sobota, 1 stycznia 2022

 

96% Niemców z Omicronem jest „w pełni wyszczepionych”


96% Niemców z Omicronem jest „w pełni wyszczepionych”, z tego 28% potrójnie wyszczepionych, a tylko 4% z nich nie przyjęło preparatu – informuje rząd w Berlinie.

Niewielka próbka danych opublikowana przez niemiecki rząd wykazała, że ​​wariant koronawirusa Omicron w przeważającej mierze zaraża „osoby w pełni wyszczepione”, w tym osoby „wyszczepione” potrójnie, podczas gdy osoby „niezaszczepione” pozostają w dużej mierze nietknięte nowo odkrytym szczepem.

Nowe dane opublikowane w tym tygodniu pokazują, że 96% nowych pacjentów z koronawirusem Omicron było najwyraźniej „w pełni wyszczepionych”, podczas gdy osoby „niezaszczepione” stanowiły tylko 4% infekcji. Spośród 4206 pacjentów biorących udział w badaniu, 4020 otrzymało zastrzyki preparatów przeciwko koronawirusowi. Spośród tysięcy nowych przypadków tylko 186 osób nie było „zaszczepionych”. W próbie badawczej 28% osób cierpiących na wariant Omikron zostało podobno „wyszczepionych” potrójnie, po otrzymaniu dwóch oryginalnych dawek oraz tak zwanego dopalacza przypominającego. Populacja Niemiec jest podobno „wyszczepiona” w 71,1%.

Wyniki zostały opublikowane przez Instytut Roberta Kocha (RKI), niemiecką agencję rządu federalnego i instytut badawczy odpowiedzialny za kontrolę i zapobieganie chorobom. RKI zauważył, że raport ma „krótszą formę” ze względu na „brakujące dane”, ale potwierdził, że „mimo to zapewniono podstawową ocenę ogólnej sytuacji epidemiologicznej”.

Odkrycia w Niemczech wydają się być podobne do danych opublikowanych niedawno przez amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), które stwierdziło, że wariant Omikron w przeważającej mierze zarażał osoby, które otrzymały zastrzyki preparatów covidowych w liczbie 80%, jak wcześniej podano w aktach krajowych.

Ponieważ pojawia się coraz więcej danych sugerujących, że preparaty terapii genowej przeciwko COVID-19 nie są w stanie zapobiec rozprzestrzenianiu się wyjątkowo łagodnego wariantu wirusa i zapobiec zakażeniu zaszczepionych osób, narody na całym świecie wprowadzają więcej dawek i ponownie wdrażają ograniczenia pandemiczne dotyczące ich populacji.

W Izraelu eksperci ostrzegają obecnie, że zbyt wiele zastrzyków tych eksperymentalnych preparatów może powodować „zmęczenie układu odpornościowego” i faktycznie zagrażać zdolności organizmu do walki z wirusem. Tymczasem żydowski narów wprowadza czwartą dawkę preparatu zwanego krytycznie „śmiercionką”.

W Holandii urzędnicy rządowi ogłosili, że planują podać aż sześć dawek preparatu! Twierdzą, że 89% dorosłych otrzymało co najmniej jedną dawkę preparatu, 85,9% otrzymało dwie dawki, a 20% otrzymało już pierwszego dopalacza przypominającego. Uważają, że jedynym rozwiązaniem, aby powstrzymać COVID-19 jest więcej zastrzyków.

W USA zgłoszone przypadki COVID-19 pobiły nowy rekord świata w jednodniowym wzroście. Na dzień dzisiejszy, po tym, jak setki milionów ludzi otrzymały wstrzyknięcia preparatu terapii genetycznej, a dziesiątki milionów osób otrzymało zastrzyki „wzmacniające”, USA zgłosiły 484 377 nowych przypadków COVID-19. Mimo tak wielu Genetycznie Zmodyfikowanych Osób w USA zarażonych COVID-19, były prezydent Donald Trump utrzymuje, że kontrowersyjne zastrzyki są jednym z „największych osiągnięć ludzkości”.

Tłumaczenie: Foxi
Autorstwo i źródło oryginalne: Internewscast.com
Źródło polskie: WolneMedia.net

RZĄDOWA FARSA

 

Prąd będzie tańszy tylko przez kilka miesięcy


Od dziś w ramach tzw. rządowej tarczy antyinflacyjnej zaczynają obowiązywać obniżone stawki podatku akcyzowego na energię elektryczną.

Zgodnie z uchwaloną w grudniu 2021 roku zmianą ustawy o podatku akcyzowym, sprzedaż energii elektrycznej do gospodarstw domowych będzie zwolniona z akcyzy, która w zeszłym roku wynosiła 5 zł za MWh. Dla pozostałych odbiorców energii elektrycznej akcyzę obniżono z 5 do 4,6 zł za MWh. Obniżka nie obejmuje górnictwa węgla kamiennego oraz produkcji koksu, gdzie akcyza nadal wynosi 3 zł za MWh.

Obniżona akcyza ma obowiązywać do końca maja 2022 roku.

Jak wyliczył „Polsat News”, dla przeciętnego gospodarstwa domowego, zużywającego rocznie 1,8 MWh, zwolnienie z akcyzy oznacza zmniejszenie rachunku za energię elektryczną o 75 groszy miesięcznie.

Źródło: pl.SputnikNews.com

KOMENTARZ „WOLNYCH MEDIÓW”

Rząd nie walczy z inflacją, tylko o poparcie wyborców. Pomysł nie rozwiązuje problemu galopujących cen energii wywołanych uczestnictwem Polski w handlu emisjami CO2, które rząd sprzedaje spekulantom na giełdach. Ceny będą rosnąć, bo taki jest plan sztucznego kryzysu ekonomicznego, który według filmu z 2012 r. miał nastąpić po fałszywej pandemii.


Skopiowano z WOLNE MEDIA

ŁAPÓWKA DLA KOŚCIOŁA

 

Świętokrzyski Park Narodowy straci ponad hektar powierzchni


Ponad hektar terenów należących do Świętokrzyskiego Parku Narodowego został przekazany Kościołowi. Spór trwał od dawna i właśnie został rozstrzygnięty na korzyść braci Oblatów. Powiększanie majątku Kościoła ważniejsze niż ochrona przyrody?

„Łysiec (Łysa Góra) to serce Świętokrzyskiego Parku Narodowego. To miejsce, gdzie łączą się porządki: przyrodniczy, historyczny (słowiańskie zabytki archeologiczne) i religijny (klasztor i sanktuarium Święty Krzyż). Przez kilkadziesiąt lat od utworzenia Świętokrzyskiego Parku Narodowego wszystkie te porządki przeplatały się ze sobą w zgodzie z przypisanymi im wartościami i obowiązującym prawem” – pisze Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot, walcząca o ochronę przyrody w Polsce.

Od kilku lat Oblaci próbowali przejąć część terenów Parku Narodowego i dążyli, „do przywrócenia całości zabudowań klasztornych pierwotnego sakralnego charakteru”. Ministerstwo Kultury i Środowiska na mocy specjalnie wydanego rozporządzenia wyłączyło obszar 1.3 ha z terenu Świętokrzyskiego Parku Narodowego i przekazało je Oblatom. Obrońcy przyrody są oburzeni decyzją i uważają, że rozporządzenie godzi w integralność Parku Narodowego. Teren przejęty przez Kościół nie będzie musiał podlegać restrykcyjnym przepisom ochrony przyrody.

„Dostali 1,3 ha Świętokrzyskiego Parku Narodowego ze szczytu góry… Pierwszy raz po ’89 r. odebrano w Polsce tereny parkowi. Tylko po to, by Kościół mógł robić biznes. To skandal!” – skomentował sprawę prawnik Marek Szolc.

Oblaci nie mają sobie nic do zarzucenia.

„Świętokrzyski Park Narodowy jest dobrem całego narodu. Przybywają tutaj turyści, przyrodnicy, historycy i pielgrzymi. Dostęp do szczytu Łyśca nie zostanie zmieniony z uwagi na reintegrację klasztoru w jedną sakralną całość.

Według Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot prawo zostało naruszone. „(…) aby zmniejszyć granice Świętokrzyskiego Parku Narodowego, należy udowodnić równoczesne zajście trzech przesłanek: utrata wartości przyrodniczych, utrata wartości kulturowych oraz bezpowrotność utraty jednych i drugich”. Żadna z tych przesłanek w tym przypadku nie zachodzi.

„Kluczową cechą obszarów chronionych jest ich ciągłość. Wyłączenie obszaru ze środka parku narodowego oznacza zniesienie obowiązujących tam standardów ochrony oraz przyzwolenie na zwiększoną antropopresję w tym obszarze” – argumentuje dalej Pracownia.

Obrońcy przyrody zwracają uwagę na szereg działań Oblatów mających negatywny wpływ na przyrodę Parku Narodowego: utworzenie sztucznego nasypu i znajdującego się na nim ołtarza polowego, budowa kamiennej rampy, schodów i drogi wiodącej do klasztoru, nasadzenia gatunków roślin obcych i inwazyjnych, organizowanie i goszczenie w klasztorze szkodliwych dla przyrody parku wydarzeń masowych.

Oblaci w swoim oświadczeniu odrzucają oskarżenia. Faktycznie nasadzili jakieś rośliny, które były niepożądanym gatunkiem, ale już je usunęli. Co do imprez masowych, również nie mają z nimi nic wspólnego. Walczą tylko o to, co odebrali im komuniści i chociaż działają niezgodnie z prawem, to nadal są ponad prawem i tereny odzyskali.

Autorstwo: Rut Kurkiewicz-Grocholska
Na podstawie: Pracownia.org.plOblaci.pl
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA

TERAŹNIEJSZY FASZYZM

 

2021 – rok autoryzowanego faszysty


I tak oto, gdy 2021 rok defiladowym krokiem zbliża się do fanatycznego końca, nadszedł czas na moje tradycyjne podsumowanie końca roku. To „Rok Wołu” w chińskim zodiaku, ale ja nazywam go „Rokiem Nowo Normalnego Faszysty”.

Och, jaki to był fenomenalnie faszystowski rok! I nie mówię tu o jakimś amatorskim faszyzmie. Mówię o profesjonalnym faszyzmie z najwyższej półki. Faszyzmie uświęconym przez rząd i korporacje. Faszyzmie o robaczywych oczkach, obślinionym i pijanym z nienawiści. Mówię o faszystowskim motłochu Nowej Normalności, który wrzeszczy z nienawiści i grozi „Niezaszczepionym”, gdy ci wywlekani są z pociągów „Tylko dla zaszczepionych”. Motłochu, który maluje na wystawach swoich sklepów napisy z czasów nazistowskich. Mówię o przywódcach rządu podżegających do masowej nienawiści, komentatorach telewizyjnych dosłownie cytujących sadystycznych nazistowskich lekarzy SS. Lewicowcach, którzy na Facebooku stają się w pełni faszystami, obozach koncentracyjnych, propagandzie Goebbelsa, cenzurowaniu sprzeciwu… i całej tej reszcie.

Tu, w Europie, sprawy mają się szczególnie faszystowsko. Kraje Nowej Normalności, jeden po drugim, wprowadzają systemy segregacji społecznej, nakazują „lockdowny” dla „niezaszczepionych” i w inny sposób prześladują tych, którzy odmawiają podporządkowania się oficjalnej ideologii Nowej Normalności. Austria wprowadziła obowiązkowe „szczepienia”. Niemcy zaraz pójdą w ich ślady. „Przepustki Covidowe” zostały zatwierdzone w Wielkiej Brytanii. Grecja nakłada grzywny na „niezaszczepionych” emerytów, zmniejszając wysokość ich emerytur państwowych. Szwedzi „czipują”. I tak dalej.

W Nowo Normalnych Niemczech „niezaszczepieni” znajdują się de facto w areszcie domowym. Jesteśmy wyklęci ze społeczeństwa. Mamy zakaz podróżowania. Nie wolno nam protestować. Nasze pisma są cenzurowane. Jesteśmy codziennie demonizowani i odczłowieczani przez rząd Nowej Normalności, państwowe i korporacyjne media oraz masy Nowej Normalności. Oddziały Nowo Normalnych bandytów włóczą się po ulicach, brutalizując emerytów, napadając na zakłady fryzjerskie, sprawdzając „dokumenty”, mierząc dystans społeczny, dosłownie, jak jakimiś kijami mierniczymi. Gestapo aresztowało nawet Świętego Mikołaja za brak maski na jarmarku bożonarodzeniowym. W szkołach faszystowscy Nowo Normalni nauczyciele rytualnie upokarzają „niezaszczepione” dzieci, zmuszając je do stania przed klasą i tłumaczenia się ze swojego statusu „niezaszczepionych”, podczas gdy „zaszczepione” dzieci i ich rodzice są oklaskiwani, niczym Nowo Normalna wersja HitlerJugend. Kiedy nowy kanclerz Nowo Normalnych Niemiec, Olaf Scholz, ogłosił, że „dla mojego rządu nie ma już czerwonych linii [żadnych granic – przypis tłum.], jeśli chodzi o robienie tego, co należy zrobić”, najwyraźniej nie żartował. To tylko kwestia czasu, kiedy rozkaże ministrowi propagandy Nowej Normalności, Karlowi Lauterbachowi, wygłosić swoje wielkie Przemówienie w Sportpalast, w którym zapyta Nowych Normalsów, czy chcą „wojny totalnej” i… myślę, że znacie resztę tej historii.

Ale to nie jest tylko opowieść o Nowo Normalnych Niemczech, Nowo Normalnej Europie czy Nowo Normalnej Australii. I nie jest to tylko opowieść o masowej histerii czy „nadmiernej reakcji” na koronawirusa. „Nowa Normalność” to globalna koprodukcja GloboCap, koprodukcja warta wiele bilionów dolarów, która jest w fazie rozwoju już od dłuższego czasu, a ten rok przeszedł dokładnie wg scenariusza.

Biorąc pod uwagę cały dramat ostatnich 12 miesięcy, łatwo zapomnieć, że rok rozpoczął się okupacją Waszyngtonu przez tysiące żołnierzy z amerykańskich (tj. GloboCap) sił, w następstwie „Ataku terrorystycznego na Kapitol” (nazywane również „Powstaniem 6 stycznia” lub „Próbą zamachu stanu” albo w inny bzdurny sposób) przeprowadzonego przez kilkuset całkowicie nieuzbrojonych zwolenników Donalda Trumpa, którzy rzekomo mieli zamiar „obalić rząd” i „zniszczyć demokrację” za pomocą… no dobra, gołymi rękami.

Był to długo wyczekiwany spektakl „Powrót do normalności”, który przygotowywany był przez ostatnie cztery lata. Publiczne upokorzenie Nieautoryzowanego Prezydenta (i „populistów”, którzy umieścili go na stanowisku) oraz pokaz siły GloboCap, który nastąpił. Oto jak opisałem to w styczniu: „Innymi słowy, GloboCap daje nam lekcję. Nie wiem, na ile jaśniej mogliby to uczynić. Właśnie zainstalowali nowego marionetkowego prezydenta, który nie może nawet symulować bystrości umysłu, w zamkniętej, strzeżonej przez wojsko ceremonii, w której nikt nie mógł uczestniczyć, z wyjątkiem kilku członków klas rządzących. Namówili jakiegoś epigona Alberta Speera, aby przekształcił National Mall (gdzie zwykle gromadzi się publiczność) w „pole flag” symbolizujące „jedność”. Zrobili nawet coś na kształt nazistowskiej „Lichtdom”. Aby podkreślić sedno sprawy, Lady Gaga przebrała się za postać z Igrzysk Śmierci z broszką „Kosogłos” i zaśpiewała hymn narodowy. Nadają ten spektakl na cały świat”.

Zakładam, że jest to już oczywiste dla wszystkich, iż „powrót do normalności” był tak naprawdę „powrotem do Nowej Normalności”, którą globalny kapitalistyczny establishment właśnie narzucał całemu światu. Wiadomość nie mogła być bardziej klarowna. Jak zwięźle ujął to Arnold Schwarzenegger, przesłanie brzmi: „chrzanić waszą wolność”. Przesłanie jest takie, zamknij gębę i podporządkuj się. Przesłanie jest takie, pokaż mi swoje p…..ne papiery. Używaj tych p…..nych zaimków. Żryj te p…..ne robaki. Weź te p…..ne „szczepienia”. Nie pytaj nas, k…a, „ile”. Odpowiedź brzmi: „tyle, ile ci k…a powiemy”.

Przesłanie jest takie, że nie będzie więcej nieautoryzowanych prezydentów, nie będzie już opuszczania Unii Europejskiej, nie będzie już „populistycznych” buntów przeciwko globalnej hegemonii globalnego kapitalizmu i jego miażdżącej dusze, bezwartościowej „obudzonej” ideologii. GloboCap skończył z wygłupami. Ogłosili to w marcu 2020 roku. Poinformowali nas w jednoznaczny sposób, że nasze życie zmieni się na zawsze. Nazwali i rozpropagowali tę zmianę jako „Nową Normalność”, na wypadek gdybyśmy… no wiesz, mieli problemy poznawcze. Nie ukrywali tego. Chcieli, abyśmy dokładnie zrozumieli, co nadchodzi: globalno-kapitalistyczna wersja totalitaryzmu, w której wszyscy będziemy szczęśliwymi, małymi faszystowskimi „konsumentami” pokazującymi sobie nawzajem nasze „certyfikaty zgodności”, aby wolno nam było żyć.

Nie muszę szczegółowo omawiać całego roku. Pamiętacie najważniejsze wydarzenia… wprowadzenie „bezpiecznych i skutecznych” cudownych „szczepionek”, które nie powstrzymują zarażenia się ani rozprzestrzeniania wirusa, a które zabiły i okaleczyły tysiące ludzi, ale które teraz musisz przyjmować co trzy lub cztery miesiące, aby móc pracować lub wejść do restauracji. Wprowadzenie globalnego systemu społecznej segregacji/cyfrowego systemu certyfikacji zgodności, który nie ma żadnego medycznego sensu, ale do którego „szczepionki” miały nas zmusić. Kryminalizacja sprzeciwu. Wytwarzanie „rzeczywistości”. Wojna propagandowa. Kult covidiański. Rozpoczęcie wielkiej nowonormalnej czystki. Cały pakiet patologicznego totalitaryzmu.

Chciałbym zakończyć jakąś optymistyczną nutą bo, Jezu, ten faszyzm jest taki przygnębiający. Wspomnę więc tylko, że, jak zapewne zauważyliście, coraz więcej ludzi „budzi się” lub objawia swój wewnętrzny hart ducha i wreszcie sprzeciwia się nakazom „szczepień”, „paszportom szczepionkowym” i segregacji społecznej i całej reszcie faszystowskiego programu Nowej Normalności. Zamierzam głośno zachęcać do tego „przebudzenia”. Mam nadzieję, że ci – a przecież wiecie, kim jesteście – którzy nagłaśniają fakty i sprzeciwiają się Nowej Normalności, i są wyśmiewani, demonizowani, ośmieszani, cenzurowani, oczerniani, zastraszani i zamęczani w inny sposób, dzień w dzień od 21 miesięcy, gdy to nasi bardziej „wybitni” koledzy — a przecież wiecie kim jesteście — siedzieli w milczeniu lub brali udział w Festiwalu Nienawiści, dołączą teraz do mnie oklaskując i zachęcając tych „wybitnych” kolegów do walki… w końcu.

Aha, i jeśli jesteś jednym z tych „wybitnych” kolegów i zaczynasz bić się w piersi i trąbić na prawo i lewo, jakbyś właśnie odkrył na nowo dziennikarstwo śledcze i teraz prowadzisz krucjatę przeciwko Nowej Normalności dla swoich widzów na YouTube lub czytelników Substack, to proszę o zrozumienie, jeśli trochę zbzikujemy. Mówiąc za siebie, tak, to było trochę stresujące, wykonywanie waszej roboty i walka z tym całym g…nem, siedząc w okopach przez ostatnie 21 miesięcy. Nie wspominając już o tym, jak to praktycznie zabiło moją komedię… a ja podobno jestem satyrykiem politycznym.

Ale właśnie, znów się „złoszczę”… nieważne. Jak powiedział pewien lekarz: „nie spróbujesz, to się nie dowiesz”. A to jest czas radości, miłości i przebaczenia, i publicznego krzyżowania dysydentów, paranoi, masowej histerii i prześladowania „niezaszczepionych” krewnych, i OK, bo mogę przedobrzyć. Wesołych Świąt dla wszystkich, z wyjątkiem, oczywiście, faszystów z Nowej Normalności, zwłaszcza tych, którzy torturują dzieci.

Boże, wybacz mi, ale mam nadzieję, że się k…a, zakrztuszą.

Autorstwo: C.J. Hopkins
Źródło oryginalne: Consentfactory.org
Źródło polskie: Ekspedyt.org


Skopiowane z WOLNE MEDIA

USA TO TERRORYŚCI I MORDERCY

Jankeska miara sprawiedliwości


Kończący się rok przyniósł wiele tragicznych wydarzeń. Przypomnę dziś jedno – z 29 sierpnia.

Tego dnia podczas panicznej ewakuacji amerykańskich żołnierzy z Afganistanu dokonano jednego z ostatnich nalotów w tej brudnej i typowo imperialistycznej wojnie. Dron zabił 10 cywilów, z czego 7 to dzieci. Jedną z dorosłych ofiar był pracownik pomocy społecznej Zamairi Ahmadi. Najmłodsze zabite dziecko ukończyło zaledwie dwa lata. Po fakcie dowiedzieliśmy się ponad wszelką wątpliwość, że Ahmadi nie był w żaden sposób ani powiązany z talibami, ani z Państwem Islamskim. Przyznał to ostatnio, w pokrętnej enuncjacji, sam sekretarz obrony USA Lloyd Austin.

Amerykanie śledzili mimo swego odwrotu spod Hindukuszu wszystko i wszystkich. Panował chaos i sprzeczność decyzji. Wywiad namierzył i inwigilował Ahmadiego przez osiem godzin. Dron obserwacyjny zauważył mężczyznę ładującego kanistry określone jako materiały wybuchowe do bagażnika białej toyoty. Gdy wrócił do domu, podjęto natychmiastową decyzję o uderzeniu z bojowego drona. Ahmadi ładował, ale kanistry z wodą, o którą było w Kabulu w tamtych dniach skrajnie trudno. Takie to były jego „powiązania z Państwem Islamskim”.
Kto zawinił? Kto jest odpowiedzialny? Kto daje prawo decydowania o śmierci lub życiu ludzi poza granicami USA, niebędących obywatelami tego kraju?

Pytany o ewentualną odpowiedzialność za tę zbrodnię – będącą zarówno podsumowaniem, jak i symbolem tej awantury wojennej trwającej 20 lat – rzecznik Pentagonu John Kirby niezmiennie twierdzi, że Waszyngton nie przewiduje jakiejkolwiek osobistej odpowiedzialności w przedmiocie tego tragicznego ataku. Ataki za pomocą dronów na ludność cywilną są w czasie działań wojennych bowiem rutynowe i mieszczą się – jego zdaniem – w doktrynie wojennej USA.

Do czasu ujawnienia szczegółów tego ataku przez wielkie media wszystkiemu zaprzeczano. Przewodniczący połączonych szefów sztabów USA gen. Mark Milley komentując tragedię zauważył, iż z punktu widzenia US Army uderzenie było uzasadnione. Dowództwo wojsk amerykańskich wielokrotnie informowało opinię publiczną, że eksplozja pojazdu i jej potężne skutki potwierdzają tylko zgromadzenie w nim znacznej ilości materiałów wybuchowych. Skutecznie trafiliśmy w cel – podkreślano – a nasz atak był częścią działań prewencyjnych przed zagrożeniem kabulskiego lotniska ze strony ISIS i talibów. Obecnie wszystkie matactwa legły w gruzach. W zderzeniu z kolejnymi dowodami przedstawianymi przez coraz szerszy krąg dziennikarzy wojskowi zmienili front.

Na tragiczny chichot historii zakrawa fakt, iż Zamairi Ahmadi, który współpracował jako wolontariusz z kalifornijską organizacją pozarządową Nutrition and Education International (NEI) na rzecz pomocy społecznej Afgańczykom złożył wniosek o przesiedlenie do Stanów Zjednoczonych, gdy talibowie szykowali się do przejęcia władzy w Kabulu, po 20 latach wojny i okupacji prowadzonej przez USA. W dziennikarskie śledztwo w tej dramatycznej sprawie zaangażowały się takie ważne redakcje zza oceanu jak New York Times i Washington Post. Ale to przecież nie wystarczy, by kogokolwiek ukarać.

W ciągu dwóch dekad amerykańskiej interwencji zginęło od 400 tys. do 700 tys. afgańskich cywilów. Nikt z tego tytułu nie odpowiedział. Organizacje walczące o zakaz stosowania dronów szacują, że przez ostatnie 5 obecności Amerykanów w Afganistanie, kiedy ich ewakuacja była już zadekretowana, 90 proc. ofiar ataków dronów stanowili cywile.

Ci, co ujawniają takie i podobne fakty, są ścigani i skazywani przez amerykańskie sądy. Jeden z nich – T.Hale – informujący media o zbrodniach US Army w Afganistanie został w lipcu 2021 r. skazany na cztery lata wiezienia. To ostatni z długiej linii demaskatorów – od Ellsberga po Assange’a, Johna Kiriakou, Chelsea Manning, którzy zostali uwięzieni za ujawnienie jankeskich zbrodni wojennych. Sprawcy pozostali bezkarni.

Podczas jednej z wielu wizyt w szacownej uczelni wojskowej West Point, Barack Obama – amerykański prezydent, laureat pokojowej Nagrody Nobla, uosobienie amerykańskich cnót – miał do przyszłych oficerów US Army powiedzieć: jesteśmy narodem, który zawsze musi przewodzić na światowej scenie. Te prawdy, zapisane w naszych dokumentach założycielskich, powinny kierować biegiem historii w kierunku sprawiedliwości. I nie możemy tego zrobić bez armii. Będziemy interweniować wszędzie tam, gdzie są zagrożone nasze interesy i wartości. I nie będziemy się pytać nikogo, czy nam wolno.

W kontekście zaostrzającej się sytuacji na świecie warto mieć te słowa w pamięci. Tacy jak Zamairi Ahmadi i jego rodzina są niczym niezawinionymi ofiarami amerykańskiego systemu, pewności Jankesów o wyższości ich „wartości” wobec wszystkiego, co mieliby do powiedzenia w tej materii inni.

Autorstwo: Radosław S. Czarnecki
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA

 

Miłość bliźniego, ale tylko dalekiego


Tradycyjny polski zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy wigilijnym stole zyskał w tym roku koloryt ideologiczny czy wręcz polityczny. Środowiska liberalno-lewicowe, skupiające głównie osoby niereligijne, sformułowały szantaż moralny wobec polskich katolików: „Sprzeciwiacie się otwieraniu granic dla uchodźców, a przecież tradycja nakazuje wam przyjmowanie zbłąkanego wędrowca na wieczerzy wigilijnej”.

Wymowę owego szantażu wzmocnił sondaż wedle którego 57% Polaków przyjęłoby uchodźcę przy swoim wigilijnym stole, przy czym większość wierzących i praktykujących była temu przeciwna (tak: 45%, nie: 48%; niewierzący — tak: 70%, nie: 28%), z czego wysuwa się wniosek: „Polski katolicyzm jest nieczuły, zaś niewierzący są bardziej moralni”. Być może polscy katolicy są dziś nie tak czułostkowi i rozgrzani ideologicznie, jak laicka lewica (jak zauważał wolnomyśliciel Anatol France: lepsze stare wierzenia, których ostrze stępiało, niźli nowe, tętniące fanatyzmem). Ale nie w tym rzecz. Idzie bowiem o to, że sondaż ten ma nikły związek z realnymi postawami moralnymi, a jest nade wszystko formą deklaracji politycznej, bo i spór o nielegalnych imigrantów ekonomicznych, zwanych bałamutnie uchodźcami, stał się obecnie wybitnie polityczny. Większość niewierzących nie dlatego deklaruje swoją chęć wieczerzania wespół z imigrantami, że ma szczególnie rozwiniętą miłość bliźniego, lecz dlatego, że granic dla nich nie chce otworzyć znienawidzony rząd konserwatywny. I vice versa: wiele konserwatywnych deklaracji na „nie” często bardziej ma swe źródło w obecnych sporach politycznych a nie w realnych postawach moralnych.

O realnych postawach trudno wyrokować. Niektórzy wskazują, że kościelny Caritas zbiera kilkakrotnie więcej niż laicki WOŚP. Tyle że skłonność do datków charytatywnych w żaden sposób nie oddaje tego, czym jest moralność. Więcej z moralnością wspólnego ma codzienny stosunek wobec wobec bliskich i sąsiadów. Gdy komuś spali się dobytek życia, kto udzieli mu wydatnej pomocy sąsiedzkiej? Gdy składamy komuś przysięgę małżeńską lub umowę biznesową, kto będzie wierny i słowny? Oto są realne postawy moralne, w przeciwieństwie do modnej aktywności charytatywnej, czyli symbolicznych gestów pomocowych dla abstrakcyjnych nieznajomych, których największa rola sprowadza się do pogłaskania własnego sumienia — by czuć się dobrym.

Spór o imigrantów jest sporem czysto politycznym a nie moralnym. Środowiska biznesowe na ogół chcą jak najwięcej imigrantów, gdyż pozwala to obniżyć koszty pracy. Środowiska pracownicze chcą ich jak najmniej, bo im więcej imigrantów, tym większy hamulec na wzrost płac. Debata polityczna ma sprawić, by znaleźć jak najracjonalniejszy kompromis dla obu tych niezgodnych ze sobą interesów społecznych. Mieszanie do tego retoryki moralnej jedynie zamula cały spór, lub inaczej: czyni go irracjonalnym. Można tutaj toczyć także spory moralne, tyle że nie sprowadzają się one do bałamutnego podziału na tych „miłosiernych” spod transparentów „Refugees Welcome” oraz ich przeciwników. Można być przeciw imigracji z przyczyn czysto moralnych: osobiście uważam, że akceptacja nielegalnej imigracji jest niemoralna, gdyż jest formą drenażu mózgów upośledzającego kraje słabiej rozwinięte. Imigrują najczęściej jednostki najaktywniejsze, które w swoich rodzinnych krajach mogłyby być częścią ważnych zmian i rozwoju, tym bardziej jeśli kraj jest zdewastowany wojną i konfliktami. Dla dobra jednostek a nierzadko ich wygody i podniesienia poziomu życia, pogarszamy sytuację wielu słabszych jednostek, które nie miały tylu środków lub zaradności, by uciekać z ziemi borykającej się z problemami. Masowa imigracja wzmacnia rozwarstwienie globalne. Jest to moje stanowisko moralne wobec imigracji, tyle że nie uważam, by w naszej debacie o imigracji moralność miała być główną determinantą. Racjonalnie rzecz ujmując, spór o imigrację powinien być czysto polityczny.

Dramatyczną próbą przeciwstawienia się bożonarodzeniowemu szantażowi moralnemu lewicy, była kontrakcja środowisk prorządowych „Wolne miejsce dla munduru”: dedykujmy puste miejsce przy wigilijnym stole dla obrońców granic. Lewica wykpiła akcję, pisząc, że chodzi tutaj o „wolne miejsce dla zbłąkanego terytorialsa”.

Spory polityczne tak często dziś odwołują się do emocji a nie do rozumu, trudno więc jest polemizować z tymi akcjami, lecz warto wskazać, że sporami politycznymi obie strony deformują polską tradycję.

Kultura nasza jest niezwykle bogata i żywa w zwyczaje, których dziś już nie rozumiemy, bo brak jest u nas sensownej edukacji kulturalnej. Szkoła nauczy nas wiele o kulturach antycznych oraz bardzo odległych. Niewiele nam jednak powie o historii naszej własnej kultury. Media trochę wypełniają tę lukę, ale więcej deformują.

W dzisiejszych państwach laickich oficjalnie święta dzieli się na państwowe i religijne. Jednak w ujęciu kulturowym dzieli się je inaczej: na te, które służą rewitalizacji więzi społecznych i te, które służą więziom rodzinnym. Święta Bożego Narodzenia ogniskują się wokół dziejów Świętej Rodziny oraz narodzin Dzieciątka. Tradycyjnie są to najbardziej rodzinne ze świąt, służące więziom rodzinnym. Nie ma w nich miejsca na strzeliste akty społeczne czy polityczne.

W noc wigilijną słychać pukanie do drzwi.

— Kto tam?

— Strudzony wędrowiec, czy macie wolne miejsce?

— Tak, mamy.

— Czy mogę zatem wejść i się posilić?

— Nie.

— A dlaczego?

— Bo tradycyjnie musi pozostać ono wolne.

To oczywiście dowcip, mający pokazać martwotę owego zwyczaju. Tyle że zwyczaj ten nie jest martwy a jedynie nierozumiany. Sama bowiem tradycja wyklucza przyjmowanie niespodziewanych gości, zwłaszcza na Śląsku jest to żywe, gdzie po rozpoczęciu wieczerzy wigilijnej w ogóle nie można wstać od stołu, nawet gdyby ktoś pukał do drzwi.

Ów zwyczaj byłby martwy wówczas gdyby samotni i ubodzy pukali i byli wypraszani. Przez cały rok do naszych domów pukają potrzebujący, domokrążcy oraz sąsiedzi. A jednak gdy przychodzi wigilijny wieczór nie puka już nikt. Wszyscy bowiem wiedzą, że w tym czasie rozgrywa się najważniejszy rytuał rodzinny. Wejście tam osoby obcej byłoby jego zaburzeniem.

Czym zatem jest owo puste miejsce?

Przede wszystkim nie jest to element katolickich wierzeń, więc szantażowanie nim katolików jest strzałem kulą w płot. Jak pisze Piotr Kuncewicz w Legendzie Europy: „Szczęściem znalazły się średniowieczne zapisy (tzw. Katalog magii Rudolfa), świadczące, że zostawianie tego pustego krzesła było ongiś jednym z najcięższych grzechów”.

Jak wiemy, wiele zwyczajów Bożego Narodzenia wywodzi się z dawnej kultury. Nie wszystko ma swoje korzenie w kulturze katolickiej. Takim elementem jest właśnie owo puste miejsce.

Wspomniany „Katalog magii” brata Rudolfa, mnicha cysterskiego z Rud koło Raciborza, to zestaw wytycznych dla spowiedników, na jakie grzechy winni zwrócić szczególną uwagę. Można by rzec, że jest to panorama ówczesnych grzechów z dziedziny magii. Jak podaje polski mediewista Jerzy Dowiat w książce „Chrzest Polski”: „Jeżeli teraz w rodzinach zachowujących tradycje zostawia się podczas wieczerzy wigilijnej jedno nakrycie przy stole ponad liczbę domowników, to większość nas sądzi, że związana z tym jest jakaś symbolika chrześcijańska albo że to tylko hołd oddany tradycjom gościnności. Tymczasem jest to pozostałość obrzędu pogańskiego, czego świadom jest jeszcze Rudolf z Rud, który tak o nim pisze: “Aby zapewnić sobie szczęście, a także opływać w ziemskie dobra, uprawiają przez Boga znienawidzone praktyki. W nocy narodzenia Chrystusa zastawiają stół dla królowej nieba, którą powszechnie nazywają panią Holdą, aby ich wspomagała” [In nocte nativitatis Christi ponunt regina celi quam dominam Holdam vulgus appelat, ut eas ipsa adiuvet]”.

Cytowane wyżej wytyczne spowiedzi, które stosowane były na Śląsku, powstały najpewniej w Niemczech, gdzie znana jest Pani Holda lub Holle (od huld — łaskawa, przyjazna), także jako Stara Matka Zima. To jedno z najtrwalszych bóstw kobiecych występujących w Niemczech. Widziano ją pod postacią matki, która dba i dogląda swoich dzieci. Wedle legend i podań, miała chronić najmłodszych przed śmiercią, pomagać matkom w porodach, wspierać zamężne panie domu oraz dawać wiedzę doświadczonym i dojrzałym kobietom. To także bogini zaświatów. Do Holdy idą dzieci, które zmarły jako niemowlęta. Jej związek ze światem duchów przez magiczne przędzenie i tkactwo w niemieckim folklorze katolickim powiązały ją z czarownictwem. Warto zauważyć, że Dziewica Maryją także powszechnie określana była Królową Niebios.

Bóstwo to występowało pod różnymi imionami w różnych częściach Europy. W folklorze Mecklenburga jako Frau Gauden. W Austrii, Szwajcarii, Alzacji, Szwabii i Bawarii — Perchta. Na Morawach znana jako Szperechta (Šperechta); w Wigilię (moraw. Štědrý den, szczodry dzień) chodziła ona po domach, nagradzając grzeczne dzieci i karząc te niegrzeczne.

Polski religioznawca Andrzej Szyjewski w „Religii Słowian”, wiąże Holdę z występującą w „Katalogu magii” z polską Marzanną (na Ukrainie znana jako Marena, na Białorusi — Mara), która określana jest także jako Zima lub Śmiercicha. Czeski historyk Julius Feifalik tak wyjaśnia związek Holdy z Marzanną: „Bogini, która po niemiecku nazywa się Perahta, Holda lub jeszcze inaczej, odpowiada słowiańskiej, co wydaje mi się niemal pewne, bogini o imieniu Morana, Murana, Morena, w jej bowiem istocie są wszystkie te wielorakie związki między śmiercią a życiem, zimą i wiosną itd., które występują także u Perathy. Przez dwanaście nocy, okresie niezwykle świętym nawet dla pogańskich Słowian [czas między Wigilią a Świętem Trzech Króli — przyp. MA], Perahta-Holda przechadza się wśród Niemców; u Słowian św. Łucja, która podobnie jak Maria często zajmowała miejsce Morany” [Zeitschrift für deutsche Mythologie und Sittenkunde, pod red. Johanna Wilhelma Wolfa, 1855, tom 4, s. 387].

W polskim katolicyzmie kult Maryi nakładał się na kult Marzanny. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa w Polsce na Maryję mówiono Marza. Aleksander Brückner pisze: „Marja, u ludu do XVI wieku Marzą, co kościół łaciną wytępił”. W rzeczywistości był to wpływ kultury protestanckiej, która zaczęła zwalczać pozostałości „pogańskie”. Dopiero pod tym naciskiem Kościół zaczął trzebić dawną kulturę religijną. Jak pisze slawista, prof. Jan Łoś: „Maryja nie jest formą ludową, taką bowiem była forma Marza znana i z niektórych zabytków staropolskich (Cyzjojanus z pocz. XV wieku) i w nazwach miejscowości np. dzisiejsza nazwa wsi Świętomarz brzmiała w w. XV Święta Marza. Dzisiejsze ludowe Maryja zastąpiło miejsce dawnej Marzy pod wpływem kościelno-łacińskiego wymawiania tego imienia”.

Można by rzec, że ów zapisek znaleziony na Śląsku jest zbyt wątłą przesłanką, by wnioskować, jak świętowano Boże Narodzenie w średniowiecznej Polsce, tyle że nie ma żadnych cześniejszych dokumentów poświadczających celebrowanie tych świąt w średniowiecznej Polsce. Najstarsze zapisy na ten temat dotyczą XV lub XVI wieku.

Z drugiej strony nie jest też tak, że katolickie Boże Narodzenie „zawłaszczyło” dawne święta jak to się dziś pisze. W Objawieniu św. Jana, Jezus określa się mianem Gwiazdy Porannej, Jutrzenki. W Ewangelii Łukasza określany jest jako Wschodzące Słońce. W tradycji katolickiej to raczej Maryja określana jest mianem Jutrzenki, niosącej światło, czyli Jezusa-Słońce. Narodziny Jezusa w pełni więc harmonizują się z symboliką zimowego przesilenia. Chrześcijaństwo niczego więc nie ukradło „pogaństwu”. Zawiera wiele elementów dawnych kultur, symboli i metafor, ale wniosło też nowe treści, czyli było elementem ewolucji kulturowej.

Obecność elementów dawnych wierzeń we współczesnej kulturze polskiej jest cennym świadectwem polskiej tolerancji. Nie dowodzi ona tego, że „Nie wszystko udało się Kościołowi zniszczyć”, ale tego, że nie zapuściła u nas mocno korzeni protestancka zapalczywość do tępienia jakichkolwiek związków chrześcijaństwa z dawnymi religiami.

Pozostawianie pustego miejsca uchodzi dziś za typowo polską tradycję, jakkolwiek w przeszłości podobne zwyczaje występowały także w innych krajach. Biskup Wormacji w XI wieku, Burchard, potępiał zostawianie trzech pustych talerzy dla Matek, czyli Trzech Sióstr, więc zapewne Norn, bogiń losu. W wierzeniach polskich były to Trzy Zorze, boginie wyznaczające rytm życia i przepowiadające przyszłe wydarzenia, proszone były o pomyślność dla nowo narodzonych dzieci, nowożeńców oraz powodzenie w miłości. Na Zachodzie praktyki te zanikły wraz ze spalonymi czarownicami. W Polsce czarownic nie palono, więc zwyczaje, które wiązano z praktykowaniem magii, wprawdzie białej (dobroczynnej), ale jednak magii, uchowały się po dziś dzień.

Owo puste miejsce, które początkowo było czymś w rodzaju ołtarzyka dla bogini szczęścia i umarłych, pozostałość obiaty, zostało zlaicyzowane do samych umarłych, jakkolwiek była to redukcja dość niefortunna: wszak zmarłych przodków mogło być w domu kilkoro i więcej, zaś puste miejsce jest tylko jedno. W najnowszech historii z wigilii wygnano i duchy przodków, głosząc, że owo miejsce zostawiamy dla głodnego i zbłąkanego byle kogo, choć przecież zupełnie nie odpowiada to istocie owego zwyczaju i tym samym w sferze społecznego uzusu zdaje się być martwym. Choć martwym ani pustym przecież nie jest. Jest bowiem świadectwem naszej bogatej historii oraz umiarkowania polskiego katolicyzmu.

A może jednak powinniśmy zracjonalizować ową tradycję i połączyć ją z chrześcijańską miłością bliźniego, zostawiając pusty talerz dla potrzebujących? Jest kilka problemów dla takiej „racjonalizacji”.

Jak wspomniałem, Boże Narodzenie to święta rodzinne i zwyczajnie nikt obcy nam raczej nie będzie w tym dniu pukał do drzwi. Możemy na Wigilię sami zaprosić jakiegoś potrzebującego, ale ów gest nie będzie przecież związany z pozostawianiem pustego miejsca dla niespodziewanego gościa. Istnieje tyle realnych możliwości praktykowania idei miłości bliźniego, że nie ma potrzeby naciągania ku temu niepasujących zwyczajów, które znaczenie mają jedynie symboliczne.

Po drugie, ci, którzy wzywają do aktów strzelistych wobec nielegalnych imigrantów wzywają de facto do łamania prawa. Masy tzw. uchodźców nie życzą sobie legalnej ścieżki azylowej, bo w ten sposób mogliby trafić do Polski, zaś ich celem jest najbogatsze państwo Unii. Chrześcijaństwo głosi miłość bliźniego, ale sprzeciwia się łamaniu prawa, wzywając, by oddać co cesarskie cesarzowi, czyli do niemieszania religii i polityki. Jeśli dane prawo jest twarde, bardziej po chrześcijańsku jest znosić mężnie owe trudy, hartując ducha, niźli przełamywać prawo, by poprawić swoją sytuację materialną. Chrześcijaństwo to bardzo trudna etyka, która nic nie ma wspólnego uprzyjemnianiem sobie życia.

Po trzecie wreszcie, ci, którzy mają skłonność do wiązania postawy wobec nielegalnej imigracji z chrześcijańską ideą miłości bliźniego w lwiej części najbardziej dystansują się wobec tej idei w praktycznym codziennym życiu w Polsce. Z czysto psychologicznego punktu widzenia, by móc efektywnie kochać innych, trzeba najpierw pokochać siebie. Ten kto sobą gardzi nie będzie dobry wobec własnej rodziny. Ten kto swą rodziną gardzi nie będzie dobry wobec sąsiadów. Ten kto gardzi swymi współrodakami nie będzie dobry w miłości bliźniego jako takiego. Gazeta Wyborcza, która pozostaje najbardziej charakterystycznym przedstawicielem środowisk wspierających nielegalną imigrację, kieruje się tą specyficzną etyką, która na co dzień głosi nienawiść wobec społeczeństwa polskiego. Publikują jedynie takie „informacje” czy felietony, które mają dowodzić, że Polacy są nietolerancyjni, tępi, zacofani, niemodni, okrutni, skorzy do oszustwa i zdrady, itd. Innymi słowy, na co dzień budzą nienawiść sąsiada wobec sąsiada. Swoimi wezwaniami do miłości dalekiego bliźniego jedynie maskują i potęgują swoją codzienną agendę hodowli gorliwej nienawiści i niechęci wobec tego bliźniego, z którym przyszło nam dzielić wspólną ziemię i kraj.

Jedną z barier rozwojowych Polski jest niski poziom zaufania społecznego: ludzie nie bardzo się lubią i nie bardzo sobie ufają, w efekcie nie bardzo nam idzie gra zespołowa jaką jest budowa efektywnego państwa. Gdy Polakowi przyjdzie żyć pośród Brytyjczyków, Niemców czy Norwegów, zazwyczaj jesteśmy zaskoczeni ich życzliwością i sympatycznością. W krajach tych jest bowiem wyższy poziom zaufania społecznego aniżeli w Polsce. Częściowo różnice te są całkowicie usprawiedliwione. W kraju uboższym niższy poziom zaufania społecznego jest czymś całkowicie zrozumiałym. Niemniej w dużej mierze jest to po prostu choroba społeczna, która jest uparcie pielęgnowana dominującą u nas pedagogiką wstydu, czyli ową tresurą w nienawiści, w której tak mocno dominują środowiska uważające się za najbardziej postępowe.

Ów hejt wobec współmieszkańców często usprawiedliwiany jest urojoną walką z „demonami nacjonalizmu”. Faktem jest, że nacjonalizm w niektórych narodach prowadził do złych rzeczy, ale nie jest to przecież żadną normą. Poza tym chęć zwalczania nienawiści wobec innych narodów poprzez budzenie nienawiści wobec własnego narodu ma w sobie tyle sensu, co leczenie skaleczenia palca amputacją całej dłoni. Nie można być dobrym Europejczykiem będąc złym Polakiem. Szczególne zakorzenienie w kulturze polskiej najczęściej wzmacnia umiłowanie świata: poczynając od tolerancyjnej i pacyfistycznej kultury sarmackiej a kończąc na mesjanistycznej i prometejskiej kulturze romantycznej. Dlatego dobry Polak to zarazem dobry Europejczyk. Niemniej każda realna miłość bliźniego musi rozpoczynać sie od miłości bliskiego bliźniego. Bo to zawsze jest najtrudniejsze.

Autorstwo: Mariusz Agnosiewicz
Źródło: Racjonalista.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...