czwartek, 5 października 2023

 

Orwellowskie cienie nad klimatyczną polityką ONZ


Z każdym rokiem, w miarę jak debaty klimatyczne stają się coraz bardziej nasycone ideologiczną żarliwością, zaczynamy dostrzegać w nich niepokojące echa dystopijnej wizji George’a Orwella z 1984 roku. W tej powieści Orwell opisał totalitarną władzę, IngSoc (Angielski Socjalizm) jako aparat opresji, kontrolujący myśli i życie obywateli. Dziś, w realiach XXI wieku, podobny obraz wyłania się na arenie międzynarodowej, gdzie klimatyczny dyskurs ONZ pod egidą EcoSoc (Ekologiczny Socjalizm?) przejawia cechy orwellowskiej kontroli i ideologicznej nagonki.

Rada Społeczno-Gospodarcza Organizacji Narodów Zjednoczonych (EcoSoc) jest jednym z sześciu głównych organów ONZ, odpowiedzialnym za koordynację działań gospodarczych i społecznych w ramach tej organizacji międzynarodowej. EcoSoc desygnuje osoby i zagadnienia, aby promować wspólne działania na rzecz tak zwanego „zrównoważonego świata”, stając się centrum systemu rozwojowego ONZ, gdzie przeprowadzane są zaawansowane analizy, a także uzgadniane są globalne normy​ klimatyczne.

W skład Rady wchodzi 54 członków, wybieranych przez Zgromadzenie Ogólne ONZ na trzyletnią kadencję. Do roku 1965 w składzie Rady było 18 członków, a do 1973 roku – 27 członków​. EcoSoc odpowiada za kierowanie i koordynację działań gospodarczych, społecznych, humanitarnych i kulturalnych prowadzonych przez ONZ, co czyni go największym i najbardziej złożonym organem pomocniczym ONZ​. Polska będzie uczestniczyć w EcoSoc w latach 2024-2026. Polska została wybrana do Rady podczas wyborów przeprowadzonych 8 czerwca 2023 roku.

Rozważania na temat klimatu przez lata uległy transformacji, stając się narzędziem politycznego zamiast naukowego dyskursu. Główny Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC) z ONZ, który powinien stanowić źródło obiektywnych analiz, jest często krytykowany za jednostronność i skłonność do promowania alarmistycznej narracji. Krytycy zarzucają, że walka z tak zwanymi zmianami klimatycznymi stała się nową formą utopii społecznej, w której zielony klimatyczny komunizm zastępuje jego czerwoną odmianę z czasów zimnej wojny.

Ten nowy „zielony komunizm” zamiast klasy robotniczej, stawia na ołtarzu Ziemię, której to my, ludzie, mamy służyć. Wtóruje mu nawet papież Franciszek, który organizuje heretyckie procesje w Watykanie obnosząc bóstwo Matki Ziemi znane w Ameryce Południowej jako Pachamama. W tej marksistowskiej narracji ludzkość jest przedstawiana jako wyzyskiwacze natury, a cała klimatyczna agenda zdaje się mieć na celu zniszczenie naszego dotychczasowego stylu życia.

Nie można nie zauważyć analogii między IngSoc z 1984 roku a dzisiejszym EcoSoc z ONZ. Zarówno IngSoc jak i EcoSoc opierają się na strachu i kontrolują dyskurs publiczny, zacierając granice między faktami a fikcją. Tak jak w Orwellowskiej wizji totalitarnego świata, gdzie „wojna to pokój”, „wolność to niewola” i „ignorancja to siła”, tak i w dzisiejszych debatach klimatycznych pojęcia te są często przekręcane i służą utrzymaniu ludzi w stanie ciągłego zagrożenia i nieświadomości.

Łatwo zauważyć, że klimatyczny dyskurs ONZ zdaje się wpisywać w orwelliowską wizję świata, gdzie dominuje jedna prawda, a wszelkie odmienne głosy są stłamszone lub zdeprecjonowane. Debaty naukowe są zastępowane politycznymi rozważaniami, a racjonalna wymiana myśli ulega zastąpieniu dogmatyczną ideologią. W świecie EcoSoc odmiennych opinii nie toleruje się, podobnie jak w dystopijnej wizji IngSoc.

Obecna klimatyczna retoryka przypomina marksistowską ideologię z poprzedniego stulecia, w której dążono do budowy utopijnego społeczeństwa, nawet kosztem osobistej wolności i dobrobytu. Podobnie EcoSoc, który dąży do utopijnego celu „ratowania” Ziemi, nie zważając na ludzkie koszty tego przedsięwzięcia. Tak jak w komunizmie, w którym poświęcano ludzi dla ideologicznych celów, tak i w dzisiejszym ekologicznym socjalizmie zdaje się nie zważać na ludzkie konsekwencje polityki klimatycznej.

Gdy zastanawiamy się nad obecnym klimatem politycznym w kontekście klimatu, nie możemy ignorować dystopijnych wizji Orwella. Jest to przestroga przed ideologiczną żarliwością i zagrożeniem, jakie niesie ze sobą dogmatyczne przywiązanie do jednej „prawdy”. Tak jak Orwell w 1984 roku przewidział zagrożenia totalitarnego społeczeństwa, tak i my powinniśmy być ostrożni, obserwując rozwój klimatycznego dyskursu i upolitycznienie nauki, które zdają się prowadzić nas ku nowej formie orwelliańskiego dystopii.

Źródło: ZmianyNaZiemi.pl

 

Na służbie u Naszych Braci


„Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi” – ukraińska parafraza polskiego hymnu narodowego.

Serwilizm jest – niestety – stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, i to już od XVIII w. Jeśli spojrzeć retrospektywnie na ostatnie 100 lat historii Polski, to okaże się, że wśród polityków pełniących najważniejsze funkcje w państwie, niewielu było takich, w działalności których nie znaleźlibyśmy tego czynnika. Brak go w polityce prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego, który — niezależnie od tego, jak go oceniać — kierował się interesem państwa. Drugim, i jak dotychczas chyba ostatnim politykiem, wolnym od skazy serwilizmu był… Władysław Gomułka. Realizując „polską drogę do socjalizmu”, doprowadził do wycofania z PRL doradców radzieckich i to w okresie, który w obecnej polityczno-propagandowej retoryce określa się jako „okupację sowiecką”. W porównaniu z aktualnymi przywódcami partii i państwa tow. Wiesław urasta zatem do rangi męża stanu.

Wyjątkowo żenującym przykładem politycznego serwilizmu było niedawne zachowanie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Dudy, bawiącego w Nowym Jorku przy okazji sesji ONZ. Trudno nie dostrzec, że Duda od dawna nadskakuje Wołodymirowi Zełenskiemu, co odpowiada oficjalnej linii polskiej polityki; rzecznik MSZ Łukasz Jasina ogłosił przecież wszem i wobec, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. Dla dopełnienia obrazu dodać należy, iż Duda występował w Nowym Jorku już po tym, jak Kijów zapowiedział, że po wprowadzeniu embarga na wwóz ukraińskiego zboża na terytorium RP skieruje do Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organization) skargę przeciwko Polsce. Wydawało się oczywiste, że po takim oświadczeniu Warszawa powinna ze swej strony zapowiedzieć retorsje wobec Ukrainy i zastosować je po wniesieniu przez Kijów skargi do WTO. Nic takiego jednak nie nastąpiło; wprost przeciwnie – przedstawiciele polskich władz prześcigali się w zapewnieniach, że nadal będą wspierać Ukrainę w jej wojnie przeciwko Rosji, powtarzając tym samym – przy użyciu innych sformułowań – deklarację MSZ. Trudno się zatem dziwić, że Kijów nałożył embargo na import polskich produktów rolnych, embargo dotkliwe, z uwagi na znaczenie rynku ukraińskiego dla polskiego eksportu. Tym samym Nasi Bracia przystąpili do wojny ekonomicznej przeciwko Polsce, prowadzonej już przez Niemcy, które wykorzystują do tego instytucje Unii Europejskiej. Prócz tego podsycają zimną, aczkolwiek zażartą wojnę domową w Polsce a poprzez podporządkowanie naszego ustawodawstwa dyrektywom płynącym z Brukseli, doprowadzili do anarchizacji państwa, co oznacza postępujący paraliż jego funkcji (wygląda na to, że jeden [!] z ministrów polskiego rządu zdaje sobie z tego sprawę; myślę o Zbigniewie Ziobrze).

Właśnie z uwagi na zachowanie większości dostojników państwowych i rządowych Polska jest tak lekceważona na forum międzynarodowym i pomiatana przez B-B (Berlin-Brukselę) jako najgorzej traktowany członek Unii Europejskiej. Ani w stosunku do Węgier, ani w stosunku do Republiki Czeskiej, gdy jej prezydentem był Vaclav Klaus, Niemcy nie pozwalali sobie na takie afronty dyplomatyczne, jak wypowiedź przewodniczącego grupy Europejskiej Partii Ludowej w Europarlamencie Manfreda Webera na temat PiS-u. A przecież już wcześniej Uschi von der Leyen, jeszcze jako ministerka w rządzie RFN (swą obecną funkcję naczelnej komisarki UE zawdzięcza patriotycznym europosłom PiS-u), otwarcie deklarowała poparcie dla polskiej opozycji, walczącej z PiSem o władzę. W stosunku do żadnego państwa ambasadorowie „sojuszników” nie pozwolili sobie na otwarte wystąpienie z krytyką polityki wewnętrznej rządu państwa przyjmującego. Jest to sprzeczne z Wiedeńską konwencją o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, ale któż by się dzisiaj przejmował prawem…

Gdy nieustraszony ukraiński prezydent na oczach całego świata nasrał Dudzie na głowę (excusez le mot; dosadność sformułowań jest jednak w publicystyce dopuszczalna, a niekiedy nawet wskazana), ten ostatni zapewnił, że Zełenski jest jego przyjacielem. Andrzejowi Dudzie brak elementarnego poczucia godności osobistej, problemem jest jednak nie ta cecha jego osobowości, lecz funkcja, jaką pełni. Co prawda premier Morawiecki po antypolskim wystąpieniu prezydenta Ukrainy w Nowym Jorku i po ogłoszeniu przez Kijów sankcji gospodarczych wobec Polski, zapowiedział wstrzymanie pomocy wojskowej dla Naszych Braci, aliści po negatywnej reakcji Waszyngtonu wszystko odszczekano. Wracamy zatem do „służby”, której wartość już dawno przekroczyła 100 mld złotych (nie licząc udziału Polski we wspieraniu Ukrainy poprzez UE i inne organizacje międzynarodowe). Gdy na przełomie lutego i marca 2022 roku po raz pierwszy wypowiadałem się na temat wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą (de facto NATO), przewidywałem, że udział w niej będzie nas kosztować krocie. Czasem myślę o tym, aby już niczego nie przewidywać, bowiem moje pesymistyczne przepowiednie z reguły się sprawdzają…

A zatem już po raz ostatni ogłaszam prognozę – tym razem dotyczy ona załamania się budżetu państwa. Oprócz służby u Naszych Braci, rujnującej publiczne finanse na różnych poziomach, Polska wydaje gigantyczne kwoty na zbrojenia. Rzecz jasna nie można krytykować zamiaru stworzenia silnej armii. Problem polega na tym, że w kontekście polityki zagranicznej RP, nawet najsilniejsza armia nie zapewni Polsce suwerenności, z której zresztą już niewiele zostało. Polskie władze, podobnie jak ogromna większość społeczeństwa, nie dostrzegają zagrożeń ze strony globalizmu i Unii Europejskiej, która jest jego instrumentem. Breżniewowska doktryna „ograniczonej suwerenności” to niemal raj wolności w porównaniu z obecną sytuacją Polski. Bo przecież sowiecki okupant przed 1989 rokiem nie decydował o wycinaniu drzew w Puszczy Białowieskiej, czy też o obsadzie najwyższych sądów w Polsce. Niestety, polska polityka skupia się na antyrosyjskim dżihadzie, nie chcąc przyjąć do wiadomości elementarnych faktów, determinujących zagrożenia dla suwerenności państwa: Ukraina – mówiąc oględnie – jest państwem Polsce nieżyczliwym, zaś Unia Europejska, w której Niemcy pełnią „przewodnią rolę”, konsekwentnie dąży do odebrania RP resztek samodzielności. Może zatem dojść do tego, że Polska będzie dysponowała potężną armią, wyposażoną w najnowocześniejszy sprzęt amerykański, a równocześnie jej działalność na arenie międzynarodowej będzie się sprowadzała do realizacji decyzji podejmowanych w Waszyngtonie i w Berlinie. No dobrą sprawę ten etap podległości już osiągnięto. Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby po wyborach w Polsce Komisja Europejska interweniowała na rzecz Kijowa w sporze dotyczącym embarga na wwóz ukraińskich produktów rolnych. Przecież już wiosną tego roku Uschi przypomniała władzom w Warszawie, kto w Polsce rządzi: o zakazie wwozu ukraińskich zbóż decyduje Bruksela, a nie polski rząd. Komisja Europejska może zaostrzyć sankcje finansowe wobec Polski. Czołowa niemiecka eurodemokratka – Katarina Barley (swego czasu ministerka sprawiedliwości w rządzie federalnym, dziś w Europarlamencie), proponowała już komisji ”zagłodzenie Węgier”. W obecnej chwili interwencja B-B byłaby niezręczna, bo nawet proniemiecka opozycja udaje, że troszczy się o polskich rolników. W rzeczywistości rodzime władze szkodzą im od lat, czego przykładem może być śmiertelny niemal cios zadany polskiemu sadownictwu, poprzez zakaz eksportu owoców do Rosji i na Białoruś (a przecież jeszcze nie tak dawno Polska była największym eksporterem jabłek w Europie!).

Potężna armia ma odstraszyć Putina od ataku na Polskę – zapewniają rządowi dygnitarze. Po co Putin miałby zaatakować państwo należące do NATO – nie wie nikt, kto analizuje polityczne realia, zamiast obracać się w wirtualnym świecie, skonstruowanym przez propagandę i media masowej manipulacji. Rzeczywiste powody wojny na Ukrainie są w Polsce nieznane, choć tę wojnę zapowiadano od lat, podając przy tym jej rzeczywiste przyczyny, w przeciwieństwie do wojen prowadzonych przez naszego Najważniejszego Sojusznika – przeciwko Jugosławii, Irakowi, Syrii, Libii (jako lekarstwo na ignorancję polecić wypada film „Maidan: The Way to War”, dostępny – jeśli cenzura go nie zablokowała – pod polskim tytułem na portalu „Wolne Media”).

Niemniej jednak polska armia może się przydać, bowiem — zakładając dalszą eskalację konfliktu NATO — Rosja-Waszyngton może jej użyć do bezpośrednich działań na froncie. Joe Biden zarządził przecież długą wojnę a w myśl oficjalnej doktryny, ogłoszonej przez amerykańskiego ministra wojny Lloyda Austina, chodzi obecnie o zadanie Rosji jak największych strat (oznacza to co prawda również wzrost strat po stronie Ukrainy, tym jednak w Waszyngtonie nikt się nie przejmuje). Dlatego też NATO dostarcza na Ukrainę coraz bardziej śmiercionośne oręże: ostatnio bomby kasetowe i samoloty F-16, w najbliższej przyszłości pociski ze zubożonym uranem, w dalszej przyszłości rakiety cruise. Amerykański przemysł zbrojeniowy, związany z Partią Demokratyczną, ma się w tej chwili doskonale. Finansowanie wojny na Ukrainie obciąża co prawda budżet Stanów Zjednoczonych, aliści państwo to już jest bankrutem, i to od wielu lat; dług publiczny USA nie zostanie spłacony do końca świata. I dopóki amerykański dolar — od 1971 roku bez pokrycia w złocie — pozostaje główną walutą rezerwową świata, można go po prostu drukować na potrzeby wojen. Ale i sojusznicy nie chcą pozostać w tyle: niemiecki Rheinmetall zapowiedział uruchomienie produkcji na Ukrainie, aby zaoszczędzić koszty transportu uzbrojenia z RFN na linię frontu. W moim przekonaniu Joe Biden byłby skłonny zaopatrzyć Ukrainę w broń atomową, rzecz jasna tylko w „celach obronnych”. Jej użycie wyrządziłoby Rosji (ale nie tylko) ogromne straty, a że Ukraina – i kraje sąsiednie – leżą daleko od Stanów Zjednoczonych, wymiana uderzeń nuklearnych na ternie Europy Wschodniej nie stanowiłaby dla USA bezpośredniego zagrożenia. Zważywszy na przewagę NATO w dziedzinie sił konwencjonalnej i zawrotne tempo zbrojeń w Stanach Zjednoczonych, nie można wykluczyć, że w wypadku niekorzystnego rozwoju działań wojennych Moskwa sięgnie do taktycznej broni nuklearnej (z tego niebezpieczeństwa zdaje sobie sprawę Viktor Orbán, chyba jako jedyny szef rządu w tej części Europy).

W dłuższej perspektywie czasowej możliwe jest otwarcie przez NATO drugiego frontu – np. w rejonie Bałtyku. Z uwagi na odruchy warunkowe, którymi kierują się politycy Polski i krajów bałtyckich, sprowokowanie konfliktu i przypisanie winy Putinowi nie stanowiłoby większych trudności. Obecnie USA realizują wypracowaną przez RAND Corporation koncepcję wywoływania wojen na granicach Rosji. Nie udało się co prawda doprowadzić do „kolorowych rewolucji” na Białorusi i w Kazachstanie, natomiast Armenia „zmieniła front” – na prozachodni i planuje wspólne manewry z wojskami amerykańskimi. Służby specjalne Ukrainy z nadania Waszyngtonu starają się zorganizować regime change w Gruzji, odmawiającej dotychczas przystąpienia do wojny z Rosją. Nawet jeśli teraz miałoby dojść do zawieszenia broni na Ukrainie albo do traktatu pokojowego, kolejna wojna NATO z Federacją Rosyjską jest tylko kwestią czasu. Szanse na wstrzymanie rozlewu krwi na Ukrainie wzrosną, jeśli Joe nie wygra kolejnych wyborów prezydenckich w USA (dla przypomnienia: za rządów Donalda Trumpa nasz Najważniejszy Sojusznik nie zaatakował żadnego państwa, a nawet nie wywołał żadnej nowej wojny). Zamrożenie konfliktu będzie zatem tylko przejściowe, a to dlatego, że globalizm, podobnie jak stosunkowo niedawno sowiecki komunizm, ma w sobie immanentną potrzebę ekspansji. Skoro stratedzy globalizmu zdecydowali się na wojnę z Rosją, która stoi na przeszkodzie totalnej hegemonii światowej USA, to nie po to, aby się teraz z tego konfliktu wycofać. A RAND Corporation opracowuje już koncepcje wojny Stanów Zjednoczonych z Chinami.

Tak czy inaczej, pola do popisu dla polskiej armii nie powinno zabraknąć. Przecież nasi chłopcy już przyczynili się chwały polskiego oręża, odnosząc u boku naszego Najważniejszego Sojusznika błyskotliwe sukcesy w wojnie przeciwko Jugosławii, przeciwko Irakowi, czy też walcząc w Afganistanie. Jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych deklarował, że Polska gotowa jest wziąć udział w wojnie USA (i Izraela) z Iranem. Swego czasu późniejszy minister był aktywistą ruchu pacyfistycznego, niechętnego rządowi Stanów Zjednoczonych (prezydentem był wówczas Ronald Reagan).

Wracając do perspektywy załamania się budżetu państwa: nie potrafię podać jego konkretnej daty. Prawdopodobne jest jednak, że finansowa katastrofa w Polsce nastąpi wcześniej niż na Ukrainie, bowiem jej budżet jest zasilany bezpośrednimi transferami z postępowego świata. A jego przywódcy deklarują przecież, iż będą wspierać Ukrainę tak długo, dopóki będzie to konieczne, czyli do „ostatecznego zwycięstwa” (po niemiecku Endsieg).

Polska zmierza zatem do kolejnej dziejowej katastrofy. Ale czyż już obecnej sytuacji nie należy uznać za katastrofę? Kraj szarpany jest od lat zimną wojną domową (gdyby posłów wybierano w myśl demokratycznej ordynacji wyborczej w systemie JOW, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji), stracił suwerenność w dziedzinie ustawodawstwa, obronności, polityki zagranicznej, gospodarki, energetyki, zainfekowany jest ideologią gender i czeka go załamanie finansów publicznych. A szans na zmianę nie widać. Czyli jest już bardzo źle. Ale będzie jeszcze gorzej.

Autorstwo: Tomasz Mianowicz z Monachium
Zdjęcie: Maciej Bednarek (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

 

Kampania buraczana


W Przemyślu, w którym remont i przebudowa mostu kolejowego oraz starego budynku po koszarach armii austriackiej sprawiły, że autor spotu jedynej słusznej formacji, nałogowo wyświetlanego na „You Tube”, połączył miasto z sąsiednim powiatem przemyskim…, gdzie w okrągłą 33. barejowską rocznicę paru gości w czapkach z daszkiem wyprowadzało sztandar na oczach zupełnie do nikogo niepodobnych kandydatów na dobrze opłacane stołki parlamentarne, a fetyszystka z sercem na piersi, kochająca buty przeznaczone dla uchodźców, przewożąc je hurtowo do domu, chwali się swą facjatą na kawałku zadrukowanej tkaniny wyborczej, bo wiadomo, że dla niej liczą się ludzie, a inny kandydat, pasjonat historii sztuki unikania nakazów sądowych, wielce zatroskany o przyszłość… swej formacji, zapewnia pewnej niewieście ważne stanowisko, kładąc się z nią do łóżka…, gdzie pozostali kandydaci epatujący spektakularnymi pomysłami na uzdrowienie wręcz całego świata wypinają publicznie swoje podrasowane komputerowo mordochwytki…, gdzie całe rodziny od wnuczka po dziadka zapisały się do komisji wyborczych, by mieć środki na zakup wypasionych hamburgerów i innych atrakcji intelektualnych w tzw. galerii handlowej…, czegóż jeszcze można oczekiwać?

Niektórzy ostatnio pokochali marsze, które jak wiadomo sprzyjają zdrowiu i zapobiegają powstawanie hemoroidów u siedzących mas wpatrzonych w nie wypuszczane z rąk, rzadko myte, zakichane ekrany smartfonów.

Niestety niektórych uczestników zdrowotnego ulicznego marszu zawiódł instynkt, bo zapomnieli zabrać ze sobą znormalizowanej taśmy mierniczej lub laserowego miernika, by potwierdzić milionową liczebność tłumu oświeconego zachodnimi europejskimi wartościami. Próbowano zastosować zalecany przez naukowców współczynnik osobotłumu na metr kwadratowy, lecz wyniki nie okazały się satysfakcjonujące, wskazując jedynie na poziom oczekiwań na sukces.

Inni, którzy nie chcieli maszerować z powodu zaufania do pewnego filantropa, który od lat ratuje życie naklejkami na sprzęcie medycznym, wybrali katowicki Spodek, który jak wiadomo po zeznaniach przedstawicieli armii przed Kongresem, w kraju ugruntowanej demokracji ludowej, czyli w USA, jawi się jako platforma UFO.

Zgromadzenie tak wielu wybitnych osobistości w kosmicznym miejscu potwierdza naukowy fakt, iż życie na planecie Ziemia przyszło z kosmosu i niewątpliwie za tym czego doświadczamy, stoją istoty pozaziemskie. Wielu zastanawia się jednak, dlaczego gromadząc się w Spodku, istoty te nie chciały powrócić tam, skąd przybyły, ku radości wielkiej…

Gdyby tak do nich dołączyli jeszcze uczestnicy marszu zdrowotnego, to w takiej konfiguracji bez przeszkód mogliby opuścić planetę i wylecieć z kamratami w kosmos, na co liczą pozostali mieszkańcy tego kraju, którzy nie mogą już znieść ich wzajemnych i licznych pochlebstw i grzeczności w mediach głównego ścieku, które zakłócają sukcesy piłkarzy na polu reklamowym i nie wiadomo do dziś, czy żona lidera kopaczy schudła, czy przybrała na wadze.

Zmieńmy temat.

Na początku swej działalności na rzecz zdrowia narodu, postawiłam sobie za cel bycie transparentną w przychodni zgodnie z unijnymi normami, więc w pokoju przyjęć pacjentów ustawiłam proste biurko ze szklanym blatem i czterema nóżkami.

Przez dłuższy czas nie mogłam zrozumieć, dlaczego wielu mężczyznom oraz kilku kobietom, po krótkiej rozmowie wywiadowczej ze mną nagle coś wypadało z rąk i z głupim uśmiechem schylali się, by je podnieść. A to wypadły im klucze do auta, a to telefon, a to paszport covidowy, z którym nigdy się nie rozstają zwłaszcza inspektorzy dbający o niezakłócone wyloty na wczasy i pełne stoły szwedzkie.

Jeżeli mowa o mężczyznach, to potrafię zrozumieć, że im wszystko wypada z rąk, zwłaszcza urodzonym już w latach 90. XX wieku, nie wspominając o latach późniejszych. Wielu z nich to zwyczajne fujary, które nawet nie wiedzą, co to fujara i do czego służy. Nie mogę jednak zrozumieć, zachowania przedstawicielek mojej płci, które nie pozwoliłyby sobie wyrwać z rąk modnej srebrnej torebki ze znakiem markowej firmy, który pod wpływem czynników zewnętrznych, zmienia nie tylko kolory, ale i ukazuje właściwy kraj pochodzenia.

Niestety, unijna transparentność, której uległam, nie sprawdziła się. Moi pacjenci wpatrzeni w stetoskop wiszący na mym ramieniu i zwisający w okolicach moich piersi, znudzeni tym widokiem oczekiwali mocniejszych wrażeń, zwyczajnie podglądając mnie pod biurkiem, na co stanowczo zareagowałam.

Od kiedy zmieniłam biurko na masywne i obudowane drewnem z każdej strony, wszyscy teraz pilnują swoich rzeczy, by ktoś ich nie ukradł.

Sądzę, że tak naprawdę moim pacjentom chodziło o markę mojej bielizny, bo któż by nie chciał wiedzieć, w co odziewa się lekarka, zwłaszcza młoda, która winna dawać dobry przykład na potrzeby zdrowotności mas ludzkich i która w czasie pandemii dawała sobie radę, nie korzystając z obfitych dodatków covidowych. Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, ale w tym okresie, by nie poddać się psychozie covidowej, w piwnicy mego domu uprawiałam grzyby, boczniaki, z których robiłam kotlety wzmacniające moje libido, jeżeli ktoś jeszcze wie, co znaczy to słowo.

Z niecierpliwością czekam na koniec kampanii buraczanej, który przewidziany jest na dzień 15 października tego roku. Tego dnia od rana będę testowała nowe zapachy płynów do kąpieli. Wejdę do wanny o 6 rano i wyjdę po godzinie 22. Zamówię z Przemyskiej Karczmy polędwiczki w sosie kurkowym, wypiję pół butelki czerwonego wytrawnego wina i pójdę spać, mając świadomość, że nie przyłożyłam w tym dniu ręki do czegoś, za co musiałabym się później wstydzić i mieć wyrzuty sumienia.

Autorstwo: Młoda przemyska lekarka
Źródło: WolneMedia.net

 

Po całości


Te wszystkie starcia i kłótnie w studiach telewizyjnych i radiowych, te widowiska, jakimi stały się partyjne konwencje, na których liderzy partii biorących udział w wyścigu po władzę obiecują wszystkim wszystko, a nawet jeszcze więcej, ta mrówcza pracy tysięcy kandydatów i aktywistów organizujących w całej Polsce, tysiące spotkań, festynów, pikników, jarmarków, ta cała kampania wyborcza pokazuje jedno – to jest teatr polityczny mający swoich reżyserów i aktorów.

Gorzej z widzami, tych jest mało, a nawet coraz mniej. Poziom zmęczenia osiąga punkt, w którym występuje uczucie znużenia, a znużenie to taki stan, w którym człowiek czuje zmęczenie nawet wtedy, gdy jeszcze nie wykonał żadnej pracy.

Zostały jeszcze kilkanaście dni i – jeżeli sztab partii rządzącej będzie przekonany, że wygra wybory – to 15 października pójdziemy do lokali wyborczych i oddamy swój głos, mając możliwość zignorowania zarządzonego w tym samym dniu pseudo referendum. Jeżeli z badań wyjdzie im, że wygrana jest niepewna, to wyborów nie będzie, pod byle jakim pretekstem. Na dziś wybory mają się odbyć w planowanym terminie.

Patrząc całościowo na to wszystko, co dzieje się na politycznej scenie, łatwo zauważyć, że PiS wykorzystuje każdą okazję do gry o wynik, nie cofa się przed niczym, nawet przed radykalnym zaostrzeniem stosunków z walczącą również w naszym imieniu Ukrainą, byle zwiększyć swoje szanse wyborcze poprzez odebranie głosów tradycyjnie antyukraińskiej Konfederacji. Granie na nutach antyukraińskich przynosi skutek, Konfederacja nie jest już na pudle, nie jest już trzecią, a nawet czwartą partią – PiS gra na wynik dający mu szanse na samodzielne rządzenie po „dokupieniu” kilku brakujących posłów. A doświadczenie uczy, że takich kilku „polityków” w 460-osobowym Sejmie zawsze się znajdzie, bo zawsze się znajdowało.

Dotychczasowy przebieg kampanii dowodzi jednego – nie ma takiej granicy, której Zjednoczona Prawica nie przekroczy. Nie ma takiej ceny, której prezes nie zapłaci za uzyskanie wyniku dającego możliwość kontynuacji swojego obłąkańczego dzieła = przekształcenie Polski w satrapię, z nim, jako satrapą i bratem, jako najlepszym i największym prezydentem w historii, twórcą i przywódcą Solidarności, świeckim świętym, którego marmurowe pomniki będą w każdym mieście, a tablice upamiętniające jego wielkość w każdej polskiej wsi. Polska, jako satrapia nie może też być członkiem tej lewackiej Europy, która odchodzi od boga i rodziny, Polska będzie tym, czym była – przedmurzem chrześcijaństwa.

W kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński stosuje taktykę odwracania znaków. Każda nowa afera obciąża nie jego a Donalda Tuska, Tuska, który jest przecież człowiekiem przysłanym z Niemiec realizującym zadania wynikające z interesu tego państwa tradycyjnie nam wrogiego, państwa, które nie wypłaciło należnych nam pieniędzy za zniszczenia i zbrodnie wojenne z lat 1940.

Wszystkie pomysły sztabu pracującego na rzecz PiS oparte są na prostej regule – nie mówimy do myślącej części polskiego społeczeństwa, mówimy do „ciemnego ludu”, tak jak określił to w swoim czasie Jacek Kurski, twórca „kurwizji”, obecnie na luksusowych wakacjach w Banku Światowym, na które wysłał go prezes NBP Adam Glapiński. Tylko tak można zrozumieć taktykę realizowaną przez podległe PiS–owi media, TVP, Polskie Radio, lokalne czasopisma i gazety wykupione przez posłusznego prezesowi wszystkich prezesów Daniela Obajtka i jego paliwowy koncern. W tej taktyce nie ma miejsca na żadne subtelności takie, jakie występują przy ocenie filmu wybitnej reżyserki, jaką jest Agnieszka Holland. To, co mówią funkcjonariusze pisowscy: premier, prezydent, ministrowie – w tym ten od kultury – o filmie „Zielona granica”, filmie, którego nie oglądali i nie chcą obejrzeć, pokazuje, gdzie już jesteśmy, jako państwo i gdzie możemy się znaleźć po ich trzeciej kadencji.

Ale to są subtelności i aby się tym przejmować, trzeba myśleć, mieć wrażliwość. A to są takie same problemy jak praworządność, rządy prawa, trójpodział władzy. Fundamentalne sprawy dla państwa, jako systemu, państwa, jako wspólnoty. I choc fundamentalne to za ważne uważa je ledwie kilkanaście procent Polaków. Cała reszta żyje dniem dzisiejszym. Ich problemy to konkretne sprawy związane z codziennym życiem, dziećmi, brakiem mieszkanie, własnym zdrowiem. Czas wyborów zmusza ich do samookreślenia się. To trudne, a nawet bardzo trudne. Przyjęcie do wiadomości tych wszystkich złożonych spraw i problemów burzy spokój i wprowadza stan znany, jako zjawisko dysonansu poznawczego, stan, który pojawia się wtedy, gdy pod wpływem nowych informacji musimy zmienić swoje widzenie i rozumienie świata. To nie tylko trudne, bo czasem nawet bolesne.

Dlatego też niech zostanie, tak jak jest, może to nie najlepszy świat, ale taki, który znamy i wiemy, jak w nim się znaleźć, jak go rozumieć.

To dla takich ludzi, a jest ich wielu, PiS kreuje się w roli gwaranta bezpieczeństwa. To dla takich ludzi budowane są przekazy zagrożeń, jakie niesie świat, to dla nich pokazywano wielokrotnie sceny z włoskiej Lampeduzy mówiące, że za chwilę, gdy tylko Tusk będzie znowu rządził, tak będzie też w Polsce. To dla takich ludzi kierowany jest przekaz płynący nieustannego omawiania filmu „Zielona granica”, jako perfidnego ataku na polskich żołnierzy i pograniczników broniących naszego bezpieczeństwa.

Zostało jeszcze dwadzieścia dni tej kampanii. Jeszcze nie wszystko zostało powiedziane, jeszcze nie wszystkie środki, jakie ma władza zostały użyte…

Autorstwo: Zbigniew Szczypiński
Zdjęcie: Lukasz2 (CC BY-SA 3.0)
Źródło: StudioOpinii.pl

 

Chcą odebrać Polsce zachodnie ziemie?


Socjaldemokratyczna Partia Niemiec udostępniła w mediach społecznościowych kontrowersyjną grafikę. W połączeniu z zamieszczonym na niej hasłem można odczytać ją tak, że niemieccy socjaldemokraci wysuwają wobec Polski roszczenia terytorialne.

Napis „Die deutsche einheit ist vollzogen, aber noch nicht vollkommen” (pol. „Zjednoczenie Niemiec zostało osiągnięte, ale nie jest jeszcze całkowite”) i grafika, która przedstawia dzisiejsze granice Niemiec i trzy strzałki skierowane na wschód, czyli w stronę Polski.

Polski nie ma na grafice, a w kolejnym tweecie partia wyjaśnia, że chodzi o istniejące wciąż różnice ekonomiczne pomiędzy zachodnimi Niemcami, a dawnym NRD. Stąd te strzałki w prawo.

Pierwsze wrażenie jednak jest takie – SPD chciałoby rozszerzyć granice Niemiec o swoje dawne wschodnie tereny, a obecnie zachodnie ziemie Rzeczypospolitej Polskiej.

I to nie jest tak, że takie skojarzenia mają tylko przewrażliwieni Polacy, bo wielu Niemców również zauważa w komentarzach, jak dziwnie wygląda rzeczona grafika.

Albo ktoś popełnił potężne faux pas projektując ten baner, albo grafik był trollem, który zrobił to specjalnie, albo… No właśnie. Być może SPD postanowiło zawalczyć z AFD o względy niemieckich narodowców?

Autorstwo: SG
Ilustracja: „X”, SDP
Źródło: NCzas.com


  1. Stanlley 04.10.2023 12:54

    Kolejne rządy zubożyły Śląsk – jak ja byłem w szkole to Śląsk był jednym z najbogatszych regionów… pojedźcie sobie teraz tam… naprawdę – zróbcie wycieczkę krajoznawczą… chyba tylko ściana wschodnia jest biedniejsza a i tu mam wątpliwości… Ja tam byłem i rozmawiałem z ludźmi – z czego żyją? Najczęściej jeżdżą do Niemiec pracować…

    Ok, no i wyobraźcie sobie.. jak by przyszło że jakaś siła zorganizuje referendum – czy Śląsk chce się odłączyć od Polski – to jak zagłosują ci umęczeni przez kolejne rządy ludzie? Powiem więcej – wiele osób przed referendum się przemelduje na Śląsk by zagłosować i w razie czego mieć perspektywę włączenia do Niemiec… Nie żartuję – dużo rozmawiam z ludźmi na wyjazdach a często jeździmy z rodziną to tu to tam…

  2. Dobroca 04.10.2023 15:24

    Cel jest wykonalny, ale wymaga sporego wysiłku. Trzeba bowiem:
    1. Znów podpłacić mediom głównego nurtu.
    2. Zakazać wstępu do lasów na odwiecznie piastowskich Ziemiach Odzyskanych (jakiś wirus długonoska amerykańskiego, coś w ten deseń; smoleńscy dendrolodzy coś tam mądrego wymyślą).
    3. Przepędzić z Ziem Odzyskanych niedobitki polskiej armii gdzieś pod Polesie.
    4. Osadzić na Ziemiach Odzyskanych ze 100 tys. sojuszniczej armii amerykańskiej dla obrony [kogo? – przyp. wł.] przed złym Putinem. Matematykom i chorym na syndrom księgowej powiedzieć, że to 10 tys., a reszta im się mieni w oczach.
    5. Ogłosić jakąś wojenkę gdzieś w okolicach Polesia. Tu może sam zły Łukaszenka coś by dopomógł.
    6. Użyźnić okolice Polesia niedobitkami polskiej armii. Na kolejne zmiany mobilizować całe Ziemie Odzyskane (oczywiście bez u.chodźców; im można przydzielić rolę tyłowych, tzn. pilnowania polskich tyłów, by nie chciały zawracać).
    7. Resztę Ziem Odzyskanych analogicznie wyszczepić.
    8. Dla najbardziej opornych ewentualnie reaktywować Gross-Rosen, np. jako szpital tymczasowy.
    9. Dokonać odślubin Kołobrzegu z morzem.
    10. Zmienić Grundgesetz. I Odra na Oder. Ziel erreicht.

    Stan docelowy:
    1. Niemcy bez Niemców, za to ze Śląskiem i Pomorzem oraz Arabami, Turkami, Ukraińcami itp.
    2. Polska bez Polaków, Śląska i Pomorza, za to ze Lwowem, Wołyńskim Pustkowiem i innymi przyległościami oraz z Ukraińcami i kolorowymi.
    3. Ukraina bez Ukraińców, polskiego Lwowa, Wołyńskiego Pustkowia i innych przyległości, jako część Rosji. Ale kim obsadzona?

  3. KubaD. 04.10.2023 17:32

    Najlepszym i najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby zmienić granice z roku 0.
    Wtedy Słowianie by graniczyli z frankami i śladu po niemcach by nie zostało…

  4. rici 04.10.2023 18:35

    Kuba; to by nie bylo Czech, poniewaz Frankowie mieszkaja na polnocy Bawari.

  5. supersebi900 04.10.2023 23:52

    Kuba, w roku 0 przodkowie ludów jak Goci, Wandale, Swebowie, Longobardowie, Burgundowie, Gepidowie czy Markomani żyli na Pomorzu, Mazowszu, śląsku, Czechach i być może na zachód od Buga oraz obecnych Węgrzech. O Słowianach raczej tu nikt nie słyszał. Pojawili się ze swą kulturą po Hunach albo wraz z nimi. Ciekawe że germańscy Bastarnowie już ok. 230 r pne dotarli do obecnej Mołdawii

  6. adambiernacki 05.10.2023 07:37

    supersebi900 – Przeniosłeś się w czasie z zaboru? Nie cytuj prasy kolorowej wyprodukowanej w piwnicach zgermanizowanych uniwersytetów w kontekście prawdy historycznej. Słowo klucz w twoim tu pisaniu to “raczej”.

    KubaD – najlepszym, najbardziej sprawiedliwym i wcale nie takim trudnym rozwiązaniem byłoby przejąć władze w tej krainie natychmiast i bez ceregieli za to wręcz bestialsko.

    Doborca – coś w ten deseń tu nam szykują bo…widzą, że mogą wszystko wobec tak głębokiej bierności i ignorancji

  7. Dandi1981 05.10.2023 09:38

    To by polsce sie oplacilo niech oddadza ziemie skrawek zachodnich ktore niemcy stracily a oddadza polskie granice z 1939 gdzie polska byla 2x wieksza niz teraz.
    Ps polska stracila 50% swojego terytorium , wybito 50% populacji a bylismy w sojuszu z wygranymi mocarstwami bo polska byla sojusznikiem aliantow do dzis jest wtf?
    Tego nie ucza na lekcjach historii ze polska miala 38mln obywateli w 1939 przez kolejne lata do 1946 powono sie urodzic z 10 mln dzieci jak na tamte czasy daje to 49 mln polakow w 1946 pierwszy spis powszwchny 24 mln obywateli z tymi przesiodlonymi z wschodu do polski .
    Co daje prosty rachunek ze wymordowano 25 mln polakow co jest najwiekszym ludobojstwem w dziejach swiata pojedynczego narodu a nasze pacany z rzadu mowia 3 mln polakow zginelo podczas 2 wojny jak udokumentowane jest 3,4mln zagazowanych i 3,6 mln zydow rowniez zagazowanych ale to byli obywatele polscy wliczajacy sie populacje polski czyli w samych komorach bylo zagozowanych 7mln obywateli.

  8. Wolfman 05.10.2023 10:27

    Dandi daj te dane o wymordowaniu 25mln gdzie i jak

 

W Parlamencie Europejskim głosowano nad wolnością słowa


Znany prawicowy publicysta Łukasz Warzecha pisze w swoich mediach społecznościowych o nowym akcie przyjętym przez Parlament Europejski.

We wtorek w Parlamencie Europejski odbyło się głosowanie nad „Aktem o wolności mediów”. Przepisy przegłosowano stosunkiem głosów 448 „za” do 102 „przeciw”, przy 75 głosach wstrzymujących.

Teoretycznie dokument zobowiązuje państwa członkowskie Unii Europejskiej do zapewnienia pluralizmu mediów i ochrony ich niezależności. Wedle zapisów aktu państwo będzie zobowiązane do ochrony mediów przed ingerencją rządową, polityczną, gospodarczą lub prywatną.

Łukasz Warzech twierdzi jednak, że w rzeczywistości europosłowie głosowali nad czymś, co daleko wybiega poza kompetencje, jakie ma Unia Europejska.

„O tym się nie mówi, ale dziś PE przyjął akt o wolności mediów (to jest dopiero pierwszy etap legislacyjny, do wiążącej decyzji jeszcze daleko), stanowiący daleko idącą interwencję w sprawy, które powinny pozostać w wyłącznej gestii krajów członkowskich. I piszę to, mimo że akt przewiduje m.in. zakaz stosowania wobec dziennikarzy oprogramowania szpiegowskiego (tu oczywiście natychmiast pojawia się problem definicji dziennikarza)” – napisał publicysta w serwisie „X”.

Autorstwo: SG
Zdjęcie: European Parliament (CC BY-NC-ND 2.0)
Na podstawie: Twitter.com
Źródło: NCzas.com


  1. pikpok 04.10.2023 19:00

    Szykują nam zamordyzm, a ,,tresowane małpy” zadowolone z nowych sraczwatch-y, debilnych filmików i nowych możliwości rzucania g_wnem.
    https://babylonianempire.wordpress.com/2023/07/23/gunther-anders-stern-kultywowac-ciemnote-by-jakikolwiek-bunt-zdlawic-zawczasu/

 

Duda znów walczył o interesy Kijowa


We wtorek Andrzej Duda rozmawiał z Joem Bidenem i innymi przywódcami światowymi o sprawach ukraińskich. Polski prezydent walczył o dalsze wsparcie dla broniącej się przed rosyjskimi najeźdźcami Ukrainy.

Andrzej Duda oraz rumuński prezydent Klaus Iohannis, jako przedstawiciele Bukaresztańskiej Dziewiątki, wzięli udział w rozmowie z państwami G7. W rozmowach udział wzięli również szefowa Komisji Europejskiej, szef Rady Europejskiej i sekretarz generalny NATO. Duda relacjonował, że podczas konferencji Joe Biden zapowiedział, że amerykańska pomoc dla walczącej Ukrainy będzie kontynuowana.

Warszawski polityk także podnosił podczas rozmów kwestię interesów Ukrainy. Duda przypomniał, że wszelkie dostawy na Ukrainę przejeżdżają przez terytorium Rzeczypospolitej. „To przez Polskę biegnie autostrada na Ukrainę, przez Polskę biegną drogi kolejowe, to przez Polskę także idzie transport, który drogą lotniczą zmierza na Ukrainę i jest przeładowywany po to, żeby później czy to drogą kolejową, czy lądową, być transportowany tam, gdzie jest potrzebny” – mówił polityk.

Andrzej Duda wskazywał, że Ukraina wciąż „potrzebuje pomocy, zarówno tej militarnej jak również humanitarnej”. „Prezydent Biden podkreślił nasze niezwykle odpowiedzialne i rozsądne zachowanie wobec prowokacji, które spotykają nas ze strony białoruskiej. Wspomniał bardzo wyraźnie o przekroczeniu granicy przez śmigłowce białoruskie, podkreślając, że zachowaliśmy się bardzo odpowiedzialnie, także jako państwo członkowskie Sojuszu Północnoatlantyckiego” – zaznaczył prezydent.

Autorstwo: SG
Zdjęcie: U.S. Department of State (CC0)
Źródło: NCzas.com


  1. elroman 05.10.2023 09:14

    To przez dódę i kaczora i niemoralnego Rosja w Nas uderzy
    A biden będzie się śmiał z Polaków naiwniaków.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...