sobota, 13 lipca 2024

 

Sprostowanie w sprawie szyfrowania DNS


Z przykrością stwierdzam, że z powodu mojej naiwności i — co za tym idzie — niedbalstwa, oraz niedouczenia, wprowadziłem czytelnika w błąd. Szyfrowanie łączności z DNS, za pomocą HTTPS (DoH), nie daje takiej anonimowości, o jakiej pisałem w poprzednim artykule.

Moja opinia brzmiała tak: „Niektórzy argumentują tutaj, jakoby szyfrowanie DNS było bezsensowne, ponieważ zmieniamy tylko punkt, w którym dane mogą wyciekać. Poza tym dostawca (np. Oragne) i tak może zobaczyć, co robimy, więc zamiast jednego, wątpliwego podmiotu, w naszej komunikacji biorą udział już dwa. Pozwolę się z tym nie zgodzić. Po pierwsze: firma Cludflare jest bez porównania bardziej godnym zaufania podmiotem niż Orange, a po drugie, Orange — owszem — może zobaczyć, co robimy, ale zobaczy tylko, że wysyłam żądanie do »Cloudflare«, ale to, że proszę o adres portalu »Wolne Media«, jest już zaszyfrowane i zaszyfrowana będzie także odpowiedź serwera DNS. Problem pojawi się dopiero wtedy, gdy serwer, którego szukam, nie będzie miał szyfrowania”.

Wypowiedź ta była prawdziwa tylko częściowo. Nie dołożyłem należytych starań, aby przyjrzeć się problemowi dokładnie i samodzielnie. W efekcie zaufałem ekspertom i chociaż miałem pewne podejrzenia, wszystkie, najmądrzejsze czaty, systematycznie wybijały mi z głowy możliwość wycieku pewnych danych. Nie byłby to ani pierwszy raz, kiedy próbowały mnie oszukać lub coś przede mną ukryć. Tym razem się udało.

W rzeczywistości sytuacja wygląda tak, że już po faktycznie tajnym otrzymaniu adresu domeny, dochodzi do negocjacji TLS, pomiędzy moją przeglądarką a serwerem strony. W tym momencie ISP (np. Orange) rzeczywiście może zobaczyć adres domeny i będzie go widział z każdym następnym żądaniem, nawet do tej samej domeny. Tym, czego nie zobaczy, będzie treść przesłana przez stronę. Przy obecnym poziomie cenzury i inwigilacji marna to dla nas pociecha. Oczywiście możesz wierzyć w zapewnienia, że ISP szanuje twoją prywatność i nigdy nie będzie zbierał danych na twój temat. Jak już kilkakrotnie wspominałem, jestem naiwniakiem, ale nie aż takim.

Nie oznacza to jednak, że DoH jest całkiem bezużyteczne. Obciąża jednak procesor i spowalnia cały proces. Nie są to wielkie straty, ale dla niektórych użytkowników mogą mieć znaczenie. Ostatecznie skórka może nie być warta wyprawki. Musisz samodzielnie zdecydować, czy szyfrować DNS, czy przywrócić domyślny, rezygnując z bezpiecznego.

Fakt, że się myliłem, nie oznacza również, że osoby, które mi na to zwróciły uwagę, są nieomylne. Skoro jednak prostuję swój błąd, wyprostuję też inne zarzuty.

OPEN-SOURCE

Rzekomo open-source nie jest żadnym kryterium w temacie zaufania, z powodu ogromu kodu, który trzeba by analizować, co jest ponad ludzkie możliwości. Taka opinia świadczy tym razem o niedouczeniu jej wyraziciela. Cały ten kod, nie został napisany wczoraj. Był pisany etapami, przez całe lata i nieustannie analizowany, poprawiany. Z gotowego produktu, wylicza się sumę kontrolną, podpisuje cyfrowo i obydwa parametry przekazuje użytkownikom, aby mieli pewność, że nic nie zostało w nim podstępnie zmienione. Jak to działa na innym poziomie, pokazuje wideo, które dołączyłem w artykule o anonimowości.

Najwyraźniej niektórzy go nie obejrzeli, albo nie byli w stanie pojąć. Należy też zrozumieć, że nie ma potrzeby analizowania np. całego jądra Linuksa. Wystarczy wybrać interesujący fragment i tylko jemu się przyjrzeć. Trzeba się „tylko” na tym znać. Te same osoby, przejawiają zadziwiającą zdolność do nagłej zmiany poglądów. W jednym miejscu open-source nie jest godne zaufania a w drugim, godną zaufania jest tylko przeglądarka „Firefox”. Dlaczego? Mogę tylko zgadywać, że z powodu pełnej otwartości kodu źródłowego. Zapewne ważnym powodem jest też fakt, że z tego samego kodu, korzysta „Tor Browser”. Ale ta przeglądarka wprowadza swoje zmiany i poprawki. Nie jest „Firefoksem”, choć nazwy plików wyglądają podobnie.

FIREFOX

Zostałem też zasypany m.in. żądaniami uzasadnienia i — zapewne — udowodnienia każdej opinii, która podważa bezgraniczną wiarę w zespół Mozilli (Firefoksa), co do ich intencji, zasad, tudzież moralności. Zatem podaję kilka interesujących faktów:

1. Wieloletnie stręczenie „Google” i „Yahoo”, jako domyślnej wyszukiwarki. Mimo że były dostępne inne, mniej kontrowersyjne. W oczywisty sposób chodziło o pieniądze, ale czy to mało? Czy możemy być pewni, że tylko na tym się skończyło?

2. W roku 2020 Mozilla wyrzuciła dyrektora ds. marketingu, Jessiego Jamesa Arona, ponieważ na „Twitterze” pozwolił sobie na taki post: „BLM jest ruchem białych supremacji przebranym za ruch o sprawiedliwość rasową”. Nie miało to żadnego związku z Mozillą i nawet początkowo był przez nią broniony. Ostatecznie jednak kierownictwo uległo naciskom i został zwolniony z pracy.

3. W roku 2014 współzałożyciel „Firefoksa” i ówczesny dyrektor generalny, został zwolniony za to, że złożył całkowicie prywatną darowiznę na rzecz jakiegoś ruchu pro life. Wartości, jakie wówczas promowała Mozilla, obejmowały silne zaangażowanie na rzecz „równości płci i praw osób LGBTQ+”. Darowizna została uznana jako sprzeczna z tymi wartościami. Wtedy, na całe lata porzuciłem „Firefoksa”, bo „wartości” LGBTQ+ z przyległościami, nie są czymś, pod czym bym się podpisał. Wyrzucałem soft za mniejsze przegięcia. Np. Drupala, gdy zaczął świecić ukraińską flagą. Robił to raczej z głupoty i w dobrej wierze, niż z fałszu, więc gdy flaga zniknęła, wrócił i Drupal.

4. Zbieranie danych telemetrycznych przez „Firefoksa”, jest często krytykowane przez użytkowników, nastawionych na prywatność. Stąd wiele forków „Firefoksa”, które właśnie na ten aspekt kładą szczególny nacisk.

Niech każdy sam oceni, czy chce wspierać tego rodzaju organizację. Jeśli o mnie chodzi, to akceptuję obecny stan rzeczy, ale stosuję zasadę ograniczonego zaufania. Zresztą, tę zasadę stosuję wobec każdej przeglądarki. Bardzo mało jest takich, przeciw którym nie jestem w stanie wysunąć jakiegoś zarzutu, ale to znów może wynikać z mojego lenistwa.

CLOUDFLARE

Rzekomo Cloudflare jest jednym z najgorszych wrogów… czegoś tam. To z powodu blokowania dostępu do niektórych stron z sieci Tor. To nic, że Cloudflare udowodniło swoją wyjątkową troskę o użytkowników. Nieważne też, że oferuje całą gamę usług, związanych z bezpieczeństwem i to klient, czyli strona, decyduje o sile tych zabezpieczeń. Nie jestem paranoikiem, więc niezbyt często korzystam z „Tora”. Może dlatego dotąd spotkałem tylko jedną stronę, do której nie mogłem się dostać z „Tora” nawet z mostkiem. Nie mam problemu ani z „Google”, ani „YouTube” czy „Infowarsem”, które ma prawdziwe powody bronić się przed atakami. Nie mogę się dostać na polską stronę, porównywalną z „Wolnymi Mediami”, choć tam nie ma niczego, co uzasadniałoby tak potężne zabezpieczenia. Co gorsze, ostatecznie nie ma tam też niczego takiego, co by uzasadniało odwiedzanie tej strony w ogóle. Ale zabezpieczenia są silniejsze niż gdziekolwiek. Oczywiście każdy ma prawo się bać ataków i bronić przed nimi. Nawet jeśli obawy są przesadzone, ale to jego sprawa, a nie „walka Cludflare z Torem”.

Jak Cloudflare udowodniło swoje żelazne zasady?

1. W roku 2017 firma odmówiła ujawnienia danych użytkowników, powiązanych z jakimś ruchem „alt-right” na ich platformie. Nie wiem co to za ruch, ale pomimo nacisku rządu USA, nie ugięła się, twierdząc, że bez nakazu sądowego, nie ma obowiązku cenzurowania treści ani ujawniania danych użytkowników. Oczywiście rząd USA, mógłby ich nękać procesami i doprowadzić do upadku. A jednak to on się poddał, a nie Cloudflare. Tego nie można powiedzieć o żadnym dostawcy VPN.

2. W roku 2019 Cloudflare chroniło „WikiLeaks” przed atakami DDoS. Nie wiem, kto naciskał, ale wiadomo, jaka śmierdząca jest to sprawa. Cloudflare znów pozostała nieugięta i oznajmiła, że ma prawo do ochrony dostępu do informacji wszystkich użytkowników, niezależnie od ich poglądów.

3. W roku 2020 Cloudflare stanęło tym razem po stronie BLM, co uważam za znakomity dowód ich bezstronności. Pomimo nacisków organów ścigania, nie zostały ujawnione żadne dane, które mogłyby narazić protestujących.

I to jest ten „zbrodniarz”, czyhający na naszą wolność słowa, prywatność i podobne wartości? Cóż, gdybym mógł w ogóle zrezygnować z usług Orange i korzystać wyłącznie z Cloudflare, to niewątpliwie bym to zrobił. Byłbym skłonny nawet uwierzyć na słowo, że oni mnie nie zdradzą, choćbym przeskrobał coś poważnego. Zapewne padnie tradycyjne pytanie o źródła. Odpowiem więc: w dobie sztucznej inteligencji, potężnych wyszukiwarek i tematów, które nie są szczególnie cenzurowane, takie żądanie zakrawa poważne zaburzenia zdolności poznawczych, albo zwykłą szykanę. Ostatecznie żadne źródło nie okaże się „wiarygodne”, a ja znów utknę na całe godziny, by udowodnić, że nie jestem wielbłądem. Co oczywiście mi się nie uda. Jakżeby inaczej? Zatem: kto chce to zweryfikować, niech się sam pofatyguje. Reszty nie będę komentował.

Podsumowując: nadal polecam szyfrowanie DNS i sam je zachowuję, pamiętając, że nie gwarantuje anonimowości a jedynie poprawę prywatności, o czym zresztą był cały artykuł. Polecam też „Cludflare” z całym przekonaniem i sugeruję zdrową nieufność także wobec „Firefoksa”.

Autorstwo: Zapluty Karzeł Reakcji
Źródło: WolneMedia.net


1 WYPOWIEDŹ

  1. RisaA 13.07.2024 11:59

    Co do Cloudflare jeszcze raz wskazuję na fakty:
    – Cloudflare zmusza ludzi do akceptacji regulaminu («Terms» i «Privacy policy») Google podczas rozwiązywania reCaptcha. To jest niedopuszczalne i to nie ma nic wspólnego z ochroną danych użytkownika a ma z ich ohandlowywaniem. Cloudflare dostarczając taką usługę zgadza się oddawać dane osobowe użytkowników podmiotom trzecich w jego narzędziu (One Step More). Apple też wiele mówi, że dla nich ważna jest prywatność użytkownika. Jest ważna naprawdę? Politycy też mówią prawdę? No to wpisujemy do Google: «Apple podsłuchuje» i otrzymujemy «Apple nagrywał użytkowników bez ich wiedzy, a winę za zaistniałe zamieszanie ponosi prosty błąd programistyczny» oraz «Były współpracownik Apple ujawnia szczegóły działania Siri i chce ukarania giganta za aferę posłuchową».

    Nie bądź naiwny i nie ufaj w puste zapewnienia firm. One w większości kłamią bo to im się opłaca. A Cloudflare też kłamał. Jeżeli chcesz zapytać o szczegóły to zapytaj co chcesz wiedzieć, a prześlę to do znajomego, który zna szczegóły i wkleję ci co on wie na ten temat (mi wystarcza że kłamał, źródeł nie zachowałam, ale je weryfikowałam w przeszłości).

    Co do SZYFROWAŃ, nie tylko SSL: wiedz o tym, że tam gdzie władza ma problem, zakaże ci tego. Jewrosojuz dąży do wyeliminowania szyfrowania E2E (potrzebujesz na to dowody? mogę je dostarczyć) i tylko takie jest dla nich przeszkodą. Jakoś trzeba do każdego szyfrowania przekazać klucze w sposób niejawny i tylko end-to-end zapewnia prawdziwe bezpieczeństwo. SSL już wiesz jak jest zbudowany i wiesz JAK OKŁAMUJE SIĘ LUDZI, ŻE SĄ BEZPIECZNI. Daje się im tylko «poczucie bezpieczeństwa» i «poczucie prywatności» zamiast bezpieczeństwa i prywatności? Zauważasz te sztuczne konstrukcje językowe? TO JEST CELOWE!!!

    > 4. Zbieranie danych telemetrycznych przez „Firefoksa”, jest często krytykowane przez użytkowników, nastawionych na prywatność. Stąd wiele forków „Firefoksa”, które właśnie na ten aspekt kładą szczególny nacisk.

    Czy jest coś czego nie da się wyłączyć z poziomu ustawień zwykłych (czyli pomijając about:config)?

    Co do punktu 3 o Firefoxie się zgadzam – tam coś nie tak było też jak wspominałam z ich CEO.

    BTW. Jeżeli masz mnie ponownie zamiar wyzywać zamiast pisać rzeczowe uźródłowione argumenty to sobie daruj – wtedy nie odpiszę bo nie zamierzam na czyjeś chamstwo tracić czasu.

    > 2. W roku 2019 Cloudflare chroniło „WikiLeaks” przed atakami DDoS. Nie wiem, kto naciskał, ale wiadomo, jaka śmierdząca jest to sprawa.

    Kiedyś i Apple dbało o prywatność, a teraz liże rzyć Googlowi, wchodząc z nimi w umowy partnerstwa na rzecz śledzenia kontaktów. Tu też możesz pytać to podam więcej szczegółów o 🍎|Google.

    Co do opensource pamiętaj, że kod przeglądają nieliczni i oni też mogą być nieobiektywni. Kod też rzadko się przegląda pod kątem prywatności, bo większość Rezylian, którzy to przeglądają ma gdzieś prywatność. Kod ten też jest wielokrotnie zmieniany, nie tylko dopisywany.

    > Należy też zrozumieć, że nie ma potrzeby analizowania np. całego jądra Linuksa. Wystarczy wybrać interesujący fragment i tylko jemu się przyjrzeć.

    Otóż nie, bo produkt jest tak bezpieczny i tak dbający o prywatność jak najsłabszy jego fragment. Co z tego że przeczytasz przykładowo networking.cpp, gdy w graphics.cpp okaże się siedzieć fragment odpowiadający za telemetrię lub przeszukiwanie dysku i wysyłanie tego w świat. Jeden z ostatnich backdoorów w Linuxie pozwalających na przejęcie całego komputera (afera XZ) znajdował się w implementracji powłoki a nie w jądrze, gdzie można się było go spodziewać. Zgodzę się, że lepiej jest wybierać coś z otwartym kodem niż z zamkniętym, ale w zakresie prywatności to ci nieczego nie gwarantuje. Podobnie w zakresie bezpieczeństwa (wspomniana afera XZ)… Tematem artykułu była prywatność, więc komentarze moje były skupione (i są) tylko na tym aspekcie.

    > Nie oznacza to jednak, że DoH jest całkiem bezużyteczne. Obciąża jednak procesor i spowalnia cały proces.

    Właśnie tak wygląda całe to dawanie poczucia bezpieczeństwa i poczucia prywatności. Komputer się zbędnie poci, ponieważ tam gdzie jest wymagane szyfrowanie, prywatność i bezpieczeństwo powinny być w użyciu asymetryczne algorytmy i klucz prywatny w ręku osoby komunikującej się, a nie referencja do klucza «prywatnego» na serwerach…

    > Podsumowując: nadal polecam szyfrowanie DNS i sam je zachowuję, pamiętając, że nie gwarantuje anonimowości a jedynie poprawę prywatności, o czym zresztą był cały artykuł.

    I znów mylisz pojęcia – to że rząd i ISP może czytać gdzie wchodzisz i czym się zajmujesz to jest łamanie PRYWATNOŚCI. O anonimowości można mówić wtedy gdy rząd wie co jest czytane, ale nie wie KTO to czyta i KTO się interesuje daną rzeczą (np. Wolnymi Mediami)…
    Tak więc w aspekcie DoH nie gwarantuje on prywatności, bo kolejne zapytanie leci po SSL z jawną nazwą domeny (lub domeną domyślną, gdy jest jedna strona na serwerze). Poprawiałoby prywatność, gdyby nie ta nazwa domeny zapisana cleartextem – wtedy rząd i ISP by nie wiedział o jaką domenę pytasz w ramach tego multihosta.

    Podsumowując:
    – szukając prywatności używaj Tor Browsera – ale z głową – zawsze na Linuxie, OpenBSD, FreeBSD, nigdy na Windowsie i Androidzie. Myśl używając narzędzia.
    – szukając prywatnej komunikacji wybieraj tylko takie narzędzia, które wymagają by podać klucz prywatny algorytmu asymetrycznego szyfrowania i sprawdź czy ten klucz jest wysyłany do sieci (jeżeli jest wysyłany, oprogramowanie jest do niczego). Unikaj oprogramowania które pyta tylko o hasło i nie masz w ręku klucza prywatnego.
    – zamiast komunikować się przez sieć rozważ rozmowę w domu (swoim lub czyimś) bez smartfonów i przy głośnej muzyce.
    – wyrzuć smartfona na zawsze – ta smycz Big Techa nie jest ci do niczego potrzebna. Da się żyć bez niej.

 

81. rocznica kulminacji ludobójstwa Polaków na Wołyniu


W roku 2024 przypada 81. rocznica kulminacji ludobójstwa narodu polskiego na Kresach Wschodnich, dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów oraz innych Ukraińców, z nimi współpracujących. Ponieważ termin ten wybitnie mi odpowiadał, w kontekście możliwości uczestniczenia w wybranych przeze mnie uroczystościach, postanowiłem udać się na warszawskie obchody tej rocznicy.

Uroczystości te rozpoczęły się mszą świętą o godzinie 16:00 w kościele Świętego Aleksandra na placu Trzech Krzyży. Na godzinę 17:00 zaplanowano zbiórkę pod tym właśnie kościołem skąd miano ruszyć aż do Tablicy Wołyńskiej na Krakowskim Przedmieściu 46, aczkolwiek nieco okrężną trasą, która w sumie liczyła niemal 4 kilometry. Marsz ostatecznie wystartował o godzinie 17:10.

Ponieważ miałem przyglądać się tego typu uroczystościom po raz pierwszy, trochę nie wiedziałem czego się spodziewać, aczkolwiek domyślałem się, że z ust uczestników słyszeć będziemy raczej radykalne hasła niż dyplomatyczne eufemizmy, które słyszymy z wystąpień politycznych dygnitarzy sprawujących w Polsce władzę, tak przed październikiem 2023 roku jak i po nim.

I rzeczywiście, nie myliłem się. Powiew radykalizmu odczuć można było już na samym początku, co było zdecydowanie pozytywnym aspektem tegoż wydarzenia, gdyż władze III RP, delikatnie mówiąc, prowadzą politykę rażąco rozbieżną z polskim interesem narodowym. A więc nacisk społeczny w takim przypadku musi być głośny i jak najbardziej radykalny, oczywiście w ramach ustanowionego w naszym kraju prawa. Wydaje się, że hasła wykrzykiwane 11 lipca w Warszawie były jak najbardziej zgodne tak z politycznym zapotrzebowaniem jak i obowiązującym prawem. Usłyszeć można było co prawda pojedyncze okrzyki ze słowami powszechnie uznanymi za obraźliwe, jednak nie odzwierciedlały one całości wydarzenia, tym bardziej że spiker marszu wyraźnie zniechęcał do stosowania słów na literę „k” czy też na głoskę „ch”.

W mojej opinii pozytywnie należy określić frekwencję wydarzenia. Oczywiście, zawsze mogłoby być uczestników więcej, jednak liczba oscylująca w granicach kilku tysięcy myślę, że była odpowiednia do tego, aby przedstawiciele narodu polskiego na manifestacji, przechodząc przez ulicę stolicy, zademonstrowali, że Polacy będą, pomimo antypolskiej polityki reżimu Tuska oraz poprzednich rządów, domagać się realizowania przed władzę kraju interesów polskich, a nie ukraińskich czy też bliżej nieokreślonych interesów państw zachodu.

Ta demonstracja siły nie pozostała niezauważona przez mieszkańców Warszawy, a także pracowników lokali gastronomicznych, które znajdowały się na trasie marszu. Wśród wielu widziałem autentyczny strach w oczach. Cóż, można się domyśleć, że w czasie, gdy z marszu dobiegały hasła „Tu jest Polska nie Bruksela, tu Bandery się nie wspiera” czy też „Polska antybanderowska”, tymi wystraszonymi pracownikami restauracji i innych lokali usługowych przy ulicy Nowy Świat nie byli Polacy. Bo czyż Polaka może wystraszyć antybanderowski okrzyk jego rodaków?

Oczywiście nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie pochwalam zastraszania obcokrajowców w Polsce. Jednak nie może w naszym kraju zaistnieć sytuacja, w której obcy, napływowy pierwiastek zacznie nam wchodzić na głowę. Cykliczne demonstracje siły są więc czymś, co nikomu specjalnie nie zaszkodzi, a da do myślenia tym, którzy uważają, że ponieważ reżim, z inspiracji anglosaskiej, prowadzi niezwykle przychylną im oraz ich krajowi politykę, to ci mogą „rozpychać się łokciami” w naszym kraju zupełnie tak jakby byli u siebie. Do dominacji obcokrajowców na terytorium Rzeczpospolitej dopuścić po prostu nie można. Wszyscy ci, którzy znają historię naszego kraju zapewne doskonale wiedzą czym zajmowały się mniejszości narodowe w II RP a czego efektem końcowym było właśnie ludobójstwo na Kresach Wschodnich. Powtórka z tamtych wydarzeń nie ma prawa już nigdy na splamionej krwią polskiej ziemi się wydarzyć.

Oprócz radykalizmu oraz słusznych haseł głoszonych podczas pochodu wielkim plusem była obecność wielu młodych ludzi, którzy dodawali demonstracji werwy i animuszu co powodowało, że nie wyglądała ona jak pochód, mówiąc nieco kolokwialnie, tłustych owieczek prowadzonych na rzeź. Młodość zdecydowanie dodała wydarzeniu cech pozytywnych i pokazała, że nie wszyscy młodzi Polacy zostali urobieni patologicznymi ideologiami takimi jak internacjonalizm, multikulturalizm oraz akceptacja dla „wchodzenia na głowę” większości przez mniejszość. Marsz przypominał pochód nacjonalistyczny, nawet jeśli nie każdy jego uczestnik identyfikuje się jako nacjonalista. Interes narodu polskiego był na demonstracji wyraźnie podkreślany, a wrogość wobec antypolskiej polityki była silnie odczuwalna.

Podczas pochodu dostrzec można było marginalne próby jego zakłócenia. Na samym początku na trasie przemarszu pojawiły się osoby prezentujące symbolikę powszechnie kojarzoną z nurtem lewicowym w neomarksistowskim wydaniu. Był to jednak tak słaby frekwencyjnie kontrprotest, że właściwie nie ma większego sensu cokolwiek więcej o nim wspominać. Kilka-kilkanaście osób stojących na schodach przy pomniku partyzantów walczących w II wojny światowej nie odegrało żadnej większej roli tego dnia.

Przyglądając się uważnie demonstracji oraz nasłuchując okrzyków trudno właściwie do czegokolwiek się doczepić. Owszem, tak jak już wspomniałem, w tego typu manifestacjach dobrze byłoby gdy szło nie kilka, lecz kilkanaście albo kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jednak hałas robiony przez ten tłum patriotów niejako kompensował frekwencję, która ostatecznie nie była wszak zła.

Niestety problem pojawił się pod koniec wydarzenia. A mianowicie finalną część marszu oraz przemówienia w ostatecznej destynacji zakłócić postanowiła pogoda. Nie było to wielkim zaskoczeniem, wszak prognozy na ten dzień pokazywały wyraźnie możliwe opady deszczu w stolicy około godziny 18-19. Jednak skala opadów wyraźnie przeszkodziła spokojnemu zakończeniu manifestacji przy Tablicy Wołyńskiej. Uczestnicy, ironicznie mówiąc, zostali „wykąpani” intensywnym opadem, który wraz z porywistym wiatrem nawet uniemożliwiał swobodne poruszanie się, zwłaszcza osobom z transparentami.

Finałowe przemówienia jednak odbyły się, aczkolwiek niektórym mówcom ulewa zniszczyła kartki przygotowane wcześniej do końcowego fragmentu wydarzenia. Więc treść przemów była zapewne po części trochę rozbieżna z początkowymi planami.

Ogólnie jednak rzecz ujmując, poza zniszczeniem końcówki wydarzenia przez niekorzystne warunki atmosferyczne, można go ocenić zdecydowanie pozytywnie. Demonstracja siły i energiczności polskiego narodu, wobec radykalnie antypolskiej polityki obecnego reżimu warszawskiego, powinna zostać usłyszana tak w lochach sejmu jak i pałacu prezydenckiego chociaż przez część tam urzędujących dygnitarzy. Tym bardziej w momencie kiedy zachód ewidentnie eskaluje wojnę z Rosją, którą prowadzi za pomocą ukraińskiej armii zastępczej. O ile w tamtym roku sytuacja nie wyglądała aż tak groźnie, o tyle w roku 2024 opór wobec popychania wschodu Europy w jeszcze większą otchłań wojny powinien być tak silny jak to tylko możliwe.

Można mieć nadzieję, że wobec ciągłego popychania Polski w kierunku konfrontacji z Federacją Rosyjską, w imię interesu kolektywnego zachodu oraz reżimu kijowskiego, tego typu demonstracji siły oraz sprzeciwu wobec antypolskiej polityki, będzie w tym roku jeszcze wiele. Gdyż politykom, którzy spełniają zachcianki obcych wpływów, narażając naród polski na bezpośrednie zagrożenie włączenia nas w konflikt zbrojny z mocarstwem nuklearnym, trzeba cały czas przypominać, że reprezentują oni państwo polskie i naród polski, a nie Ukrainę, Niemcy, Stany Zjednoczone, Unię Europejską czy NATO.

Jeżeli kolektywne struktury zachodu zaczną zdecydowanie naciskać na głębsze zaangażowanie Polski w wojnę, co w zasadzie wydaje się, że już robią, to i przeciwko nim należy kierować radykalne słowa protestu. Na marszu słyszeliśmy hasło „Tu jest Polska nie Bruksela, tu Bandery się nie wspiera”. Pora i wobec czteroliterowego paktu wojskowego, który według słów ministra obrony narodowej Polski może nam wydawać pozwolenie (które ja określam raczej zaleceniem) na zestrzeliwanie rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy, także ułożyć jakąś wpadającą w ucho rymowankę.

Nie jestem co prawda mistrzem rymu ani poezji, ale chyba wymyśliłem coś odpowiedniego i wpadającego w ucho: „Polska to Wisła, Polska to Bałtyk, nie będzie nią rządzić północny Atlantyk”. A jeżeli ktoś nie lubi tyle geografii, to zawsze można początek podmienić, np. na „Polak nie frajer, ani romantyk, nie będzie nim rządził północny Atlantyk”.

Autorstwo tekstu i zdjęcia: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...