wtorek, 30 września 2025

 

Co się dzieje w Polsce?



Jeszcze nie idziemy na wojnę, ale mamy być zwarci i gotowi. We Wrocławiu mają być przeprowadzone ćwiczenia w zakresie wdrażania procedury, która ma zagwarantować szybkie i skuteczne doręczanie wezwań do służby wojskowej w razie mobilizacji.

Podobne przeszkolenie „na wypadek wojny” przejdzie także m.in. Kliniczny Szpital Wojskowy w Lublinie. Szkolenia będą odbywać się na fantomach. Lekarze, pielęgniarki i ratownicy mają zapoznać się ze specyfiką pracy na polu walki i medycyną taktyczną.

Wojna na Ukrainie trwa — walczą Rosjanie z Ukraińcami, ale Donald Tusk stwierdził na konferencji Warsaw Security Forum, że jest to nasza wojna. Jesteśmy więc do niej przygotowywani i nieustannie w niewybredny sposób zapraszani przez Zełenskiego i jego reżim. Ale po kolei…

W ostatnich dniach wdarło się w polską przestrzeń powietrzną około 20 dronów. Rosyjskich — twierdziły media. Czyżby więc Rosjanie produkowali drony, które potrafią przelecieć nie tylko 300, lecz tysiąc km, bo taka mniej więcej odległość dzieli nas od frontu?

Rzecz objaśniła rzeczniczka rządu Federacji Rosyjskiej Maria Zacharowa, gdy wskazała poligon wojskowy w Jaworowie jako miejsce przechowywania rosyjskich dronów, które spadły na Ukrainę, oraz zakłady LORTA we Lwowie zajmujące się naprawą tych obiektów. Nasuwa się jednak pytanie, czyje to drony zaatakowały Danię.

Nie odważyły się „rosyjskie maszyny” wdzierać ponownie na ziemie polskie. Może wystraszyły się Radka? I wiałoby nudą w mediach, ilość widzów spadłaby na łeb, na szyję, gdyby nie posiedzenie komisji ds. Pegasusa. Najpierw oczywiście było — z użyciem policji — polowanie na Zbigniewa Ziobrę, który wracał ze szpitala w Brukseli. Film na żywo trzymał w napięciu nie gorzej, niż kiedyś filmy Alfreda Hitchcocka.

Jaki był wynik starcia Zbigniewa Ziobro z komisją — ocenę zostawiam Czytelnikom. Tu przytoczę tylko opinię posła Konfederacji Krzysztofa Bosaka: „Po dwóch latach rządów PO nie poznałem żadnych przekonujących, definitywnych dowodów, że prawo zostało złamane przy zakupie Pegasusa albo, że był on nadużywany”.

Autorstwo: Zygmunt Białas
Źródło: WolneMedia.net

 

Czy umowę Mercosur-UE wylobbowano dla niemieckiej diaspory?


https://www.youtube.com/watch?v=yyBnTt9ZnZE&t=21s

W południowoamerykańskich krajach takich jak Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj, żyje obecnie ogromna liczba osób, które identyfikują się z niemieckimi korzeniami.

Brazylia to dom dla jednej z największych diaspory niemieckiej na świecie, liczącej około 800 tysięcy osób, podczas gdy Argentyna ma ich 600 tysięcy. Liczba osób pochodzenia niemieckiego w Paragwaju i Urugwaju również jest spora, a w Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z oficjalnie zarejestrowanym milionem niemieckich obywateli, z kolei liczbę osób o niemieckich korzeniach w tym kraju szacuje się na kilka milionów.

Te informacje są niezbędne, by zrozumieć kontekst kontrowersyjnej tezy, która pojawia się w wielu kręgach, sugerującej, że umowa z Mercosurem została wylobbowana dla dobra uciekinierów z III Rzeszy i ich potomków.

U podstaw tej opinii leży przekonanie, że silna diaspora niemieckojęzyczna w Ameryce Południowej ma swoje korzenie w czasach II wojny światowej, a jej związki z niemieckimi elitami gospodarczo-politycznymi, jak i z rosnącym wpływem Niemiec na współczesną gospodarkę światową, są nieprzypadkowe. W tej perspektywie, umowa Mercosur–UE, podpisana w 2019 roku, może być kolejnym etapem w realizacji imperialnych aspiracji tych, którzy przeżyli wojnę w Europie i „uciekli” przez tzw. kanał watykański do Ameryki Południowej.

Historia niemieckich emigrantów

Aby zrozumieć, skąd bierze się ta kontrowersyjna teza, warto cofnąć się do historii. W pierwszej połowie XX wieku, w wyniku politycznych, ekonomicznych i wojennych turbulencji, wielka liczba Niemców opuściła ojczyznę. Po przegranej w I wojnie światowej i czasach kryzysu, a zwłaszcza po dojściu Adolfa Hitlera do władzy, wielu niemieckich uchodźców, w tym przedstawiciele środowisk nazistowskich i nacjonalistycznych, emigrowało do krajów Ameryki Łacińskiej.

Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj stały się dla nich nie tylko miejscem schronienia, ale i obszarem, na którym mogli odbudować swoje interesy gospodarcze. W efekcie, w tych krajach powstały liczne niemieckie społeczności, które z czasem stały się istotnym elementem ich lokalnych elit gospodarczych. Często posiadali ogromne połacie ziemi, zwłaszcza w obszarach rolniczych, co umożliwiało im kontrolowanie części kluczowych branż – od produkcji rolniczej po przemysł spożywczy.

Mercosur i umowa z UE

Wróćmy teraz do współczesności, czyli do umowy Mercosur-UE, której celem jest stworzenie największej strefy wolnego handlu na świecie. Oficjalnie, ma ona sprzyjać rozwojowi gospodarczemu obu regionów, przyczyniając się do zwiększenia eksportu rolniczego z Ameryki Południowej oraz umożliwiając dostęp do rynków europejskich dla południowoamerykańskich producentów. W praktyce umowa ta zrujnuje europejskie rolnictwo, które obarczone jest wieloma normami jakościowymi, których nie muszą spełniać rolnicy z Ameryki Południowej.

Kiedy przyjrzymy się szczegółowo struktury gospodarcze i inwestycje zagraniczne w tym regionie, zauważymy interesujące powiązania. Liczni niemieccy przedsiębiorcy, przemysłowcy i banki mają dziś ogromny wpływ na gospodarki wielu krajów w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza tych, które są sygnatariuszami umowy Mercosur. Wielkie koncerny rolnicze z siedzibą w Niemczech mają swoje plantacje w Brazylii, Argentynie i Paragwaju, a niemieckie maszyny rolnicze i technologie ochrony roślin dominują na południowoamerykańskich polach. To zjawisko nie jest niczym nowym – od dziesięcioleci niemieckie korporacje działają w tym regionie, ale teraz mają szansę na jeszcze większy wpływ dzięki umowie z UE.

Nie ma wątpliwości, że dla niemieckich inwestorów, ale i dla europejskich sieci handlowych, jak Lidl, Aldi, czy inne duże grupy supermarketowe, umowa Mercosur jest krokiem w kierunku większych zysków. To oni będą głównymi beneficjentami tej umowy, zyskując dostęp do tanich surowców rolnych i żywności, przy jednoczesnym zwiększeniu eksportu maszyn rolniczych i technologii.

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, była jednym z kluczowych polityków, którzy wspierali negocjowanie i ratyfikację umowy handlowej z Mercosurem. Umowa ta spotkała się z oporem ze strony niektórych krajów członkowskich Unii Europejskiej (zwłaszcza Francji i Irlandii), które obawiały się negatywnego wpływu na europejskich rolników oraz kwestii związanych z ochroną środowiska. Szefowa KE, mimo tych głosów sprzeciwu, starała się bronić umowy jako szansy na rozwój i modernizację stosunków handlowych z regionem.

Teoria spiskowa czy zasadne podejrzenia?

I tu dochodzimy do kluczowego pytania – czy umowa z Mercosur jest rzeczywiście częścią większego niemieckiego planu? Czy diaspora niemiecka, wywodząca się z II wojny światowej, wciąż ma wpływ na współczesną politykę gospodarczą Unii Europejskiej? A może to tylko fantazja osób, które szukają spisków tam, gdzie nie ma dowodów?

Na chwilę obecną to tylko spekulacje, jednakże biorąc pod uwagę, kto lobbował za umową zagrażająca europejskim rolnikom, w tym polskim, pytania są zasadne. Dobrze by było, gdyby trop podjęli dziennikarze śledczy pod kątem powiązań niemieckich polityków z południowoamerykańskimi firmami, sprawdzając przy okazji etniczne korzeni ich właścicieli.

Umowa nie została jeszcze ratyfikowana przez wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej i jest nadal przedmiotem dyskusji, zwłaszcza w kontekście obaw związanych z ochroną środowiska i interesami rolniczymi.

Autorstwo: Aurelia
Źródło: WolneMedia.net

                                                     CELEBRYCI ELIT                                           Hanna Smoktunowicz-Lis Hanna ...