poniedziałek, 18 listopada 2024

 

Fałszywa lista Żydów



FAŁSZYWA LISTA ŻYDÓW

Przykłady? Proszę bardzo...


W wielu środowiskach w naszym kraju coraz popularniejsze staje się przekonanie, że „Żydzi rządzą Polską”. I o ile wniosek ten jest mocno dyskusyjny, gdyż w naszym kraju spotykają się wpływy wielu różnych krajów, co najmniej tak samo silne (Niemcy, USA, Ukraina), o tyle nie trzeba być szczególnie spostrzegawczym, by zauważyć, że, szczególnie od kilkudziesięciu lat, coś jest na rzeczy. Chwała tym, którzy mają odwagę głośno o tym mówić, niestety zbyt często jakość argumentów przez nich przytaczanych jest wysoce wątpliwa. Jednym z nich jest tzw. lista żydów polskich. A nawet kilka list.

Najczęściej przytaczane są dwie. Na potrzeby artykułu nie będziemy stosować rozróżnienia, gdyż oba zestawienia się przenikają i uzupełniają. Opis jednej zaczyna się zwrotem „Lista zakonspirowanych Żydów (539/830)”. Druga to ta, której „prawdziwe” nazwiska zostały ustalone w oparciu o: a) dane tajne kartoteki ludności Polski przy Centralnym Biurze Adresów MSW, b) relacje osób znających osobiście wielu spośród wykazanych, c) dane ujawnione przez historyków w ich licznych publikacjach. Problem z listami jest zasadniczy — roi się w nich od absurdów. Przykłady? Proszę bardzo.

1. Feliks Dzierżyński – Rufin Selman i… krewny Piłsudskiego. Trudno rozstrzygnąć, która z tych informacji jest większą bzdurą.

2. Jan Brzechwa – Jan Worobiec. Choć żydowskie pochodzenie Brzechwy nie ulega wątpliwości, to pierwotnie nazywał się nie Worobiec, a Lesman. Nazwisko to zostało później przemianowane przez jego stryjecznego brata, Bolesława Leśmiana, który ponadto był autorem pseudonimu artystycznego Brzechwy.

3. Władysław Frasyniuk – Rotenschwanz. W języku niemieckim w wolnym tłumaczeniu oznacza to „rudy ogon” lub… „rudy kutas”. Autor miał poczucie humoru, testując inteligencję odbiorców.

Na koniec dwa najgorętsze nazwiska. Korwin-Mikke i Kaczyński — odpowiednio Ozjasz Goldberg i Kalkstein. Oba należą do zbioru legend do dziś nieudowodnionych. Szczególnie drugi przypadek budzi wiele emocji, ze względu na kontrowersyjne prożydowskie gesty, m.in. wstrzymanie ekshumacji w Jedwabnem czy zapalanie w mycce chanukowych świec w Sejmie (Lech Kaczyński). To jednak nie przesądza sprawy. Już bardzo dawno temu jeden z żydowskich rabinów głosił, że w osiągnięciu celu równie użyteczni na kluczowych stanowiskach są tak Żydzi, jak i osoby niebędące Żydami, ale sprzedajne na tyle, by działać bardziej w interesie narodu żydowskiego niż własnego. Przypadki Andrzeja Dudy i Kaczyńskich mogą kwalifikować się do tej kategorii i by jednoznacznie stwierdzić, że jest inaczej, należałoby wskazać rzetelniejsze materiały, niż tylko krążące opowieści.

Publikacja owych list miała na celu osiągnięcie dwóch głównych założeń. Pierwszym jest ośmieszenie idei ujawniania prawdziwych nazwisk i pochodzenia wielu prominentnych postaci wśród polskich (pseudo)elit. Drugim strzał w kolano działaczy, określanych dziś jako „wolnościowcy”, którzy podając dalej bez sprawdzenia takie informacje, jako „niezależne”, nieświadomie kompromitują w ten sposób całe to środowisko w oczach szerszej publiczności, podważając jego wiarygodność i zaprzepaszczając wcześniejszą pracę.

W tej sytuacji pozostają dwa wyjścia: dokładna weryfikacja poszczególnych postaci lub znalezienie bardziej wiarygodnych list z solidną źródłografią. W innym wypadku obca agentura, niewykluczone, że właśnie żydowska, będzie miała niezły ubaw, oglądając efekty swoich działań.

Autorstwo: Radek Wicherek
Na podstawie: ivrozbiorpolski.pl, groups.google.com, „Sprawa światowa. Żydzi, Polska, a ludzkość” – Stefania Laudyn-Chrzanowska, pl.Wikipedia.org
Źródło: WolneMedia.net

 

„Walka z dezinformacją”, czyli nieograniczona cenzura

Zewsząd słyszymy, że jednym z dwóch najważniejszych żądań państw „zjednoczonego Zachodu” (obok przyspieszonych zbrojeń) jest heroiczna „walka z dezinformacją”.

Jeżeli oczywiście dobrze rozumiem to szczytne, zgodne z wartością europejskimi zadanie (misję?), to władze tychże państw mają skutecznie uciszyć tych wszystkich, którzy wypowiadają poglądy lub przekazują informacje niezgodne z oficjalną propagandą, co do spraw, do których ów „Zachód” jest w pełni zgodny. Przypomnę podstawowe objawione prawdy owej propagandy…

1. „Rosja jest agresorem” i to w dodatku nieudolnym, który nie tylko „musi” przegrać wojnę z Ukrainą, a jak już ją przegrała, kres „reżimu putinowskiego” jest na horyzoncie.

2. Ów pokonany agresor (który zaraz upadnie) jednak stanowi „śmiertelne zagrożenie” dla wolnego świata i mimo ewidentnej klęski militarnej na Froncie Wschodnim jest aż tak silny, że tylko patrzeć jak zaatakuje państwa NATO, a jeśli nie jutro, to za następne lata (mimo że po drodze upadnie).

3. Wszystkie państwa tworzące „zjednoczony Zachód”, w tym zwłaszcza należące do „najsilniejszego sojuszu militarnego świata”, muszą jednak wciąż zwiększać wydatki na zbrojenie, bo mimo swojej potęgi, która raz-dwa „pokona Putina”, boi się pokonanej przez Ukraińców źle uzbrojonej i źle dowodzonej Armii Rosyjskiej.

4. Zachód, a przede wszystkim kraje Unii Europejskiej zachowują pełną jedność moralno-polityczną w „kwestiach zasadniczych”, do których należy nie tylko pogarda oraz strach przed Rosją, ale również „transformacja energetyczna”, „Zielony Ład” i „Pakiet Klimatyczny”, oraz pełne otwarcie rynku UE na import ukraińskich płodów rolnych, dzięki czemu zarabiają na wskroś zachodnie koncerny, które przejęły ukraińskie ziemie, co oczywiście jest dowodem, że „należą one do Zachodu”.

5. Protesty rolników i innych grup zawodowych pokiereszowanych lub wręcz niszczonych przez politykę Unii Europejskiej, mają marginalny lub odosobniony charakter, będąc nieuzasadnionym dziwactwem malkontentów lub nieświadomym wpisaniem się w narrację Kremla, względnie są „inspirowane” (osobiście) przez Putina.

6. Świat popiera antyrosyjską politykę NATO, które jednak nie jest w stanie wojny z Rosją, a całe (bez wyjątku) polskie społeczeństwo jest gotowe ponosić jeszcze większe wyrzeczenie po to, aby zapewnić zwycięstwo w tej wojnie obecnych władz w Kijowie oraz aby kult Bandery obowiązywał niepodzielnie każdego Ukraińca (w tym również mieszkającego w naszym kraju).

7. Nie wolno przypominać o jakichkolwiek „zbrodniach ukraińskich” popełnionych na obywatelach polskich (nawet narodowości żydowskiej): trzeba tu „ważyć słowa”, podobnie jak w przypadku wszelkich zbrodni Zachodu, bo przecież ów Zachód jest do nich niezdolny (z istoty).

Zapewne to niecała lista owych prawd etapu, których nie można kwestionować, a każde złe słowo jest i będzie zakazaną dezinformacją. Problem jest w tym, że owe prawdy są aż tak wewnętrznie sprzeczne, że nie sposób wpisać się w tę narrację, nie zaprzeczając jej jednocześnie. Dlatego wszystko, co powiesz, będzie „dezinformacją”. I pewnie o to chodzi, bo powszechna cenzura jest równie totalna i bezwzględna jak liberalizm wolnego świata.

Większość rządzącej w UE klasy politycznej jednoczy się na wspólnym froncie (również „wschodnim”) owej walki z dezinformacją. Jest to być może – mówiąc dość banalnie – ostatni sztandar, pod którym można jeszcze szukać politycznej wspólnoty. Bo wszystkie istotne wspólne programy realizowane w ciągu ostatnich kilku lat budzą tak głęboki sprzeciw obywateli, że faktycznie zagrażają w sensie dosłownym utrzymaniu władzy obecnych elit, ułatwiając sukcesy wyborcze politykom antysystemowym. Nie muszę przypominać (bo po co?) listy owych programów, zaliczanych już w potocznym języku do „europejskich absurdów”: zaczynając od Zielonego Ładu, Pakietu Klimatycznego, otwarcia europejskiego rynku na import ukraińskich płodów rolnych, przymusowej relokacji imigrantów, kończąc na harmonizacji prawa polskiego, które „wyhodowało” największą w historii lukę podatkową.

Nie należy również zapominać o polityce szczepionkowej w czasach tzw. pandemii, której także nie wolno do dziś krytykować. Każdy, kto podważa sens, demaskując głupotę lub po prostu mówi prawdę o tych programach, jest oskarżany o „sianie dezinformacji” i powinien być skutecznie uciszony. Cenzura zaczęła się od „opiniotwórczych mediów” i tu odniosła pełny sukces (czy np. telewizji zaliczającej się u nas do „wolnych mediów” dano możliwości prezentacji danych na temat kosztów, które ponosi i jeszcze poniesie zwykły obywatel w związku z realizacją Zielonego Ładu?).

Kolejnym etapem walki z dezinformacją zapewne będzie czystka na uniwersytetach, sektorze publicznym oraz biznesie. Usunięty będzie każdy „piewca dezinformacji”. Cenzura mediów społecznościowych jest już też widoczna.

Jeżeli jednak procedury demokratyczne skutecznie odbiorą władzę przedstawicielom zjednoczenia cenzorów, to Zachód zda egzamin ustrojowy. Jeżeli zwyciężą cenzorzy, czeka nas bunt, a do buntowników można nawet strzelać. Tylko czy będą chętni?

Autorstwo: prof. Witold Modzelewski
Źródło: MyslPolska.info

5 KOMENTARZY

  1. pikpok 17.11.2024 16:36
  2. Katarzyna TG 17.11.2024 21:39

    Od czasu kiedy niejaka Jacinda Ardern stwierdziła że jedynymi źródłami prawdy będą rządy, wielkie korporacje, „niezależni weryfikatorzy” i „koncesjonowani eksperci” wiadomo już wszystko w temacie: walka z „dezinformacją” to walka o utrzymanie monopolu dezinformacyjnego łże-mediów i budowa orwellowskiej dystopii w której posiadanie własnych poglądów jest na tyle niebezpieczne że lepiej ich wcale nie mieć.

    Te nagłówki w łże-mediach by nie robić naukowego riserczu a myślenie zostawić ekspertom to nie był przypadek, to było ostrzeżenie.

  3. Baba Jaga 17.11.2024 21:48

    > i budowa orwellowskiej dystopii

    Widać nie czytałaś Orwella. W jego wyobrażeniu teleekrany i nasilona inwigilacja nie dotyczyła najniższej warstwy społecznej – proli. Rzeczywistość już przekroczyła wyobrażenia Orwella i obecnie cały proletariat podlega inwigilacji i cały proletariat ma w domu teleekran. Zapewne nawet Ty sama. Teleekran = smartfon-szpieguś. Czasem teleekran przyjmuje inny kształt, ale funkcjonalnością się nie zmienia. Można go kupić jako smartTV, odkurzacz robot itp.

  4. lelos2 18.11.2024 07:59

    Tak apropo „tele-ekranu” – nowsze telewizory nie działają jeżeli nie mają dostępu do internetu.
    Nie da sie po prostu pobierać sygnału z samej anteny (komunikacja w jedną stronę).
    Po co jest niezbędna komunikacja w drugą stronę chyba nie muszę tłumaczyć.

  5. pikpok 18.11.2024 08:51

    @lelos2, bo one są bardzo smart tak jak i nadajniki 5G, a wszystko to dla naszego ,,dobra”.
    https://wolnemedia.net/wielki-reset-pod-lupa-nauki/

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...