piątek, 28 stycznia 2022

CZERWIEC 1976. POCZĄTEK KOŃCA TOWARZYSZA GIERKA

 

Czerwiec 1976. Początek końca towarzysza Gierka


CZERWIEC 76 – KOLEJNY WIELKI MIESIĄC PRL-U

Czerwiec 1976. Wypadki z tego roku różnią się zasadniczo od innych przełomów w dziejach PRL. Przede wszystkim główną cechą Czerwca jest to, że nie doszło wówczas do zmiany na szczytach władzy w przeciwieństwie do tego, co zaszło na fali października 1956, grudnia 1970 czy późniejszych wydarzeń po sierpniu 1980 roku. Drugim charakterystycznym motywem tego, co się stało w 1976 roku był fakt, że rozgrywające się wydarzenia skoncentrowały się nie w ośrodkach centralnych kraju czy dużych metropoliach jak Warszawa lub Trójmiasto, ale w ośrodkach drugorzędnych takich jak Radom, Płock czy Ursus. Wreszcie o ile trzy pozostałe wymienione wcześniej przełomy przyniosły wymianę ekipy rządzącej to czerwiec, choć nie obalił władzy Edwarda Gierka to rozpoczął proces jej powolnego upadku rozciągniętego na okres kilku lat. Pod tym względem przypomina on Marzec 1968, który także bezpośrednio nie obalił rządzącego wówczas Władysława Gomułki, ale rozpoczął proces erozji jego władzy tyle, że w tamtym przypadku dokonało się to szybciej, bo w przeciągu dwóch lat. Długa agonia rządów Gierka rozpoczęta w czerwcu 1976 roku trwała aż 4 lata, więc dwukrotnie dłużej.

O tym należy pamiętać

Wreszcie czerwiec nie był buntem wyrosłym na fali wzbierającego od dłuższego czasu niezadowolenia i zmęczenia społeczeństwa komunistycznymi porządkami w ich różnych odsłonach, ale był buntem nagłym, do którego doszło zaraz po tym jak się okazało, że czasy gierkowskiej prosperity i dobrobytu na kredyt to iluzja i ślepa uliczka. Czerwiec był buntem typowo robotniczym. Jego podłoże miało charakter ekonomiczny i było spowodowane drastycznymi podwyżkami cen podstawowych towarów, co łączyło go z wydarzeniami grudnia 1970. Stał się jednak katalizatorem ważnych procesów politycznych, bowiem jego rezultatem było powstanie po raz pierwszy od czasów stalinowskich zorganizowanej opozycji z prawdziwego zdarzenia. Do jej sformowania przyczyniła się postawa inteligencji, która tym razem zdecydowała się stanąć po stronie robotników i wesprzeć ich w walce z reżimem, czego nie uczyniono sześć lat wcześniej po tragicznych wypadkach na Wybrzeżu. Powstały wówczas Komitet Obrony Robotników (KOR) był pierwszą organizacją opozycyjną, po której jak lawina w ciągu kilku lat zaczęły pojawiać się następne. Społeczeństwo zaczęło się przygotowywać do masowego wystąpienia, które przyszło kilka lat później. Czerwcowe wypadki a zwłaszcza ich następstwa szczególnie powstanie KOR odgrywają ogromną rolę także w bieżącej polityce polskiej i ocenie wydarzeń historycznych z perspektywy różnych obozów. Nie ulega wątpliwości, że powstanie KOR-u i jego późniejsza działalność zostały w dużym stopniu zmitologizowane przez pewne środowiska na użytek rozpowszechnienia swojej – jedynie słusznej –percepcji wydarzeń.

ŚCIEŻKI TOWARZYSZA EDWARDA

Upadek Gomułki spowodowany wydarzeniami grudniowymi był w zasadzie dopełnieniem tego, co przewidywano od dłuższego czasu. I sekretarz mimo woli wciągnięty w walki frakcyjne pomiędzy spadkobiercami „Puławian” a „Partyzantami” Moczara nie był w stanie długo się utrzymać na fali. Pod koniec jego rządów nie pozostało nic z popularności, jaką tow. „Wiesław” cieszył się w społeczeństwie w 1956 roku. Powszechnie znienawidzonego przywódcę mieli dość nie tylko zwykli obywatele, ale także większość aparatu partyjnego. Powszechnie zdawano sobie sprawę, że Gomułka zużył się. Marzec 1968, z którego wyszedł jeszcze obronną ręką był początkiem końca jego władzy. Chwilowy sojusz z „Moczarystami” zapewnił Gomułce jeszcze dwa lata utrzymania się na szczycie, ale z drugiej strony też stanowił zagrożenie dla jego pozycji, bo wiadomo, że Moczar gdyby mógł to by się nie zawahał się zająć jego miejsca. W związku z tym Gomułka zaczął po marcowym pogromie frakcji „puławskiej” i jej następców ograniczać wpływy Moczara, który schodził na coraz dalszy plan. Było jasne, że prędzej czy później Gomułkę ktoś musi zastąpić. Potrzebny był tylko katalizator a taki objawił się w postaci tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Był to tym samym koniec Gomułki a Moskwa doszła do wniosku, że trzeba osadzić w Warszawie nowego „namiestnika”, który będzie bardziej pasował do nowych wyzwań. Człowiekiem tym był Edward Gierek.

Urodził się on w 1913 roku w Zagłębiu Dąbrowskim w rodzinie górniczej. Jeszcze za młodu wyemigrował za chlebem do Francji gdzie wielu polskich górników znajdywało zatrudnienie w przemyśle wydobywczym. W późniejszych latach znalazł się w Belgii gdzie przeżył lata II wojny światowej i okupacji niemieckiej. Dzięki wieloletniemu pobytowi w tych krajach posiadł biegłą znajomość języka francuskiego i słabszą flamandzkiego, co było tym istotniejsze, że nie było to częste wśród komunistycznych aparatczyków a potem pomagało też wykorzystywać ten fakt propagandowo do budowy odpowiedniego wizerunku nowego przywódcy Polski Ludowej.

Gierek zaangażował się w działalność belgijskiego ruchu oporu w tym współorganizował polsko-belgijski oddział partyzancko-dywersyjny Witte Brigade na terenie Limburgii. Z komunistami związał się przed wojną działając m.in. w polskiej sekcji Francuskiej Partii Komunistycznej, ruchu związkowego a następnie w Belgijskiej Partii Komunistycznej. Pod koniec wojny i zaraz po jej zakończeniu reprezentował w Belgii Związek Patriotów Polskich oraz Polską Partię Robotniczą, do której wstąpił w 1946 roku. Dwa lata później wrócił z rodziną do kraju i znalazł się w Katowicach gdzie bardzo szybko zaczął robić karierę pnąc się po szczeblach hierarchii partyjnej zarówno w regionie jak i we władzach centralnych PZPR.

Pełnił nieprzerwanie przez wiele lat mandat poselski, zajmował ważne funkcje w Komitecie Wojewódzkim w Katowicach, wreszcie trafił do Komitetu Centralnego i Biura Politycznego. Związany był w tym okresie z „Puławianami” i chociaż wypłynął, jako przewodniczący komisji badającej okoliczności Poznańskiego Czerwca to jeszcze w okresie przełomu październikowego nie udało mu się zdobyć pierwszorzędnej pozycji. W 1957 roku otrzymał stanowisko I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. To stanowisko najbardziej łączyło się z jego osobą w powszechnym odbiorze. Gierek pełniąc tą funkcję zgromadził wokół siebie grupę zaufanych ludzi, z których wielu zostało na długo jego wiernymi współpracownikami. Niektórzy nazywali otoczenie Gierka grupą „Technokratów”.

Gierek i Breżniew

Z czasem to środowisko coraz bardziej oscylowało w kierunku stania się kolejną nieformalną koterią w ramach partii aczkolwiek w latach 60- tych pozostawało nadal w cieniu głównego nurtu walk frakcyjnych zdominowanych przez dawnych „Puławian” i „Natolińczyków – Partyzantów”. I sekretarz KW w Katowicach cierpliwe obudowywał póki, co własne podwórko zdobywając w swoim regionie niekwestionowaną pozycję do tego stopnia, że mówiono wręcz o „udzielnym księstwie” towarzysza Edwarda na Górnym Śląsku i w Zagłębiu. Katowice i Sosnowiec przykuwały szczególną uwagę Gierka także i wtedy, gdy został już włodarzem całego państwa.

Mozolnie budowana pozycja i jednocześnie nie angażowanie się bezpośrednio w walkę między głównymi nurtami w partii dawało Gierkowi coraz większą samodzielność przy jednoczesnym rosnącym apetycie na władzę. Kluczową zapewne rolę we wzroście znaczenia Gierka miały jego nader dobre kontakty z Sowietami, którzy nie darzyli zaufaniem Gomułki. Liczne wyjazdy gospodarskie m.in. do Zagłębia Donieckiego, rozmowy z radzieckimi dyplomatami i oficjelami, których ślady są widoczne w relacjach i dokumentach wskazują, że Gierek, co najmniej od połowy lat 1960. stawał się „ulubieńcem” Kremla i w nim widziano coraz częściej przyszłego następcę Gomułki.

Jednocześnie w kraju Gierek zręcznie poruszał się na szachownicy politycznej lawirując między Gomułką, Partyzantami a Puławianami. Gdy trzeba było murem stał za I sekretarzem. W marcu 1968 roku soczystą frazą o treści – „śląska woda nigdy nie będzie wodą na ich młyn, śląska woda pogruchocze im kości” – wyraźnie wskazał po czyjej stronie się opowiedział. Innym razem krytykował Gomułkę w poufnych rozmowach z Sowietami za styl rządów, atmosferę w Biurze Politycznym i błędne jego zdaniem decyzje gospodarcze. Ta krytyka nasiliła się około 1969 roku. Gomułka chyba zbyt późno zorientował się, że nieposkromione ambicje sekretarza z Katowic poważnie mu zagrażają. Wszelkie próby osłabienia jego pozycji zawiodły.

Gdy przyszedł kryzys i przesilenie polityczne na szczytach władzy w grudniu 1970 roku Gierek nie miał większych trudności by z całą konsekwencją przeprowadzić przewrót pałacowy. To Moskwa, rękami swego zaufanego towarzysza gen. Wojciecha Jaruzelskiego – przy współuczestnictwie Stanisława Kani, Piotra Jaroszewicza, Józefa Tejchmy i Władysława Kruczka – doprowadziła do mianowania Gierka I sekretarzem KC PZPR 20 grudnia 1970 roku. Od samego początku z nowymi rządami wiązano wielkie nadzieje. Propaganda umiejętnie budowała właściwy wizerunek nowego przywódcy, który miał być przeciwieństwem ascetycznego Gomułki.

Elegancki strój, modne okulary, znajomość języków obcych i bywałość w świecie stanowiły podstawowe wizerunkowo eksploatowane atuty. Gierek nie unikał kontaktu ze społeczeństwem. Kontynuował nabyty jeszcze na Śląsku nawyk przeprowadzania gospodarskich wizyt w zakładach pracy i bezpośredniej rozmowy ze zwykłymi ludźmi. Na ile było to wszystko autentyczne a na ile był to efekt reżyserii propagandowej to inna sprawa. Nie ulega natomiast wątpliwości, że odnosiło to właściwy rezultat. Do historii przeszła szczególnie wizyta Gierka w stoczni gdańskiej a więc miejscu najbardziej newralgicznym i doświadczonym ostatnimi wydarzeniami, co miało miejsce w styczniu 1971 roku. Padło wówczas słynne wezwanie i jednocześnie odpowiedź „Pomożecie” – „Pomożemy – „No!” Czy był to wyraz nadziei robotników i wiary, że będzie lepiej? Niektórzy badacze są zdania, że aplauz ze strony uczestników zebrania na wezwanie I sekretarza był w rzeczywistości znacznie mniej gromki niż powszechnie uważa.

PROSPERITY I PIERWSZE RYSY

Znakiem firmowym dekady Gierka był gwałtowny wzrost gospodarczy Polski i jednocześnie wzrost stopy życiowej obywateli w pierwszej połowie lat 1970. Gierek znacznie chętniej kontaktował się z przywódcami zachodnimi zwłaszcza frankofońskimi ze względu na biegłą znajomość języka francuskiego. Ułatwiło mu to zaciąganie na zachodzie kredytów, które przeznaczał w kraju na szeroko zakrojone inwestycje. Najbardziej sztandarowe z pośród nich to budowa rafinerii i Portu Północnego w Gdańsku oraz elektrowni i kopalni węgla brunatnego w Bełchatowie, kopalni węgla kamiennego w Bogdance koło Lublina, Huty Katowice czy Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej i Tychach z licznymi oddziałami w innych miastach. W dziedzinie transportu zainwestowano w nowoczesne drogi i koleje.

Wybudowano pierwszy odcinek autostrady pod Poznaniem roboczo nazywanej „olimpijką” gdyż w zamierzeniach miała być ona częściowo gotowa na igrzyska olimpijskie w Moskwie planowane na 1980 rok. Zbudowano drogę szybkiego ruchu z Warszawy do Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego zwanej potocznie – a jakżeby inaczej – „Gierkówką” a także Centralną Magistralę Kolejową i szerokotorową Linię Hutniczo-Siarkową ze Śląska i zagłębia siarkowego pod Tarnobrzegiem do Związku Radzieckiego. Warszawa zawdzięczała Gierkowi Dworzec Centralny i Trasę Łazienkowską. Nastąpiła również eksplozja w budownictwie. Dzięki masowemu zastosowaniu techniki „wielkiej płyty” ruszyła budowa dziesiątek mniejszych i większych osiedli mieszkaniowych w całym kraju, które na lata zmieniły krajobraz polskich miast. Zmiany w polityce gospodarczej nie ominęły też rolnictwa. Boomowi inwestycyjnemu towarzyszył wzrost stopy życiowej przeciętnych Polaków toteż pierwsza połowa lat 1970. jest określana, jako lata „prosperity gierkowskiej”. Faktycznie początkowo poziom, jakości życia uległ wyraźnej poprawie a kolorowy obraz rzeczywistości był umiejętnie podsycany przez władze, które stosując zabieg z typowego dla tego okresu gatunku „Propagandy Sukcesu” szermowały sloganami w rodzaju: „Polska ósmą potęgą gospodarczą świata” czy też, „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”.

Hasła te były eksploatowane nawet wówczas, gdy przyszło załamanie ekonomiczne i co najwyżej mogły wzbudzić uśmiech politowania u obywateli PRL. Początkowo jednak nic nie wskazywało na nadchodzącą katastrofę. Władza zliberalizowała warunki otrzymania paszportu i umożliwiała wyjazdy turystyczne na zachód, (z których nie każdy wracał). Symbolem dostatku były talony na Malucha, wczasy w Bułgarii a także dostęp do artykułów z zachodu, które do tej pory były niedostępne dla przeciętnego Polaka. Niestety polityka budowania dobrobytu na kredyt dała znać o sobie po kilku latach.

Gdy zagraniczni wierzyciele zaczęli domagać się spłaty długów pojawiły się problemy. Nie jest wykluczone, że kraje zachodnie specjalnie godziły się udzielać Polsce kredytów by w perspektywie położyć ją gospodarczo. Zdawano sobie, bowiem sprawę, że niewydolna gospodarka socjalistyczna prędzej czy później dostanie zadyszki. Faktycznie, gdy wybuchł kryzys w połowie lat 1970. Polska znalazła się w permanentnej recesji, z której zaczęła wychodzić dopiero po zmianie systemu. Czy była to, więc zaplanowana z premedytacją akcja powolnego rozkładania komunizmu od środka? Być może, że tak właśnie było. W każdym razie sprawa „długów gierkowskich” na długie lata stała się elementem problemów budżetowych państwa polskiego także już w nowej rzeczywistości. Warto o tym przypomnieć choćby żarliwym obrońcom polityki Gierka, których nie brakuje i dzisiaj. Chociaż z drugiej strony trzeba uczciwie powiedzieć, że kolejne rządy III RP zadłużyły skarb państwa daleko bardziej niż zrobił to Edward Gierek.

Polityka zagraniczna Gierka była nacechowana otwartością na zachód i stosunkowo częstymi spotkaniami z przywódcami krajów kapitalistycznych. Była to nowość, ale nie oznaczało to bynajmniej jakiejś próby emancypacji z pod skrzydeł Kremla. Gierek zawdzięczał władzę przed wszystkim poparciu Moskwy i mając tego świadomość okazywał jej daleka idącą uległość. Nie silił się na większą samodzielność względem „starszego brata” w przeciwieństwie do Gomułki, który przez to nie miał dobrej prasy u Sowietów. Przejawem takiej służalczości był pomysł wprowadzenia zmian w konstytucji PRL, który po raz pierwszy doprowadził do konfrontacji ekipy Gierka z rodząca się opozycją. W pewnym sensie było to preludium wydarzeń czerwcowych 1976 roku.

Koncepcja zmian w ustawie zasadniczej została przedstawiona we wrześniu 1975 roku w ramach tez na VII zjazd PZPR. Obejmowały one wprowadzenie zapisu „o przewodniej roli PZPR w państwie i socjalistycznym charakterze państwa, „o trwałym i nienaruszalnym sojuszu Polski z ZSRR” oraz „ o zależności respektowania przez władze PRL praw obywateli od wykonywania przez nich obowiązków wobec państwa”. Te zapisy szły dalej niż to, co było zapisane w ustawie zasadniczej w czasach stalinowskich. Tworzyło, więc to dysonans w zestawieniu z liberalnym obliczem rządów Gierka.

Plany te wywołały reakcję w kręgach intelektualnych. Na spotkaniu w mieszkaniu Anieli Steinsbergowej mecenas Jan Olszewski zaproponował skierowanie listu protestacyjnego do partii, który zredagowali Jacek Kuroń i Jakub Karpiński a jego dostarczenie władzom powierzono ekonomiście Edwardowi Lipińskiemu. Ogółem podpisało się pod nim 59 osób z kręgów intelektualnych, stąd nazwa – „List 59”. Jego skierowanie było związane nie tylko z proponowanymi zmianami w konstytucji, ale także wskazywało na sprzeczność tych propozycji z Aktem Końcowym Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie podpisanym przez władze PRL 1 sierpnia 1975 roku.

Autorzy listu wskazali, że takie wartości teoretycznie gwarantowane przez prawo jak wolność słowa, informacji, badań naukowych, pracy i religii nie mogą być respektowane w świetle proponowanych zmian i stoją w sprzeczności z aktem końcowym KBWE, wreszcie stwarzają zagrożenie dla egzystencji narodu. Zauważmy, że pismo to nie mówiło nic o zmianach ustrojowych. Było raczej obroną istniejącego status quo lub lekkim podrasowaniem socjalizmu.

List został zlekceważony przez władze a głośno się o nim zrobiło dopiero po nowym roku, gdy nagłośniły jego sprawę media zachodnie. W ślad za inicjatywą Olszewskiego posypały się inne listy w tej samej sprawie ze strony episkopatu i innych intelektualistów na czele z głośnym Listem 101. Na władzach protesty wywarły pewne wrażenie, ale zmiany i tak sejm uchwalił 10 lutego 1976 roku przy sprzeciwie tylko jednego posła Stanisława Stommy z Koła Poselskiego „Znak”.

Sam Gierek skrytykował ostro protestujących intelektualistów aczkolwiek sprzeciwy odniosły pewien skutek, bo uchwalona ostatecznie wersja zmian była złagodzona w stosunku do pierwotnych propozycji. Sprawy wprowadzenia noweli konstytucji łączyły się również z niezrealizowanymi planami przywrócenia urzędu prezydenta oraz zakulisowymi intrygami we władzach partii. Jeden z najbardziej wpływowych w latach 1970. członków Komitetu Centralnego PZPR Franciszek Szlachcic zaczął dążyć do usunięcia Gierka i Jaroszewicza.

Elementem gry było osadzenie I sekretarza na stanowisku prezydenta przy jednoczesnej marginalizacji tego urzędu pozbawiając go faktycznych mocy decyzyjnych. Szlachcic ostatecznie nie osiągnął swych celów i został usunięty „w białych rękawiczkach”. Przesunięto go na mało znaczące stanowisko wicepremiera, z którego ostatecznie też go zdjęto. Ekipa Gierka triumfowała na VII Zjeździe PZPR, czego przejawem była obecność Leonida Breżniewa a więc jasny sygnał o nieustającym poparciu Moskwy dla rządzącej ekipy. Sztandarowym posunięciem było jeszcze przeprowadzenie reformy administracyjnej. W miejsce 14 województw utworzono 49 mniejszych i zlikwidowano powiaty. Reforma oficjalnie miała służyć aktywizacji mniejszych ośrodków. W gruncie rzeczy jednak bardziej chodziło o rozsadzenie zastygłych w starych województwach struktur partii i utworzenie nowych, które można było obsadzić swoimi ludźmi. Reforma weszła w życie 1 lipca 1975 roku.

RADOM-URSUS-PŁOCK CZYLI PRZEBIEG CZERWCOWEJ EKSPLOZJI

Tymczasem coraz gorsza sytuacja gospodarcza będąca wynikiem nieodpowiedzialnej polityki ekonomicznej zmusiła władze do podjęcia stosownych kroków. Zdecydowano się ostatecznie na drastyczne podwyżki cen praktycznie większości artykułów. Osłodą miało być wprowadzenie rekompensat, których system był jednak skrajnie niesprawiedliwy, bo skierowany był dla lepiej sytuowanych pomijając gorzej zarabiających. Był to błąd władz, bo tylko rozjuszył dodatkowo nastroje mas. Oczywiście liczono się z wybuchem niezadowolenia społecznego. Mając w pamięci doświadczanie grudnia 1970 roku rząd przygotował się na ewentualność gwałtownych protestów przeprowadzając operację „Lato 76”.

Czerwiec 1976 r.

Odbyły się wtedy ćwiczenia Milicji i wojsk MSW. Utworzono specjalne sztaby wojewódzkie i starano się wyeliminować osoby mogące zdaniem władz być potencjonalnymi prowodyrami powołując je na ćwiczenia wojskowe. 24 czerwca 1976 roku premier Piotr Jaroszewicz wygłosił przemówienie w sejmie transmitowane przez telewizję, w którym poinformował o planach podwyżek. Oficjalnie miały być one konsultowane ze społeczeństwem, w praktyce wszystko przygotowano do ich wprowadzenia bez realnych konsultacji. Przykładowo ceny takich artykułów jak cukru wzrosły o 90%, mięsa i ryb o 69%, nabiału o 64% a ryżu aż o 150%. Dla społeczeństwa przyzwyczajonego przez kilka ostatnich lat do wysokiego poziomu życia, stabilnych cen i podwyżek płac był to szok.

Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Bunt rozpoczął się następnego dnia, gdy przemówienie premiera opublikowano w prasie. Wszystko zaczęło się w Radomiu, mieście, które niedawno zostało awansowane do rangi stolicy nowego województwa. Biedny i zapuszczony Radom miał w zamyśle władz i rządzącego tam sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Janusza Prokopiaka stać ośrodkiem godnym metropolii tymczasem stał się głównym ośrodkiem buntu przeciw nowej polityce rządu. Rankiem 25 czerwca zastrajkowały Zakłady Metalowe im. gen. Karola „Waltera” Świerczewskiego. Dyrektor fabryki nie zdołał uspokoić protestujących, więc ci wyszli na ulicę i poderwali pozostałe zakłady. Rosnący z godziny na godzinę tłum około 10.00 znalazł się pod gmachem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Z demonstrantami próbował rozmawiać II sekretarz Komitetu Jerzy Adamczyk jednak z powodu butnego zachowania (miał powiedzieć, że „z motłochem rozmawiać nie będzie”) skończyło się to szarpaniną. W tym czasie Prokopiuk telefonował do Warszawy alarmując najwyższe czynniki o sytuacji w Radomiu. Powołany na prędce sztab antykryzysowy z Gierkiem na czele podjął decyzję o wysłaniu do Radomia znacznych sił milicji i stłumieniu protestów. Władze zgromadziły 2500 funkcjonariuszy a dowodzenie nad całością objął gen. Stanisław Zaczkowski, zastępca komendanta głównego MO. Tymczasem demonstranci zablokowali budynek Komitetu partii, urzędy miejski i wojewódzki oraz komendę milicji. Prokopiak w obawie przed szturmem uciekł chyłkiem z gmachu komitetu a po 14.00 zrewoltowany tłum wdarł się do środka plądrując pomieszczenia. Inna grupa bezskutecznie atakowała komendę milicji. W ruch poszły cegły, kamienie, butelki z benzyną i toporki odebrane strażakom niedopuszczonym do interwencji. Wznoszono barykady z wozów strażackich. Milicja użyła pałek, gazów łzawiących i armatek wodnych. Charakterystyczne jest jednak to, że milicja miała zakaz stosowania broni palnej.

W kulminacyjnym momencie protestów na ulicach było nawet do 25 tysięcy demonstrantów. Doszło do rabunku i plądrowania sklepów jednak dużo wskazuje na to, że akty te były w znacznym stopniu działem prowokatorów z SB i przebranych milicjantów. Chodziło o to by później oskarżyć w mediach strajkujących o bandytyzm. Na zdjęciach operacyjnych robionych w celu identyfikacji uczestników zajść pojawiały się osoby, których nikt w Radomiu nie znał. Od godziny 18.00 gdy doszło do ostatniej nieudanej próby zajęcia komendy MO bunt zaczął dogasać. Siły porządkowe ostatecznie opanowały sytuacje około 24.00. Oficjalnie zginęły 2 osoby – dwóch robotników przygniecionych przyczepą – a 121 osób ze strony protestujących zostało rannych, ucierpiało 75 milicjantów, straty materialne w zdemolowanym mieście wyniosły 30 mln. złotych.

Czerwiec 1976 to nie tylko Radom. Protesty właściwe rozlały się na cały kraj i były odnotowane w 24 województwach. Tyle tylko, że nigdzie nie miały tak gwałtownego przebiegu i ograniczały się do przestojów w pracy. Drugim miastem, które zapisało się na kartach tamtych wydarzeń był Ursus. Strajk w Zakładach Mechanicznych produkujących ciągniki zaczął się już rano. Po awanturze z szefostwem fabryki robotnicy udali się na pobliskie tory i zablokowali jedną z najważniejszych w kraju linii kolejowych prowadzącej do pobliskiej Warszawy. Jadące pociągi były zatrzymywane. Doszło też do próby uszkodzenia torowiska palnikiem acetylenowym a gdy to się nie udało rozkręcono szyny powodując wykolejenie się jednego z pociągów. Akcja ta w dużym stopniu nosiła znamiona prowokacji. Wieczorem, gdy władze ogłosiły w telewizji rezygnacje z podwyżek część protestujących rozeszła się. Jednak grupa poniżej 1000 osób nadal pozostawała na terenie zakładów. Wówczas milicja rozpoczęła szturm na fabrykę i doszło do walk, po których spacyfikowano całe miasto.

W Płocku gdzie strajk wybuchł w największych w mieście zakładach Petrochemii wydarzenia były spokojniejsze. Skończyło się na pochodzie pod gmach wojewódzkiego komitetu partii. Do pracowników Petrochemii dołączyli robotnicy z innych zakładów. Pod koniec dnia doszło do zamieszek i starć z milicją w trakcie, których wybijano szyby i niszczono auta milicyjne wyposażone w tak zwane szczekaczki, przez które informowano o decyzji cofnięcia podwyżek. To, co stało się symbolem tragedii czerwca przeszło do historii, jako tak zwane „ścieżki zdrowia”. Zatrzymani byli przepędzani miedzy szpalerami milicjantów, którzy bili ich pałkami. Najbardziej doświadczyli tego mieszkańcy Radomia i Ursusa, które zostały wydane na żer funkcjonariuszy milicji i ZOMO. Ci katowali, kogo chcieli. Nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. W Radomiu życie w ten sposób stracił Jan Brożyna, który nawet nie był uczestnikiem protestów a więc osoba zupełnie przypadkowa oraz ks. Roman Kotlarz, który organizował nabożeństwa za uczestników zajść i krytykował z ambony postępowanie władz. Zmarł w sierpniu 1976 roku wskutek pobicia.

Na fali represji szermowano wyrokami na lewo i prawo, organizowano pokazowe procesy, opluwano protestujących przedstawiając ich, jako chuliganów, wandali i bandytów. Łącznie osądzono prawie 300 osób a wyroki mające charakter polityczny nie miały nic wspólnego ze sprawiedliwością. Protest przyniósł jednak efekt, bo Gierek i jego współpracownicy wycofali się z planów wprowadzenia podwyżek jeszcze 25 czerwca. Potem planowano wprowadzić je, chociaż częściowo, ale wskutek veta Moskwy, która nie chciała niepokojów w Polsce w ogóle pomysł został zarzucony. Jednocześnie ruszyła machina propagandowa mająca na celu zademonstrowanie siły partii i jej rzekomej jedności ze społeczeństwem. W całym kraju organizowano masowe wiece poparcia dla rządzącej ekipy. Gierek w czasie telekonferencji wezwał sekretarzy regionalnych do organizowania masówek. Największa z nich z udziałem samego I sekretarza miała miejsce w katowickim spodku. Jednocześnie obelżywe i pełne chęci odwetu stwierdzenia padały pod adresem mieszkańców Radomia i Ursusa.

Oba miasta zostały przykładnie ukarane. Na stadionie KS „Radomiak” odbył się żałosny spektakl w trakcie, którego na oczach ściągniętych z całego kraju delegacji i przed kamerami telewizji Radomiacy musieli dokonać aktu zbiorowej pokuty przepraszając ustami prezydenta swego miasta Tadeusza Karwickiego za ostatnie wydarzenia. Z kolei Ursus przestał być odrębnym miastem i włączono go do Warszawy, jako część dzielnicy Ochota.

SKUTKI I NASTĘPSTWA

Władza Gierka zachwiała się. Z popularnego jeszcze parę lat wcześniej przywódcy stał się obiektem rozczarowania społeczeństwa. Starał się za wszelką cenę uwiarygodnić przed Moskwą, która była przeciwna planom podwyżek. Dobry humor Kremla oznaczał „być albo nie być” dla polskiego genseka. Wypadki czerwcowe o mały włos nie spowodowały upadku premiera Piotra Jaroszewicza. Być może gremia w partii, które chciały jego usunięcia doprowadziły w pewien sposób do takiego a nie innego obrotu sprawy by wywołać kolejny kryzys i pozbyć się głównego współpracownika Gierka. W każdym razie Jaroszewicz stał się w kolejnych latach wygodnym chłopcem do bicia, bo można było na niego zwalić winę za trudności. To wszak on publicznie mówił o konieczności wprowadzenia podwyżek. Relacja na linii Gierek–Jaroszewicz – mimo, że obaj się utrzymali przy władzy – stawała się coraz bardziej chłodna. W 1980 roku obaj stracili ster rządów w przeciągu paru miesięcy. Najpierw jeden potem drugi.

Schyłek władzy i propaganda sukcesu

Czerwiec 1976 roku stał się katalizatorem tworzenia się zorganizowanej opozycji. Takiej w Polsce nie było od czasów stalinowskich, gdy walczyło jeszcze zbrojne podziemie niepodległościowe. Organizacje działające jeszcze na przełomie lat 50 i 60 takie jak Klub Krzywego Koła czy Klub Poszukiwaczy Sprzeczności były kręgami o charakterze dyskusyjnym i chociaż popadły w konflikt z władzami trudno je nazwać opozycją z prawdziwego zdarzenia. Podobnie zresztą jak grupa komandosów będąca kręgiem nieformalnym. Zresztą znaczna część osób aktywnych w tych środowiskach była rodzinnie powiązana z dawną frakcją „puławską” PZPR a ich działalność oprócz krytyki reżimu Gomułki miała drugie dno i wpisywała się w kwestię rywalizacji między koteriami w partii. Wypadki marcowe 1968 roku nie przyczyniły się do utworzenia żadnej organizacji opozycyjnej podobnie jak grudzień 1970. Natomiast po czerwcu 1976 taka organizacja się pojawiła. Był nią Komitet Obrony Robotników. Jego powstanie było bezpośrednią reakcją na wydarzenia w Radomiu i Ursusie. Początki KOR-u wiążą się z akcją pomocy dla represjonowanych, jaką przeprowadziły osoby związane z kręgiem tak zwanej „Grupy Włóczęgów” działającej przy „Czarnej Jedynce” jednej z najstarszych warszawskich drużyn harcerskich. Byli to ludzie o orientacji niepodległościowej a ich głównym przywódcą i inspiratorem był Antoni Macierewicz. Nie jest, więc prawdą jak niektórzy niesłusznie sadzą, że powstanie pierwocin KOR-u należy łączyć z ludźmi tak zwanej „lewicy laickiej”. Oni dołączyli nieco później, gdy KOR rozwinął działalność i zaczęły krzepnąć jego ramy organizacyjne. W ogóle, jeżeli chodzi o skład KOR-u to pod względem ideowym był on bardzo różnorodny. Z jednej strony stanowiło to wartość, bo organizacja skupiała osoby o różnych poglądach, które łączył sprzeciw wobec władzy. Z drugiej otworzyło to drogę do stopniowego przejmowania organizacji przez osoby z konkretnej opcji. Opcją tą była wspomniana „lewica laicka” a więc pogrobowcy „puławskiej” frakcji PZPR, którzy zostali definitywnie odsunięci od wpływów po wydarzeniach marca 1968 roku. Rezultatem tego było ich ostateczne przejście do opozycji przeciw systemowi. Środowisko to w ciągu kilkunastu lat politycznie zdominowało opozycję demokratyczną w PRL i stało się jednym z filarów systemu, który nastał po tak zwanym upadku komunizmu. W nowej rzeczywistości dorobek KOR-u był często zawłaszczany przez te kręgi, wobec czego pojawiły się liczne przekłamania i niedomówienia na temat jego historii.

Oczywiście nie zmienia to faktu, że wielowymiarowa działalność KOR-u i jego następcy po 1977 roku, czyli Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR” tworzy niepodważalny dorobek a szeregi KOR-u stały się prawdziwą kuźnią kadr dla antykomunistycznej opozycji.

Autorstwo: M.
Źródło: Anty-News.waw.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

KOR I INNI

 

KOR i inni 

KOR i inni nie byli początkiem lecz jedynie logicznym efektem sytuacji w kraju.

Zachwianie się władzy Edwarda Gierka nastąpiło z chwilą, gdy niespodziewanie eksplodowały protesty robotników w czerwcu 1976 roku. Do tej pory popularna wśród obywateli ekipa rządząca zaczęła gwałtownie tracić poparcie. Okazało się, że budowanie dobrobytu na kredyt jest iluzją i tym samym w całej postaci ujawniły się mankamenty gospodarki socjalistycznej, która nie była w stanie zapewnić odpowiedniego poziomu życia obywatelom na dłuższy czas. Wypadki czerwcowe, co prawda nie zmiotły ze sceny politycznej Gierka ani nie spowodowały jakiś większych zmian personalnych na szczytach władzy, ale po raz pierwszy przyczyniły się do powstania zorganizowanej opozycji. Do tej pory ani Marzec 1968 ani też Grudzień 1970 nie były impulsem dla budowania struktur opozycyjnych. Na stłumieniu protestów i ich reperkusjach zawsze się kończyło. W ciągu lat 1960. różne grupy inicjatywne przeważnie złożone z intelektualistów okazjonalnie występowały protestując przy rozmaitych okazjach, co przeważnie ograniczało się do wystosowywania listów protestacyjnych kierowanych do władz państwowych i partyjnych. Tym razem jednak powstały konkretne ramy organizacyjne, które miały przetrwać na dłużej. W ślad za Komitetem Obrony Robotników zaczęły powstawać i inne organizacje, co świadczyło o ożywieniu politycznym społeczeństwa. Trzeba jednak zaznaczyć, że zarówno KOR jak i ROPCIO były nastawione na działalność jawną. Należy jednak pamiętać, że od końca lat 1950. i w latach 1960. działały w konspiracji różne grupy opozycyjne nastawione na działalność podziemną takie jak „Ruch”, „Liga Narodowo-Demokratyczna”, „Związek Młodych Demokratów”.

HARCERZE I TROCKIŚCI – HISTORIA KOR-U

Początki tej organizacji wiążą się ze środowiskiem 1 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Romualda Traugutta zwanej „czarną jedynką”. Nazwa wzięła się stąd, że jej członkowie nosili czarne chusty. Drużyna powstała jeszcze w ostatnich latach zaborów, jako podmiot nielegalny, aktywna była w latach Polski niepodległej a jej członkowie byli członkami podziemia w czasie wojny przede wszystkim w ramach Szarych Szeregów. Związana była cały czas z Gimnazjum/Liceum im. Tadeusza Reytana. W 1949 roku drużyna się rozformowała, aby uniknąć wchłonięcia przez skomunizowany nowy ruch harcerski. Odrodziła się po przełomie październikowym aczkolwiek na początku lat 1960. przejściowo ją zawieszono, na co wpływ miały nadmierne wpływy w harcerstwie ruchu walterowskiego kierowanego przez Jacka Kuronia, który jak wiadomo propagował idee niemające nic wspólnego z tradycyjnym polskim skautingiem. W ramach drużyny powstał krąg tzw. Gromady Włóczęgów. Jego celem było przygotowanie kadr instruktorskich, stworzenie środowiska skupiającego osoby, które z racji wieku opuszczały harcerstwo oraz zorganizowanie klubu dyskusyjnego. Osoby związane z tym środowiskiem miały orientację niepodległościową ukształtowaną przez uczestnictwo w tej gałęzi ruchu harcerskiego, która opierała się o najlepsze przedwojenne wzorce. Główne nazwiska w tym środowisku to: Andrzej Kijowski, Andrzej Celiński, Michał Kulesza, Wojciech Onyszkiewicz, Piotr Naimski, Marek Barański, Ludwik Dorn, Antoni Macierewicz czy Wojciech Fałkowski. Zwracam uwagę, że niektóre z osób związane z gromadą włóczęgów w późniejszych latach poszły drogą ideową niekoniecznie zgodną z wartościami wyniesionymi z Czarnej Jedynki. Gromada organizowała spotkania i odczyty, jej członkowie zbierali krew dla ofiar masakry na Wybrzeżu w 1970 roku jak też zorganizowali akcję na Warmii i Mazurach, której celem było ograniczenie zjawiska wyjazdu mazurskich autochtonów do Niemiec, co było rezultatem szykan ze strony władz PRL wobec tej ludności.

Gdy wybuchły protesty robotnicze w czerwcu 1976 roku z inicjatywy Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego powstał projekt zorganizowania pomocy dla represjonowanych. 11 września opracowano wstępny dokument powołujący Komitet Obrony Robotników a 22 września oficjalnie powołano do życia KOR na spotkaniu w mieszkaniu Anieli Steinsbergowej, zasłużonej adwokat, w którym wzięli udział Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Jan Olszewski, Ludwik Cohn, Jan Józef Lipski. Następnego dnia przedstawiono apel do społeczeństwa i władz partyjnych. Warto podkreślić, że inicjatywa utworzenia KOR-u powstała w środowisku Gromady Włóczęgów z Czarnej Jedynki a więc w kręgu osób o postawie niepodległościowej. Tymczasem do tej pory wiele osób sądzi, że KOR należy łączyć z tak zwaną lewicą laicką a wśród nazwisk kojarzonych z KOR-em jednym tchem wymienia się nazwiska Jacka Kuronia czy Adama Michnika. Owszem ich działalność była istotna, ale to nie oni byli inicjatorami powstania KOR. To Macierewicz i Naimski przyciągnęli na początek Kuronia (jego nazwisko już figurowało pod Apelem, który był jednocześnie manifestem założycielskim KOR) oraz Michnika, który dołączył dopiero w następnym roku. Ostatecznie, więc w KOR-ze znaleźli się ludzie o różnych poglądach natomiast łączył ich sprzeciw wobec władzy. To, jakie w istocie motywy kierowały osobami z różnych opcji by przeciwstawić się systemowi to inna sprawa. W skrócie należy podkreślić, że celem patriotyczno-katolickiej części działaczy była po prostu niepodległość i kasacja komunizmu. Lewica laicka mająca sama korzenie komunistyczne chciała jedynie reformy systemu i nie zamierzała rezygnować z socjalizmu. Różnice te naturalnie przekładały się na wizję pozycji Polski na arenie międzynarodowej. O ile niepodległościowcy chcieli autentycznej suwerenności o tyle lewica laicka, co najwyżej zamierzała się zadowolić statusem określanym, jako „finlandyzacja”. Oznaczało to pozostanie w obozie radzieckim z zagwarantowaniem autonomii wewnętrznej. Określenie to nawiązywało do statusu, jaki wypracowano po II wojnie światowej dla Finlandii, która była zawieszona między Wschodem a Zachodem i cieszyła się autonomią w zakresie ustroju i zagadnień gospodarczych, ale jej polityka zagraniczna była pod nadzorem ZSRR. Podział na te dwa nurty był widoczny w całej opozycji. W KOR-ze z czasem zaczął przeważać nurt lewicy laickiej z kolei w ROPCIO nurt niepodległościowy. Należy jednak pamiętać, że te podziały nie zawsze były wyraźnie zarysowane a kręgi te się wzajemnie przenikały. Poszczególni działacze opozycyjni mieli często kontakty w tych samych kołach niezależnie do wyznawanych poglądów.

Wspominamy już apel z 23 września 1976 roku był początkiem działalności KOR. Jego treść była następująca:

„Robotniczy protest przeciwko wygórowanym podwyżkom, który był wyrazem postawy niemal całego społeczeństwa, pociągnął za sobą brutalne prześladowania. W Ursusie, Radomiu i innych miastach bito, kopano i masowo aresztowano demonstrantów. Najszerszy zasięg miało wyrzucanie z pracy, co obok aresztowań szczególnie uderzyło w rodziny represjonowanych… Stosowanie represji z reguły związane było z łamaniem prawa przez organa władzy. Sądy wydawały orzeczenia bez materiału dowodowego, z pracy wyrzucano naruszając przepisy k.p. Nie cofnięto się przed wymuszaniem przemocą zeznań. Postępowanie takie nie jest niestety u nas nowością. Wystarczy przypomnieć bezprawne represje, które spadły na sygnatariuszy listów protestujących przeciwko zmianom w konstytucji: niektórych wyrzucano z pracy, uczelni, bezprawnie przesłuchiwano, szantażowano. Od dawna jednak represje nie były tak brutalne i masowe jak ostatnio. Po raz pierwszy od wielu lat aresztowaniom i przesłuchiwaniem towarzyszył terror fizyczny. Ofiary obecnych represji nie mogą liczyć na żadną pomoc i obronę ze strony instytucji do tego powołanych, np. związków zawodowych, których rola jest żałosna. Pomocy odmawiają też agendy opieki społecznej. W tej sytuacji rolę tę musi wziąć na siebie społeczeństwo, w interesie, którego wystąpili prześladowani. Społeczeństwo, bowiem nie ma innych metod obrony przed bezprawiem jak solidarność i wzajemna pomoc. Dlatego niżej podpisani zawiązują Komitet Obrony Robotników w celu zainicjowania wszechstronnych form obrony i pomocy. Niezbędna jest pomoc prawna, finansowa i lekarska. Nie mniej istotna jest pełna informacja o prześladowaniach. Jesteśmy przekonani, że jedynie publiczne ujawnianie poczynań władzy może być skuteczną obroną. Dlatego m.in. prosimy wszystkich, którzy podlegali prześladowaniom lub wiedzą o nich, o przekazywanie członkom Komitetu wiadomości na ten temat. Według informacji posiadanych przez członków Komitetu dotychczas zebrano i użyto na cele pomocy około 160 000 zł. Potrzeby są jednak o wiele większe. Potrzebom tym jest w wstanie zaradzić jedynie szeroka inicjatywa społeczeństwa. Gdziekolwiek w kraju są represjonowani obowiązkiem społeczeństwa jest organizowanie się w celu ich obrony. W każdym środowisku, w każdym zakładzie pracy powinni znaleźć się ludzie odważni inicjujący zbiorowe formy pomocy. Zastosowane wobec robotników represje stanowią naruszenie podstawowych praw człowieka uznanych zarówno w prawie międzynarodowym, jak i obowiązujących w polskim prawodawstwie: prawo do pracy, strajku, prawo do swobodnego wyrażania własnych przekonań, prawo do udziału w zebraniach i demonstracjach. Dlatego Komitet domaga się amnestii dla skazanych i aresztowanych i przywrócenia wszystkim represjonowanym pracy – solidaryzując się w tych żądaniach z uchwałą Konferencji Episkopatu z dnia 9 września. Komitet wzywa społeczeństwo do poparcia tych żądań. Jesteśmy jak najgłębiej przekonani, iż powołując Komitet Obrony Robotników do życia oraz działania – spełniamy obowiązek ludzki i patriotyczny, służąc dobrej sprawie Ojczyzny. Narodu, Człowieka. Komitet Obrony Robotników – ofiar represji w związku z wydarzeniami 25 czerwca.”

Apel podpisały następujące osoby: Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks., Jan Zieja, Wojciech Ziembiński.

Warto zwrócić uwagę na biografie wyżej wymienionych osób. Duża część z nich wywodziła się z tradycji niepodległościowej, niekiedy o przeszłości PPS-owskiej bądź była związana ze środowiskami katolickimi (Ziembiński, ks. Zieja, Cohn, Pajdak, Rybicki, Szczypiorski), lewicę laicką o komunistycznym rodowodzie w tym gronie reprezentował Kuroń i Lipiński. Niektóre osoby były związane z masonerią (Lipski, Cohn). Andrzejewski, znany pisarz, był członkiem partii w okresie stalinowskim, dopiero w późniejszych latach wszedł w konflikt z systemem. Do KOR-u z czasem dołączały kolejne osoby; najważniejsze nazwiska to znana aktorka teatralna Halina Mikołajska, pisarka Anka Kowalska, Mirosław Chojecki, Jan Kielanowski, Stefan Kaczorowski. Poza formalnymi członkami wiele osób współpracowało z komitetem (Zofia i Zbigniew Romaszewscy, Ludwik Dorn, Ludwika i Henryk Wujcowie, Jan Olszewski, Helena Łuczywo, Seweryn Blumsztajn, Wojciech Arkuszewski, Wojciech Fałkowski, Andrzej Celiński i szereg innych).

Podstawowe formy działalności polegały na udzielaniu szeroko zakrojonej pomocy dla robotników represjonowanych w skutek wypadków czerwcowych. Przede wszystkim była to pomoc prawna, materialna a także lekarska. Pierwsze inicjatywy były podejmowane jeszcze przed formalnym powstaniem KOR. Organizowano zbiórki pieniędzy, adwokaci zaangażowani w działalność KOR bronili represjonowanych w sądzie, zbierano informacje o represjach, wspierano rodziny zatrzymanych przez władze robotników. Komitet dzielił się na dwie podstawowe grupy „terenowe”, radomską i ursuską z uwagi na to, że te dwa ośrodki były miejscem kumulacji protestów z 25 czerwca, ale działalność była prowadzona także w innych miastach.

Ważnym elementem było wywieranie nacisku na władze by te ograniczyły czy wręcz zakończyły represje. Dzięki inicjatywie KOR kręgi intelektualne wysyłały petycje do władz z domaganiem się m.in. utworzenia sejmowej komisji do zbadania okoliczności wypadków czerwcowych. Ogółem takie apele wysłało ponad 300 osób, ważną rolę odegrał też Episkopat Kościoła Rzymskokatolickiego domagając się od władz zaprzestania represji. Cechą charakterystyczną działalności KOR w tym okresie była jawność. Zrezygnowano z działań o charakterze konspiracyjnym gdyż – jak zauważyła to Aniela Steinsbergowa jeszcze w czasie, gdy dyskutowano nad formami pomocy dla robotników – zejście do podziemia tylko by pogorszyło sytuacje i naraziło osoby zaangażowane na niepotrzebne represje.

W sumie KOR pomógł 600 rodzinom robotniczym, na pomoc wydał około 3 mln złotych a najważniejsze, że naciski społeczne doprowadziły w 1977 roku do amnestii większości uczestników zajść a także represjonowanych osób, które pomagały poszkodowanym robotnikom. Oczywiście działacze KOR byli na celowniku bezpieki, postawiono niektórym osobom zarzuty, prowadzono śledztwa w sprawie ich działalności starając się przy tym udowodnić, że te „antypaństwowe” wystąpienia mogą być inspirowane z zagranicy przez ośrodki wrogie Polsce Ludowej. Na porządku dziennym były pobicia, zastraszanie, zwolnienia z pracy, grzywny.

Najtragiczniejszym zdarzeniem w tym okresie była śmierć krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa, współpracownika KOR, pobitego śmiertelnie przez agentów SB. Do tej tragedii przyczyniły się donosy, jakie na Pyjasa składał jego „przyjaciel” Lesław Maleszka, tajny współpracownik SB o pseudonimie „Ketman”. (Maleszka był w latach III RP zatrudniony przez Michnika w “Gazecie Wyborczej” i póki się dało był broniony przez swego pryncypała przed zarzutami o agenturalną przeszłość). Było to pierwsze zabójstwo polityczne w Polsce od lat 1950., jeśli nie liczyć przypadków domniemanych zabójstw (np. przypadek J. Zawieyskiego).

Na fali tego wydarzenia najpierw w Krakowie a później w innych ośrodkach akademickich zaczęły powstawać Studenckie Komitety Solidarności, które współpracowały z KSS KOR i ROPCIO. Uciekano się także do innych metod protestu. Najsłynniejszą była głodówka podjęta w maju 1977 roku w warszawskim kościele św. Marcina w obronie zarówno prześladowanych robotników jak i zatrzymanych współpracowników KOR. W 1977 roku, gdy opadła fala wzburzenia będąca następstwem wydarzeń czerwcowych pojawiło się pytanie, co dalej należy począć z KOR-em. Na święto państwowe 22 lipca władze ogłosiły amnestię i tym samym były podstawy by uznać dotychczasową działalność za sukces.

Była to także zachęta do kontynuowania działalności opozycyjnej tym bardziej, że w toku protestów w obronie robotników ujrzały światło dzienne kolejne fakty demaskujące prawdziwe oblicze reżimu. 29 września 1977 roku odbyło się zebranie działaczy KOR, którzy podjęli decyzje o przekształceniu komitetu w organizację o nazwie Komitet Samopomocy Społecznej „KOR”. Przyjęto jednocześnie Deklarację Ruchu Demokratycznego, w której zarysowano cele przekształconej organizacji.

Miała ona za zadanie walczyć o praworządność, prawa człowieka i obywatela oraz sprzeciwiać się działaniom represyjnym władz. Zachowanie dotychczasowej nazwy już nie, jako skrótu, ale znaku rozpoznawczego wynikało z chęci utrzymania „marki”, jaką KOR zdołał wytworzyć w czasie swojej rocznej działalności. Ścisłe grono działaczy liczyło ponad 30 osób. W tym czasie oprócz Macierewicza na czoło wysunął się już Jacek Kuroń i przyjęty niedawno Adam Michnik a wraz z nimi coraz większą rolę zaczęło odgrywać środowisko dawnych komandosów. Oznaczało to stopniowy wzrost znaczenia w KSS KOR lewicy laickiej.

Bieżące działania były zazwyczaj omawiane, na co miesięcznych spotkaniach w mieszkaniu Edwarda Lipińskiego. Dużą część działalności realizowali tak zwani „współpracownicy”, z których część była w ścisłym gronie działaczy. Prowadzili oni szereg działań, z których najważniejsze były takie jak prowadzenie podziemnej działalności wydawniczej w ramach Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA (Mirosław Chojecki), redagowaniu czasopism „Komunikat” (Anka Kowalska), „Głos” (Antoni Macierewicz), „Robotnik”( Jan Lityński), „Biuletyn Informacyjny” (Seweryn Blumsztajn), „Placówka”(Wiesław Kęcik), „Krytyka” (Adam Michnik). Czasopisma te miały różny wydźwięk ideowy i były kierowane do różnych grup społecznych.

Bardzo ważną rolę odgrywało Biuro Interwencyjne KSS „KOR” prowadzone przez małżeństwo Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, które miało za zadanie pomagać wszystkim prześladowanym przez władze. Udzielali się w nim bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Jan Lityński czy znany bard Jan Krzysztof Kelus (Kelus był także zaangażowany w sprawę „taterników” – chodziło o przemyt przez granicę w Tatrach wydawnictw Instytutu Literackiego Giedroycia a w drugą stronę dokumentów dotyczących wydarzeń marcowych i sytuacji w Polsce. Skończyło się to procesem osób zaangażowanych w tę sprawę). Nawiązywano współpracę z innymi organizacjami opozycyjnymi, patronowano szeregowi inicjatyw, utrzymywano kontakty z ośrodkami emigracyjnymi oraz z opozycyjnymi działaczami czechosłowackimi z Karty 77, z którymi dochodziło do bezpośrednich spotkań na granicy polsko-czechosłowackiej w Karkonoszach.

Działalność edukacyjno-intelektualną realizowano w ramach Towarzystwa Kursów Naukowych wyrosłych z „Uniwersytetu Latającego”. Była to forma tajnego nauczania nawiązująca do takich inicjatyw jeszcze z czasów zaborów. KSS „KOR”, mimo, że również starał się działać jawnie musiał coraz bardziej schodzić do podziemia zwłaszcza w sytuacji, gdy organa bezpieczeństwa poodejmowały działania mające na celu paraliż jego działalności. Działacze korowscy odegrali bardzo ważną rolę w formowaniu się Solidarności a ostateczny koniec działalności komitetu przypadł na rok 1981.

W tym czasie rozdźwięk miedzy lewicą laicką a prawica korowską był coraz bardziej widoczny i znalazł przełożenie na podziały organizacyjne. Wkład KOR-u w walkę z komunizmem jest nie do przecenienia. Niestety dla środowisk lewicy laickiej wyrosłej z kręgów stalinowskich a potem wyznającej trockizm – przy oddaniu tym ludziom sprawiedliwości za ich zaangażowanie – KOR stał się wentylem, dzięki, któremu sieroty polityczne po dawnej frakcji „puławskiej” PZPR rozbitej w Marcu 68 mogły się zagospodarować politycznie a w późniejszych latach konsekwentnie podjąć marsz po władzę, co zrealizowali po porozumieniu z komunistami w 1989 roku.

OPCJA NIEPODLEGŁOŚCIOWA – HISTORIA ROPCIO

Drugą największą organizacją opozycyjną powstałą w latach 1970. był Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. O ile KOR cechował eklektyzm ideowy o tyle ROPCIO tworzyli wyłącznie ludzie z niepodległościowej opcji politycznej. Dla nich odniesieniem była tradycja II RP, Armia Krajowa oraz powojenne podziemie niepodległościowe. Początki były związane z nielegalną organizacją ”Ruch”, której przewodzili bracia Andrzej i Benedykt Czumowie. Obaj zresztą przypłacili tą działalność więzieniem. Po wyjściu na wolność Andrzej Czuma rozpoczął starania o ponowne podjęcie aktywności opozycyjnej, ale na innych już zasadach.

Nawiązał kontakty m.in. z Leszkiem Moczulskim, Markiem Barańskim, Aleksandrem Hallem, Arkadiuszem Rybickim, Maciejem Grzywaczewskim o. Ludwikiem Wiśniewskim. Owocem tych kontaktów była koncepcja utworzenia organizacji o nazwie „Nurt Niepodległościowy”. Stworzono wówczas manifest programowy zatytułowany „U Progu”, który później stał się jednym z tytułów prasowych wydawanych przez to środowisko. Powstała koncepcja działania dwutorowego tj. prowadzenia jednocześnie działalności jawnej jak i podziemnej. Ta pierwsza miała być realizowana w ramach „Nurtu Niepodległościowego” a druga w ramach nowej platformy, która w założeniu miała być objąć szerszy zakres działania niż KOR.

Początkowo usiłowano połączyć w jedno wszystkie środowiska opozycyjne jednakże spory o kształt ideowy planowanej organizacji i treść manifestu spowodowały, że do tego nie doszło. Winę w dużych mierze ponosiła za to korowska lewica laicka, która była niechętna wyrazistemu postawieniu postulatu dążenia do pełnej niepodległości. W tej sytuacji 25 marca 1977 roku oficjalnie utworzono Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce. Ogłoszono jednocześnie „Apel do społeczeństwa polskiego” będący manifestem programowym ROPCIO. Dokument ten podpisali: Andrzej Czuma, Leszek Moczulski, Marek Myszkie­wicz – Niesiołowski, Adam Wojciechowski, Andrzej Woźnicki, generał Mieczysław Boruta – Spiechowicz, Piotr Typiak, Bogumił Studziński, Kazimierz Janusz, o. Ludwik Wiśniewski, ks. Bohdan Papier­nik, Zbig­niew Sekulski, Zbigniew Siemiński, Karol Głogowski, Ste­fan Kaczorowski, Antoni Pajdak, ks. Jan Zieja i Wojciech Ziembiński. Czterej ostatni byli działaczami KOR-u. Pajdak i ks. Zieja wycofali swe podpisy, ponieważ okazało się, że tekst Apelu nie jest po myśli części szefostwa KOR natomiast Kaczorowski i Ziembiński ostatecznie przeszli do ROPCIO (obaj reprezentowali nurt niepodległościowy w KOR-ze). Apel przekazano do wiadomości sejmu i episkopatu. Nowa organizacja nie miała struktur formalnych. Jej celem była jawna działalność a o członkostwie decydowało samookreślenie polegające na ustnej deklaracji akceptującej cele ROPCIO zawarte w „Apelu do społeczeństwa”. Jedynymi funkcjami były stanowiska rzeczników, które pełnili Andrzej Czuma i Leszek Moczulski. Brak sformalizowanych struktur miał na celu utrudnienie rozbicia środowiska przez władze. ROPCIO prowadził działalność publicystyczną w ramach czasopisma „Opinie”, informacyjną i pomocową. Dużą wagę przywiązywano do propagowania w społeczeństwie treści aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie podpisanej przez władze PRL a mówiącej o prawach człowieka i wolnościach obywatelskich. Ich nieprzestrzeganie przez władze polskie tworzyło podstawę prawną do krytyki rządu. Działalność starano się rozszerzyć na środowiska robotnicze i wiejskie. W ramach tego prowadzony w Katowicach przez Kazimierza Świtonia Punkt Konsultacyjno-Informacyjny stał się zaczynem, z którego powstały później Wolne Związki Zawodowe Górnego Śląska. Takie punkty istniały także w innych miastach i były miejscem gdzie osoby szukające pomocy mogły się zwrócić. Prowadzono także działalność edukacyjną w ramach Klubów Swobodnych Dyskusji. Bardzo ważnym i widocznym przejawem działalności ROPCIO były manifestacje patriotyczne w rocznice narodowe, których władza ludowa nie honorowała a więc 11 listopada, 3 maja, 1 sierpnia a także w rocznicę Grudnia 70.

W 1978 roku ROPCIO zaczął się rozpadać głównie wskutek konfliktu personalnego między Andrzejem Czumą i Leszkiem Moczulskim. U jego podłoża leżał spór o formę dalszej działalności i metody działania. Czuma m.in. proponował nadanie ROPCIO-owi bardziej sformalizowanego kierownictwa. Nie brakowało ostrych kłótni i wzajemnych oskarżeń. Tu warto zwrócić uwagę na to, że według akt IPN Leszek Moczulski miał być w latach 1969-1977 tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Lech”. On sam temu zaprzecza, ale jak do tej pory sąd nie uwzględnił stanowiska Moczulskiego w tej sprawie.

Tu pozwolę sobie na małą dygresję. W 1992 roku Konfederacja Polski Niepodległej, której przewodniczył Leszek Moczulski zagłosowała za odwołaniem rządu Jana Olszewskiego w związku z planowanym ujawnieniem listy agentów komunistycznej bezpieki. Powstaje pytanie, dlaczego partia znana ze swego antykomunizmu i niepodległościowej postawy stanęła po stronie obrońców paktu z Magdalenki chroniącego dawnych komunistów i środowisko PRL-owskich bezpieczniaków? Czyżby jej szef nie chciałby ujawnione zostały do publicznej wiadomości niewygodne fakty z jego przeszłości? Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zaznaczyć, że SB też inwigilowała Moczulskiego w ramach Sprawy Rozpoznania Operacyjnego o kryptonimie „Oszust”, co może wskazywać, że zerwał on współpracę.

Z pewnością rola, jaką odegrał Moczulski w okresie działalności opozycyjnej wymaga wyjaśnienia i skrupulatnych badań. W ogóle stopień inwigilacji opozycji przez SB był znaczny. W szeregach samego ROPCIO bezpieka miała, co najmniej kilkunastu agentów. W czerwcu 1978 roku doszło do wykluczenia Moczulskiego z redakcji „Opinii” na III Ogólnopolskim Spotkaniu Uczestników ROPCIO w Zalesiu Górnym koło Warszawy. W grudniu organizacja rozpadła się na dwa odłamy używające tej samej nazwy. Jednym kierował Czuma, drugim Moczulski. Grupa Moczulskiego utworzyła 1 września 1979 roku Konfederację Polski Niepodległej. Z kolei środowisko gdańskich działaczy ROPCIO z Hallem i Rybickim na czele utworzyli w lipcu 1979 roku Ruch Młodej Polski, który miał także charakter niepodległościowy.

W tym duchu działała też inna organizacja, która powstała wskutek rozłamu w ROPCIO, Ruch Wolnych Demokratów Karola Głogowskiego aktywny głównie w Łodzi i Wrocławiu. Komitet Porozumienia na rzecz Samostanowienia Narodu Wojciecha Ziembińskiego to kolejna grupa wyłoniona z tego środowiska. Pod koniec 1979 roku nastąpiła ostateczna dezintegracja ROPCIO. Formalnie go rozwiązano, ale grupa skupiona wokół Rady Sygnatariuszy, czyli sformalizowanego kierownictwa, do którego utworzenia doprowadził Andrzej Czuma działała dalej. Wydawali oni nadal „Opinie” i „Gospodarza”. Ich działalność ostatecznie wygasła po wprowadzeniu stanu wojennego.

PODSUMOWANIE OPOZYCJI

Bardzo ważną rolę odegrały w historii opozycji Wolne Związki Zawodowe. To właśnie z nich wyrósł rdzeń „Solidarności”. Wspomniałem już wcześniej o Wolnych Związkach Zawodowych Górnego Śląska założonych przez Kazimierza Świtonia. Według tego wzorca w kwietniu 1978 roku powstały w Gdańsku Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Ich celem było stworzenie ruchu związkowego niezależnego od władzy. Poza tym cele były zbliżone do tego, co robiła większość opozycji. WZZ odżegnywały się od stosowania przemocy i propagowały wyłącznie walkę pokojową. Wśród założycieli i głównych działaczy WZZ Wybrzeża należy wymienić Andrzeja Gwiazdę i jego żonę Joannę, Krzysztofa Wyszkowskiego, Antoniego Sokołowskiego, Bogdana Borusewicza, Alinę Pieńkowską, Tadeusza Szczepańskiego, Marylę Płońską, Bogdana Lisa, Andrzeja Kołodzieja, Annę Walentynowicz, Andrzeja Bulca i Lecha Kaczyńskiego.

W środowisku tym pojawił się też w pewnym momencie Lech Wałęsa (w latach 1970-1976 zarejestrowany, jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Bolek”). Oprócz tego działały jeszcze inne organizacje opozycyjne takie jak: Polskie Porozumienie Niepodległościowe założone na przełomie 1975/1976 roku przez Zdzisława Najdera, Komitet Samoobrony Polskiej, Konserwatorium „Doświadczenie i Przyszłość”, Ruch Narodowy – Niezależna Grupa Polityczna, Siedlecko-Podlaska Grupa Ludowo-Narodowa, Związek Narodowy Katolików, Wolna Republika Bieszczad, Ruch Porozumienia Polskich Socjalistów, Krajowy Komitet Polskich Socjalistów. Pewną egzotyką, o której trzeba wspomnieć by dopełnić obrazu grup opozycyjnych w latach 1970. była trockistowska grupa Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski oraz Komunistyczna Partia Polski (sic!) założona przez ekscentrycznego maoistę Kazimierza Mijala, byłego towarzysza partyjnego, który współpracował z władzami Albanii i Chin a więc krajów socjalistycznych skłóconych z ZSRR.

Tak w skrócie wyglądał panorama opozycji w drugiej połowie lat 1970. Jej cechą była dość duża polaryzacja zwłaszcza w ostatnim okresie poprzedzającym sierpień 80. Wbrew obiegowym opiniom większość tych organizacji miała charakter niepodległościowy. Tymczasem przeciętna osoba w naszym kraju mająca podstawową wiedzę historyczną jest przekonana, że klejnot opozycji demokratycznej stanowiło środowisko dawnych komandosów (J. Kuroń, A. Michnik, S. Blumsztajn, J. Lityński etc.).

Owszem wymienia się przy tym A. Macierewicza, J.J. Lipskiego i innych, ale dominuje opinia, że były to tak naprawdę kręgi lewicowe. Prawda jest taka, że KOR był bardzo złożony pod względem ideowym. Poza tym trzeba zaznaczyć, że wśród lewicowców nie brakowało osób o poglądach niepodległościowych. Taka postawa nie stanowi przecież monopolu prawicy. Niestety lewica laicka z ideą niepodległości nie miała wiele wspólnego, co najwyżej posługiwała się hasłami niepodległościowymi ze względów koniunkturalnych, gdy było jej to na rękę.

Reszta organizacji z ROPCIO na czele miała charakter niepodległościowy. Pomijam tu casus ekstremistycznych grup lewicowych, które wyżej wymieniłem bardziej w charakterze ciekawostki historycznej albowiem nie miały one większego znaczenia. Opozycja tego okresu charakteryzuje się wielką aktywnością różnych grup społecznych. Prowodyrem działań była inteligencja, ale podniosła ona głowę na początku nie w swoim interesie, ale w obronie robotników. Tak, więc do działań włączyli się także robotnicy a ożywienie zaczęło być dostrzegane także w środowiskach wiejskich. Działania opozycji szły dwutorowo, na płaszczyźnie oficjalnej i w podziemiu.

Do sukcesu opozycji i rozszerzenia jej działania przyczynił się na pewno mniej opresyjny charakter rządów Gierka. Taka działalność byłaby niemożliwa na dłuższą metę w czasach stalinowskich. Głównym i niebezpiecznym wrogiem była jednak sprawnie działająca bezpieka. SB w szeregach organizacji opozycyjnych miała wielu agentów w związku z tym duży stopień inwigilacji musiał mieć oczywisty wpływ na rozwój jej działalności a zapewne też na niektóre podziały i konflikty, które umiejętnie podsycane przez agenturę były dla SB cenną metodą pracy operacyjnej.

Kłania się tu casus Lecha Wałęsy, który zaczął w tym okresie swoją drogę polityczną, jako tajny współpracownik SB. Chcę podkreślić jeszcze raz istotną kwestię dotyczącą lewicy laickiej na tym etapie. To byli ludzie będący pogrobowcami istniejącej w latach 50 i 60 – tych frakcji „puławskiej” PZPR zdominowanej przez osoby pochodzenia żydowskiego. Klęska tej frakcji w Marcu 1968 spowodowała, że przeszła ona do opozycji, bo nie miała innego wyjścia. Wtedy już bezpośrednio zaangażowani byli nie sami zainteresowani, ale głównie ich dzieci a więc środowisko dawnych komandosów i walterowców, którym patronowali Kuroń i Modzelewski. W latach 70 – tych środowisko to zyskało kolejnego lidera w osobie Adama Michnika. Trzeba pamiętać o tym, że niektórzy starzy funkcjonariusze partyjni też włączali się w działalność opozycji. Posłużę się tu przypadkiem najbliższych osób z rodziny Michnika, jego ojca Ozjasza Szechtera i brata Stefana, który co prawda wyemigrował do Szwecji, ale tam nawiązał kontakty z Radiem Wolna Europa. Dziwnym trafem wielu wyznawców Stalina zwłaszcza z kręgów intelektualnych stało się antykomunistami w czasach Gomułki czy Gierka a wcześniej, gdy system był o wiele bardziej szkodliwy jakoś im nie przeszkadzał.

Pokazuje to, że dawni towarzysze z frakcji „puławskiej” i ich dzieci wychowane w duchu marksistowskim raptem przeistoczyli się w obrońców wolności i demokracji a nawet przypomnieli sobie o czymś takim jak patriotyzm. Kiedy patriotyzm po 1989 roku stał się passe ci sami ludzie zaczęli kampanię dyskredytacji wartości patriotycznych w usłużnych sobie mediach. Ich wkład w działalność opozycji nie podlega, co prawda kwestii, ale powstaje pytanie, jakie ostatecznie cele im przyświecały? Czy była to prawdziwe niepodległa Polska czy też chodziło o coś zupełnie innego?

Podobna obłuda tego środowiska dotyczyła relacji z kościołem. W czasach PRL lewica laicka robiła umizgi do katolików i kleru. Michnik napisał głośną książkę „Kościół. Lewica, Dialog”, w której dał do zrozumienia, ż możliwe jest porozumienie między kościołem katolickim a środowiskami laickimi a w latach III RP Gazeta Wyborcza nie szczędziła kościołowi zawoalowanej krytyki.

UPADEK TOWARZYSZA EDWARDA

W partii cały okres między czerwcem 1976 a sierpniem 1980 jest to powolna agonia rządów Gierka. Początkowo I sekretarz robił dobra minę do złej gry. Rozprawił się z radomsko-ursuskimi buntownikami, spacyfikował sytuację, choć musiał nieco złagodzić kurs, co było skutkiem otwartych działań nowej opozycji, zwłaszcza KOR-u. Niestety w żaden sposób nie udało się zahamować pogarszającej się sytuacji gospodarczej. Co prawda wycofano się z pomysłu radyklanych podwyżek cen podstawowych artykułów, ale zaczęto stosować tak zwane „ciche” podwyżki polegające na wypuszczaniu na rynek droższych wersji tego samego towaru, po czym niepostrzeżenie wersję tańszą wycofywano z dystrybucji zostawiając tę droższą reklamowaną pierwotnie, jako lepszą.

Trudności w zaopatrzeniu spowodowały, że już w sierpniu 1976 roku pojawiły się kartki na cukier. Zasobne jeszcze niedawno sklepy zaczęły coraz bardziej świecić pustkami. Szczególnie uciążliwy był niedobór mięsa na rynku. Kryzys paliwowy spowodował z kolei wzrost cen benzyny. Na to wszystko jeszcze składały się wzrastające koszty obsługi długu zagranicznego, który w 1979 roku wynosił już 23, 8 miliarda dolarów. Fabryki miały coraz większe problemy z nabyciem artykułów niezbędnych do podtrzymania produkcji a w rolnictwie brak było funduszów na zakup pasz. To wszystko w połączeniu z rosnącymi cenami energii przyczyniło się do przerw w produkcji.

Przemysł i rolnictwo PRL, dostały zadyszki i zaczęły poważnie kuleć. Wady gospodarki centralnie planowanej ujawniły się w całej okazałości. Władza jednak uprawiająca wciąż „propagandę sukcesu” typową dla okresu rządów Gierka udawała przed społeczeństwem, że tego nie widzi. I sekretarz maskował coraz gorszą sytuację kontynuowaniem swoich wizyt gospodarskich, które chwilami przypominały zwiedzanie wioski patiomkinowskiej. W jednym z PGR-ów Gierek zaskoczony wyjątkową czystością krów usłyszał do pracownika, że dyrektor na wieść o planowanej wizycie towarzysza I sekretarza kazał umyć zwierzęta szamponem. Kontynuowano też w dalszym ciągu wielkie inwestycje. Istotnym elementem były również stosunki z kościołem. Gierek starał się je utrzymywać poprawnie i unikał potyczek z prymasem Wyszyńskim, na które pozwalał sobie Gomułka. Szokiem dla władzy był jednak wybór 16 października 1978 roku arcybiskupa krakowskiego kardynała Karola Wojtyły na papieża.

Oficjalnie władze PRL wyraziły radość z nastania polskiego papieża natomiast w szeregach partii nastąpiła konsternacja. Gierek w rozmowie ze swoimi współpracownikami podsumował to wydarzenie stwierdzając: „Towarzysze, no to mamy problem”. Czerwiec 1976 mógł być próbą podkopania pozycji Gierka a już na pewno jego głównego partnera politycznego Piotra Jaroszewicza. Ten ostatni był bliski załamania i sam rozmyślał o dymisji tymczasem Gierek uprosił go by pozostał na stanowisku szefa rządu. Ubrane to było w szaty lojalności w istocie jednak Jaroszewicz stał się dla Gierka wygodnym parawanem, za którym można było się schować. Cała krytyka spadała na Jaroszewicza, który zbierał cięgi za wszystkie trudności. Tymczasem klika nienawidząca premiera na czele, której stał Stanisław Kania jeden z najważniejszych członków KC zaczęła naciskać by Gierek odwołał Jaroszewicza. Doszło do tego w lutym 1980 roku na VIII Zjeździe PZPR. Na Jaroszewicza spadła zewsząd fala krytyki, nie wybrano go do komitetu centralnego a niebawem odwołał go sejm powierzając misję stworzenia nowego rządu Edwardowi Babiuchowi.

Wszystko odbyło się za cichym przyzwoleniem Gierka. Był to błąd, bo pozbył on się ulegając naciskom parasola ochronnego, jakim był dla niego Jaroszewicz i sam wystawił się na ogień krytyki. Kania i wspierający go gen. Wojciech Jaruzelski mając za plecami Moskwę szykowali już obalenie także I sekretarza. Latem 1980 roku Gierek wyjechał na urlop do Związku Radzieckiego i przebywał na Krymie. W tym czasie Kania przejmował stery w kraju, co akurat zbiegło się z wybuchem fali strajków w całej Polsce.

Gdy Gierek wrócił trwał już protest w stoczni gdańskiej. I sekretarz usiłował nieudolnie poskromić sytuację między innymi powtarzając błędy i odwołując pod naciskiem kolejnych swoich zaufanych współpracowników. Nie miał jednak pomysłu na rozwiązanie głównych problemów. Skala sierpniowych protestów go zaskoczyła. Nerwy i stres doprowadziły do tego, że na początku września dostał zawału serca i trafił do szpitala.

Jego adwersarze bezlitośnie to wykorzystali i doprowadzili do ostatecznego usunięcia Gierka. VI plenum KC PZPR w dniach 5-6 września 1980 roku odwołało go z funkcji I sekretarza a na jego miejsce powołano Stanisława Kanię. Upadek Gierka był wyjątkowo bolesny. Nowa ekipa odsunęła go od wszystkiego. Wyrzucono go nawet z partii i pozbawiono emerytury. Całą winę za trudności zwalono na niego. Oskarżano go o nadużycia i malwersacje. Faktycznie Gierek mógł mieć coś na sumieniu, bo jak się zdaje był zamieszany w aferę „żelazo”. W latach 1970. służby specjalne PRL korzystając z pomocy pospolitych gangsterów przeprowadziły na zachodzie serię rabunkowych napadów a celem złodziei padła biżuteria, pieniądze, zegarki, wartościowe przedmioty. Po odpaleniu „działki” wykonawcom z przestępczego półświatka zrabowane dobra trafiały w ręce prominentnych działaczy partii i do budżetu bezpieki. Wśród beneficjentów tego haniebnego procederu miał się też znajdować Edward Gierek.

Oskarżenia pod adresem Gierka dotyczyły jednak innych spraw a chodziło głównie o zniszczenie obalonego przywódcy. W stanie wojennym Gierek został internowany. Usłyszano o nim dopiero po zmianie ustroju, gdy ukazał się jego wywiad-rzeka udzielony Januszowi Rolickiemu, „Przerwana dekada”. W czasach III RP duża część Polaków zapomniała ciemną stronę władzy Gierka a jego czasy wiele osób wspominało z nostalgią i kojarzyło z bezpieczeństwem socjalnym, którego nieraz brakowało w nowej kapitalistycznej rzeczywistości.

Zmarł w 2001 roku w Cieszynie. Jest bodaj jedynym komunistycznym przywódcą Polski Ludowej, którego uhonorowano pośmiertnie nadając jego imię kilku ulicom w różnych miejscowościach, rondu w Sosnowcu oraz paru instytucjom. Swego czasu pojawił się na rynku produkt spożywczy o nazwie „Szynka jak za Gierka”.

Ten smakowity przejaw pamięci o epoce „propagandy sukcesu” pokazuje, że ludzie mają krótką pamięć i wymazują nieprzyjemne sprawy. W tym przypadku taki drobiazg jak fakt, że szynka przez znaczną część „przerwanej dekady” była towarem, za którym trzeba było długo stać w kolejce.

Autorstwo: M
Źródło: Anty-News.waw.pl


Skopiowano z WOLNE MEDIA

GIEREK

 

„Gierek”, czyli jak okraść widza z przyjemności oglądania ciekawej historii


Oczekiwania wobec kinowego „Gierka” wcale nie były wysokie, a niektórzy podeszli do niego wręcz z ostrożną dozą optymizmu. Niesłusznie. „Gierek” nie spełnił nawet tych najskromniejszych wymogów, aby móc być nazwany filmem znośnym.

Właściwie, to czego innego spodziewać się można było po reżyserze „Klanu” i „M jak miłość” oraz po scenarzystach typu no-name, którzy napisali mu mętny scenariusz do filmu o Tomaszu Chadzie? Dokładnie tego, co dostaliśmy – kiepskiego filmu biograficznego w konwencji telenoweli.

Ten melodramatyczny styl przejawia się już od pierwszych minut filmu w podstawowym grzechu twórców „Gierka”, czyli w mętnie nakreślonych i przesadnie antagonizowanych postaciach. Gierek – dobroduszny, charyzmatyczny trybun ludu, który swojej władzy użył, by uchylić nieba obywatelom. I zła banda, która pragnie jego przegranej i niczym w kreskówkach dwoi się i troi, aby zmierzch superbohatera nadszedł jak najszybciej. Nie ma ani jednej pękniętej postaci, odbiorca nie ma możliwości jakiejkolwiek indywidualnej oceny, czy analizy, bo wszystko zostaje mu podane na talerzu.

Autorzy scenariusza wykazali się dość powierzchowną wiedzą na temat Edwarda Gierka. Czy raczej powiedzieli w filmie to, co myśleli, że przeciętny Polak pamiętający PRL chciał usłyszeć: o dobrym obywatelu, który dążył do liberalizacji ustroju i nie chciał pałować strajkujących oraz o złym generale Jaruzelskim, smutnym panu, którego twarz 13 grudnia 1981 pojawiła się w telewizorze zamiast „Teleranka”.

Zresztą druga połowa filmu to festiwal przesadnego do mdłości ośmieszania postaci generała, która – bez nazwiska – ma przypominać Jaruzelskiego. Generał nie potrafi pić wódki, jest hipokrytą, bo posiada okulary zza granicy i wkłada mu się w usta jakieś przerysowane złorzeczenia. Mojemu pokoleniu przypomniałyby te wykrzykiwane przez doktora Dundersztyca w kreskówce „Fineasz i Ferb” , a temu nieco starszemu Gargamela, który pomstuje, że już niebawem złapie wszystkie Smerfy. Tylko zamiast kota Klakiera ma przy swoim boku Maślaka, zabawnego i rubasznego aparatczyka, który miał być fuzją kilku postaci rzeczywistych.

Na dodatek film ten jest niczym festiwal niewykorzystanych motywów, niuansów, punktów zaczepnych. Dlaczego nikt nie pokazał drogi, jaką Edward Gierek przebył, by znaleźć się na fotelu I sekretarza w Katowicach, a potem na czele KC PZPR. Przecież PZPR-owska wierchuszka u schyłku Gomułki to nie był monolit – istniały różnorakie koterie, a wybór akurat Gierka na stanowisko I sekretarza wcale nie był oczywistą oczywistością. Czemu nie wykorzystać tego materiału na dobry dramat polityczny (skoro do rzetelnego kina historycznego nikt bynajmniej tu nie pretendował)? Warto też wspomnieć, że nie uświadczymy tu żadnej głębi i próby portretu gierkowskiego społeczeństwa – raz zajrzymy na stocznię, przez resztę filmu kisimy się z bohaterami w rządowych pomieszczeniach.

I nawet, jeżeli ktoś chciał Gierkowi zrobić tym filmem po prostu ładną laurkę, to też nie wyszło. W porównaniu z inną tego typu laurką, jaką był „Wałęsa. Człowiek z nadziei” z 2013 roku, „Gierek” okrada nas z każdej możliwej przyjemności oglądania filmu. W „Wałęsie” przynajmniej zaangażowano porządną obsadę, która pociągnęła do góry nieszczególnie powalający scenariusz. Sprawnie operowano muzyką – usłyszeliśmy m. in. Brygadę Kryzys i Proletaryat – oraz archiwalnymi materiałami audiowizualnymi. Jak potrzebna była Oriana Fallaci, to ściągnięto porządną, włoską aktorkę (Marię Rosario Omaggio, która w cichutkim filmie o Czerwonych Brygadach grała Elsę Morante). Twórcom „Gierka” zaś nie chciało się znaleźć native speakera, który płynnie mówiłby po angielsku wcielając się w rolę prezydenta Forda, w rolę Stanisławy Gierek wcielili rozhisteryzowaną atrapę aktorki, jaką jest Joanna Kożuchowska, a dialogi napisane są tak ciężko i nieporadnie, że nawet Koterski nie był w stanie tego dźwignąć.

Ale bonus – w filmie zobaczycie Rafała Wosia. Gratulujemy koledze po fachu tego aktorskiego debiutu i czekamy na rozwój jego kariery w przemyśle filmowym. Zaspojleruję, że owoce jego pracy w tej branży zobaczymy już niebawem.

Bezbarwność, brak odwagi co do konwencji i – bardzo często – niestaranność biorących się za tematy biograficzne czy historyczne polskich reżyserów sprawia, że na polskie dobre kino tych gatunków poczekamy jeszcze długo i jeszcze wiele względnie dobrych pomysłów na film zostanie spartaczonych. Mimo, że koledzy po fachu zza granicy regularnie pokazują, że można robić to dobrze. Niestety, dopóki polscy filmowcy nie wybiorą się na festiwal nieco bardziej odległy niż FPFF w Gdyni, to zamiast polskiej „Aidy” będziemy oglądać „Wołyń” Smarzowskiego a zamiast polskiego „Boskiego” – „Gierka”.

Autorstwo: Antonina Steffen
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA

GŁODNI EMERYCI

 Ponad 300 000 emerytów grozi śmierć głodowa


Nie ma w tym żadnej przesady. 337,6 tys. osób na koniec 2021 roku pobierało z ZUS emeryturę niższą niż tzw. emerytura głodowa. Oznacza to czternastokrotny wzrost liczby seniorów nędzarzy w perspektywie dziesięcioletniej.


Zjawisko, które właśnie nabiera rozpędu, to pokłosie wejścia w życie sztandarowego projektu rządu AWS – reformy emerytalnej, wprowadzającej model repartycyjno-kapitałowy w miejsce emerytur wypłacanych w budżetu państwa. Miało być sprawiedliwe – każdy miał dostawać tyle, ile sobie wypracował. Nie wzięto jednak pod uwagę, że przy strukturalnie niskich płacach w polskiej gospodarce oraz w obliczu plagi umów śmieciowych, obniżających wysokość składek, bądź w ogóle ich nie gwarantujących, powstanie rzeszy głodujących emerytów będzie tylko kwestią czasu. Dziś zbieramy owoce tamtej reformy.


Na koniec grudnia 2021 roku 337,6 tys. osób pobierało emeryturę z ZUS w wysokości niższej niż najniższa emerytura (tzw. emeryturę głodową). To a o aż 14 razy więcej niż w grudniu 2011 r., kiedy taką emeryturę pobierało – 23,9 tys. (wzrost o 313,7 tys. osób).


„Emerytura głodowa” to świadczenie, którego wysokość jest niższa od minimalnej emerytury przyznawanej przez ZUS. Ta w ubiegłym roku wyniosła 1250,88 zł brutto.


By ją otrzymywać, należy spełnić dwa warunki. Mężczyźni muszą mieć ukończone 65 lat przepracować o najmniej 25 lat. Kobiety – skończone 60 lat i co najmniej 20 lat pracy. Poza kwestią dramatycznie niskich plac w kapitalistycznej Polsce, oraz przyzwolenia na spekulacje oszczędnościami pracowników na rynkach kapitałowych, reforma miała jeszcze jeden poważny mankament – nie określono jednak wymaganego minimalnego wymiaru stażu ubezpieczeniowego. Tym samym za każdy okres ubezpieczenia – nawet bardzo krótki – przysługuje emerytura. Efektem tak skonstruowanego systemu jest powstanie prawa do emerytury bez gwarancji wysokości najniższej emerytury.


Państwo nie przejmuje się losem najbiedniejszych emerytów. Najniższe świadczenie wzrosło w ubiegłym roku o zaledwie 42 grosze.


Autorstwo: Piotr Nowak

Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA


Co wybrali, to mają. Byli informowani że ich wybory to gwóźdź do trumny dla nich. Nie słuchali. Mądrzejsi byli. Teraz płacz.   (Mój komentarz do tekstu)

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...