poniedziałek, 4 grudnia 2023

 

Smutne święto polskiego górnictwa


Dziś Barbórka. Smutne święto dla polskiego górnictwa, dla Górnego Śląska i Polski. Smutne święto również dla mnie. Męska część mojej rodziny od kilku pokoleń pracowała na dwóch siemianowickich kopalniach KWK „Siemianowice” (kiedyś – Vereinigte Siemianowitzer Steinkohlengruben) i KWK „Michał”. Tam zginał pod koniec XIX wieku mój prapradziadek Józef Maniura. Tam był raniony przez Niemców 1 września 1939 roku mój pradziadek Józef Boruta. Stamtąd mój pradziadek Mikołaj Jastrzębski poszedł do powstania śląskiego. Mój ojciec Eugeniusz przepracował tam całe życie. Tych kopalń już nie ma.

Kolejne rządy po 1989 roku pod różnymi nazwami likwidowały na życzenie Brukseli nasz przemysł węglowy. Rząd PiS-u pomimo socjalnej retoryki konsekwentnie likwiduje kolejne kopalnie w interesie wielkich i możnych. Przecież to za rządów tej formacji przedstawiono ostateczny harmonogram likwidacji kopalń węgla kamiennego w Polsce, którego by się nie powstydził Balcerowicz i Buzek. Przez długie lata rządów „dobrej zmiany” zwalniani są w niemałej ilości górnicy. Nie tylko o działania PiS-owców tu idzie.

Trzeba pamiętać, że największe straty dla polskiego górnictwa to lata rządów AWS-u i PO. W dużej mierze ludzie odpowiedzialni za niszczenie górnictwa w tamtym czasie to dzisiejsze zaplecze polityczne Donalda Tuska i szerzej Koalicji Obywatelskiej. Przeciwnicy węgla wspierani przez ośrodki zagraniczne są w Polsce skuteczni i wpływowi.

Konflikt na Ukrainie pokazał dobitnie, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od węgla spoza Polski. Zwłaszcza węgla rosyjskiego. Dzisiaj kupowaliśmy węgiel po bajecznie wysokich cenach w egzotycznych państwach. Nasze węglowe elektrownie i inne zakłady na terenie naszego kraju będą zapewne działać jeszcze 50 lat. Likwidowało i dalej likwiduje się nasze polskie górnictwo, nie mając realnej alternatywy. Logika wskazuje, że najpierw trzeba mieć realną zabezpieczenie, a potem ewentualnie stopniowo odchodzić od węgla. I zaznaczam ewentualnie. Bo nie wiemy, czy za kilka lat procesy wydobywcze się nie zmienią i czy nie będą opłacalne. Nowe technologie będą zapewne korzystać z czarnego złota. Zdaniem ekspertów węgiel jest przyszłościowy, o czym wiedzą poważne gospodarki jak chińska, amerykańska czy rosyjska.

Ekologizm jest oczywistym narzędziem możnych i wpływowych. Ma on na celu dorżnięcie resztek przemysłu w krajach kolonizowanych. Warto zwrócić uwagę na to, że kilka lat temu Bank Światowy pożyczył Polsce 250 000 000 euro na „ekologiczny program” realizowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w ramach projektu „Czyste Powietrze”. Pieniądze były przeznaczone na dopłaty i różnego rodzaju zachęty w celu wymiany pieców. Chodziło oczywiście o walkę z węglem. Nie ukrywał tego sam Bank Światowy. „Wraz z polskimi instytucjami oraz Komisją Europejską, trzy lata temu pomogliśmy stworzyć podstawy powszechnego, ogólnokrajowego programu na rzecz poprawy jakości powietrza w Polsce. Teraz nasza współpraca wchodzi na wyższy poziom poprzez połączenie finansowego i merytorycznego wsparcia, którego celem jest wzmocnienie „Czystego Powietrza”. Chcemy w ciągu pięciu lat naszego partnerstwa wspierać dekarbonizację ciepłownictwa, działać na rzecz zwiększania dostępności programu i pomagać mu przyspieszać” – powiedziała, dyrektor Banku Światowego na Unię Europejską Gallina A. Vincelette.

Uczestniczyłem w dwóch spotkaniach z b. wiceministrem w rządzie Józefa Oleksego Jerzym Markowskim (był on sekretarzem stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu w latach 1995–1996, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki w 1997 roku). Spotkania dotyczyły oczywiście stanu polskiego górnictwa. Od wielu lat powtarzam, że o polskim górnictwie i szerzej polskim bezpieczeństwie energetycznym kompetentnie i zgodnie z polską racją stanu wypowiadają się dwaj eksperci Andrzej Szczęśniak (można czytać jego felietony w „Myśli Polskiej”) i właśnie Jerzy Markowski. Te spotkania to potwierdziły.

Wykład Markowskiego, można by śmiało zatytułować „Jak niszczono polskie górnictwo w III RP”. Trochę danych. Węgla w Polsce mamy na 200 lat przy obecnym wydobyciu. To jest sprawa udokumentowana. Gdy PRL przekształcono na nową Polskę, to mieliśmy 72 kopalnie, ponad 480 000 górników i wydobycie na poziomie 198 milionów ton. To była między innymi spuścizna wielkiego patrioty Jana Mitręgi. A co mamy dzisiaj? 14 kopalń (które w dalszym ciągu są zamykane przez rząd PiS-u, pomimo pełnej gęby frazesów o suwerenności ekonomicznej) 72 000 górników i wydobycie na poziomie 52 milionów. W okresie rządów Buzka zamknięto 23 kopalnie, w tym 11 ze złożami Były wśród nich prawdziwe perełki jak KWK Niwka – Modrzejów i KWK Morcinek. Władze w Polsce wykazywały się nadgorliwością, i czyniły w kierunku dekarbonizacji znacznie więcej, niż oczekiwała Unia Europejska. Trudno w to uwierzyć, ale obecny rząd w podbramkowej sytuacji zezwala na dalsze pozbywanie się górników. W ostatnim czasie odeszło ich z pracy ponad 4000. To całkiem duża kopalnia.

Jerzy Markowski bezwzględnie rozprawił się z również z fałszywym dogmatem polskiego udziału w emisji CO2 w skali świata. Jasno i wyraźnie wyartykułował, że Polska nie ma zbawiać w tej kwestii globu. My w ogóle nie powinniśmy przejmować się tą sprawą. Polska emisja to w skali świata 1 procent. I nawet gdybyśmy w jednym dniu zatrzymali wszystkie elektrownie węglowe w Polsce, to świat by nawet tego nie zauważył. Taka polityka biorąc pod uwagę to, że Chiny przekraczają w wydobyciu 4 mld ton węgla, Indie i USA ponad 1 mld, a Rosja 500 mln ton jest samobójcza dla Europy. Zdaniem Markowskiego Polska od lat realizuje program eliminacji węgla, nie tworząc żadnej alternatywy energetycznej. Polityka energetyczna Stanów Zjednoczonych jest planowana na 100 lat, w krajach Unii Europejskiej na 20 lat, zaś w Polsce na 4 lata. To jest szaleństwo.

Jerzy Markowski dokładnie wyjaśnił, dlaczego bzdurą jest opowieść, że Polska może oprzeć się głównie na OZE, dokładnie wyliczając dni wietrzne i słoneczne. Tym samym pokazał irracjonalność tych, którzy cierpią na jakiś rodzaj karbofobii w Polsce. Taka postawa występuje po wszystkich stronach sceny politycznej. I to jest najbardziej tragiczne w tej sytuacji.

Wszystkim górnikom – Szczęść Boże, tyle samo wyjazdów, ile zjazdów! Tym, co zamordowali nasze górnictwo, tego co wam się należy.

Autorstwo: Łukasz Jastrzębski
Źródło: MyslPolska.info

 

Nowy rząd nie podniesie teraz kwoty wolnej od podatku


W kampanii wyborczej Koalicja Obywatelska umieściła podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy zł wśród swoich 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów. Już zapowiada, że to nie nastąpi.

Jak informuje portal PulshHR.pl, zapowiadana podczas kampanii wyborczej kwota wolna od podatku w wysokości 60 tys. zł nie będzie obowiązywała w 2024 roku. „Kwotę wolną od podatku w wysokości 60 tys. zł zobaczymy najwcześniej w 2025 roku. A być może nigdy, a przynajmniej nie wcześnie i nie w formie zaproponowanej przez Koalicję Obywatelską” – pisał na przykład w tym tygodniu portal Oko.Press.

Koalicja Obywatelska twierdzi, że w 2024 r. wejdzie w budżet zaplanowany przez rząd Mateusza Morawieckiego, wobec czego nie może wprowadzić kwoty wolnej w następnym roku. Lider KO Donald Tusk w trakcie kampanii wyborczej w początkach września br. zapowiadał w Tarnowie, że „podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł to konkret, który przeprowadzimy w ciągu pierwszych 100 dni”. Teraz twierdzą, że „są na to cztery lata”.

Źródło: NowyObywatel.pl

 

Przechowalnia polityków PiS


Narodowy Bank Polski pilnie strzeże nazwiska osób zatrudnionych jako doradcy prezesa Adama Glapińskiego. Listę tę poznała „Rzeczpospolita” i stawia tezę, że NBP to „przechowalnia polityków PiS”.

Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński ma teraz 14 doradców – dowiadujemy się z „Rzeczpospolitej”. Dwa lata wcześniej bank centralny sam podał do wiadomości, że jest ich 11. To była reakcja na artykuł „Polityki” o ludziach z otoczenia prof. Glapińskiego.

Prośby dziennika o podanie aktualnego składu jego zespołu doradców były kilka razy odrzucane przez biuro prasowe NBP, które tłumaczyło, że nie są to osoby pełniące funkcje publiczne.

Gazecie udało się jednak poznać listę obecnych doradców prezesa Glapińskiego. Można wysnuć wniosek, że NBP staje się schronieniem dla ludzi związanych z PiS, którym z powodu zmiany rządu grozi strata stanowisk. Praca w NBP jest dobrze płatna (doradca prezesa zarabia około 30 tys. zł miesięcznie), w większości przypadków ukryta przed społeczeństwem i bezpieczna. Druga kadencja prezesa Glapińskiego, który ma pełną swobodę w wyborze doradców, skończy się dopiero w 2028 r.

Nowym doradcą Glapińskiego został m.in. polityk PiS Wojciech Jasiński, były poseł tej partii, który w czasach rządów PiS pełnił m.in. funkcje ministra skarbu (2006–2007) i prezesa Orlenu (2015–2018). Nie wiadomo, od kiedy dokładnie Jasiński pracuje w banku centralnym i w czym doradza prezesowi.

Inni doradcy prezesa NBP, którzy znaleźli się w tym zespole w ostatnich latach, niekiedy sami o tym mówili. Tak było w przypadku Jerzego Kropiwnickiego i Grażyny Ancyparowicz, którzy nową pracę w NBP rozpoczęli zaraz po tym, gdy w pierwszych miesiącach 2022 r. skończyły się ich kadencje w Radzie Polityki Pieniężnej. Kolejnym z byłych członków RPP, który został doradcą Glapińskiego, jest Jerzy Żyżyński, były poseł z ramienia PiS.

Od 2021 r., gdy NBP ujawnił listę doradców, do tego zespołu dołączyli jeszcze Leon Podkaminer, który w tej roli często występuje w mediach, oraz Piotr Szpunar, były dyrektor Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych banku centralnego, który w połowie br. został dyrektorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju na wniosek prezesa NBP.

W Departamencie Generalnym, którym zarządza Kamila Sukiennik, jedna z najbliższych współpracowniczek Glapińskiego, pracują też inni doradcy, nieprzydzieleni bezpośrednio do prezesa. Takich stanowisk jest obecnie pięć, o jedno mniej, niż ustaliła „Polityka” w 2021 r.

Do tego grona należy jednak wciąż m.in. Magdalena Beyer, kiedyś współpracownica Adama Lipińskiego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Gdy Lipiński został wiceprezesem NBP (w 2020 r.), Beyer też znalazła pracę w banku centralnym. Łączy ją z karierą polityczną. W październikowych wyborach bez powodzenia ubiegała się o mandat poselski z list PiS w okręgu nr 20, czyli tzw. obwarzanku podwarszawskim.

Autorstwo: KM
Na podstawie: Rp.pl
Źródło: NCzas.info

 

36 eutanazji dziennie


Kanada dokonuje obecnie średnio eutanazji 36 obywateli każdego dnia. Kanada ma jedne z najbardziej liberalnych przepisów dotyczących eutanazji na świecie.

W ostatnich latach rząd w coraz większym stopniu łagodził przepisy, które pierwotnie miały zapewniać chorym możliwość śmierci w momencie, gdy była ona nieuchronna. Jednak rozszerzenie przepisów oznacza, że ​​obecnie eutanazji mogą się poddać osoby z dużo mniej poważnymi problemami, takimi jak depresja, bezdomność czy choroba psychiczna. Przepisy zostały nawet rozszerzone, aby objąć nimi „dojrzałych nieletnich”, z zamiarem rozszerzenia ich na niemowlęta. Według najnowszego raportu Health Canada na temat samobójstw wspomaganych, w ubiegłym roku w całym kraju eutanazja stanowiła 4,1 procent zgonów. Liczba ta stanowi znaczny wzrost z 3,3 procent w 2021 r.

Według Kanadyjskiego Stowarzyszenia ARPA Canada najwyższy odsetek eutanazji przeprowadzono w Quebecu i Kolumbii Brytyjskiej, co stanowiło odpowiednio 6,6% i 5,5% wszystkich zgonów w tych prowincjach. Tymczasem Najniższe wskaźniki mają Nowa Fundlandia, Labrador i Manitoba, gdzie eutanazja stanowi odpowiednio zaledwie 1,5% i 2,1% wszystkich zgonów.

Według Health Canada, aby kwalifikować się do programu MAID, dana osoba musi doświadczyć „nieznośnego cierpienia fizycznego lub psychicznego spowodowanego stanem zdrowia, lub pogorszeniem się stanu zdrowia, którego nie można złagodzić w warunkach, które dana osoba uważa za akceptowalne”.

Ankieta przeprowadzona wśród beneficjentów MAID wykazała, że ​​głównym źródłem ich „nieznośnego cierpienia” jest „utrata zdolności do angażowania się w sensowne zajęcia życiowe”. Doświadcza tego 86 procent ankietowanych. Co najmniej 82 procent zgłosiło, że utraciło zdolność wykonywania czynności dnia codziennego (ADL).

Od 17 marca 2024 r. do programu MAID będą uprawnione osoby cierpiące na chorobę psychiczną jako jedyną chorobę podstawową. Niektórzy eksperci ds. zdrowia twierdzą jednak, że sama choroba psychiczna nie powinna być kryterium wspomaganej śmierci. Sonu Gaind, główny psychiatra w Sunnybrook Health Sciences Centre w Toronto, wyjaśnił, że czasami może być trudno ustalić, czy dana choroba psychiczna jest naprawdę nieuleczalna, zgodnie z wymogami prawa, oraz rozróżnić patologiczne samobójstwo od racjonalnego pragnienia śmierci.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...