środa, 9 sierpnia 2023

 

Minister Zdrowia niszczy zaufanie do cyfryzacji

W piątek Adam Niedzielski, obecny Minister Zdrowia, ujawnił informację, jaką receptę przepisał na siebie (w ramach recepty pro auctore) jeden z lekarzy. Lekarz ten dzień wcześniej alarmował o trudność z wystawianiem recept pacjentom. Czy w obliczu krytyki minister może ujawniać dane medyczne?

PODWAŻANIE ZAUFANIA DO CYFRYZACJI

Sprawdzanie (i ujawnienie) przez polityka danych o stanie zdrowia to naszym zdaniem przestępstwo, o którym mowa w art. 107 ustawy o ochronie danych osobowych i art. 231 Kodeksu karnego. Oczywiście, nie oznacza to, że w aktualnych realiach minister Niedzielski pójdzie do więzienia. Ale to, jakie reperkusje wywoła sprawa, będzie miało swoje konsekwencje.

Jeśli sprawa zostanie zamieciona pod dywan, dla obywateli i obywatelek może to być jasny sygnał, by nie ufali cyfryzacji. A gigantyczne podważenie zaufania do “cyfrowego państwa” odbije się na wielu realizowanych teraz projektach, jak choćby uruchomionej ostatnio nowej wersji aplikacji mObywatel czy planowanej Zintegrowanej Platformy Analitycznej.

W Fundacji Panoptykon zabieraliśmy głos w sprawie wielu projektów cyfryzacji autorstwa aktualnego rządu: poszerzenia katalogu Systemu Informacji Medycznej o dane na temat ciąży, czy stworzenia Zintegrowanej Platformy Analitycznej.

Wychodziliśmy z założenia, że polityka oparta na danych nie jest niczym złym. Ale dane nie mogą służyć temu, by zdyskredytować swoich oponentów. Dziś dostępem do danych osobowych posłużono się, by ukarać niepokornego lekarza. Innego dnia może to być każda inna osoba, która miała czelność krytykować władzę.

MLEKO SIĘ ROZLAŁO. CO MOŻNA ZROBIĆ?

Żeby ocalić resztki zaufania do cyfrowego państwa konieczne jest pociągniecie do odpowiedzialności osób odpowiedzialnych za aferę w Ministerstwie Zdrowia. Oczywiste? Niekoniecznie w dzisiejszym świecie. Tydzień przed postem ministra Niedzielskiego, na konferencji prasowej prokurator ujawnił dane ofiary przestępstwa.

Minister Sprawiedliwości Ziobro twierdzi najwyraźniej, że to nie jest problem.

Przykładów ujawniania wrażliwych danych obywatelek i obywateli przez polityków jest coraz więcej. Sprzyja temu błyskawiczna dystrybucja newsów w mediach społecznościowych, ale też bardzo agresywna kampania przedwyborcza.

Kto może powstrzymać nieokiełznaną chęć podzielenia się informacjami o sceptykach i krytykach? Do tego potrzebujemy niezależnej prokuratury i sprawnie działającego Urzędu Ochrony Danych Osobowych.

JAK SIĘ BRONI MINISTERSTWO? „NAJGORSZY Z MOŻLIWYCH SPOSOBÓW”

Ministerstwa Zdrowia szybko zareagowało na wpis polityka. I to w najgorszy z możliwych sposobów.

Parafrazując: nie naruszyliśmy niczyjej prywatności, poinformowaliśmy tylko cały świat, jakie leki przepisał sobie lekarz. Czy w tym czasie wystawił też recepty „na pacjentów”? Lekarze mówili o braku możliwości wypisania leków pacjentom. Tego się nie dowiemy, bo ani ministerstwo, ani Adam Niedzielski (w swoim oświadczeniu) tematu nie podjęli w ogóle.

Sam dostęp do danych nie jest jednak problemem. Przecież wszyscy zdają sobie sprawę, że ministerstwa mają dostęp do wielu rejestrów, aby kontrolować działanie narzędzi. Problemem jest chęć zemsty i brak reakcji ze strony odpowiednich urzędów. W komentarzu do artykułu na portalu Onet Wojciech Klicki z Panoptykonu zaznacza: „nawet w państwie idealnym może się zdarzyć czarna owca, która przekroczy swoje uprawnienia. Tyle że następnego dnia po takim zdarzeniu, jakim było ujawnienie przez ministra zdrowia danych wrażliwych lekarza, do gabinetu ministra wkroczyliby kontrolerzy z UODO oraz prokuratorzy. A u nas? Cisza, jakby nic się nie stało”.

Autorstwo: Dominika Chachuła, Wojciech Klicki
Źródło: Panoptykon.org

 

Szczepionka na każdą pandemię?

Brytyjscy naukowcy z rządowego laboratorium o wysokim poziomie bezpieczeństwa rozpoczęli opracowywanie szczepionek na potencjalną przyszłą pandemię.

Według raportu „Sky News” dwustu naukowców pracuje obecnie nad szczepionkami przeciwko nieznanej „Chorobie X” w laboratorium Porton Down w Wiltshire w Anglii. Laboratorium o wysokim stopniu bezpieczeństwa było placówką testującą zastrzyki przeciwko nowym wariantom COVID-19 i „teraz rozszerzają tę pracę, aby uwzględnić to, co może być następną pandemią”, poinformował reporter Sky News, Thomas Moore. „Nie wiedzą, co to będzie, wirus, bakteria lub inny patogen, więc nazywa się to po prostu chorobą X” – wyjaśnił Moore.

Ptasia grypa jest uważana przez naukowców pracujących w laboratorium za najbardziej prawdopodobnego kandydata do wywołania „następnej pandemii”. Ponadto opracowują szczepionki przeciwko potencjalnemu wybuchowi ospy małpiej i hantawirusa, choroby, która występuje głównie u gryzoni.

Laboratorium podobno z powodzeniem opracowało „pierwszą na świecie szczepionkę przeciwko krymsko-kongijskiej gorączce krwotocznej, chorobie przenoszonej przez kleszcze, której śmiertelność wynosi 30%”. Choroba tropikalna jest postrzegana jako potencjalne globalne zagrożenie pandemią, ponieważ według raportu Moore’a rzekomo staje się coraz bardziej powszechna w Europie z powodu „zmian klimatycznych”.

„Skanują horyzont w poszukiwaniu wątków, aby spróbować opracować szczepionki, które mogą być potrzebne w przyszłości” – powiedział dziennikarz „Sky News”. „Będą je mieć na półce i jeśli wybuchnie epidemia, mogą je zdjąć i opracować szczepionkę w ciągu stu dni. Należy teraz pamiętać, że opracowanie szczepionki na COVID-19 zajęło 360 dni i było to niezwykle szybkie. Następnym razem pójdą jeszcze szybciej, bo COVID-19 naprawdę nauczył nas, że pandemia może bardzo szybko rozprzestrzenić się po całym świecie”.

Profesor Jenny Harries, szefowa brytyjskiej Agencji Bezpieczeństwa Zdrowia, powiedziała „Sky News”, że opracowanie szczepionki w ciągu 100 dni „byłoby niespotykane”.

Od wybuchu koronawirusa w 2020 r. i późniejszych drakońskich lockdownów czołowi globaliści, tacy jak Bill Gates, nieustannie ostrzegają przed „następną pandemią”.

Podczas dyskusji panelowej Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) w 2023 r., zatytułowanej „100 dni do pokonania następnej pandemii”, były brytyjski premier Tony Blair przewidział, że szczepionki na przyszłe pandemie będą wymagały „wielu zastrzyków”. Blair zaapelował o infrastrukturę cyfrową, aby „wiedzieć, kto został zaszczepiony, a kto nie”.

Kilka miesięcy później Unia Europejska (UE) i Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiły partnerstwo w celu stworzenia „globalnego systemu” paszportów szczepionkowych opartego na unijnym „systemie cyfrowej certyfikacji COVID-19”.

Co więcej, szef „jednostki promującej szczepienia” zatrudniony przez rząd Wielkiej Brytanii podczas kryzysu COVID-19 powiedział w niedawnym wywiadzie, że lockdowny zostaną zaakceptowane przez ludność w przyszłych pandemiach, ponieważ ludzie już „wiedzą, jaka jest procedura”. Profesor David Halpern z Behavioural Insights Team przyznał, że jego agencja stosowała manipulację psychologiczną, aby przygotować populację, i bronił wykorzystywania strachu „w ekstremalnych okolicznościach”. Powiedział, że wizualne sygnały i chwytliwe slogany mogą być wykorzystane do nakierowania ludzi, jeśli „są źle skalibrowani”.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Na podstawie: LifeSiteNews.com
Źródło: Goniec.net

 

Czarnek i Niedzielski stworzyli listę zaszczepionych

Ministrowie Adam Niedzielski i Przemysław Czarnek stworzyli listę pracowników naukowych, doktorantów i studentów zaszczepionych i niezaszczepionych na COVID-19 – informuje „Gazeta Wyborcza”. Ciekawe jest to, że sprawą interesują się media, które w czasie pandemii niespecjalnie zwracały uwagę na podobne szokujące działania władzy. Cóż, lepiej późno niż wcale.

„Gazeta Wyborcza” podaje, że minister Przemysław Czarnek miał w czasie pandemii być w posiadaniu listy zaszczepionych pracowników naukowych na uczelniach. Medium dodaje, że nie były to jedynie statystyki, lecz spersonalizowane dane, które udostępnił resort Adama Niedzielskiego.

Sprawą zainteresował się RPO oraz Urząd Ochrony Danych Osobowych. UODO rozpoczyna postępowanie administracyjne ws. przetwarzania danych przez oba ministerstwa.

Rzecznik Praw Obywatelski Marcin Wiącek przyznaje z kolei, że minister edukacji i nauki nie ma ustawowo określonego zadania, w ramach którego można by usprawiedliwić udostępnianie mu danych medycznych pracowników uczelni i studentów.

„Gazeta Wyborcza” pisze, że jest prawdopodobne, iż udostępniając Czarnkowi dane wrażliwe, złamano Konstytucję RP.

Autorstwo: SG
Na podstawie: „Gazeta Wyborcza”
Źródło: NCzas.com


  1. replikant3d 08.08.2023 18:52

    A od kiedy ta władza liczy się z konstytucją?

  2. Vici 08.08.2023 19:06

    Już nie raz złamano konstytucję, jak to chyba duduś powiedział ” łamiemy, ale tylko trochę”.

 

Według Ukraińca Polska wybiera konflikt

„Biorąc pod uwagę, że wybory parlamentarne u sąsiadów odbędą się 15 października, czekają nas dwa miesiące trudnych relacji” – pisze ukraiński publicysta Jurij Panczenko, redaktor Europejskiej Prawdy.

„Nieoczekiwana eskalacja stosunków między Polską a Ukrainą mogłaby zagrozić osiągnięciom ostatnich lat. Obecnego kryzysu i jego skutków nie przewidziano do końca. Pozostaje niepewnym, czy uda się go rozwiązać w najbliższej przyszłości, o czym pisze Jurij Panczenko, redaktor Europejskiej Prawdy” – czytamy na portalu EuroIntegration.com.

Tekst, na który powołuje się serwis, zatytułowany jest „Polska wybiera konflikt: dlaczego stosunki z naszym kluczowym sojusznikiem uległy pogorszeniu”. Panczenko przywołuje w nim słowa Jarosława Kaczyńskiego, którego nazywa mianem „najbardziej wpływowego polityka w Polsce”. „Czasy się zmieniają. Na podstawie naszych doświadczeń, widzimy, że mamy tylko dwóch sojuszników. Po pierwsze, to Ukraina. A naszym drugim sojusznikiem jest Anglia” – mówił jeszcze rok temu szef Prawa i Sprawiedliwości.

Ukraiński publicysta przywołuje także pierwszą od początku wojny oficjalną wizytę Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie. „Okazała się prawdziwie triumfalna. A obecne zaostrzenie relacji, które może zresetować osiągnięcia ostatnich lat, na tym tle wygląda tym dziwniej” – czytamy. „Inwazja na pełną skalę zmusiła polskie władze do zapomnienia o pretensjach wobec Kijowa. W rezultacie Polska stała się jednym z liderów we wspieraniu Ukrainy, a przywództwo to zostało zademonstrowane w najtrudniejszym momencie, kiedy większość państw zachodnich nie mogła jeszcze zdecydować się na wsparcie na dużą skalę. […] To właśnie Morawiecki znalazł się w pierwszej grupie zachodnich przywódców, którzy przybyli do Kijowa jeszcze przed wycofaniem się wojsk rosyjskich ze stolicy” – przypomina Ukrainiec.

„Oczywiście każde wsparcie ma swoje granice, dlatego oczekiwano, że z czasem polska polityka wobec Ukrainy powinna stać się bardziej pragmatyczna” – zauważa Jurij Panczenko. Zdaniem Panczenki pierwszym symptomem pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich były „protesty polskich rolników, którzy nie byli zadowoleni z pojawienia się na krajowym rynku ukraińskiego zboża, oleju i kukurydzy”. „A biorąc pod uwagę fakt, że jesienią odbędą się w Polsce wybory parlamentarne, których PiS nie będzie łatwo wygrać, głosy rolników stały się celem, dla którego Warszawa zdecydowała się na zaostrzenie kursu wobec sojusznika” – czytamy.

„W maju Polska i trzy inne kraje (Węgry, Słowacja i Bułgaria) wprowadziły zakaz sprzedaży ukraińskich produktów rolnych – krok, którego te kraje nie powinny były podjąć bez zgody Komisji Europejskiej. W Kijowie przyjęto to niezwykle boleśnie, zwłaszcza gdy zrozumiano, że za tym zakazem stoi sama Warszawa. Jednak wówczas ukraińskie władze powstrzymały się od ostrej krytyki, skupiając się na rozwiązaniu tego problemu za pośrednictwem Komisji Europejskiej” – przekonuje Panczenko.

Publicysta stwierdza, że „Kijów dwukrotnie ustępował: najpierw zgadzając się w maju na wprowadzenie przez Komisję Europejską czasowego zakazu eksportu produktów rolnych do pięciu krajów UE (wspomnianych czterech krajów i Rumunii), a następnie w czerwcu na przedłużenie zakaz do połowy września”. „To Polska idzie na całość, deklarując, że nie otworzy swojego rynku na ukraińskie produkty rolne, nawet jeśli Komisja Europejska zdecyduje inaczej” – zarzuca Warszawie ukraiński redaktor.

Panczenko pisze także o wezwaniu polskiego ambasadora do ukraińskiego MSZ. „Oczywiście w pewnej części polskiego społeczeństwa popularne jest stanowisko, że skoro Polska tyle zrobiła dla Ukrainy, to ma prawo żądać od Kijowa pewnych ustępstw. Jednak do niedawna tylko polityczne marginesy, które miały minimalne szanse na dojście do władzy, mogły sobie pozwolić na publiczne wyrażanie takich tez” – twierdzi Ukrainiec. „Biorąc pod uwagę, że wybory parlamentarne u sąsiadów odbędą się 15 października, czeka nas ponad dwa miesiące trudnych relacji z Polską” – stwierdza ukraiński publicysta. „Tym bardziej że ostatnie sygnały z Warszawy sugerują, że w przypadku obstrukcji ze strony Kijowa w grę mogą wchodzić inne roszczenia – zgłaszanie ich przed końcem wojny nie jest już tematem tabu. A lista tych zarzutów jest dość długa” – dodaje.

„Wyzwaniem dla Kijowa będzie znalezienie wyjścia z tej sytuacji. Dyplomacja w stosunku do Polski będzie dosłownie musiała manewrować między Scyllą a Charybdą. Polska źle reaguje na podejmowane przez Kijów próby rozwiązania kontrowersyjnych kwestii poprzez mediację unijną – jednak ta mediacja wzmacnia naszą pozycję” – podkreśla.

Autorstwo: BD
Na podstawie: EuroIntegration.com
Źródło: Nczas.com


  1. Drnisrozrabiaka 08.08.2023 12:48

    Czy to dolary napływają do kieszeni ukr z pl?

  2. emigrant001 08.08.2023 20:24

    bezdomny Polak w Polsce nie dostanie nawet jednego grosza tzw. pomocy społecznej, bo nie ma meldunku:):):)
    ukrainiec dostaje wszystko o co poprosi i nie musi mieć meldunku, bo broni Polskę i wszechświat przed zbrodniczym Putinem i jest uchodźcą.
    I ci niemi Polacy, swoją drętwotą, głupotą i ignorancją pozwalają drenować swoje portfele podatkami z których cwani banderowcy żyją. W głowie się to nie mieści po prostu.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...