czwartek, 8 maja 2025

 

Unia Europejska szykuje cios w polskich przewoźników

Unia Europejska szykuje cios w polskich przewoźników. Nowelizacja unijnych przepisów o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego to wielkie zagrożenie dla polskich firm transportowych i ich pracowników.

W kwietniu 2025 roku Rada Unii Europejskiej, pod przewodnictwem polskiej Prezydencji, przyjęła wspólne stanowisko dotyczące nowelizacji unijnych rozporządzeń nr 883/2004 oraz 987/2009. Decyzja ta wywołała szeroką debatę wśród przedstawicieli branży transportowej, którzy wskazują na groźbę katastrofalnych skutków dla polskich firm świadczących usługi na rynku UE – szczególnie w transporcie drogowym, budownictwie oraz w branży opiekuńczej. Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP) alarmuje, że zmiany te mogą sparaliżować funkcjonowanie polskich przewoźników, a ich negatywne skutki odczują także pracownicy. Związek apeluje do rządu, który kieruje pracami Rady UE, o szybką interwencję.

TLP zwraca uwagę na brak transparentności całego procesu legislacyjnego. „Można odnieść wrażenie, że sprawa ta została ukryta przed opinią publiczną i zainteresowanymi środowiskami, aby nikt nie zdołał przeszkodzić w szybkim przyjęciu nowych przepisów” – mówi Maciej Wroński, prezes TLP. Jego zdaniem, celem proponowanych zmian nie jest poprawa efektywności unijnego rynku, lecz ograniczenie działalności firm z Europy Środkowo-Wschodniej. Takie działania, jak zauważa Wroński, są zgodne z wcześniejszymi inicjatywami, takimi jak dyrektywa o delegowaniu pracowników czy Pakiet Mobilności, które miały na celu ograniczenie dostępu polskich przedsiębiorców do unijnego rynku. TLP uważa, że cała procedura odbywa się zbyt szybko, a unikanie szerokiej dyskusji publicznej ma na celu „prześlizgnięcie się” zmian bez większego sprzeciwu. „Można odnieść wrażenie, że sprawa została ukryta, aby uniknąć oporu ze strony środowisk, które najbardziej odczują skutki tych regulacji” – komentuje Wroński.

Nowelizacja rozporządzeń UE wprowadza dwie główne zmiany, które mogą mieć dramatyczne konsekwencje dla polskich firm transportowych – nową definicję „siedziby przedsiębiorstwa” i obowiązek zgłaszania delegowania pracowników.

Pierwsza zmiana ta wprowadza nowe kryteria ustalania, w którym państwie przedsiębiorca będzie zobowiązany do uiszczania składek na ubezpieczenie społeczne swoich pracowników. Zamiast dotychczasowej definicji, bazującej na miejscu faktycznego prowadzenia działalności, nowa definicja uwzględnia m.in. obrót związany z danym państwem. Oznacza to, że przewoźnicy będą zobowiązani do corocznej rejestracji pracowników w różnych systemach ubezpieczeń społecznych, zależnie od miejsca wykonywania usług w danym roku obrotowym. TLP ostrzega, że taka zmiana spowoduje ogromny chaos administracyjny, a firmy będą musiały dostosowywać się do zmieniających się wymagań prawnych w różnych krajach. „Polski kierowca, wykonując przewóz z Włoch do Francji, będzie jednocześnie podlegał kilku porządkom prawnym – to absurd, który całkowicie destabilizuje funkcjonowanie przedsiębiorstwa” – tłumaczy Maciej Wroński.

Druga zmiana nakłada obowiązek powiadamiania zagranicznych instytucji ubezpieczeniowych o wysyłaniu pracowników za granicę oraz uzyskiwania wymaganych dokumentów A1, które potwierdzają ubezpieczenie społeczne. W praktyce, przy pracy w branży transportowej, gdzie zlecenia pojawiają się często z dnia na dzień, wprowadzenie tego rodzaju wymogów może sparaliżować działalność wielu firm transportowych. „Jeśli przewoźnik będzie zobowiązany do uzyskania dokumentu A1 przed każdym wyjazdem kierowcy, to w praktyce cała branża może stanąć” – ostrzega Wroński.

Zmiany w przepisach nie tylko obciążą polskich przedsiębiorców ogromnymi kosztami administracyjnymi, ale również wywołają niekorzystne konsekwencje finansowe. Jak wskazuje TLP, wprowadzenie nowych regulacji może zmniejszyć udział polskich przewoźników na rynku unijnym o 40% w ciągu kilku lat. Ponadto, przewoźnicy będą zmuszeni do ciągłych przerejestrowań swoich pracowników w zagranicznych systemach ubezpieczeniowych, co spowoduje dalszy wzrost kosztów operacyjnych oraz dodatkowe obciążenia związane z niezbędnymi formalnościami. Przewoźnicy będą musieli utrzymywać rozbudowane biura administracyjne, by sprostać nowym obowiązkom, co w praktyce może skutkować poważnym spadkiem konkurencyjności polskich firm transportowych na tle przedsiębiorstw z innych państw UE. „Nowelizacja unijnych rozporządzeń zagraża nie tylko transportowi drogowemu, ale też innym branżom wykonującym usługi na unijnym rynku wewnętrznym” – komentuje Robert Lisicki, ekspert ds. prawa pracy Konfederacji Lewiatan.

Nowe przepisy nie pozostaną bez wpływu na samych pracowników. Jak zaznacza Maciej Wroński, zmiana systemu ubezpieczeń społecznych, częsta migracja między krajami, zmiana ustawodawstwa oraz wymóg posiadania wielu dokumentów A1 mogą uniemożliwić pracownikom uzyskanie pełnych świadczeń emerytalnych. „Kierowca, który przez lata będzie zmieniał systemy ubezpieczeń, na emeryturze będzie musiał dosłownie wyszarpywać swoje pieniądze z kilku państw. To absurd, który zniechęcać będzie do podejmowania pracy w transporcie” – podkreśla Wroński. Eksperci wskazują również na ryzyko, że pracownicy będą pozbawieni praw do świadczeń socjalnych z powodu częstych zmian systemów ubezpieczeń społecznych, co może skutkować utratą możliwości korzystania z takich usług jak opieka zdrowotna czy renta.

Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP) zwrócił się do premiera Donalda Tuska z apelem o interwencję w sprawie omawianej nowelizacji. W piśmie wysłanym do szefa rządu, TLP wyraża zaniepokojenie konsekwencjami wprowadzenia nowych przepisów, które mogą spowodować ogromne straty finansowe dla Polski. Związek szacuje, że wpływy do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogą spaść nawet o kilka miliardów złotych rocznie, a dodatkowe obciążenia administracyjne dla firm mogą osłabić konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynku unijnym. TLP ostrzega, że jeśli Polska nie powstrzyma tych przepisów, polska prezydencja w Radzie UE zostanie zapamiętana jako porażka.

Zmiany w przepisach o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego to nie tylko techniczna modyfikacja unijnych regulacji. Z perspektywy polskich firm transportowych i ich pracowników, to zmiany, które mogą doprowadzić do drastycznego spadku działalności firm, ogromnych kosztów administracyjnych i destabilizacji rynku transportowego. Wprowadzenie nowych przepisów wiązać się będzie z obciążeniem polskiego ZUS-u, a także negatywnie wpłynie na samych pracowników, którzy będą zmuszeni walczyć o swoje świadczenia w kilku systemach ubezpieczeń społecznych.

Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska apeluje o interwencję rządu w tej sprawie, wskazując na potrzebę ochrony polskich firm przed niekorzystnymi regulacjami, które mogą zagrozić przyszłości całej branży transportowej i jej pracowników.

Autorstwo: Aurelia
Zdjęcie: val_th (pl.DepositPhotos.com)
Na podstawie: TLPorg.pl [1] [2] i inne
Źródło: WolneMedia.net

 

Zakłócić spokój za wszelką cenę



Wieczorem 6 maja rosyjskie siły przeciwlotnicze przechwyciły 13 dronów nadlatujących nad Moskwę oraz na południe od stolicy. Z 13 dronów 7 spadło na Kaługę, a 4 na Tułę. Media rosyjskie pokazały resztki strąconych obiektów w mieście Nogińsk oraz innych lokalizacjach na wschód od Moskwy. Trzy drony skierowane bezpośrednio na Moskwę uległy neutralizacji.


Burmistrz Moskwy poinformował, że nie odnotowano strat w ludziach ani szkód materialnych. Nalot dronów jest odpowiedzią na zapowiedź przedstawiciela Ukrainy o celowym zakłócaniu uroczystości i zastraszaniu dygnitarzy obcych państw planujących udział w piątkowej defiladzie w Moskwie. Tymczasowo wstrzymano ruch w obszarze uroczystej defilady w stolicy, co jest elementem przygotowań i pokazem determinacji przed potencjalnym szantażem. Profilaktycznie zamknięto dla lotów jedno z lotnisk – Domodiedowo.

Obserwatorzy przygotowań do uroczystości 9 maja zastanawiają się, kto się na niej pojawi, nie bacząc na zagrożenie ze strony wojennych prowokacji. Delegacje Chin i Kuby zostały już powitane na lotnisku.

Larry Johnson, analityk amerykańskiej agencji wywiadowczej, który niedawno przebywał w Moskwie, relacjonuje z własnych doświadczeń, że choć kiedyś był świadkiem innego ataku dronów, to o samym fakcie dowiedział się z mediów. Podkreślił, że spacerując tego dnia po mieście, nie zauważył oznak paniki, nie słyszał syren alarmowych, ludzie nie szukali schronów, co świadczy o dobrym opanowaniu sytuacji i przygotowaniu na ewentualne zagrożenie.


Niebezpieczne zdarzenia jednak narastają. Korespondentka CNN, Clare Sebastian, informuje o kolejnym ataku dronów 7 maja. Tym razem użyto ponad 100 dronów, które miały sparaliżować normalne funkcjonowanie lotnisk Moskwy i okolic. Brak informacji o poważniejszych szkody wskazuje, zdaniem relacjonującej, że nie chodzi tu o atak na konkretne cele, lecz raczej o próbę podważenia sprawności służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i zakłócenie atmosfery uroczystości.

Inne źródło, PBS News, relacjonuje, że pojawienie się Xi Jinpinga w Moskwie zintensyfikowało trwające już trzeci dzień operacje ukraińskie. Tymczasem J.D. Vance podkreśla, że trwa nieustanna, pokojowa dyplomacja zarówno ze strony amerykańskiej, jak i rosyjskiej. Zaznacza, że Amerykanie dążą do tego, by Rosjanie usiedli do rozmów z Ukraińcami. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, pełniąc rolę mediatora, uważa, iż „obie strony stawiają zbyt wysokie żądania i będą musiały z niektórych z nich zrezygnować”.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com [1] [2]
Źródło: WolneMedia.net



 

Przemysł farmaceutyczny zatruwa twoje ciało

Czy wiesz, że niektóre leki, które zażywasz, mogą nie tylko szkodzić, ale także systematycznie wyjaławiać twój organizm z witamin, minerałów i kofaktorów niezbędnych do jego prawidłowego funkcjonowania? Na dodatek większość lekarzy nigdy nie ostrzega pacjentów przed tym niebezpieczeństwem.

Big Pharma promuje swoje „cudowne” leki, które w rzeczywistości mogą pogarszać stan zdrowia, wywołując deficyt ważnych składników odżywczych. W efekcie, zamiast rozwiązać podstawowe problemy, lekarze często przepisują kolejne preparaty, pogłębiając cykl chorób i uzależnienia.

Współczesna medycyna ignoruje rolę odżywiania, bo zdrowi ludzie nie generują zysków dla koncernów farmaceutycznych. Tymczasem, stosowane leki pozbawiają organizm kluczowych składników, takich jak: witaminy z grupy B (niezbędne dla funkcji mózgu, energii i naprawy DNA), magnez (ważny dla rytmu serca, mięśni i snu), witaminę D (tzw. „witaminę słońca”, chroniącą przed nowotworami i chorobami autoimmunologicznymi), CoQ10 (molekułę napędzającą serce i mięśnie), cynk (wzmacniający układ odpornościowy).

Gdy pojawiają się objawy takie jak zmęczenie, depresja, osteoporoza czy choroby serca, zamiast przyczyny, lekarze często przepisują kolejne leki, pogłębiając problem.

Jak popularne leki mogą wyjaławiać organizm i prowadzić do poważnych chorób? Statyny (np. Simwastatyna) niszczą CoQ10, co prowadzi do osłabienia mięśni i niewydolności serca. Metformina obniża poziom witaminy B12, powodując neuropatię i problemy z pamięcią. Inhibitory pompy protonowej (np. Omeprazol) akłócają wchłanianie magnezu, wapnia i żelaza, zwiększając ryzyko osteoporozy i anemii. Antybiotyki niszczą bakterie jelitowe, co skutkuje brakiem witamin K i B, osłabieniem odporności i zmęczeniem. Diuretyki (np. Furosemid) wypłukują potas, magnez i cynk, powodując skurcze mięśni i nieregularności serca. Warfarin blokuje witaminę K, zwiększając ryzyko krwotoków i osłabiając kości. Steroidy (np. Prednizon) wyjaławiają kości i osłabiają odporność. Leki przeciwpadaczkowe (np. Fenytoina) obniżają poziom folianu i witamin z grupy B, uszkadzając nerwy i mózg. Antydepresanty (np. Paroksetyna) wyczerpują poziom serotoniny i witamin z grupy B, pogłębiając depresję. Niesteroidowe leki przeciwzapalne (np. Ibuprofen) niszczą żołądek i obniżają poziom witaminy C. Leki na astmę (np. Theophylline) wyjaławiają magnez i witaminy z grupy B. Leki na tarczycę (np. Levothyroxine) obniżają poziom selenu, co pogarsza funkcję tarczycy. Aspiryna wypłukuje witaminę C i magnez, zwiększając ryzyko krwawień. Leki przeciwbólowe (np. Gabapentyna) wyczerpują witaminę B1, pogłębiając neuropatię. Amiodaron powoduje niedobory magnezu i potasu, zagrażając życiu.

Jak chronić siebie przed farmaceutycznym wyjałowieniem? Eksperci radzą, by aktywnie przeciwdziałać tym skutkom poprzez: 1) regularne badania poziomów witamin i minerałów; 2) suplementację magnezu, witaminy B12, D3, K2 i CoQ10; 3) zdrową dietę bogatą w produkty odżywcze: wątróbkę, bulion kostny, fermentowane produkty, zielone warzywa; 4) stosując naturalne metody detoksykacji: kurkumę, NAC, ostropest plamisty.

Przemysł farmaceutyczny czerpie ogromne zyski z twojego cierpienia, a ich leki mogą zatruwać Twój organizm od środka. Jednak ty masz moc, aby się bronić: dbaj o odżywianie, kontroluj poziomy składników odżywczych i świadomie podejmuj decyzje zdrowotne. Prawdziwe zdrowie nie leży w tabletkach, lecz w naturalnej diecie, odpowiednich suplementach i wolności wyboru.

Autorstwo: Aurelia
Na podstawie: NewsTarget.com
Źródło: WolneMedia.net

 

Cicha wojna glifosatu z ludzkością

Przez dziesięciolecia firma Monsanto (i agencje regulacyjne, które zinfiltrowała) zapewniały opinię publiczną, że glifosat, aktywny składnik Roundupu, jest nieszkodliwy. Kłamały.

Przełomowe badanie z 2024 r. opublikowane w czasopiśmie „Frontiers in Toxicology” potwierdza to, na co naukowcy ostrzegali od lat: glifosat nie tylko zabija chwasty — zabija także ludzi, powoli, podstępnie i bez litości. Substancja chemiczna gromadzi się w nerkach, wątrobie i okrężnicy, zakłóca mikrobiom jelitowy oraz indukuje stres oksydacyjny, będący kluczowym czynnikiem powodującym chłoniaki, białaczki i szpiczaka. „To masowe zatrucie. Glifosat rujnuje ludzką biologię na poziomie komórkowym” — ostrzega dr Stephanie Seneff, badaczka z MIT i autorka książki „Toxic Legacy”.

Co jest jeszcze bardziej niepokojące? Tylko 7% badanych kobiet w ciąży nie ma glifosatu w moczu, co oznacza, że nienarodzone dzieci są zatruwane jeszcze przed pierwszym oddechem. Badanie przeprowadzone w czerwcu 2024 r. w „Ecotoxicology and Environmental Safety” wykazało czterokrotnie wyższy poziom glifosatu w nasieniu niż we krwi, co bezpośrednio koreluje z niepłodnością mężczyzn.

93% badanych kobiet w ciąży ma wykrywalny glifosat w moczu, z czterokrotnie wyższym stężeniem w osoczu nasienia niż we krwi, co jest bezpośrednio związane z niepłodnością.

Stres oksydacyjny, uszkodzenia DNA i dysbioza jelit, wywołane przez glifosat, są powiązane z rakiem, autyzmem, chorobą Parkinsona i przewlekłym stanem zapalnym.

Zaburzenia endokrynne — glifosat naśladuje estrogen, zmienia poziom hormonów płciowych i zakłóca neurorozwój płodu.

EPA opiera się na badaniach finansowanych przez przemysł, podczas gdy niezależne badania potwierdzają rakotwórczość glifosatu (IARC: Grupa 2A). Firma Monsanto (obecnie przejęta przez Bayer) ukrywała dowody, podczas gdy rządy odnawiają zezwolenia na stosowanie glifosatu mimo rosnącej krytyki ze strony naukowców.

Podstawowym mechanizmem działania glifosatu jest zakłócanie szlaku shikimate, które pozbawia pożyteczne bakterie jelitowe niezbędnych aminokwasów (tryptofanu, tyrozyny, fenyloalaniny). Rezultat? Zespół nieszczelnego jelita — rozerwanie szczelnych połączeń jelitowych, prowadzące do autoimmunizacji i przewlekłego stanu zapalnego. Dysbioza — zniszczenie bakterii Lactobacillus i innych probiotyków, powiązane z chorobą Leśniowskiego-Crohna, IBS i depresją (poprzez obniżenie poziomu serotoniny). Neurotoksyczność — zapalenie jelit powoduje przepuszczalność bariery krew-mózg, powiązaną z autyzmem i chorobą Parkinsona. Badanie „Environmental Research” z 2024 r. wykazało, że glifosat przekracza barierę łożyskową, powodując opóźnienia rozwojowe u dzieci już do 2. roku życia.

Glifosat jest silnym środkiem zaburzającym gospodarkę hormonalną. Wiąże się z receptorami estrogenu, przyczyniając się do rozwoju raka piersi. Zmniejsza żywotność plemników i zwiększa ryzyko poronienia (Parvez i in., 2018). Zaburza konwersję T3/T4, powodując niedoczynność tarczycy i przyrost masy ciała. „Glifosat to franken-chemikalia” — twierdzi dr Zach Bush, lekarz z potrójnym certyfikatem. „Sterylizuje naszą populację, podczas gdy Big Pharma czerpie zyski z tego chaosu”.

„Journal of the National Cancer Institute” potwierdził, że glifosat wywołuje stres oksydacyjny, będący prekursorem nowotworów układu krwiotwórczego. Co gorsza, hipometyluje DNA, wyciszając geny supresorowe nowotworów. Generuje 8-oxodG, mutagenny produkt uboczny powodujący konwersje G?T. Promuje oporność wielolekową w nowotworach, czyniąc chemioterapię bezużyteczną. IARC klasyfikuje glifosat jako „prawdopodobnie rakotwórczy”, a mimo to EPA — obsadzona przez urzędników powiązanych z Monsanto — nadal zezwala na jego stosowanie.

Podczas gdy Meksyk i ponad 20 krajów zakazały stosowania glifosatu, USA i UE przedłużyły jego licencję o kolejną dekadę. Dlaczego? Raport EPA z 2015 roku ws. glifosatu był dosłownie kopią tekstu Monsanto. Monsanto zaaranżowało fałszywe badania, aby zdyskredytować raport IARC. Bayer (spółka-matka Monsanto) wydała 30 milionów dolarów w 2023 roku, aby zablokować ograniczenia dotyczące glifosatu. „To nie jest nauka — to korporacyjne zabójstwo”, oskarża Robert F. Kennedy jr, prawnik ds. środowiska.

Jak odtruć się z glifosatu? Jedz żywność organiczną — stosowanie glifosatu jest zakazane w rolnictwie ekologicznym. Spożywaj kiełki i produkty fermentowane, które wspomagają zdrowie jelit. Filtruj wodę, używając węgla aktywowanego lub odwróconej osmozy, aby usunąć glifosat. Wspieraj naturalne mechanizmy detoksykacji — spożywaj pokarmy bogate w siarkę (czosnek, warzywa krzyżowe), stosuj glutation i kwas fulwowy, które pomagają w wydalaniu toksyn. Bojkotuj żywność GMO — 90% soi, kukurydzy i pszenicy jest opryskiwanych glifosatem.

Glifosat to DDT naszego pokolenia — broń chemiczna pozorująca postęp, poświęcająca zdrowie ludzi dla zysków korporacji. Gdy niezależni naukowcy wznoszą alarm, czy rządy będą nadal służyć agendzie śmierci Monsanto, czy też ludzie powstaną, aby odzyskać swoją żywność, płodność i przyszłość?

Autor: Lance D Johnson
Tłumaczenie: Foxi
Na podstawie: Thongprakaisang et al. (2013), Parvez i in. (2018), Leemon McHenry (2017), Baum Hedlund Law (2019), NaturalHealth365.comFronteirsIn.orgPubmed.gov, Chemical.News
Źródło zagraniczne: NewsTarget.com
Źródło polskie: WolneMedia.net

 

Kontrolowane zasoby Ziemi

Wyobraźmy sobie, że pojawia się na świecie nowy, bardzo dobry (bezpieczny, relatywnie szybki i przy niskim progu wejścia) sposób na wzbogacenie się, np. za sprawą wydobycia minerałów z Ziemi. Pozwala on masom na materialne zabezpieczenie na resztę życia swojego, a nawet kolejnych pokoleń. Dzisiaj myślimy, głównie dzięki wpływowi szkolnictwa na młode, chłonne umysły, że jest to niemożliwe, a nawet jeśli, to pewnie nie szybko coś takiego powstanie, a nawet jeśli, to „nie będzie dla mnie” itp. Ten bardzo zawężony sposób racjonalizowania jest tak powszechny na tej planecie, że efekty widzimy wszędzie wokół: przeciętny człowiek nie wychodzi w swoim życiu poza pewne normy, nie tylko ekonomiczne zresztą.

Szkoły można uznać za psycho-fabryki. Służą produkcji mentalności mas dzięki przymusowej indoktrynacji, zwaną edukacją. Krytyka szkolnictwa to osobny temat, zasługujący na odrębną serię artykułów, i od dekad jest on poruszany, m.in. przez słynną grupę rockową Pink Floyd, ale w mediach jednak on prawie nie istnieje, co nie powinno dziwić. Człowiek ma myśleć schematami, wkuwać na pamięć regułki, uczyć się matematyki czy innych przedmiotów ścisłych w bardzo niekreatywny i nudny sposób, a na koniec być surowo oceniany. Wszystko to służy tworzeniu swego rodzaju negatywnej mentalności u młodego jeszcze człowieka, która u większości się nie zmienia przez resztę życia. Tymczasem bogactwa leżą na ulicy czy na/w ziemi, co często podkreślają zwolennicy technologii, posługując się przykładami „czarnego złota” (ropy naftowej), czarnej pozornie nieatrakcyjnej substancji, czy krzemu jako piasku i budowania technologicznych imperiów w XX i XXI wieku. Jednak w szkołach tego nikogo nie uczą – uczy się czegoś dokładnie odwrotnego.

Bogactwo oznacza tak naprawdę stopień kontroli (dostępu) do określonych zasobów na planecie — różnego rodzaju zasobów, od minerałów, terytoriów, budynków, czasu, niedostępnej powszechnie wiedzy, po zasoby ludzkie. Pieniądze są jedynie tutaj wygodnym pośrednikiem — możemy o nich w zasadzie zapomnieć. Choć zazwyczaj o bogactwie myślimy jako o pieniądzach, same w sobie są one oczywiście bezwartościowe, a ostatecznie to, co za nie kupujemy, to kontrola dostępu do czegoś, która ma charakter umowny (z reguły prawny), np. umowa kupna mieszkania, umowa posiadania magazynu, czy też umowa posiadania kopalni któregoś z cennych metali. Umowy oczywiście są tak długo ważne (mają „moc”), jak długo są respektowane. I tu zaczyna się pewien problem, gdyż historia ludzkości, także ta najnowsza, pokazuje, że prawo jest prawu nierówne, zaś celem władzy jest jeszcze większa władza, parafrazując George’a Orwella, czyli kontrola Ziemi i związanych z nią zasobami.

Jeśli przymkniemy oko na wypowiedzi wielu przywódców państwowych, a przyjrzymy się raczej rezultatem ich działań, zgodnie z biblijną sugestią, że nie słowa, lecz czyny są istotne, to okaże się, że dostęp do kluczowych zasobów planety jest z każdą dekadą w coraz bardziej kontrolowany przez wielkie kraje oraz potężne organizacje. Takie kraje jak Polska, przy pomocy kolejnych rządów, po cichu, nie mówiąc tego społeczeństwu, oddają kontrolę nad kolejnymi zasobami, czy to chodzi o dostęp do Morza Bałtyckiego, ujęcia wody pitnej w kraju, czy ideologiczne wojny o to, z czego ma być produkowana energia elektryczna i ocieplanie mieszkań, prowadząc często do mniej lub bardziej jawnych wojen handlowych, a zarazem umów gospodarczych mających pomijać niektóre kraje przy transferze zasobów (np. projekt Nord Stream 2 jako jeden z tych, których nie dało się łatwo utaić).

Gdyby więc nagle zrobił się wspomniany na początku popularny sposób na uzyskanie ogromnych przychodów w dość prosty sposób, np. dzięki kolejnej nowej technologii, i teoretycznie — na prawach wolnego rynku — każdy obywatel powinien mieć szanse na osiągnięcie sukcesu w nowej dziedzinie, w praktyce to nigdy nie wyglądało i nadal nie wygląda w ten sposób. Problem jednak nie leży w samym sposobie, jak to wielokrotnie zresztą bywało, ale na ogromnej zachłanności rządzących nami elit. Poprzez m.in. indoktrynację szkolną, a następnie medialną, mamy o tym nie wiedzieć. W istocie działania podejmowane przez różne organizacje czy polityków niewiele różnią się od działań mafii, jedynie tylko nie nazywają się w ten sposób i posługują się mediami oraz powszechnymi systemami takimi jak powszechny system szkolnictwa (kontrolowanego przez ministerstwo), byśmy o nich tak nie myśleli. Nie było w całej znanej nam historii bardziej kontrolowanych zasobów na tej planecie, jak są obecnie.

Działa to w bardzo prosty sposób: jeśli ktoś taki jak Nicolas Tesla odkrywa jakiś wynalazek, lub pojawia się duży finansista w rodzaju Leszka Czarneckiego, zaraz pojawiają się opłacane z naszych podatków służby państwa, które rekwirują, blokują, zastraszają, szukają pretekstów, wykorzystują każdą prawną (i nie tylko) możliwość, by zniszczyć potencjalne zagrożenie — konkurencję dla ustalonej władzy, w dowolnej formie. Jest to scenariusz pojawiający się ciągle w historii. Dotyczy to każdego znaczącego kraju na tej planecie, nie tylko Polski. Przykładowo, wejście na rynek ropy naftowej jest w zasadzie obecnie już niemożliwe, a przecież jest to wynalazek całkiem niedawny w stosunku do długości cywilizacji — nie działają tu prawa wolnego rynku, wbrew podręcznikowej propagandzie. Okazuje się zatem, że żyjemy w ułudzie wolnego systemu, a w rzeczywistości ta planeta jest już w zasadzie w całości kontrolowana.

Kopalnie minerałów są bardzo użytecznym, bo łatwym do zaprezentowania symbolem takich działań. W momencie, kiedy wielu walczy o dostęp do nich, ostatecznie pojawia się „prawnie ustanowione” wojsko lub jej ekwiwalent, i pod różnymi pretekstami zabiera sobie cały obszar kopalni. Gdy okazuje się, że można na czymś, jak złoża jakiegoś zasobu — miedzi, złota, ropy, czy jakiegokolwiek innego — mocno się wzbogacić, możecie być pewni, że nie ujdzie to czujnym oczom różnych, czasem tajnych lub półtajnych, rządowych i pozarządowych organizacji. Nic dziwnego, są kraje, które realnie są socjalistycznymi organizacjami i utrzymują swoje gospodarki z zasobów naturalnych, jak Australia czy Norwegia, będące podstawowym źródłem utrzymania kraju.

Usilne próby wprowadzenia pieniędzy w formie wyłącznie wirtualnej, ogromny głód posiadania danych przez organizacje rządowe i pozarządowe, próba śledzenia każdego naszego kroku, ruchu czy wydatku (w tym dzięki oczywiście kodom cyfrowym na każdym produkcie) czy wprowadzenie obowiązku rejestracji telefonów na kartę jako rzekomej walce z terroryzmem w kraju, który uchodzi za najbezpieczniejszy na świecie, to w rzeczywistości grubymi nićmi szyte próby złapania potencjalnych Nicolasów Tesli i Leszków Czarneckich na samym początku ich działalności — by nie dopuścić do zaistnienia sytuacji, gdy jakiś odkrywca nowego wynalazku czy technologii mógłby zostać przeoczony.

Nie łudźmy się: kontrola społeczeństwa jest ustanawiana po to, by kontrolować społeczeństwo, zgodnie z sugestiami ww. George’a Orwella. A żeby ukrócić proceder transferu pieniędzy z jednych kont na inne przez takie osoby, wprowadza się obecnie limity gotówkowe oraz absurdalne podatki od tzw. darowizny, żeby wymienić tylko dwie z wielu regulacji lub też ich planów z ostatnich lat. To wszystko jeszcze należy wpisać w szereg wielu innych działań skierowanych przeciwko populacji ziemskiej, w tym akcji niesławnego wirusa z 2020, a raczej w zasadzie — jeśli chodzi o plany – 2019 roku.

W pewnym sensie kopalnie rud cennych minerałów, jak miedź, srebro czy złoto, pomijając problemy organizacyjne z nimi związane, są przykładem bogactw leżących „na ziemi”, dosłownie w ziemi. Wystarczało znaleźć sposób na ich wydobycie, a resztę już załatwiało przeniesienie wydobytego bogactwa z jednego miejsca w drugie. Nic dziwnego więc, że wiele wojen w historii toczyła się o militarną kontrolę nad tymi źródłami bogactw — dla całych państw, a realnie prywatnych skarbców właścicieli tych państw zgodnie ze królewskim stwierdzeniem „państwo to ja”.

Król państwa mógł zdecydować o pracach wydobywczych, zabezpieczając swoje roszczenia posiadaniem władzy nad armią, a następnie użyć tych bogactw do stworzenia jeszcze liczniejszej armii, by następnie uzyskać kontrolę nad jeszcze większymi zasobami, aż dalsze poszerzanie granic natrafi na problemy, w postaci problemów organizacyjnych, bądź… na inne imperium. Gdy tak się działo, dochodziło do kompromisów i porozumień na najwyższym szczeblu — swoistego podziału i rozbioru Ziemi na wzór rozbiorów Polski z XVIII wieku. Oto prawdziwa historia ludzkości. Ostatnie stulecia historii Polski, od XVII wieku, są wyraźnym odbiciem tego, co również dzieje się na całym świecie, jedynie w Polsce za zaborów było to bezpośrednio widoczne.

Efekty podobnego rozbioru planety widzimy dzisiaj. Pomińmy ideologiczne podstawy ingerencji wojsk amerykańskich w sprawy Bliskiego Wschodu, które to wyjaśnienie jest powtarzane jak jeden mąż przez wszystkie zachodnie media jako wojny z terroryzmem, niewspominające nawet słowem o próbie kontroli tamtejszych kluczowych zasobów. Wojny i utrzymanie wojsk jest kosztowne i na dłuższą metę nieopłacalne. Nikt nie prowadzi wojen bez istotnych, zwykle w dzisiejszych czasach ukrywanych, powodów, w szczególności powodów ideologicznych lub rzekomego zagrożenia terroryzmem od kilku dekad, gdy dużo gorsze rzeczy dzieją się na świecie, zwłaszcza gdy gospodarka takich krajów jak Stany Zjednoczone wpada w lawinę coraz większych długów. Na podobnej zasadzie w Unii Europejskiej także wmawia się obywatelom szereg dzisiaj różnych ideologicznych pretekstów, ukrywających pod nimi rzeczywiste cele, tymczasem kraje Europy Zachodniej popadają w coraz większe ubóstwo.

Kontrola nad zasobami w XXI wieku daleko wyszła poza ten prosty, średniowieczny schemat, że ten, kto ma większą armię, kontroluje zasoby planety. Jednym z powodów jest to, że nie da się kontrolować tylu miliardów ludzi. Dzisiaj utrzymywana jest ogromna biurokracja, w tym szkolnictwo, z pieniędzy podatników, i to z roku na rok coraz wyższych w relacji do pensji, co można porównać do opowieści o Robinie Hoodzie i księciu Janie obciążającego lud coraz wyższymi podatkami. Tyle że dzisiaj lud musi być z jednej strony przekonywany o słuszności aktualnego systemu, że jest najlepszym z możliwych (a problemy są zamiatane pod dywan), z drugiej jest zastraszany, by nie ruszył nogą, czy nawet myślą, w „niedozwolonym” kierunku, przede wszystkim dzięki codziennemu. Rezultatem tej powszechnej, globalnej, przymusowej indoktrynacji młodych umysłów jest właśnie świat, który nas obecnie otacza, i taka mentalność, jaką widzimy na ulicach. Stąd nie ma przypadku w tym, dlaczego 100% odjąć malutki promil ludności na globie nie wychodzi poza powyższe schematy, a drugiego Alberta Einsteina czy Nicolasa Tesli szukać można jak ze świecą.

Autorstwo: Antares
Zdjęcie: BLM Nevada (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Czy bankowość islamska jest lepsza od zachodniej?

W świecie finansów, gdzie odsetki i długi niemalże stanowią nieodłączne elementy codziennej działalności, bankowość islamska jawi się jako odmienna, a zarazem fascynująca alternatywa. Opierając się na zasadach szariatu, czyli islamskiego prawa religijnego, wyznacza nowe standardy etycznego i zrównoważonego podejścia do finansów. Czy to tylko moda, czy głęboka zmiana w myśleniu o pieniądzu i ryzyku?

Fundamentalna różnica

Przede wszystkim, fundamentem bankowości islamskiej jest zakaz odsetek, czyli riba. To punkt zwrotny, ponieważ odrzuca tradycyjne mechanizmy, w których zysk czerpie się z kapitału, bez ryzyka wpadnięcia w pułapkę kredytową. Zamiast tego, banki islamskie promują wspólne dzielenie się zyskiem i stratą, co wprowadza element partnerstwa – Mudaraba czy Musharaka – i wymaga od obu stron transparentności oraz uczciwości. Takie podejście nie tylko sprzyja sprawiedliwości społecznej, ale i buduje zaufanie, które w globalnej gospodarce coraz bardziej się kurczy.

Instrumenty finansowe, takie jak Murabaha czy Sukuk, pokazują, że można realizować inwestycje i finansować działalność bez konieczności sięgania po odsetki. W zamian banki oferują produkty oparte na aktywach, leasingu czy udziałach w zyskach, co czyni cały system bardziej stabilnym i odpornym na kryzysy. W dobie, gdy instytucje finansowe często są oskarżane o spekulacje i ryzykowne inwestycje przypominające hazard, bankowość islamska jawi się jako system bardziej uczciwy i zgodny z etyką.

W uproszczeniu — bankowość islamska zarabia na partycypowaniu w inwestycjach. Przykładowo, gdy przedsiębiorca potrzebuje funduszy na rozwój firmy, bank pożycza mu pieniądze bez odsetek, lecz w zamian bierze udział w jego zyskach do momentu spłaty zobowiązania. Na przykład, gdy pożyczkobiorca zarobi miesięcznie na czysto 10 000 zł, 9000 zł (90%) pozostaje u niego, a 1000 zł (10%) trafia do banku na spłatę pożyczki. Kiedy pożyczka zostaje spłacona, bank przez uzgodniony okres lub do ustalonej kwoty zarobku czerpie dodatkowe zyski z inwestycji. W przypadku niespodziewanych trudności ze spłatą, wynikającą np. ze zdarzeń losowych, klient najpierw próbuje rozwiązać problem z bankiem, prosząc o odroczenie spłaty lub renegocjację rat, a dopiero w ostateczności, gdy klient uporczywie odmawia spłaty, pojawiają się kary umowne i rozstrzygnięcia sądowe.

Dla porównania — tradycyjna bankowość zachodnia opiera się na lichwie, czyli czerpaniu zysku z odsetek od pożyczek, przy zmiennym (i niepewnym) oprocentowaniu dla oszczędzających. Oprocentowania kredytów są zwykle wyższe od lokat, a cały system oparty jest na długu i odsetkach. Banki zachodnie oferują kredyty każdemu chętnemu, przenosząc ryzyko kredytowe głównie na klienta. Mają wsparcie systemu sądowo-komorniczego, a wyjście ze spirali kredytowej nieraz wymaga ogłoszenia upadłości konsumenckiej.

Czy bankowość islamska jest tylko dla muzułmanów?

Bankowość islamska nie jest zastrzeżona wyłącznie dla wyznawców Mahometa i mogą z jej usług korzystać także nie-muzułmanie. Choć system ten opiera się na zasadach szariatu, jest on dostępny dla każdego, kto chce skorzystać z jego produktów i rozwiązań finansowych. W wielu krajach banki islamskie obsługują zarówno muzułmanów, jak i wyznawców innych religii. Ich głównym celem jest oferowanie transparentnych, zgodnych z prawem islamskim usług, które mogą być atrakcyjne również dla klientów poszukujących alternatywy wobec tradycyjnych instytucji finansowych.

Według nauk islamu oszukiwanie innych, niezależnie od wyznania, jest sprzeczne z zasadami etyki i moralności zawartymi w „Koranie”. „Koran” wyraźnie potępia oszustwo, kłamstwo i nieuczciwość. Muzułmanin, w tym również bankier, ma obowiązek postępować uczciwie wobec wszystkich ludzi, niezależnie od ich wyznania czy przekonań.

Łopatologicznie

Bankowość zachodnia: weź kredyt na procent i go spłać, bo jak nie, to komornik wszystko ci zabierze, np. licytując mieszkanie warte 100 000 zł za pół ceny, pozostawiając z długami. Klient jest wyzyskiwany przez bank.

Bankowość islamska: odnieśmy razem sukces i dzielmy się zyskami, rozwiązując wspólnie problemy, a potem kontynuujmy współpracę. Klient jest partnerem banku.

Perspektywy rozwoju

Z punktu widzenia globalnego rynku, bankowość islamska szybko się rozwija – jej aktywa przekroczyły już 3 biliony dolarów. To świadczy o rosnącym zainteresowaniu nie tylko w krajach muzułmańskich, lecz także w Europie i Azji, gdzie coraz więcej instytucji poszukuje alternatyw wobec tradycyjnych modeli finansowania. Wielka Brytania, będąca największym rynkiem islamskim poza światem muzułmańskim, pokazuje, że potrzeba etycznych i zrównoważonych rozwiązań ma charakter globalny.

Choć bankowość islamska może jawić się nam jak bajka, stoi przed nią wiele wyzwań. Brak jednolitej interpretacji zasad szariatu sprawia, że w różnych krajach funkcjonuje ona na różne sposoby. Napotyka dodatkowo na bariery regulacyjne i proceduralne związane z integracją z międzynarodowym systemem finansowym. Mimo to, rosnące zainteresowanie zrównoważonym finansowaniem i inwestycjami etycznymi wskazuje, że ten system ma potencjał, by wykraczać poza ramy religijne i stać się realnym elementem globalnego pejzażu finansowego.

Podsumowanie

Bankowość islamska to nie tylko odrzucenie odsetek, ale także głęboka filozofia odpowiedzialności, uczciwości i wspólnego dzielenia się ryzykiem. W dobie kryzysów, które obnażają słabości tradycyjnych modeli, może to być głos rozsądku i etycznej alternatywy dla globalnego systemu finansowego.

Autorstwo: Maurycy Hawranek
Ilustracja: nattanan23 (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Islam, Unia i zdrada



„Islam, ów zacięty wróg chrystianizmu, wróg wszelkiej cywilizacji, wróg ducha – bo gdzie tylko islamizm zapanował, tam wszędzie następowało szalone obniżenie intelektualizmu, zanik twórczości cywilizacyjnej, paraliż sił społecznych; islam zagrażał całemu cywilizowanemu światu” [1].

Na dobrą sprawę Unia powinna już dawno ulec samolikwidacji jako organizacja niemająca niczego wspólnego z ideami „Ojców założycieli”: Roberta Schumana, Konrada Adenauera i Alcide De Gasperiego. Wszyscy trzej byli „chadekami” i zakładali, że zjednoczona Europa powinna być luźnym związkiem krajów – ojczyzn. Nie byli oni ideologami i nie zamierzali tworzyć z Europy państwa federalnego. Wspólnota Węgla i Stali? Teraz powinna się nazywać Wspólnota Likwidacji Węgla i Stali w Polsce. Bo nie w Niemczech. Tam się nie likwiduje.

Ideologami i „twórcami-architektami” zjednoczenia Europy byli dwaj masoni: Richard Coudenhove-Kalergi (1894-1972) oraz Jean Monnet (1888-1979) [2]. Oczywiście dla zaciemnienia obrazu czym jest Unia, mówi się o „chrześcijańskich korzeniach”. Wtedy, gdy masoneria budowała podstawy Unii, nie mówiło się o „judeochrześcijaństwie”, nie było to w modzie. Chrześcijańskie korzenie Unii? Nawet jeśli Schuman, Adenauer i de Gasperi posadzili jakąś roślinkę o takich korzeniach, to bez wątpienia została ona już do tej pory dawno wykarczowana. Skoro dwaj „twórcy-architekci” byli masonami, a wybitny mason, prezydent Francji o dość swobodnych obyczajach (w Warszawie jest modne takie słowo „dupiarz”), Jacques Mitterand nazywał wolnomularstwo „antykościołem”, to mówienie w Unii o „chrześcijańskich korzeniach” należy uznać za pozorację mającą na celu zamydlenie oczu Europejczykom.

Czy jako wolnomularze musieli być posłuszni swoim masońskim przełożonym? Zapewne tak. Jako członek Francuskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego na uchodźstwie w Algierii, podczas posiedzenia komitetu w dniu 5 sierpnia 1943 r. Monnet (dawniej handlował koniakiem) stwierdził, że: „Nie będzie nigdy pokoju w Europie, jeśli państwa zostaną zrekonstytuowane na bazie narodowej suwerenności… Kraje Europy są za małe, aby zagwarantować swojej ludności niezbędny dobrobyt i postęp społeczny. Kraje europejskie muszą się ukonstytuować w postaci federacji…” [3].

Prawie takie samo zdanie miał na temat państw narodowych w Europie Altiero Spinelli, włoski komunista „posadzony” przez Mussoliniego na wyspie Ventotene: państwa narodowe są przeszkodą i trzeba je zlikwidować [4]. Na Ventotene pielgrzymują aktualni przywódcy Unii Europejskiej.

Perspektywy dla Europejczyków są coraz bardziej świetlane: komunistyczny manifest z Ventotene, masońskie korzenie Unii i wolnomularstwo jako „antykościół”. Zainteresowani tematem co nieco wiedzą, literatury jest dosyć, wystarczy się rozejrzeć. Zrozumiałym staje się napór unijnych „dyrektyw” i „zaleceń”, „kamieni milowych”, różnokolorowych „ładów” (zielonych, tęczowych, niebieskich…) na Polskę: ostatni kraj w Europie Zachodniej o jednorodnej narodowości i jednorodnej religii: katolickiej. Ten kraj trzeba zniszczyć czym prędzej, naród podzielić, skłócić, a Polaków obrabować. Dlatego w ostatnich dziesięcioleciach władzę sprawowali ludzie udający „nieudaczników”, a starali się wcielić w życie starą rzymską zasadę: „dziel i rządź!”. Jednolite do tej pory społeczeństwo podzielono politycznie, podziały przechodzą przez rodziny. „Żydowska gazeta dla Polaków”, funkcyjni „folksdojcze” z niemiecko-masońskiego koncernu prasowego, szabesgoje z telewizji o kapitale zagranicznym – pracowali i pracują, by „zrobić wodę z mózgów” myślących logicznie za komuny Polaków. By ich poddać „betryzacji”, oskarżyć o „mowę nienawiści”, zniechęcić do posiadania broni, psychicznie i fizycznie obezwładnić, zniechęcić do jakichkolwiek działań obronnych, niech się ludzie boją powiedzieć jakieś słowo w swojej obronie. Tak „ugnieciony” w formę naród można poddać następnemu etapowi obezwładniania – i likwidacji.

Nawet podzielony, ale jednorodny etnicznie i językowo naród może się przebudzić, otrząsnąć z ideologicznych i propagandowych zabiegów, zrzucić z grzbietu pasożytów i zdrajców. Niekiedy może to zrobić sam naród; łatwiej, gdy pojawi się obdarzony odwagą, wiedzą i charyzmą przywódca. Być może takim właśnie człowiekiem jest dla nas Grzegorz Braun. Groźny dla zdrajców, krytykowany przez lewactwo, tępiony przez sondażownie, przemilczany przez media. Może Opatrzność przychodzi Polakom z pomocą, tylko tę pomoc trzeba rozpoznać i podjąć?

Zdumiewa mnie jego „trzymanie wątku” w najdłuższych nawet wypowiedziach, przy atakach agresywnych dziennikarzy, w niesprzyjających okolicznościach, przy zagłuszaniu przez adwersarzy. Przywodzi mi to na myśl słowa: „A gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty”.

A czasu na rozpoznanie przywódcy i zorganizowanie obrony mało. Stworzony dla pozoracji sztucznie na granicy z Białorusią problem częściowo opanowany, za to przez granicę z Niemcami wlewa się islam, wspomagany przez „naszych” starostów, wojewodów, dostojników politycznych brakiem działań ochronnych. Dlaczego tych działań obronnych brak, a próby samoobrony są tępione?

Celem strategicznym (Spinelli, Coudenhove, Monnet) jest likwidacja Polski jako państwa narodowego. Polacy wielokrotnie podnosili się z upadku, a nawet niebytu. Pojawiał się mąż opatrznościowy: Paderewski, Dmowski, Haller, Jan Paweł II i potrafił tchnąć nowego ducha w Polaków. I podnosili się. Żeby to uniemożliwić, trzeba ten naród rozbić. Wtłoczyć im obcą cywilizację, o znacznym przyroście naturalnym i destrukcyjnym charakterze. To właśnie się robi.

A dlaczego ci, którzy z urzędu mają organizować obronę i ochronę, nie robią tego? Bo to jest obóz zdrady narodowej, któremu żaden pieniądz nie śmierdzi. Obóz ten zdaje sobie sprawę, że otumaniony naród może lada chwila się obudzić i zmiecie ich demokratycznie w wyborach. Dlatego sprowadzają obcych, będą ich utrzymywać za pieniądze, z których nas „nasza” władza ograbi. Dadzą im mieszkania nam odebrane, w których będą płodzić żwawo nowych wyznawców islamu, urodzonych już na naszej ziemi. Przy ich przyroście naturalnym oraz „aborcji” i zabójstwach noworodków praktykowanych na rdzennie polskiej ludności wystarczy jedno pokolenie, żeby utrzymali w wyborach „polską” wiarołomną władzę, która ich żywi i broni, przy rządach Polską. To będą ich wyborcy. Dlatego się śpieszą.

Następny etap przyjdzie nieuchronnie później, gdy nachodźcy osiągną przewagę dostateczną, by samodzielnie rządzić. Wtedy wyrżną potomków dzisiejszej władzy, która ich tu zasiedla. Oni tego jeszcze nie wiedzą.

Czas jest najwyższy, może ostatni, żeby Polacy otrząsnęli się z tchórzostwa i bezczynności. Larum grają!

Autorstwo: Barnaba d’Aix
Źródło: WolneMedia.net

Przypisy

[1] Józef hr. Tyszkiewicz, „Inkwizycja hiszpańska”, s. 41, ISBN 83-50048-56-8.

[2] Richard Coudenhove został przyjęty do wiedeńskiej loży Humanitas w 1922 r. Po rozpoczęciu przezeń działalności na rzecz zjednoczenia Europy loża „uśpiła” go, lecz nadal utrzymywała z nim ścisły związek i wspomagała jego dzieło. Paul Wachsmann, R. Coudenhove, „Dictionnaire de la Franc-Maçnonnerie”, Sous la direction de Daniel Ligou, Paryż 1987). Przynależność J. Monneta do masonerii stwierdza P. Chevalier, „Historie de la Franc-Maçnonnerie francaise”, Ėglise de la République 1877-1944, Paryż 1975, s. 303-304; cyt. za: L. Hass, Zasady w godzinie próby. Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej 1924-1941, Warszawa 1987, s. 246, https://www.czasopismomichael.michaeljournal.org/archiwa/item/masonscy-zalozyciele-unii-europejskiej

[3] https://european-union.europa.eu/system/files/2021-06/eu-pioneers-jean-monnet_pl.pdf

[4] Manifest z Ventotene został opublikowany w 1941 r. Jego głównym autorem jest Altiero Spinelli – członek Włoskiej Partii Komunistycznej. Dokument zawiera postulaty w zakresie reformy Unii Europejskiej sprowadzające się do przekształcenia jej w federację państw. „Prawdziwą demokrację zaprowadzi dopiero dyktatura partii rewolucyjnej”. „Silny” rząd federalny, Unia upoważniona do działania wszędzie, gdzie „zawodzą państwa narodowe”. Unia walutowa oraz polityczna, powołanie unijnej armii. Uczynienie z Komisji Europejskiej ponadnarodowego organu władzy wykonawczej poddanego kontroli Parlamentu Europejskiego – którego posłowie byliby częściowo wybierani w państwach członkowskich, a częściowo na podstawie ogólnounijnej listy. W Manifeście stwierdzono też, że Rada Europejska ma pełnić rolę „drugiej izby” w procesie stanowienia unijnego prawa, https://ordoiuris.pl/komentarze/komunistyczne-wzorce-w-unii-europejskiej-manifest-dla-federalnej-europy

  Czy obrona oskarżonych to przestępstwo?  Rządząca ekipa, pod hasłem budowania „demokracji walczącej”, postawiła właśnie poważne zarzuty ad...