sobota, 11 listopada 2023

LEWICA, PRAWICA - JAKA TO RÓŻNICA? 


Wiem, że tytuł jest mocno prowokacyjny, szczególnie dla zwolenników jednej z tych opcji. Jednak prowokacyjne tytuły podnoszą oglądalność. Tak, ja także używam technik manipulacyjnych. Także i dla mnie ważne jest, by więcej ludzi zaglądało na moje strony. Inaczej jaki sens miałoby pisanie takich tekstów?

Dla każdego z tych artykułów poświęcam przynajmniej osiem godzin pracy. Sprawdzanie wiarygodności źródeł, pisanie artykułów w trzech językach i aktualizowanie e-booków wymaga czasu. Nic na tym nie zarabiam i pewnie są tacy, którzy zastanawiają się, po co ja to właściwie robię? Mógłbym siedzieć cicho, bezpiecznie i się nie wychylać. Tak robi przecież większość z nas. Niby wiemy, że coś tu nie gra, ale po co ryzykować? Mój charakter nie pozwala mi, by siedzieć cicho, kiedy wyrządza się wielką krzywdę moim bliźnim. Brzmi ckliwie, jakbym rozczulał się nad samym sobą – jaki to ja jestem dobry! Tak jednak wcale nie jest. Ja naprawdę ponoszę ryzyko dla szerzenia czegoś, co w moim przekonaniu jest prawdą.

Działam tak, jak to głoszę. Naprawdę nie zrobiłem ani jednego testu, by sprawdzić, czy noszę w sobie zmyślonego kowida. Pomimo że mieszkam w Austrii, drugim kraju na świecie pod względem ilości testów PCR na mieszkańca. Naturalnie, że pomimo ogłoszonego przez austriacki parlament przymusu szczepień przeciwko fałszywej pandemii, nie zaszczepiłem się. Jako emeryt, nie miałem z tym problemu, ale nawet gdybym pracował, poświęciłbym pracę, podstawę egzystencji. Zawsze można znaleźć jakieś alternatywne rozwiązanie. Mógłbym na przykład zarabiać jako dziennikarz. Hulajnogi w Austrii nie proponowano, nie wiem nawet, czym kusili. Wiem natomiast. że w Niemczech zaszczepieni mogli dostać darmową kiełbaskę smażoną – ulubioną u nich potrawę. Na mnie taka „darmocha” nie działa.

Było, minęło – trzeba to rozliczyć, chociaż i to nie leży w moim charakterze. Popieram tych, którzy dążą do rozliczenia sprawców tej zbrodni, jednak to nie moja działka. Wolę poświęcić moją energię na rozpowszechnianie ukrywanych faktów. Dlaczego jest to takie ważne? Widać to na każdym kroku – coraz więcej ludzi wątpi w „mądrości” rodem z telewizji. Skąd bierze się taka postawa? Po prostu sąsiad powiedział, że przeczytał w internecie, że…

I cóż to wszystko ma wspólnego z podziałem na lewicę i prawicę? Niewiele, ale w tym pytaniu najważniejsze jest słowo „podział”. Tak właśnie podzielono nas na tych, którzy wspierają lewicę w jej słusznych dążeniach do sprawiedliwego podziału dóbr i na prawicę w jej słusznych dążeniach do wspierania wzbogacania się społeczeństw poprzez wzrost uprzemysłowienia i stwarzania odpowiednich warunków dla rozwoju gospodarczego. Jesteście zdziwieni? Jakże to! Obie strony mają jakieś rozsądne argumenty? Owszem mają, inaczej nie przetrwałyby tych prawie 200 lat. Walka z lewicą, czy prawicą jest niepotrzebnym marnotrawieniem energii na sprawy nieistotne. Tak samo, jak walka między PIS i PO nie jest warta tego, by się tym zająć. Wygrana w wyborach żadnej z tych dwóch partii nie przyniesie Polakom niczego dobrego.

PIS – partia ponoć konserwatywna rozdaje pieniądze z podatków na 800 plus. Nie to, bym uważał, że to nie jest słuszne, wspomaganie dzieci, czy emerytów to naprawdę dobra sprawa, ale takie działania są typowe dla partii lewicowych. Przecież żaden działacz PSL nawet nie śnił o tym!

Mało kto zdaje sobie sprawę, że hitlerowska NSDAP – Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei po polsku: Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza miała w swojej nazwie zarówno słowo „socjalistyczna”, jak i „robotnicza”. Czy naprawdę była to partia prawicowa? Nie, to była totalitarna organizacja służąca przejęciu władzy przez nazistów – trzeci predykat – słowo: „narodowa”. Dlatego nie kłóćmy się na tym beznadziejnym poziomie, kto ma rację. Nikt z nas jej nie ma. Tak nawiasem mówiąc, czy racja jest warta tego, by tak o nią walczyć? Moim zdaniem prawda, choć coraz trudniejsza do wyłowienia, ma dużo większe znaczenie.

W tym dzisiejszym artykule nie cytuję żadnej strony, nie przedstawiam, jak zazwyczaj żadnego filmu, pokazuję Wam mój sposób widzenia tego świata. Naturalnie, że nie jest to żadna recepta na wszystkie bolączki – jest to po prostu mój świat. A tych światów jest 9 miliardów, gdyż każdy z nas jest inny i tak jest dobrze. 9 miliardów indywidualnych istnień ludzkich, których globaliści woleliby traktować jak bezrozumną szarą masę poddającą się ich manipulacjom. I to jest ich największy błąd. Modele matematyczne i ich fałszywe zastosowanie poznaliśmy już trzy lata temu, kiedy straszono eksponencjalnym wzrostem zakażeń.

 

Ukraina w UE to szaleństwo


Opozycyjna prawicowa Austriacka Partia Wolności (FPÖ) wezwała władze do zawetowania akcesji Ukrainy do UE, pisze dziennik „Exxpress”. Jej lider, Herbert Kickl (na zdjęciu), nazwał to posunięcie „aktem politycznego szaleństwa”, ponieważ może sprowokować zaangażowanie Austrii w konflikt zbrojny.

Zamiar przyjęcia do Unii Europejskiej państwa, które jest uwikłane w szalejący konflikt zbrojny, jest podpisaniem absolutnego szaleństwa” – napisał Harald Wiliński, parlamentarzysta z ramienia Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ), na swoim koncie Platforma X (dawniej Twitter). Jego słowa były echem żądania lidera partii, Herberta Kickla, który zażądał, aby rząd, działając przede wszystkim „w interesie zapewnienia bezpieczeństwa własnego narodu i opierając się na trwałej neutralności Austrii, zrobił wszystko, co możliwe, aby zapobiec tej nieodpowiedzialnej i awanturniczej inicjatywie”.

Kickl ostrzegł, że zamiast próbować za wszelką cenę włączyć Ukrainę do UE, Europa „powinna wykorzystać swoją energię, aby znaleźć sposoby na jak najszybsze rozwiązanie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i ustanowienie trwałego pokoju”. Dodał również, że są to „dokładnie te kwestie, które są już dawno zdezaktualizowane. Wręcz przeciwnie, europejskie elity polityczne robią dokładnie odwrotnie: zaciskają uścisk sankcji i uwalniają miliardy wyciągnięte z kieszeni europejskich (w tym austriackich) podatników na zakup broni dla Ukrainy pod cynicznym pretekstem, że »przyczyni się to do osiągnięcia pokoju«. Oczywiście, w ten sposób tylko „dolewają oliwy do ognia, a w końcu nie otrzymają nic poza kolejnymi ofiarami w ludziach”.

Kickl powiedział, że parlamentarzyści FPÖ zamierzają przedłożyć rządowi Austrii odpowiednie żądanie do przedyskutowania na najbliższym posiedzeniu Rady Federalnej. Jeśli zostanie zatwierdzona, Austria będzie musiała zawetować przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej.

Lider FPÖ uważa, że kierownictwo Austrii, podejmując taką czy inną decyzję, nie powinno „bezkrytycznie i radośnie zgadzać się z każdym absurdalnym żądaniem Brukseli, ale przeciwnie, zawsze uważać dobrobyt, bezpieczeństwo i interesy własnego społeczeństwa za swój główny priorytet. Dotyczy to w szczególności daleko idących decyzji, takich jak przystąpienie Ukrainy do UE, które będą miały dla Austrii nieprzewidywalne konsekwencje, nie tylko w sferze bezpieczeństwa, ale także finansowej. Z wyliczeń Komisji Europejskiej wynika, że przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej będzie kosztować 186 mld euro. Koszt odbudowy Ukrainy po konflikcie szacowany jest na 750 mld euro. Ciężar ten spadnie przede wszystkim na barki obywateli europejskich państw-darczyńców, takich jak Austria, a to jest w żaden sposób nie do przyjęcia dla naszego społeczeństwa, które już teraz cierpi z powodu wygórowanych podatków, które pobiły rekordowe poziomy z powodu politycznych niepowodzeń koalicji „czarno-zielonych”.

Oczekuje się, że szefowie 27 państw członkowskich UE zatwierdzą kontrowersyjny plan przystąpienia Ukrainy do UE na posiedzeniu w grudniu przyszłego roku. Przy przyjmowaniu nowego kraju do UE należy przestrzegać zasady jednomyślności wszystkich członków.

Źródło zagraniczne: Express.at
Źródło polskie: MyslPolska.info

 

Ambasador Izraela oskarża nasz kraj o wspieranie „organizacji terrorystycznych”


Ambasador Izraela w Warszawie Jakow Liwne ostro krytykuje Polskę w swoim wywiadzie dla portalu Onet.pl. Twierdzi między innymi, że nasz kraj wraz z Unią Europejską finansuje „organizacje terrorystyczne” poprzez przekazywanie środków finansowych do Unii Europejskiej, a także porównuje odbywające się w Polsce marsze poparcia dla Palestyńczyków bombardowanych przez Izrael do „popełnienia drugiego Holokaustu”.

Liwne w rozmowie z „Onetem” daje przede wszystkim wyraz niezadowoleniu z narracji dotyczącej ataku syjonistów na palestyńską enklawę. Według niego w tej sprawie w Polsce rozpowszechniane są „fałszywe informacje”, a biorą w tym udział również „niektóre kręgi rządowe”.

Żydowski dyplomata uznaje za prawdziwe jedynie informacje przekazywane przez jego kraj. Ma więc pretensje, że ludzie „wolą wierzyć w opowieści dżihadystów–morderców”. Po zakończeniu konfliktu zapowiada zresztą rozpowszechnianie syjonistycznej propagandy wśród samych Palestyńczyków.

Co ciekawe, za nienawiść mieszkańców Strefy Gazy do Izraela ma odpowiadać… Polska. Wraz z Unią Europejską nasz kraj ma bowiem przekazywać środki rozwojowe, które rzekomo służą „organizacjom terrorystycznym”.

Dla izraelskiego ambasadora nie ma różnicy między marszami przeciwko zbrodniom na ludności cywilnej a mordowaniem Żydów w czasie II wojny światowej. Zdaniem Liwne na demonstracjach propalestyńskich pojawiają się hasła pokroju „wolna Palestyna”, zrównane przez niego z „popełnieniem drugiego Holokaustu”.

To nie koniec intelektualnego rozwolnienia syjonistycznego dyplomaty. Domaga się on również wysłania przez Polskę ambasadora do Tel Awiwu (od 2021 roku stanowisko to pozostaje nieobsadzone), a także wznowienia dialogu politycznego między Polską i Izraelem.

Na podstawie: NaTemat.pl, DoRzeczy.pl
Źródło: Autonom.pl

 

Samorząd i jego reprezentacja


Jedni dziś świętują, ciesząc się z realnej wolności; inni świętują, marząc o wyidealizowanej suwerenności państwa. A moją dolą jest dalsze zanudzanie odbiorców tematem samorządu terytorialnego. Bo jeśli nie dziś, gdy krystalizuje się program nowego rządu, to kiedy…Bo jeśli ten rząd nie odbuduje samorządności, nikt tego nie zrobi.

Jednostka nigdy nie będzie w pełni korzystać ze swej wolności, gdy stoi osamotniona wobec potęgi centralizowanej, hierarchicznie zbudowanej, władzy państwowej. Zakres jej wolności, możliwość jej bytu, zależna będzie od mniejszej lub większej łaskawości tej władzy. Władza krępuje nas coraz gęstszą pajęczyną przepisów prawnych, wedle własnego uznania zabiera jednym i daje drugim; nie uwzględniając różnic lokalnych, dąży do zglajchszaltowania społeczeństwa, do jego atomizacji. Bronić się przed wszechwładzą centrum możemy, budując rozmaite formy solidarnego współdziałania. Jedną z nich jest samorządność. Nie ma, zatem wolności bez samorządności. Silna nie jest władza groźbą wymuszająca posłuch poddanych, lecz państwo oparte na różnorodności, dobrowolnego lub obligatoryjnego, współdziałania społeczeństwa. Określenia – samorządność i społeczeństwo – czerpią z tego samego źródła: czynimy coś społem, czyli wspólnie; jesteśmy wspólnotą, bo sami swoimi sprawami rządzimy.

Wspólnotowość nie może zabierać indywidualnej wolności, a tym samym niszczyć różnorodność społeczeństwa. Dobro wspólne nie może być uznawane za ważniejsze od dobra prywatnego, a tym samym narzucane przez „światłą” lokalną władzę „egoistycznym” ignorantom. Demokracja lokalna służyć powinna wypracowaniu kompromisów, koniecznych by pogodzić prawa jednostki z dobrem całej wspólnoty. Wolność samorządowa nie jest, więc tylko niezależnością władzy lokalnej od ingerencji władzy „wyższego szczebla”, ale też zależnością lokalnej władzy, w najróżniejszy sposób zawiązaną, od reprezentowanego społeczeństwa. Samo przyznanie większego zakresu władzy lokalnym czy regionalnym satrapom można określić, jako „decentralizację”, ale z pewnością nie jest umocnieniem samorządności.

Wiemy, kiedy odrodziła się polska samorządność; obchodzimy to wydarzenie świętując Dzień Samorządu Terytorialnego. Święto to ustalono w rocznicę pierwszych wyborów samorządowych, nie uwypuklając równie istotnego faktu: przyjęcia 8 marca 1990 r. ustawy o samorządzie gminy. Wszelkie jubileusze mają tendencję zacierania rzeczywistości, zatem nie dostrzega się, że budowanie demokracji jest procesem ciągłym, biegnąc po amplitudzie zgodnej z ludową prawdą „jeden polepszy, drugi spieprzy”. W tych krzywiznach nie trudno było przeoczyć decyzje polityczne doprowadzające do obecnej upadłości samorządów. Niestety obciążają one nie tylko centralistyczny, antysamorządowy PiS, ale także inne centralistyczne partie, poprzedniczki KO i Lewicy. Jest to pewien fatalizm ustrojowy, centralistyczne, „wodzowskie” partie polityczne, bez względu na głoszone programy i wartości, znajdują się na kursie kolizyjnym z wszelkimi oddolnymi formami samoorganizacji społeczeństwa.

Początkiem upadku samorządności stały się zmiany ustrojowe zwiększające siłę lokalnej władzy wykonawczej gmin (bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów), bez zrównoważenia tego wzmocnionymi uprawnieniami rad gminnych. Kolejnym, niszczycielskim krokiem, było zmniejszenie liczby radnych, w radach gmin, powiatów i województw. Z chwilą przeniesienia znaczenia władzy z rady na wójta, łatwo było stworzyć atmosferę „zbędności” radnych. Tym samym możliwe było przedstawienie „odchudzenia” rad, jako racjonalne zmniejszanie kosztów biurokracji. Argument ten szybko zweryfikowało życie. Oszczędności w zmniejszeniu liczby osób korzystających z diet radnych, zostały wydane na podwyżki diet dla ich następców. Nie ma w Polsce ani jednej gminy, która uzyskałaby oszczędności z tytułu mniejszego przedstawicielstwa mieszkańców. Za to w każdej gminie doszło do pogorszenia reprezentatywności rady.

Wspólnota gmina jest rodzajem „wspólnoty wspólnot”. Tworzą ją istniejące organizmy wspólnot wiejskich, dzielnicowych (osiedlowych), stowarzyszeń lokalnych, parafii, wspólnot tworzonych przez duże zakłady pracy. Jedne z nich działają, inne są w zaniku, tak jak i w każdym społeczeństwie więcej jest jednostek biernych niż aktywnych. Jakość społeczeństwa wymaga tworzenia mechanizmów ułatwiających wykorzystanie aktywności jednostek i grup dla dobra ogólniejszego. Wskazanym, więc jest, by umożliwić reprezentantom tych „mini-wspólnot” lokalnych wejście do rady gminy; a jeśli tam brak miejsc, to warto tworzyć lub wzmacniać dodatkowe przedstawicielstwa, w postaci rad wsi, dzielnic, gremium konsultacyjnych lub zadaniowych (np. społeczny komitet budowy kanalizacji).

W Częstochowie, mieście liczącym 230 tys. mieszkańców, liczba radnych zmniejszona została z 50 do 28. Niby nie wiele. 50 radnych było także przed wojną, gdy miasto liczyło ok. 100 tys. mieszkańców, tylu też liczyła, w czasach PRL, MRN i – w spadku – tyle liczyła, odrodzona w 1990 r., Rada Miasta. Ordynacja wyborcza według systemu d’Hondta, umożliwia zdobycie mandatu w jednym z pięciu okręgów wyborczych; w każdy zdobyć można od 5 do 7 mandatów. Efekt tej zmiany był od razu zauważalny. Straciły szanse na wprowadzenie swoich przedstawicieli małe dzielnice peryferyjne, posiadające własną wiejską tożsamość ( Mirów, Kiedrzyn, Brzeźnica, Gnaszyn itp.). Rada zdominowana przez reprezentantów najliczniejszych „blokowiskowych” dzielnic, w swoich decyzjach budżetowych przestała dostrzegać „peryferie”. Mieszkańcy ich poczuli się wykluczonymi ze wspólnoty samorządowej. Zanikła aktywność tamtejszych organizacji, typu Towarzystwo Miłośników Mirowa lub LKS Kiedrzyn.

Częstochowa nie jest tu wyjątkiem. Mamy rady powiatów, w których jest mniej radnych niż gmin w tym powiecie; mamy radę województwa, gdzie jest mniej radnych niż powiatów. Mamy powszechność wykluczenia słabszych wsi, dzielnic, gmin i powiatów.

Ofiarą zmniejszenia liczby radnych stały się także lokalne organizacje społeczne. Ordynacja zakłada 5% próg wyborczy w skali miasta; przy 5 mandatach w okręgu ten realny próg wynosi 15%. Zbyt wysoko, by go mogły pokonać zasłużone, ale elitarne organizacje, zarówno wspomniane Towarzystwo Miłośników Mirowa, jak i funkcjonujące w całym mieście PTTK, LOP, Towarzystwo Miłośników Częstochowy, czy stowarzyszenia ekologicznych aktywistów. Okręgi wyborcze, liczące kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych, łączące różne, pod każdym względem, dzielnice, powodują, że radni stają się anonimowi. Nie głosuje się na sąsiada, lecz na szyld partyjny. Tylko partie dysponują środkami wystarczającymi, by budować swoją markę. Mentalnościowa centralizacja powoduje, że nie zwracamy uwagi na nierówność, przekreślającą demokratyczność wyborów lokalnych i regionalnych. Kandydujący reprezentant społecznej organizacji, kampanie finansuje z kieszeni własnej lub ze składek sąsiedzkich. Kandydat partii korzysta z dotacji budżetowej. W ostatnich wyborach samorządowych do częstochowskiej Rady Miasta dostała się tylko jedna radna, spoza grona partii: Lewicy, KO, PiS. Podobnie to wygląda w innych dużych miastach, w powiatach, a zwłaszcza w województwach.

Nie mamy samorządności we wspólnotach liczących ponad 100 tys. mieszkańców; mamy kolonizację tych wspólnot przez partie polityczne.

Dodajmy do tego jeszcze jeden, wstydliwy, element. Wzmocniona władza wykonawcza, przy ograniczonych możliwościach kontrolnych rady, powoduje powszechne zjawisko korumpowania radnych. Zmniejszona liczba radnych ułatwia ten proceder, bo mniej ich trzeba kupić. Nazywajmy po imieniu takie zjawiska, jak zatrudnianie radnych lub ich krewnych w instytucjach podległych burmistrzom, przydzielanie im dotacji lub zleceń, okazjonalne nagradzanie z okazji tych czy innych świąt. Wprowadzane do ustawy tzw. przepisy antykorupcyjne są dziurawe; jeśli zanika przyzwoitość, żaden przepis nie będzie skuteczny. Radnego nie można uczynić prezesem gminnej spółki lub dyrektorem gminnej instytucji. Od czego jednak inwencja, pozwalająca tworzyć w tych spółkach i instytucjach dobrze opłacane posady dla radnych. „Opłaca” się sztucznie mnożyć ilość spółek i instytucji, by zabezpieczyć posady dla wybrańców. W Częstochowie na 28 radnych blisko 20 korzysta ze środków uzyskanych z instytucji miejskich; prezydent „kupił” sobie bezpieczną większość. I nie jest wyjątkiem, lecz potwierdzeniem reguły.

Powtórzę: bez samorządności nasze państwo jest słabe i nieskuteczne. Bez samorządności nie ma wolności, nie ma społeczeństwa obywatelskiego, nie wzmacnia się kapitał społeczny. 11 listopada to okazja, by głosić o wartościach patriotycznych. Więc to robię, bo ten, któremu wartości zwane patriotyzmem są bliskie, powinien dążyć do odbudowy samorządności. Bo patriotyzm to nie słowne deklaracje, nie salutowanie do powiewającej flagi, lecz codzienna, społeczna praca na rzecz dobra „małej” i „dużej” Ojczyzny.

Autorstwo: Jarosław Kapsa
Źródło: StudioOpinii.pl


  1. Stanlley 11.11.2023 09:35

    No tak… po wyborach to można – a przed była albo nawalanka w PiS – bo to część ideologii albostraszenie ludzi by chronili PESEL – by nie składali podpisów pod nie-partyjnymi listami poparcia… Przypominam że nie-rząd trzymał nasze dane i PESELe też w bazie zabezpieczonej admin-admin

 

Kontrola nad służbami znalazła się w umowie koalicyjnej


Liderzy partii opozycyjnych podpisali umowę koalicyjną. W ustaleniach programowych znalazła się zapowiedź reformy polskich służb. Oprócz kontroli nad ich działaniami koalicja chce wprowadzić prawo do informowania o inwigilacji, którego domagała się Fundacja Panoptykon.

„Obywatele będą mieli prawo do informacji o zainteresowaniu nimi ze strony służb, w szczególności informacji o prowadzonej wobec nich kontroli operacyjnej” – tak brzmi postanowienie zamieszczone w punkcie 19 umowy koalicyjnej.

Radości nie ukrywa Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która od lat domagała się reformy służb: „Po raz pierwszy politycy, którzy mają realny wpływ na polskie prawo, oficjalnie zobowiązali się do zreformowania kontroli nad służbami” – mówi. „Dzięki temu możliwe będzie wreszcie poskromnienie ich nieograniczonego apetytu na inwigilowanie obywateli i obywatelek”.

Do tej pory o nielegalnej inwigilacji dowiadywaliśmy się „przypadkiem”. Ostatnio – w związku z wykorzystaniem Pegasusa przez Centralne Biuro Antykorupcyjne – był to efekt śledztwa dziennikarskiego przeprowadzonego przez zagranicznych ekspertów i organizacje. Ujawnione przypadki dotyczą inwigilacji osób z pierwszych stron gazet, tymczasem – jak przekonuje Klicki – inwigilacja może dotknąć każdego. W polskim prawie nie ma żadnych bezpieczników, które chroniłyby obywateli i obywatelki przed inwigilacją bez poważnego uzasadnienia. „Od lat przekonujemy, że służby mają zbyt szerokie uprawnienia, a to tworzy pole do nadużyć” – wyjaśnia Klicki. „Osoba, która podejrzewa, że była inwigilowana, będzie mogła sprawdzić, czy faktycznie miało to miejsce. W ten sposób uzyska możliwość dochodzenia swoich praw, jeśli uzna, że ta inwigilacja była nieuzasadniona” – tłumaczy. Będzie mogła na przykład złożyć skargę na nieuzasadnioną inwigilację. Samo to powinno zniechęcić służby do bezpodstawnego grzebania w czyjejś prywatności.

Fundacja Panoptykon upiera się, że służby zbyt swobodnie sięgają po narzędzia inwigilacji. „8 do 10 tysięcy podsłuchów rocznie zakładanych przez samą Policję. 1,85 miliona bilingów i lokalizacji pobieranych rocznie przez Policję i służby” – wymienia Klicki. „W przypadku Policji sprawdziliśmy, że tylko kilkanaście procent spraw trafia do sądów. Kim zatem są pozostałe podsłuchiwane osoby?” – pyta retorycznie. Ludzie przestaną być „przedmiotem zainteresowania służb”. „Zaczną być podmiotami, którym przysługują prawa. Prawa człowieka” – uważa Klicki.

W Fundacji Panoptykon cieszą się z podpisanej 10 listopada 2023 r. umowy koalicyjnej, bo wierzą, że to efekt ich konsekwentnej pracy trwającej od samych początków Fundacji [Panoptykon powstał w 2009 r.]. „Ujawnianie, przekonywanie, wyjaśnianie, że inwigilacja w Polsce jest poza kontrolą i trzeba coś z tym zrobić, przyniosło wreszcie pożądanych skutek” – podsumowuje Klicki.

Autorstwo: Anna Obem Autorka
Współpraca: Wojciech Klicki, Maria Wróblewska
Źródło: Panotykon.org


  1. replikant3d 11.11.2023 08:59

    Jaka ta organizacja jest naiwna! to SŁUŻBY sterują politykami a nie na odwrót! Swoje ,,postulaty,, w przyszłym rządzie zobaczą jak świnia niebo! CBA i nne służby to ,,święte krowy,, nie do ruszenia!

 

Ostatni plan Kaczyńskiego


Zanim spróbuje odzyskać władzę, Kaczyński musi obronić się przed wysłaniem go na emeryturę.

Jarosław Kaczyński (w czerwcu skończył 74 lata) końcówkę życia będzie miał niełatwą. Budowa dyktatury się załamała. Teraz czeka go bolesne pożegnanie z władzą i wieloletnie tułaczki po prokuraturach w oczekiwaniu na proces. Łudzenie się, że po utracie mediów (TVP, Polskie Radio, mediów takich jak gazetki i portale przejęte przez Orlen) PiS wróci do władzy, są złudne. Kaczyńskiego czeka więc teraz obrona władzy w partii.

Andrzej Duda mianował na szefa kancelarii 39-letniego Marcina Mastalerka, który jest otwarcie skonfliktowany z Kaczyńskim. Jeszcze nie wręczono mu nominacji, a Mastalerek wezwał Kaczyńskiego do przejścia na polityczną emeryturę. Ten stosunkowo młody polityk zniknął ze sceny 8 lat temu, bo Kaczyński tak kazał. Mastalerek był bezczelny, niepokorny i pozwolił sobie nie padać plackiem przed prezesem PiS. Gdy był z kolegami na piwie, zadzwonił Kaczyński. Mastalerek miał pokazać zebranym, kto dzwoni, a następnie nie odebrać. Koledzy naskarżyli na Mastalerka i Kaczyński zażądał: albo na liście będzie on, albo Mastalerek. Gdy potem dostał on robotę w Orlenie, to Kaczyński kazał go z niej wyrzucić. Teraz Duda wziął go z jedną misją: aby pomógł wysłać Kaczyńskiego na emeryturę.

Oczywiście Kaczyński chętnie zastosowałby „wariant siłowy” i nie oddał władzy. Problem w tym, że nie ma kim tego zrobić. Na PiS głosowali przede wszystkim emeryci. To nie jest elektorat, który będzie walczył dla Kaczyńskiego na ulicach. Szef PiS jest załamany utratą władzy. W zasadzie jeszcze do niego nie dotarło, że kończy się władza i zaczyna się okres rozliczania go z nieudanego zamachu stanu. Kaczyński sam publicznie przyznawał, że zmienił ustrój Polski. Ta szczerość bardzo mu zaszkodzi, gdy będzie mierzył się z zarzutem zamachu stanu (nie można zmieniać ustroju państwa bez zmiany Konstytucji).

MARZENIE ANDRZEJA DUDY

Obecny prezydent ma plan. Gdy przestanie być głową państwa, będzie chciał zostać liderem PiS. Będzie miał bowiem ledwo 53 lata i niespecjalne widoki na przyszłość. Andrzej Duda nie ma bowiem żadnych szans na żadne stanowisko w międzynarodowych instytucjach. Nie tylko dlatego, że stopień komunikacji w języku angielskim ma na poziomie szkoły podstawowej i to bynajmniej nie uczniów „piątkowych”.

Dudzie pozostaje więc marzenie, że zacznie być „nowym” Kaczyńskim. Człowiekiem doświadczonym, aczkolwiek wciąż relatywnie młodym. Wiara we własną charyzmę i kompetencje Andrzeja Dudy jest rozczulająca. Do prezydenta obecnego jeszcze nie dochodzi, że bardzo szybko może trafić na ławę oskarżonych za zamach stanu.

Samo odebranie przysięgi od trzech osób, które nielegalnie wskazano jako sędziów Trybunału Konstytucyjnego (przy jednoczesnym nie odebraniu przysięgi od trzech legalnie wybranych), było przestępstwem z art. 231 kk., czyli przekroczeniem uprawnień i nie dopełnieniem obowiązków. Dudzie wydaje się, że w Polsce nie będzie woli, aby ścigać byłego prezydenta. Że będzie jak to zwykle w Polsce. Że trochę tam nowa władza pokrzyczy, ale w końcu odpuści. Myli się. PiS poszedł bowiem za daleko. Przejmując prokuraturę i próbując przejąć sądy, aby wsadzać swoich przeciwników politycznych do więzienia, zwyczajnie przekroczył granice akceptowalne w grze politycznej. Dlatego dziś nikt nie chce z PiS rozmawiać o koalicji.

PLAN JEST PROSTY

Trzymać władzę jak najdłużej. Każdy dzień to miliony złotych, które trafiają na konta PiSowców. Po nieuchronnym oddaniu władzy (najpóźniej w pierwszej połowie grudnia), Kaczyński skupi się na pacyfikowaniu wrogów wewnętrznych i przygotowywaniu ofensywy. W opozycji PiS planuje używać materiałów kompromitujących, które pozyskały służby PiS podczas swoich działań. W zamyśle Kaczyńskiego za kilka miesięcy ma to wywołać kryzys rządowy i powrót do władzy jego partii w większości, o której publicznie (nie wytrzymując nerwowo?) powiedział Jacek Karnowski, redaktor naczelny propagandowego tygodnika PiS „Sieci”. Problem polega na tym, że Kaczyński może na szybko stracić Ziobrę i kilkudziesięciu innych posłów, którzy nie chcą kolejnych lat czekać w opozycji. Ziobro zaproponował, według moich informatorów, wspólny start Konfederacji w wyborach samorządowych.

Ma tłumaczyć, że PiS się rozpadnie, bo Kaczyński nie dożyje do następnych wyborów. A jak dożyje, to będzie w takim stanie, że nie da rady w nich walczyć o cokolwiek. W tym scenariuszu Kaczyński będzie po prostu w najbliższych miesiącach powoli osuwał się w polityczny niebyt. Ale są tacy, którzy uważają, że Kaczyński, zdając sobie sprawę z takiego obrotu sprawy, na koniec spróbuje wprowadzić siłową dyktaturę i odmówi oddania władzy. Według mnie taki scenariusz skończyłby się kompromitacją i jeszcze szybszą depisizacją Polski…

Autorstwo: Jan Pinski
Źródło: NCzas.info


  1. Szwęda 10.11.2023 17:32

    Co z tego skoro i tak nastąpi rychły koniec państwa polskiego i to może nawet jeszcze szybszy bez pisu a z tymi drugimi jak im tam co będą bez mrugnięcia okiem realizowali plany odwiecznego wroga naszej Ojczyzny, czyli wkrótce już IV rzeszy pełną gębą!

  2. Vaunes 11.11.2023 03:50

    A właśnie, że nikt nikogo w Polsce do więzienia nie wsadzi. Będzie dużo szumu medialnego, procesy i sądy, ale żaden czołowy polityk nie pójdzie siedzieć ani żaden polityk nie straci majątku. Wspomnicie moje słowa.
    Ps. Kruk krukowi oka nie wykole.

  3. Dandi1981 11.11.2023 10:08

    Zaborcy beda wsadzac sie nawzajem? Zeby ujawnili jakie przekrety byly przeciw Polsce?
    Kaczor ma demencje myli sie w wypowiedziach , wzbudza wstrent wsrod mlodych.
    Napewno duda smieszek nie jest kims kto powinien go zastapic , tak jak glapinski do odstrzalu taki buc mega jaruzelski tempota.

 

Kobiety szukają nieszczepionych dawców nasienia


Po pandemii COVID-19 nastroje antyszczepionkowe przeniknęły także do świata internetowych dawców nasienia, gdzie niedoszłe matki szukają spermy od mężczyzn, którzy odmówili przyjęcia preparatu terapii genowej na COVID-19. Jonathan David Rinaldi, nazywany „Sperminatorem”, przez lata był dawcą w grupie Sperm Donation USA, największej facebookowej grupie dawców nasienia w Ameryce – czytamy w „Daily Mail”.

Jednak gdy zobaczył „ogromny popyt” na nasienie od nieszczepionych dawców, założył własną grupę skupiającą wyłącznie niezaszczepionych. Grupa liczy prawie 250 członków i pomogła wielu osobom pomyślnie założyć rodzinę. Większość oferuje swoje nasienie za darmo.

Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) wielokrotnie stwierdzały, że nie ma dowodów na to, że szczepionki przeciwko Covid-19 wpływają na płodność – podkreśla Daily Mail. „Nie ufam rządowi, wielkiej farmacji, nie ufam im i nie muszę sobie wstrzykiwać rzeczy, o których nawet nie wiem, co to jest” – mówi tymczasem DailyMail.com Rinaldi.

Kobiety szukające „nieszczepionych dawców nasienia” w swoich postach piszą, że chodzi im o „spermę niemodyfikowaną przez mRNA”.

Jedna z kobiet zamieściła zdjęcie swojego pozytywnego testu ciążowego po oddaniu nasienia od niezaszczepionego dawcy nasienia, opatrzone podpisem: „Kolejne dziecko »z farmy«, »nie z farmacji« w drodze!”.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net


  1. adambiernacki 10.11.2023 16:00

    Dostrzegam w tym biznesową szansę dla siebie…tak już to widzę…zostanę…reproduktorem.

  2. Szwęda 10.11.2023 17:11

    Nasiona nasionami a co z krwią? Zdaje się, że cała krew w stacjach krwi czy jak to się tam nazywa jest zaszprycowana. Chyba nie istnieją stacje z inną krwią?

  3. kufel10 10.11.2023 20:40

    90% z nich to id10tki przesiadujace pół dnia na instagramie i robiące sobie zdjecia na misce ustępowej, z takiego “garnka” nigdy nie będzie dobrej zupy, szkoda “przypraw”.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...