sobota, 11 stycznia 2025

 

                         Kto nas obrabuje i w jaki sposób?

                                                    Węgiel kamienny to największe bogactwo Polski.


Polska na węglu kamiennym leży, ma gaz „łupkowy”, złoża rudy miedzi i srebra, węgiel brunatny, olbrzymie zasoby wód termalnych — to prawie wszyscy w Polsce wiedzą. Podobno ma też sporo ropy i gazu – tak mi mówił przyjaciel geolog-geofizyk, który całe życie zawodowe spędził w „P.P. Poszukiwania Naftowe” w Polsce i woził „mapy strategiczne” z terenu prosto do ministerstwa. Wrogowie Polski też o tym wiedzą, na przykład tacy, którzy uważają, że „polskość to nienormalność”, a polscy patrioci to „zapyziałe zaściankowe moherowe berety”. Jeszcze jest ich trochę, tych moherków, ogłuszeni nieco, ale nie całkiem unicestwieni. „Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi”. Chyba takie poezje ze szkół się wyrzuci, po co dzieci mają się uczyć takich nieprawomyślnych wierszy? Gotowi wyrosnąć na jakichś „miatieżników”.

Węgiel. Mroczne siły chcące zapędzić znowu Europejczyków, a potem świat, do komunistycznego systemu, wymyśliły zielono-tęczowy ład. Dobrze też jest pamiętać, kto wymyślił komunizm, w którym wymordowano ponad 100 mln ludzi na świecie i mordercy nie mieli za to Norymbergi.

Jaki jest ład tęczowy – każdy, kto patrzy, widzi. Pląsy półgołych „wesołków”-przebierańców przewożonych z miejsca na miejsce, domagających się nie „tolerancji” – bo takiej nikt im nie odbiera, ale supremacji. Pierwszego miejsca w społeczeństwie. Kto patrzy i myśli, wyciąga wnioski. Jest ich pewna znikoma część promila, nie chcą się rozmnażać – jeśli nie pozwoli się im na adopcję, wymrą. Nawet kastrować ich nie warto. Ale mogą zdemoralizować dzieci i młodzież, jeśli wpuści się ich prawem kaduka do polskich placówek edukacyjnych.

Gorzej jest z węglem i jego dwutlenkiem, tu różne pseudonaukowe wywody opłaconych jurgieltem utytułowanych naukowców mogą ogłupić słabsze i podatniejsze na propagandę umysły, wcisnąć im do głowy, że wydzielany za przyczyną człowieka dwutlenek węgla zatruje i zniszczy planetę. Tym utytułowanym warto się przyjrzeć, są w stanie udowodnić dzisiaj to, a jutro zupełnie coś przeciwnego – zależy, kto potrząsa kieską i jakie proponuje profity. „Na patrona z trybunału, co milczkiem wypróżniał rondel, zadzwonił kieską pomału, z patrona robi się kondel”.

Spróbujmy przyjrzeć się węglowi i dwutlenkowi, używając rozumu, a nie emocji. Skąd się bierze węgiel? Z kopalni, czyli z głębi Ziemi. Zawsze tam był od stworzenia kosmosu? Zajmujący się historią Ziemi geolodzy twierdzą, że nie – i mają na to dowody. Ten węgiel, który teraz jest w Ziemi, kiedyś rósł na jej powierzchni w postaci różnych drzew i roślin. Rośliny obumierały, złoża szczątków roślinnych rozkładane przez drobnoustroje, poddawane zmianom temperatury, ciśnienia, warunków klimatycznych zamieniały się najpierw w torf, potem w węgiel brunatny, w końcu w węgiel kamienny.

Z jakich pierwiastków składa się pień drzewa? „Główna masa drewna składa się z substancji organicznych, w skład których wchodzą cztery pierwiastki: węgiel, wodór, tlen, i azot. Przeciętnie można przyjąć, że absolutnie suche drewno zawiera: 49,6% węgla, 6,3% wodoru oraz 44,2% tlenu wraz z azotem. Zawartość azotu w drewnie wynosi przeciętnie 0,12%” [1]. Czyli węgiel w ziemi powstał z drewna. Trwało to co prawda miliony lat, ale światu się nie śpieszy. A skąd się wziął węgiel w drewnie? Drzewa w dzień pracują: ich praca nazywa się fotosyntezą, w której pobierają z atmosfery dwutlenek węgla CO₂ i przerabiają go na węgiel organiczny C służący im do budowania tkanek drewna pnia, kory i korzeni. Przy okazji wydzielają do atmosfery tlen O₂, niezbędny do oddychania organizmom żywym.

W uproszczeniu schemat wygląda tak (to, żeby utrwalić)…

W atmosferze jest dwutlenek węgla. Drzewo pobiera z atmosfery dwutlenek węgla i wydziela tlen (w dzień). I rośnie. Gdyby w atmosferze nie było dwutlenku węgla, na ziemi nie byłoby roślin, w tym drzew. Człowieka pewnie też. Ten dwutlenek węgla NIE ZOSTAŁ na Ziemię ZAIMPORTOWANY PRZEZ CZŁOWIEKA z kosmosu, był na niej od jej stworzenia w postaci gazowej, lub – jeśli temperatura na planecie Ziemia była niższa niż -78,5°C, stałej. W takiej temperaturze CO₂ przechodzi w stan stały, zamarza, wygląda jak śnieg. Człowiek, używając węgla i wytwarzając CO₂ nie przynosi nic nowego na Ziemię, tylko zmienia stan fizyczny. „To” już na ziemi było: najpierw w postaci gazu CO₂, potem przetworzone przez rośliny w procesie fotosyntezy na węgiel C (pień, kora, korzenie, tkanka) i O₂ (tlen do atmosfery). Po obumarciu rośliny przyroda przetworzyła drewno i tkanki obumarłe zawierające węgiel C + miliony lat w węgiel kamienny. Człowiek ten węgiel wykopał i wytwarza z niego energię, różne produkty chemiczne i dwutlenek węgla CO₂. Wróciliśmy do początku, cykl się zamknął. Wytworzony przez człowieka CO₂ z atmosfery pobiorą drzewa i rośliny, oddadzą do atmosfery w procesie fotosyntezy tlen itd. – w cyklu zamkniętym. Nic nowego pod słońcem. Zamiast poddawać się nękaniu ludzkości kataklizmem klimatycznym spowodowanym przez człowieka, trzeba się przyjrzeć procesowi fotosyntezy – bo to właśnie w nim drzewa i rośliny przetwarzają CO₂ w tlen. Jeśli wierzyć współcześnie wykonywanym badaniom (granty, poprawność polityczna itd.), 1 hektar lasu pochłania rocznie netto 10 ton CO₂ [2]. Inne źródła podają, że tylko 4-5 ton rocznie [3]. Rozrzut olbrzymi, nie wiadomo którym danym wierzyć. Trudno zbadać, czy manipulacja? Tak – czy owak człowiek nie przynosi węgla ani dwutlenku w plecaku czy butli z kosmosu, ale zużywa ten, który na Ziemi był, jest i będzie – bo taki jest bilans natury: nic z niczego nigdy nie powstało na Ziemi. Pozbycie się nadmiaru dwutlenku węgla w atmosferze (jeśli taki nadmiar faktycznie istnieje) jest możliwe przez zwiększenie ilościowe procesu fotosyntezy, czyli sadzenie drzew, zamiast karczowania amazońskich i azjatyckich dżungli, na którym się robi niezły geszeft. Nowy las rośnie i pochłania nadmiar CO₂. Zielony chaos zwany prześmiewczo ładem ma niewątpliwie inne zadanie: doprowadzić ludzi w wybranych miejscach do ubóstwa, zagrabiając im podstępnie to, czego ciężką pracą dorobili się przez pokolenia.

Do grabieży potrzebny jest plan, przecież nie można chaotycznie na łapu-capu okraść całych narodów. Tego trzeba dokonać zbrojnie, albo podstępem.

W komiksie „Maus” Arta Spiegelmana Polacy przedstawieni są jako świnie, Niemcy jako koty, Żydzi jako myszy.

Jesse Lauriston Livermore, słynny spekulant giełdowy, powiedział niegdyś: „Byki i niedźwiedzie robią pieniądze. Świnie są zarzynane”. Nie myślał jeszcze wtedy o myszach, które też lubią pieniądze, a ich uczucie dla świń jest znane.

Plan podstaw do przejęcia dobytku całych narodów pojawił się w t.zw. „Raporcie z Żelaznej Góry”. Powstał on w atomowym schronie pod Iron Mountain (stan Nowy Jork), gdzie „czołowi intelektualiści amerykańscy” obradowali nad zgubnymi skutkami długotrwałego pokoju na świecie. Raport opublikowało w 1967 r. wydawnictwo Dial Press, zapewniając o jego autentyczności oraz informując, że opracowany został przez specjalną, utajnioną, grupę badawczą. W raporcie mowa jest o środkach ideologicznych, które mogłyby zmobilizować społeczeństwa strachem, podobnie jak je mobilizuje niebezpieczeństwo wojny. W przypadku takiego strachu społeczeństwa zgadzają się na zawieszenie swoich praw.
Raport: „Proponował m.in. utworzenie światowych sił policyjnych, wprowadzenie nowoczesnych form niewolnictwa, eugeniki, eutanazji, masowego dobrobytu, wymyślenie nowych quasi-religijnych mitów na okoliczność nowych zagrożeń globalnych oraz w przesadny sposób rozwijał problem ochrony środowiska, nawołując do stworzenia licznych rządowych mechanizmów kontroli i subwencjonowania. Ale te zagrożenia były za mało wiarygodne i mobilizujące. Dlatego trzeba było problem stworzyć” [4].

G. Edward Griffin – „Finansowy potwór z Jekyll Island” o raporcie z Żelaznej Góry: „Ostatecznym kandydatem na użyteczne zagrożenie globalne, było zanieczyszczenie środowiska. Wiązano z nim największe nadzieje i powodzenie, gdyż może być odniesione do obserwowalnych warunków n.p: smog, zanieczyszczenie wody — innymi słowy, może częściowo opierać się na prawdzie i przez to być wiarygodne. Prognozy mogą pokazywać scenariusz końca świata, tak straszny jak wojna atomowa.

Dokładność prognoz nie byłaby ważna.

Celem byłoby zastraszenie, a nie informowanie. Mogłoby się okazać koniecznym celowe trucie środowiska, by uczynić przewidywania bardziej przekonywującymi i by skupić ludzkie umysły na walce z nowym wrogiem, straszniejszym niż każdy najeźdźca z innego państwa […]. Masy znacznie chętniej zaakceptowałyby malejący standard życia, wzrost podatków i biurokratyczną ingerencję w ich życie. To cena, którą muszą zapłacić za uratowanie Matki Ziemi. Masowa batalia przeciwko śmierci i zniszczeniu od globalnych zanieczyszczeń, mogłaby prawdopodobnie zastąpić wojnę jako usprawiedliwienie kontroli społecznej” [5].

Oto i plan z którego wzięło się zagrożenie planety Ziemia „straszliwym gazem” CO₂. „Mogłoby się okazać koniecznym celowe trucie środowiska…”. Mieliśmy przykład, jak to działa podczas terroru plandemii COVID-19.

Czy możliwe jest, że ktoś tajemniczy, jak w filmach z Jamesem Bondem, czai się na mienie ludzi? Nie byłoby w tym, na dobrą sprawę nic nowego. Wszak są księgi, w których napisane jest, że: „wszystkie majętności gojów są jakby opuszczone, kto je pierwszy zabiera, ten jest ich panem”. Ponieważ „goje to bydlęta”, więc „można im bezkarnie zabierać rzeczy do nich należące, w każdy sposób” – nie wyłączając oszustwa” [6] – sprawa wątpliwości jest jakby wyjaśniona. Pozostaje do wyjaśnienia kwestia, kto, jak i dlaczego chce jak tego oszustwa dokonać.

Przez jakiś czas głośno było o ustawie „zaklepanej” w USA o skrótowym kryptonimie „447”. Przy braku sprzeciwu luminarzy pełniących obowiązki polskich polityków i próbach zdemolowania przez nich organizacji polonijnych wnoszących protesty, urzędujący wówczas prezydent Tramp ustawę podpisał 10 maja 2018. Co prawda naczelnik państwa na użytek wewnętrzny Polaków dla uspokojenia ich obaw stwierdził, że póki on jest u władzy, żadnych skutków 447 w Polsce nie będzie. Ale” vita brevis, ars longa, […] experimentum periculosum, iudicium difficile”. Co to takiego ta ustawa 447?

„Ustawa 447 zezwala Departamentowi Stanu USA na pomoc stowarzyszeniom zrzeszającym ofiary Holocaustu w odzyskiwaniu majątków żydowskich, które nie mają spadkobierców. JUST (Justice for Uncompensated Survivors Today ) Act 447 zobowiązuje również do stworzenia raportu, który oceni, w jakim stopniu poszczególne kraje dążą do przywrócenia mienia ofiarom Holocaustu” [7]. Czyli USA zobowiązały się do pełnienia obowiązku szeryfa, żeby atakowane kraje można było obezwładnić. A JUST kojarzy się z „Justitia” – sprawiedliwość. Ładnie wymyślone.

Holocaust dokonywany był w niemieckich obozach koncentracyjnych (Niemcy założyli przynajmniej 12 tys. takich miejsc „wypoczynku” z preferowanym wyjściem przez komin — na terenach własnych i podbitych). Na terenach okupowanej Polski jako ostatni został zamknięty obóz Stutthof w maju 1945 roku. Dziecko urodzone w tym czasie miałoby dzisiaj 80 lat. Ciekawe, ile z nich żyje.

W USA istnieje stowarzyszenie nazwane przez prof. Normana G. Finkelsteina „Przedsiębiorstwem Holocaust” [8]. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że nikt z tej „firmy” w obozie koncentracyjnym nie był, chyba na wycieczce w obstawie Mossadu, ale skoro jest interes do zrobienia, to czemu nie? Robiono przecież interesy nawet na mydle z ludzkiego tłuszczu i rękawiczkach z ludzkiej skóry, dzisiaj za to na przeszczepach organów.

Domaga się ona, ta „firma”, po kolei, „haraczu” od krajów byłego zamieszkania, za Żydów wygubionych przez Niemców, którzy to nieszczęśnicy nie pozostawili spadkobierców. Szwajcaria taki haracz zapłaciła (1,425 mld USD) z nawiązką za żydowskie depozyty złożone w bankach szwajcarskich. Francja zapłaciła (65 mln USD) za „swoich” i „cudzych” Żydów, wyłapanych przez francuską policję i dostawionych do obozów koncentracyjnych przez francuskie koleje. Niemcy opłacili swoje zbrodnie bezpośrednio Izraelowi, więc „Przedsiębiorstwo Holocaust” nie czepia się ich (do czasu) i uznaje, że Żydów wybili Naziści, chyba z nieodkrytej jeszcze planety Asternazji. Następnym kąskiem jest Polska, w której przed 1939 rokiem mieszkało około 3,5 mln Żydów. Komu z nich nie udało się uciec albo nie uratowali ich z narażeniem życia Polacy [9], zajęło się nimi żydowskie gestapo [10] albo żydowska gettowa policja [11] i kończyli w niemieckich obozach koncentracyjnych. Jeśli mieli jakieś nieruchomości w Polsce, a nie mieli spadkobierców – upomina się o nie „Przedsiębiorstwo Holokaust”. Początkowo żądało od Polski 65 mld USD, po jakimś czasie kwota żądań wzrosła do 300 mld. Pewnie to nie koniec. Już w 1996 roku przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer (wyrzucony wkrótce ze Światowego Kongresu Żydów za malwersacje), oświadczył na kongresie tej organizacji w Buenos Aires, że Polska „będzie upokorzona na arenie międzynarodowej, jeżeli nie spełni żydowskich żądań majątkowych”. Tymczasem Polska wybudowała w Warszawie Muzeum Polin, przekazała już gminom wyznaniowym żydowskim majątek, szacowany wg różnych źródeł na 400 mln–2,5 mld zł, płaci emerytury „żydowskim ofiarom komunizmu” w Izraelu. W dziewięciu Gminach Wyznaniowych Żydowskich w Polsce skupionych jest około 1500 wyznawców judaizmu. Przedwojenne Gminy Żydowskie miały statut prawny korporacji, przestały istnieć po wymordowaniu przez Hitlera większości Żydów. Obecne Gminy Wyznaniowe Żydowskie w żadnej mierze nie są prawnymi spadkobiercami przedwojennych.

W 1764 roku Komisja Sejmowa w Polsce obliczyła zadłużenie żydowskich kahałów (gmin) wobec Polski: było tego 3,5 mln ówczesnych złotych polskich. („Cywilizacja żydowska”, Feliks Koneczny). Rozbiory wytarły Polskę z mapy, Żydzi nigdy tych długów nie spłacili, a więc są nam winni. Według współczesnych nam obliczeń kwota ta wynosiłaby dzisiaj około 25 bln USD (25 000 000 000 000 USD).

Jak więc wygląda sytuacja „mienia bez spadkobierców” w świetle obowiązującego w cywilizowanym świecie prawa? Na mocy polskiego prawa takie mienie przechodzi na skarb państwa. Podobne zapisy, wywodzące się z prawa rzymskiego, obowiązują w większości państw świata, w tym w USA. Mienie Amerykanina polskiego pochodzenia, zmarłego bez spadkobierców, przechodzi na amerykański skarb państwa, a nie na organizacje polonijne lub jakichś cwanych Polaków w Polsce.

Ponieważ Polacy opierają się tak jawnemu rabunkowi, może trzeba ich jakoś obejść? Tym bardziej że Polska ma 15,6 mln mieszkań (miasto i wieś razem) o łącznej wartości ok. 6,5 bln zł. Jeden bilion to 1000 mld. Gdyby tak te domy obciążyć wydatkami Zielonego Ładu nie do uniesienia przez właścicieli (a takie mają być), po niedługim czasie można by je przejąć. Niechby chociaż te emerytów na początek. Właściciele będą tak zadłużeni, że nie będą w stanie wypłacić się państwu, a ono ich załatwi. Za następne pokolenia trzeba będzie zabrać się później, tymczasem „nasi” aktywiści z błyskawicami zniechęcą ich do posiadania potomstwa – nie będzie spadkobierców i łatwo to będzie przejąć. Trzeba tylko tam mieć swoich ludzi, którzy tę żabę ugotują. Mamy tam takich ludzi? Mamy! Poznacie ich po nakryciach głowy i innych znakach. No to do dzieła, wasze kamienie milowe – nasze kamienice. CO₂ pomoże.

Prawdopodobnie jest to tylko jeden z pierwszych ważnych etapów transformacji, mającej na celu likwidację cywilizacji chrześcijańskiej w Europie.

Chiny emitują prawie 33% światowego CO₂, USA ponad 11%, Australia prawie 3,5% – razem prawie 50%. Żadne z nich nie ratyfikowało protokołów z Kioto, zakładają filtry i „puszczają dymy” jak dawniej. Polska ze swoimi 0,69% jest na końcu kolejki emitentów, ale to Polska ma zatapiać swoje kopalnie i pozbawiać się samobójczo swoich bogactw naturalnych. Może to jest trend światowy do odchodzenia od węgla? Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA): zużycie węgla na świecie w 2024 roku osiągnęło rekordowy poziom – 8,77 mld ton przy 8,33 mld ton rok wcześniej. Wzrosło o 44 mln ton i rośnie ciągle.

„Węgiel, mimo że w Europie został uznany za paliwo przeszłości, pozostaje fundamentem teraźniejszości i przyszłości w wielu krajach Ameryki, Afryki czy Azji. Ich głód energii jest nie do zaspokojenia, a droga ku lepszemu życiu wiedzie wprost przez kopalnie. Będzie to więc surowiec, który na lata zdominuje systemy energetyczne i gospodarcze”. Chiny budują 400 elektrowni węglowych, kolejne 500 czeka na pozwolenia. (Prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej dla „Nasz Dziennik”; 31.12.2024). „Jeszcze w tym roku w Chinach zużycie węgla ma wzrosnąć do poziomu 4,9 mld ton. Z kolei w Indiach do 1,3 mld ton. Aż 30 proc. światowego spalania węgla ma miejsce w chińskich elektrowniach. Europa, zapatrzona w swoje ideologiczne postulaty dekarbonizacji, znajduje się na kursie kolizyjnym z rzeczywistością” (prof. Zbigniew Krysiak, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej). Niegdyś mieliśmy „rządy ciemniaków”, oni też byli oszustami, ale prymitywnymi, górnictwo jednak nigdy nie było zagrożone. Kiedy Polska zaleje kopalnie, będzie modliła się do Boreasza, Notosa, Zefira i Eurosa, żeby puszczali wiatry w skrzydła niemieckich wiatraków ustawionych na polskich polach i rozganiali chmury nad chińskimi ogniwami fotowoltaicznymi, bo polska energetyka i gospodarka legła, a Polacy zamarzają. I wielu Polaków głosuje na „wodzów”, którzy popierają „europejski kurs kolizyjny z rzeczywistością”. Może faktycznie „polskość to nienormalność”? Czy mamy dość miejsc w „wariatkowie”? Może trzeba budować szpitale dla chorych na „schizofrenię bezobjawową”?

Autorstwo: Barnaba d’Aix
Źródło: WolneMedia.net

PRZYPISY

[1] https://www.encyklopedia.lasypolskie.pl/doku.php?id=b:budowa-i-sklad-chemiczny-drewna

[2] Oszacowano, że drzewa, roślinność i gleba na jednym hektarze lasu wiążą rocznie ok. 43 tys. kg CO2. Z tego ok. 33 tys. jest uwalnianych z powrotem do atmosfery. Pozostała różnica to wskaźnik netto — ok. 10 tys. kg CO2. https://www.cire.pl/artykuly/serwis-informacyjny-cire-24/152208-w-finlandii-zmierzono,-ile-co2-pochlania-jedno-drzewo

[3] W skali światowej ekosystemy lądowe wiążą ok. 11 gigaton CO2 rocznie, jednak globalna emisja tego gazu jest znacznie większa i wynosi 36 gigaton (czyli miliardów ton) rocznie. 1 ha lasu pochłania średnio 4-5 ton CO2. Łącznie polskie lasy pochłaniają rocznie ok. 40 mln ton CO2, a do tej pory zmagazynowały ponad 1 mld ton węgla. Z badań wynika, że 80% sumarycznej ilości węgla organicznego zgromadzonego w nadziemnych częściach ekosystemów lądowych i ok 40% węgla zmagazynowanego w częściach podziemnych tych ekosystemów znajduje się w lasach. https://siedlce.warszawa.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/t9xJ/content/rola-lasow-w-pochlanianiu-i-magazynowaniu-wegla-z-atmosfery

[4] https://wojtek.pp.org.pl/pliki/notki/_skladnica/znaki-czasu/polityka/Raport%20z%20Zelaznej%20Gory% 201966%20-%20omowienie.pdf

[5] Cytat za Stanisław Krajski, „Masoneria w pigułce”, s. 101; ISBN 978-83-67548-06-9.

[6] https://piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3121

[7] https://www.google.com/search?q=ustawa+447+co+to&rlz=1C1ONGR_plPL1079PL1079&oq=ustawa+447+co+to

[8] ISBN 83-7233-106-5

[9] Fundacja Lux Veritatis już od ponad 20 lat prowadzi badania historyczne dotyczące postaw Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Z pierwszym apelem o zgłaszanie przypadków pomocy niesionej Żydom przez Polaków wystąpił w 1998 roku dyrektor Radia Maryja: ojciec doktor Tadeusz Rydzyk CssR. W kolejnych latach prośby o przekazywanie informacji na ten temat były ponawiane. W efekcie do końca 2017 roku przyjęto ponad 10 000 zgłoszeń drogą telefoniczną, listową i mailową. Zostały w nich opisane historie dotyczące blisko 40 000 osób – zarówno ratujących, jak i ratowanych. W Kaplicy Pamięci, mieszczącej się w Sanktuarium pw. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu, na ścianach zostały wyryte nazwiska 1174 osób, które straciły życie pomagając ludności żydowskiej w czasie okupacji niemieckiej. https://luxveritatis.pl/nauka

[10] https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)

[11] https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%BCdischer_Ordnungsdienst



 

Dezinformacyjny raport o dezinformacji Zespołu ds. Dezinformacji

Zespół ds. Dezinformacji będący częścią Komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich opublikował wyjątkowo niebezpieczny dla wolności słowa w Polsce raport o dezinformacjach. To „podkładka” pod możliwe przyszłe represje wobec niezależnych portali, dziennikarzy i obywateli, które za nimi stoją. W raporcie wymieniono wiele stron przedstawiających odmienną narrację od rządowej, w tym portal WolneMedia.net, i przylepiono im łatkę rosyjskich dezinformatorów, aby zniechęcić obywateli do ich odwiedzania.

„Z raportu wynika, że rosyjska narracja, z uwagi na nastawienie polskiego społeczeństwa, nie koncentruje się na promowaniu Rosji. Opiera się natomiast na krytyce i podważaniu zaufania do instytucji i procesów demokratycznych, w tym rządu oraz NATO i Unii Europejskiej, zwiększaniu polaryzacji. Wzbudza niechęć do Ukraińców i innych narodowości, wyznań i mniejszości” – głosi informacji prasowa na stronie Gov.pl.

W raporcie czytamy, że Rosja prowadzi cztery główne narracje „w ramach rosyjskiej wojny kognitywnej”: 1) NATO i UE są opresyjne, wrogie, kolonizują swoich członków; 2) zachodnia cywilizacja upada, jest dekadencka, zdemoralizowana; 3) w wojnie w Ukrainie Rosja wygrywa i musi wygrać, Ukraina to upadłe państwo, Ukraińcy nie są narodem i nie można pokonać Rosji (państwa nuklearnego, zwycięskiego w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej); 4) promowanie dowolnych teorii spiskowych podważających publiczne zaufanie (narracje antyszczepionkowe, 5G itp.”.

Widać, że rządzących najbardziej boli krytykowanie Ukrainy i banderyzmu, krytykowanie polityki pandemicznej, dociekanie prawdy o pochodzeniu koronawirusa, krytykowanie preparatów zwanych marketingowo „szczepionkami na COVID-19”, krytykowanie klimatyzmu i Zielonego Ładu, przedstawianie wyborów w Gruzji, Mołdawii i Rumunii z perspektywy innej, niż głosi zachodnia propaganda.

Wygląda to jak jedna wielka paranoja i szukanie kozła ofiarnego, na którego można zrzucić winę za to, że lud nie łyka jak pelikany rządowej propagandy, choć oczywiste jest, że najbardziej zaufanie do rządu podważył sam rząd szerząc kłamstwa, które z czasem wyszły na jaw. Np. rząd Morawieckiego wmawiał ludziom, że cud-preparaty nie wywołują żadnych skutków ubocznych, poza możliwą gorączką i zaczerwieniami, choć każdy wyedukowany człowiek wiedział, że każdy wstrzykiwany farmaceutyk może wywołać reakcję alergiczną i zgon w wyniku wstrząsu anafilaktycznego. Na uwagę wspomina również cenzorskie edytowanie informacji na stronie Ministerstwa Zdrowia, aby nie zniechęcać do noszenia maseczek.

Kto według raportu, w skrócie, jest rosyjskim dezinformatorem? Każdy, kto ujawnia rządowe kłamstwa i dezinformacje, oraz ma inne zdanie, niż rządowa propaganda. W raporcie można znaleźć czarną listę niezależnych stron internetowych, które są na celowniku służb. Jedną z nich jest nasz portal. Po lekturze fragmentów, w których go wymieniono, zauważyłem klasyczną dezinformację pisaną przez wielkie D. Być może pamiętacie, że po wybuchu wojny na Ukrainie portal WolneMedia.net publikował kompilacje wiadomości z różnych źródeł, dzieląc je wyraźnie śródtytułami na proukraińskie i prorosyjskie, by czytelnik był świadomy, co jest propagandą ukraińską a co rosyjską, w celu porównania i wyrobienia sobie własnego zdania? Zespół ds. Dezinformacji szukał wyłącznie tych drugich treści, ignorując pierwsze.

Ale odłóżmy na bok wojnę na Ukrainie. Teraz zacytuję wam próbka paranoi Zespołu ds. Dezinformacji, po przeczytaniu której wybałuszyłem oczy ze zdziwienia: „Rosja intensyfikuje swoje działania dezinformacyjne na temat kryzysu klimatycznego. Nasilenie aktywności w tym zakresie obserwowane jest od początku wybuchu wojny w Ukrainie. Dotyczy ona całej Unii Europejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Polski. W okresie od maja 2022 r. do maja 2024 r. Rosja była głównym twórcą komunikacji w dyskusjach online na temat zielonej energii w mediach społecznościowych i serwisach informacyjnych. Jako cel działań dezinformacyjnych w tym obszarze identyfikuje się odwrócenie uwagi i zasobów od działań, które mogłyby łagodzić zmiany klimatyczne. Jest to cel pośredni, który ma doprowadzić do celu głównego – osłabienia infrastruktury militarnej należącej do NATO oraz zmniejszenie skuteczności operacyjnej. Niepohamowane zmiany klimatyczne w sposób bezpośredni wpływają na środowisko strategiczne, instalacje obronne, zasoby oraz planowane operacje”.

Dalej jest jeszcze śmieszniej i nawet kabareciarze by tego lepiej nie napisali: „Zmierzają one [działania Rosji] do podważania zielonej polityki, propagują teorie spiskowe oraz dążą do atakowania bezpośrednio aktywistów klimatycznych”.

A teraz paranoja covidowa: „Podmioty rosyjskie, jak i powielające w Polsce rosyjski przekaz propagandowy wokół wirusa, pandemii i szczepionek wykorzystały istniejący deficyt zaufania do instytucji publicznych, polaryzację społeczną, chaos informacyjny i brak spójnej polityki informacyjnej rządu w latach 2020–2023. Wielu polskich aktorów dystrybuujących dezinformacje, już znanych ze swoich sympatii wobec Rosji, podczas pandemii niezwykle aktywnie powielało rosyjski przekaz negujący istnienie pandemii czy konieczność wprowadzenia obostrzeń sanitarnych i szczepień ochronnych. Głośne i aktywne w internecie grupy tworzyły atmosferę lęku i strachu przed szczepieniami, nawoływały do obywatelskiego nieposłuszeństwa, a nawet do nieposłuszeństwa wobec dowódców w formacjach mundurowych. Paradoksalnie więc liczba zwolenników ruchów negujących zasadność szczepień i obostrzeń sanitarnych znacząco wzrosła podczas pandemii i przełożyła się na wzrost związanych z nimi demonstracji, pikiet, blokad i innych form protestu. Zwolennicy ruchów nie przyjmowali i namawiali do nieprzyjmowania preparatu, domagali się zniesienia i niewprowadzania nowych obostrzeń sanitarnych, zakazywali immunizacji osób pozostających pod ich opieką (dzieci i seniorów), fałszowali dane w systemach medycznych dotyczące ich zaszczepienia, a w skrajnych przypadkach atakowali fizycznie punkty szczepień. Chorując na COVID-19 i korzystając z pomocy lekarskiej w placówkach zdrowia, blokowali pomoc innym pacjentom, także tym niechorującym na COVID-19. Analizując naniesione na mapy statystyki dotyczące nadmiarowych zgonów i porównując je z mapami przedstawiającymi rozkład odmowy szczepień, sporą część nadmiarowych zgonów w okresie nasilenia się pandemii można powiązać z antyszczepionkową narracją aktywistów tych ruchów. Jednocześnie twierdzili oni, że to właśnie szczepionki stały się przyczyną tych nadmiarowych zgonów, i oskarżali o nie rząd oraz przemysł farmaceutyczny. Szczególnie aktywnymi aktorami byli: media, liderzy opinii, dziennikarze, organizacje pozarządowe oraz politycy znani ze swoich rosyjskich sympatii (i ukraińskich antypatii) widocznych zwłaszcza po 24 lutego 2022 r. Na uwagę zasługuje fakt korelacji pomiędzy sympatią dla akcji internetowej Stop Ukrainizacji Polski, wypromowanej przez Grzegorza Brauna i innych polityków Konfederacji, a ich poglądami na temat pandemii, obostrzeń sanitarnych i szczepionek”.

Kto nie z rządem, ten ruskim dezinformatorem!

Raport jest niebezpieczny, ponieważ rekomenduje stygmatyzowanie i prześladowania w przyszłości niezależnych mediów szerzących alternatywne punkty widzenia, niż głosi rządowa propaganda.

W raporcie szczególnie niebezpieczne dla demokracji, praw człowieka i wolności słowa są trzy rekomendacje.

„Rekomendacja 1 – Wypracowanie na poziomie rządowym strategii przeciwdziałania dezinformacji z uwzględnieniem takich obszarów, jak: regulacje prawne, państwo i jego instytucje, bezpieczeństwo narodowe, edukacja i wychowanie, przestrzeń informacyjna, postawy i zachowania społeczne. Nie ma w Polsce regulacji zakazującej ingerencji w integralność psychiczną jednostki i psychomanipulacji. Mikrotargeting jest tu jedynie środkiem. Należy rozpocząć prace eksperckie i debatę publiczną nad legislacją. Takie prace trwają już w Unii Europejskiej”.

Pod pretekstem zakazania rzekomego „ingerowania w integralność psychiczną jednostki i psychomanipulacji” może kryć się cokolwiek, ale wiadomo, że chodzi o zakazanie szerzenia treści przeciwstawnych dla propagandy rządowej, bo przecież władza nie będą tępić własnych niebezpiecznych kłamstw i dezinformacji.

„Rekomendacja 2 – Szeroka i powszechna edukacja medialna społeczeństwa w zakresie rozpoznawania manipulacji i dezinformacji oraz krytycznego myślenia. Podjęcie systemowych i długoterminowych działań mających na celu odbudowę zaufania społecznego i instytucjonalnego w Polsce, zwiększenie poczucia bezpieczeństwa oraz zmniejszenie polaryzacji. Prowadzenie długoterminowej polityki edukacyjnej w szkołach w celu zdobycia kompetencji medialnych przez uczniów”.

Brzmi pięknie, ale czytając między wierszami widać, że chodzi o ideologiczne pranie mózgu dzieciom w szkołach, by łykały narrację rządową jak pelikany, a odrzucały krytyczną. A jeśli chciałyby znaleźć jakieś przeciwstawne opinie i informacje, to tylko na stronach rządowych i mediów głównego nurtu, które powielają propagandę rządową.

„Rekomendacja 7 – Szerzenie dezinformacji powinno się spotkać ze zdecydowanym przeciwdziałaniem instytucji państwowych. Z analiz Komisji wynika, że dotychczas państwo miało informacje (o różnej jakości i zakresie, ale miało) dotyczące osób i instytucji szerzących prorosyjską dezinformację. Na tej podstawie jednak niezwykle rzadko podejmowano działania”.

Właściwie to zapowiedź otwartej wojny z niezależnymi mediami i wstęp do inwigilowania, nękania, prześladowania, a nawet aresztowania i karania osób stojących za niezależnymi mediami, z jawnym łamaniem konstytucyjnych praw i wolności do pozyskiwania i rozpowszechniania poglądów i informacji.

Na koniec warto zwrócić uwagę, że ów Zespół ds. Dezinformacji składał się z polityków i pracowników służb specjalnych. Powstał na polityczne zlecenie i nie zajmował się problemem dezinformacji w celu poprawienia sytuacji informacyjnej w Polsce, aby obywatele mieli dostęp do wiarygodniejszych informacji, lecz w celu zwalczania krytyki rządowej narracji, która utrudnia i rozwala misterny plan wprowadzenia przez Agendę 2030 i globalistów Nowego Porządku Świata po Wielkim Resecie.

Raport wygląda jak tworzenie „dokumentu-podkładki” dla państwowej kontroli nad informacjami i walki z niekontrolowanymi przez rząd mediami. Możliwe, że ma uzasadniać konieczność wprowadzenia cenzury pod pretekstem zwalczania dezinformacji, oraz otworzyć furtkę dla prześladowania niezależnych dziennikarzy i blogerów, któremu ma towarzyszyć kampania propagandowa w celu stworzenia społecznego przyzwolenia i poklasku dla represji.

Na pocieszenie dodam, że ludzie nie są tacy głupi jak myśli rząd – zakazany owoc kusi, każda akcja cenzorska wywoła reakcję (bardzo często odwrotną od oczekiwanej) i – jak pokazała histeria pandemiczna – nic nie trwa wiecznie.

Raport Zespołu ds. Dezinformacji w formacie PDF znajdziecie TUTAJ.

Autorstwo: adm. Maurycy Hawranek
Na podstawie: Gov.pl [1] [2]
Źródło: WolneMedia.net

 

„Demagog” wpadł w panikę


Decyzja Mety ogłoszona przez Marka Zuckerberga o zakończeniu w USA cenzury przez tzw. weryfikatorów tzw. faktów wywołuje duży niepokój w tychże organizacjach. Po pierwsze, stracą zapewne niemałą część swojego finansowania. Po drugie, zniesienie cenzury pozwoli dokładnie i skutecznie opisywać manipulacje i oszczerstwa, których się dopuszczały, w szczególności w okresie Wielkiej Histerii zwanej pandemią.

W Polsce z rezygnacji przez Metę z usług tzw. weryfikatorów tzw. faktów niepokój wyraził „Demagog”. Celowo piszemy o tzw. weryfikatorach tzw. faktów, gdyż z weryfikacją ani z faktami takie organizacje nie mają wiele wspólnego.

W krytycznych momencie, gdy rządy wprowadzały bezsensowne i szkodliwe restrykcje pod pretekstem pandemii zabójczego koronawirusa, tzw. weryfikatorzy tzw. faktów ściśle tropili wszelkie podważanie narracji o rzekomej konieczności lockdownu. Zaraz po „weryfikacji” Facebook usuwał takie treści lub ograniczał ich zasięg.

„Fakty” podawane przez tzw. weryfikatorów tzw. faktów pochodziły najczęściej z rządu, ewentualnie od pracowników medycznych, z których co najmniej część była powiązana z koncernami medycznymi. Ignorowano przy tym – lub wręcz deprecjonowano – wypowiedzi czy analizy naukowe epidemiologów uważających, że narracja o śmiertelnym koronawirusie jak również – co przyznawali sami producenci w publicznie dostępnych oficjalnych materiałach – o skuteczności nieprzebadanego preparatu na koronkę.

„7 stycznia Mark Zuckerberg, poinformował o zakończeniu przez Metę programu Niezależnej Weryfikacji Faktów w USA, oskarżając weryfikatorów o cenzurowanie treści, co jest niezgodne z prawdą” – przekonuje Demagog.

Formalnie jest to prawda. W praktyce jednak manipulacja. Tzw. weryfikatorzy tzw. faktów współpracujący z „Facebookiem” doskonale zdawali sobie sprawę, że ich werdykty stanowią „podkładkę” pod cenzurę w postaci czy to usunięcia treści, czy też ograniczenia zasięgów danych treści.

„Zaznaczamy, że praca fact-checkerów nie stanowi cenzury, a poszerza zakres wolności słowa. Jeszcze w ubiegłym roku Meta podkreślała współpracę z fact-checkerami jako przykład narzędzia wspierającego integralność wyborów” – przekonuje „Demagog”.

W kontekście wcześniejszym, to również manipulacja. Próbuje się bowiem stworzyć wrażenie, jakoby tzw. weryfikatorzy tzw. faktów byli nową wersją dziennikarstwa. Jednocześnie poprzez współpracę z mediami społecznościowymi, które są dzisiaj fundamentem docierania do ludzi w Internecie, w praktyce mają współudział w odcinaniu ludziom dostęp do mediów i treści dziennikarzy, odgórnie uznając wedle własnego uznania i „wygodnych” źródeł, z pominięciem przeciwnych, co jest prawdziwe, a co nie. Internauta traci więc możliwość szerszego obejrzenia sprawy.

„Nasza praca polega na weryfikacji informacji. Szukamy dowodów w wiarygodnych, dla każdego źródłach i jeśli dana informacja może wprowadzać w błąd, publikujemy analizę na ten temat. Nie cenzurujemy, tylko informujemy poprzez dodawanie szerokiego kontekstu. Nie mówimy nikomu, co ma myśleć. To użytkownicy sami mogą wyciągnąć wnioski. Jednocześnie to platformy społecznościowe decydują co zrobić z treściami, które się tam pojawiają” – twierdzi „Demagog”.

To także manipulacja. Dokładnie to robią dziennikarze. „Demagog”, jak i również inni tzw. weryfikatorzy tzw. faktów, stanowili pretekst do cenzurowania treści, źródeł i analiz niepoprawnych politycznie, natomiast jak najbardziej prawdziwych. Widać to chociażby po kolejnych potwierdzonych z perspektywy czasu kontrowersjach związanych chociażby ze szprycą na koronkę.

Co ważne, nikt „Demagogowi” ani innym tzw. weryfikatorom tzw. faktów nie zakazuje działalności. Najpewniej jednak chodzi o zmniejszenie finansowania. I zapewne o to, że już nie będą podkładką do cenzurowania treści, które organizacji się nie podobają.

„Decyzja podjęta przez koncern Meta może stanowić poważne ryzyko dla skutecznego przeciwdziałania dezinformacji, co jest szczególnie ważne w kontekście zapewnienia spójności nadchodzących wyborów prezydenckich w Polsce” – straszy „Demagog”.

„Wraz z postanowieniem Mety o wycofaniu się z Programu w USA publikujemy apel w formie listu otwartego do Rządu Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie działań platform internetowych” – ogłoszono.

Tzw. weryfikatorzy tzw. faktów apelują o „zabranie oficjalnego stanowiska w sprawie ostatnich działań dużych platform internetowych, zagrażających – w naszej ocenie – bezpieczeństwu informacyjnemu Polski i Unii Europejskiej; o podjęcie niezwłocznych działań, które zagwarantują przestrzeganie przez duże platformy internetowe wymogów wynikających z Aktu o Usługach Cyfrowych, w szczególności w zakresie przeciwdziałania dezinformacji; o realne wsparcie dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego działających na rzecz integralności wyborów oraz walki z dezinformacją”.

Szczególnie ten ostatni punkt wiele wyjaśnia właśnie w kontekście tego, skąd to nagłe oburzenie, że w jednym kraju nie będzie stosowanej cenzury. Z kolei „bezpieczeństwo informacyjne” w tym kontekście wygląda dokładnie jak polityczna poprawność i utyskiwanie na brak cenzury, tylko w ładniejszych słowach. Ale to nie dziwne, gdyż słowo „demagog”, które jest też nazwą tego tzw. weryfikatora tzw. faktów pochodzi od „demagogii”, czyli „wodzenia ludu”.

„Demagog” wymienia też – aby pochwalić – organizacje, które poparły apel organizacji. My także je podajemy, żeby każdy mógł sprawdzić, kto stoi po której stronie barykady. Apel „Demagoga” poparły: Stowarzyszenie Pravda, Fundacja Digital Poland, Razem Przeciw Dezinformacji, Fundacja Instytut Zamenhofa, Fundacja TechSoup.

Autorstwo: DC
Na podstawie: Facebook.com
Źródło: NCzas.info


1 WYPOWIEDŹ

  1. elroman 11.01.2025 12:53

    Weryfikacja faktów w Polsce ma się bardzo dobrze. Ciekawe po którym zaborze Polacy zorientują się, że są niewolnikami obcego kapitału, kraju.

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...