poniedziałek, 30 października 2023

 

Umizgi i konsultacje programowe


W „Rzeźni numer 5” Kurt Vonnegut użył ciekawego porównania; po orgazmie zwycięstwa mamy rodzaj łagodnej gry miłosnej, która nazywa się “przeczesywaniem terenu”. Myślę, że odnosi się ono nie tylko do batalii militarnych, ale również – politycznych. Po wyborach, które można porównać do kulminacyjnego momentu bitwy, po orgazmie zwycięstwa, prawdziwego lub udawanego, nadchodzi łagodna gra miłosna w postaci umizgów „programowych”, no i konsultacji, które właśnie rozpoczął pan prezydent.

Zaczął od spotkania z PiS-em, a następna w kolejce była Koalicja Obywatelska, której trzon stanowi Volksdeutsche Partei, a wokół niej krążą „stronnictwa sojusznicze”. Jednocześnie trwają pokątne starania o przeciągnięcie na jedną lub drugą stronę Trzeciej Nogi, to znaczy, pardon – oczywiście Trzeciej Drogi.

Te freudowskie pomyłki biorą się chyba ze wspomnień z czasów prezydentury Kukuńka. Jak pamiętamy, najpierw wspierał on prawą nogę, potem lewą, a w końcu został między nogami, czyli czymś w rodzaju „trzeciej nogi”. Pan minister Czarnek właśnie powiedział, że jakieś rozmowy „trwają”. Może i „trwają”, bo czemu nie – ale z drugiej strony właśnie został ogłoszony skład „gabinetu cieni” z charyzmatycznym Donaldem Tuskiem jako premierem.

Ten „gabinet cieni” został ogłoszony chyba trochę na wyrost, bo – jak wiadomo, pan prezydent ma 30 dni od dnia wyborów na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego Sejmu. Potem komuś – prawdopodobnie komuś z PiS – powierzy misję tworzenia rządu. Ten ktoś będzie miał 14 dni na ogłoszenie Sejmowi jego składu, a Sejm albo udzieli mu votum zaufania, albo nie. Jeśli PiS-owi uda się przeciągnąć na swoją stronę Trzecią No… – to znaczy, pardon; nie żadną Trzecią Nogę, tylko oczywiście – Trzecią Drogę, to wtedy votum zaufania wydaje się bardzo prawdopodobne. Jeśli nie – to następny ruch należy do pana prezydenta, który może zaproponować Sejmowi własny rząd – na przykład złożony z tzw. „fachowców spoza Sejmu”. Precedens już był w postaci rządu pana premiera Marka Belki, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne – a on rządził, jak-gdyby-nigdy-nic. No, ale pan Marek Belka miał aż dwa pseudonimy operacyjne, co wiele wyjaśnia. Jeśli jednak Sejm w zuchwałości swojej tę propozycję odrzuci i votum zaufania takiemu rządowi nie udzieli, to wtedy sam musi przeforsować jakiś rząd i udzielić mu votum zaufania, bo jak nie, to prezydent rozwiązuje ten cały Sejm i rozpisuje nowe wybory.

Opozycja skupiona wokół Donalda Tuska i Volksdeutsche Partei już nie może się doczekać, kiedy wreszcie dorwie się do władzy. Nietrudno ich zrozumieć; 8 lat ścisłego postu robi swoje, a tu konfitury władzy już-już w zasięgu ręki. Dlatego apelują do pana prezydenta, by nie czekał 30 dni, tylko zwołał Sejm natychmiast – ale jak dotąd prezydent jest głuchy na te wołania i solennie celebruje konstytucyjne procedury, a nawet zwyczaje.

Inna rzecz, że tego „gabinetu cieni” nie musimy brać na serio. Jak bowiem pamiętamy, w roku 2007 Platforma Obywatelska też miała „gabinet cieni”. Kogóż tam nie było! Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to z tego całego „gabinetu” stanowiska swoje objęły tylko dwie osoby: pan Drzewiecki został ministrem sportu i pani Ewa Kopacz – ministrem zdrowia. Inne resorty objęły zupełnie inne osoby.

Na przykład ministrem obrony, zamiast pana Zdrojewskiego, został lekarz psychiatra Bogdan Klich. Kiedy słuchałem komentarzy niektórych generałów na temat wojny, jaką USA prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca, to dopiero teraz potraktowałem tę nominację z pełnym zrozumieniem. Dla niepoznaki pan Klich prowadził jakiś instytut studiów strategicznych, ale niech nas ta nazwa nie myli, bo zajmował się on takimi zagadnieniami, jak wpływ kultury żydowskiej na polską – i temu podobnymi. Zamiast pana Chlebowskiego ministrem finansów został brytyjski poddany z pierwszorzędnymi korzeniami, pan Rostowski, ministrem sprawiedliwości – zamiast pani Pitery – pan Ćwiąkalski – i tak dalej. Tłumaczyłem sobie te zdumiewające zmiany tym, że do premiera Tuska, który też zastąpił na tym stanowisku Jana Marię Rokitę, przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: „wiecie, rozumiecie, Tusk. Macie tu papierek ze składem waszego gabinetu i nic nie kombinujcie, bo wynikną z tego same zgryzoty, a my będziemy musieli przypomnieć wam, skąd wyrastają wam nogi”.

Toteż i teraz wprawdzie wiemy, że w marcu br. prezydent Józio Biden pozwolił Niemcom, jako swojej europejskiej duszeńce, urządzać Europę po swojemu, ale zdaje się że chciałby zachować kontrolę nad naszą niezwyciężoną armią, której zresztą podesłał amerykański kontyngent – już chyba na stałe. Zatem o ostatecznym składzie „gabinetu cieni” nie będzie decydował ani Donald Tusk, ani pan Hołownia z panem Kosiniakiem-Kamyszem, ani pan Czarzasty, tylko ludzie poważni.

Skoro my to wiemy, to wie to tym bardziej pan prezydent Duda i dlatego te wszystkie gesty nie robią na nim specjalnego wrażenia. Wiadomo, że skoro spod kurateli amerykańskiej przechodzimy, niechby i częściowo, pod kuratelę niemiecką, to na scenie politycznej naszego bantustanu musi dokonać się podmianka na pozycji lidera – taka sama, jak w roku 2015, tyle że w drugą stronę.

Niemcy już rozpoczęły urządzanie Europy po swojemu i na początek chcą zlikwidować prawo weta w Unii Europejskiej, nie tylko zastępując je głosowaniem większościowym, ale również ograniczając skład Rady Europejskiej, będącej organem władzy prawodawczej UE, z 27 do 15 przedstawicieli. W ten sposób na drodze budowy IV Rzeszy uczyniony zostanie kolejny milowy krok. Musi to w działaczach Volksdeutsche Partei wzbudzać rozmaite nadzieje, bo zapowiadają surowe rozliczenia – że będą wszystkich dusić gołymi rękami – i tak dalej. W tej sytuacji bez ponownego uruchomienia chwilowo nieczynnych obozów koncentracyjnych się nie obejdzie, a kto wie, czy nie trzeba będzie budować nowych – bo winowajców zagrażających demokracji przez te 8 lat namnożyło się co niemiara. Warto w związku z tym przypomnieć, że pierwszy taki nowy obóz w Gostyninie uruchomiony został właśnie z inicjatywy pobożnego Jarosława Gowina, który w drugim rządzie Donalda był ministrem sprawiedliwości – więc taki precedens też jest. Wyobrażam sobie, jak na tę myśl musi zacierać ręce trzecie pokolenie ubowców, bo czekać ich będzie bardzo dużo wesołych miejsc pracy, w których można będzie dać upust instynktom w tak zwanym „majestacie prawa”.

I tylko Konfederacja zachowuje się tak, jakby utraciła wszelką nadzieję i jak dotąd, całą swoją aktywność kieruje do wewnątrz. Właśnie pod zarzutem „sabotowania kampanii” „zawiesiła” Janusza Korwin-Mikke, co w przełożeniu na język ludzki oznacza zakaz wypowiedzi publicznych – no i „wyrzuciła” go z Rady Liderów. Kto tam teraz w tej Radzie radzi, komu i co – tego nie wie nawet pan Grzegorz Braun, który na razie ani nie został zawieszony, ani wyrzucony – ale wszystko przed nami, bo dintojra dopiero się rozpoczęła. Może nie wyaresztują się nawzajem – jak to pisał Mrożek w dramacie ze sfer żandarmeryjnych – ale to chyba jedyna, nowa nadzieja.

Autorstwo: Stanisław Michalkiewicz
Źródło: Goniec.net


  1. Stanlley 30.10.2023 13:16

    Michalkiewicz – to ten z którego gadaniny nic nie wynika, za kasę wydaje książki i bogato żyje. Ten sam co rozpowszechniał kłamstwa na temat Huberta Czerniaka. No i ten sam co mi zbanował YT za to że mu napisałem że kłamie…. bardzo przewrażliwiony…

 

Walki z patodeweloperką ciąg dalszy


Większe odległości między budynkami, lepiej wyciszone ściany, koniec z tzw. mikrokawalerkami – oto przewidywane skutki rozporządzenia podpisanego przez ministra Budę.

Jak informuje portal Biznes.Wprost.pl, wiosną tego roku minister rozwoju i technologii Waldemar Buda zapowiedział rozporządzenie, które, jak przekonywał, „uderzy w patodeweloperów”. Zakłada ono zwiększenie minimalnej odległości budynków od granicy działki do 5 metrów. Wyjątek dotyczy sytuacji, gdy sąsiednia działka jest publicznie dostępnym placem (nie trzeba wtedy zachowywać żadnej odległości). Ustawodawca chce ograniczyć trudne sąsiedztwo, jakim mogą być budynki produkcyjne lub magazynowe. W przypadku takich obiektów o powierzchni zabudowy ponad 1000 m2 minimalna odległość pomiędzy ścianami nowego budynku produkcyjnego lub magazynowego a ścianami istniejącego budynku mieszkalnego, lub zamieszkania zbiorowego ma wynieść 30 m.

Aby zazielenić osiedla, na działkach przeznaczonych pod publicznie dostępny plac (ponad 1000 m2) trzeba będzie przeznaczyć co najmniej 20 proc. na teren biologicznie czynny. Ucieszą się dzieci: przy każdym bloku lub na osiedlu, na którym znajduje się co najmniej 20 mieszkań, będzie musiał znaleźć się plac zabaw.

Przy budynkach z 21-50 mieszkaniami co najmniej 1 m2 placu będzie przypadał na jedno mieszkanie, przy budynkach z 51-100 mieszkaniami plac zabaw będzie musiał mieć min. 50 m2, a przy inwestycjach od 101 do 300 mieszkań na każdy lokal ma przypadać min. 0,5 m2 placu. Powyżej 300 mieszkań w budynku plac zabaw będzie miał powierzchnię min. 200 m2.

Tzw. mikrokawalerki, czyli mieszkania o powierzchni 25 m2 lub mniejsze, mają zniknąć z rynku. Minimalna powierzchnia lokalu użytkowego w nowo projektowanych budynkach będzie musiała wynosić nie mniej niż 25 m2. Mniejsze lokale użytkowe będą mogły znajdować się wyłącznie na parterze i na I piętrze budynku pod warunkiem, że jest do nich bezpośredni dostęp z zewnątrz budynku.

Mieszkania mają być też cichsze. Deweloperzy będą mieli obowiązek stosowania między dwoma mieszkaniami w budynkach mieszkalnych jednorodzinnych przegród spełniających odpowiednie wymogi akustyczne oraz drzwi o podwyższonej izolacji akustycznej – dziś podobne wymagania odnoszą się tylko do budynków wielorodzinnych.

W budynkach wielorodzinnych będą musiały znajdować się miejsca do przechowywania rowerów lub wózków dziecięcych. Minimalna powierzchnia takich pomieszczeń będzie wynosiła 15 m2. Dopuszczalne jest przygotowanie w tym celu wiaty albo altany, a więc wyniesienie przechowalni poza budynek.

Zdjęcie: Arcaion (CC0)
Źródło: NowyObywatel.pl

 

Holland żaliła się w Pradze, że jest w Polsce prześladowana


W tym tygodniu Agnieszka Holland prezentowała w czeskiej Pradze swój film „Zielona granica”. Ten oszczerczy dla służb granicznych film został wyprodukowany w koprodukcji przez Telewizję Czeską i przy wsparciu Czeskiego Funduszu Filmowego.

Z tej okazji Holland opowiadała, że „populistyczny i nacjonalistyczny polski rząd rozpoczął kampanię nienawiści, jakiej nigdy nie doświadczyłem, nawet pod rządami komunistów”. Jej skargi padły w rozmowie z dziennikarzami czeskimi po projekcji.

Komunikacja była łatwa, bo rozmowa odbyła się po czesku. Holland studiowała bowiem w praskiej szkole filmowej FAMU pod koniec lat 1960. Radio Praga stwierdziło, że pod adresem 74-letniej reżyser padły nawet „groźby użycia przemocy fizycznej”. Wsparcia Holland udzielali zaś „Czeska Akademia Filmu i Telewizji oraz szef czeskiej dyplomacji Jan Lipavský”.

W wywiadzie dla czeskiego radia publicznego reżyserka mówiła, że nie liczyła w Polsce na wielu widzów, ale raczej na oglądalność swojego „dzieła” w „innych krajach, na przykład we Francji”. Twierdziła także, że wszystkie sceny pokazane w filmie zostały „przez nasz zespół szczegółowo udokumentowane, a wszystko jest oparte na prawdziwych historiach”. W dodatku zachowania strażników granicznych miały być potwierdzane w „dwóch źródłach”.

Podobno film „zawstydził polityków”, którzy „chcieli to jednak ukryć i zmanipulować, aby na tym zyskać w trakcie kampanii wyborczej”. Dodała, że „ludzi, którzy odgrywają rolę migrantów, znalazłam we Francji i Belgii, w szczególności rodzinę syryjską”. Podobno „pomogli nadać autentyczności historii […] i dodali wiele szczegółów, o których sama nigdy bym nie pomyślała”.

„Zielona granica rozgniewała Polskę Kaczyńskiego, ale przemawia do sumienia każdego z nas” – podsumował film dziennikarz i były ambasador Czech we Francji Petr Janyška na łamach gazety Deník N, przy okazji krytykując UE, że „przymykają oczy na cierpienie uchodźców”. Portal Czeskiego Radia zatytułował rozmowę: „Agnieszka Holland opowiada nieprzyjemną prawdę o Polsce i Europie”.

Autorstwo: BD
Zdjęcie: Martin Kraft (CC BY-SA 3.0)
Na podstawie: Radio Praga
Źródło: NCzas.info

 

Prawdziwa Baba Jaga. Kim była Baba Anujka?


Choć mordowała nie tylko dzieci, ale głównie dorosłych i działała na wsi, a nie w lesie, to obraz Baby Anujki przywołuje na myśl jedną z najbardziej przerażających postaci słowiańskiego folkloru.

Serbska wieś przełomu XIX i XX wieku, niepozorna znachorka i kolejne trupy. To nie opis nowej produkcji filmowej, a tragiczne wydarzenia, które rozegrały się w wiosce Vladimirovac, kilkadziesiąt kilometrów na północny-wschód od Belgradu. Kim była żyjąca tam seryjna morderczyni, znana miejscowym jako Ana Dee, współcześnie nazywana Babą Anujką?

BABA ANUJKA – ZIELARKA, ZNACHORKA, TRUCICIELKA

Na ziemiach serbskich dawało się odczuć zbliżający się kryzys. W powietrzu wisiało widmo konfliktów. Życie jednak toczyło się dalej, choć jakby pozbawione dotychczasowego wigoru. Ludzie z miasta często odwiedzali wieś właśnie w poszukiwaniu spokoju. Wsie zaczęły się zmieniać i dostosowywać do potrzeb przyjezdnych, którym miejscowi oferowali różne produkty i usługi. Wśród nich była znachorka, Baba Anujka, która powoli zdobywała rozgłos. Problem w tym, że zamiast leczyć… zabijała. Patrząc na portret Anujki i mając świadomość popełnionych przez nią zbrodni, wydaje się, że jej postać, przynajmniej w pewnym stopniu pokrywa się z archetypem starej pomarszczonej wiedźmy znanej jako Baba Jaga.

Baba Anujka przyszła na świat w pierwszej połowie XIX wieku w rodzinie kupieckiej na terenie Rumunii. Jeszcze w dzieciństwie wraz z rodzicami przeprowadziła się do niewielkiej serbskiej wsi, w której już pozostała. Młoda Anujka zakochała się w austriackim oficerze, który złamał jej serce. Mówi się, że od tamtej pory nienawidziła mężczyzn. Gdy dorosła, wybrała się na studia medycyny tradycyjnej i wyszła za mąż dzięki swojemu ojcu, który zaaranżował małżeństwo. Urodziła 11 dzieci, które szybko straciła. Po śmierci męża zaczął się prawdziwy horror dla mieszkańców Vladimirovac i okolic.

Starsza kobieta posiadała ogromną wiedzę z zakresu ziołolecznictwa. W swoim domu otworzyła pracownię, w której sporządzała śmiertelnie niebezpieczne eliksiry. Szybko wykorzystała swoje umiejętności, które pozwoliły jej się wzbogacić. Wieści o zielarce leczącej różnorodne boleści w mgnieniu oka docierały do innych wsi i miejscowości. Pojawiało się coraz więcej chętnych na eliksiry, a także magiczne talizmany. Wierzono, że Anujkę przepełniają nadprzyrodzone siły, dzięki którym posiada zdolności wytwarzania zbawiennych lekarstw. U staruszki zjawiali się ludzie z różnych klas społecznych. Nawet przedstawiciele arystokracji uwierzyli w jej rzekomo cudowne lekarstwa, które w rzeczywistości przynosiły zgubę.

Baba Anujka nie widziała swoich ofiar z wyjątkiem tych, których postanowiła pozbawić życia poza domem. Zabijała za pomocą wcześniej przyrządzonej mikstury, która w oczach klientów była lekarstwem mającym pomóc na złe samopoczucie czy zwykłe zmęczenie. Wiedźma przekonywała, że posiada ogromną wiedzę, którą chciała wykorzystać, aby pomóc potrzebującym. Oczywiście było to niezgodne z prawdą, ponieważ potrzebujący zamiast leku otrzymywali truciznę. Lekarstwo, które najczęściej sprzedawała, było zmieszane z rtęcią, arsenem i ziołami uspokajającymi. Babę Anujkę odwiedzały często zdesperowane kobiety, które potrzebowały lekarstwa dla swoich kochanków czy mężów i to one nieświadomie stawały się osobami, które podawały śmiercionośny eliksir swoim wybrankom. Znachorkę odwiedzały też kobiety, które pragnęły pozbyć się swych partnerów. Baba Anujka przygotowywała śmiertelne napoje na zamówienia, dopasowane do cech przyszłej ofiary. W konsekwencji mężczyźni umierali, a ich żony mogły szukać nowych miłosnych przygód.

TAJEMNICZE ZGONY ZNAJDUJĄ WYJAŚNIENIE

Nie tylko Anujka sprzedawała trucizny, za które żyła dostatnio. Jej produkty sprzedawali też aptekarze, którzy również dorobili się na sprzedaży śmiertelnych eliksirów. Zabijanie stało się wówczas dochodowym biznesem. Lekarze przybywający na ratunek zatrutym, tylko rozkładali ręce. W akcie zgonu wpisywali „problemy żołądkowe”, a nawet problemy niezwiązane z zatruciem. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z prawdą.

Pewnego dnia anonimowa wiadomość zmieniła bieg wydarzeń, gdyż jej autor wskazał prawdziwy powód tak częstych zgonów w okolicy. W konsekwencji przeprowadzono sekcje zwłok, a ciała zostały wysłane do dalszych badań, które potwierdziły podanie ofiarom ogromnych dawek różnych trucizn. Okazało się, że liczba ofiar była bardzo duża: od mężczyzn i kobiet, aż po dzieci. Zabójstwa były wykonywane na różne sposoby, od rozcieńczania trutki z napojem, który wypijała ofiara, przez podawanie trutki do obiadu, aż po podmienianie rzeczywistych leków na przygotowaną miksturę. Wśród motywów zbrodni wymienia się m.in. chęć przejęcia majątku czy pozbycia się płaczącego dziecka.

Tuż po zatrważającym odkryciu tuszowanych morderstw, postanowiono wszcząć proces w sprawie osądzenia sprawców. Część osób została skazana na dożywocie, część na kilkanaście lat więzienia, byli też tacy, którym przypadła najwyższa kara. Baba Anujka jako kobieta w podeszłym wieku za spowodowanie śmierci wielu ludzi oraz wplątanie w swoje poczynania osób trzecich, usłyszała wyrok 15 lat więzienia.

Autorstwo: Oliwia Jankowiak
Zdjęcia: domena publiczna (CC0)
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0

BIBLIOGRAFIA

1. „Baba Anujka – największa bałkańska morderczyni”, https://www.kryminatorium.pl/baba-anujka-najwieksza-balkanska-morderczyni-126-mordercy/, dostęp: 17.10.2023.

2. „Baba Anujka, the 92-year-old Serbian grandmother who killed nearly 150 people with »miracle« cures”, https://www.voxnews.al/english/kosovabota/baba-anujka-gjyshja-92-vjecare-serbe-qe-vrau-afro-150-njerez-me-kurat-i25461, dostęp: 17.10.2023.

3. „Najstarsza seryjna morderczyni na świecie. Uważali, że moce dał jej sam diabeł”, https://wiadomosci.onet.pl/kraj/baba-anujka-najstarsza-i-najgrozniejsza-seryjna-morderczyni-z-balkanow/gj8hpn3, dostęp: 23.10.2023.

4. Šimon A. Darmati, „Baba Anujka Banatska Vestica, Privi serijski ubica u Srbiji”, 2021, s. 9-26.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...