niedziela, 29 października 2023

 

Dlaczego Episkopat Polski solidaryzuje się ze zbrodniarzami?


Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To powiedzenie idealnie obrazuje postawę polskich biskupów, którzy w metodycznej judaizacji Kościoła katolickiego przekroczyli granicę jakiej nie dopuszczają się nawet ortodoksyjni Żydzi. Chodzi o oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski wyrażające „solidarność z narodem Izraela”.

Mowa o narodzie zasiedlającym nielegalne państwo, którego poważne środowiska żydowskie nie chcą uznać. Wystarczy zacytować co powiedział rabin Yisroel Dovid Weiss z międzynarodowej organizacji Neturei Karta: „Zabijanie, kradzież, okupowanie cudzej ziemi lub uciskanie całego narodu jest całkowicie zabronione w religii żydowskiej”.

Tak więc ortodoksyjni Żydzi potępiają Izrael i solidaryzują się z narodem okupowanym – Palestyńczykami. W tym celu organizują manifestacje w światowych metropoliach, szczególnie na ulicach Nowego Jorku, gdzie stają w obronie prześladowanych. Co ciekawe, optują przy tym, by znieść syjonistyczne państwo Izrael, gdyż z punktu widzenia wyznawanego w judaizmie ‘mesjańskiego oczekiwania’ powstało ono wbrew prawu.

Tymczasem episkopat Polski wyraża solidarność z syjonistami, stanowczo potępiając atak Hamasu i uwięzienie przetrzymywanych w Gazie izraelskich zakładników. Ten sam episkopat nigdy nie potępił ataków Izraela i nigdy nie wyraził solidarności z prześladowanymi od dziesięcioleci Palestyńczykami. Biskupi z Polski nie upomnieli się też o palestyńskich jeńców przetrzymywanych w izraelskich więzieniach, ani o palestyńskich cywilów zamkniętych przez lata w getcie ulokowanym w Strefie Gazy. Co więcej, polskojęzyczni biskupi nie solidaryzowali się nawet z chrześcijanami atakowanymi przez Żydów w Jerozolimie.

Dla jasności. Nie pochwalam ataków Hamasu, a wręcz przeciwnie. Przypuszczam też, że może kryć się za tym jakieś drugie dno. Być może ktoś gdzieś przeniknął i kogoś podpuścił, organizując operację pod fałszywą flagą, by dać Izraelowi pretekst do wymordowania całego narodu.

Skandaliczne oświadczenie biskupów z Polski tym bardziej szokuje, bo okazali oni solidarność z okupantami, którzy właśnie dokonują ludobójstwa w Strefie Gazy. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy w geście solidarności podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi.

W związku z powyższym czuję się sprowokowana, by w niniejszej analizie wyjaśnić, skąd u wpływowych polskich duchownych tak haniebna postawa.

POD PRZYKRYWKĄ DIALOGU

Zanim ktoś zarzuci mi zajadły antysemityzm i uderzanie w katolickich hierarchów, opowiem o pewnych zdarzeniach z mojej przeszłości. Zacznę od tego, że jako nastolatka bezkrytycznie uległam modzie na uwielbienie Jana Pawła II. Podekscytowana uczestniczyłam w pielgrzymkach papieża do ojczyzny, a nawet pojechałam do Rzymu na Światowe Dni Młodzieży.

Na czas studiów przypadła śmierć papieża z Polski. Płakałam wtedy jak wielu moich rodaków. Następnie pojechałam na pogrzeb do Stolicy Piotrowej. Na placu Świętego Piotra w Watykanie moim oczom ukazał się nietypowy widok. W kierunku trumny, by oddać hołd zmarłemu, wolnym krokiem zmierzali ramię w ramię żyd i muzułmanin. Trzymali wspólny sztandar z wyhaftowaną symboliką trzech religii: krzyżem, półksiężycem i gwiazdą Dawida. Widok ten tak mocno mną poruszył, że postanowiłam napisać pracę magisterską pt. „Judaizm, chrześcijaństwo, islam – o potrzebie dialogu. Znaczenie pontyfikatu Jana Pawła II”.

W trakcie obrony jeden z profesorów zasiadających w komisji zadał mi niespodziewane pytanie: „Czy według pani taki dialog jest w ogóle możliwy?”. Zaskoczona tym pytaniem, odpowiedziałam spontanicznie i krótko: „Nie z żydami!”.

Moja odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła niż pytanie, wszak w pracy magisterskiej, pisanej na podstawie nauczania JP II, takich wniosków nie wyłapałam. Skąd więc ten naturalny odruch wyrażający przekonanie, że dialog z żydami to jednak mrzonka? Po prostu podświadomie czułam, że chrześcijanie wyjdą na tym jak skończeni frajerzy. A przeczucia zweryfikowało życie, gdyż z ż/Żydami (pisanymi z dużej i z małej litery, w zależności od kontekstu) miałam potem wielokrotnie do czynienia, czego wymowny fragment uchylę już za chwilę.

Przyjrzyjmy się najpierw definicji dialogu rozumianego jako: „rozmowa, wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw. Jego uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu i przekazaniu posiadanych wartości intelektualnych i moralnych, zaś jego celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy lub wspólne działanie” (cytat za: „Mały słownik pojęć i terminów filozoficznych”).

Chrześcijanie i żydzi nie mogą prowadzić tak pojętego dialogu w celu „zbliżenia się do prawdy”, gdyż żydzi nie uznali Prawdy o tym, że zapowiedzianym Mesjaszem jest Jezus Chrystus. A co się z tym wiążę, żydzi nie przyjęli Jego przykazania „abyście się wzajemnie miłowali” i tym samym odrzucili oni wartości moralne wyrażające się w miłości do bliźniego. Jeśli zatem prawda nie jest tutaj celem dialogu, to pozostaje „wspólne działanie”. I trzeba przyznać, że w tym zakresie Kościół katolicki w Polsce przeszedł samego siebie.

PRZEJMOWANIE DUSZ

Po otrzymaniu dyplomu z filozofii postanowiłam zostać dziennikarką. By uzyskać oficjalne skierowania na praktyki w różnych redakcjach, wybrałam się na Podyplomowe Studium Dziennikarskie Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Stamtąd trafiłam na staż do Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdzie zostałam na dłużej. W ten oto sposób, przez kilka kolejnych lat – na śmieciowej umowie dla gojów za grosze – tworzyłam depesze radiowe dla rozgłośni katolickich. Najciekawsze jest jednak to, co zaobserwowałam od środka.

Praca w KAI uświadomiła mi, że wierchuszka Kościoła w Polsce jest przesiąknięta żydowskimi wpływami. Uczestniczyłam w różnych konferencjach czy wydarzeniach i przy tej okazji nagrywałam na mikrofon komentarze biskupów i wpływowych księży. Wśród wysoko postawionego kleru nie dostrzegłam chrześcijańskiego ducha, ani wiary w Trójjedynego Boga (nielicznych pobożnych duchownych poznałam przy innych okazjach). Pracując w KAI nagrywałam też żydów, w tym rabinów. Jak to możliwe? Otóż w ramach pracy dla katolickiej redakcji, służbowo chodziłam na różne spotkania z udziałem wyznawców judaizmu. Byłam nawet w synagodze. Przy jakiej okazji wizyta gojki w takim miejscu? Ano takiej, że rokrocznie w polskim Kościele katolickim obchodzony jest Dzień Judaizmu, ustanowiony w 1997 roku przez Konferencję Episkopatu Polski.

Katolicka Agencja Informacyjna wiedzie prym w promowaniu tego – w oczach świadomych chrześcijan skandalicznego – „święta”. Szefostwo KAI produkuje „ochy” i „achy” na temat żydowskiej religii, wymyślając przy tym rozmaite wydarzenia, by mieszać Polakom w głowach. Dla przykładu, w 2018 roku (kilka lat po moim rozstaniu z redakcją) zorganizowali warsztaty dziennikarskie nt. judaizmu i relacji katolicko-żydowskich. Hasłem przewodnim tresury dla pracowników polskojęzycznych mediów były słowa Jana Pawła II „Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm”. A w programie szkolenia m.in. wykłady rabina Michaela Schudricha pt. „Najbardziej podstawowe pojęcia w judaizmie, które chrześcijanin powinien znać” i „Jak zmienia się (lub nie zmienia) żydowskie podejście do chrześcijaństwa?”.

Urabianie katolickiego narodu na żydowską modłę odbywa się na wielu płaszczyznach. Szczególnie wstrząsającym przykładem ostatnich lat jest promowanie rodziny Ulmów, a następnie wyniesienie jej na ołtarze.

Z okazji „beatyfikacji” Konferencja Episkopatu Polski wystosowała list pasterski. Biskupi przekonywali w nim, że rodzina Ulmów jest «inspiracją dla współczesnych małżeństw i rodzin». Co więcej, zdaniem KEP „heroiczna postawa miłości wobec bliźnich, powinna pobudzać nas do życia nie tyle dla własnej wygody czy chęci posiadania, ale do życia będącego darem siebie dla innych”.

Co to de facto znaczy? Otóż należy to rozszyfrować w ten sposób, że zdaniem polskojęzycznych biskupów wyznacznikiem dla współczesnej polskiej rodziny powinno być bezgraniczne poświęcenie dla Żydów. Szczególne przeraża fakt, że w przypadku gloryfikacji tej konkretnej ofiary, wpaja się Polakom, iż wzorem postawy jest poświęcenie życia nawet własnych dzieci.

Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego i serwisu „Vatican News”, powiedział, że „Ulmowie byli świadomi ryzyka, które podejmowali ukrywając Żydów”.

Skoro tak, to tym bardziej nie należy podnosić do rangi błogosławionego, ojca siedmiorga dzieci, który świadomy tego co może je spotkać, podjął jednak decyzję narażającą na śmierć własnych potomków. Obowiązkiem głowy rodziny jest bowiem w pierwszej kolejności chronić swoich najbliższych.

ŻYDOWSKIE PRZECHRZTY

Tymczasem Michael Schudrich w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej przekonywał: „Beatyfikacja rodziny Ulmów to bardzo ważny krok Kościoła – pokazać wiernym, W JAKI SPOSÓB POSTĘPOWAĆ […]”. Zdaniem naczelnego rabina RP „ta beatyfikacja będzie miała pozytywny wpływ na nasze, polsko-żydowskie relacje, ponieważ każde dobro wywiera dobry wpływ”.

Sęk w tym, że jest to „dobro” tylko jednostronne, gdyż historia nie zna takich przykładów, aby Żydzi poświęcali dla gojów cokolwiek dla nich cennego.

A co z Polakami? Przeglądam różne fora dyskusyjne, z których wynika, że wielu moich rodaków jest mocno zdezorientowanych widząc postawę duchowieństwa w Polsce. Zachodzą oni w głowę i pytają. Jak to możliwe, że chrześcijańscy duchowni dopuścili się takiej obrzydliwości i poparli syjonistycznych okupantów?

Otóż trzeba sobie wreszcie uświadomić, że oni nie są prawdziwymi chrześcijanami. Ten kto naprawdę poznał Chrystusa i Go przyjął w swoim sercu, nigdy nie wyrazi solidarności ze zbrodniczym tworem syjonistycznym, jakim jest tzw. państwo Izrael.

Kim więc oni są? Polskojęzyczna elyta – zarówno ta duchowna, jak i polityczna – w znacznym stopniu wywodzi się z potomków frankistów. Mowa o przesiąkniętej okultyzmem kabalistycznej sekcie żydowskiej, założonej w łonie judaizmu w XVIII wieku przez Jakuba Franka (1726-1791). Co znamienne, sekta była heretycka z punktu widzenia ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, co tłumaczy m.in. obecną rozbieżność w stosunku tzw. państwa Izrael.

Ktoś może teraz zaoponować, uznając, że to niemożliwe, bo przecież polskojęzyczna elyta to w zdecydowanej większości katolicy. Formalnie tak jest, ponieważ Jakub Frank i jego zwolennicy wykalkulowali sobie, że najbardziej im się opłaci jeśli zostaną przechrztami i przyjmą polskie nazwiska. A wszystko po to, by przejąć Polskę i przerobić na Judeopolonię (Polin).

Czy ten geszeft brzmi jak teoria spiskowa? No cóż, wystarczy rozejrzeć się dookoła, by wydedukować, że to się dzieje naprawdę. Postawa polskojęzycznych biskupów utwierdziła mnie w przekonaniu, że najczarniejszy scenariusz dla Polski stał się rzeczywistością.

Autorstwo: Agnieszka Piwar
Źródło: Piwar.info

 

Rekordowe subwencje dla partii politycznych


Partie polityczne obłowią się dzięki wysokiej frekwencji w wyborach parlamentarnych. Krzysztof Lorentz, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych z KBW, przedstawił, na jakie subwencje mogą liczyć partie.

„Przewidujemy, że rocznie suma subwencji dla partii politycznych wyniesie ponad 84 miliony złotych. Na razie to jednak przewidywana kwota. Pomniejszyć ją mogą błędy w sprawozdaniach, ale oczywiście nie muszą” – mówi Krzysztof Lorentz w rozmowie z „Super Expressem”.

Skąd tak wysoka? Jak informuje „SE”, przyłożyła się do tego rekordowa niemal 75-procentowa frekwencja, bo środki z budżetu powiązane są z poparciem dla każdej formacji.

Ile dostaną poszczególne partie? Przewidywane kwoty przedstawiają się następująco:

– PiS – 25 933 375 zł

– PO (KO) – 23 875 901 zł

– Zieloni (KO) – 551 175 zł

– Inicjatywa Polska (KO) – 313 167 zł

– Nowoczesna (KO) – 313 167 zł

– Polska 2050 (Trzecia Droga) – 7 525 362 zł

– PSL (Trzecia Droga) – 7 525 362 zł

– Nowa Lewica – 9 822 680 zł

– Konfederacja – 8 385 955 zł

„Trzeba jeszcze pamiętać, że partie dostaną jednorazowe dotacje za każdy uzyskany mandat posła i senatora. Przy obliczeniach tych kwot bierze się pod uwagę sumę wydatków komitetów na kampanię wyborczą. Dotacja wypłacana jest w terminie 9 miesięcy od wyborów” – przypomina jeszcze „Super Express”.

Autorstwo: SG
Na podstawie: SE.pl
Źródło: NCzas.info

 

Własność spółdzielcza i wybory


W Polsce po 1989 roku, po przemianach politycznych, został wprowadzony nakaz powszechnej prywatyzacji. Wprowadzał w życie ten pogląd m.in. Leszek Balcerowicz, czy na przykład premier Tadeusz Mazowiecki.

Ten ostatni był w czasach PRL przeciwnikiem własności prywatnej zgodnie z poglądami filozofa chrześcijańskiego Mouniera. Stojąc na czele ugrupowania Więź, doprowadził do przełożenia na język polski dzieł tego francuskiego filozofa. Powodu tej radykalnej zmiany poglądów nie wyjaśnił. Własność prywatna wytwarza chęć indywidualnego sukcesu. Powoduje – co obserwujemy i doświadczamy – zróżnicowanie materialne społeczeństwa, prowadzące do faktycznej nierówności mimo prawnych deklaracji równości obywateli. Prowadzi też do głębokiego poczucia niesprawiedliwości. Nie bierze się obecnie pod uwagę, że prawo do własności prywatnej, to tylko jeden z możliwych sposobów regulowania stosunków międzyludzkich.

Przypomnę, że w Polsce niepodległej, czyli międzywojennej, aprobowano trzy formy własności: prywatną, państwową i spółdzielczą. Ta ostatnia sprzyjała wytwarzaniu się poczucia braterstwa i wspólnoty, cennego szczególnie po latach zaborów. Epoka globalizacji, w której obecnie żyjemy, miała urzeczywistnić ideę braterstwa w skali całej ludzkości i zespoloną z nią wartość pokoju. Tak przynajmniej pojmowali ideę globalizacji filozofowie. Byliby zaskoczeni, że globalizacją nazywa się proces jednoczenia świata przez koncerny i banki. Do rzeczywistej globalizacji, godnej tego miana, przyczynić może się powrót do własności spółdzielczej, która została u nas zlikwidowana. Jej resztki opierają się obecnie o kodeks handlowy, co nie ma nic wspólnego z istotą spółdzielczości. W innych niż Polska państwach Unii Europejskiej rozwija się własność spółdzielcza, by podać jako szczególny przykład Danię.

Wracając do czasów Polski niepodległej, trzeba podkreślić, że prezydent Polski, Stanisław Wojciechowski, był zaangażowany w ruch spółdzielczy. Nie tylko publikował prace na ten temat, ale utworzył też Towarzystwo Kooperatystów. Także premier Władysław Grabski działał na rzecz rozwoju spółdzielczości. Na przykład założył fabrykę spółdzielczą, spółdzielnie mleczarskie, a także kasy spółdzielcze dla chłopów. Dodam, że pionierem spółdzielczości był Stanisław Staszic. Nie jest prawdą, że mamy jedynie wybór między gospodarką opartą o własność prywatną albo odmianą socjalizmu, który funkcjonował w PRL. Sugerując ten błędny pogląd i krytykując w sposób karykaturalny czasy PRL, umacnia się w społeczeństwie przeświadczenie o konieczności rozwiązań neokapitalistycznych i tłumi się ewentualną myśl o zmianie.

Własność spółdzielcza gwarantuje harmonijne pogodzenie celów indywidualnych i społecznych. Scala społeczeństwo. Można określić spółdzielczość jako organizację bezpośrednich producentów i dysponentów wytworzonych dóbr materialnych. Nie przypadkowo podnoszę ten problem obecnie. Otóż wrogie podziały, agresja, interesowność w relacjach człowiek – człowiek, nadmierne zaabsorbowanie dążeniem do wzbogacenia się, które wytwarza własność prywatna, nabrały niepokojącego wymiaru. Chęć posiadania dóbr materialnych jest silnym instynktem w człowieku. Powinien być ograniczany, a nie rozbudowywany poprzez aprobatę konkurencji oraz rywalizacji. Doprowadziło to do sytuacji, że więzi między człowiekiem a człowiekiem stały się kruche. A stosunek do Innego jest sprawą istotną. Naród powinien być scementowany.

Obecnie wartości materialne są błędnie wskazywane jako naczelne. Wyzwala to pazerność i agresję. Rynek traktuje się jako obiektywną siłę, która rzekomo ma wyznaczać życie człowieka, a w tym edukację, której poziom w rezultacie upadł. Neoliberalizm ekonomiczny, czyli epoka, w której żyjemy, rozczarował znaczną część społeczeństwa. Spośród 21 Postulatów Solidarności tylko jeden o charakterze społecznym został urzeczywistniony. Mam na myśli wolne soboty. Rozczarowanie rzeczywistością wywołuje refleksje. Różnice między światem, który jest a światem, jakim on być powinien, są ogromne. Warto podejmować wysiłek doskonalenia rzeczywistości po to, by wizja sprawiedliwego urządzenia świata nie była odległą ideą. Nie należy godzić się z traktowaniem człowieka jako zasobu ludzkiego, czy kapitału ludzkiego.

Przywrócenie znaczenia własności spółdzielczej, jej odrodzenie i powszechność mogłyby korzystnie zmienić sytuację. Można inaczej urządzić nasz świat. Wystarczy sięgnąć do przykładów z nieodległej przeszłości. Przypomnę, że Stefan Żeromski i osoby z nim współdziałające byli rzecznikami własności spółdzielczej. Działali w duchu poglądów wielkiego polskiego filozofa Edwarda Abramowskiego. W rezultacie rozwinęła się w Polsce międzywojennej własność spółdzielcza. Jeszcze dziś w niektórych miasteczkach można zobaczyć resztki sklepów „Społem”. Spółdzielczość może rozwiązać problemy społeczne i gospodarcze, a także przyczynić się do przywrócenia szacunku dla człowieka. Należy wyjaśnić, że spółdzielczość, która powinna zostać odrodzona, nie uznaje zysku za cel fundamentalny.

Jeszcze w latach 1970. istniały maszoperie, czyli spółdzielnie rybackie Kaszubów. Jeśli rybak wrócił z połowu bez ryb, to TV członkowie maszoperii, do której należał, dzielili się z nim złowionymi przez siebie rybami. To tylko jeden z przykładów poczucia braterstwa zespolonego ze spółdzielczością opartą na dawnych polskich zasadach.

Błędnie sugeruje się, że szukając źródeł przychodów, należy prywatyzować gospodarkę. Doprowadziło to do likwidacji fabryk, stoczni i hut stawiając nas w sytuacji importera tych produktów, które wcześniej sami produkowaliśmy. Sugeruje się błędnie, że prywatyzacja i zespolona z nią konkurencja, to najwłaściwsze bodźce rozwoju gospodarczego. Zwolennicy tego poglądu nie odpowiedzieli na pytanie co stanie się ich zdaniem z gospodarką, gdy jej prywatyzacja zostanie zakończona. Rozwiązanie gospodarcze inne niż neoliberalne ocenia się u nas jako przejaw niechęci do postępu i kultywowanej nowoczesności. Dogmat powszechnej prywatyzacji jest niepokojący.

Spółdzielcza forma własności budzi postawę dzielenia się z innymi członkami spółdzielni. Wytwarza poczucie wspólnoty. Jest zgodna z poczuciem sprawiedliwości. Własność spółdzielcza rozwija życzliwość, chęć niesienia pomocy słabszemu, wrażliwość wobec nieszczęść innych ludzi. Jak wyjaśnia w encyklikach papież Jan XXIII, z prawa naturalnego wynika prawo do korzystania z dóbr materialnych przez każdego człowieka. A więc inaczej niż głosił Arystoteles, a za nim św. Tomasz z Akwinu, nie wynika z tego prawa określona forma własności. Jan XXIII zmodyfikował naukę społeczną Kościoła, stwierdzając, że trzy formy własności są zgodne z prawem naturalnym: prywatna, państwowa i spółdzielcza. O tym, która z nich, bądź forma mieszana ma obowiązywać w danym państwie, w określonym czasie – ma decydować władza państwowa, biorąc pod uwagę dobro społeczeństwa.

Stan świadomości decydentów przesądza kwestie własnościowe w państwie. Przejście od urzeczywistnionej w PRL jednej z postaci socjalizmu do neokapitalizmu, nie miało nic wspólnego z oddziaływaniem praw rynku, lecz było wynikiem zmiany politycznej. Podobnie o przejściu w innych krajach, na przykład, od kapitalizmu do socjalizmu też nie zadecydowały prawa rynku, lecz stan świadomości społeczeństwa i zdolność do działania, siła buntu przełożonego na czyny. Podjęłam problem określony tytułem artykułu w obliczu zbliżających się wyborów. Niepokoi mnie głęboko brak ideowych dyskusji. Nie znana jest wizja Polski, do której dążą poszczególne partie. Zapewne jej nie mają. Brutalna i agresywna kampania wyborcza ma na celu – po stronie opozycji – jedynie przejęcie władzy. Społeczeństwo, żeby się rozwijać, powinno mieć kierunkowskazy. Cele nakreślone do spełnienia i zarazem zespalające jednostki we wspólnotę.

Autorstwo: prof. Maria Szyszkowska
Zdjęcie: ninosouza (CC0)
Źródło: MyslPolska.info

 

Pozwali armię za nadużycie władzy ws. COVID-19


Obecni i byli żołnierze złożyli pozew przeciwko najwyższemu kierownictwu kanadyjskiej armii i Departamentowi Obrony Narodowej, zarzucając nadużycie władzy i naruszenie praw statutowych w odniesieniu do polityki dotyczącej COVID-19.

Pozew dotyczy 128 osób, które twierdzą, że były zmuszane do przyjmowania zastrzyków w związku z nakazem Kanadyjskich Sił Zbrojnych (CAF) dotyczącym szczepionek przeciwko COVID-19, przy czym niektóre odmówiły i zostały wydalone ze służby wojskowej, a inne zastosowały się do zaleceń i rzekomo cierpiały z powodu poważnych działań niepożądanych.

Lista domniemanych naruszeń obejmuje „ignorowanie ustalonego prawa” dotyczącego prawa do prywatności, prawa do wyboru leczenia oraz „pozwolenie na fizyczne i/lub psychiczne tortury członków CAF”. Pozew został złożony pod koniec września przez adwokat Catherine Christensen z Valor Legal Action Centre. Zarzuca różne formy przemocy, w tym nakazywanie żołnierzom przebywania zimą w namiocie i odmawianie im ogrzewania, chyba że zostaną zaszczepieni. „CAF narzuciła swoim członkom nieprzetestowany produkt, błędnie oznaczyła tę eksperymentalną terapię genową jako »szczepionkę«, świadomie składała fałszywe oświadczenia dotyczące bezpieczeństwa i jej skuteczności oraz wprowadziła nakaz bez możliwości odmowy, z wyjątkiem trwałego usunięcia ze służby” – czytamy w pozwie. Dodaje, że COVID-19 wiąże się z niskim ryzykiem młodych dorosłych, podczas gdy ta grupa demograficzna jest obarczona większym ryzykiem obrażeń poszczepiennych.

W jurysdykcjach takich jak Ontario zaleca się młodym ludziom szczepionkę firmy Pfizer zamiast szczepionki Moderna ze względu na ryzyko zapalenia serca. Moderna była w przeważającej mierze używana do szczepienia członków CAF. W pozwie napisano, że dowódcy „działali agresywnie, aby zmusić członków do przyjęcia leków biologicznych w sposób, który w pewnych przypadkach miały charakter przestępczy”. Zarzuca członkom CAF zmuszanie ich do „spędzania niepotrzebnie długich okresów czasu na zewnątrz w ekstremalnych zimowych warunkach, bez schronienia i zabezpieczeń, a także do przymusowego zamykania w małych, ciasnych przestrzeniach bez wytchnienia na posiłki i potrzeby higieny osobistej”. Jeden z powodów utrzymuje, że powiedziano mu, iż osoby, które nie przyjmują zastrzyków, powinny zostać „rozstrzelane”.

Gen. Eyre wydał swoją pierwszą dyrektywę nakładającą obowiązek szczepienia w październiku 2021 r., mniej więcej w tym samym czasie, gdy rząd liberalny nałożył mandat na administrację i sektory regulowane przez władze federalne. Chociaż CAF nie jest służbą publiczną, gen. Eyre powiedział, że powodem wprowadzenia nakazu szczepień było po części „pokazanie przywództwa” Kanadyjczykom. Ottawa zawiesiła mandat służby publicznej w czerwcu 2022 r., a kilka miesięcy później gen. Eyre wydał nową dyrektywę rozluźniającą ten mandat. Od października 2022 r. szczepienie przeciwko Covid-19 nie było już wymogiem pełnienia służby, ale utrzymano je w przypadku misji.

Z pozwu wynika, że ​​jeden z żołnierzy stacjonujący w Valcartier po otrzymaniu dwóch dawek miał problemy zdrowotne i próbował odebrać sobie życie. Inny z Edmonton, któremu odmówiono zwolnienia lekarskiego, przyjął jedną dawkę szczepionki Janssen (Johnson & Johnson), aby uratować swoją karierę – wynika z pozwu. „Obecnie cierpi na zagrażające życiu skutki uboczne” i zdiagnozowano u niego ciężkie uszkodzenia poszczepienne” – czytamy w pozwie. Według doniesień inne osoby po zaszczepieniu cierpiały na porażenie Bella, problemy neurologiczne i problemy z sercem.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

 

Opłaty za balkony i schody


Politycy i urzędnicy imają się wszelakich sposobów, by zdzierać pieniądze z ludzi. Rok do roku podwyższają podatki i wprowadzają nowe, dla niepoznaki nazywając je opłatami. W Poznaniu zdecydowali, że będą pobierać opłaty od balkonów czy schodów. Nawet 180 zł rocznie.

Zarząd Dróg Miejskich w Poznaniu, zatwierdzając decyzję miejscowych radnych, wprowadzi opłaty dla elementów budynków, których kontury wchodzą w miejską przestrzeń, na przykład wystają nad chodnikami. Nowe przepisy dotyczyć będą jedynie obiektów zbudowanych po wejściu w życie regulacji.

Zgodnie z uchwałą radnych, opłaty będą nakładane na właścicieli nowo zbudowanych lokali, których balkony, pochylnie lub schody znajdują się w obszarze miejskim. W przypadku tych umieszczonych do wysokości 2,5 metra opłata może przekroczyć 180 złotych rocznie.

W praktyce, posiadacze balkonów umieszczonych powyżej 2,5 metra będą płacić nieco mniej niż 18 złotych i 25 groszy rocznie, podczas gdy właściciele balkonów umieszczonych do wysokości 2,5 metra będą musieli zapłacić 182,5 zł rocznie.

Dodatkowo opłaty obejmą mieszkańców budynków poddanych termomodernizacji, których obrys wpada w obszar miejskiej działki. Stawki będą naliczane od zajętej powierzchni chodnika, a nie od wielkości izolacji cieplnej. Zarząd Dróg Miejskich wyda decyzję administracyjną w tej sprawie na wniosek właściciela nieruchomości.

Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.info


  1. replikant3d 28.10.2023 17:13

    Upadek tego kraju coraz bliżej…

  2. Dobroca 28.10.2023 19:29

    Nie ma więzi międzyludzkich, nie ma narodu, nie ma potrzeby istnienia kraju bez narodu.

    Była wprawdzie wspólna historia, ale została sprowadzona do wysławiania Żydów, a w całej reszcie wykpiona, także jako dziedzina niekomercyjna.

    Na szczęście sztuka za sztukę, czyli w przyrodzie nic nie ginie.

    https://www.fondsk.ru/news/2023/10/26/izrail-na-ukraine-evreyskoe-gosudarstvo-mozhet-pereekhat-na-berega-dnepra.html

    Po co mi takie państwo, w którym gdy chcę korzystać z darów natury, np. oddychać powietrzem, nie znajduję żadnego poparcia, a wręcz odwrotnie – zewsząd ataki na mnie, z uzbrojonymi przestępcami w mundurach na czele.

    Po co mi takie państwo, które ma zbiorową amnezję na pamięć o ofierze krwi swych przodków – ofiar banderyzmu, hitleryzmu, stalinizmu i innych żydowskich ustrojów, jak również swych rodaków u koryta.

    Więc płacić za każdą piędź zajętej, ukropolińskiej ziemi, aż do bankructwa, eksmisji, bezdomności i zgonu.

    Powtarzam się, ale każdy sposób oczyszczania Polski z Polaków jest dobry. Ale przede wszystkim, ma poparcie 90% wyborców.

 

Fundusz covidowy wciąż istnieje


W imię „walki z koronawirusem” rząd PiS-u stworzył sobie „budżet poza budżetem” w postaci Fundusz Przeciwdziałania Covid-19. Na co rzeczywiście wydawano pieniądze?

Jak ujawnia „Rzeczpospolita”, z funduszu najwięcej pieniędzy poszło na szeroko rozumiane rekompensaty związane z wysoką inflacją w 2023 roku. W ciągu ośmiu miesięcy pozabudżetowy Fundusz Przeciwdziałania Covid-19 otrzymał około 31 mld zł, wydając ponad 31,5 mld zł. Możliwe było to dzięki zwrotowi ponad 2,2 mld zł niewykorzystanych środków przez różnych dysponentów.

Fundusz przestał już dawno alokować środki na bezpośrednie działania związane z pandemią. Początkowo utworzony w marcu 2020 r., rząd traktuje go szeroko, przeznaczając środki na różne dopłaty, wypłatę bonu turystycznego oraz rekompensaty związane z wysokimi cenami energii elektrycznej i gazu.

W bieżącym roku rząd pierwotnie zakładał wydatki w wysokości prawie 25 mld zł, ale po aktualizacji planu, której dokonano po sierpniu, kwota ta wzrosła do 40,2 mld zł. Zatwierdzenie planu funduszu, którego operatorem jest Bank Gospodarstwa Krajowego, pozwala na elastyczną reakcję na „potrzeby finansowe rządu”, jakkolwiek to rozumieć.

W 2023 roku planowano przeznaczyć prawie 17 mld zł na łatanie dziur po Polskim Ładzie i 22,4 mld zł na rekompensaty związane z energią. Rząd zrealizował część tych planów do września, wydając ponad 20 mld zł.

Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, choć nie jest funduszem budżetowym, odnotowuje swoje zadłużenie. Wg informacji resortu finansów, wyniosło ono 165,4 mld zł po czerwcu. Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała funkcjonowanie funduszu, wskazując na chaos, brak przejrzystych procedur i nieefektywne gospodarowanie środkami publicznymi.

W przyszłym roku planuje się wprowadzenie nowej rezerwy celowej w budżecie państwa z przeznaczeniem na wpłaty na rzecz Funduszu Przeciwdziałania Covid-19.

Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.info

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...