piątek, 1 grudnia 2023

 

Lewica, prawica, „antysystem”


„Nie masz, mój synu, pojęcia, jak małą ilością mądrości ten świat jest rządzony…” – Axel Oxenstierna.

Powyborcze rozrachunki w Konfederacji wzbudziły wiele emocji w samej Konfederacji, ale chyba jeszcze więcej wśród tych, którzy w wyborach udziału nie brali. Wśród komentatorów tak zwanego antysystemu przeważa opinia, że błędem było z jednej strony łagodzenie przekazu i orientowanie się na wyborców środka, z drugiej, że niepotrzebnie „schowano” dwóch uważanych za radykalnych liderów: Janusza Korwin Mikkego (JKM) i Grzegorza Brauna.

Zdaniem krytyków gdyby liderami kampanii byli ci ostatni, wtedy wynik byłby lepszy, bo elektorat protestu nie został by w domu lub nie zagłosował na PJJ albo może nawet wynik byłby gorszy, ale „wiedzielibyśmy ilu nas jest”. Takie oceny zakładają istnienie w Polsce elektoratu protestu i to na tyle licznego, że umożliwiałby wejście jego reprezentacji do parlamentu. Tymczasem takiego elektoratu w takiej liczbie nie ma. Przynajmniej go nie widać na jakiejkolwiek manifestacji, w jakimkolwiek wspólnym działaniu. Wszystkie fakty świadczą, że jedyne na co można by liczyć po ewentualnym cudownym zjednoczeniu grupek i kół wielbicieli internetowych liderów czy gawędziarzy, to 3% głosów i zawalczenie o dotację. Jednak takie zjednoczenie musiałoby nastąpić, a wybory i praktyka ostatnich lat pokazały, że przy „antysystemowych” zasobach ludzkich jest to niemożliwe nie tylko ze względu na działalność agentury, ale z uwagi na posiadany niski kapitał społeczny, intelektualny, etyczny.

Całkowitym nieporozumieniem jest także wrzucanie do jednego worka obu „schowanych” liderów. O ile Grzegorz Braun wtedy, gdy udało mu się dojść do głosu, rzeczywiście poruszał zagadnienia ważne z punktu widzenia potencjalnego elektoratu protestu, czyli sprawy pandemiczne, ukrainizację, walkę z federalizacją UE, to już JKM za najważniejsze uznał likwidację publicznej oświaty i służby zdrowia. Oburzał się także na złagodzenie postulatów likwidacji ZUS i podatku dochodowego. Zarówno publiczna oświata jak i służba zdrowia są według guru polskich „wolnościowców” złe, bo stanowią pozostałości socjalizmu. Pytanie czy ludzie, którzy od wiosny 2020 protestowali najpierw przeciw absurdom i terrorowi pandemicznemu, a potem przeciw ukrainizacji, w rzeczywistości marzą o tym aby zlikwidować ZUS, publiczną służbę zdrowia i oświatę?

MANOWCE LIBERTARIANIZMU

Czy w ogóle jest to dla nich temat istotny? Moim zdaniem nie, a przynajmniej na pewno nie dla wszystkich, w tym dla niżej podpisanego. JKM owszem, przeciwstawiał się pandemicznym absurdom i pokazywał fałsz prowojennej propagandy, ale nigdy nie były to główne motywy jego narracji. Zamiast tego zawsze więcej miejsca zajmowały w niej opowieści, a to o tym, że nauczyciele powinni się bać rodziców, a kobiety należy pozbawić czynnego prawa głosu przed menopauzą, a wszystko w sosie, którego najważniejszym smakiem zawsze jest walka z socjalizmem, którego ojcem nie są w opowieści JKM Marks i Lenin, ale staroświecki kanclerz Otto von Bismarck odpowiedzialny za wprowadzenie nowoczesnego systemu ubezpieczeń. Poza tym państwo ma zajmować się jedynie ochroną ponoć świętej prywatnej własności, a niskie podatki, (najlepiej pogłówny), trzeba przeznaczyć tylko na wojsko i policję. Ten zestaw dziwacznych i mających się nijak do rzeczywistości postulatów nie ma też nic wspólnego z żadnym sensownym altersystemem. Jeżeli w takim otoczeniu pojawi się kilka rozsądnych zdań na temat swobody leczenia, walki z cenzurą, to zostaną one jedynie skompromitowane.

Grzegorz Braun wydaje się przynajmniej na poziomie retoryki bardziej odpowiadać na rzeczywiste zagrożenia. Jednak i on przynajmniej w jednym punkcie nie mówi jak jest, a dokładniej, nie mówi do końca. Dotyczy to przede wszystkim konieczności normalizacji relacji z Rosją i przeciwstawienia się polskiej rusofobii, bez których walka o swoje interesy na „froncie niemiecko – unijnym” może przypominać jedynie „demonstrację z szablami” z anegdotycznej wypowiedzi J. Piłsudskiego o tym, co Polska może zrobić w wypadku jednoczesnej wojny na wschodzie i na zachodzie. W konsekwencji takie przemilczenie wymusza poparcie Konfederacji dla budowy elektrowni atomowych, czyli uzależnianie Polski od zagranicznych surowców, a przede wszystkim od nie do końca bezpiecznych – także zagranicznych technologii.

W całej Konfederacji sporym ograniczeniem wynikającym z intelektualnego dogmatyzmu jest także nadmierny nacisk na rolę przedsiębiorców, w których dostrzega się sól ziemi. Jest to jednak grupa specyficzna i już niezbyt liczna, wielu polskich przedsiębiorców zatrudnia imigrantów, przyzwyczaiło się do wyszukiwania luk w polskim systemie podatkowym, ale także do wykorzystywania swoich pracowników. Inaczej mówiąc, Konfederacja pochopnie utożsamia klasę średnią z przedsiębiorcami, co zdecydowanie zawęża grupę docelową.

Tymczasem Polacy i polski elektorat to w ogromnej większości pracownicy i emeryci. Dla nich postulaty likwidacji ZUS i określanie podatków jako rabunku przedsiębiorców przez państwo brzmią już nawet nie abstrakcyjnie, ale po prostu jak niebezpieczny absurd, którym w istocie są. Wielu z nich ma także w pamięci albo nadal doświadcza fatalnego traktowania przez polskich przedsiębiorców, od płacenia pensji pod stołem, po zwykłe pomiatanie, przy którym stosunki w zachodnich korporacjach jawią się czasami jako wzór wysokiej kultury relacji pracowniczych. Wszystko to sprawiło, że w polskiej świadomości jaka ukształtowała się w latach 1990 pojęcie klasy średniej nabrało często pejoratywnego lub co najmniej dwuznacznego charakteru.

SOJUSZ „EKSTREMÓW”?

Profesor Adam Wielomski w bardzo ważnej dla zdefiniowania współczesnej rzeczywistości książce „Sojusz ekstremów w epoce globalizacji” przekonująco udowodnił, że u politycznych źródeł tego co określa się dzisiaj jako powrót komunizmu w postaci globalizmu leży polityka takich idoli polskiej prawicy jak Ronald Reagan i Margaret Thatcher. Idąc dalej, wykazał, że także założenia ideologów w rodzaju Ludwiga von Hayeka czy Friedricha von Misesa traktowanych jako wyrocznie polskich „wolnościowców” mają sporo wspólnego z myślą Karola Marksa. Obserwacje praktyczne potwierdzają te wnioski. W obu systemach ich zwieńczeniem okazuje się monopol. W realnym socjalizmie był to w praktyce monopol państwowy realizowany przez członków nomenklatury, w kapitalizmie ma go osiągnąć najsprytniejszy i najbardziej zaradny przedsiębiorca.

W globalizmie oba te dążenia znalazły swoje zwieńczenie w trudnym do rozwikłania splocie interesów. To połączenie władzy wielkich korporacyjnych oligopoli i działającej na ich rzecz instytucji polityczno – administracyjnych obrazuje polityka tak zwanych drzwi obrotowych, polegająca na tym, że kadry obu tych władz wymieniają się w zależności od doraźnych potrzeb. Na dyskretnym zapleczu zasiadają jeszcze właściciele monopolu na tworzenie pieniądza. U źródeł tej zbieżności tkwią z pozoru krańcowo różne ideologie, mające jednak w swoich najgłębszych warstwach wiele wspólnego. Obie przyjmują za punkt wyjścia, że człowiek jest istotą racjonalną, kierowaną przez dosyć wąsko pojęty materializm, a przede wszystkim obie zakładają, że świat i funkcjonowanie w nim człowieka można wytłumaczyć, ba, nawet nim pokierować przy pomocy inżynierii społecznej opartej na jednej teorii. Ta teoria jest albo monokauzalna albo uwzględnia jedynie dające się zmierzyć i logicznie powiązać stosunkowo nieliczne czynniki. Takie założenie łączy na najgłębszym poziomie ortodoksów z lewa i prawa. Zarówno tych, którzy odwołują się do równości uciskanych przez kapitalistycznych krwiopijców proletariuszy jak i do wolności gnębionych przez państwo przedsiębiorców.

Warto zawsze zadać ich zwolennikom pytanie: czy woleliby wybrany przez siebie idealny komunizm czy modelowy wolny rynek, w którym wszyscy wokół są łajdakami bez czci i wiary czy fatalny ich zdaniem ustrój przeciwny, ale mający za podmioty uczciwych i obdarzonych zdrowym rozsądkiem bliźnich. Komuniści odpowiadają, że komunistyczny byt ukształtuje anielską świadomość, a JKM, że słabsi, a może i gorsi zostaną wyeliminowani w drodze wolnej konkurencji. Jedni i drudzy zaprzeczają w ten sposób rzeczywistości, doświadczeniu, zdrowemu rozsądkowi i najprościej mówiąc temu, że człowiek jest istotą znacznie bardziej skomplikowaną niż opisali to najgenialniejsi nawet teoretycy. Że oprócz potrzeby wolności i rywalizacji ma potrzebę bezpieczeństwa, współpracy, dobroci, że potrzebuje zarówno autonomii jako jednostka, ale i przynależności, że jego potrzeby, gusta, świadomość są niezwykle zróżnicowane i skomplikowane, i że na przestrzeni wieków, różne cywilizacje rozwiązywały problem ich zaspokojenia w bardzo różny sposób, choć niemal wszystkie chronią np. rodzinę.

Dzisiaj wiedza na temat różnych cywilizacji, kultur, religii jest tak szeroka, że próba obstawania przy jednej wszechogarniającej teorii jest skazana na intelektualną i polityczną porażkę. Odpowiedzią na taką sytuację poznawczo – psychologiczną w dydaktyce jest postawa zwana „cherry – pick” polegająca na stosowaniu różnych znanych z historii pedagogiki metod i technik nauczania, w zależności od czasu, miejsca i potrzeb konkretnej osoby lub grupy, a czasem gustu nauczyciela. Na gruncie polityki oznacza to odejście od twardych dogmatów lewicy i prawicy na rzecz polityki konserwatywnej czy mówiąc bardziej przyziemnie zdroworozsądkowej. Takiej, która odpowiada na konkretne potrzeby i zagrożenia tu, teraz i jeszcze jutro, o jakiej mówi Axel Gustafsson Oxenstierna szwedzki kanclerz z XVII wieku i która była podstawą polityki aż do ostatnich dwóch stuleci. To właśnie takie i tylko takie postkonserwatywne podejście może uwolnić nasze myślenie od tkwienia w lewicowo – prawicowym używając genialnej metafory Tomasza Gabisia „intelektualnym Gułagu”.

Dla elektoratu protestu, który znacznie lepiej nazwać właśnie elektoratem zdrowego rozsądku, problemem nie jest istnienie państwowej służby zdrowia i oświaty albo ZUSu czy PITu, ale fakt, że grupa szaleńców postanowiła przebudować i kontrolować świat w imię zupełnie fałszywych z punktu widzenia ekologii, wiedzy, nauki i z gruntu antyludzkich motywów. Ich władza jest paradoksalnie wynikiem współdziałania zarówno „ideowych” czyli dogmatycznych „prawicowych wolnościowców” jak równie „ideowych” sierot po marksizmie próbujących znaleźć dla siebie miejsce po upadku socjalizmu realnego. To ich konkretne posunięcia powinny wyznaczać adekwatne przeciwdziałania, a te powinny koncentrować się na najbardziej podstawowych i za takie uznanych w naszej cywilizacji wartościach i zasadach.

W tym kontekście trzeba wspomnieć o innej ważnej książce pod tytułem „Globalna zmiana. Co musimy obronić i jak działać.” Jej autor Profesor Ryszard Zajączkowski syntetycznie przedstawia podstawowe punkty oparcia przeciwników „ideowców” spod znaku Schwaba i Harariego. Wartością od jakiej powinniśmy zacząć jest prawda, czyli „zgodność tego co jest w naszym intelekcie, z rzeczywistością rozumianą jako stan świata, który istnieje bez względu na to, jak ktoś go poznaje i ocenia.” George Orwell powiedziałby, że to trwanie przy stwierdzeniu, że dwa plus dwa równa się cztery. Zajączkowski jednocześnie zawsze podkreśla, że prawda to coś trudnego, do czego dochodzenie wymaga pracy, treningu i trzymania się zasad logiki, intelektualnej uczciwości opierającej się ambicjom ego, presji grupy czy pokusom materialnych korzyści. Józef Mackiewicz zawsze podnosił w tym kontekście ważność swobodnej dyskusji i wolności słowa jako podstawowego i uprawianego od starożytności sposobu dochodzenia do tak rozumianej prawdy.

Nie jest nią jednak upieranie się przy dogmatach uprawiane przez wyznawców JKM czy też łatwe uleganie jeszcze łatwiejszym absurdom głoszonym przez internetowych showmenów. Kolejnym punktem oparcia obrońców cywilizacji jest według Zajączkowskiego prawo naturalne jako zasady dobrego życia zakorzenione w naturze ludzkiej, w naszej cywilizacji mające odbicie między innymi w zasadach prawa rzymskiego i wreszcie mająca swoje chrześcijańskie korzenie godność osoby ludzkiej, łagodząca surowość i okrucieństwo tego świata, chyba najbardziej osobna cecha naszej zachodniej cywilizacji.

Zarówno Wielomski jak i Zajączkowski w polityce optują za trwaniem przy państwie narodowym (jak pisze Wielomski tej „zinstytucjonalizowanej formie troski o własne interesy grupy ludzi zwanej narodem, czyli posiadających silną tożsamość odrębności w stosunku do innych ludów także mających własną tożsamość, język, kulturę i historię.” ) Obaj autorzy silny nacisk kładą także na obronę istnienia klasy średniej jako warstwy ludzi mających znaczący stopień niezależności materialnej i pewności siebie, przy czym w obecnej dobie wcale nie muszą to być jedynie przedsiębiorcy. Także ten punkt pokazuje, że opór wobec szajki globalistów spod znaku WEF nawiązuje nie do lewicy czy prawicy, ale do starych jak nasza cywilizacja prawd i zasad głoszonych choćby przez Arystotelesa.

DYKTATURA CIEMNIAKÓW 2.0

Jest charakterystyczne, że opór wobec zbrodniczych absurdów narzucanych ludziom w czasie tak zwanej pandemii stawiały najbardziej stanowczo tak różne państwa jak Szwecja i Białoruś, a także amerykańskie stany Teksas i Floryda. Podobnie dzieje się w kwestii oporu wobec ukrainizacji, któremu sprzeciwia się w Polsce wolnościowa prawica spod znaku Grzegorza Brauna jak i określane przez niechętnych jako endokomuna środowisko „Myśli Polskiej”. Z drugiej strony wśród najbardziej gorliwych wykonawców poleceń z WHO czy Davos były rządy lewicowe, rząd chiński i rządy krajów uznawanych poprzednio za liberalne. W Polsce najbardziej zamordystyczna okazała się tak zwana lewica i wyznawczynie poglądu o wolności własnego ciała, które nagle okazało się być groźne dla otoczenia. Na całym świecie i w Polsce opór stawiali poszczególni lekarze, uczeni, celebryci, politycy, dziennikarze spod bardzo różnych politycznych sztandarów. Wyznacznikiem była właśnie niezgoda na kłamstwo, absurd i ograniczanie wolności. Przy czym to zgoda na kłamstwo i tłumienie wolnej debaty były praźródłem problemu. Ograniczenia fizycznej wolności były rezultatem zgody na kłamstwo i środkiem do zaprowadzania dyktatury ciemniaków 2.0. Tym razem ciemniacy wyposażeni byli w profesorskie tytuły, posługiwali się ekspercką nowomową, a ludzką świadomość terroryzowali przy pomocy tak zwanej wiary w naukę, podczas gdy prawdziwie naukowa była w tym ersatzu jedynie socjotechnika.

Również opór wobec popierania wojny na Ukrainie stawiają jak dotąd w Europie rządzone przez nominalną prawicę Węgry i od niedawna posiadająca lewicowy rząd Słowacja. Mająca według tradycyjnych podziałów bardzo różne odcienie niemiecka AfD również swojej narracji nie opiera na walce z systemem ubezpieczeń czy podatkiem dochodowym, ale na piętnowaniu absurdów klimatyzmu i prowojennej polityki podporządkowanej amerykańskim interesom. To samo tylko w nieco innej tonacji prezentuje lewicowa Sahra Wagenknecht. Z niewielkimi wyjątkami wszystkie te formacje i osoby miały podobnie krytyczny stosunek do absurdów i terroru „pandemicznego”.

Wszystko to potwierdza, że linią oporu jedynie adekwatną do charakteru wojny jaką toczą z cywilizacją i człowieczeństwem globaliści jest w dzisiejszym świecie skupienie się na najprostszych zasadach i wartościach naszej cywilizacji, bez podziałów na nowoczesne, często intelektualnie imponujące, ale w istocie wydumane ideologiczne schematy i konstrukcje. Takie myślenie pojawiało się już w Polsce w latach 1990. Wojciech Giełżyński pisał o trzeciej drodze, niżej podpisany o „nowym ustroju i tych samych wartościach”, Marek Głogoczowski o „etosie bezmyślności”, a Mateusz Piskorski zawierał „sojusz ekstremów”. Dzisiaj próbą powrotu do takiego podejścia jest krakowska deklaracja „16 postulatów”. Zamachy na WTC i tak zwana wojna z terrorem, przejęcie i skarykaturyzowanie przez globalistów ruchu ekologicznego, kolejne mniej lub bardziej inscenizowane kryzysy i operacje militarne sprawiły, że z jednej strony ludzie przestali doceniać i zauważać znaczenie głębszej refleksji, a z drugiej (ciągle ten sam) nowy ustrój coraz skuteczniej zwalczał wolną myśl, nie tylko poprzez cenzurę, ale także poprzez coraz doskonalsze techniki odwracania uwagi od spraw istotnych, co zostało ułatwione powstaniem nowych technologii, przede wszystkim noszonych przed oczyma smartfonów. Stąd jakże popularne wśród antysystemowych aktywistów po wybuchu „pandemii” wołanie o tak zwane przebudzenie, nie znajdywało ani odzewu ani wystarczającego gruntu intelektualnego, co powoduje, że za „budzicieli” „antysystemowcy” biorą często ludzi, których główną kwalifikacją jest umiejętność gromadzenia dużej widowni w mediach internetowych, lub epatowanie ostentacyjną dewocją.

Polski wyborca w myśl wszelkich badań socjologicznych nie jest ani skłonny do wiary w abstrakcyjne doktryny, ani „prawicowy” w swoich przekonaniach ekonomicznych. Częściej niż mieszkańcy Zachodu głosuje nie w oparciu o interesy ekonomiczne, a bardziej w sposób tożsamościowy, choć i w tym wypadku nie traktuje np. reguł wiary katolickiej zbyt poważnie i jak zauważył Krzysztof Budziakowski jest wodą święconą jedynie polany, ale spływa ona po nim trochę jak woda po gęsi. Podobnie jest z polską przynależnością cywilizacyjną, przynajmniej tą realną, a nie deklarowaną. W obecnej sytuacji taki brak przywiązania do dogmatów niekoniecznie może okazać się powodem do kompleksów. Potrzebujemy nie programu lewicowego czy prawicowego, ale przede wszystkim odpowiadającego uczciwie na pytanie skąd weźmiemy energię, żywność, surowce, jak będziemy się leczyć, uczyć, czy będziemy mieć swoją walutę, gotówkę, czy chcemy bronić wolności słowa i sprawić by wyroki w sądzie nie budziły oburzenia albo wrażenia ponurej groteski. Czy chcemy mieć zdrowe, liczne rodziny zakorzenione w lokalnych wspólnotach, czy snujące się po świecie zatomizowane jednostki żyjące bez zobowiązań, ale i bez korzeni potrzebnych w czasie dziejowych i życiowych burz.

Czy i po co chcemy mieć Polskę jako wielki wspólny dom, czy wolimy roztopić się w większym morzu wschodnim lub zachodnim, a może w środkowoeuropejskim. Nowoczesny Polak naszych czasów nie może także zapomnieć o papieskim wezwaniu, by od siebie wymagać, nawet wtedy gdy inni od nas nie wymagają, co ciekawe, to samo głosił Aldous Huxley jako antidotum na realia opisanego przez siebie nowego wspaniałego świata. Dotyczy to zarówno codziennych nawyków jak i etyki w działaniach zbiorowych, w czasie naszego funkcjonowania w instytucjach, partiach, stowarzyszeniach. Tylko wtedy gdy odrobimy te lekcje, gdy znajdziemy szczere odpowiedzi na powyższe pytania, to będziemy mieć szanse na realne samostanowienie i decydowanie o sposobach realizacji polskiego interesu narodowego.

Autorstwo: Olaf Swolkień
Źródło: MyslPolska.info

 

Henry Kissinger był odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi


Henry Kissinger, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego i sekretarz stanu pod rządami dwóch prezydentów oraz wieloletni éminence grise amerykańskiego establishmentu polityki zagranicznej, zmarł 29 listopada 2023 w swoim domu w Connecticut. Miał 100 lat.

Kissinger doprowadził do przedłużenia wojny w Wietnamie i rozszerzenia tego konfliktu na neutralną Kambodżę; ułatwił ludobójstwo w Kambodży, Timorze Wschodnim i Bangladeszu; przyczynił się do przyspieszenia wojen domowych w południowej Afryce; wsparł zamachy stanu i szwadrony śmierci w całej Ameryce Łacińskiej. Według jego biografa Grega Grandina, miał na rękach krew co najmniej 3 milionów ludzi. „Niewiele było osób, które przyczyniły się do tak wielkiej śmierci i zniszczenia, tak wielkiego ludzkiego cierpienia w tak wielu miejscach na całym świecie, jak Henry Kissinger” – powiedział weteran ścigania zbrodni wojennych Reed Brody.

Dochodzenie przeprowadzone w 2023 roku przez „The Intercept” wykazało, że Kissinger – prawdopodobnie najpotężniejszy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w historii USA i główny architekt polityki wojennej USA w Azji Południowo-Wschodniej w latach 1969-1975 – był odpowiedzialny za śmierć większej liczby cywilów w Kambodży, niż sądzono wcześniej, jak wynika z unikalnego archiwum amerykańskich dokumentów wojskowych oraz wywiadów z ocalałymi Kambodżanami i amerykańskimi świadkami.

„The Intercept” ujawnił wcześniej niepublikowane, niezgłoszone i niedoceniane świadectwa setek ofiar cywilnych, które były utrzymywane w tajemnicy podczas wojny i pozostały niemal całkowicie nieznane Amerykanom. Kissinger ponosił znaczną odpowiedzialność za ataki w Kambodży, w których zginęło aż 150 000 cywilów – według ekspertów nawet sześć razy więcej osób niebędących bojownikami niż Stany Zjednoczone zabiły w nalotach trwających od 11 września 2001 roku.

Urodzony jako Heinz Alfred Kissinger w Fürth w Niemczech 27 maja 1923 r., wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w roku 1938, wśród fali Żydów uciekających przed prześladowaniami ze strony nazistów. Kissinger został obywatelem Stanów Zjednoczonych w 1943 roku i służył w Korpusie Kontrwywiadu Armii Stanów Zjednoczonych podczas II wojny światowej. Po ukończeniu studiów summa cum laude w Harvard College w 1950 roku, uzyskał tytuł magistra w 1952 roku i doktora dwa lata później. Następnie dołączył do wydziału Harvardu, zajmując stanowiska w Departamencie Rządu i Centrum Spraw Międzynarodowych. Podczas nauczania na Harvardzie był konsultantem administracji Johna F. Kennedy’ego i Lyndona B. Johnsona, a następnie pełnił funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 1969-1975 i sekretarza stanu w latach 1973-1977 za prezydentów Richarda Nixona i Geralda Forda. Jako zwolennik realpolitik, Kissinger wywarł ogromny wpływ na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych podczas pełnienia funkcji w rządzie, a w kolejnych dziesięcioleciach doradzał prezydentom USA i zasiadał w licznych korporacyjnych i rządowych radach doradczych, będąc jednocześnie autorem niewielkiej biblioteki bestsellerowych książek o historii i dyplomacji.

W 1949 roku Kissinger poślubił Ann Fleischer, z którą rozwiódł się w 1964 roku. W 1974 roku poślubił Nancy Maginnes. Pozostawił żonę, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, Elizabeth i Davida, oraz pięcioro wnucząt.

Jako doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Kissinger odegrał kluczową rolę w przedłużeniu wojen USA w Azji Południowo-Wschodniej, w wyniku których zginęły dziesiątki tysięcy amerykańskich żołnierzy i setki tysięcy Kambodżan, Laotańczyków i Wietnamczyków. Podczas jego kadencji Stany Zjednoczone zrzuciły na Indochiny 9 miliardów funtów amunicji.

W 1973 roku Norweski Komitet Noblowski przyznał Pokojową Nagrodę Nobla Kissingerowi i jego północnowietnamskiemu odpowiednikowi Le Duc Tho „za wspólne wynegocjowanie zawieszenia broni w Wietnamie w 1973 roku”.

„Nie istnieje żaden inny porównywalny zaszczyt” – napisał później Kissinger o nagrodzie, którą otrzymał za porozumienie mające na celu zakończenie wojny, do której zachęcał i którą przedłużał, pakt, który nie tylko nie powstrzymał tego konfliktu, ale także został niemal natychmiast naruszony przez wszystkie strony. Dokumenty ujawnione w 2023 r. pokazują, że nagroda – jedna z najbardziej kontrowersyjnych w historii nagrody – została przyznana pomimo świadomości, że wojna prawdopodobnie nie zakończy się rozejmem.

Tho odmówił przyjęcia nagrody. Stwierdził, że Stany Zjednoczone naruszyły umowę oraz pomagały i zachęcały swoich południowowietnamskich sojuszników do zrobienia tego samego, jednocześnie uznając umowę za amerykańską kapitulację. „W ciągu ostatnich 18 lat Stany Zjednoczone podjęły wojnę agresji przeciwko Wietnamowi” – napisał. „Amerykański imperializm został pokonany”.

Wietnam Północny i jego rewolucyjni sojusznicy w Wietnamie Południowym obalili wspierany przez USA rząd w Sajgonie dwa lata później, w 1975 roku. W tym samym roku, w dużej mierze z powodu rozszerzenia wojny przez Nixona i Kissingera na maleńki, neutralny kraj Kambodży, wspierany przez Amerykanów reżim wojskowy upadł na rzecz ludobójczych Czerwonych Khmerów, których kampania przemęczenia, tortur i morderstw zabiła 2 miliony ludzi, około 20 procent populacji. Kissinger niemal natychmiast starał się nawiązać z nimi współpracę. „Powinieneś także powiedzieć Kambodżanom, że będziemy ich przyjaciółmi. To morderczy bandyci, ale nie pozwolimy, by stanęli nam na drodze. Jesteśmy gotowi poprawić stosunki z nimi” – powiedział ministrowi spraw zagranicznych Tajlandii.

Jako sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Kissinger przewodził wysiłkom na rzecz poprawy stosunków z byłym Związkiem Radzieckim i „otworzył” Chińską Republikę Ludową na Zachód po raz pierwszy od czasu dojścia Mao Zedonga do władzy w 1949 roku. Kissinger wspierał również ludobójcze wojska w Pakistanie i Indonezji. W pierwszym przypadku Nixon i jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego poparli dyktatora, który – według szacunków CIA – wymordował setki tysięcy cywilów; w drugim przypadku Ford i Kissinger dali prezydentowi Suharto zgodę na inwazję na Timor Wschodni, w wyniku której zginęło około 200 000 osób – około jednej czwartej całej populacji.

W Ameryce Łacińskiej Nixon i Kissinger spiskowali w celu obalenia demo „kratycznych wyborów socjalistycznego prezydenta Chile Salvadora Allende. Obejmowało to nadzór Kissingera nad tajnymi operacjami – takimi jak nieudane porwanie chilijskiego generała René Schneidera, które zakończyło się morderstwem Schneidera – w celu destabilizacji Chile i wywołania wojskowego zamachu stanu. „Zrobiłeś wielką przysługę dla Zachodu, obalając Allende”, Kissinger powiedział później gen. Augusto Pinochetowi, przywódcy junty wojskowej, która zabiła tysiące Chilijczyków. W Argentynie Kissinger dał kolejne zielone światło, tym razem dla kampanii terroru obejmującej tortury, wymuszone zaginięcia i morderstwa dokonywane przez juntę wojskową, która obaliła prezydent Isabel Perón. Podczas spotkania w czerwcu 1976 r. Kissinger powiedział ministrowi spraw zagranicznych junty, Césarowi Augusto Guzzettiemu: „Jeśli są rzeczy, które trzeba zrobić, należy to zrobić szybko”. Tak zwana brudna wojna, która nastąpiła później, pochłonęła życie około 30 000 argentyńskich cywilów.

Dyplomacja Kissingera podsyciła również wojnę w Angoli i przedłużyła apartheid w RPA. Na Bliskim Wschodzie sprzedał Kurdów w Iraku i, jak napisał Grandin, „pozostawił ten region w chaosie, przygotowując grunt pod kryzysy, które nadal trapią ludzkość”.

Dzięki połączeniu surowej ambicji, manipulacji medialnej i niesamowitej zdolności do zaciemniania prawdy i unikania skandali, Kissinger przekształcił się z profesora college’u i biurokraty w najbardziej znanego amerykańskiego dyplomatę XX wieku i prawdziwego celebrytę. Okrzyknięty „Playboyem zachodniego skrzydła” i „symbolem seksu administracji Nixona”, był fotografowany z gwiazdami i stał się pożywką dla plotkarskich kolumn. Podczas gdy dziesiątki jego kolegów z Białego Domu zostało pogrążonych przez niezliczone przestępstwa Watergate, które kosztowały Nixona utratę pracy w 1974 roku, Kissinger uniknął skandalu i stał się ulubieńcem mediów.

„Byliśmy w połowie przekonani, że nic nie jest poza możliwościami tego niezwykłego człowieka” – powiedział Ted Koppel z ABC News w filmie dokumentalnym z 1974 roku, opisując Kissingera jako „najbardziej podziwianego człowieka w Ameryce”. Według Carolyn Eisenberg, autorki książki „Never Lose: Nixon, Kissinger and the Illusion of National Security”, która spędziła dekadę czytając stenogramy rozmów telefonicznych Kissingera z Białym Domem i słuchając taśm z jego nieskazitelnymi rozmowami, istniała jednak inna strona tej publicznej postaci, często chwalonej za swój dowcip i uprzejmość. „Miał zaburzoną osobowość i był niewiarygodnie młodociany. Przyznał, że był egoistą, ale wykraczał daleko poza to” – powiedziała „The Intercept”. „Pod wieloma względami utknął w wieku 14 lat. Jego oportunizm był bezgraniczny. Jego potrzeba bycia ważnym, bycia celebrytą była gigantyczna”.

Kissinger został odznaczony Prezydenckim Medalem Wolności – najwyższym amerykańskim odznaczeniem cywilnym – w 1977 roku. W 1982 roku założył Kissinger Associates, międzynarodową grupę konsultingową, która stała się schronieniem dla najwyższych urzędników bezpieczeństwa narodowego, którzy chcieli zarobić na swojej służbie rządowej. Firma wykorzystywała reputację i kontakty Kissingera, by pomagać ogromnym międzynarodowym korporacjom, bankom i instytucjom finansowym – w tym American Express, Anheuser-Busch, Coca-Cola, Heinz, Fiat, Volvo, Ericsson i Daewoo – pośredniczyć w transakcjach z rządami. „Dużą częścią spuścizny Henry’ego Kissingera jest korupcja amerykańskiej polityki zagranicznej” – powiedział Matt Duss, były doradca senatora Berniego Sandersa, w wywiadzie dla Vox w 2023 roku. „Zaciera się granica, jeśli nie wręcz ją wymazuje, między tworzeniem polityki zagranicznej a interesami korporacji”.

Kissinger doradzał każdemu prezydentowi USA od Nixona do Donalda Trumpa i był członkiem prezydenckiej Rady Doradczej ds. Wywiadu Zagranicznego w latach 1984-1990 oraz Rady Polityki Obronnej Pentagonu w latach 2001-2016. Po tym, jak Kissinger został wybrany na przewodniczącego Komisji ds. 9/11, rodziny ofiar zadały pytania o potencjalny konflikt interesów ze względu na powiązania finansowe Kissingera z rządami, które mogły być zaangażowane w prace komisji. Kissinger zrezygnował, zamiast przekazać listę klientów swojej firmy doradczej.

W swojej książce z 2001 roku, „The Trial of Henry Kissinger”, Christopher Hitchens wezwał do ścigania Kissingera „za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości oraz za przestępstwa przeciwko prawu zwyczajowemu lub międzynarodowemu, w tym spiskowanie w celu popełnienia morderstw, porwań i tortur” od Argentyny, Bangladeszu, Chile i Timoru Wschodniego po Kambodżę, Laos, Urugwaj i Wietnam.

Kissinger unikał pytań dotyczących bombardowania Kambodży, zamazywał prawdę w publicznych komentarzach i spędził połowę swojego życia kłamiąc na temat swojej roli w zabójstwach w Kambodży. Na początku XXI wieku Kissinger był poszukiwany w celu przesłuchania w związku z łamaniem praw człowieka przez byłe południowoamerykańskie dyktatury wojskowe, ale unikał śledczych, raz odmawiając stawienia się przed sądem we Francji i uciekając z Paryża po otrzymaniu wezwania. Nigdy nie został oskarżony ani ścigany za śmierć, za którą ponosił odpowiedzialność.

“Duża część świata uważała Kissingera za zbrodniarza wojennego, ale kto odważyłby się założyć kajdanki amerykańskiemu sekretarzowi stanu?” – zapytał Brody, który wytoczył historyczne sprawy przeciwko Pinochetowi, czadyjskiemu dyktatorowi Hissène Habré i innym. „Kissinger nie był ani razu przesłuchiwany przez sąd w sprawie żadnego z jego domniemanych przestępstw, a co dopiero ścigany”.

Kissinger nadal zdobywał upragnione nagrody i kumplował się z bogatymi i sławnymi na uroczystych kolacjach w Białym Domu, galach w Hamptons i innych wydarzeniach dostępnych wyłącznie na zaproszenie. W 2010 roku republikański dyplomata stał się ulubieńcem Demokratów głównego nurtu i pozostał nim aż do śmierci. Hillary Clinton nazwała Kissingera „przyjacielem” i powiedziała, że „polegała na jego radach” podczas pełnienia funkcji sekretarza stanu za prezydenta Baracka Obamy. Samantha Power, która zbudowała swoją reputację i karierę na rzecz praw człowieka, a następnie pełniła funkcję ambasadora administracji Obamy przy ONZ i szefa Agencji Rozwoju Międzynarodowego administracji Bidena, zaprzyjaźniła się z Kissingerem, zanim otrzymała nagrodę Henry’ego A. Kissingera Amerykańskiej Akademii w Berlinie od samego Kissingera. Sekretarz stanu Bidena, Antony Blinken, również utrzymywał długie, serdeczne stosunki ze swoim odległym poprzednikiem.

Kissinger był wielokrotnie fetowany z okazji swoich 100. urodzin w maju 2023 roku. W czarnej gali w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej wzięli udział między innymi Blinken; Power; dyrektor CIA Bidena, William J. Burns; zhańbiony były dyrektor CIA i czterogwiazdkowy gen. David Petraeus; projektantka mody Diane von Furstenberg; właściciel New England Patriots Robert Kraft; były burmistrz Nowego Jorku Mike Bloomberg; były dyrektor generalny Google Eric Schmidt; oraz katolicki arcybiskup Nowego Jorku Timothy M. Dolan.

Aby uczcić stulecie Kissingera, Koppel – który stał się przyjacielem Kissingera po emisji filmu dokumentalnego w 1974 roku – przeprowadził sympatyczny wywiad dla CBS News, który jednak poruszył zarzuty, które dręczyły Kissingera przez dziesięciolecia. „W naszej stacji są ludzie, którzy kwestionują zasadność przeprowadzenia z tobą wywiadu. Tak zdecydowanie postrzegają to, co uważają za – ujmę to w języku, którego by użyli – twoją przestępczość” – powiedział Koppel.

„To odzwierciedlenie ich ignorancji” – odpowiedział Kissinger.

Kiedy Koppel wspomniał o bombardowaniu Kambodży, Kissinger wpadł w złość. „Daj spokój. Bombardowaliśmy dronami i wszelkiego rodzaju bronią każdą jednostkę partyzancką, której się przeciwstawialiśmy” – odparł. „Tak samo było w każdej administracji, której byłem częścią”.

„Konsekwencje w Kambodży były szczególnie“.

„Daj spokój”.

„Nie, nie, nie, były szczególnie“.

„To jest program, który robisz, ponieważ skończę 100 lat” – warknął Kissinger. „A ty wybierasz temat czegoś, co wydarzyło się 60 lat temu. Musisz wiedzieć, że był to konieczny krok. Teraz młodsze pokolenie uważa, że jeśli potrafi wzbudzić emocje, to nie musi myśleć. Jeśli będą myśleć, nie zadadzą tego pytania”.

Kiedy „The Intercept” zadał to pytanie o Kambodżę – w bardziej sprecyzowany sposób – 13 lat wcześniej, Kissinger zaoferował te same lekceważące riposty i błysnął tą samą wściekłością. „Daj spokój!” wykrzyknął. „Co próbujesz udowodnić?”. Naciskany w sprawie masowych śmierci Kambodżan wynikających z jego polityki, starszy mąż stanu od dawna chwalony za swój urok, intelekt i erudycję powiedział temu reporterowi, że „zabawia się z tym“.

Dziedzictwo Kissingera wykracza poza trupy, traumę i cierpienie ofiar, które pozostawił. Jego polityka, powiedział Grandin w wywiadzie dla „The Intercept”, przygotowała grunt pod cywilne rzezie amerykańskiej wojny z terroryzmem, od Afganistanu po Irak, od Syrii po Somalię i nie tylko. „Można prześledzić linię od bombardowania Kambodży do chwili obecnej” – powiedział Grandin, autor książki „Kissinger’s Shadow”. „Potajemne uzasadnienie nielegalnego bombardowania Kambodży stało się ramą dla uzasadnienia ataków dronów i wiecznej wojny. To doskonały wyraz nieprzerwanego kręgu amerykańskiego militaryzmu”.

Brody, oskarżyciel w sprawie zbrodni wojennych, twierdzi, że nawet po śmierci Kissingera nadal możliwe jest wymierzenie sprawiedliwości.

„Oczywiście jest już za późno, by posadzić Kissingera na ławie oskarżonych, ale wciąż możemy rozliczyć się z jego rolą w okrucieństwach za granicą” – powiedział Brody w wywiadzie dla „The Intercept”. „Rzeczywiście, jego śmierć powinna doprowadzić do pełnego ujawnienia amerykańskiego wsparcia dla nadużyć na całym świecie w czasie zimnej wojny i od tego czasu, a może nawet komisji prawdy, aby ustanowić zapis historyczny, promować pewną miarę odpowiedzialności, a jeśli Stany Zjednoczone byłyby gotowe przeprosić lub przyznać się do naszych przewinień – tak jak to zrobiliśmy w miejscach takich jak Gwatemala i Iran – aby wspierać rodzaj pojednania z krajami, których ludność ucierpiała z powodu nadużyć”.

Autorstwo: Nick Turse
Źródło zagraniczne: TheIntercept.com
Źródło polskie: BabylonianEmpire.wordpress.com

 

Nadchodzi mrok


Jeszcze niedawno rządowa propaganda szczyciła się, jak ważnym jesteśmy krajem w sytuacji, kiedy w początkowym okresie wojny na Ukrainie Polska odgrywała niemal kluczową rolę w dostawach broni dla broniącej się armii naszego sąsiada. Ton ten prezentowała również część mediów niezwiązanych z rządzącą formacją, podobny był też odbiór społeczny. My byliśmy chwaleni, a Niemcy powszechnie krytykowani.

Chwilowy retusz geopolitycznych zmian brano za odwrócenie się koła historii. Obecnie powróciło ono do swojego biegu i toczy się utartym od dawna torem przeciwko naszym interesom – zarówno skali światowej, europejskiej, jak i krajowej.

Nie ulega wątpliwości, że sytuacja międzynarodowa pogarsza się w skali globalnej. Coraz mniej mamy wolności. Powrót do narzucania siłą swoich rozwiązań innym stał się cechą charakterystyczną XXI wieku.

ŚWIATOWY MROK

USA, latarnia wolności, są przykładem zawężania się jej przestrzeni, czego dowodem były liczne nieprawidłowości podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Po raz pierwszy też w historii USA została przez niektóre środowiska zakwestionowana ich uczciwość.

W Rosji XXI w. to odwrót od rachitycznej demokracji w kierunku autorytaryzmu, a potem dyktatury Władimira Putina. W Chinach na początku XXI wieku było więcej wolności niż teraz, a system odchodzi od kolektywnego rządzenia w kierunku kultu jednostki. W Europie także mamy mniej wolności – zarówno wymiarze indywidualnym, jak i zbiorowym. Wolność ograniczają także wielkie korporacje sprawujące nadzór nad mediami społecznymi mającymi światowy zasięg. Wprowadzają cenzurę i blokadę tych przekazów, które uznają za sprzeczne z ich ideologią.

Rywalizacja o dominację w świecie generuje konflikty wojenne: Rosji z Ukrainą, Izraela z Palestyńczykami, tykającą bombę w przypadku Tajwanu i zakonspirowanych w Europie islamskich terrorystów. Konfliktowych punktów zapalnych jest w świecie znacznie więcej. Największe i ciągle zwiększające się zagrożenie generuje konflikt amerykańsko-chiński, mogący przekształcić się w III wojnę światową. Wspomniane konflikty oraz ograniczenia wolności kierują świat w strefę mroku.

EUROPEJSKI MROK

W ostatnim roku ubiegłego wieku, w 2000 roku, Unia Europejska przyjęła strategię lizbońską, czyli plan dogonienia i przegonienia w rozwoju gospodarczym USA za 10 lat. Europa miała stać się najszybciej rozwijającym się regionem świata, bardziej konkurencyjnym i bardziej innowacyjnym niż Ameryka. Zycie brutalnie zweryfikowało te fantazje ze względu na programy socjalne obciążające budżety państw w stopniu uniemożliwiającym przekazywanie wielkich kwot na badania naukowe, warunkujące innowacyjność. Ponadto rozbudowana biurokracja ogranicza konkurencyjność.

Tak jest do dziś. W Europie Zachodniej mamy nieproporcjonalnie dużą ochronę socjalną, w tym ochronę zatrudnienia, co skłania ludzi do niepodejmowania pracy, a problemy rynkowe z braku siły roboczej w jakiejś mierze zmuszają pracodawców do ograniczania inwestycji.

Gospodarki oszukać się nie da. Europa, krępująca zbędnymi przepisami wolną konkurencję, przegrywa rywalizację nie tylko z USA, ale też ze wschodnią Azją.

Nie należy się więc dziwić, że według szacunkowych danych, PKB na osobę w największym państwie europejskim, czyli w Niemczech, będzie wynosiło w tym roku 66 proc. PKB USA, a średnia unijna zaledwie przekroczy połowę, osiągając 51 proc. Rozwojowa luka pomiędzy USA a UE powiększyła się od czasu strategii lizbońskiej i nadal będzie się powiększała.

Europejska innowacyjność coraz wyraźniej traci dystans w stosunku do amerykańskiej, jak i wschodnioazjatyckiej. Na liście wynalazków, które zrewolucjonizowały lub rewolucjonizują nasze życie, trudno znaleźć europejskie, o czym świadczy poniższa lista najbardziej cenionych wynalazków XXI wieku: inteligentny plaster leczący przewlekłe rany, sztuczne wspomnienia, sztuczna trzuska, egzoszkielet, bioniczna soczewka kontaktowa, autonomiczne samochody, telefon z ekranem pojemnościowym, media społecznościowe („Facebook”, „Twitter”, „YouTube”) czy trochę wcześniejszy Google, drukarka domowa 3D, Vod, iPhone, asystent głosowy, seryjny samochód wodorowy i pasażerski dron. Amerykańskie platformy cyfrowe zdominowały Europę, a towary w internecie Europejczycy najczęściej kupują przez amerykański Amazon.

Jaka jest na to odpowiedź? Protekcjonizm poprzez regulacje i cła utrudniające dostęp do europejskiego rynku. Ostatnio europejscy producenci samochodów elektrycznych przegrali rywalizację z chińskimi. Pojazdy chińskie są lepsze jakościowo i tańsze, więc rozpoczęto procedurę zamykania przed nimi rynku ze względu na podejrzenie o subsydiowanie produkcji przez chińskie państwo. Unii natomiast nie przeszkadza, że subsydiuje nie jednego czy kilku producentów, ale całe unijne rolnictwo – i jest to w porządku.

Obecnie flagowym projektem jest centralizacja. Ma ona trzy cele. Pierwszy to cywilizacyjna zmiana kontynentu i narzucenie mieszkańcom lewicowego światopoglądu z obowiązkowym prawem do aborcji w każdym kraju.

Drugi to ograniczenie pozycji średnich i małych państw na rzecz tych wielkich: Niemiec i Francji. To ma być odpowiedź na słabnącą pozycję Berlina. Niemcy planowali dominować w Europie, opierając swoją strategię na dwóch filarach: tanich surowcach energetycznych z Rosji, dających niemieckim firmom przewagę konkurencyjną, oraz na dużym eksporcie do Chin, stanowiącym połowę unijnego eksportu do Kraju Smoka. Strategia ta już nie istnieje. Nie ma dostaw z Rosji, a eksport do Chin, ze względu na konflikt Zachodu z Państwem Środka, będzie stopniowo ograniczany.

Trzeci cel to zachowanie dominującej pozycji Europy Zachodniej w stosunku do państw naszego regionu, które rozwijają się szybciej niż te na Zachodzie.

Centralizacja oznacza więcej władzy dla Brukseli – zamiast większej dywersyfikacji, zamiast większej konkurencyjności. W projekcie nie ma swobodnej wymiany usług, ponieważ na niej straciłyby kraje Europy Zachodniej. Nie ma wspólnej odpowiedzialności, natomiast znajduje się tam obowiązek przyjęcia euro jako waluty, co sprzyja zwiększeniu niemieckiego eksportu. Projekt zakłada również ujednolicenie podatków, co w praktyce oznacza ich wzrost, bo przecież bogaty Zachód, subsydiujący wiele programów społecznych, nie zgodzi się na ich obniżenie, a więc kraje, które mają niższe podatki, jak Polska, stracą tę przewagę konkurencyjną. Kluczową zmianą będzie likwidacja prawa weta, zakładana w projekcie aż w 65 przypadkach. Niemcom i Francji będzie w ten sposób o wiele łatwiej uzyskać zgodę na realizację swoich pomysłów, ponieważ zostanie zlikwidowana zasada „jeden kraj, jeden głos”, a przy głosowaniu zostanie uwzględniony potencjał ludnościowy państw. Dodatkowym atutem, jak zawsze w praktyce, będą naciski na słabsze kraje, zazwyczaj skuteczne, ponieważ w UE nie ma od dawna solidaryzmu. Ten kierunek społeczno-polityczny, oparty na chrześcijańskim uniwersalizmie, zakładający równość, przeciwny socjalizmowi i liberalizmowi, jest – podobnie jak religia – konsekwentnie ograniczany. Pożegnano się też z prawem naturalnym.

Najsłabszym elementem Unii jest jednak moralność. Coraz częściej stosowane są podwójne standardy i hipokryzja, coraz mniej jest demokracji i prawa. Rządzące elity mają poczucie „misji”, a ta, jak wiadomo, usprawiedliwia wszelkie nadużycia i nieprawidłowości i „daje” prawo do karania nieposłusznych. Wzorowym przykładem takiego postępowania jest odebranie immunitetu czterem europosłom PiS-u – nie za jakieś domniemane przestępstwa, ale za lajkowanie, mimo że europoseł sprawozdawca stwierdził, iż sprawa nie ma charakteru prawnego, lecz polityczny. Parlamentowi Europejskiemu nie przeszkadzało też, że oskarżenie o rzekome nawoływanie do nienawiści wniósł skazany prawomocnym wyrokiem w Polsce za oszustwa finansowe, poszukiwany przez policję Rafał Gaweł.

Bardzo celnie skomentował tę sprawę premier Węgier Viktor Orbán:– To biurokratyczny atak terrorystyczny na wolność słowa!

Warto też przypomnieć politykę klimatyczną, generującą ogromne koszty obciążające gospodarki narodowe, szczególnie państw mniej zamożnych, jak Polska.

Należy też uwzględnić inny nowy projekt unijny, jakim jest Europejski portfel tożsamości cyfrowej, który umożliwi kontrolowanie mieszkańców Unii w nieznanym w przeszłości zakresie. Formalnie pomysł ten ma polegać na centralnej identyfikacji Europejczyków w celu załatwiania spraw przez internet w całej Unii. Niebezpieczeństwo polega na tym, że w tym internetowym portfelu mają znaleźć się nasze cyfrowe wersje dokumentów oraz cyfrowe pieniądze. W ten sposób urzędnicy nie tylko w naszym kraju, ale np. w Brukseli będą mieli dostęp do wszystkich naszych danych i jednym kliknięciem mogą nasze dokumenty unieważnić albo odciąć dostęp do naszych pieniędzy. Takie działanie już przećwiczono w Kanadzie na strajkujących kierowcach, którym w ramach represji zablokowano konta w bankach. Planowana cyfrowa waluta i wycofanie gotówki to nic innego jak niewolnictwo cyfrowe, orwellowski system. Nic dziwnego, że pół tysiąca europejskich naukowców i ekspertów zaprotestowało przeciw tym planom, prawdopodobnie bezskutecznie. Zagrożenia te są niestety zupełnie w naszym społeczeństwie nieznane. Uwaga jest skoncentrowana na przepychankach sejmowo-senackich, a media głównego nurtu fascynują się, kto komu wbił głębszą szpilę. Tymczasem nadchodzi mrok.

POLSKI MROK

Zostawmy na chwilę wybory, wyniku których premierem zostanie osoba, która stwierdziła, że „to jest tak upiorna myśl, że ja będę tam z powrotem siedział… na tej Wiejskiej”. Polska ma poważniejsze problemy, które będą ograniczały nasz rozwój – niezależnie od tego, kto będzie rządził. Kończy się dobra koniunktura dla naszego kraju. Kończą się nasze przewagi. Polska traci przewagę taniej siły roboczej, ponieważ systematycznie stajemy się coraz zamożniejsi. Tracimy też przewagę konkurencyjną z powodu coraz wyraźniejszego braku pracowników na rynku. Szczególną przeszkodą stanie się już w najbliższej przyszłości zmniejszająca się liczba młodych ludzi. Te wszystkie negatywne elementy zaczynają już się kumulować, kiedy Polska jest coraz wyżej w unijnym rankingu pod względem PKB per capita, ale jest jeszcze daleko od najbogatszych państw Europy. Zaczyna nas nękać problem, który jest przypisywany Chinom. Zaczynamy się starzeć, zanim się wzbogaciliśmy.

Na tle państw Europy Zachodniej jesteśmy słabo nasyceni nowoczesnymi technologiami. Nie jesteśmy też innowacyjni, za to mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych. Bez radykalnych zmian Polska zacznie tracić nie tylko swój dotychczasowy dynamizm, ale wpadnie w pułapkę średniego rozwoju, co grozi nam już w najbliższej przyszłości.

Polska jest za małym krajem, żeby odgrywać w UE wiodącą rolę. Nawet gdybyśmy doszli do poziomu najbogatszych krajów Unii, to nasz potencjał demograficzny, w dodatku spadający, nie da nam takiej pozycji, jaką obecnie mają główni europejscy gracze. Musimy budować sojusze, przede wszystkim z Ukrainą, z grupą Wyszehradzką, z państwami Trójmorza, pokazując, że mamy wspólne interesy. To będzie możliwe tylko pod warunkiem, jeśli staniemy się krajem innowacyjnym i stworzymy model rozwoju, który inni będą chcieli naśladować. Na razie nic tego nie zapowiada. Mieliśmy szansę przez osiem lat rządów PiS, ale rządząca partia preferowała model centralistyczny – taki, w którym nie było miejsca na autentyczną oddolną inicjatywę społeczną przebudowy Polski w celu przekształcenia jej z państwa urzędniczego w państwo wolnościowe. Jest paradoksem, że w tej sytuacji PiS zarzuca Brukseli budowę modelu centralistycznego.

Jaka jest nasza przyszłość? Pod rządami tej koalicji nie należy się spodziewać przełomowych zmian na plus. Będą one na minus – to znaczy, że koalicja zaakceptuje brukselską centralizację, udając przy tym, że się z nią nie zgadza. Dla Polski nadchodzi mrok.

Autorstwo: Wojciech Tomaszewski
Źródło: YouTube.com

 

W ZEA rozpoczął się dwutygodniowy szczyt klimatyczny ONZ


Wczoraj w Dubaju rozpoczął się Światowy szczyt klimatyczny, w którym biorą udział przywódcy z ponad 140 krajów — informuje agencja TASS.

Jako przewodniczący 28. Konferencji stron Ramowej konwencji ONZ ws. zmian klimatu (COP-28) i jeden z największych producentów ropy naftowej na świecie, Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) mają nadzieję przekonać społeczność międzynarodową, że niskoemisyjna przyszłość jest możliwa bez odchodzenia od paliw kopalnych.

Podczas konferencji, która potrwa do 12 grudnia, Dubaj gościć będzie ponad 70 tysięcy delegatów z różnych krajów. Są wśród nich głowy państw, przedstawiciele dużego biznesu i organizacji pozarządowych, a także dziennikarze, eksperci i badacze. Należy zauważyć, że jest to największa w historii liczba uczestników Konferencji stron Ramowej konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu.

Głównym zadaniem delegacji państw na Szczycie klimatycznym będzie analiza postępów w realizacji celów Porozumienia paryskiego, przyjętego 12 grudnia 2015 r. w ramach 21-j Konferencji Ramowej konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu. Wtedy uczestnicy umówili się, aby do roku 2100 średnia roczna temperatura na planecie nie przekroczyła poziomu sprzed epoki przemysłowej o więcej niż dwa stopnie, i podjęli działania, mające na celu utrzymanie ocieplenia w granicach 1,5 stopnia.

Należy zauważyć, że podczas COP-28 po raz pierwszy zostanie przeprowadzony globalny spis „Porozumienia paryskiego”. Proces ten powinien prowadzić do opracowania planu, który może poprowadzić społeczność międzynarodową do osiągnięcia celów klimatycznych. Rządy będą następnie musiały włączyć plan globalny do swoich polityk krajowych, aby w 2025 r. ONZ złożyć raporty z postępów.

Kolejnym celem konferencji będzie utworzenie pierwszego na świecie funduszu na rzecz realizacji celów klimatycznych, który miałby pomagać państwom, które poniosły już nieodwracalne szkody w wyniku skutków zmian klimatycznych. Przedstawiciele krajów rozwiniętych i rozwijających się uzgodnili strukturę zarządzania funduszem na kilka tygodni przed szczytem. Oczekuje się również, że rząd ZEA ogłosi na początku konferencji utworzenie specjalnego funduszu o wartości 25 miliardów dolarów w celu stymulowania inwestycji w czystą energię.

Na konferencji w Expo City Dubai zostaną zorganizowane setki wydarzeń, poświęconych walce ze zmianami klimatycznymi. Najważniejszym z nich będzie tzw. segment wysokiego szczebla. W ciągu dwóch dni – 1 i 2 grudnia – głowy państw i rządów złożą oświadczenia narodowe, w których będą starali się przekazać stanowisko swoich krajów w kwestiach ochrony środowiska, bezpieczeństwa żywnościowego, zielonej energii, ochrony przed klęskami żywiołowymi oraz wsparcia finansowego dla krajów najsłabiej rozwiniętych. Segment wysokiego szczebla rozpocznie się przemówieniem prezydenta ZEA Szejka Mohammeda bin Zayeda Al Nahyana.

Źródło: pol.Belta.by

 

Wiatraki narzucane zamiast zakazywanych?


Politycy Prawa i Sprawiedliwości mocno utrudnili budowę elektrowni wiatrowych, wprowadzając zakaz ich budowania w odległości od zabudowy mieszkaniowej mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości wiatraka (lub, od niedawna, 700 metrów – w przypadku jeśli jest to ujęte w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego).

Politycy Koalicji Obywatelskiej i Polski 2050 zamierzają złagodzić ten zakaz, uzależniając możliwość budowania takich elektrowni bliżej zabudowań mieszkalnych od wytwarzanego przez nie hałasu. Ale jednocześnie zamierzają dopisać budowę elektrowni wiatrowych (i innych „odnawialnych źródeł energii”) o mocy powyżej 1 MW (czyli niemal każdych) do katalogu celów publicznych, co umożliwi wywłaszczanie nieruchomości na ten cel.

Zamordystów wrogich energetyce wiatrowej zastąpili w Sejmie zamordyści chcący ją narzucać.

Bo w polityce powszechnie dominuje podejście: „Jak coś się nam nie podoba – najlepiej zakazać, jak coś nam się podoba – najlepiej wymusić”.

Bez różnicy, czy są to „konserwatyści”, czy „liberałowie”.

Autorstwo: Jacek Sierpiński
Zdjęcie: Maurycy Hawranek
Źródło: Sierp.Libertarianizm.pl

 

Lewicowi patrioci przeciw lewicy Sorosa


Polski Ruch Lewicowy (PRL) został zarejestrowany przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Partia ta odwołuje się do tradycji lewicy socjalnej i patriotycznej. W odróżnieniu od różnorakich grup lewackich stroni od kwestii obyczajowych.

Wśród działaczy tej partii znajdujemy między innymi: ekonomistę i działacza lewicowo-narodowego Włodzimierza Gorkiego, kierowcę rajdowego Andrzeja Jaroszewicza, działacza antywojennego Henryka Mikietyna czy wieloletniego lidera Ruchu Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka Zbigniewa Sowę. Dr Włodzimierz Gorki w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” powiedział – „Każdy okres w historii wymaga obiektywnego spojrzenia. Niestety do dziś nie ma obiektywnej oceny PRL. Zazwyczaj mówi się o minusach, jednak nie wspomina o plusach. A takie były, pamiętamy przecież, z jakim stopniem analfabetyzmu czy uprzemysłowienia wyszła Polska z II wojny światowej”. Z kolei Zbigniew Sowa w radiowej rozmowie z redaktorem Tomaszem Jeleńskim powiedział „PRL to nie dziura w historii Polski. Chcemy historii faktów, a nie historii politycznej. Jesteśmy partią, w której człowiek jest najwyższą wartością i który otoczony jest szczególną troską Państwa, Przyśpieszenia rozwoju gospodarczego, który jest gwarantem poprawy życia społeczeństwa. Opowiadamy się za neutralnością światopoglądową i jednością społeczeństwa. Za neutralną polityką zagraniczną i odbudową partnerskich relacji z sąsiadami”.

Partia ta szczególną wagę przykłada do przyjaznych stosunków z naszymi sąsiadami. Zdecydowanie opowiada się za tym, by Polska promowała na arenie międzynarodowej dialog i sprzeciwiała się wojnie. W swoim stanowisku z tego roku pisali – „Polski Ruch Lewicowy jest przeciwny wojnie. Każdej wojnie. Krytykowaliśmy jako środowisko polityczne od wielu lat konflikt rosyjsko-ukraiński. Z wielkim bólem obserwowaliśmy przez lata każdą niepotrzebną śmierć […]. Opowiadamy się, za jak najszybszym pokojem. Pozostajemy krytyczni wobec informacji z obu stron konfliktu, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że wojna prowadzona jest również na poziomie informacji. Stanowczo protestujemy przeciwko wszelkiej nienawiści i pogardzie, w tym rusofobii czy nienawiści kierowanej w stosunku do Ukraińców. Opowiadamy się za tym, by Polska promowała pokój i drogę dialogu. Nie ma przyzwolenia Polskiego Ruchu Lewicowego na niechęć, pogardę i nienawiść do jakiegokolwiek narodu. Zwłaszcza dzisiaj, gdy z powodu okropieństw wojny nie ma już żadnych hamulców. Wzywamy do zapewnienia bezpieczeństwa naszym rodakom z dawnych Kresów Wschodnich. Opowiadamy się za pomocą humanitarną dla ofiar, nie patrząc na ich narodowość”.

PRL zajął stanowisko w czasie, gdy nielegalnie rozpoczęła się blokada stron internetowych przez ABW. Lewicowi patrioci napisali wtedy „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane […]. Polski Ruch Lewicowy nie zgadza się z coraz powszechniejszą cenzurą i karaniu za poglądy polityczne. Zgodnie z zasadą, będziemy bronić również prawa do wygłaszania takich poglądów, z którymi częściowo lub całkowicie się nie zgadzamy. Uważamy karanie za niewłaściwe poglądy za jedną z oznak totalizmu i przypomina to smutne praktyki sanacyjnych i bermanowskich czasów”.

Na początku nowego roku odbędzie się Kongres PRL-u.

Autorstwo: Karolina Jakubowska
Źródło (pełna wersja): MyslPolska.info

 

Kolonializm osadniczy


DROGA WYJŚCIA

Aktualna władza trzyma się stołków, wspomagana zalegalizowanym przez nią lobbingiem (kasą korporacji). Pozostawienie tych przepisów wraz z prawem władzy do wywłaszczania gwarantuje Polakom całkowitą utratę głosu i wpływu na losy własne i państwa, przy stale topniejących zasobach stanu posiadania. Takie były początki palestyńskiej gehenny oglądanej dziś jak serial okrucieństw.

Od kiedy rządzeni jesteśmy przez przemiennie garnące się do koryta klany oparte na ich własnych regułach, nie doświadczamy przejawów powszechnej sprawiedliwości, ani dobrobytu. Namnożone setki tysięcy przepisów, nawet bez istnienia Pegasusa, dowodzą stopnia, w jakim jesteśmy kontrolowani. Marnując ogrom czasu na dociekanie co wolno, by nie spotkać się z zarzutem „łamania prawa” staramy się układać dzień powszedni.

Autorytety wspierające tych, w których dojrzała żądza odwetu, już zapowiadają walkę opartą między innymi na „mowie nienawiści”, czyli niwelując zwyczajną krytykę. Stosując znany nam katalog, punktują przeciwnika aferami, zapowiadają im więzienie, ale w chorym prawodawstwie, które gwarantuje zachowanie dyktatu władzy, nie widzą niczego złego.

Co innego, jak nie owo prawo, jest przyczyną zadłużenia na pokolenia, metodycznego niszczenia gospodarki, nędzy szaraków przy skrajnie bizantyjskim stylu życia plutokracji? To niby prawo będące kagańcem dla większości, powstało jako obowiązujące ustawodawstwo z inicjatywy władzy wykonawczej. Wbrew deklarowanej odrębności kompetencji organów ustawodawczych od wykonawczych i sądownictwa przemieszano wszystkie trzy komponenty będące filarami demokracji, bezczelnie nadużywając tego ostatniego określenia. W tej sytuacji każdy zespół administrujący państwem, mający na względzie przywrócenie demokracji dla dobra ogółu, unieważniłby wszelkie przepisy autorstwa rządzącej dotychczas egzekutywy o tych samych korzeniach, i to poczynając od czerwca roku 1989. Wtedy bowiem parlament przyjął ustawę wyborczą, która wprowadziła progi i uprzywilejowała obowiązującą centrowość poglądów równoznaczną z obojętnością na interes rdzennego obywatela i państwa. Tak zapowiedziana została i wdrożona niwelacja — zarówno lewicy utożsamianej z obroną interesu ludzi pracy, oraz tradycyjnych konserwatystów. Pełno nas, a jakoby nikogo nie było, bo wciąż brak nam reprezentacji tam, gdzie prawo stanowionym jest.

Nie ma co czekać aż ludzie zrozumieją, albo otworzą głowy na informację o istocie zagrożenia. Oni – oddani obcej służbie, szli i będą nadal iść wytyczonym do Gazo-podobnego celu, bo są jak konie w kieracie pracy, która stwarza pozory wolności na miarę oświęcimskiego napisu nad bramą wejściową.

Panaceum na przerwanie patologicznej krucjaty jest trzecia siła polityczna mająca jeden cel jako spoiwo partykularnej różnorodności – wieczystą neutralność państwa polskiego. Przecięte zostałyby wszelkie roszczenia ukraińskie, rosyjskie, niemieckie. Przeciwnik tej myśli jest takim samym polskojęzycznym tworem jak każdy dotychczasowy sprzedawczyk. Jest naród, zatem musi mieć swój dom, jaki wyznaczają granice państwowości, gdzie rdzenny Polak jest gospodarzem.

Rozdrobnione grupy działania musiałyby zmierzyć się z gotowością przyjęcia zasady lojalności wobec proponowanej idei neutralności wieczystej. Skoro mniejszym i mniej licznym Węgrom udaje się stanowić o sobie po swojemu, to dlaczego, nikomu nie zagrażając, nie mielibyśmy podjąć tej istotnej próby. Ktoś użyje argumentu, że do tego trzeba siły, bo nas banki rozniosą na strzępy. Niekoniecznie. Zwycięska armia amerykańska wymagała ogromnych nakładów, a idąc na wojnę w dług popadły Stany Zjednoczone. Prezydent Roosevelt zdecydował o likwidacji zadłużenia, żeby odtworzyć gospodarkę państwa. Dziś ten kolos ma znów gigantyczny dług i to na wiele pokoleń, ale rozwiązanie pieniądzem cyfrowym odbierze resztki finansów i stanu posiadania średniakom. Zadłużenie spowodowali decydenci zakochani w wojnie i bogacący się na niej, gwarantując straty wśród 99% społeczeństwa. Zyski 1% populacji osiągnięte są kosztem reszty. Niewolniczo niesprawiedliwie zorganizowane warunki pracy i płacy jak w naczyniach połączonych muszą doczekać się redystrybucji.

Dzisiejsza Rosja, przechodząc z fazy komunizmu, przez socjalizm, dokonała remanentu i analizy personalnej odpowiedzialności za wzbogacenie się przez kradzież majątku państwowego dekady 1980-1990. Złodziej miał do wyboru oddać zagrabione mienie państwu, albo czmychnąć zagranicę unikając odpowiedzialności karnej. Nie było rewolucji, ale rozliczenie złodziejstwa, które pozwoliło odzyskać kontrolę nad państwem. To samo chcą zrobić przedstawiciele KO przekształconego z PO. Siebie jednak nie rozliczą i widoków na państwo nie planują, bo zemsta słodką jest. Będąc wyznawcami globalizmu w wymiarze unijności europejskiej, są ludźmi albo nieświadomymi celu, albo należą do moralnie wykolejonego grona sprawców, co wyłożył jasno w książce „Mity Izraela” jej autor Ilan Pappè.

ALBO DOŻYWOCIE

O Izraelu mówi się, że jest krainą dla ludzi bez ziemi, jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie. Największym mitem o Izraelu jest to, jak bardzo wszelkie o nim opinie odbiegają od faktów. Projekt syjonizmu stał się niemal religią. Najlepiej ową legendę widać po polityce Netanjahu zaprzeczającemu, by Izrael był państwem kolonialnym wzorowanym na osadnictwie na podobieństwo Ameryki. Chętnie odwołuje się do konfliktu wokół palestyńskiego miasta Hebron. Twierdzi, że żydzi są rdzennymi mieszkańcami Palestyny od ponad 2000 lat, zaś Palestyńczycy są obcymi osadnikami. Taki punkt wyjścia, ma równie przewrotny dalszy ciąg. Logika przyjętej idei wymaga zakwestionowania roli osiedlających się na cudzym terenie kolonizatorów jako ludu rdzennego. Jest to zwłaszcza uzasadnione gdy napływający kolonizator dopuszcza się ludobójstwa nienotowanego nigdy i nigdzie wcześniej. Ludzie poddawani wcześniej mechanizmowi kolonialnemu, albo jego zwolennicy, za jakich uznać trzeba USA, nie są wyjątkiem. Jedyną wyjątkowością zjawiska jest wyparcie się tego faktu historycznego. Odmiennością poprzednich projektów kolonizowania metropolii w stylu francuskim jest dzisiejszy zgubny charakter współczesnej jego postaci.

Kolonializm osadniczy przyjmował pewne założenia, które uważane były za akceptowalne w XIX wieku. Jednakże aktualnie prezentują się one karykaturalnie. Za takie uchodzi twierdzenie Izraela, że jedyną postacią demokracji jest ta, która zapewnia osadnikom (przybyszom) większość. W ten sposób demokrację w Palestynie gwarantuje liczebna większość żydowska. W każdym innym kontekście stwierdzenie zostałoby odczytane jako dyskryminujące, czy nawet rasistowskie. Jednakże, w wydaniu Izraela – jest akceptowane. Tylko dlaczego dobrze wykształceni ludzie Zachodu nie dostrzegają tego – być może z obawy o posądzenie o antysemityzm, czy w poczuciu winy, a może z miłości do pieniądza płynącego z obranej postawy. Obserwujemy od dawna, że coraz częściej ludzie niepochodzący z wyborów powszechnych, a nominaci sprawują funkcje dające im poczucie władzy i powagi. Miernota z czymś tak istotnym nie rozstaje się łatwo.

We współczesnym kolonializmie, (co opisuje Patrick Wolfe w „Kolonializm osadniczy i eliminacja tubylców”), chodzi o przyjęcie logiki eliminacji rdzennych mieszkańców. Zdaniem autora ludność tubylcza stanowi zasadniczą przeszkodę we wprowadzeniu osadnictwa kolonialnego, dlatego niezbędne jest unicestwienie jej, czyli ludobójstwo. Ten wzorzec zrealizowany został w Ameryce, Afryce Południowej, czy jako czystki etniczne na terenie Palestyny. Zatrważające i zawstydzające jest to, że tę pokrętną logikę, wdrażaną od lat przez Izrael, legitymizuje się w XXI wieku pod pretekstem „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie, która pragnie pokoju, ale trudno jej znaleźć partnerów do tego przedsięwzięcia”. Do tego jeszcze dochodzą markowane gesty pokojowe.

Utrzymywanie większości demograficznej drogą inżynierii społecznej niezwykle rzadko poruszane jest w mediach, ośrodkach uczelnianych. W ten sposób mamy do czynienia z przyzwoleniem na głoszenie zasadności stworzenia przede wszystkim kultury, a nie gospodarki jak głosił to Stephen Bannon – szef kampanii Donalda Trumpa. Ma to odpowiadać wizerunkowi państwa rządzonego przez ludzi białych, o poglądach religijnej prawicy. Kardynalnym błędem jest wnioskowanie, że są oni przedstawicielami chrześcijaństwa, aczkolwiek sami wobec siebie stosują taką denominację religijną. Zażarta dehumanizacja każdej innej narodowości, bądź religii przeczy elementarnym zasadom chrześcijaństwa i katolicyzmu. Z tego powodu kolonializm osadniczy jest najniebezpieczniejszą postacią śmiertelnego zniewolenia. Właśnie z tej przyczyny Izrael z wielką zawziętością forsuje swoją wyjątkowość. Kiedy ta prawda o Izraelu zostanie rozszyfrowana, ktoś wreszcie zauważy, że jako ideologia, niczym nie różni się od ekstremizmu amerykańskiej dominacji.

Liberałowie izraelscy zaprzeczają, by interesowały ich środki brutalnego przymusu dla zachowania czystości etnicznej jak w Niemczech za czasów III Rzeszy. Gotowi są wspaniałomyślnie przeznaczyć jakiś fragment wspólnego obszaru, by Palestyńczycy mieli poczucie samorządności. W tym celu ludzi nie „wyrzuca” się, ale „przenosi” pozbawiając zarazem prawa opuszczania nowo przydzielonego obszaru. Zjawisko segregacji w nowej odsłonie trwa w najlepsze – my jesteśmy tu, a oni tam.

Sposób, w jaki Netanjahu ukrywa swoje intencje, sprowadza się do gotowości „użyczenia części zajętego terytorium na rzecz Palestyńczyków”. Ktokolwiek krytykuje kolonializm osadniczy, staje się w mniemaniu jego wyznawców i realizatorów automatycznie rasistą. Jeśli Palestyńczycy mówią o sobie, że są rdzennym ludem, należy im odebrać, to prawo uznając siebie – osadników za rdzennych. Obnaża się w ten sposób rzekoma logika nowomowy. W istocie powoduje ona, że syjoniści czynią siebie odpowiedzialnymi za wszystkie zbrodnie syjonizmu.

Kolejnym piętrem propagowanej ideologii jest promowanie wprowadzania osadnictwa w Azji i świecie arabskim bez ograniczania się do świata Zachodu. Od tego wzorca odchodzą na naszych oczach partie tak tradycyjne jak francuski Front Narodowy, czy węgierski Jobik, albo austriacka partia Wolność, której przywódca odwiedził w Izraelu muzeum pamięci o zagładzie, uroczyście przyjmowany przez partię Likud. Wszystkie partie prawicowe, podobnie jak Republikanie w Ameryce stają się proizraelskie. Podtrzymują oni tezę, że żydzi mają prawo do własnego państwa.

Tłumaczy to całą złożoność procesu migracyjnego. Holandia, przyjmując imigrantów muzułmańskich, przypisuje im generowanie problemów. Wykorzystywany jest ten sam motyw – prawa identyfikowania się kulturowego w oparciu o zestaw wartości wykluczający terroryzm. Izraelscy doradcy strategiczni, eksperci tak jak ich odpowiednicy we Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii i Danii doradzają jak kontrolować migrantów w społeczeństwie, żeby uniknąć incydentów, na jakie może zdobyć się jakiś samotnik. Taką selekcję pozwoli wprowadzić technologia biometryczna, profilowania rasowego, lub mikroekspresji. Całość projektu opiera się na tym, że muzułmanie nie pasują do wzorca kulturowego kraju przyjmującego. Są oni jednak potrzebni do rozwodnienia oporu w macierzystej tkance społecznej zubożonej o migrację rdzennych za pracą, co zwiększa proporcje filosemitów wobec resztki rdzennych.

Całość tej propagandy oparta na wierutnym kłamstwie jest trudna do rozbrojenia przez stopień jej bezczelności, kłamstwa i zakresu. Sparaliżowani jej brutalnością na początku kiedy rozwijano ją medialnie w Polsce, aktualnie widzimy skrywane przed światem skutki końcowej fazy realizacji celu na obszarze zamienionej w getta obozów wysiedleńców w Palestynie.

Biernością zapewnimy kolejnym pokoleniom Polaków sceny z Bliskiego Wschodu, które staną się ich codziennością, jeśli nie zaczniemy przekazywać wiedzy o sprawcach i roztropnie usuwać mnożone przed nami bariery w zarządzaniu własnym miastem, powiatem, państwem.

Każdy zestaw władzy w państwach Europy spotyka się z dezaprobatą oddolną społeczeństwa. Jak rządzący stanowią sitwę, tak samo potencjał społeczny niezgody współpracujących ze sobą społeczeństw może być potęgą większą niż największa armia na usługach zaprzańców. Nie zaniedbujmy współpracy z sąsiadami będącymi w identycznej sytuacji.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: pl.Wikipedia.orgYouTube.com
Źródło: WolneMedia.net

 

Grudzień to ostatni miesiąc wypłat świadczenia 500+


Grudzień to ostatni miesiąc wypłat świadczenia 500 Plus. Wbrew pozorom to dobra wiadomość. Od 1 stycznia 2024 r. kwota wzrośnie do 800 zł.

Jak informuje „Portal Samorządowy”, ZUS, który wypłaca to świadczenie, sam zmieni jego wysokość. Dlatego nie trzeba składać dodatkowego wniosku. Nastąpi to automatycznie i obejmie wszystkich, którzy według stanu na 1 stycznia 2024 r. mają prawo do świadczenia w okresie świadczeniowym, który trwa od 1 czerwca 2023 r. do 31 maja 2024 r.

7 sierpnia 2023 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci. To oznacza, że od 1 stycznia 2024 r. wysokość świadczenia wychowawczego (tzw. 500+) będzie wynosiła 800 zł na każde dziecko, do ukończenia przez nie 18 roku życia. Od 1 stycznia 2024 r. kwota świadczenia wychowawczego dla wszystkich uprawnionych zostanie podniesiona z 500 zł do 800 zł. Dla rodziców i opiekunów oznacza to, że na ich konta będzie wpływać rocznie więcej środków na utrzymanie dziecka. W przypadku jednego dziecka będzie to o 3600 zł więcej, dwojga – 7200 zł, trojga – 10 800 zł.

Źródło: NowyObywatel.pl


  1. Stanlley 01.12.2023 09:32

    Zauważcie z drugiej strony że limitów i progów podatkowych nie zmieniają od lat. Tak więc – już niedługo staniemy się społeczeństwem bogaczy bo będziemy wpadali w najwyższy próg podatkowy 😛

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...