sobota, 18 listopada 2023

 

Trochę dadzą, ale jeszcze więcej zabiorą


Co z niedzielą handlową w wigilię? „Wielu Polaków, w tym ja robią zakupy często na ostatnią minutę. Jeśli 24 grudnia sklepy faktycznie będą zamknięte, to dla wielu polskich rodzin będzie to problem” – odpowiada w Radiu Zet Andrzej Domański, poseł PO najmocniej typowany na przyszłego ministra finansów. Upiera się nadal także przy tym, żeby wszystkie niedziele były handlowe.

Moim zdaniem takie słowa dyskwalifikują go jako kandydata na ministra. Człowiek, który przyznaje się do tego, że nie panuje nad swoim grafikiem i nie potrafi zorganizować sobie zakupów wcześniej niż na ostatnią minutę, nie nadaje się na takie stanowisko.

Generalnie libki mają ewidentnie jakiś problem z ogarnianiem życia, a próbują zarządzać życiem innych osób. Większość pracowników handlu w sondażach, czy poprzez swoje branżowe związki zawodowe jest przeciwna powrotowi niedziel handlowych, a już zwłaszcza skandalicznym pomysłem jest to, żeby zmuszać ludzi do pracy w wigilię.

Jak pisałem wielokrotnie, już teraz jest problem z obsadą stanowisk, a na zmianie wielkopowierzchniowego sklepu musi być niemal pełna obsada, nie da się organizować tej pracy w trybie „dyżurów”. Ludzie jeszcze mniej chętnie będą garnąć się do tej ciężkiej i z niezrozumiałych dla mnie przyczyn mało szanowanej w tym kraju pracy. To jest absurd.

Jeśli są takimi fanatykami likwidacji wolnych weekendów, dlaczego nie zaproponują tego sobie samym? Może niech politycy pracują na okrągło? Dlaczego urzędy nie są otwarte w niedziele? Zamiast pracować mniej, mamy pracować więcej?

W rozmowie z Rymanowskim padły za to wreszcie jakieś konkrety, co do podwyżek dla nauczycieli. Ma być 30 procent od 1 stycznia. Zobaczymy jak z realizacją. Oczywiście podwyżki będę popierał dla wszystkich pracowników.

Cieszy mnie też, że mieszkania komunalne wreszcie stały się jednymi z najważniejszych punktów debaty politycznej. Ciężko na to w ruchu lokatorskim pracowaliśmy, żeby tak się stało. I cieszy mnie zapowiedź, że się tym zajmą, problem w tym, że poza zapewnieniem, że będą fundusze na remonty pustostanów, reszta zapowiedzi jest dość niekonkretna i niejasna. Poza tym fundusze to jedno. Trzeba zachęcić lub zmusić samorządy, żeby zechciały z nich korzystać, bo na razie większość traktuje to jako garb, a nie zasób, którym powinni się chwalić.

Bez zwiększenia podaży mieszkań nie ma szans na stabilizację sytuacji w mieszkaniówce. Niestety Domański nadal upiera się, że kredyt zero procent powinien być. Podważałoby to robotę, jaką wykonano by ewentualnie w rozbudowie mieszkalnictwa komunalnego. Już teraz widzimy, jak pisowskie pomysły dopłat do kredytów doprowadzają do dramatu cenowego na rynku mieszkaniowym. PO chce to jeszcze bardziej podkręcić. Deweloperka i lobby rentierskie celowo doprowadzają do sytuacji głodu mieszkaniowego, ograniczając podaż, żeby wykręcać jak najwyższe zyski i jednocześnie popierają takie dopłaty, bo to podnosi ceny.

Rząd PiS zdecydował, że ma wrócić VAT na żywność, niestety PO popiera ten pomysł i chce przywrócić 5-procentowy podatek. W sytuacji nadal wysokich cen będzie to poważne obciążenie dla wielu osób. Prawdopodobny minister finansów tłumaczy to tak, że coś musi sfinansować ich obietnice. Może więc by tak opodatkować bogatych, albo korporacje? Dlaczego ich pomysły ma finansować nawet biedak, który sobie kupi jedzenie?

A jednocześnie zapowiadają ograniczenie czy nawet likwidację tzw. podatku Belki od dochodów kapitałowych. W zamian zaś będą nam obciążać podstawową konsumpcję podatkami. VAT już jest podstawowym źródłem dochodów państwa. Może by w końcu zaczęli szukać gdzie indziej? Ale wtedy kumple ciągnący zysk z kapitału by się zdenerwowali.

I tak to będzie wyglądać. Trochę z łaski pańskiej dadzą, ale jeszcze więcej szaremu człowiekowi zabiorą.

Autorstwo: Xavier Woliński
Źródło: Trybuna.info


  1. Wujek Polonii 18.11.2023 11:43

    Gdyby faktycznie praca w niedziele handlowe była dobrowolna, to większość sklepów sieciowych byłaby zamknięta. Dojdzie do tego, że ludzie się zbuntują i całe załogi będą brały urlopy na żądanie, i sklepy będą pozamykane. Bez wcześniejszego informowania społeczeństwa. To dopiero wywoła furię i wycie u tych, co nie potrafią szanować innych.

 

Do bezmyślnych wyznawców socjalizmu


Przy okazji mojego niedawnego wystąpienia na Uniwersytecie Państwowym w Sankt Petersburgu, gdzie nawiązałam m.in. do zbrodni bolszewików, na różnych polskojęzycznych forach ponownie uaktywnili się wnerwieni socjaliści. Najwyraźniej nie mogą oni przeboleć, że akurat ta Polka, która ma odwagę jeździć do Rosji – i którą tam zapraszają – gardzi socjalizmem. Owa irytacja bierze się zapewne z tego, że utożsamiają Rosję z tym ustrojem. Wiadomo: historyczny wystrzał z krążownika „Aurora”, rewolucja, Lenin, etc.

A tu jedzie sobie jakaś Piwar do Rosji, nawiązuje kontakty z Rosjanami i zamiast kłaniać się przed mauzoleum z wysuszonym trupem przywódcy bolszewików, ubolewa nad męczeńską śmiercią cara Mikołaja II.

Przy tej okazji, rozgrzani do czerwoności socjaliści wygrzebują moje artykuły sprzed lat, w których… skrytykowałam socjalizm. Że niby mam się tego wstydzić? Generalnie wygląda na to, że socjaliści są bardzo mną rozczarowani. No bo jak to tak. Przecież Piwar krytykuje zgniły Zachód, chciwe korporacje, międzynarodową banksterkę, bezduszne sankcje, kapitalistyczny wyzysk i ucisk, etc. To dlaczego nie trzyma sztamy z socjalistami?

Wyjaśnię to najbardziej łopatologicznie, jak się da. Odrzucam zarówno kapitalizm z jego monopolami, jak i socjalizm z jego wszechwładzą państwa. Dlaczego? Ponieważ oba te ustroje to formy niewolnictwa, w równym stopniu krępujące indywidualizm, ograniczające wolność i własność. Zarówno socjalizm, jak i państwowy kapitalizm pomagają tworzyć taki sam rodzaj społeczeństwa, w którym władza koncentruje się w rękach małej grupy rządzących. W obu przypadkach w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko interes grupy uprzywilejowanych i ucisk całej reszty.

W tym teatrze dla gojów pacynkami z napisami „socjalizm” i „kapitalizm” steruje ta sama ręka. Wystarczy wspomnieć, że na odpalenie rewolucji socjalistycznej w Rosji, Lenin otrzymał fundusze od kapitalistów z Zachodu.

Bezmyślni ludzie nabierają się jednak na ten wybór między dżumą a cholerą, czego przykładem jest euforia na polskojęzycznych forach po niedawnych wyborach parlamentarnych na Słowacji. Ileż było ochów i achów, że u południowych sąsiadów wygrali super ziomkowie. Co tam, że socjaliści – najważniejsze, że nienawidzą oni zachodniego imperializmu. Ależ się niektórzy ekscytowali, kiedy w świetle kamer nowy wicemarszałek słowackiego parlamentu Ľuboš Blaha zrobił w gabinecie „porządki” i usunął portret prezydent Słowacji Zuzany Čaputovej, zastępując wizerunkiem marksistowskiego rewolucjonisty Che Guevary.

Cóż, popaprańcy, których kręci ten zbrodniarz z Ameryki Południowej, są niemniej porąbani od wyznawców zbrodniarza Lenina. Ciekawi mnie tylko, czy nabierają się na „legendę Che”, bo jego podobizna tak fajowo wygląda na koszulkach i plakatach? A może na serio łyknęli bujdy o tym, iż ten latynoski bandyta miał „moralne prawo” mordować w imię wyrównywania nierówności społecznych?

Zrozumcie wreszcie: podziały między kapitalistów i socjalistów, między PiS i PO, między republikanów i demokratów, etc., tworzone są tylko po to, by antagonizować całe społeczeństwa w celu realizacji zasady «dziel i rządź». A w tak zorganizowanym podziale, do władzy dorywa się zawsze amoralna zaraza.

Tymczasem wszelkiej maści nieszczęśnikom nabierającym się na te diabelskie sztuczki, dedykuję niniejszą fraszkę Cypriana Kamila Norwida pt. „Miłość”:

„Gdy szukasz nieprzyjaciół twoich nieprzyjaciół,
To szukasz tylko ostrza, żebyś w ranę zaciął,
I nie jesteś z miłości ogólnego ducha,
Lecz z ducha partji, który, co pochlebne, słucha.
Szukaj swoich przyjaciół, dla innych miej męstwo!
Miłość nie bitwą żyje, życiem jej zwycięstwo”.

Ech, chyba jednak i tak tego nie zrozumiecie…

Autorstwo: Agnieszka Piwar
Źródło: Piwar.info


  1. Denisrozrabiaka 18.11.2023 10:04

    Tu raczej chodzi o przykrywanie winy USA, i wbijanie szpili Rosjanom np. carem Mikołajem, że mają się kajać za coś co zrobili komuniści.
    Arogancka postawa osoby prześladowanej pana/pani jakoby nie dopuszczanej do mediów ale akredytacja została wydana na Białoruś?
    O to chodziło czytelnikom.

    “Cóż, popaprańcy, których kręci ten zbrodniarz z Ameryki Południowej, są niemniej porąbani od wyznawców zbrodniarza Lenina” – to obniża poziom dyskusji i obraża uczucia ich wyznawców.

    “…(o poludniowych sąsiadach) najważniejsze, że nienawidzą oni zachodniego imperializmu”- bo nie chcą sponsorować wojenki amerykańskiej?

 

Analitycy i propagandyści


Idealiści, dyletanci, a może agresywna agentura wpływu zakrzykująca realistów? Czy krach ukraińskiej kontrofensywy przywróci merytoryczny, krytyczny dyskurs analityków w Polsce o tej wojnie?

W ostatnich dniach obserwuję, wysyp samokrytyki „wielkiego zdziwienia” i obrażania się na rzeczywistość pośród różnej maści dziennikarzy, blogerów, twórców podcastów, którzy nagle „odkryli”, że wojna na Ukrainie zasadniczo wygląda odmiennie i że wszystko wskazuje na to, że to Rosja wychodzi z niej zwycięsko, a nie Ukraina. Przełomem były artykuły szefa sztabu armii ukraińskiej generała Walerego Załużnego w „The Economist”. Najgłośniejszy, który wywołał wielki rezonans jest artykuł, w którym przyznał się do fiaska wielkiej wiosenno-letniej ofensywy, zatytułowany „Głównodowodzący Ukrainy o przełomie, który jest potrzebny, aby pokonać Rosję”.

Z racji moich zainteresowań szczególnie ciekawy jest drugi artykuł generała „Nowoczesna wojna okopowa i jak ją wygrać”, gdzie Pan generał szczegółowo omawia kwestie czysto taktyczno, techniczno wojskowe. Załużny kreśli obraz przebiegu wojny daleki od obowiązującej w Polsce narracji, budzący u wielu niedowierzanie, a nawet agresję. Co istotne w Jego ocenie, armia rosyjska adaptowała się do warunków, wiele nauczyła i mimo strat ma znaczącą przewagę.

Załużny pisze wprost: „Nie należy lekceważyć Rosji. Poniosła ciężkie straty i zużyła mnóstwo amunicji. Jednak przez dłuższy czas będzie miała przewagę w broni, sprzęcie, rakietach i amunicji”. W rzeczywistości generał Załużny nie napisał nic odkrywczego, dla ludzi dysponujących wiedzą siłach, środkach, możliwościach technicznych armii rosyjskiej i przebiegu tej wojny. Problem w Polsce w mojej ocenie polega na tym, że w przestrzeni publicznej stworzono dominujący dalece nierealistyczny, fałszywy obraz wojny na Ukrainie. Żyjąc w tym kraju prawie 50 lat, ukształtowany w demokratycznej III RP , przez pewien okres parając się dziennikarstwem w tym dotyczącym konfliktów zbrojnych, po raz pierwszy zetknąłem się z niewiarygodną dezinformacją o charakterze systemowym, finansowanym i sterowanym. Wręcz z cenzurą i presją, by nie rzec represjami wobec osób próbujących trzeźwo, czysto naukowo, analizować wydarzenia wojny rosyjsko ukraińskiej w kwestiach techniki, taktyki i przebiegu działań zbrojnych.

Dziś po blisko dwóch latach, można w końcu, choć wciąż nie do końca, mówić o tym co dzieje się na frontach wojny na Ukrainie inaczej niż materiały dostarczane przez 72 Centrum Walki Informacyjnej i Psychologicznej Sił Specjalnych Ukrainy. Może nadszedł czas refleksji, nad tym kto, w jakim celu i za czyje pieniądze systemowo dezinformował polską opinię publiczną w zakresie przebiegu działań wojennych na Ukrainie w tym w warstwie zagadnień czysto wojskowych i technicznych. Przecież powstała cała grupa ludzi dysponujących środkami finansowymi, którzy świadomie budowali i krzewili obraz wojny, mówiąc oględnie, dalece odbiegający od rzeczywistości, krzewiący propagandę na korzyść Kijowa.

Ludzie Ci samozwańczo nazwali się ekspertami od kwestii armii rosyjskiej, wojny na Ukrainie i zaciekle szerzyli jednostronny wypaczony obraz. Jak pisze Pan Wyrwał, jeden z piszących o wojnie na Ukrainie w swej „samokrytyce”: „Lekceważenie Rosji było jedną z ulubionych rozrywek i naszych ekspertów od wojny. Ile razy czytaliśmy o zidiociałych rosyjskich dowódcach, rozkradanym na potęgę sprzęcie, dronach związywanych na zaciskacze zwane potocznie (od dźwięku, jakie wydają) trytkami, czy dowożonych na front czołgach z lat 1950. Lekceważenie Rosji doprowadziło nas – Zachód – do miejsca, w którym dziś się znajdujemy”.

W zakresie moich naukowych dociekań, z przerażeniem i niedowierzaniem obserwowałem, bałwochwalczy i nieuzasadniony zachwyt nad dronami Bayraktar TB-2, które pod wpływem emocjonalnych uniesień i fałszywej narracji propagandystów, zakupiono dla Wojska Polskiego w wersji uderzeniowej, wierząc, że to skuteczny środek zwalczania rosyjskich pojazdów wojskowych. Bayraktar TB2 zostały kupione w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, niezależnie od programów i planu modernizacji technicznej sił zbrojnych.

Czy ktoś zadał pytanie, gdzie jest 22 000 000 zł, jakie zebrał pan Sławomir Sierakowski na drona Bayraktar TB-2 dla Ukraińców? Znalazłem w mediach informację: „Minister Obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow przysłał list z prośbą o sfinansowanie centrum szkoleniowego dla ukraińskich żołnierzy” — pisze Sławomir Sierakowski na „Facebooku”. „Umowę podpisałem z fundacją Come Back Alive w minionym tygodniu i zlecenie zapłaty też (zlecenie publikuję w komentarzu). Całość kosztuje 5 130 000 zł”. A co z resztą pieniędzy? To fundacje (kolejny pośrednik) buduje infrastrukturę wojskową w tym szkoleniową? Ktoś zarządza tymi pieniędzmi, może jakaś fundacja, ktoś ma być może niezłe źródło utrzymania.

Czy nie warto się zastanowić, jak ma się rzeczywistość opisana przez generała Załużnego, do tego co pisali tacy ludzie jak Anna Maria Dyner, pan Wolski, pan Ogdowski, pan Micek i pan Korowaj. Zawsze ktoś odpowie, że powielali narrację, jaka szerzył np. emerytowany amerykański generał, który co miesiąc zapowiadał, że Ukraińcy „wyzwolą Krym”, słynny Ben Hodges.

Część dziennikarzy określa ich „idealistami”, przypominając, że byli i „realiści” jednak zakrzykiwani jako „rusofile”, „onuce” , „skarpetkosceptyczni”, „putiniści”, którzy byli w Polsce sekowani pomijani w dyskursie publicznym. W USA ponoć wyglądało to dużo bardziej pluralistycznie, stąd „szok poznawczy” po artykułach Załużnego jest mniejszym, a dysonans względem tego czego oczekiwała opinia publiczna mniej dotkliwy. Może na przyszłość warto posłuchać również realistów?

Wrócę na własne poletko, zagadnień czysto wojskowych i technicznych. Wiedza ekspercka, to nie jest coś, co gdzieś można „wyguglować”. To dekady zgłębiania wiedzy, tysiące przeczytanych artykułów, setki książek, dziesiątki podróży, znajomość języka, realiów kraju i mieszkańców, o jakim piszemy analizę. Można stawiać hipotezy błędne, ten się nie myli, kto nic nie robi, ale trzeba mieć podbudowę do tych hipotez.

Nie może służyć za autorytet ktoś, kto jest w wieku ok. 30 lat, wiedze ma „wyguglowaną”, nie zna historii, danego państwa, mentalności społeczeństwa, nie zna danej armii i techniki w perspektywie kilkudziesięcioletniej. To jest czystej wody dyletant. To naprawdę nic, że oni mają „zasięgi” na „Facebooku” czy „Twitterze”.

Nie da się wykluczyć, że tym ludziom (Idealistom), podsuwano, za pomocą zaplanowanej wyspecjalizowanej manipulacji, pozornie logiczne materiały, a oni go w mediach społecznościowych powielali. Powstawały „zasięgi” i tak powstawała nieprofesjonalna informacja, a najczęściej dezinformacja ukraińska, którą na karmiono polską opinię publiczną.

Ludzi tych ma tłumaczyć ich idealizm, głęboka chęć pomocy Ukrainie, na którą armia rosyjska dokonała agresji. Być może. Zaangażowali się emocjonalnie i uważali to za słuszne i potrzebne. Jednak należy wyciągnąć wnioski. Oceny moralne i polityczne wojny na Ukrainie to jedno. A jej przebieg, zagadnienia techniczne, wojskowe to drugie. Informacja o tym nieszczęsnym konflikcie powinna być realistyczna, obok obecnej, nikt jej nie zabrania emocjonalnie zaangażowanej idealistycznej.

Oprócz ludzi młodych, byli jednak i ludzie dojrzali o głębokiej wiedzy profesjonalnej, którzy również szerzyli informacje nieprawdziwe, a których o brak świadomości tego, że mijają się z prawdą, nie posądzam. Jeżeli ktoś szerzył informacje, których autorami są służby specjalne Ukrainy, SBU, czy HUR to taka działalność na terenie suwerennego państwa, jakim jest Polska, jest ewidentną działalnością na rzecz interesów obcego państwa i definiowane jest to jako agentura wpływu. Czy zatem dezinformacja państwa wojującego, powielana przez agenturę wpływu może być jedynym, czy dominującym źródłem obiektywnej informacji o tej wojnie? – No chyba nie.

Warto abyście państwo zwrócili uwagę, co czytacie i kto jest autorem. Ile w nim emocji, a ile obiektywizmu. Fb, jako medium społecznościowe, jest niestety dotknięte jeszcze jedną „bolączką”. Mamy tu całe hordy „trolli”, czyli fałszywych kont, które szerzą dezinformację oraz atakują w pseudodyskusjach. W ciągu półtora roku zablokowałem przeszło 200 takich profili (bez zdjęcia lub z memem, profile, na których są pieski, ptaszki, zdjęcia ogrodu, a nigdy autor lub jego rodzina, a czasami nie ma niczego). Ten trolling, uprawiają obie strony wojujące, więc mamy tak rosyjską jak i ukraińską narrację wojenną, jednak w stosunku 1:10 na korzyść ukraińską.

Oczywiście dla świętego spokoju, można nie pisać nic. Można wyłączać komentarze, bo i rodzimych osób niezrównoważonych, nacjonalistów, czy rasistów też na Fb nie brak. Tak jak nie brak osób mających obsesję na puncie mieszkańców Ukrainy czy Rosji. To są stany chorobowe jak antysemityzm czy rusofobia. Ci ludzie mają swoje obsesje i „wojują” w mediach społecznościowych. Jednak dysponując wiedzą, dekadami pogłębianą, na bazie pasji, doświadczenia pozwalających na krytyczną analizę wojny o Ukrainie, zamierzam dalej z Waszym wsparciem, publikować materiały jej dotyczące z głęboką wiarą, że ten czas publikacji będzie jak najkrótszy i ta niepotrzebna wojna naszych wschodnich sąsiadów się szybko zakończy.

Autorstwo: Krzysztof Podgórski
Źródło: MyslPolska.info

 

Tak ma być?


Wrodzy Polsce komentatorzy często podkreślali, że Polacy to naród ckliwy i łatwowierny. Wystarczy więc hołdować tym cechom Polaków, ponieważ niewiele to kosztuje, a daje dobre rezultaty. Dzięki temu do dzisiaj ze łzami w oczach śpiewamy „Boże coś Polskę”, pieśń skomponowaną na cześć ościennego zaborcy, która w 1918 roku konkurowała nawet z Mazurkiem Dąbrowskiego, o pierwszeństwo jako hymn Polski. Tymczasem w założeniu piosenka ta miała Polaków przepełnić patriotycznym uwielbieniem dla… cara Aleksandra I, króla Polski.

Pamiętam, jak krótko po wizycie prezydenta Trumpa w Warszawie, jeden z polskich polityków średniej rangi z autentycznym przejęciem stwierdził, że teraz wreszcie „mamy Polskę”, historia się odmieniła, zostaliśmy docenieni i czeka nas świetlana przyszłość, na moje przebąkiwanie, że to tylko słowa, które niewiele kosztują, dostrzegł we mnie agenta.

Patriotyczne uniesienie jest ciepłe na sercu i piękne, kiedy jednak nie przekłada się nawet na codzienne wychowanie dzieci, pozostaje świąteczną rozrywką.
Przez Warszawę od ponad dziesięciu lat przechodzi stutysięczny Marsz Niepodległości. Jego uczestnicy wykrzyczą się, powzruszają, a następnie wracają do skrzeczącej codzienności coraz mniej suwerennego państwa.

Polska jest inna i polskie elity są inne. Inna od reszty Europy, bo naznaczona, 123-letnim okresem bezpaństwowym, który mentalnie odmienił Polaków, wykręcił ich myślenie poza państwowe nawy i codzienną realpolitykę. Na dodatek, przegrana II wojny światowej wymordowanie, wypędzenie i zdemoralizowanie elit zaowocowała kilkupokoleniowym wyjałowieniem polskiego myślenia państwowego i kształtowania ludzi potrafiących kierować polityką i gospodarką kraju.

W 1989 roku sterowani silną ręką obcych służb obudziliśmy z się z polską flagą na oczach, ale bez wielkiej wiedzy, jak się robi państwo i uprawia politykę. W kuchni politycznej orientowali się w jakiejś mierze komunistyczni aparatczycy, ale oni mentalnie poza status guberni nie wyrastali. Od tego czasu Polska się odradza, ale wciąż nie na tyle, by być zdolna samodzielnie kształtować sytuację. Zresztą po co!

No właśnie! Po co nam w ogóle Polska? Czy nie wystarczy taka, jak była za Aleksandra I. Jakiego stopnia wolności i suwerenności chcą dla siebie Polacy? Jakie ambicje ma nowa polska elita. Patriotyczne klisze coraz bardziej odstają od polskiej rzeczywistości, myślimy o niepodległości jeśli nie w kategoriach XIX-wiecznych, to na pewno XX-wiecznych. Jakie państwo polskie jest na miarę współczesnych Polaków, Czy w ogóle pragną oni państwa, a jeśli tak to po co/do czego? Może wystarczy im brukselska gmina albo jakiś land?

Czy twór administracyjny, w którym decyzje dotyczące tak istotnych spraw jak kierunek polityki energetycznej, polityki finansowej, życia społecznego i norm społecznych jest narzucony z zewnątrz, odpowiada większości Polaków? Czy do szczęścia wystarczy im tylko wybiórcze wspominanie bohaterów i machanie flagą na ulicy?
Jak ma wyglądać współczesna Polska? Kto w niej ma mieszkać?

Polska stanęła na rozdrożu; skończył się amerykański resurs dla rządu odwołującego się do narodowej symboliki i samego pojęcia narodu. Dzisiaj coraz częściej mówi się o zróżnicowanym etnicznie „społeczeństwie polskim”, które układać będzie życie według „europejskich wartości”. Te wartości poniekąd już były w Polsce implementowane tylnymi drzwiami za „narodowego” rządu. Różne agendy i programy podpisywane za granicą przez czołowych polityków każą stawiać pod znakiem zapytania, ich pojmowanie polskiej niepodległości, a nawet suwerenności.

A zatem, co miałoby wyróżniać młodego Polaka od młodego Niemca, czy Czecha? Gdzie polskie prawo miałoby być inne niż estońskie? A jeśli nie miałoby być, to po co nam Polska? Polskie elity nie mają umiejętności rozdawania kart, nie są asertywne, nie mają potrzebnego DNA, od pokoleń są wychowywane tak „by znać swoje miejsce”.

Po co nam Polska, skoro nie wiemy, co z nią zrobić? Po co nam Polska, skoro jej prawdopodobny nowy premier uważa, że polskość to nienormalność. Może wystarczy jakiś rezerwat dla patriotów, gdzieś na boku? Dla tych dziadków, co to lubią się popłakać, jak grają stare pieśni. Reszta zaś niech zajmie się robotą i nie przeszkadza w „racjonalnym ułożeniu stosunków w nowej Europie”. Przecież dobrze na tym wyjdzie i wcale nieźle zarobi. Tak ma być?

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...