc pseudopatrioci od 34 lat niszczą wszystko, co polskie, i działają na zgubę Polaków, polskości i Polski. Chcą cynicznie wydoić Polaków do końca. Myślę, iż Polski już prawie nie ma, ale nikt głośno nie chce tego oznajmić.

Autorstwo: niecowiedzacy
Źródło: WolneMedia.net


  1. emigrant001 27.08.2023 11:23

    Polski dług publiczny przekroczył już 2 bln zł. Zakupy broni z Korei czy USA będą poza budżetem państwa i o jego wysokości dowiemy się dopiero wtedy gdy gwarancje państwa dla spółek które ich dokonują przełożą się na wydatki podatników:)
    Polskie obligacje skarbowe 10-cio letnie mają od dwóch lat 6-7% a to oznacza, ze przy obecnym długu 130-150 mld zł to tylko odsetki. Polskie PKB to około 3 bln zł:)
    W grudniu wszyscy dowiemy się w jak tragicznym położeniu są polskie finanse. Z powodu inflacji, recesji gospodarczej, tarcz covidowych, później inflacyjnych, socjalu za darmo dla 5 mln ukraińców, wysokich cen surowców energii oraz rosnącej wciąż liczby emerytów, dług publiczny w tym roku zwiększy się o około 200 mld zł. W przyszłym roku będzie podobnie i tak się skończą polskie sukcesy gospodarcze, Szkoda, że mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Idzie naprawdę wielka BIEDA. A wy wybierzecie w październiku piss, który ją sprawił:)
    Teraz pinokio z piss; Deficyt budżetowy w 2024 r. ma wynieść 164,8 mld zł — dowiaduje się Business Insider Polska. To efekt zwiększonych wydatków na finansowanie armii, programy socjalne oraz ochronę zdrowia. Jeśli mówią, że będzie 164,8 to na pewno przekroczy 200 mld zł, deficyt za 2023 jest oczekiwany na poziomie 270 mld zł a miał być 68 mld (w pierwszej wersji) Polska już jest bankrutem tylko jeszcze o tym nie wiecie:)

  2. replikant3d 27.08.2023 20:02

    To nie oni decydowali. Oni tylko wykonywali polecenia globalistów. To marionetki i tak jest do dzisiaj. Też byś tak robił, gdyby za nieposłuszenstwo groził ci ,,stryczek albo kulka w łeb,, Globaliści to psychopaci i mają na usługach armię ,,seryjnych samobójców,, Albo wykonujesz polecenia i opływasz w dostaki, albo ,,znikasz,,tak jak w mafii. Przed nimi nawet na biegunie północnym byś się nie schował. I te szumowiny które niszczą ten kraj ,mają tego świadomość.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...