Czyściec i raj ludzi władzy
Ludzie władzy ufają wyłącznie sobie. Oznacza to, że wszystkich pozostałych traktują jak przeciwników. Stalinowska podejrzliwość prowadziła do szeroko zakrojonego unicestwiania inaczej myślących, bo celem władzy jest jednomyślność poddanych zgodna z jej oczekiwaniami. Mieć własne zdanie w takich warunkach to igranie z bezwzględnością koturnowej głupoty. Przyzwoici bywają zawstydzeni, energiczni i utalentowani — szybko się wypalają. Mądrzy wątpią, a jedynie dureń pozostaje nieustannie pewny siebie, myląc wierność chorej idei z przywiązaniem do wartości.

https://www.youtube.com/watch?v=2si2qLI7pJU&t=3s
Dobrnęliśmy do etapu, w którym ujawnianie przestępstw staje się karalne. Skoro tak, rządzą nami przestępcy. A kto im sprzyja, zostaje wspólnikiem — z wyboru. Trzymanie z władzą staje się cechą ludzi słabych. Wojenne losy były tego najlepszym dowodem: rządzący uciekali pierwsi w obliczu realnego zagrożenia. Dzisiejszym kierownikom i politycznym „specom od survivalu” potrzebne jest do sprawowania funkcji wyłącznie bezalternatywne lizusostwo. Bruksela i Waszyngton nie schodzą im z ust.
Przepraszam — alternatywa jednak istnieje: w ramach walki z „mową nienawiści” legalna pozostaje jedynie bezprzykładna nienawiść do Rosji. Taka socjotechniczna „marycha”.
W lutym 2026 roku miną cztery lata zmagania się z syndromem tchórzliwych rządów. Płaszczą się przed absurdem, gardzą rozsądkiem — i tylko patrzeć, jak za ich przyzwoleniem klimatyści, mając za cel „uratować Ziemię”, obalą teorię kopernikańską. Cofną świat do geocentryzmu ku powszechnej aprobacie „ludzkich zasobów przemysłu edukacyjnego”.
Wydawało się, że okres światowej choroby pozwolił zapamiętać przypisywaną Einsteinowi sentencję: że istota powtarzająca w kółko te same, bolesne w skutkach błędy, nie przyzna się do nich, bo we własnym mniemaniu zawsze ma rację — czym jednoznacznie definiuje siebie jako idiotę.
Wyborcy, licząc naiwnie, że ludzie władzy zmienią nastawienie do własnego elektoratu, popełniali ten sam błąd. Dlaczego narzekają, skoro równocześnie biorą udział w festynie pod postacią marszu przez most? Przekonanie, że władza sama opuści wygodne fotele, licuje jedynie z mentalnością licealisty wierzącego w świętego Mikołaja.
Połączenie naiwności i ugrzecznionego poddaństwa pozwala jedynie marzyć, że pod ciężarem krytyki jednych ustąpią drudzy. Możliwe jest to tylko w przypadku ludzi honorowych — a ci, jeśli raz tracą władzę, nigdy już o nią nie zabiegają. Tu jednak tak nie będzie: teatralne gesty „walczących” między sobą złotoustych polityków pozostaną jedynie gestami sprzedawanymi telewizjom i wiernym potakiwaczom.
Kto przyjął Ukraińców pod swój dach, dziś często ma przez to kłopoty. Nadspodziewanym zrządzeniem losu byłoby zakończenie tej udręki powszechną deportacją — swoistą osmozą odwróconego natarcia z przedwiośnia 2022 roku. Z zadziwiającą łatwością — bo z pomocą ludzi z napisem „Straż” (niegdyś graniczna) — wraz z początkiem wojny tsunami ludzkie wyparło masową chorobę. Pandemię z nadmiarowymi zgonami zastąpił masowy napływ rozpieszczonych wiecznym kredytem wielbicieli okrutnika Stepana. Większości z nich nie w głowie walka o „własny kraj”, lecz wygodne wakacje na koszt gospodarza.
Zamknięcie granic państwa jest dla obywateli jak zamknięcie drzwi własnego mieszkania na noc — by choć chwilę spokojnie przespać.
Zaoceaniczny sojusznik wykazuje się tak wielką „dobrodusznością”, że podsyła nam swoich deportowanych. Oporu przed ich przyjęciem nie widać, a szeptem roznosi się wieść, że tych młodych szkolą polscy instruktorzy na koszt polskiego podatnika. Czy po to, by potem „sotnie” mogły nas do reszty zdziesiątkować, odbierając mieszkania i domy siłą biurokratycznej zarazy, przy bierności policji i innych organów udających „służby specjalne”?
Jeśli szkolić — to Polaków, bo to oni codziennie zmagają się z powszechnym cwaniactwem, butą i złodziejstwem w biały dzień. Polakom władza narzuciła front wewnętrzny.
Lustro faktów
Beznadziejnie nierozgarnięci Amerykanie nadal twierdzą, że mają do czynienia z neokonserwatystami własnego chowu. Doświadczony praktyką dawnych lat Polak rozpoznaje w tych „nowokonserwatystach” bezwzględność metod właściwą utopijnemu komunizmowi. Utyskują tak samo — i na tym kończy się ich świadomość.
Wsparty całą mocą Europy i USA sąsiedni land zanika, choć miał być wyjątkowym miejscem dobrobytu. Dzięki sporom o jego status żyją politycy, promotorzy i realizatorzy projektu osłabiania Rosji kosztem Ukraińców i reszty naiwnych. Zamiast słabej Rosji mamy schyłek przewrotnie konsolidowanej Europy. Władza europejska przypomina piramidę — jej konstruktorzy czują się w niej dobrze, lecz co stanie się, gdy fundament zostanie naruszony?
Ocena kondycji Europy ma dla Amerykanów pewne znaczenie, więc słyszymy taką analizę:
Miało być pięknie, lecz zapowiadane zwycięstwo i dobrobyt nie nadeszły, bo od początku były podszyte fałszem. Niemcy miały przewodzić, tymczasem poważnie rozważają warunki, jakie podyktuje zwycięska Rosja. Wojny zmieniają mapy. W Niemczech dojrzewa gotowość rozstania z dyktatorską Brukselą i NATO — to jedyna droga, by uwolnić się od zobowiązań wobec obu struktur.
Przez lata krążyło anglosaskie powiedzenie, że NATO istnieje, by Rosję trzymać na dystans, a Niemcy — w ryzach. Dziś widać, że Niemcy powoli wychodzą z syndromu sztokholmskiego, któremu byli poddawani przez dekady. Upokarzani, zmuszani do przeprosin i odszkodowań. Teraz to się kończy. Młode pokolenie — AfD — nie chce brać odpowiedzialności za winy, których nie popełniło.
Sojusz Atlantycki nie zagwarantował Niemcom bezpieczeństwa, lecz wciągnął je w konfrontację z Rosją, która nie leży w ich interesie. To dostateczny powód, by wymaszerować z UE i NATO. Gdy stanie się to faktem, struktury te upadną — bo Niemcy są ich filarem.
Cały długi marsz mający na celu destrukcję Rosji rozpoczął się w Białym Domu w 2020 roku. Pułkownik Douglas MacGregor, autor krytycznej analizy tej koncepcji, przyznał, że osobiście przekazał ją Donaldowi Trumpowi. Ostrzegał, że Nord Stream 2 zapewni Europie i Rosji wieloletnią współpracę, co było sprzeczne z interesami neokonserwatystów.
Prawdziwe elity Europy przez lata opierały rozwój na handlu. Wojny światowe były anomaliami. Zarówno Niemcy, jak i Rosja zdawały się rozumieć, że podobnych błędów powtarzać nie wolno.
Neokonserwatyści zrobili jednak wszystko, by siać wojnę i zniszczenie we wschodniej Europie. Ci sami ludzie promowali masową migrację jako „uzdrowienie rynku pracy”. Finansowani przez Sorosa i jemu podobnych, nie mogli doczekać się, aż miliony ludzi odmiennej kultury zepchną Europejczyków do roli wyrobników. Przybysze nie czują się Europejczykami i nimi nie zostaną — bo nie chcą.
Gdy Niemcy zdecydują się na niezależność, zostanie to przedstawione jako „powrót złych Niemców”. Nie można dopuścić do powtórki z nazizmu — szczególnie dziś, gdy coraz głośniej krytykuje się ukraiński banderyzm.
To neokonserwatyści pokroju Tuska oraz atlantyści w stylu Sikorskiego wymuszają zachwyt nad Ukrainą. Nie dostrzegają symboliki „SS” na mundurach żołnierzy rzucanych na front. Skoro Zełenskiemu nie przeszkadza ta symbolika, to kiepski z niego demokrata, a jeszcze gorszy konserwatysta.
Viktor Orbán od dawna dostrzega przewrotność polityki ukraińskiej sterowanej z zagranicy. Wbrew kolosalnym stratom oczekuje się od Ukrainy kontynuacji wojny — aż zginie ostatni Ukrainiec. Może będzie nim Zełenski, który żąda bezkrytycznego wsparcia swoich działań. Nie jest to gwarancją trwałego pokoju.
Ekonomia mówi jasno: konflikt należy jak najszybciej zakończyć. Europejczycy finansują bankruta bijącego rekordy korupcji. Najwięksi przestępcy mogą liczyć na bezpieczny azyl w Izraelu, który nie uznaje ekstradycji — czyniąc z siebie mekkę przestępców.
Nikt na Zachodzie nie mówi o ukraińskich wątkach, które znane są Polakom, Rosjanom i świadomym Niemcom, takim jak dziennikarz Patrik Baab. Większość Europejczyków sprzeciwia się wojnie z Rosją. Chcą ją zakończyć, póki cokolwiek da się uratować.
Ukraińcy na Zachodniej Ukrainie również zaczynają to pojmować. Wnioskują, że kolejny rząd będzie musiał nauczyć się współpracować z Rosją — inaczej jej wojska dojdą do granicy z Polską.
Amerykańscy rezydenci w Polsce nigdy nie chcieli zrozumieć rosyjskiego interesu bezpieczeństwa związanego ze statusem Ukrainy. To Amerykanie i ich akolici odpowiadają za rozlew krwi, którego nie zamierzają przerwać.
Chwilowy humanitaryzm Trumpa powinien podpowiedzieć Zełenskiemu: „misja skończona”. Ale to nie on decyduje — lecz miliarderzy w Waszyngtonie, dyktujący reguły polityki wobec Bliskiego Wschodu i Rosji. Zełenski jest im potrzebny do osłabiania Rosji.
To jednak stoi w sprzeczności z interesem Ameryki, o czym świadczy rozpad ruchu MAGA. Źródło problemu leży w kręgach miliarderów — „właścicieli” obu izb parlamentu i Białego Domu.
Autorstwo: Jola
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: WolneMedia.net
