poniedziałek, 24 czerwca 2024

 

Orban ujawnił, że NATO szykuje misję wojskową na Ukrainie


Premier Węgier Viktor Orban powiedział w nowym wywiadzie, że mimo tego, iż dominujące kraje zachodnie dążą do pokonania Rosji na Ukrainie, sytuacja pozostaje „beznadziejna” dla osiągnięcia tego celu i zwiększy liczbę ofiar śmiertelnych i zniszczeń. Opisał, że w scenariuszu, w którym Zachód faktycznie odniesie sukces, ogromne koszty krwi i zysków finansowych nie będą tego warte.

„Sytuacja wygląda tak, jakby świat zachodni chciał pokonać Rosję z pomocą Niemiec pod przywództwem Stanów Zjednoczonych” – powiedział premier. „Myślę, że to beznadziejne. A nawet jeśli nam się uda, co wcale nie jest realne, będziemy musieli zapłacić tak wysoką cenę, że nie będzie to tego warte”.

Orban odniósł się również do źródeł konfliktu związanych z poszerzaniem NATO aż do granic Rosji. Ponad tydzień temu prezydent Putin wymienił jako jeden z warunków zawieszenia broni rezygnację Kijowa z aspiracji do przystąpienia do zachodniego sojuszu wojskowego. „Ostatecznie pytanie brzmi, czy Ukraina stanie się członkiem NATO, czy nie. Ta wojna dotyczy Sewastopola, gdzie przy wyjściu na Morze Czarne będzie flaga NATO lub rosyjska. Rosjanie twierdzą, że obecnie powiewa tam rosyjska flaga i nie chcą jej zmieniać na flagę NATO oraz nie chcą graniczyć z krajami NATO” – powiedział węgierski przywódca.

Co ciekawe, podczas wypowiedzi dla węgierskiego Radia Kossuth zasugerował również, że NATO planuje wysłać misję wojskową na Ukrainę: „Uzgodniłem to z sekretarzem generalnym NATO: NATO będzie miało misję wojskową na Ukrainie, ale Węgry nie będą w niej uczestniczyć nawet za pieniądze”.

Oświadczył również, że Węgry „wysiadają z pociągu” eskalacji NATO w chwili, gdy zarówno Bruksela jak i Waszyngton zezwoliły na użycie zachodniej broni do ataków na terytorium Rosji. „Osiągnęliśmy minimalny cel, uzgodniłem z Sekretarzem Generalnym NATO, że Węgry wysiądą z pociągu. NATO będzie miało misję wojskową na Ukrainie, ale Węgry nie wezmą w niej udziału” – ujawnił. Kontynuując analogię, odniósł się do listopadowych wyborów w USA: „Maszynista nie dał się przekonać, a teraz tylko Trump może zatrzymać pociąg”.

Następnie Orban zwrócił uwagę: „Zgodziliśmy się [na neutralność w konflikcie z Rosją] nie tylko z odchodzącym sekretarzem generalnym, ale także z nowym […]. Nikt z NATO nie będzie wywierał presji na Węgry”. Nowym sekretarzem generalnym NATO został Mark Rutte, ustępujący premier Holandii.

Autorstwo: Tyler Durden
Na podstawie: TASS.comX.comNewsweek.comRadio Kossuth
Źródło zagraniczne: ZeroHedge.com
Źródło polskie: WolneMedia.net

https://www.youtube.com/watch?v=q380U8QWEgg


1 WYPOWIEDŹ

  1. RisaA 24.06.2024 10:20

    Węgry nie będą uczestniczyć nawet za pieniądze, za to Polacy pójdą uczestniczyć jak frajerzy – za darmo, bo to rzekomo ich wojna. Ale tak to jest gdy kraj ma zainstalowanych amerykańskich urzędników i ma rząd marionetkowy.

 

Czy Polska rozmieści miny na granicy z Rosją?


Poniższy materiał, autorstwa dziennikarza umieszczonego przez amerykański rząd na „czarnej liście”, został nadesłany do portalu WolneMedia.net pocztą elektroniczną i zawiera prorosyjski punkt widzenia. Artykuł zawierał drobne błędy merytoryczne, które zostały poprawione.

NATO kontynuuje eskalację konfliktu z Federacją Rosyjską. W niedawnym oświadczeniu ważny polski poseł i były minister z PiS-u stwierdził, że Polska wkrótce zniesie zakaz stosowania min przeciwpiechotnych na granicy z rosyjskim obwodem królewieckim. Środek ten jest poważnie eskalacyjny, ponieważ tego typu sprzęt stwarza znaczne ryzyko dla obywateli rosyjskich, zwiększając napięcia między Moskwą a Warszawą.

Według ustawodawcy, byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka, Polska powinna rozmieścić miny na granicy z terytorium Rosji, aby „wzmocnić” wschodni front NATO. Warszawa nie może obecnie militaryzować tego regionu ze względu na zasady „Konwencji ottawskiej”. Traktat ten ma na celu stopniowe wyeliminowanie stosowania min przeciwpiechotnych, a Polska jest jego sygnatariuszem. „W ramach programu wzmocnienia wschodniej granicy, władze muszą wycofać się z »Konwencji Ottawskiej«” – powiedział Mariusz Błaszczak.

Wypowiedź Błaszczaka jest szczególnie niepokojąca, ponieważ jest on wpływową osobą publiczną w polskiej polityce. Do 2023 roku szefował Ministerstwu Obrony Narodowej w rządzie PiS-u, będąc odpowiedzialnym za dowodzenie polskimi siłami zbrojnymi w krytycznych momentach obecnego konfliktu na Ukrainie. Obecnie jest posłem na Sejm i może inicjować i zachęcać do zatwierdzania ustaw, które umożliwią jego plany militaryzacji polsko-rosyjskiej granicy.

Napięcia między Polską a Rosją były jednym z najczęściej omawianych tematów przez ekspertów w ostatnim czasie. Warszawa jest jednym z najbardziej wojowniczych aktorów w Europie Środkowej, nieustannie podejmując agresywne kroki w kierunku zaostrzenia regionalnej presji militarnej. Wraz z zakończeniem zakazu stosowania min przeciwpiechotnych, Polska może podjąć jeszcze bardziej znaczące kroki w swoich napięciach z Rosją, biorąc pod uwagę kwestię granicy z obwodem królewieckim.

Królewiec od dawna jest celem zachodnich mocarstw ze względu na swoją strategiczną geografię, która pozwala Moskwie utrzymywać pozycje wojskowe na Morzu Bałtyckim. Polska i Litwa, które graniczą z tym regionem, nieustannie prowokują siły rosyjskie ćwiczeniami wojskowymi i groźbami, próbując „odizolować” i „zdusić” Rosję na Morzu Bałtyckim. W tym sensie, wraz z możliwością rozmieszczenia min na granicy, z pewnością nastąpi gwałtowny wzrost ryzyka dla regionalnej architektury bezpieczeństwa.

Już wcześniej premier Donald Tusk potępił możliwość rozmieszczenia min na granicy z obwodem królewieckim i Białorusią. Tusk jest również przeciwny opuszczeniu przez Polskę traktatu zakazującego min przeciwpiechotnych. Jednak lobby prowojenne w kraju jest niezwykle silne i istnieje duża szansa, że rząd zostanie zmuszony do podporządkowania się presji ze strony parlamentu, aby zatwierdzić wycofanie się z „Konwencji ottawskiej”.

Z minami w pobliżu Królewca rosyjscy obywatele, zwłaszcza straż graniczna i personel wojskowy, byliby stale zagrożeni. Gdyby miny zostały umieszczone również w pobliżu Białorusi, ryzyko byłoby takie samo, ponieważ Rosja i Białoruś utrzymują pakt obrony zbiorowej w ramach Związku Białorusi i Rosji, co czyni atak na obywateli Białorusi równoważnym atakowi na Federację Rosyjską. Ryzyko byłoby zatem wysokie i stałe, czyniąc scenariusz wschodnioeuropejski jeszcze bardziej niestabilnym i nieprzewidywalnym.

Ze swojej strony Rosjanie są jednak całkowicie bezpieczni. Moskwa ma wystarczającą siłę militarną, aby odstraszyć Polskę i stawić czoła poważnym konsekwencjom ewentualnej eskalacji. W przeciwieństwie do Warszawy i krajów bałtyckich, Rosja jest w stanie stawić czoła każdemu scenariuszowi bezpieczeństwa. Polska i inni członkowie NATO oczekują pełnego wsparcia Sojuszu Atlantyckiego w przypadku konfliktu z Rosją, nie będąc w stanie samodzielnie poradzić sobie z ewentualnymi konsekwencjami kryzysu.

Jednym z najczęściej poruszanych obecnie tematów wśród analityków wojskowych jest to, jak NATO zareagowałoby w rzeczywistej konfrontacji z Rosją. Do tej pory sojusz w celu prowadzenia wojny z Moskwą polegał na niestowarzyszonych państwach zastępczych, jak Ukraina, ale możliwe jest, że niebezpieczna eskalacja wynikająca z inicjatywy krajów takich jak Polska i państwa bałtyckie może w przyszłości doprowadzić do bezpośrednich starć. Jeśli tak się stanie, sojusz zostanie wystawiony na próbę w odniesieniu do klauzuli zbiorowej obrony. Wielu analityków przewiduje, że w takiej sytuacji Stany Zjednoczone, które są faktycznym liderem sojuszu, naruszą normy NATO i nie zezwolą na zbiorową interwencję, np. zwalając winę na „samowolę” Polski.

Ostatecznie Polska nie może nic zyskać, podejmując inicjatywy, które eskalują kryzys bezpieczeństwa z Rosją. Najbardziej racjonalnym posunięciem byłoby po prostu unikanie jakichkolwiek działań, które mogłyby pogorszyć stosunki z Moskwą, nie dopuszczając do tego, by napięcia doprowadziły do prawdziwego konfliktu. Niestety, fanatyczna rusofobiczna mentalność obecnie dominuje wśród polskich decydentów, uniemożliwiając im korzystanie ze zdrowego rozsądku.

Autorstwo: Lucas Leiroz, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy BRICS, pracownik naukowy Centrum Studiów Geostrategicznych, ekspert wojskowy.
Tłumaczenie: Deepl.com
Źródło zagraniczne: InfoBRICS.org
Korekta i źródło polskie: WolneMedia.net

https://www.youtube.com/watch?v=vbTZJ4ZbDlw

O AUTORZE

Lucas Leiroz – członek Stowarzyszenia Dziennikarzy BRICS, pracownik naukowy Centrum Studiów Geostrategicznych, ekspert wojskowy, felietonista serwisu InfoBRICS.org i Fundacji Kultury Strategicznej oraz korespondent wojenny. Został umieszczony na „czarnej liście” Departamentu Stanu USA.

 

„Demagog” – co warto wiedzieć o „niezależnych weryfikatorach”


„Demagog” – tego tzw. fact-chekingowego portalu nikomu przedstawiać nie trzeba. Ta i podobne strony, szczególnie od czasu „pandemii”, uzurpują sobie monopol na decydowanie, co w otaczającej nas rzeczywistości jest prawdą, a co nie. Czas na zamianę ról. Przykład „Demagoga” (ale nie tylko) posłuży do ukazania, kto za nimi stoi, kto je opłaca oraz kto te wpisy weryfikuje. Konkretnie, poprzez nazwiska, darczyńców i kwoty.

ZESPÓŁ „NIEZALEŻNYCH WERYFIKATORÓW FAKTÓW”

Widać wyraźnie, że składa się on głównie ze studentów lub młodych ludzi świeżo po studiach, czyli niedoświadczone życiowo osoby, które ledwo co wkroczyły w dorosłość.

Prezesem i założycielem jest Małgorzata Kilian-Grzegorczyk. Z jej profilu możemy się dowiedzieć, że jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego oraz że prowadzi zajęcia z… krytycznego myślenia dla młodzieży. Strach pomyśleć, że taka młodzież ma stanowić przyszłe polskie elity.

Dalej w skład zarządu wchodzą: Patryk Zakrzewski, Paweł Terpiłowski, Marcel Kiełtyka i Agnieszka Tobijasiewicz.

Redakcja: Kinga Klicz, Marcin Kostecki, Urszula Szeląg, Adam Majchrzak, Adam Maternik, Łukasz Grzesiczak, Piotr Litwin, Wioletta Myszkowska, Izabela Tomaszewska, Mateusz Cholewa, Marta Trzeciak, Mateusz Marszałek, Marta Glanc, Justyna Stańska, Michał Kłos, Paulina Tokarzewska, Monika Tańska.

Reszta członków to: komunikacja i promocja, akademia fact-chekingu, projekty międzynarodowe oraz wolontariusze. Ich nazwiska też są dostępne na stronie „Demagoga”.

KTO FINANSUJE „DEMAGOGA”?

Finansowanie – kilka najbardziej obrazowych przykładów dotacji:

– Fundacja Batorego (powiązana z Sorosem) – 141 400 zł;

– Ambasada Stanów Zjednoczonych — 32 460 dolarów (dwie dotacje – 12 000 i 20 460 dolarów);

– Rząd Prawa i Sprawiedliwości (poprzez rządowy Fundusz Inicjatyw Obywatelskich) – 275 000 zł;

– IFCN Climate Misinformation Grant Program (przeciwdziałanie „dezinformacji klimatycznej”) – 80 000 dolarów;

– tzw. niegrantowe źródła finansowania, wśród których od 2019 r. znajduje się „Facebook” należący do korporacji Meta.

I najlepszy cytat deklaracji „Demagoga”: „Przyjmując jakiekolwiek zewnętrzne źródło finansowania działalności Stowarzyszenia Demagog zastrzegamy, że nie ma ono żadnego wpływu na zakres merytoryczny naszej pracy”.

Taaak, jasne, a że wnioski zazwyczaj są zaskakująco zgodne z poglądami donatorów to tylko czysty zbieg okoliczności.

PARTNERZY

Najbardziej znani spośród oficjalnych partnerów „Demagoga” są Uniwersytet Jagielloński (znajomości pani prezes nie poszły na marne), „Onet”, Radio Zet, „TikTok”, „Facebook” (czyli Meta).

WERYFIKACJA POPRZEZ MANIPULACJE

Przykład 1: „W komunikacie Komisji (Europejskiej) pojawiło się stwierdzenie, że Polska »uznała pierwszeństwo prawa UE«. Zdaniem niektórych oznaczało to uznanie wyższości prawa unijnego nad polskim, »kolejny rozbiór Polski« i »totalne podporządkowanie«”. Dalej jednak „Demagog” dowodzi, cytując dr. hab. Szafrańskiego z UW, że… „pierwszeństwo prawa unijnego nad polskim nie oznacza jego wyższości”. Konia z rzędem temu, kto doszuka się tu logiki.

Przykład 2 (smugi chemiczne): „Wypowiedzi o trujących chemikaliach rozpylanych z samolotów były wielokrotnie obalane przez środowisko naukowe. Białe obłoki powstają naturalnie po przelocie samolotu i są efektem procesu kondensacji pary wodnej”. Następnie autor próbuje dowodzić, że „teoria o rozpylaniu smug w celu przysłonięcia słońca i wywołania ochłodzenia jest wyssana z palca”. Fałsz! Już niespełna rok temu nawet mainstreamowy Polsat News informował, że Komisja Europejska nosi się z zamiarem zakazania (o dziwo!) geoinżynierii, w tym „rozpylania aerozoli siarczanowych w stratosferze”. Ponadto uszło uwadze weryfikującego, że smugi są rozpylane przez jeden lub kilka samolotów, które latają w tę i z powrotem, co raczej nie jest typowe. W dodatku odbywa się to w godzinach porannych (przynajmniej w naszym regionie).

PRZYKŁADY INNYCH „WERYFIKATORÓW”

„Fake Hunter” – przybudówka Polskiej Agencji Prasowej, utworzona na samym początku pandemicznego zamordyzmu. Ta z kolei za donosicielstwo potrafi oferować nagrody w konkursie. Jednym z jej partnerów jest koncern farmaceutyczny Pfizer, producent preparatów terapii genowej mRNA zwane marketingowo „szczepionkami COVID-19”.

„Pravda” – informacja ze strony: „[…] artykuły po ich pierwszej publikacji na stronie internetowej »Pravdy«, mogą być dalej publikowane na stronach internetowych należących do RASP (Ringier Axel Springer Polska), w tym na Onet.pl” i „Publikacja tych treści odbywa się bez modyfikacji”. Bez komentarza.

„U.P.M.P.” (Ukraińsko-Polska Medialna Platforma) – utworzona w celu szerzenia proukraińskiej narracji wojennej w Polsce i w Niemczech. Nie niepokojona bezczelnie „weryfikuje” w Polsce niewygodne newsy, a nazwa, struktura strony i skład nie pozostawiają wątpliwości, że prym wiodą w niej Ukraińcy.

„Defoliator” – funkcjonujący do dziś na „Facebooku” profil utworzony na potrzeby kampanii COVID-19, gdzie niewygodne komentarze były (są?) regularnie usuwane, aby tworzyć złudne wrażenie jednomyślności.

PODSUMOWANIE

Sytuacja jest o wiele poważniejsza, niż się wydaje. Pseudo-weryfikatorzy są bowiem częścią wielkiego projektu Unii Europejskiej mającego na celu doprowadzenie do sytuacji, w której w powszechnym obiegu będzie obowiązywać jedyna słuszna narracja. Tworzą one siatkę cenzorską, wraz z innymi wielkimi platformami typu „YouTube”, „Facebook” czy „Google”, i już dzisiaj mają władzę pozwalającą tylko za pomocą oznaczenia wiadomości etykietą „fałsz” drastycznie obniżyć jej zasięgi lub zepchnąć na dół wyników wyszukiwania. Ponadto, niczym w komunie, zachęca się do donosicielstwa w celu późniejszej stygmatyzacji pod eufemistycznym zwrotem „zgłoś do weryfikacji”.

Niezależne, niewygodne informacje są subiektywnie określane mianem dezinformacji, które mają być eliminowane z obiegu. Proces ten, z pomocą sztucznej inteligencji, ma być systematycznie pogłębiany, co przyznała w tym roku Ursula von der Leyen i Światowe Forum Ekonomiczne w dokumencie „The Global Risk Report 2024”. Najlepszym sposobem jest więc unaocznianie takich praktyk, pokazując kto, za czyje pieniądze i po co to robi, by ich autorzy nie czuli się tak bezkarni, jak ma to miejsce obecnie.

Na koniec, zaskoczenie! Większość weryfikacji jest przeprowadzona prawidłowo. Wynika to z dwóch faktów. Autorzy często manipulują przekazem (wolnościowcy też) lub wiadomość jest prawdziwa, ale zaczerpnięta z wątpliwych źródeł. W tej sytuacji łatwo udowodnić jej błędność. Nauka, jaka z tego płynie, jest taka, że informacje należy przekazywać w sposób rzetelny i precyzyjny, by nie ułatwiać demagogom z „Demagogom” zadania. Wtedy prawda ma większą szansę się obronić. I chyba idzie nam całkiem nieźle, bo inaczej nie byłoby potrzeby tworzenia planów jeszcze ostrzejszego kneblowania ludziom ust (i klawiatury). Nie zmienia to jednak faktu, że możemy starać się robić to jeszcze lepiej i skuteczniej.

Autorstwo: Radek Wicherek (Polaku Dawaj z Nami)
Na podstawie: Demagog.org.pl, WEForum.org, PolsatNews.pl, FakeHunter.PAP.pl, UPMP.News, Facebook.com, Gov.pl, Znak.com.pl
Źródło: WolneMedia.net

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...