wtorek, 23 kwietnia 2024

 

Traktat antypandemiczny WHO – dobre wieści


Marzec 2024 r. to pierwotnie ustalona data finalnej wersji traktatu, nadającego Światowej Organizacji Zdrowia wyłączność na zarządzanie przyszłymi pandemiami i „pandemiami”. Końcowa wersja jest właściwie gotowa, a termin ostateczny ustalono ostatecznie na maj. W międzyczasie wprowadzono wiele korzystnych poprawek i projekt nie jest już tak radykalny. Oto najistotniejsze zmiany…

BRAK MONOPOLU NA ZARZĄDZANIE PANDEMIĄ

Co prawda nowo powstałym organem nadzorczym ma nadal być posiadająca specjalne uprawnienia Konferencja Stron, a WHO wciąż instytucją decyzyjną, ale jej rola ma ograniczać się do koordynacji i wydawania wytycznych, a nie jak wcześniej planowano, do wyłącznej decyzyjności. Decydować ma o tym zapis w części dotyczącej zasad, mówiący o tym, że „państwa posiadają suwerenne prawo do przyjmowania, stanowienia i wdrażania prawodawstwa w ramach swej jurysdykcji oraz do swych zasobów biologicznych”.

Ponadto w tym samym dziale traktatu z 12 punktów pozostała jedynie połowa.

TRANSPARENTNOŚĆ!

Zastrzyki, maski, testy, respiratory. Każdy pamięta kombinatorstwo, by skorzystać z okazji i nachapać się ile wlezie.

Głośno wyrażanych wątpliwości wokół tych praktyk narosło jednak tyle, że w planach jest wprowadzenie przepisów mających zwiększyć, a przynajmniej nadać pozory, transparentności tego rodzajom umowom. Gwarantować mają to następujące zapisy: „Każda ze Stron publikuje warunki swoich finansowanych przez rząd umów zakupu produktów związanych z pandemią oraz wyklucza postanowienia o poufności, które służą ograniczeniu takiego ujawnienia”, a wprowadzane działania mają być proporcjonalne, przejrzyste i TYMCZASOWE i nie mogą tworzyć niepotrzebnych barier w handlu i łańcuchu dostaw.

Ponadto — i to jest również bardzo ciekawe — wyniki badań i rezultatów prac badawczo-rozwojowych nad finansowanymi przez rząd produktami związanymi z pandemią mają być powszechnie publikowane.

WALKA Z DEZINFORMACJĄ

Wcześniejsza wersja zakładała przeciwdziałanie szerzeniu dezinformacji, czego skutkiem wprowadzono wręcz termin „infodemii”. A łopatologicznie chodziło o jeszcze ściślejsze cenzurowanie niewygodnych treści i bezwzględniejsze piętnowanie ich autorów, tak by w przestrzeni publicznej obowiązywała jedyna „słuszna” wersja. Tu także mamy wyraźną poprawę.

Zrezygnowano z totalnej cenzury, którą zastąpiono „dostępem do wiarygodnych informacji” i promowaniem oraz rozpowszechnianiem ich w społeczeństwie.

WNIOSKI

Zmiany, które widzimy to sukces zarówno środowisk wolnościowych, jak i zwyczajnych obywateli, którzy na różne sposoby sygnalizowali swoje wątpliwości. To pokazuje, że warto walczyć o to, co słuszne, nawet jeżeli sytuacja wydaje się beznadziejna.

Wielu zapewne powie, że to „krok w tył, żeby potem zrobić dwa kroki w przód”. W tym przypadku taki argument jest jednak błędny z dwóch powodów.

Po pierwsze — moment jest idealny. Uwaga świata jest przekierowana w inną stronę (wojny na Ukrainie i w Palestynie, wybory, Zielony Ład, a w Polsce dodatkowo protest rolników), więc to znakomita okazja, by cichaczem przepchnąć forsowane przepisy. A jednak rządy boją się iść „na maksa”.

Po drugie, zdecydowana większość społeczeństw była posłuszna, ale dlatego, że wmówiono im, iż sytuacja jest tymczasowa i po spełnieniu określonych warunków wszystko wróci do normy. Kiedy tak się nie stało, pomruki niezadowolenia zaczęły być coraz wyraźniejsze i agresywniejsze.

Nabyte doświadczenia uzmysłowiły politykom i korporacjom, że ilość zasobów energetycznych, ludzkich i finansowych, potrzebnych do utrzymania porządku i uległości, przy tak wysokim stanie napięcia, może być nieproporcjonalnie duża do spodziewanych korzyści. Stąd próba tego zgniłego kompromisu z obywatelami.

Choć to nasze małe zwycięstwo, trzeba pamiętać, że to tylko wygrana bitwa. Sam traktat w dalszym ciągu jeszcze bardziej ogranicza nasze swobody i wolności w stosunku do stanu obecnego, i w naszym interesie jest iść za ciosem i domagać się, by został odrzucony w całości.

Autorstwo: Radek Wicherek (Polaku Dawaj z Nami)
Na podstawie: Instytut Ordo Iuris
Źródło: WolneMedia.net

 

Parasol atomowy czy kamuflaż?


Mamy nowy temat, którym rozgrzewają nas media: czy gdyby nam zaproponowano parasol atomowy, należy go zaakceptować. Może mówią to bardziej uczenie i skomplikowanie, ale głównie o to chodzi w tym temacie. Ja natomiast uważam to za kamuflaż, odwrócenie uwagi od prawdziwie zagrażających bytowi Polski i Polaków problemów.

Kto tematu nie zna, niech przypomni sobie płk. Kuklińskiego, który zapłacił życiem swoich dwóch synów za wykradzione Układowi Warszawskiemu, czyli Ruskim, plany ofensywy atomowej. Z Polski miała zostać atomowa pustynia. Przy takim ataku Polskę zniszczyłyby nawet pyły spadające z parasola ochronnego.

Szwajcaria parasola nie ma, za to każdy Szwajcar ma „pod łóżkiem” szybkostrzelną broń palną i potrafi jej używać. W razie rozruchów wewnętrznych, spowodowanych przez jakichś „nachodźców”, nie trzeba zarządzać mobilizacji — wystarczy sięgnąć pod łóżko. Ani dobra, ani gorsza zmiana nie chciały Polakom zaproponować szwajcarskiego rozwiązania.

Przyglądam się ze sporą rezerwą „gadającym głowom”. Tym większą, że od czasów Szeremietiewa, który znał się na przedmiocie wojny, nie widziałem wśród naszych mędrców takiego, który, mówiąc o wojnie, wiedział, o czym mówi, albo i potrafił strzelać z czegokolwiek innego, oprócz rakiet sylwestrowych. Był jakiś wysokiej szarży specjalista od granatników, ale użył broni w niewłaściwy sposób. Dobrze, że przeżył.

Polsce bezpośrednio zagrażają skutki dwóch problemów. Bliższy to planowane wtrynianie nam nachodźców z innych cywilizacji. Drugi, nieco dalszy, to brak urodzeń gwarantujących bodaj prostą zastępowalność pokoleń. Wrogie Polsce media potrafiły ogłupić masę młodych Polek i Polaków. W wyniku tego oduraczenia nie chcą zakładać rodzin ani rodzić dzieci. Wrogie Polsce ustawodawstwo chce wybić poczęte dzieci jeszcze w łonie matek, po co Polacy mają się rodzić?

Głębokim niepokojem napawa mnie myśl, że poniektórzy z antynatalistycznych aktywistów mają jakieś inne korzenie i być może z tego powodu nie chcą, by Polska się odradzała? Takie sytuacje już w naszej historii bywały, miewaliśmy sporo wrogów wewnętrznych, nazywali naszego białego orła białą gęsią i utrudniali, jak mogli, powstanie Polski po rozbiorach.

Jeździłem trochę po świecie, a że oczy mam otwarte, spostrzegałem to i owo. Na przykład w Strasburgu w Parc de l’Orangerie w pobliżu Rady Europy na spacerze w niedzielę rodziny żydowskie z siedmiorgiem i więcej dzieci stanowią standard. Wyszło mi z obserwacji, że o żadnej aborcji ani antykoncepcji mowy być tam nie mogło. Ponieważ naród żydowski uważany jest w świecie jako naród mądry, to dlaczego w Polsce nie możemy brać z niego przykładu? Francuska policja zauważyła również tę mądrość i żeby spacerującym rodzinom nic się nie stało, pilnuje w radiowozach zarówno parku, jak i synagogi, ze wszystkich stron.

Zakładam, że nasi europosłowie odbywający sesje w Strasburgu, chodzili do Orangerie na spacery z odległego o rzut beretem Parlamentu i to, co wyżej opisałem, widzieli i mogą potwierdzić. Przedkładam to pokornie naszym ważnym politykom, którzy z zapałem zakładają jarmułki i zapalają Żydom świeczniki, ale zamiast zalecać Polakom, jak u Żydów, wielodzietność – chcą wytruć przyszłe pokolenia jeszcze w łonie matek. Wygląda mi to na zdradę narodu, który polityków żywi – bo jakoś innego tłumaczenia znaleźć nie mogę.

Zacząłem od drugiego problemu, którego nieuchronnym ciągiem dalszym będzie eutanazja, bo dzisiejszych aktywistów od wybijania dzieci w łonie matek, kiedy się zestarzeją, nie będzie miał kto pielęgnować, ani też nie będzie za co. Kasa się skończy, nie będzie następnych pokoleń, dzisiejsze aktywistki bezbożne dostaną szpryce jakiejś nowej szczepionki i truchła zawiozą elektrykiem do krematorium. Rodzin nie będą miały, bo nie zdążyły założyć, więc nawet ich prochów nie będzie miał kto odebrać. Ksiądz jakiś pomodliłby się za ich dusze (bo ksiądz katolicki zakłada, że nawet aktywista antynatalistyczny ma duszę), ale nie wiadomo, czy do tej pory księży nie wypiłują.

Być może Zielony Ład sterowany sztuczną inteligencją pozwoli z ich zwłok (o ile nie będą zawierać za dużo chemii z pigułek aborcyjnych) odzyskać trochę pierwiastków, które dorzuci się do fabrykowanej dla niewolników chemicznej strawy z dodatkiem chrabąszczy. Powyższe to nie żadna „mowa nienawiści”, tylko logika w najprostszej postaci.

Być może aktywiści antynatalistyczni płci obojga mają nadzieję, że na starość będą się nimi opiekować translokowani demokratycznym przymusem nachodźcy? Niech sobie wybiją to z głowy.

Byłem parę lat w „tamtych krajach”: niewiernego okraść, oszukać, zeznać przeciw niemu fałszywie w sądzie, w końcu nawet zabić go w dżihadzie — to tylko zasługa. Hurysy w dżihadzie zabija się po wcześniejszym wykorzystaniu na ziemi pod warunkiem, że nieszpetne. Mimo to w „tamtych krajach” bardziej szanuje się wierzących niż ateistów, niech to wezmą pod rozwagę politycy, którym przeszkadza krzyż i modlitwa i którzy chcą opiłować katolików.

Ateista jest człowiekiem podejrzanym, gorszej jakości od wierzącego, ufać mu nie można. Szczególnie taki, który chce dokuczać innym. Trudno się z tym nie zgodzić. Może ci nasi reprezentanci zapalający cudze świeczki chowają w biurkach turbany? W razie czego siup na islam i sprawa załatwiona.

Do nachodźców wrócę następnym razem.

Autorstwo: Barnaba d’Aix
Nadesłano do portalu WolneMedia.net


  1. W. 23.04.2024 07:59

    Autor pisze życzeniowo — bez analizy, o wszystkim i o niczym, co mu się tam wydaje i uroiło, a czego nie zweryfikował faktami, lub bezmyślnie powtarza oklepane frazesy antyaborcjonistów.

    Faktem jest, że największa dzietność w Polsce była za czasów legalnej aborcji na życzenie. Gdy aborcja została skryminalizowana, nastąpił spadek populacji. Telewizja kończyła program o 22.00, aby ludzie oficjalnie mieli czas wyspać się przed pracą na 6 czy 7 rano, a w praktyce ludzie z nudów „zabawiali się pod kołderką”. Łatwy dostęp do aborcji (perspektywa, że w razie czego ciążę się usunie) sprawiał, że robili to często spontanicznie i bez zabezpieczeń, więc i dzieci rodziło się więcej (bo potem kobietom np. nie chciało się iść na zabieg, albo dochodziły do wniosku, że jednak chcą dziecka).

    Nawet całkowity zakaz aborcji, także tej z gwałtów (które ciąże pogłębiają traumę ofiar przemocy seksualnej), dla ratowania życia lub zdrowia matki (co w większości przypadków kończy się zazwyczaj śmiercią kobiet i płodów), z kazirodztwa lub nieletnich (zawsze zdarzały się ciąże nastolatek, nawet gdy małolaty nie miały łatwego dostępu do stron xxx, bo popychają ich do tego sny porno, o których zapominają dorośli, i starsze koleżeństwo), albo ciąż z wadami (które wymagają specjalnej troski i nie rokują nadziei na dłuższe życie lub posiadanie zdrowego genetycznie potomstwa) nie zwiększy populacji kraju.

    Dlaczego? Bo podstawowym problemem są media i komórki, które osamotniają ludzi (zamiast spotykać się w realu, komunikują się online bez cielesnej interakcji, a wolny czas zamiast na rozwój hobbi wśród ludzi, czy spacer, podczas którego można spotkać drugą połówkę, tracą na oglądanie filmików czy social media.

    Mam wrażenie, że autor stracił kontakt z rzeczywistością i ws. depopulacji bazuje na poglądach fanatyków religijno-antyaborcyjnych. Myli też depolonizację (zastępowanie Polaków imigrantami) z depopulacją (zmniejszanie populacji). Sugeruję autorowi, by zamiast chlapać, co mu ślina na ozor przyniesie, dogłębnie zastanowił się nad problematyką, którą porusza, i przed zmianą myśli w słowa, dokonał jakichś głębokich, obiektywnych analiz i z odpowiednim dystansem zastanowił się nad ich wynikami. Rzetelnie i obiektywnie, a nie histerycznie, by szerzyć demagogię.

    Nie wiem, ile lat ma autor, ale ja PRL pamiętam i wszystkie późniejsze przemiany społeczne, więc widzę je z historycznej perspektywy.

    Aborcja to problem marginalny – kobieta, która chce usunąć ciążę i tak usunie, a ta, która nie potrafi lub dowie się za późno o ciąży, zwiększy populację o ułamek promila populacji. Niektórzy antyaborcjoniści fantazjują liczbowo o 150 000 rzekomych aborcjach rocznie, mimo, że według ANTYABORCYJNYCH badaczy w podziemiu wykonuje się ich od 7000 do 14 000 rocznie. Legalnych aborcji wykonuje się ok. 100 rocznie (w zależności od roku od 70 do 160). Dla porównania, w Polsce żyje 38 000 000 ludzi. Nawet zakładając, że nie byłoby ani jednej aborcji – to kropla w morzu depopulacji, a autor, jak widać, nie wie, o czym pisze, ale za to pisze życzeniowo sugerując, że zakaz aborcji zwiększy populację kraju. Bzdura.

    http://www.albert.zory.pl/userfiles/file/Duchowa%20Adopcja/17%20Podziemie%20aborcyjne%20w%20Polsce.pdf

    https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art38988941-wzrosla-liczba-legalnie-wykonanych-aborcji-w-polsce

    Dotarcie do tych informacji zajęło mi kilka minut. A autor tych danych nie zgłębił.

    Problem spadku dzietności szukałbym w mediach społecznościowych i normalnych, które zabierają narodowi czas na łóżkowe figle, oraz w pracy (stres, nadgodziny, zbyt duża liczba obowiązków wypalająca ludzi i odbierająca im siły życiowe) i antyspołecznej polityce rządu, który wysokimi podatkami zniechęca ludzi do posiadania potomstwa (z tego powodu ludzie odkładają „dzieci” na później, bo ich nie stać). No i ten pomysł feministek, by dobrowolny seks bez formalnego „tak”, był traktowany jak gwałt, nie zachęca do nawiązywania relacji damsko-męskich. Zabija romantyczne chwile i sprawia, że facet zastanawia się, czy kobieta, gdy się obrazi i będzie chciała zemścić, nie zezna, że powiedziała „nie”. Albo jak udowodni, że dzień lub dwa po dobrowolnym seksie z „tak”, nie doszło do „gwałtu” z rzekomym „nie”, którego nie było, bo się nie spotkali? Bo jak on to udowodni?

    Zakaz aborcji to temat zastępczy – a faktyczna skala aborcji pokazuje, że nie można nią tłumaczyć starzenia się społeczeństwa. Najwięcej dzieci rodziło się w czasach legalnych aborcji, bo ludzie chętniej uprawiali seks. Przyczyny są inne, a działania Kościoła (kryminalizacja aborcji) i feministek (kryminalizacja nieformalnego seksu), potęgują niechęć do prokreacji, choć przyczyny starzenia społeczeństwa są znacznie szersze i nie powinno się ich populistycznie spłycać. To także skażona żywność, toksyczna farmacja, smog elektromagnetyczny i wiele innych czynników sterylizujących. Wprowadzenie zakazu aborcji po 1990 roku nie zwiększyło populacji kraju, dlatego grzmienie autora, że po legalizacji aborcji do 12 tygodnia ciąży sytuacja się pogorszy, to brednie. Myślę, że liczba ciąż i narodzin wzrośnie (to paradoks).

  2. Stanlley 23.04.2024 11:21

    A może zacznijmy od tego że nie ma żadnego mechanizmu pozwalające usunąć polityka-kłamczucha z urzędu z powodu właśnie okłamywania wyborców? Ja tam nie zauważyłem by taki Hoo..ownia obiecywał mowę nienawiści wobec innych przywódców, nie zauważyłem paliwa po 6 zł jak obiecywał Tfusk, za to zauważyłem że kupili sobie nowe limuzyny – tego nie obiecywał…. Też zadziwia mnie bierność zwykłych ludzi – jak na ruch antywojenny chcę podpis to marudzą że dane wyciekną , że straszna tragedia się stanie… tragedie to dopiero będą mieli… to takie proste – pobrać formularz z kwwrdip.pl i zapytać znajomych o podpis a następnie zadzwonić do lokalnego koordynatora.

 

Mimo kilku szczepień zmarł na COVID-19. Chorował 613 dni


Niderlandzki pacjent chorował na COVID-19 przez niemalże dwa lata. Mężczyzna zmarł jesienią ubiegłego roku. Teraz lekarze tłumaczą jego przypadek.

Przez 613 dni choroby koronawirus mutował w jego ciele aż 50 razy. Pacjent z Niderlandów zachorował na COVID-19 w 2022 roku.

Naukowcy z Centrum Medycyny Eksperymentalnej i Molekularnej Uniwersytetu w Amsterdamie informują, że w zaledwie kilka tygodni wirus w ciele tego mężczyzny wytworzył odporność na lekarstwa stosowane przy leczeniu koronawirusa.

Mężczyzna przyjął kilka szczepionek, ale jego organizm nie był w stanie wytworzyć wystarczającej liczby białych krwinek i przeciwciał.

Lekarze zmieniali leki, ale wirus za każdym razem mutował i zdobywał na nie odporność. Jak to możliwe? Jeszcze przed zachorowaniem na COVID-19, pacjent cierpiał na chorobę hematologiczną i to prawdopodobnie ona jest winna całej sytuacji.

Ostatnią z 50. mutacji lekarze ochrzcili mianem „Frankenstein”. Teraz zapewniają, że nie ma żadnych dowodów na to, by „Frankenstein” „wydostał się” z ciała chorego Holendra i przeniósł na kogoś innego. Jednocześnie podkreślają, że gdyby do tego doszło, to mogłoby to być niezwykle niebezpieczne dla zdrowia publicznego.

Autorstwo: SG
Na podstawie: Rp.pl, O2.pl
Źródło: NCzas.info


  1. Stanlley 22.04.2024 16:32

    A to nie jest tak że wirusy z rodziny koronawirusów nadzwyczaj łatwo mutują a poddane wysokiemu i skokowemu stresowi immunologicznemu wytwarzają bardziej zjadliwe mutacje? Pewnie zaraz na mnie wylejecie całe litry pomyj – mówcie co chcecie – ale ja chorowałem też i było to potwierdzone testem w szpitalu. Chorowałem ok 1.5 – leżałem w gorączce i przez kolejne 3-4 dochodziłem do pełnego zdrowia… żadnej szprycy nie było bo jako wieloletni pracownik takich firm jak Pfizer albo Roche – nie akceptuje nie przebadanych preparatów.

  2. Katarzyna TG 22.04.2024 16:47

    Stanlley, w przypadku tego pacjenta kluczem jest sformułowanie “przyjął kilka dawek szczepionek” – on nie był chory a już na pewno nie przez 613 dni. Po prostu szpryce wyłączyły mu układ immunologiczny i został chodzącym inkubatorem w którym koronawirus miał idealne warunki do mutacji. Już dawno temu udowodniono że przyjęcie >= 3 dawek szprycy zmienia odpowiedź układu immunologicznego który zaczyna traktować wirusa nie jak zagrożenie a jak alergen (!) : http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC10222767/

    PS: no i oczywiście, jak zawsze, zabrakło ważnej informacji:

    “The patient died in the hospital in the fall of 2023 due to his weakened immune system and underlying blood disorder.”

    @Admin WM – może by tak zmienić tytuł lub dodać adnotację że wprowadza w błąd?

  3. rici 22.04.2024 19:28

    Nie ma czegos takiego jak wirusy, jeszcze nikt na swiecie nie wyizolowal wirusa, mimo wysokich nagrod.
    To co zostalo przekazana jako fotografie wirusa pod mikroskopem jest identyczne jak sfotografowane rowniez pod mikroskopem kilka lat temu enzymy ostrzegajace inne komorki ciala o tym ze zostaly zaatakowane np. przez bakterie , grzyby-plesnie czy inne pasozyty. Badania te przeprowadzono kilka lat temu w czasie badan nad systemem odpornosciowym czlowieka, bylo to jak sie nie myle na uniwersytecie w Stanford. Komorka gdy zostanie zaatakowana wysyla wlasnie taki sygnal do mozgu i mozg reaguje na to np. przez podniesienie temperatury ciala, czyli walczy z tym co zaatakowalo, moze rowniez rozwijac inne bakterie czy plesnie lub pasozyty ktore zajmuja sie zwalczaniem tego rodzalu zagrozenia.
    Organizm koncentruje sie na zwalczaniu zagrozenia i z tego powodu nastepuje ogolne oslabienie organizmu.
    Organizm ludzki jest takim samonaprawiajacym sie mechanizmem, i nie nalazy mu w tym przeszkadzac lekarstwami sztucznymi, tylko pomagac np dieta, czy ziolami, dostarczajacymi odpowiednie witaminy i mikroelementy.

  4. kufel10 22.04.2024 19:48

    Rici – jedna kwestia. Po latach walki (skutecznej) ziołami, poceniem się i dietą, w tym roku doświadczyłem kilkukrotnych “wirusowych chorób” które przyszły do nas ze żłobka. Kompletny obłęd, metody babcine zupełnie nie pomagały, zupelnie, byłem autentycznie wk****ony i miałem dość, pierwszy taki sezon. Przypomnę że ćwierć wieku regularnie uprawiam sport, nie jadam jak reszta tutaj szajsu z marketu, jestem okazem zdrowia fizycznego i psychicznego. Raz jeden zgodziłem się na “tabletki przeciwwirusowe”, nawet nie wiedziałem że coś takiego istnieje, pomogły w zasadzie na drugi dzień. Żadne placebo, zupełnie nie wierzyłem w działanie tego leku. Jak mi to wytłumaczysz?

  5. replikant3d 22.04.2024 20:12

    kufel10, to proste. Antybiotyki brane raz na jakiś czas są bardzo skuteczne. Sęk w tym że teraz się je dodaje do WSZYSTKIEGO i dlatego przestają działać.

  6. rici 22.04.2024 21:31

    Kufel; organizm reaguje na wszystko obce co dostaje sie do twojego organizmu, i jezeli to mu zagraza to reaguje. A do twojego organizmu moze dostas sie rowniez cos z powietrza, np sluchalem jakis czas temu wywiadu Davida Icke z takim hiszpansko-amerykanskim zespolem naukowym niezaleznych lekarzy i biochemikow zajmujacych sie badaniami chemitrals. Oni przebadali probki z tych zanieczyszczen powietrza i okazalo sie ze miedzy innymi jest w nich zaschnieta ludzka krew z zawartosci bakterii Marburg. To jest taka odmiana grypy ktora strasza ze bedzie nowa plandemia. Miezdy innymi tlumacza to takim zapotrzebowaniem na ludzka krew, w Polsce ludzka krew od honorowych krwidawcow jest wykupywana na pniu i placa za nia straszne pieniadze.
    Jezeli juz raz sie zaraziles tym Marburgiem to masz szczescie poniewaz przy nastepnym zarazeniu twoj organizm bedzie wiedzial jak zareagowc na podobne zakazenie, poniewaz wszystkie takie informacje sa zapamietywane w szpiku kostnym.

  7. kufel10 22.04.2024 22:15

    @ replikant3d – nie jadam świadomie antybiotyków, przypomnę że nie stołuje się również w zagranicznych sklepach. Nie jadam też przeciwbólowych i nic sobie nie wkłuwam, za próbe wkłucia zatrzasłbym albo zastrzelił. Jem głownie wsiowe jaja, kwasze sobie mleko od krowy a reszte kupuje w społem. Obecnie już zacząłem się stołować z wielką pasją w ogrodzie czy jak to ja mówie – za stodołą. Antybiotyki to lemingi jedzą w tych pożerających się nawzajem kurczakach. A teraz jem ser który sam zrobiłem, bo mi sie nudziło.
    Reasumując – zażyty przeze mnie lek opisywany jako “przeciwwirusowy” zadziałał o niebo lepiej niż zioła i metody babcine. I w ten właśnie sposób łatwo jest udowodnić, że “teorie spiskowe” nie do końca są prawdziwe. To tak jak ci od płaskiej ziemi, którzy jeszcze nie sfilmowali brzegu kopuły albo jak Daniken czy jak mu tam, któremu zawsze brakowało baterii, kliszy czy kabla i w sumie nic nie nagrał. Niby mojego kolegi kolega pracujący na lotnisku (historia prawdziwa) widział aparaturę do rozpylania baru i strontu czy jak mu tam, ale zdjęcia nie zrobił, miliard osób w to wierzy, ale dowodów nikt nie ma. No przecież każdy z was by to sfotografował, nagrał, prawda? A tu proszę, brak dowodów, prawda że zastanawiające ? Dlatego bądźmy ostrożni z tymi teoriami, wiemy tylko to, co sami sprawdziliśmy. Transerfing, jasnowidzenie, inne wymiary/dusza, to jest dla mnie oczywiste, ale czy jutro się rano obudzę, to już nie jestem pewien.

  8. rici 23.04.2024 10:12

    kufel;widzialem nagranie jakie zrobil moj znajomy lecac samolotem do Wloch. Siedzial przy oknie , lecieli juz nad chmurami, gdy widzi niedaleko leci inny samolot i ciagnie sa soba taka straszna czarna smuge, wiec zrobil ujecie tego, i ogladalem to. Z ziemi tego nie bylo widac poniewaz pod spodem byly chmury.
    Teraz przez 2 tygodnie u mnie byl pyl znad Sahary. W domu okna nawet nie otwarte, tylko lekko uchylone i wszedzie ten zolty pyl. Kazdy kto odycha to musi to wdychac. A jak to wpadnie do pluc to juz zostaje. Najlepiej maja palacze poniewaz oni maja kaszel palacza i to wykaszla, a inni, musza odchorowac.
    Pisalem juz o tym ale Ci jeszcze raz opisze; 6 lat temu mialem operacje “raka pluc” po operacji stwierdzono ze to nie zaden rak tylko taki grzyb, zreszta jak sie pozniej dowiedzialem to grzyb ktory regeneruje tkanke plucna, no ale wycieli.W szpitalu spedzilem 3 miesiace. Tzn. po 1 miesiacu mnie wypisali, ale po 3 dniach pobytu zabrala mnie karetka i stwierdzono ze ta polowa pluca ktora mi zostala rozszczelnila sie i powietrrze ktore wdychalem przechodzilo do komory okolo plucnej i powodowala sciskanie sie pluca, wiec zakladali nowe dreny i pompe ssaca /vackumpompe/ ktora wysiagala powietrze z tej komory i po miesiacu sie to powtorzylo. Ale zawsze sie tak skladalo ze ladowalem na tej samej sali i na tym samym lozku na oddziale Thorax Chirurgie. Przez ten czas gdy tam przebywalem ptrzez te 3 osobowa sale przewinelo sie 11 osob oprucz mnie. Wszyscy oprucz jednego i mnie mieli raka. Ten drugi mial pekniete pluco i palil przynajmniej 40 papierosow dziennie. 5 osob niegdy w zyciu nie palilo, najbardziej zal mi bylo takiego 80-letniego dziadka, starego sportowca co przez 30 lat gral w pilke i 20 lat byl trenerem, jak on plakal gdy po operacji dowiedzial sie ze ten rak byl zlosliwy i biadolil ze przeciez on w zyciu niegdy nie zapalil papierosa, nigdy nie pil alkoholu.
    jedna osoba nie palila juz 35 lat, 2 osoby po 25 lat, 2 osoby byly po transplantacji pluc 6 lat, wiec nie palily juz minimum przez 7 lat. Na calym oddziale bylo 11 pokoi po 3 lozka czyli 33 osoby w jednym czasie. Zdecydowana wiekszosc miala raka, z tym ze odemnie z oddzialu jak chodzilem palic na zewnatrz to widzialem tylko jedna osobe poza ta z mojego pokoju ktora palila, z tego jak z nia rozmawialem to tez nie miala raka.

  9. RisaA 23.04.2024 11:02

    > Nie ma czegos takiego jak wirusy, jeszcze nikt na swiecie nie wyizolowal wirusa, mimo wysokich nagrod.

    @rici Tak więc co przenosi chorobę «Wirusowe zapalenie wątroby typu B»? Wiadomo jest, że nie przenosi się przez bakterie. A jednak udowodniono, że czynnik zakaźny istnieje, bowiem styczność z osobą chorą na WZW B powoduje przeniesienie choroby na osobę, która miała z nią styczność. Czym jest antygen Hbs i Hbe?

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...