poniedziałek, 4 września 2023

 

Bill Gates finansuje program wycinania i zakopywania drzew


Bill Gates obecnie finansuje program wycinania i zakopywania drzew w celu „ograniczenia globalnego ocieplenia”.

Według raportów firma Kodama Systems, dzięki zastrzykowi kapitału początkowego w wysokości 6,6 miliona dolarów od firmy Breakthrough Energy i innych firm, chce wyciąć 70 milionów akrów zachodnich lasów w ciągu następnej dekady.

Naukowcy twierdzą, że „zakopywanie drzew może również zmniejszyć globalne ocieplenie”. Trudno jest jednak powiedzieć, gdzie dokładnie wynajduje się tego typu naukowców.

Po wycięciu drzew (głównie kalifornijskich) Kodama planuje je zakopać, rzekomo po to, aby zapobiec „wyrzucaniu” węgla z powrotem do atmosfery.

Koordynatorzy projektu chcą dzięki temu sprzedawać rynkowe opcje kompensujące emisje dwutlenku węgla, zabezpieczeniem których jest zakopywanie biomasy w suchych i beztlenowych „skopach ziemnych”, zamiast wykorzystywać drewno do konwencjonalnych celów, takich jak budowa domów.

Źródło zagraniczne: InfoWars.com
Źródło: PrisonPlanet.pl


  1. Drnisrozrabiaka 04.09.2023 10:11

    To wspaniałe, że system Windows((można mieć inny darmo) wciskają nachalnie do laptopów)! – pozwolił panu Gatesowi na takie wspaniałe projekty ratowania klimatu.

  2. Szwęda 04.09.2023 13:44

    Czy nie znajdzie się w końcu ktoś kto “wytnie” tego potworka w ludzkiej postaci gejca i jemu podobnych?

  3. Doctor Who 04.09.2023 15:34

    Drzewa się wytnie, dwutlenek pod ziemię, jedzenie z fabryki, fauna bez drzew wyginie. Kwas węglowy z wody i dwutlenku pod ziemią dokończy sprawę … Naprawdę kompleksowy plan.

 

Podejrzewasz, że policja cię inwigiluje?


W ubiegłym roku pozyskano 1,8 mln billingów, informacji o lokalizacji oraz innych danych o właścicielach telefonów. Sądy zatwierdziły 99,39% wniosków o podsłuch – polska policja i inne służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo inwigilują ludzi poza realną kontrolą. Czy po wyborach to się zmieni? Fundacja Panoptykon przygotowała założenia do ustawy o kontroli nad działaniami służb.

Założenia te pozwolą służbom realizować niezbędne zadania, a jednocześnie zapewnią ochronę przed naruszeniami praw i wolności jednostki. Inicjatywa powstała we współpracy m.in. z Krajową Izbą Radców Prawnych, Helsińską Fundacją Praw Człowieka i Amnesty International oraz przy ich poparciu. Teraz założenia trafią do wszystkich partii politycznych: mamy nadzieję, że po wyborach politycy skorzystają z gotowych rozwiązań.

Założenia do ustawy, która może rozwiązać problem niekontrolowanej inwigilacji, przygotowaliśmy we współpracy ze środowiskami prawniczymi i organizacjami społecznymi. Na czym polega ta propozycja?

Zakłada dwie najważniejsze zmiany:

– wprowadzenie mechanizmu informowania o inwigilacji: osoba, która została poddana kontroli operacyjnej lub pozyskiwania danych na jej temat, zostałaby o tym poinformowana po 12 miesiącach od zakończenia kontroli;

– stworzenie niezależnego organu kontrolującego służby uprawnione do prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych.

Obowiązek informowania o inwigilacji zwiększy świadomość funkcjonariuszy, że ich działania mogą podlegać weryfikacji. Ponadto osoby, których prywatność została naruszona przez nadużycia, miałyby podstawę do dochodzenia swoich praw.

Drugi filar zmian, czyli niezależny organ kontrolujący służby, miałby za zadanie chronić ludzi (niezależnie od obywatelstwa) przed nadmierną ingerencją w prawa i wolności. Podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach europejskich, np. Niemczech, Belgii i Norwegii.

Billingowanie dziennikarzy śledczych i ich (prywatnych) kontaktów, namierzanie aktywistek klimatycznych, śledzenie kierowcy strajku kobiet – te historie niekontrolowanej inwigilacji opowiedzieliśmy w 2021 r. w kampanii „Podsłuch jak się patrzy”. Policja i służby w Polsce co roku inwigilują miliony osób. Sprawdzają, z kim się kontaktują, gdzie się przemieszczają, słuchają ich rozmów. Każdy i każda z nas może być ofiarą inwigilacji.

Świadomość, że mogą być inwigilowani, odstrasza aktywistów od działania na rzecz środowiska czy praw człowieka, utrudnia pracę dziennikarkom śledczym, a osoby korzystające z pomocy prawnej pozbawia prawa do tajemnicy adwokackiej.

Ujawnione przypadki nadużyć ze strony służb budzą niepokój również o stan demokracji w Polsce. Wykorzystanie Pegasusa przeciwko szefowi sztabu największej partii opozycyjnej w czasie wyborów parlamentarnych w 2019 r., choć nie stanowi dowodu, że wybory były sfałszowane, nie pozwala uznać, że w takich okolicznościach mogły być uczciwe.

Liczymy na to, że po najbliższych wyborach nasze rozwiązania w zakresie kontroli nad działaniami służb zostaną wprowadzone, żeby uniemożliwić takie sytuacje w przyszłości.

Polskie służby nie informują osób, że były obiektem ich wnikliwego zainteresowania. Można się o tym dowiedzieć wyłącznie z aktu oskarżenia. Ale w 2022 r. tylko 13% podsłuchów prowadzonych przez policję przyniosło materiały do procesu karnego. Pozostałe osoby nigdy nie dowiedzą się o tym, że były podsłuchiwane.
Osoby poddane inwigilacji powinny być o tym fakcie informowane przez służby 12 miesięcy po zakończeniu tych czynności. Obecnie nie ma takich zasad, brakuje też organu, gdzie można złożyć skargę w przypadku uznania, że inwigilacja była nieuzasadniona i naruszała prawa danej osoby.

Według dziś obowiązujących przepisów kontrolę nad służbami pełnią sądy oraz sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych, Najwyższa Izba Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich, premier i minister – koordynator ds. służb specjalnych, jak również sądy i prokuratura oraz Biuro Nadzoru Wewnętrznego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Mimo iż lista odpowiedzialnych instytucji jest długa, w praktyce kontrola jest jedynie pozorna.

„Nadzór sądów jest fikcją” – twierdzi sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Piotr Gąciarek. Warszawski sąd rozpatruje wnioski m.in. CBA i ABW np. o zakładanie podsłuchów. „ABW chwali się wysokim procentem wniosków o podsłuchy zatwierdzanym przez sądy, ale przemilcza fakt, że sędziowie dostają tylko wycinek sprawy, a odmowa – w przeciwieństwie do zgody – wymaga przygotowania uzasadnienia” – wyjaśniał sędzia Gąciarek w rozmowie z ekspertem Panoptykonu.

„Ten model to fikcja”. Sądy i politycy kontrolują służby? Rozmowa z Piotrem Gąciarkiem, Adamem Szłapką, Wiesławem Szczepańskim

Trudno mówić też o niezależnej kontroli w przypadku prokuratury, którą nadzoruje minister sprawiedliwości, czy sejmowej komisji, w której większość mają politycy z rządzącej większości. Na brak kontroli i upolitycznienie służb wskazują na przykład informacje na temat działań CBA. Biuro zakupiło oprogramowanie szpiegujące i wykorzystało je do inwigilowania m.in. prokuratorki, która wszczęła śledztwo w sprawie tzw. wyborów kopertowych, czy polityka odpowiedzialnego za kampanię wyborczą opozycji.

Doniesienia medialne na temat działalności policji czy służb budzą raczej niepokój niż zaufanie do nich. Skuteczna, bezstronna i niezależna od polityki kontrola nad działaniami służb to element praworządnego państwa. Jej wprowadzenie pozwoli też na przywrócenie zaufania obywateli i obywatelek. Zaś zaufanie obywateli i obywatelek pozwoli służbom skuteczniej chronić nas przed różnymi zagrożeniami – do czego zostały stworzone.

Autorstwo: Anna Obem
Współpraca: Wojciech Klicki
Źródło: Panoptykon.org


  1. Irfy 04.09.2023 12:42

    Ehe. Już to widzę, jak taki projekt wchodzi w życie. Tego typu rozwiązanie w Polsce nie zostanie wdrożone NIGDY. Gdyż nie jest nim zainteresowana żadna władza i żadna służba.

    Ponadto inwigilacja na tle politycznym jest jedynie czubkiem góry lodowej. W krajowych elitach wszelkich włada bowiem “hakokracja”. Każdy zbiera na każdego jakieś mniej lub bardziej wstydliwe fakty, dosłownie na zasadzie młotków, umieszczanych w tramwajach i autobusach w celu awaryjnego wybicia szyby.

    Im wyżej w dowolnej hierarchii siedzi dana osoba, tym więcej kompromitujących materiałów usiłuje się na nią zebrać, lub wręcz sfabrykować. Dodatkowo całkiem niedawno władzy dano do rąk potężny oręż w postaci paragrafu o “dezinformacji w związku ze współpracą z obcymi służbami”. Co oznacza, że z tego artykułu będzie można inwigilować dosłownie każdego. A że przy okazji wyda się, czyją kochanką czy kochankiem jest dany delikwent/delikwenta albo fakt, że dana osoba regularnie korzysta/korzystała z usług dilera narkotyków… cóż… tak bywa.

    Przekazywanie obywatelom informacji o inwigilowaniu doprowadziłoby do częściowego rozbicia tego systemu szantaży. Przy czym skala wścibstwa jest zastraszająca. Mówimy tu bowiem o inwigilowaniu ponad 6% dorosłych obywateli. Kolejną kwestią jest zasadność tych podsłuchów. Warto by zadać pytanie, jaki procent inwigilacji zakończył się faktycznym postawieniem zarzutów (a nie jedynie zebraniem kompromitujących informacji o charakterze osobistym albo ordynarną kradzieżą informacji biznesowych) i czy nie było to przypadkiem haniebnym marnotrawstwem pieniędzy podatników. Stawiam duże pieniądze, że władza będzie chciała za wszelką cenę uniknąć takich pytań.

 

Zimny prysznic


Kampania wyborcza Konfederacji jest nijaka, a popularność na „TikToku” nie musi przełożyć się na dobry wynik w wyborach.

W czerwcu i lipcu Konfederacja pokazywana była w sondażach jako trzecia siła polityczna, która mogła liczyć nawet na 16 proc. poparcia. Zwracałem wówczas uwagę, że te notowania są sztucznie pompowane przez sondażownie sprzyjające PiS, związane z Marcinem Dumą – IBRIS i United Surveys, a także Estymator robiący sondaże dla propisowskiego portalu Do Rzeczy czy Social Changes, które robi sondaże dla tygodnika Sieci braci Karnowskich.

Wyniki tych sondażowi odbiegały wyraźnie od innych, na co zwracał uwagę prof. Maciej Górecki z Uniwersytetu Warszawskiego, politolog specjalizujący się właśnie w zachowaniach wyborców. Prof. Górecki zadał parę pytań publicznie Marcinowi Dumie i Łukaszowi Pawłowskiemu (sondaże Instytutu Badań Spraw Publicznych) i zamiast odpowiedzi doczekał się ataku personalnego od Marcina Dumy. O co chodzi z tym zamieszaniem w sondażach?

Notowania Konfederacji były rzeczywiście wyższe, ale nie było 15-16 proc. Wzrost, który był widoczny, pojawił się na poziomie 9-11 proc. Po co ktoś miał windować Konfederację, a później ją opuszczać? Trzeba zadać to pytanie inaczej. Dlaczego sondażownie związane i opłacane przez szeroko rozumiane zaplecze PiS pompuje Konfederację? I dlaczego nagle to wspomaganie zostaje wyłączone?

Sprawa jest prosta. PiS nie ma szansy na samodzielne rządy. Politycy PiS prowadzili rozmowy z liderami Konfederacji na temat wsparcia ich samodzielnego, mniejszościowego rządu. 3 kwietnia 2023 r. w Toruniu doszło do poufnego spotkania Sławomira Mentzena z Mateuszem Morawieckim. Mentzen pytany przez dziennikarzy o to spotkanie milczy. Gwałtowne opuszczanie Konfederacji w sondażach przez lobbystów PiS może być spowodowane prozaiczną paniką. Moi informatorzy twierdzą, że na Nowogrodzkiej (siedziba PiS) zrobiono badania, że Konfederacja zabiera głosy PiS, a nie Koalicji Obywatelskiej. Widać było, że próbowano to zmienić. Nowy nabytek Konfederacji Przemysław Wipler (najważniejszy doradca Mentzena) publicznie stwierdził, że bliżej Konfie do KO niż do PiS. O spiskowanie z KO Konfederacje zaczęli oskarżać też politycy PiS. Powiązania nowych nabytków Konfederacji: Wiplera ze Zbigniewem Ziobrą i PiS, Jakuba Banasia – syna prezesa NIK, słowa Krzysztofa Bosaka, że nie może wykluczyć koalicji z PiS (już przyznał, że były błędem), wszystko to wygląda źle tak dla nowego, jak i starego elektoratu Konfederacji.

DYKTATORSKIE RZĄDY W PARTII

Sławomir Mentzen rozpoczął swoje rządy w Konfederacji od egzekucji Artura Dziambora i związanych z nim Jakuba Kuleszy i Dobromira Sośnierza. Tego ostatniego ułaskawił (sam Mentzen używał takich słów) i pozwolił startować z Konfederacji. Mentzen twierdził, że o miejscach na listach do Sejmu będą decydowały głosy sympatyków partii, a nie układy. Zaczął od kłamstwa, bo prawybory w Nowej Nadziei (zmiana nazwy z partii KORWiN) po prostu ustawiał przy pomocy zaprzyjaźnionych narodowców, którzy dostarczali głosujących.

Partie takie jak Konfederacja („czapa” nad zwolennikami Janusza Korwinn-Mikkego, narodowcami i sympatykami Grzegorza Brauna) silne są działaniami swoich sympatyków. Ludźmi, którzy przeznaczą własny czas i pieniądze na promocję partii. Mentzen dokonał desantu Stanisława Tyszki do okręgu Dziambora. Tego ostatniego przekonywał Przemysław Wipler, aby wziął udział w prawyborach, bo „łatwo je wygra”. Dziambor nie dał się zwieść i okazało się, że miał rację. Jego zastępca, który chciał pokonać Tyszkę, zetknął się z kilkoma autobusami narodowców, którzy przyjechali (każdy głosujący musiał zapłacić 20 zł), aby zagłosować na Tyszkę. Dziambor rozmawiał później na temat tej farsy z Robertem Winnickim (przed odejściem jego z polityki). Rzucił mu w Sejmie, że musieli zmobilizować całe pomorskie struktury narodowców, aby wybrać Tyszkę w Nowej Nadziei. – Tylko jedną trzecią – odparł śmiejąc się Winnicki. Ta kpina z własnych sympatyków nie pozostanie bezkarna. Mentzenowi i Wiplerowi wydaje się, że „góra” może dowolnie narzucać swoim sympatykom kandydatów. To pokazuje, jak bardzo nie rozumieją elektoratu Konfederacji.

Tuż po transferze Tyszki do Konfederacji pojawiły się maile Michała Dworczyka, najważniejszego człowieka premiera Mateusza Morawieckiego. Wynika z nich, że Tyszka w 2019 r. jako polityk Kukiz 15 spiskował z PiS. Oficjalnie ich atakował, ale prywatnie zaznaczał, że robi to tylko po to, aby się uwiarygodnić i żeby nie mieli pretensji. „Mateusz, sprawa z Kukizem wygląda tak: projekt ustawy jest złożony, umówiłem się dziś na następujące terminy: pierwsze czytanie 2-3.04; drugie i trzecie 25.03. Poseł sprawozdawca – Rzymkowski. Kukizy zadowolone. Tyszka, podkreślając, że muszą się uwiarygadniać i, że to nic osobistego, obiecał, że będzie się »uwiarygadniał«, atakując rząd »in corpore« (w komplecie – red.), a nie personalnie – zobaczymy” (pisownia oryginalna – red.) – napisał 11 marca Dworczyk. Tyszka wówczas wicemarszałek Sejmu po prostu ustawiał się z PiS, razem z Pawłem Kukizem. To o tyle ważne, że Kukiz wówczas nazywał publicznie Kaczyńskiego bolszewikiem, dyktatorem, nowym Jaruzelskim. Zapewniał, że nie chce mieć nic wspólnego z Kaczyńskim. Dziś Kukiz Kandyduje z list PiS do Sejmu i utrzymuje rząd PiS-u.

Takim człowiekiem jak Tyszka Mentzen chce obecnie „wywracać stolik”. Pomija działaczy, którzy przez lata pracowali w okręgu Gdynia. To działa bardzo zniechęcająco. Podobnie gdy na miejsce swojego brata Tomasza Mentzena, który wygrał, wybory Mentzen wyznaczył Przemysława Wiplera. Skoro tak, to po co była ta szopka z prawyborami? Wipler ma sprawę karną przed sądem. Jest oskarżony o przywłaszczenie 150 tys. zł z Fundacji Wolność i Nadzieja. On nazywa oskarżenie go kompromitacją prokuratury, ale pobieżna lektura aktu oskarżenia (można przeczytać streszczenie na stronie Radia Zet w tekście „Gry wideo, bilety do Rzymu i impreza urodzinowa za pieniądze fundacji. Były poseł PiS czeka na wyrok”) pokazuje, iż nie wygląda to tak absurdalnie. Co ciekawe, samego Wiplera broni Maciej Zaborowski, główny prawnik Zbigniewa Ziobro i rzeszy pisowców (w tym szefa PKN Orlen Daniela Obajtka). Wipler prowadzi bardzo dochodową działalność jako lobbysta, specjalista od wizerunku i mediów. Występują często w duecie z Zaborowskim, który poleca jego usługi.

Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której przyszłość Wiplera zależy od skuteczności podwładnych Ziobry. On zaś korzysta z jego zaufanego prawnika. To nie wygląda jak wywracanie stolika. Podobnie jak instalowanie w Warszawie Jakuba Banasia, który znany jest z tego, że jest synem Mariana Banasia, zbuntowanego speca od finansów ekipy „dobrej zmiany”. Banaś był czołowym politykiem „dobrej zmiany”. Był ministrem finansów i został nagrodzony stanowiskiem szefa NIK. Wtedy doszło do konfliktu między nim, a bezpieką PiS i Kaczyńskim z jednej strony. Jakub Banaś robił wtedy karierę w spółkach skarbu państwa, do których trafił jako syn wpływowego ojca. Teraz, ponieważ dostał zarzuty (w ramach porachunków między ojcem, a PiS), zapowiada, że chce zwalczyć PiS. Wszystko to wygląda po prostu słabo.

Znów była to kpina z działaczy warszawskich, którym dano spadochroniarza, którego obecności na listach nikt nie rozumie.

ZAPLĄTANI W NIEWIARYGODNY PRZEKAZ

Do takich dyktatorskich rządów doszedł kompletnie pomieszany przekaz. Mentzen z Wiplerem zaczęli łagodzić jak najbardziej rys Konfederacji według zasady, że w Centrum jest najwięcej głosów. W efekcie tego całego zamieszania przekaz Konfederacji stał się kompletnie niewiarygodny. A dzieła zniszczenia dokończyła kandydatka na posła Natalia Jabłońska, która ogłosiła, że to nietajne, iż Unia Europejska zakazuje jedzenia psów. Dziennikarze wyczuli temat i pobiegli do ułaskawionego Dobromira Sośnierza (znany z wypowiedzi, że „zwierzęta to maszyny zrobione z mięsa”, czy „zwierzęta nie czują bólu, bo nie mieszka w nich żaden wewnętrzny obserwator, który mógłby ten ból odczuć”). W ten sposób dyskusja o zmianie ustroju Polski została zamieniona w dyskusję, z czego są hot dogi podawane na piwie z Mentzenem.

Do wyborów zostało półtora miesiąca. Można dokonać wielu rzeczy. Konfederacja musi twardo mówić, że rozliczy PiS i odsunie go od władzy. „Ta wypowiedź (o wejściu do rządu z PiS – red.) to był błąd. Natychmiast wykorzystany przez naszych przeciwników. Kiedy próbuje się coś wytłumaczyć, jak naprawdę działa polityka w państwie, natychmiast jest to zniekształcane przez naszych przeciwników. Konfederacja nie zamierza wejść do rządu i zamierza odsunąć PiS od władzy” – powiedział Krzysztof Bosak. To krok w dobrym kierunku, ale mały. Drugi z liderów – Sławomir Mentzen powinien jasno także powiedzieć, że nie ma żadnej możliwości współpracy z PiS, która odpowiada za totalną inwigilację przeciwników politycznych, cenzurę mediów (bezprawna blokada dla polskich czytelników serwisu nczas.com), za 230 tys. zgonów nadmiarowych przy „walce” z koronawirusem.

To, co ogłosił Tomasz Sommer, naczelny „Najwyższego Czasu!”, że Konfederacja może pomóc w dePiSacji kraju i w przygotowaniu Polski do wcześniejszych wyborów (gdyby te z 15 października nie pozwoliły wyłonić stabilnego rządu), dokonując zmian w służbach, mediach i prokuraturze itp. To jest jasny przekaz. Na razie ewidentnie widać, że liderzy Konfederacji nie wiedzą, dlaczego rosły notowania ich partii i nie rozumieją, dlaczego teraz spadają.

Autorstwo: Jan Piński
Źródło: NCzas.com


  1. Szwęda 04.09.2023 15:01

    W Polsce trzeba zmienić system rządzenia na zdecentralizowany i zregionalizowany. Ale bez przewrotu w stylu afrykańskim to jest nierealne i to byłoby jeszcze groźniejsze dla ludności niż to w Afryce, bo obce wojska mogłyby strzelać do Polaków zapewne wespół z wyeksperymentowanym wojskiem polskojęzycznym.

 

Pęd do koryta


Pęd do koryta w roku obecnym wyjątkowy. Jeszcze cztery lata temu nikt z kandydatów na (rzekomych) przedstawicieli narodu polskiego w sejmie Rzeczpospolitej nie podejrzewał, że wchodząc do Sejmu może zapewnić sobie immunitet przed wysłaniem w drugiej linii, zaraz za banderowcami, na rzeź przeciwko armii rosyjskiej w imię interesów żydowsko-amerykańskiej hegemonii globalnej. Dzisiaj już każdy wie, o co toczy się gra – a mianowicie o przetrwanie.

Oczywiście część koryciarzy ma uszykowane już wille i zagrody za granicą – Niemcy, Austria, Hiszpania, Włochy… No i oczywiście Stany Zjednoczone, Izrael, Wielka Brytania – gama możliwości niewyczerpana. Jednak jest też część koryciarzy, którzy chcą mieć immunitet przed wysłaniem na Dzikie Pola czy gdziekolwiek indziej na wschodnioeuropejskim teatrze wojennym jak ukraiński Rajch już upadnie, a żądny więcej krwi Anglosas zażyczy sobie, aby maszynka do mielenia mięcha została tym razem nakarmiona polską, półdarmową siłą wojskową.

Dlatego też koryciarze ci nieco mniej zamożni, co to ich na wille w Alpach, Appalachach i na pustyni Negew nie stać, muszą się starać wyjątkowo. Wszak nikt nie chce uciekać na ślepo na Zachód, nie mając tam uszykowanej bezpiecznej przystani. A przecież koryciarz to człowiek niezdolny do kreatywnego wysiłku, toteż nie należy od niego się spodziewać, że poradzi sobie w tej trudnej sytuacji globalnej wojny pomiędzy Żydami a Chińczykami o to kto będzie przewodził światu przez kolejne 30 lat. Część oczywiście, podobnie jak banderowców co to przekraczali naszą granicę 24 lutego i w dniach kolejnych roku poprzedniego, zostanie zwerbowana przez bezpieki i wywiady krajów różnorakich. Wszak każdy chce na polskie mięso armatnie oddziaływać, aby to właśnie jego karabiny, jego armaty, jego czołgi i jego hummery Polak na kredyt kupował, podobnie jak robił to 10 lat banderowiec.

Ale nie każdego w razie wsunięcia Polaka pod ruską ciężarówkę z wapnem przez Żyda i Jankesa spotka tak zacny los jak zostanie kapusiem BND, DIA czy innego tam DGSE. Takie „szczęście” spotka tylko nielicznych, tych co to lepiej na lud prosty oddziaływać będą, aby sprzedać polskiemu narodowi ciemnotę i pozwolić siewcom wojny na mordobiciu dorobić się porządnie. Pozostała reszta koryciarzy, których inteligencja jest na bakier, a i może nawet mają resztkę uczuć narodowych, których mamona jeszcze nie wyprała im z mózgu, będą musieli walczyć o miejsce przy żłobie za wszelką cenę. Wszak jest ich tylko 460 a kandydatów do niezostania mięchem armatnim Pentagonu co najmniej razy 100 jak nie więcej. Taka kolejka niczym po ocet i mąkę w PRL-u powoduje, że kopanina w tygodniach kolejnych będzie niesamowita. Wszystkie ruchy w grę wchodzić będą: podkładanie nogi, przepychanie, wyszydzanie, opluwanie, tropienie ruskiej agentury…

Szczególnie to ostatnie będzie na czasie. Wszak już na wstępie drogi do koryta trzeba zabłysnąć wobec władców Polski z CIA, Pentagonu, Departamentu Stanu i ich polskich wyrobników, aby może jednak dostać jakieś szanse na ewakuację z Polski nie przez zatłoczoną autostradę do Berlina, lecz w jakimś Black Hawku albo co najmniej w hummerze US Army, co to do Polski z demobilu irackiego został wysłany. Taka ewakuacja to już byłoby coś. Wszak Jankes o kolaborantów dba – gdyby nie dbał, to by nikt z nim już nie chciał kolaborować. Jak zbrodniarze wycofywali się z Afganistanu, demolowanego bezmyślnie przez 20 lat, to całe szwadrony śmierci trzyliterowa agencja w pierwszej kolejności ze sobą zabrała. Cenna to rzecz mieć przy sobie oprychów, którzy po nowym rozdaniu w Eurazji mogą sami, albo ich kolejne pokolenia, zostać narzędziami do utrzymania wpływów Żyda i Jankesa na cmentarzysku imperiów.

O polskich kolaborantów też dbać trzeba, bo w ostateczności nie wiadomo czy ruska armia ze smyczy się nie zerwie i pomimo ustawki na Dzikich Polach nie zacznie wreszcie normalnie walczyć – bombardować linie zaopatrzeniowe i tak dalej, a nie bawić się z banderowcami w kotka i myszkę.

Dlatego szukanie ruskich agentów, ruskich onuc i ruskich k***w będzie na czasie. Oczywiście to dla tych bardziej wulgarnych i zwyrodniałych, przede wszystkich z lewizny oraz ordynarnej części obozu władzy. Dla patriotów trzeba grać inne melodie: interes narodowy, suwerenność, stop ukrainizacji – gama i tutaj będzie szeroka. Lecz cel niezmiennie ten sam – o koryto, o pieniążki i o immunitet – na wypadek jakby amerykański pan wezwał swojego polskiego niewolnika do zastąpienia konającego banderowca.

Jeżeli ktoś myśli, że pseudodemokratyczny proceder, który maskuje władzę bezpieki i innych resortów siłowych może cokolwiek zmienić w systemowej zależności Polski od obcych wpływów i szykowania kwiatu polskiej młodzieży na rzeź w imię jankeskiej dominacji, to niech klapki z oczu zdejmie. Bez narodowej rewolucji i wywalenia siłą z naszego kraju okupanta, jego politycznej agentury i bezpieczniackiej ochrony nic tutaj na poligonie zastępczym eurazjatyckiej wojny o wyrwanie Rosji spod wpływu chińskiego się nie zmieni. Oczywiście nie twierdzę bynajmniej, że dojdzie tutaj do kinetycznego starcia pomiędzy jankeskim mięchem armatnim o nazwie III RP a siłami moskiewskimi. Nie o to chodzi w tej grze. Waszyngton gra na minimum zaangażowania. Póki na dzikich polach trwają bezlitosne łapanki na ukraińskiego chłopa, aby do zaprzęgu wojny imperialnej go przymocować, póty Polak ma jedynie płacić na tę rozpierduchę ze swojej kieszeni, zamiast na wakacje do Grecji jeździć.

Dopiero kiedy banderowiec wyeksploatowany zostanie i już nawet inwalidów bez rąk, nóg i oczu braknie Pentagonowi, a Chińczyk będzie się trzymał mocno i tak samo mocno będzie trzymał przy sobie Rosjanina, dopiero wtedy po Polaka jankes sięgnie. Ale Polak nie może żyć w moralnym rozprzężeniu, popijając piwko i oglądając przy coli i popcornie, jak tam na wschodzie jedni z drugimi się mordują. Nie po to przecież te kary dla jeżdżących po pijaku, nie po to te kampanie antyalkoholowe, antypornograficzne, antynikotynowe i antywszelakie, aby Polak był zdrowy i w zdrowiu rodzinę zakładał, dzieci wychowywał i Polskę budował. Te kampanie są po to, aby w zdrowiu i gotowości czekał na swoją kolej wskoczenia pod nadjeżdżającą ruską ciężarówkę ze żwirem.

A czy kiedyś przyjdzie mu spełnić wolę wobec niego władców świata, to czas pokaże. Bynajmniej wcale tak zdarzyć się nie musi. Jednak gotowość Polaka i brak wątpliwości musi być w jego umyśle przez psychologiczne operacje utrwalona. Żeby nigdy nie zwątpił, że za Żyda i jankesa śmierć ponieść trzeba. Wszak nie po to Polakowi Żyd Jedwabne nastręcza, aby ten zrozumiał ten przekaz, że chodzi tu o gotowość do poświęceń w przyszłości. Tylko aby żył w bezmyślnym poczuciu winy i gotowości do zadośćuczynienia.

W roku obecnym pęd do koryta będzie więc wyjątkowy. Chętnych do immunitetu wobec zakładania kamaszy co niemiara. Jednak miejsc liczba ograniczona. Dlatego też wraz z rozwojem kampanii i podgrzewaniem wyborczego szaleństwa prześcigać się będą koncesjonowani patrioci o to kto bardziej i głośniej o polski interes będzie wołał. Lewiźnie i tak wszystko jedno więc postawi jak zwykle na brednie i szukanie ruskich agentów, przede wszystkim wśród politycznych oponentów. Ale i nawet lewizna rozumie, że naród polski banderowskiego szaleństwa ma dość toteż eksponowanie żółto-niebieskich flag będzie i w tych obozach ograniczona. Wszak lewicowiec, wyborca tych zdrajców polskiego narodu, to raczej pacyfista niż kandydat do wzięcia kałacha w rękę i pójścia w romatyczno-insurekcyjnym amoku na ruska w imię kapitalistycznych interesów amerykańskiej zbrojeniówki. Także nawet takiego lewicowca agentura jankeska z lewizny musi urabiać tak, aby się nie połapał, o co w tej grze chodzi i aby dał immunitet postkomunistom, sodomitom i inne tego typu korporacyjnym pachołkom przebranym za dbających o ciężki los ludu.

Ale żeby nie jeździć tylko po lewiźnie wszak w sejmowym chlewie wszyscy siebie warci (no może poza absolutnie pojedynczymi wyjątkami) nie zapominajmy także o „patriotach” z obozu władzy oraz innych, którzy cały okres banderowskiego dżihadu przeciwko Rosji wieszali żółto-niebieskie sztandary, karmili Polaków ukraińską trucizną eufemistycznie nazywaną żywnością techniczną i płacili z naszych kieszeni grube dziesiątki miliardów złotych, aby ich panowie i oficerowie prowadzący w jankeskiej ambasadzie byli zadowoleni. Niech nikt nie nabierze się na te sztuczki i na sztuczki innych przebierańców, którzy całe miesiące pluli na polski interes, a teraz przed wyborami na bogoojczyźnianym patriotyzmie chcą dorwać się do żłoba i zapewnić sobie immunitet od zostania nawozem Pentagonu.

Nie zapomnijmy także o emerytowanych generałach, geopolitykach, publicystach czy dziennikarzach. Oni teraz też będą spuszczać z probanderowskiego tonu i śpiewać kolędy ku czci Pana Boga i Wielkiej Polski Narodowej. Aby ich polityczni protektorzy zapewnili sobie miejsce przy żłobie na kolejne 4 lata i mogli przepychać ich obecność w mediach różnorakich. Tych wszystkich podżegaczy wojennych trzeba jednym machnięciem ręki wywalić poza granice naszej ojczyzny i odbudować Polskę jako kraj dla Polaków i w interesie ich rządzony, a nie w interesie ambasad przy Alei Szucha 7, Alejach Ujazdowskich 29/31 i Krzywickiego 24.

Autorstwo: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...