poniedziałek, 11 września 2023

 

BlackRock udziałowcem Orlenu


Orlen jest jednym z największych producentów ropy naftowej w Polsce i Europie. Spółka ta działa w branży paliwowej, petrochemicznej oraz energetycznej. Obecnie akcje spółki są notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW) oraz London Stock Exchange (LSE).

Według danych z kwietnia 2021 roku, PKN Orlen ma ponad 109 tysięcy akcjonariuszy indywidualnych i instytucjonalnych. Najwięcej – aż około 30% – posiada Skarb Państwa.

Drugim co do wielkości udziałowcem jest fundusz inwestycyjny BlackRock Inc., który posiada blisko 5% wszystkich akcji spółki. Trzeci pod względem ilości posiadanych papierów wartościowych to Nordea Funds AB ze Szwecji, którego udziały wynoszą około trzech procent całej puli akcji PKN Orlen SA. Mimo że Skarb Państwa jest największym udziałowcem Orlenu, to jego wpływ na zarządzanie firmą nie jest aż tak duży. Władza wykonawcza nad spółką zależy od Rady Nadzorczej i Zarządu.

BlackRock to nowojorska firma, która posiada biura w 30 krajach. Stała się czwartym co do wielkości pakietu akcji udziałowcem Pekao, drugiego największego banku w Polsce.

Według dorocznego raportu doradcy inwestycyjnego Willis Towers Watson, BlackRock – który zarządza aktywami o wartości 6,84 biliona dolarów – jest największą firmą inwestycyjną na świecie. Amerykańska firma dzierży ten tytuł nieprzerwanie od 2009 roku.

Połączone fundusze BlackRock są warte więcej niż gospodarka Japonii, trzecia co do wielkości na świecie.

Samo Pekao poinformowało, że zwiększenie zaangażowania przez BlackRock traktują jako pozytywną ocenę potencjału banku.

Opracowanie: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net

 

Zamiast alkoholu wyprodukowali gigantyczny dług


Grupa Manufaktura Piwa Wódki i Wina, holding Wojewódzkiego i Palikota, zadłużona jest na ponad 170 milionów złotych. Takie nieoficjalne informacje przekazał reprezentujący inwestorów Marek Maślanka.

Holding Janusza Palikota i Kuby Wojewódzkiego miał produkować alkohol. Środki na działalność pozyskano od zewnętrznych inwestorów na zasadach crowdfundingu. Produkcja się jednak nie rozpoczęła, a inwestorzy mieli do tej pory stracić ok. 140 milionów złotych.

Obecnie sprawą zajmuje się prokuratura i Krajowa Administracja Skarbowa. Na jaw wyszło, że spółka jest nierentowna. Według opublikowanego przez Marka Maślankę raportu, firma Palikota i Wojewódzkiego ma łącznie ponad 166 milionów złotych długu zewnętrznego plus 11 milionów odsetek, co łącznie daje 177 milionów złotych zadłużenia.

Dług będzie rósł w ogromny tempie, bo oprocentowanie wynosi 240 proc. Tymczasem firma wykorzystała obecnie zaledwie 20 proc. możliwości produkcyjnych w przypadku piwa i w ogóle nie rozpoczęła produkcji wódki.

Janusz Palikot ma nadzieję, że dług zostanie zamieniony na akcje, a restrukturyzacja firmy dojdzie do skutku.

Autorstwo: SG
Źródło: NCzas.com


  1. emigrant001 11.09.2023 11:46

    Realne życie bardzo się różni od telewizyjnego:)
    Co za niespodzianka:)

 

RFN zamienia się na naszych oczach w NRD


Historyk i filozof, profesor Wolnego Uniwersytetu w Brukseli, David Engels twierdzi, że w Niemczech dzieją się rzeczy „niewiarygodne”, a „Republika Federalna wydaje się przekształcać na naszych oczach, bez zwracania na to uwagi nikogo poza tym krajem, w system coraz bardziej totalitarny”.

Engels podaje tu dwa charakterystyczne przykłady. Pierwszy to „narzucenie haniebnego systemu sygnalizowania nieprawidłowości” i ostatni skandal „z udziałem ministra spraw wewnętrznych wykorzystującego tajne służby i media państwowe do dyskredytowania jednego ze swoich najbliższych współpracowników”.

Engels stwierdza, że gdyby takie rzeczy „miały miejsce w Polsce czy na Węgrzech, wywołałyby publiczne oburzenie” w całej Europie i byłaby znowu mowa o „końcu rządów prawa” w Komisji Europejskiej.

Nowa Hinweisgeberschutzgesetz, czyli „ustawa o ochronie informatorów”, uchwalona 2 lipca 2023 r., nakłada na wszystkie firmy zatrudniające powyżej 49 pracowników obowiązek utworzenia Meldestelle („komórki ds. sygnalizowania nieprawidłowości”). Firmy, które odmówią udziału w tej inicjatywie, będą musiały zapłacić karę w wysokości do 20 000 euro.

Celem takich komórek ma być przekazywanie wszelkich donosów pochodzących od pracowników oraz wszczynanie odpowiednich dochodzeń. Odpowiednie informacje należy następnie przekazać państwu, gdzie na mocy dekretu opublikowanego 11 sierpnia 2023 r. powołano… centralną „służbę sygnalizacyjną”. Na razie zatrudnia 22 pracowników i dysponuje budżetem w wysokości 5 mln euro rocznie.

Od 2024 r. „komórki” będą mogły także korzystać ze specjalnie stworzonego oprogramowania, które umożliwi natychmiastową komunikację nowej służby z anonimowymi informatorami („sygnalistami”) pragnącymi złożyć donos. Autor twierdzi, że unijna ustawa o ochronie „sygnalistów” została w wersji niemieckiej przekształcona w „proaktywny program ułatwiający donosy polityczne”. W ustawie jest bowiem także mowa o podejrzenia braku „lojalności wobec konstytucji” (Verfassungstreue).

Ustawa pozwala na naruszenie tajemnicy podatkowej i społecznej. Nowe komórki będą poważnie traktowały nawet anonimowe donosy. „Sygnaliści”, nawet jeśli udowodni się im, że się mylą, otrzymają specjalną ochronę prawną przed np. zwolnieniem z pracy, co stanowi dodatkową zachętę do korzystania z takich wątpliwych uprawnień.

System zaczyna przypominać dawne NRD z wszechmocnymi uprawnieniami STASI. Engels przypomina, że już od wielu lat trwa szpiegowanie społeczeństwa i używa się wielu „aplikacji informacyjnych”, aby śledzić potencjalne „przestępstwa z nienawiści”, czy „próby delegitymizacji państwa”.

Tylko w tym roku miasto Berlin wydało 830 000 euro na aplikację umożliwiającą zgłaszanie instytucjom publicznym najróżniejszych form „myślo-zbrodni”. Inicjatywy takle przeprowadza niemal wyłącznie lewica, często powiązana z licznymi tzw. organizacjami pozarządowymi. Wszystko odbywa się pod hasłami „obrony demokracji” i „walki ze skrajną prawicą” („Kampf gegen Rechts”).

Wykorzystanie mediów publicznych i służb specjalnych przez MSW to tylko „wisienka na torcie”. Chodzi o ministra spraw wewnętrznych Nancy Faeser z SPD. Faeser znana jest z tego, że za główny cel swojej posługi uważała „walkę z prawicą” i wszelkimi formami konserwatyzmu. W 2022 roku wydała zezwolenie na zwalnianie urzędników służby cywilnej ze stanowisk wyłącznie na podstawie podejrzenia o „niekonstytucyjne” przekonania lub zachowania.

Zwolniła wówczas szefa ministerstwa ds. cyberbezpieczeństwa Arne Schönbohma. Został on oskarżony w programie satyrycznym ZDF o utrzymywanie wątpliwych relacji z rosyjskimi firmami specjalizującymi się w cyberbezpieczeństwie. Zarzuty się nie potwierdziły.

Schönbohm został jednak zdegradowany, a kilka miesięcy po tej aferze, Faeser poleciła niemieckim wewnętrznym tajnym służbom szukania na Schönbohma dodatkowych „haków”. Nowe dokumenty pokazują, że kilka miesięcy po aferze Faeser poleciła Verfassungsschutz (niemieckim tajnym służbom wewnętrznym), aby znalazły „dowody”, które mogłyby obciążyć Schönbohma.

Istnieją też poważne podejrzenia, że ​​pierwsze, niepotwierdzone oskarżenia postawiane w programie telewizji ZDF zostały… podrzucone przez samą minister i przekazane do kanału publicznego w drodze nieformalnych kontaktów pomiędzy współpracownikami Faesera a dziennikarzem odpowiedzialnym za ten program.

5 września 2023 r. minister Faeser odwołała udział w pracach komisji parlamentu, która miała się zająć tą sprawą, ze „względów zdrowotnych”. 7 września odmówiła stawienia się na kolejnym posiedzeniu komisji. SPD stara się przesunąć wszystkie przesłuchania parlamentarne na październik, czyli na czas po wyborach w niemieckim kraju związkowym Hesja, gdzie główną kandydatką jego partii jest… Nancy Faeser.

W obliczu takich faktów, co myśleć o rządzie, który zamiast natychmiast minister odwołać, pozostaje głuchy na argumenty i zarzuty, a jednocześnie „gra w Europie rolę arbitra demokratycznej praworządności” – pyta retorycznie prof. Engels.

Autorstwo: BD
Na podstawie: „Valeurs”
Źródło: NCzas.com


  1. emigrant001 11.09.2023 11:57

    nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka
    niemców nienawidzę od dziecka:)

 

Zmiany systemu sprawowania władzy w Polsce


O tym, że w Polsce dzieje się coraz gorzej wiemy wszyscy. Nie wszyscy jednak wiemy dlaczego tak się dzieje. Przyczyn zła upatruje się najczęściej w tym, że Polacy podejmują niewłaściwe decyzje wyborcze. Uważa się, że dlatego tak jest, bo ICH wybieramy a nie NAS. Przez ostatnie 30 parę lat rządzili już i ONI i MY. Różnice były, ale kosmetyczne. Zarówno ONI jak i MY wygrywając wybory bogaciliśmy się kosztem Polski, dbaliśmy o interesy własne bardziej niż o interesy kraju. Jeżeli ktokolwiek czuje się urażony takim stwierdzeniem, bo powie, a my jeszcze nie rządziliśmy, to wam odpowiem tak. Jeżeli uda się wam kiedykolwiek rządzić, to będzie podobnie.

Dlaczego?

Dlatego, że pod rządami obowiązującej Konstytucji z dnia 2 kwietnia 1997 roku inaczej nie da się rządzić. Ta konstytucja umożliwia sprawującym władzę garnięcie pod siebie i nawet jeśli wśród rządzących będą jacyś idealiści, to zostaną oni zdominowani przez tych, co garnięcie pod siebie uznają za cel bycia w polityce. Wśród nas ludzi więcej jest takich, którzy dobra materialne cenią wyżej niż najszlachetniejsze idee.

Całe zło rozpoczyna się od konstytucyjnego sposobu powołania Rady Ministrów. Skuteczne powołanie Rady Ministrów wymaga uzyskania przez nią wotum zaufania Sejmu. W ten sposób Konstytucja wymusza powstanie w Sejmie rządzącej większości, a przez to również opozycji do tej większości. Powiecie Państwo, a co w tym złego? Przecież dla skutecznego rządzenia krajem Sejm musi mieć możliwość uchwalania ustaw, a do tego niezbędna jest większość.

Problem jest w tym, że ta większość może uchwalić każdą ustawę, nie koniecznie korzystną dla rozwoju Polski. Szczególnie wtedy, kiedy Prezydent wybierany w wyborach powszechnych, jest z tego samego obozu politycznego co partie tworzące większość sejmową.

Gospodarką nikt się nie przejmuje. Profesor Mirosław Matyja w jednej ze swoich wypowiedzi na facebooku napisał : „Jedyną widoczną strategią działania gospodarczego w Polsce jest zasypywanie inflacyjną gotówką potencjalnych wyborców. A więc mamy tu do czynienia z fenomenem tzw. strategii doraźnej, od wyborów do wyborów. A co będzie po wyborach? Naiwne pytanie…. Po wyborach będą kolejne wybory. I tak toczy się polskie koło gospodarczo-finansowe”.

Po co i dlaczego tak robią ugrupowania polityczne? Po to, że chcą kupić przedłużenie , bądź zdobycie poparcia wyborczego podatnych na przekupstwo wyborców. Dlatego, że chcą tkwić przy władzy , lub zdobyć władzę umożliwiającą podporządkowanie gospodarki kraju interesom swoich rodzin i zwolenników. Partie opozycyjne w obawie przed utratą wyborców popierają populistyczne rozwiązania partii rządzącej. Dla każdej ze stron sporu politycznego władza jest najważniejsza.

Konstytucja jest tak napisana, że większość sejmowa może wszystko. Może nawet wyjąć kawałek placu z podporządkowania władzom samorządowym Stolicy Polski pod zarząd rządowy po to, aby postawić na nim pomnik smoleński. Większość sejmowa, to również szef tej większości pełniący rolę niekoronowanego Króla Polski, bądź nieformalnego naczelnika państwa, któremu wszystko wolno, nawet bez żadnego trybu.

Zarówno opozycja parlamentarna, jak i Naród nie mają wpływu na treść przepisów prawa, nawet wówczas gdy władza państwowa decyduje o:

– wojnie i pokoju,

– wysyłaniu polskich Sił Zbrojnych na nie naszą wojnę,

– rozbrajaniu i uzbrajaniu polskich Sił Zbrojnych, wydając na ten cel gigantyczne pieniądze,

– sposobie gospodarowania bogactwami naturalnymi znajdującymi się w polskiej ziemi,

– wykorzystaniu pustych przestrzeni podziemnych na magazynowanie groźnych gazów odpadowych,

– rodzaju i wysokości podatków obciążających polskich obywateli,

– tworzeniu pozabudżetowych funduszy wydawanych poza kontrolą parlamentu,

– rozpoczynaniu inwestycji o miliardowych kosztach bez konsultacji i zgody obywateli,

– polityce wobec sąsiadów Polski,

– stałym stacjonowaniu wojsk sojuszniczych na polskiej ziemi,

– budowie elektrowni jądrowych,

– zadłużaniu kraju,

– i w wielu innych sprawach.

Jeżeli Polska jest własnością Narodu, to dlaczego ten Naród nie może uczestniczyć w podejmowaniu decyzji w powyższych sprawach? Chce, czy nie chce, musi przestrzegać przepisów prawa, na które nie wyraził swojej zgody. Dlaczego Konstytucja mówiąc w Art.4 o władzy zwierzchniej Narodu nie zawiera ani jednego artykułu o prawach tego Narodu do wyrażenia skutecznej, cywilizowanej niezgody na niekorzystne, zdaniem obywateli, rozwiązania ustawowe serwowane przez władze. Dlaczego Naród pozbawiony jest swoich praw jako właściciel państwa? Dlaczego dzieje się tak, że władze publiczne, jako zarządca majątku, mówią nam, właścicielom tego majątku jak mamy żyć, a mając do dyspozycji wojsko, policję i kilkanaście uzbrojonych służb specjalnych, wymuszają na właścicielach określone przez siebie zachowania.

Naród, a zatem każdy obywatel będący cząstką Narodu, tą Konstytucją jest ubezwłasnowolniony. Zdeptana jest jego godność. Praktycznie mamy w Polsce ustrój autorytarny, a szefowie partii politycznych biją się w kampaniach wyborczych o urząd niekonstytucyjnego dyktatora.

Powiedziałem przed chwilą, że całe zło rozpoczyna się od konstytucyjnego sposobu powołania Rady Ministrów, bo skuteczne powołanie Rady Ministrów wymaga uzyskania przez nią wotum zaufania Sejmu. Wymusza to utworzenia w sejmie większości rządzącej i skutkuje powstaniem opozycji. Dwóch zwalczających się bezpardonowo obozów politycznych, z których jeden może wszystko, a drugi nic nie może. Do tej wojny na górze wciągani są również obywatele. Skłóceni jesteśmy niejednokrotnie nawet w rodzinach. Bardzo trafnie wypowiedział się na ten temat Andrzej Lepper: „Wlewają w nas ten jad nienawiści i ci z lewa, i ci z prawa, tylko po to abyśmy się żarli nawzajem, wyzywali i bili się między sobą. A oni? Oni zawsze się dogadają, będą kraść, bogacić się i będą robili z nami co tylko będą chcieli i powiedzą, że to wszystko w imię demokracji.”
Po dokonaniu aktu wyborczego oddajemy nasz kraj do dyspozycji zwycięskiemu obozowi politycznemu, który robi co chce i nikt nie może mu w tym przeszkodzić, chociażby swoim działaniem prowadził nas do przepaści.

Tak być nie musi.

Potrzebna jest zamiana obowiązującej Konstytucji na Nową, która stanie się własnością całego Narodu, ustalając przepisy prawa gwarantujące Polskiemu Narodowi należną mu podmiotowość. Na początek wystarczy porzucić błędną teorię, że do zarządzania krajem musi powstać w Sejmie większość niezbędna do uchwalania wotum zaufania dla powoływanej Rady Ministrów.

Przecież wszyscy posłowie zostali wybrani do Sejmu dlatego, że ich programy poparły wielkie grupy obywateli. Każde z Sejmowych ugrupowań uzyskało poparcie co najmniej na poziomie 5% głosujących wyborców. Niech więc dogadują się ze sobą i uchwalają ustawy idąc na kompromisy. Im szersza jest koalicja, tym rządzenie jest trudniejsze i tym trudniejsze jest materialne wykorzystanie faktu sprawowania władzy do bogacenia się rządzących. Aktualnie Polską zarządza najczęściej partia polityczna, która uzyskała najlepszy wynik wyborczy i ewentualnie jakaś mała partia zapewniająca uzyskanie w Sejmie większości. Druga w rankingu wyborczym partia zazwyczaj przechodzi do opozycji, a przecież głosowało na jej kandydatów kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent wyborców. Dlaczego postulaty programowe tak dużej partii opozycyjnych nie są realizowane? Musimy to koniecznie w nowej Konstytucji zmienić. Rządzenie będzie trudniejsze, bo nie da się uchwalić ustawy w ciągu jednej doby. Potrzebne będą na to miesiące, a może nawet lata. Uchwalanie ustaw będzie musiało pogodzić programy partii wchodzących w skład szerokiej koalicji rządowej. Niczego nie uda się przepchnąć „legislacyjnym kolanem”.

Polskie partie polityczne nie są do współpracy przyzwyczajone i z pewnością nie wyobrażają sobie innego zarządzania państwem niż poprzez większość Sejmową. W takim razie trzeba ich do tego zmusić. Trzeba zmusić przepisami prawa zawartymi w nowej Konstytucji. W pierwszej kolejności nowa Konstytucja powinna określić skład liczbowy Rady Ministrów i ustalić kolegialny sposób podejmowania decyzji.. Zapobiegnie to rozrastaniu się tej instytucji do rozmiarów przekraczających zdrowy rozsądek. Rada Ministrów powinna składać się z siedmiu członków. To optymalna liczba w sytuacji, kiedy decyzje są podejmowane kolegialne. Im więcej ministrów, tym trudniej o konsensus. Ponadto siódemka jest liczbą nieparzystą, co uchroni Radę Ministrów przed patowym głosowaniem w przypadku jednakowej liczby głosów ZA i PRZECIW.

Radę Ministrów powinno wybierać Zgromadzenie Narodowe spośród kandydatów czterech ugrupowań politycznych, które w wyborach do Sejmu uzyskały największe poparcie. Trzy partie polityczne o największym poparciu powinny przedstawić Zgromadzeniu Narodowemu po dwóch kandydatów na ministrów, a partia zajmująca czwarte miejsce w poparciu wyborczym – jednego kandydata.

Skąd pomysł na powołanie Rady Ministrów z konkurentów politycznych?

Taki sposób powoływania rządu funkcjonuje w Szwajcarii. Pewna różnica jednak jest między tym jak to funkcjonuje w Szwajcarii a moim tekstem. Odnośnie składu ilościowego poszczególnych ugrupowań politycznych w przyszłym rządzie, szwajcarskie partie porozumiały się między sobą, nazywając to porozumienie „formułą magiczną” uwzględniającą poparcie społeczeństwa a także mniejszości językowe i regionalne. Formuła magiczna nie jest zapisem konstytucyjnym ani ustawowym. Jest po prostu porozumieniem zawartym między partiami politycznymi. W Szwajcarii jeszcze przed wyborami wiadomo które partie i ilu ministrów wprowadzą do rządu. Dlatego procesowi powoływania szwajcarskiego rządu nie towarzyszy taka rywalizacja polityczna, jaką mamy obecnie na polskiej scenie politycznej. W praktyce najczęściej jest tak, że te same osoby pełnią funkcje ministrów w kolejnych kadencjach.

Formuła magiczna sprawnie funkcjonowała do roku 2003. Zaburzenia wprowadził fakt wysokiego zwycięstwa wyborczego jednej z najmniejszych partii politycznych, co spowodowało konieczność przydzielenia jej przywileju wprowadzenia do rządu swoich przedstawicieli. Od 2003 roku formuła magiczna była kilka razy modernizowana. Szwajcarzy trzykrotnie próbowali zmienić system powoływania rządu, ale trzykrotnie obywatele w referendum nie zgodzili się na proponowane rozwiązania, ponieważ powołanie rządu metodą formuły magicznej gwarantuje dążenie do osiągania kompromisowych rozwiązań i zapobiega przejęciu władzy w kraju przez najsilniejszą partię polityczną samodzielnie lub w koalicji z mniejszą partią.

Nie sądzę, aby polskie partie polityczne zawarły ze sobą porozumienie na wzór szwajcarski. Dlatego, jak już powiedziałem należy je zmusić przepisami zawartymi w nowej konstytucji. Liczba ministrów desygnowanych przez poszczególne ugrupowania polityczne nie byłaby wynikiem negocjacji międzypartyjnych. Wynikałaby wprost z przepisów konstytucyjnych, bez długich politycznych targów.

Żadna partia nie posiadałaby większości w Radzie Ministrów. Tym samym również w Sejmie nie powstałaby większość rządząca, a jeśli nie byłoby większości, to i nie byłoby opozycji. Nie byłoby też naczelnika państwa, na którym realnie opiera cię cała władza. Na obrady parlamentu wróciłby język parlamentarny, bo nie można będzie konkurenta politycznego nazwać złodziejem, kanalią czy innym zdrajcą, gdyż trzeba z nim współpracować, zawierać kompromisy.

Partie miałyby wpływ na wyłanianie kandydatów na ministrów, ale o tym kto ministrem zostanie decydowałoby Zgromadzenie Narodowe, przegłosowując oddzielnie każdego kandydata na ministra. Zwracam uwagę na fakt, że w Sejmie i Senacie nie ma większości i opozycji, więc decyzje o powołaniu poszczególnych ministrów byłyby merytoryczne a nie partyjne. Zatem nie każdy kandydat nominowany przez partię zostałby ministrem. W miejsce kandydata odrzuconego przez Zgromadzenie Narodowe dana partia desygnowałaby na funkcję ministra kolejnego kandydata. Partia desygnując kandydata na ministra nie mogłaby sugerować rodzaju obowiązków wykonywanych w rządzie przez jej kandydata.

Rodzaj wykonywanych zadań i obowiązków ministrowie ustaliliby między sobą po powołaniu całego rządu. To jest bardzo ważna decyzja. Zazwyczaj przy powoływaniu rządu targi między koalicjantami idą o to jakie ministerstwa koalicjantom przypadną. Bój idzie zazwyczaj o ministra spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych, obrony narodowej, finansów i gospodarki.. W przypadku powoływania ministrów według proponowanej procedury takich targów, zabierających czas i nerwy, by nie było.

Powołany rząd, w którym żadna partia nie ma przewagi podzieli się obowiązkami w zaciszy gabinetów, nie nadając rozgłosu toczonym wewnętrznie sporom. Jednemu z ministrów Zgromadzenie Narodowe powierzyłoby dodatkową funkcję Prezydenta Polski na jednoroczną kadencję z zadaniem kierowania pracą Rady Ministrów, swoim resortem, i reprezentowania Polski na zewnątrz.

Myślę, że dużo kontrowersji wywoła konstytucyjna zasada wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe i to na jednoroczną kadencję. Na rok wybierany byłby również wiceprezydent, który najczęściej zastąpi prezydenta po upływie rocznej kadencji. Jak zaznaczyłem wcześniej prezydent przewodniczy obradom Rady Ministrów, wykonuje zadania jednego z ministrów, reprezentuje kraj na zewnątrz i sprawuje funkcje reprezentacyjne uczestnicząc w ważnych uroczystościach, przyjmując listy uwierzytelniające od przedstawicieli państw obcych, wygłaszając orędzie noworoczne.

Do mocniejszych uprawnień prezydenta należy wydawanie zarządzeń w sprawach pilnych, wymagających szybkiej decyzji nie mogących czekać na posiedzenie Rady Ministrów. Takie zarządzenie prezydent przedstawia do zatwierdzenia Radzie Ministrów na najbliższym posiedzeniu.

Nie będzie nam potrzebny prezydent do podpisywania, lub nie podpisywania uchwalonych ustaw. W podpisywaniu ustaw wyręczą go marszałkowie obu izb parlamentu. Weto prezydenckie zastąpimy silniejszym, bo skutecznym wetem obywatelskim. Do wręczenia nominacji generalskich wystarczy prezydent wybierany przez Zgromadzenie Narodowe. Polskie obywatelstwo nada województwo na wniosek gminy, prawo łaski przejmie Zgromadzenie Narodowe, wojskiem zajmie się minister i generałowie, zarządzeniem wyborów zajmie się Zgromadzenie Narodowe ustalając stały dzień wyborów po upływie kadencji. Nie trzeba będzie czekać kiedy Prezydent łaskawie ogłosi termin kolejnych wyborów. Przyszły kalendarz wyborczy będzie znany bezpośrednio po wyborach aktualnej kadencji parlamentu, Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie – czy rzeczywiście Polska potrzebuje symboli dominacji władzy nad narodem w postaci pałaców dla premiera i prezydenta, Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta. Nie są nam potrzebni ministrowie prezydenccy dublujący ministrów rządowych. Walczymy o tanie państwo. Potrzebę istnienia prezydenta wybieranego w wyborach powszechnych dosadnie określił Andrzej Lepper mówiąc: Prezydent jest pracowity… gra w tenisa, pływa w basenie, jeździ za granicę, poklepuje się po plecach, ale jakie korzyści ma z tego Polska?

GŁOWĄ PAŃSTWA BĘDZIE SIEDMIOOSOBOWA RADA MINISTRÓW.

Nowa Konstytucja, o której tu mówimy, nie dopuści aby ktokolwiek podejmował jednoosobowo decyzje w istotnych sprawach dla Polski.

Organy wykonawcze państwa i samorządów nie mogą być sprawowane jednoosobowo, a decyzje powinny być przez nie podejmowane kolegialnie. Kierowanie zespołem wykonawczym powinno być corocznie zmieniane. Nowa Konstytucja będzie przewidywać coroczną zmianę na stanowiskach prezydenta kraju, marszałków Sejmu i Senatu. Konstytucje samorządowe podobnie.

Artykuł w nowej Konstytucji, dotyczący powołania rządu, otrzyma brzmienie:
Radę Ministrów wybiera Zgromadzenie Narodowe spośród kandydatów czterech partii politycznych, które w wyborach do Sejmu uzyskały największe poparcie. Trzy partie polityczne o największym poparciu przedstawiają Zgromadzeniu Narodowemu po dwóch kandydatów na ministrów, a partia zajmująca czwarte miejsce w poparciu wyborczym – jednego kandydata.

Jaki skład rządu miałaby Polska po wyborach z 2019 roku? Załóżmy, że Konstytucja ustali 7 osobowy skład Rady Ministrów. W 2019 roku wyborcy udzielili następującego poparcia poszczególnym ugrupowaniom politycznym:

– PiS 43,59%,

– KO 27,40%,

– SLD 12,56%,

– PSL 8,55%,

– Konfederacja 6,81%

– MN 0,17%

– Pozostałe 0,92%

Skład 7 osobowej Rady Ministrów byłby następujący:

– PiS 2 ministrów,

– KO 2 ministrów,

– SLD 2 minister,

– PSL 1 minister.

W stosunku do tak wyłonionego rządu, jak i poszczególnych ministrów nie byłoby głosowane wotum zaufania, bo kto w takim rządzie miałby zażądać głosowania nad wotum zaufania, jeśli największe partie polityczne, zgodnie z Konstytucją, ten rząd reprezentują. Ewentualne konsekwencje prawne poszczególni ministrowie ponosiliby po zakończeniu kadencji.

Byłby to silny rząd koalicji największych partii politycznych na całą kadencję, zmuszony konstytucyjnie do współpracy i zawierania licznych kompromisów przy opracowywaniu ustaw i podejmowaniu innych kolegialnych decyzji.

Członkowie takiego rządu dążyliby do zachowania najdalej idącego konsensusu w określonej sprawie, ale podejmując kolegialnie decyzję poprzez głosowanie, przy braku konsensusu, mieliby obowiązek bronić przegłosowanej decyzji niezależnie od tego czy się z nią zgadzają.

Ścieranie się poglądów podczas dyskusji w takiej Radzie Ministrów przy wypracowywaniu decyzji byłyby poufne. Żaden spór, czy kłótnia ministrów nie mogłaby ujrzeć światła dziennego. Ministrowie w publicznych wypowiedziach nie mogliby krytykować podejmowanych decyzji ani innych ministrów.

Czy wyobrażacie sobie, że taka Rada Ministrów opracowałaby ustawę podporządkowującą sądownictwo którejkolwiek partii politycznej? Czy wyobrażacie sobie, że taki rząd opracowałby ustawę Lex Tusk? Czy ministrowie tego rządu mogliby przydzielać środki finansowe organizacjom popierającym program którejś partii politycznej?

Zdaję sobie sprawę z tego, że przedstawiony wyżej sposób powołania Rady Ministrów spotka się z totalną krytyką partii politycznych. Nie po to przecież obiecują wyborcom gruszki na wierzbie aby dzielić się władzą z tymi, którzy nie potrafili tych gruszek odpowiednio sprzedać. Jeżeli Zjednoczona Prawica (PIS) w 2019 roku osiągnęła 43,59% poparcia, to z pomocą metody d`Hondta osiągnęła większość pozwalającą na samodzielne rządy, a SLD tylko 12,56% i obie te partie są zrównane w liczbie ministrów? To niesprawiedliwe!

Otóż Szanowni Państwo. Radę Ministrów według Nowej Konstytucji tworzyć się będzie z przedstawicieli najpopularniejszych partii politycznych nie po to, aby zadowolić takie czy inne ugrupowanie polityczne. Tworzy się ją po to, aby projekty ustaw przez nią opracowywane uwzględniały godność człowieka i służyły Ojczyźnie. Pod rządami Nowej Konstytucji wysoki poziom poparcia wyborczego daje partii politycznej większą możliwość oddziaływania na kształtowanie poglądu i woli Narodu, bo w ostatecznym rozrachunku to Naród decyduje jakich przepisów prawa chce przestrzegać.

Zaproponowany udział największych partii politycznych w formowanej Radzie Ministrów zapewnia, że nikt nie będzie sprawować autorytarnej władzy w Polsce.

Czy tak powołana Rada Ministrów zawsze będzie uchwalać ustawy korzystne dla obywateli?

Powinna, ale licho nie śpi. Mogą zdarzyć się ustawy nieakceptowalne dla obywateli. Co z tym zrobić?

W nowej konstytucji powinniśmy się upodmiotowić jako Naród, i to na szczeblu krajowym i samorządowym. Wyposażyć się w instrumenty prawne umożliwiające stałą kontrolę zarządzających państwem i samorządem.

Nadać sobie prawo inicjatywy w sprawie częściowej i całkowitej zmiany konstytucji. Zakończonej ogłoszeniem referendum w tej sprawie, na żądanie ustalonej grupy obywateli (np. 300 000).Powinniśmy także decydować w sprawie innych aktów prawnych, również poprzez referendum ogłaszane na żądanie ustalonej grupy obywateli (np. 200 000). Takie referendum nazywane jest referendum fakultatywnym, albo wetem obywatelskim. Fakultatywnym dlatego, że nie musi być ogłaszane w sprawie każdego aktu prawnego. Ogłaszać je będziemy w ciągu 100 dni od oficjalnego opublikowania danego aktu prawnego, na który nie chcemy się zgodzić. Dotyczyć to może takich aktów prawnych jak:

– ustawy Rzeczpospolitej;

– ustawy Rzeczpospolitej uznane za pilne, których czas obowiązywania przekracza rok;

– uchwały Rzeczpospolitej, o ile przewiduje to konstytucja lub ustawa;

– umowy międzynarodowe, które:

– są bezterminowe i nie przewidują wypowiedzenia;

– przewidują przystąpienie do organizacji międzynarodowych;

– zawierają ważne przepisy prawne, których wdrożenie wymaga zmiany ustawodawstwa Rzeczpospolitej.

Nowa konstytucja powinna przewidywać również referendum obligatoryjne, obowiązkowo ogłaszane przez władze dla rozstrzygnięcia przez obywateli spraw ważnych wymienionych w konstytucji. Między innymi takich jak:

– całkowita lub częściowa zmiana Konstytucji niezależnie od tego kto jest jej autorem,

– przystąpienie Polski do organizacji zbiorowego bezpieczeństwa lub do wspólnot ponadnarodowych,

– udzielenie podmiotowi polskiemu z udziałem kapitału zagranicznego oraz podmiotowi zagranicznemu koncesji na wydobycie zasobów naturalnych znajdujących się w polskiej ziemi,

– udzielenie zgody na stałe stacjonowanie na polskiej ziemi wojsk sojuszniczych,

– jednorazowy wydatek z budżetu państwa przekraczający kwotę 50 miliardów złotych,

– i inne.

Referenda, o których wyżej mowa powinny być wiążące zgodnie z wolą głosujących obywateli. Nie powinny zawierać progów frekwencyjnych. Każdy ma prawo głosować. Nie biorący udziału w referendum godzą się na wynik ustalony przez głosujących.

Ważna kwestia w sprawie uchwalania nowych ustaw.

W dyskursie publicznym w Polsce, wśród zwolenników demokracji bezpośredniej, dosyć powszechnie uważa się, że referendum fakultatywne lub inicjatywa obywatelska, będzie służyło do uchwalania nowych ustaw. Niektórzy dyskutanci do tego stopnia się rozpędzają, że zaczynają twierdzić, iż po wprowadzeniu do konstytucji instrumentów demokracji bezpośredniej (Inicjatywa obywatelska Weto obywatelskie i Referendum) nie będzie nam potrzebny Sejm i Senat. Ustawy sami sobie będziemy uchwalać.

TAK NIE BĘDZIE.

Zgodnie z nową Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej z inicjatywą ustawodawczą będzie mógł wystąpić każdy poseł i każdy senator, komisja parlamentarna, frakcja parlamentarna, województwo, oraz Rada Ministrów. Nie ma tu Jasia spod budki z piwem. Praktycznie najczęściej projekty nowych ustaw wnosić będzie Rada Ministrów.

Inaczej będzie przedstawiać się ta sprawa na poziomie województwa. Konstytucja wojewódzka przewidywać będzie ogłoszenie referendum fakultatywnego, między innymi w sprawie uchwalenia, zmiany lub uchylenia jakiegokolwiek prawa wojewódzkiego, na żądanie ustalonej dla danego województwa grupy obywateli uprawnionych do głosowania , ustalonej liczby gmin, lub ustalonej liczby członków Rady Województwa. Ustalonej dla danego województwa dlatego, że w każdym województwie może być inna liczba obywateli, gmin, członków Rady Województwa.

Rada Ministrów składająca się z przeciwników politycznych i upodmiotowienie wyborców, to warunki niezbędne dla zarządzania państwem z korzyścią dla obywateli. Będzie również gwarantem zachowania godności Narodu Polskiego, który faktycznie, a nie werbalnie będzie sprawować w Rzeczypospolitej władzę zwierzchnią.

Wiele osób zaangażowanych i rozumiejących potrzebę zmiany sposobu zarządzania krajem uważa, że wpisanie do konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej w postaci referendum dotyczącego zmiany konstytucji i referendum fakultatywnego rozwiążą problemy Polaków. Nie ma potrzeby, według nich, zmieniania całej konstytucji, w tym również opisanego wyżej sposobu powoływania rządu. Moim zdaniem nie mają racji.

Dlaczego?

Dlatego, że jeśli zostawimy dotychczasowy sposób powoływania Rady Ministrów, to w Sejmie pozostanie większość umożliwiająca uchwalenie wotum zaufania dla rządu i umożliwiająca uchwalanie ustaw siłą większości sejmowej. Powstanie też opozycja, która w dotychczasowym systemie jest ubezwłasnowolniona, a po wpisaniu do Konstytucji instrumentów demokracji bezpośredniej będzie mogła odwołać się do zdania narodu, poprzez zebranie podpisów o referendum w sprawie konstytucji i ustawy. Zatem nie można powiedzieć, że wpisanie do konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej nic nie daje. Daje i to dużo, rządzący muszą liczyć się ze zdaniem opozycji i obywateli.

Zarządzanie krajem to jednak podejmowanie przez rząd bardzo, bardzo wielu decyzji, nie koniecznie poprzez ustawy uchwalane w parlamencie. Chociażby takich jak obsadzanie stanowisk rządowych, w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa, w administracji i instytucjach centralnych. To są funkcje, które w aktualnym systemie opanowane są przez ludzi większości sejmowej. I nadal takimi pozostaną. Personel niektórych po wyborach i zmianie większości sejmowej wymieniany jest od prezesa do sprzątaczki. Myślicie Państwo, że po wpisaniu do Konstytucji tylko instrumentów demokracji bezpośredniej większość sejmowa odpuści? Sądzę, że nie. Ustawa będzie gonić ustawę, zmiana uchwalonej ustawy gonić będzie zmianę. Opozycja utraci znaczenie w obradach sejmu, bo większość rządząca odbierze jej czas wystąpień i przegłosuje każdą ustawę jaką tylko zechce.

Jeżeli w każdej najdrobniejszej sprawie zechcemy zbierać podpisy i ogłaszać referendum, to nie nadążymy z głosowaniem i sprofanujemy ideę referendum. Procedura powoływania Rady Ministrów z przeciwników politycznych potrzebna jest też po to, aby już na etapie pomysłu dotyczącego uchwalenia ustawy podlegała ona wstępnemu uzgodnieniu głównych sił politycznych. Ustawa o sądownictwie podporządkowująca sądownictwo partii rządzącej zostałaby wyeliminowana już na etapie projektu. Nie byłyby potrzebne podpisy, nie byłoby potrzebne referendum. Ten rząd będzie podejmować decyzje kolegialnie i nie dopuści do tego aby intratne stanowiska w spółkach skarbu państwa, administracji, instytucjach centralnych były po każdych wyborach parlamentarnych zmieniane, lub podporządkowywane jakiejś jednej partii politycznej, która w wyborach osiągnęła najwyższe poparcie.

Chciałbym abyśmy zrozumieli, że konstytucyjne powołanie Rady Ministrów z przeciwników politycznych jest dla prawidłowego działania państwa tak samo ważne jak instrumenty demokracji bezpośredniej. Ministrowie z różnych opcji politycznych przypilnują się wzajemnie przed przejmowaniem państwa przez którąkolwiek z partii politycznych. Ta Rada Ministrów składająca się z konkurentów politycznych będzie kontrolować i ujarzmiać samą siebie.

To oczywiście nie są wszystkie zmiany, które powinny być wprowadzone do nowej Konstytucji, ale myślę, że na potrzeby dyskusji między nami w dniach 16 i 17 września zmiana sposobu powoływania rządu i upodmiotowienie obywateli wystarczą.

Autorstwo: Marian Waszkielewicz
Źródło: MyslPolska.info

 

Czy bon edukacyjny zaszkodzi szkolnictwu?


Konfederacja proponuje bon edukacyjny. Złą opinię na temat tego pomysłu mają związkowcy-nauczyciele.

Według informacji „Portalu Samorządowego” głoszony przez posłów Konfederacji pomysł wprowadzenia bonu edukacyjnego budzi spore zainteresowanie wśród rodziców uczniów i środowisk oświatowych. Zdaniem związkowców uwolnienie pieniędzy w systemie doprowadzi do dysproporcji w poziomie nauczania.

Pomysł nie jest nowy – jest dyskutowany od początków III RP i dotychczas nie został wprowadzony. Po raz kolejny jednak wabi zainteresowanych prostotą rozwiązania: rodzice, otrzymawszy bon edukacyjny, będą mogli wybierać dla swoich pociech szkoły najlepsze, a nie te, które są im wskazywane ze względu na miejsce zamieszkania. Konfederacja twierdzi, że zapisując do nich swoje dziecko, będą wspierać te dobre i bardzo dobre, jednocześnie zmuszając do poprawy jakości kształcenia te słabsze.

W opinii Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego, proponowane przez Konfederację urynkowienie edukacji nie rozwiąże bolączek systemu edukacji. Wprowadzenie bonu edukacyjnego dla ucznia, dającego gwarancję, że pieniądze będą za nim szły do szkoły, spowodowałby wiele problemów: w warunkach wielkomiejskich dokonałby alokacji dzieci i młodzieży w szkołach, stawiając pod dużym znakiem zapytania przyszłość tych placówek, które byłyby w świadomości opinii publicznej gorsze, czasami także z powodów pozamerytorycznych, a także mógłby doprowadzić do daleko idącej destrukcji w ośrodkach z jedną szkołą, bo rodzice, mając wybór, i tak musieliby posłać dziecko do tej szkoły.

Jego zdaniem nie ma mowy o tym, żeby bon zafunkcjonował. Pod koniec lat 1990. władze Kwidzynia podjęły próbę jego wdrożenia i się z tego wycofały. „Od tego czasu minęło ponad lat 20 i czy ktokolwiek w kraju wdrożył bon edukacyjny?” – pyta prezes Broniarz.

Szans na powodzenie idei bonu edukacyjnego nie widzi również Waldemar Jakubowski, przewodniczący KSOiW NSZZ „Solidarność”. Jego zdaniem wprowadzenie bonu, jak również uwolnienie zawodu nauczyciela, a co za tym idzie systemu oświaty, spowoduje, że będziemy mieli szkoły bardzo zróżnicowane pod względem tak programowym, jak i poziomu kształcenia. „Będziemy mieli szkoły bardzo dobre i bardzo słabe, z tym że tych słabszych będzie dużo więcej” – podkreśla. „Szkoły, które będą w stanie zapłacić za jakieś dodatkowe zajęcia, dodatkową pracę, będą lepiej funkcjonowały, a szkoły w biednych samorządach będą siłą rzeczy słabsze i przepaść między nimi będzie się pogłębiała”.

Źródło: NowyObywatel.pl


  1. Dandi1981 11.09.2023 12:04

    Ryba psuje sie od glowy , to dyrektor, dyrektorka powini odpowiadac za poziom nauczania w szkole nie bony ani prywatne szkoly , jedynie godne wynagrodzenie dla nauczycieli gwarantuje ze znajdzie odpowiednich nauczycieli i bedzie ich kontrolowac w celu lepszej edukacji.

 

Wyborcza przypominajka – 2 – Platforma Obywatelska


Ciąg dalszy odświeżania pamięci polskiego wyborcy. Po głównej partii rządzącej siłą rzeczy czas na jej największego oponenta – Platformę Obywatelską. Zaczynamy!

WZROST CEN

Krzyk i oburzenie ze strony polityków Platformy, spowodowane rosnącymi kosztami życia Polaków nie ma końca. Mało kto jednak pamięta jak Jarosław Kaczyński wybrał się na publiczne zakupy za rządów PO, dowodząc, że ceny wzrosły dwukrotnie. Mimo że to była ustawka – wybrał on droższe produkty, porównując z tańszymi — faktem jest, że ceny towarów poszybowały wtedy w górę nawet o kilkanaście/kilkadziesiąt procent. Skleroza?

KRÓLOWIE AFER

Obecnie też ich nie brakuje, ale wtedy był ich prawdziwy wysyp. Amber Gold, likwidacja OFE, taśmowa, stoczniowa, hazardowa, afera z Beatą Sawicką (przyjęcie łapówki), stadionowa, wyciągowa, gazowa (o której wspominamy poniżej), autostradowa… Uff. A to nadal nie wszystko. Zainteresowani mogą na własną rękę uzupełnić braki.

POLITYKA WOBEC ROSJI

Rosja dobra — Rosja zła. Kochamy Putina – nienawidzimy Putina. Tak mniej więcej wygląda stosunek Platformy Obywatelskiej, a przede wszystkim Donalda Tuska wobec Rosji.

Jeszcze kilkanaście lat temu przekonywał Polaków, że Putin w sumie jest spoko, a „z Rosją należy rozmawiać”. Te rozmowy zaowocowały kontraktem na dostawy gazu z Rosji tak niekorzystnym, że aż niezgodnym z europejskim prawem. Każdy też pamięta, jak Tusk w rozpaczy wpadł rosyjskiemu prezydentowi w ramiona po katastrofie smoleńskiej.

Dziś były premier ochoczo potępia Putina, dołączając do narracji o rosyjskim imperializmie.

Oczywiście w obliczu nowych wydarzeń zmiana zdania nie jest niczym złym, ale aż tak radykalna? Co jest Panie Tusk? Rozdwojenie jaźni?

SMOLEŃSK

Oddanie bez cienia zdecydowanego sprzeciwu śledztwa w ręce Rosjan było aktem najwyższej żenady. Wynik z góry można było przewidzieć, w dodatku ślepo zaakceptowany przez platformersów i przekazany polskiej opinii publicznej.

Późniejsze rozsiewanie informacji własnymi ustami i służalczych psudoekspertów-przydupasów o nietrzeźwych pilotach, pancernej brzozie, czy robienie z owych doświadczonych pilotów nieudaczników popełniających szkolne błędy jest poniżej krytyki.

Bez względu na to, jakie były faktyczne przyczyny katastrofy, ta farsa to hańba i zdrada polskiej racji stanu. Biorący w niej udział nie zmyją z siebie tego gówna do końca życia.

UNIA KAŻE, SŁUGA ROBI

Dotyczy to nie tylko Platformy, jednak stojący na jej czele Tusk jest wyjątkowo zaangażowany w bronienie interesów lidera UE i swojej drugiej nieformalnej (a może formalnej?) ojczyzny, czyli Niemiec (oraz Francji).

Nie ustępuje mu Trzaskowski, uczestnik spotkań grupy Bilderberg, który gdyby mógł, to w stolicy zamiast flagi Warszawy powiesiłby tęczową.

NIENAWIŚĆ NA POKAZ

Większość Polaków nabiera się na ten cyrk. Ale gdy przychodzi do gnębienia Polaków w kwestiach najistotniejszych, niezgoda magicznie wyparowuje! Podwyżka (niektórych) podatków? Maseczkowy zamordyzm? „Walka z globalnym ociepleniem”? Podwyżki dla posłów i senatorów? Wsparcie ukraińskich „braci” bez względu na koszty, zdrowy rozsądek i realia? Oczywiście, dogadamy się dla wyższego dobra.

Gwoli ścisłości: walka polityczna jest prawdziwa, jednak tylko do pewnego pułapu, powyżej którego ma panować już zgoda, tak by najmocniejsi gracze byli zadowoleni. PO wykazuje się pod tym względem większą służalczością, dlatego jest minimalnym faworytem Unii i USA do objęcia sterów w Polsce.

CUDA, CUDA

Zielona wyspa, drugi cud irlandzki. Wzniosłe zapowiedzi, błysk w oku, szczera mina. Miało być tak pięknie. Jakim CUDEM się nie udało??? Do zwycięstwa w wyborach jednak wystarczyło.

ZADŁUŻANIE KRAJU

Choć PiS bije tu wszelkie rekordy, trzeba pamiętać, że Platforma za swoich rządów dołożyła do tego balastu nawet nie cegiełkę, ale kilka dużych cegieł. Jest więc współwinna obecnej sytuacji.

KONFLIKT Z KIBICAMI

Każdy wie, że kibice to nie są grzeczni chłopcy. Jednak czym innym jest zwalczanie wśród nich nieakceptowalnych zachowań (działania przestępcze, fizyczna agresja, stadionowy rasizm itd.), o ile takie występują, a czym innym wrzucenie wszystkich organizacji kibicowskich do jednego wora, publiczne nadanie łatki nieobliczalnych patusów i ogłoszenie „walki z kibolstwem”, by zaimponować wyborcom. Taką kampanię podjęła Platforma Obywatelska, na czele z Tuskiem i Komorowskim. Pomysł doskonały, ale na kolejne pogłębienie społecznych podziałów.

Czy więc faktycznie PO, jak niektórzy twierdzą, to mniejsze zło, czy takie opinie wynikają głównie z faktu, że przewiny PiS-u są świeższe? Niech każdy sam oceni.

Autorstwo: Radek Wicherek (Polaku Dawaj z Nami)
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...