niedziela, 28 listopada 2021

CIĘŻARNE WIĘZIENIE

 

Dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć i nic nie mogą zrobić


W sobotę 5 listopada spod Trybunału Konstytucyjnego ruszy marsz kobiet, które nie chcą umierać, bo ich życie uznano za mniej ważne niż egzystencja płodu. To pokłosie wstrząsającej historii 30-letniej Izabeli z Pszczyny, zmarłej wskutek sepsy po obumarciu płodu.

W ostatnim czasie media ujawniły wiadomości, jakie 30-latka pisała ze szpitala do swojej matki. Kobieta trafiła do placówki wskutek przedwczesnego odejścia wód płodowych. W takiej sytuacji nie miała szans na donoszenie ciąży, a płód na przeżycie – brak wód uniemożliwia wykształcenie się podstawowych organów człowieka. Lekarze czekali, aż płód obumrze. „Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy” – pisała Izabela do matki.

W kolejnych SMS-ach kobieta pisała, że ma coraz wyższą gorączkę (wyraźnie ponad 39 stopni). Rodzina twierdzi, że starała się również alarmować personel szpitala o swoim stanie. Jednak cesarskie cięcie wykonano jej dopiero wtedy, gdy płód faktycznie obumarł. Wtedy doszło już do zakażenia całego organizmu. Izabela zmarła.

Szpital w Pszczynie przekonuje, że lekarze starali się ratować pacjentkę i jej dziecko, ale kobiety w całej Polsce zastanawiają się, czy nie postąpiono by inaczej, gdyby w mocy nie było drakońskie prawo antyaborcyjne. Swoją historią podzieliła się na „Twitterze” działaczka Razem Anna Górska. Napisała, że wiele lat temu również była w ciąży i trafiła do szpitala z bezwodziem.

„12 lat temu lekarze nawet nie pomyśleli o tym, żeby nie ratować mnie najpierw. Poznałam wszystkie opcje związane z bezwodziem i zdecydowałam” – stwierdziła. „Dziś takie podejście, to widmo prokuratorów fanatyka Ziobry na karku, więzienia i utraty zawodu”. W rozmowie z „Wirtualną Polską” Anna Górska dodała, że przerwanie tamtej ciąży najprawdopodobniej uratowało jej życie.

Autorstwo: Małgorzata Kulbaczewska-Figat
Źródło: Strajk.eu

Skopiowano z WOLNE MEDIA

REJESTR

 

Rejestr ciąż i wspomnienie z Rumunii


To były lata 80. Niedokładnie pamiętam datę, ale to był koniec sezonu lekkoatletycznego. Mój klub zorganizował nic praktycznie nie znaczące zawody w Rumunii. W nagrodę. To były te czasy i to państwo, które uważało, że sport młodzieży trzeba dotować, bo niektórzy zostaną mistrzami, a cała reszta będzie po prostu zdrowsza. Było, minęło. Ale nie o sporcie tym razem.

Z Bukaresztu do Krajowej, gdzie odbywały się zawody, jechaliśmy pociągiem. Ledwie weszliśmy do wagonu, do naszych przedziałów zaczęli pielgrzymować pasażerowie płci obojga, pytająco wymawiając tylko jedno słowo: „Biseptol?”. Niektórzy z działaczy i bardziej doświadczonych zawodników otwierali torby i z różnych schowków wydobywali przemyślnie wcześniej ukryte dziesiątki blistrów tego antybiotyku.

Potem odbywały się targi, co za ile, nie pamiętam dokładnie, ale obie strony były zazwyczaj zadowolone. Bardzo mnie, nic nie rozumiejącego szczawika, to bawiło, do momentu, kiedy któryś z działaczy dał starszej kobiecie kilka paczek specyfiku za darmo. Bardzo prosiła, ale nie miała wystarczającej ilości pieniędzy. Rozpłakała się i pocałowała go w rękę. Potem mi wyjaśnił, że to miało być „dla córki” i widząc, że wciąż nie rozumiem dodał, że pewnie córka jest w niechcianej ciąży i i Biseptolem chce tę ciążę przerwać.

Nicolae Ceausescu, sekretarz generalny Rumuńskiej Partii Komunistycznej i prezydent Rumunii w 1966 roku dekretem 770 wprowadził zakaz aborcji w całym kraju. Ten akt prawny okrutnego dyktatora, bardzo podobny do polskiego „kompromisu aborcyjnego” z 1993 roku, przewidywał nieliczne wyjątki, kiedy aborcja mogła być możliwa. Zgadzano się na przerwanie ciąży w razie zagrożenia życia kobiety, w przypadku gwałtu, a także wtedy, gdy ciężarna miała już ukończone 45 lat lub wcześniej urodziła czwórkę dzieci. – W kraju nie ma miejsca dla kobiety, która nie jest matką – oznajmił Ceausescu.

Kobiety były poddane niesłychanie surowej kontroli. Poddawane były przy lada okazji obowiązkowym badaniom ginekologicznym. Nawet wtedy, gdy szły do stomatologa. Pretekstem badań ginekologicznych było to, czy podawane lekarstwa „nie mogą zaszkodzić dziecku, jeśli jest pani w ciąży, ale jeszcze o tym nie wie”. W szpitalach były specjalne komisje, badające, czy poronienie było naturalne, czy może jednak sztucznie wywołane. Od odpowiedzi na to pytanie zależała wolność kobiety i lekarza – kobieta mogła dostać rok więzienia, lekarz – pięć lat.

Z aptek zniknęły środki antykoncepcyjne. Kobiety miały rodzić bez względu na cenę. I rodziły. Dzieci niechciane oddawały w szpitalu, nieuleczalnie chore trafiały do strasznych sierocińców, gdzie najczęściej nie żyły długo. Albo nie rodziły. Te, które nie chciały mieć dziecka, ciąże przerywały jak umiały, ryzykując życiem.

Ocenia się, że w ciągu 20 lat obowiązywania strasznego dekretu życie na skutek powikłań po amatorsko wykonanych aborcjach umarło 11 tysięcy kobiet.

Podstawą tego strasznego i okrutnego prawa zakazującego aborcji była totalna i bezwzględna kontrola, by „wyłapać” wszystkie kobiety będące w ciąży i sprawować nad nimi nadzór, czy przypadkiem nie przyjdzie im do głowy jakimś sposobem dokonać aborcji.

„Od 1 lutego wszystkie ciąże w Polsce będą rejestrowane. Każdy podmiot medyczny zobowiązany będzie do odnotowania ciąży pacjentki w Systemie Informacji Medycznej” – taka wiadomość krąży po mediach od kilkudziesiciu godzin, słusznie wywołując przerażenie Polek.

Nicolae Ceausescu, powszechnie znienawidzony, został po pospiesznym i mającym wszystkie cechy ludowego samosądu jednodniowym procesie rozstrzelany jak pies pod murem budynku sądu w 1989 roku.

Autorstwo: Maciej Wiśniowski
Źródło: Trybuna.info


Skopiowano z WOLNE MEDI

APARTHEID SANITARNY, CZYLI DLA WASZEGO DOBRA

 

W Austrii planują przymus „szczepień” i kary za odmowę


Austria stała się europejską Australią. Nie chodzi jednak o kangury, tylko faszyzm sanitarny, który wprowadzono pod pretekstem walki z wirusem grypopodobnym o śmiertelności grypy sezonowej. W kraju Mozarta trwa już całkowite zamknięcie, kody QR są sprawdzane na ulicach, a od lutego 2022 zapowiedziano przymus szczepień przeciw COVID-19.

Gdy Austria wprowadzi przymus szczepień przeciwko COVID-19, wyprzedzi w tej materii nawet wyjątkowo gorliwie wdrażającą totalitaryzm Australię. Byłby to poziom chiński i pierwszy, niebezpieczny precedens takich zachowań w Europie. Można tylko podejrzewać, że ten swoisty eksperyment będzie bacznie obserwowany, a być może do pierwszego kwartału 2022 roku plan ustawowego przymusu szczepień będzie już rozpropagowany po całej Unii Europejskiej.

Austriacy politycy odgrażają się niezaszczepionym i unikającym kolejnych szczepień. Według ich pomysłu każdy kara za odmowę przyjęcia eksperymentalnego preparatu genetycznego zwanego „szczepionką przeciw COVID-19” ma wynieść aż 3600 euro! Za to osoba dwukrotnie zaszczepiona, który odmówi wstrzyknięcia sobie szczepionek przypominających będzie musiała zapłacić grzywnę w wysokości 1450 euro. Trzeba zaznaczyć, że wciąż mowa tylko o planach austriackich polityków, gdyż nie przegłosowano jeszcze stosownej ustawy.

Rozpoczęty od poniedziałku kolejny lockdown doprowadził w w weekend do prawdziwego szturmu na austriackie sklepy. Ludzie rzucili się kupować wszystko z myślą o nadchodzących świętach, co wygenerowało absurdalną sytuację – wszyscy stłoczyli się w supermarketach aby zdążyć przed wprowadzeniem obostrzeń. Dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce w Polsce, gdy nasi rządzący wpadli na absurdalny pomysł zamknięcia cmentarzy. Skutkowało to wielkim zbiorowiskiem dzień przed zakazem i dużą ilością międzyludzkich interakcji.

Źródło: ZmianyNaZiemi.pl

UZUPEŁNIENIE „WOLNYCH MEDIÓW”

W środę do Sejmu trafi projekt wprowadzenia w Polsce apartheidu sanitarnego. Wymyślił go minister Adam Niedzielski, ale ze względów wizerunkowych rządu PiS-u oficjalnie zgłosił go jeden z posłów.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

SPRAWIEDLIWOŚĆ

 

Sprawiedliwe procesy sądowe są niezgodne z „Konstytucją”


Trybunał Konstytucyjny uznał część Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która przyznaje ETPC kompetencje do oceny legalności wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego za niekonstytucyjną.

Jest to przepis Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który uprawnia Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) do oceny legalności wyboru sędziów sądów konstytucyjnych w poszczególnych krajach.

Chodzi o art. 6 ust. 1 zdanie pierwsze „Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności”, którego pierwsze zdanie brzmi: „Każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą przy rozstrzyganiu o jego prawach i obowiązkach o charakterze cywilnym, albo o zasadności każdego oskarżenia w wytoczonej przeciwko niemu sprawie karnej”.

Inicjatorem zbadania tej kwestii był Zbigniew Zebro, Prokurator Generalny i Minister Sprawiedliwości. Ziobro zwrócił się w lipcu do Trybunału Konstytucyjnego o „zbadanie konstytucyjności przepisu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka w zakresie, w jakim pozwala on ETPC na ocenę legalności wyboru sędziów TK”.

Trybunał Konstytucyjny uznał podczas środowej rozprawy, że omawiany przepis jest „niezgodny z polską konstytucją”. Kilka tygodni wcześniej TK orzekł, że prawo krajowe ma pierwszeństwo przed prawem Unii Europejskiej.

„Europejski Trybunał Praw Człowieka nie ma podstaw do badania niezawisłości sędziów Trybunału Konstytucyjnego, bowiem jej źródłem są konstytucja RP i ustawy” – powiedział w uzasadnieniu środowego orzeczenia TK sędzia Wojciech Sych. „To, czy sędzia będzie niezawisły, nie wynika ze sposobu, w jaki został powołany, lecz przede wszystkim z jego wewnętrznej niezależności i bezstronności” – podkreślił sędzia Sych. Jednocześnie zapewnił, że TK nie kwestionuje dorobku orzeczniczego ETPCz i roli, jaką odgrywa on w rozwoju i podnoszeniu standardów w zakresie ochrony praw człowieka państw – stron konwencji.

TK orzekł w tej sprawie w pięcioosobowym składzie. Wyroki TK są ostateczne.

Źródło: pl.SputnikNews.com


Skopiowano z WOLNE MEDIA

SPISEK

 

Politycy spiskują by wprowadzić apartheid sanitarny


Profesor Andrzej Zybertowicz w czasie rozmowy w programie nadawanym przez portal „Interia”, chcąc lub nie, wypowiedział zdania, które powinny dawać sporo do myślenia.

Zybertowicz jest postacią dość wyrazistą. Wyraża swoje poglądy raczej bez ogródek. Jednak wydaje się, że nie o wszystkim wolno mu mówić, a już na pewno powinien trzymać się jakiejś ustalonej z rządem wersji. Prezydent Duda i PiS to nie są bowiem dwa oddzielne byty ideologiczne. Tym bardziej zaskakujące jest to, co w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim powiedział w kontekście obowiązkowych szczepień na COVID-19. Z jego ust padły słowa, że takiego obowiązku „nie powinno być ze względu na długofalowe konsekwencje, które nie są znane”.

Czyli wbrew temu, co twierdzi rządowa propaganda, preparaty na koronawirusa mogą być szkodliwe, a do tego nie wiadomo, jak bardzo mogą wpłynąć na zdrowie i życie tych, którzy zdecydowali się je przyjąć. Co więcej, Zybertowicz wyraził aprobatę dla pomysłu premiowania zaszczepionych, „którzy podjęli ryzyko”. Czyli trzeba nagrodzić tych, którzy zdaniem doradcy prezydenta zaryzykowali własne zdrowie i życie dla eksperymentu, jakim jest walka z pandemią za pomocą opracowanych w rekordowo szybkim tempie specyfików.

Prof. Zybertowicz ma dostęp do wielu raportów, bierze udział w licznych naradach z najważniejszymi ludźmi w państwie. Jeśli taki człowiek stwierdza, że szczepionki na COVID-19, to ryzyko nieznanych długofalowych konsekwencji, za które należy wynagrodzić miliony „królików doświadczalnych”, to znaczy, że rząd zdaje sobie sprawę z tego, że „szpryce” mogą być w przyszłości bardzo dużym problemem. Komu zatem mamy wierzyć: ministrowi zdrowia Niedzielskiemu, premierowi Morawieckiemu, jego pandemicznym ekspertom, czy może takim ludziom jak prof. Zybertowicz? Od tego komu zaufamy, może bowiem zależeć nasze zdrowie i życie.

Tymczasem Marszałek Sejmu, Elżbieta Witek, zapowiedziała zorganizowanie spotkania z liderami opozycji w celu przeprowadzenia przez parlament ustawy segregacyjnej.

PiS ma problem, bo większość ludzi z ich elektoratu jest sceptycznie nastawionych do „szczepień” przeciw COVID-19 i do sposobu w jaki rząd radzi sobie z wydumaną pandemią. Strach przed wyborcami powodował do tej pory, że dookoła w sąsiednich krajach panowała sroga covidoza wchodząca na coraz wyższe poziomy, jak w Austrii, ale w Polsce w porównaniu do okolicznych krajów, żyje się nam stosunkowo normalnie, a służby mundurowe nie zachowują się jak te w zachodniej Europie czy w Australii. Jednak to się może wkrótce skończyć.

Ta „normalność” jaką uzyskaliśmy, jest solą w oku rządzących i szukają oni wszelkich sposobów, aby wreszcie dokręcić covidową śrubę. Trudno powiedzieć po co to robią, być może muszą, a skoro jest akurat sezon grypowy, to przekonanie ludzi, że trwa straszliwa pandemia, powinno być łatwiejsze niż w lecie. Jednak rządzący mając świadomość, że decyzja o segregacji sanitarnej i represjonowaniu niezaszczepionych może być bolesna przy urnie wyborczej, postanowili przerzucić trochę odpowiedzialności za planowany apartheid natzw. opozycję. Gdy słucha się, co wygadują owi „opozycjoniści”, którzy obsobaczają rząd, że za mało represji wprowadzono, to można być pewnym porozumienia polityków w kwestii gnębienia Polaków. Głos przeciwny marginalizowanej Konfederacji nie ma tu żadnego znaczenia.

Można założyć, że obecne władze dostały jakiegoś rodzaju ultimatum, datę graniczną, do czasu której segregacja sanitarna musi zostać u nas wprowadzona, tak aby nie odstawać od poziomu zamordyzmu w ościennych krajach, co mogłoby powodować bunty. Jednak politycy próbujący budować kuriozalną „zgodę narodową” w celu dyskryminowania 20 milionów Polaków muszą uważać, pamiętając, że nie można dręczyć społeczeństwa bezkarnie w nieskończoność.

Autorstwo: Marcin Kozera i Admin ZNZ
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl [1] [2]
Kompilacja 2 wiadomości: WolneMedia.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

MAGIA SZCZEPIEŃ

 

Czy premier Kanady naprawdę się „zaszczepił”?


W kwietniu 2021 r. premier Kanady Justin Trudeau został rzekomo zaszczepiony wektorową szczepionką AstraZeneca. Poniżej film, w którym Justin Trudeau i jego żona Sophie otrzymują swoje pierwsze „szczepienie” przeciwko COVID-19.

Dwa miesiące później, w lipcu, Justin Trudeau przyjał swoje drugie „szczepienie”, tym razem jest to szczepionka firmy Moderna. To ta sama pielęgniarka. Procedura jest podobna.

Reporterzy byli obecni podczas obu „szczepień” i było to starannie zaplanowane wydarzenie public relations.

Tymczasem dyplomowana pielęgniarka z Kanady wyraziła wątpliwości co do autentyczności szczepienia premiera. Nie tylko „zaszczepienie się” dwoma różnymi preparatami budzi zdziwienie, ale dziwaczny sposób, w jaki wykonano zastrzyki.

Zwykle stosuje się specyficzne i rutynowe procedury dotyczące zaszczepiania, w tym wyznaczania punktów orientacyjnych. Szczepienie Trudeau i jego żony było niezgodne z normalnymi procedurami. „Nikt nie robi tego w ten sposób”, czyli jedną ręką, nie używając drugiej, mówi dyplomowana pielęgniarka. Najwyraźniej rzekoma pielęgniarka, która zaszczepiła Justina Trudeau, nie posiadała wymaganych umiejętności.

Według pielęgniarki popełniono trzy rażące błędy, gdy polityk z żoną „realizowali swój scenariusz”.

1. Brak punktów orientacyjnych.

2. Brak aspiracji strzykawki, aby uniknąć wstrzyknięcia preparatu do naczynia krwionośnego, co może spowodować poważne problemy medyczne.

3. Rzekoma pielęgniarka użyła tylko jednej ręki do zastrzyku i traktowała igłę jakby była strzałką.

Dyplomowana pielęgniarka wyraża wątpliwości co do autentyczności szczepienia otrzymanego przez Justina Trudeau. Chociaż nie ma dowodu, że niczego mu nie wstrzyknięto, faktem jest, że osoba, która dokonała szczepienia, nie posiadała wymaganych umiejętności.

Media, które relacjonowały szczepienia Trudeau, w tym CBC, CTV, nawet nie zainteresowały się dziwacznością „szczepienia”.

Autorstwo: Michel Chossudovsky
Źródło oryginalne (pełna wersja): GlobalResearch.ca
Tłumaczenie i źródło polskie (wersja skrócona): WolneMedia.net


Skopiowano z WOLNE MEDIA

INWESTYCJA

 

Soros inwestuje w „Rzeczpospolitą”


Fundusz związany z amerykańsko-żydowskim finansistą Georgem Sorosem zainwestował w polską prasę. Zakupił on mianowicie 40 procent udziałów w Gremi Media, czyli w spółkę wydającą między innymi dziennik „Rzeczpospolita”. Wcześniej Media Development Investment Fund przejął jedną dziesiątą akcji właściciela „Gazety Wyborczej”.

Spółka giełdowa KCI poinformowała o niewiążącym porozumieniu zawartym z holenderską spółką Pluralis. Przewiduje ono wykupienie przez nią akcji stanowiących blisko 40 proc. kapitału zakładowego i 37,6 proc. głosów na walnym zgromadzeniu firmy Gremi Media. Jednocześnie możliwość sprzedaży wspomnianych akcji nie oznacza końca „działań związanych z przeglądem opcji strategicznych.

Wspomniane wyżej Pluralis jest podmiotem należącym do Media Development Investment Fund (MDIF), belgijskiej firmy medialnej Mediahuis i King Baudouin Foundation, czyli spółek zajmujących się szeroko pojętym rynkiem medialnym. Przede wszystkim MDIF jest funduszem wspieranym przez niesławnego Sorosa. Pięć lat temu kupił on zresztą prawie 10 proc. akcji Agory, a więc wydawcy „Gazety Wyborczej”.

Porozumienie z funduszem amerykańsko-żydowskiego miliardera zachwala Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Gremi Media wydającego między innymi dzienniki „Rzeczpospolita” i „Parkiet”. Twierdzi on, że oferty ze strony polskiego kapitału były niezadowalające, zaś dodatkowo musiał się on mierzyć z próbą wrogiego przejęcia.

Hajdarowicz wciąż utrzyma pakiet kontrolny w zarządzanej przez siebie spółce. Jednocześnie zachwala on jednak swojego nowego inwestora. Dzięki niemu gazety i portale należące do Gremi Media mają zachować swoją dotychczasową linię ideologiczną. Tym samym mają być zorientowane na „obronę wolnego rynku, ochronę prywatnej własności, poszanowanie praw człowieka i obywatela w rozumieniu zachodnio-europejskim, wspieranie polskiego członkostwa w Unii Europejskiej i NATO”.

Na podstawie: WirtualneMedia.pl, Press.pl
Źródło: Autonom.pl

Skopiowane z WOLNE MEDIA

US ZSRR

           ,,I cóż powiecie na to że już się zbliża lato?,,  Pamiętacie ten wierszyk z lat szkolnych? 

   A co by się stało gdyby tym podobny wierszyk ktoś, wielu ktosiów, wyrecytował wam gdy powstawała UE.  Lub gdy ,,głosowaliście,, za lub przeciw wejściu do UE. Zaznaczam i podkreślam że tematem wierszyka byłaby prawda wyłożona bez żadnych ograniczeń abyście mogli zrozumieć co to jest i do czego ma służyć.

  Też byli byście za? A może nie? 

  Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Miejcie jednak tę świadomość że dzięki wybranym krokom jesteście popychadłem Europy. Nie macie własnych zakładów, wszystko zostało zniszczone, wyprzedane, wy sami emigrujecie za chlebem w świat i gdziekolwiek się zatrzymacie to nie jesteście u siebie.

  Kto z was się przyzna przed samym sobą, drugim człowiekiem, że dołożył, a może nadal dokłada, cegiełki niszczenia. 

   Chciano nas napaść i zniewolić i to zrobiono. 

                Sami sobie to zrobiliśmy.




JAK NAS ŻYDZI WYROLOWALI


Obudziłem się dziś rano i okazało się że zamiast być rześkiemu jestem jak cień.
Organizm zrobił mnie w bambuko tak samo jak żydzi nas po upadku komuny.







 

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...