piątek, 22 września 2023

 

Katastrofa polityki zagranicznej PiS-u wobec Ukrainy


Przez ostatnie półtora roku wydawało nam się, że Polska stała się jednym z głównych sojuszników Ukrainy, oferując wsparcie zarówno finansowe, jak i materialne. Polska i Polacy przyjęli chętnie miliony ukraińskich uchodźców, oferując im wsparcie socjalne, zasiłki, a nawet preferencyjne kredyty mieszkaniowe. Wielu Polaków otworzyło swoje serca i domy dla tych, którzy uciekali przed konfliktem i trudnościami w swoim kraju. Okazuje się jednak, że na próżno oczekiwać jakiejś wdzięczności ze strony Ukraińców, wręcz przeciwnie, zaatakowali Polskę dyplomatycznie.

Jednak, pomimo tej hojności, relacje polsko-ukraińskie znalazły się w kryzysie. Polska, w ramach wsparcia dla Ukrainy, dostarczała jej broń i technikę wojskową, często kosztem własnych jednostek wojskowych, co ujawnił w Davos roześmiany z tego powodu prezydent Andrzej Duda. Osobnik ten swoją drogą dostał chyba najsilniejszej obsesji proukraińskiej z obozu rządzącego a po jego często żenujących monotematycznych przemowach o Ukrainie i całkowitym zapominaniu o Polsce, złośliwi przezywają go „wiceprezydentem Ukrainy”. Teraz chyba stracił i tę wirtualną posadę, bo ostatnio w ONZ prezydent Wołodymyr Zełenski nie chciał się już z nim ściskać, a wręcz demonstracyjnie wyszedł w trakcie jego przemówienia… o Ukrainie między innymi.

Przez wiele miesięcy Narodowy Bank Polski stabilizował ukradkiem kurs hrywny, co miało wpływ na inflację w Polsce i stymulowało drożyznę. Dodatkowo Polska stała się miejscem kontrowersji wokół importu ukraińskiego zboża, co doprowadziło do oskarżeń o oszustwa i korupcję. PiS-owcy przedstawili ten proceder jako ratunek dla głodnej Afryki, a okazało się, że wymyślono pojęcie „zboże techniczne” i upłynniono w Polsce miliony ton tego surowca, zbijając ceny skupu i powodując rozpacz u polskich rolników.

Na dodatek rząd PiS utajnił listę firm, które zarabiały na upłynnianiu tego ukraińskiego zboża bez żadnych wymagań jakościowych, być może dlatego, że okazałoby się, że to zboże rozprowadzane po silosach w Polsce, które miało rzekomo jechać do Afryki, należy do znanych światowych korporacji rolniczych, które uprawiają miliony hektarów ziemi na Ukrainie. Innymi słowy, rząd PiS postawił na nie, zamiast na polskich rolników, dowodząc kolejny raz, że są globalistycznymi skunksami.

Gdy niektórzy Polacy twierdzili, że PiS-owski rząd przesadza ze wspieraniem Ukrainy, można było usłyszeć tłum pożytecznych idiotów wyzywających ich od ruskich onuc vel ruskich szpiegów i gęgających bez rozumu, że starcie Rosjan i Ukraińców to „nasza wojna”, bo „Ukraina bije się za nas”. Ludzie ci powtarzali tak, bo takie treści wbili im do głowy propagandyści, ci sami, którzy wcześniej wmówili ludziom, że szmatka na gębie ochroni ich przed wirusem, tak się składa, że od ruskich onuc wyzywali preważnie ci sami, którzy wcześniej z pianą na ustach walczyli z tzw. antyszczepionkowcami i porzucili tę walkę na rozkaz z dnia na dzień, zastępując pierdolca covidowego — pierdolcem ukraińskim.

Okazało się, że antyszczepionkowcy vel ruskie onuce, znowu mieli rację i Ukraina nie jest krajem przyjaznym Polsce, który przy nadarzającej się okazji wbije Polakom przysłowiowy nóż w plecy. I właśnie do tego doszło — Wołodymir Zełenski, prezydent Ukrainy, zadeklarował na zebraniu w ONZ, że polski rząd, który wprowadził zakaz importu do Polski ukraińskiego zboża i zezwalając tylko na jego przewóz, działa na rzecz Putina, innymi słowy PiS-owcy, którzy tak hojnie obdarzali wszystkich adwersarzy epitetem ruskiej onucy, sami stali się ruskimi onucami!

Konkluzja jest taka, że Ukraina zapowiedziała pozwanie Polski przed WTO, wprowadziła już embargo dla polskich warzyw i wezwała ONZ do udzielenia miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ dla Niemiec, które są według Ukraińców najwierniejszym ich sojusznikiem. Okazało się, że nasze zaangażowanie i bliżej nieznana góra pieniędzy ofiarowana przez PiS-owców Ukraińcom, to za mało i nasza rzekoma przyjaźń została w jednej chwili spuszczona w ukraińskim kiblu.

Ten obrót spraw to tylko kolejne spektakularne bankructwo idiotycznej polityki zagranicznej PiS na następnym kierunku. Gdzie nie spojrzeć tam jest katastrofa, jesteśmy skłóceni z wszystkimi sąsiadami, a rządzący jawnie prowokują Rosję, udając mocarstwowość i licząc, że w razie czego USA nas obronią. Pytanie, czy też przed Ukrainą, bo proroctwo Janusza Korwina-Mikkego, oczywiście nazywanego za to ruską onucą, jakoby Ukraina mogła w przyszłości zaatakować Polskę, wydaje się obecnie znacznie bliższe spełnienia.

Skalą upadku relacji polsko-ukraińskich niech będzie to, że mimo tej całej pomocy Polacy nadal nie mogli załatwić sobie zgody na ekshumacje i pochowanie ofiar rzezi wołyńskiej dokonanej na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów, a tymczasem mimo trwającej wojny, ciągle trwają na Ukrainie ekshumacje żołnierzy niemieckich pochowanych w trakcie prowadzenia działań wojennych w ZSRR w latach 1940.

Bankructwo PiS-owskiej polityki zagranicznej, prowadzonej na kolanach przez ludzi twierdzących, że są „sługami Ukrainy”, ma miejsce na mniej niż miesiąc przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. Ciekawe czy ta spektakularna katastrofa wpłynie na notowania jej sprawców, czy też może znowu PiS-owcom uda się nadrobić wszystko prymitywną propagandą.

Źródło: ZmianyNaZiemi.pl


  1. LichoNiespi 22.09.2023 12:52

    No cuz mozna powiedziec na to…..Polske i jej psychopatyczny nierzad/nierzond spotkalo ich to na co zasluzyli…chcieli tego to majom to….szkoda tylko ze jeszcze ten tzw dlugopis nie wyslal na ukraine siekiery azeby tamci mieli czym zabijac jak w 1943.

  2. Stanlley 22.09.2023 16:56

    Jakie bankructwo! Są wybory i się dogadali by rozniecić sztuczny konflikt. Zobaczycie że po wyborach znowu szerokim strumieniem popłynie zborze, niektórzy mówią że toksyczne, z UA! Rzeszów nadal tętni życiem i przeładowują broń aż huczy…

 

Sprzedałeś coś w Internecie?


Fiskus wziął sobie na cel osoby, które sprzedają w internecie. Skarbówka zaczęła prześwietlać platformy sprzedażowe takie jak „OLX”, „Allegro” czy „Vinted”, ale urzędnicy przenikają także do zamkniętych grup na „Facebooku”. Sprzedający zaczynają dostawać listy z ostrzeżeniami wysyłane za pośrednictwem Poczty Polskiej.

Urzędnicy z polskiej skarbówki prześwietlają w ostatnim czasie prywatnych sprzedawców, którzy udzielają się na platformach sprzedażowych takich jak np. OLX, Allegro czy Vinted oraz na grupach na Facebooku.

Taka nieuregulowana sprzedaż kole ich w oczy i czyhają na osoby, które sprzedają rzeczy często, by wytknąć im, że powinny zarejestrować swoją działalność.

Państwo, jak typowa mafia, wysyła najpierw pogróżki, które nazywa „listem behawioralnym”. Urzędnicy przestrzegają w takim piśmie o konsekwencjach, które mogą spotkać osoby niedzielące się swoimi zyskami ze sprzedaży z Warszawą.

Jak wyglądają takie „pogróżki” od państwa? „Gazeta Wyborcza” opisała sprawę rehabilitanta, który w swoich mediach społecznościowych informował, że zajmuje się rehabilitacją kręgosłupa i pomaga też pacjentom mającym problemy z chodzeniem.

Fiskus wysłał mu list o następującej treści: „Urząd Skarbowy ma wiedzę o Pana działalności. Powinien Pan zarejestrować działalność gospodarczą i wywiązywać się z obowiązków podatkowych”.

Niby każdy ma prawo sprzedawać swoje rzeczy sporadycznie bez odprowadzania podatku (np. używane ubranka po dzieciach), tylko trudno powiedzieć, gdzie urzędnicy widzą granicę pomiędzy „sporadycznie” a częstotliwością, która wymaga rejestracji.

Choć dziś nazywa się to podatkiem, to w rzeczywistości jest to zwykłe złodziejstwo połączone z inwigilacją. Złodziejstwo podwójne, bo „podatek” trzeba było płacić przy zakupie danej rzeczy, a teraz płaci się go znów przy sprzedaży. Inwigilacją natomiast śmiało można nazwać przenikanie urzędników do prywatnych grup w mediach społecznościowych.

Autorstwo: SG
Na podstawie: TymZyjesz.pl, o2.pl, Wyborcza.pl
Źródło: NCzas.com


  1. Stanlley 22.09.2023 16:54

    No właśnie, jeden z postulatów ruchu Dobrobytu i Pokoju to taki że urzędnicy mają dać spokój obywatelom, mają zająć się zagranicznymi korpo. Tak ktoś powie że marzenie i nieosiągalne – ale siedząc i nic nie robiąc możemy liczyć jedynie na coraz gorszą przyszłość…

 

Nawet 25 lat więzienia za łapownictwo


Kary za przestępstwa gospodarcze osób zajmujących kierownicze stanowiska w firmach, znane jako przestępstwa białych kołnierzyków (z ang. white collar crimes), od 1 października 2023 r. ulegną zaostrzeniu. Za przyjęcie korzyści majątkowej lub osobistej w związku z piastowaniem takiego stanowiska grozić będzie nawet do 25 lat pozbawienia wolności. Dotychczas za taki czyn można było trafić do więzienia na 8 lat.

Według policyjnych statystyk, w 2021 r. w Polsce popełniono 224 775 przestępstw gospodarczych. To o 12% więcej niż w roku poprzednim i o ponad 32% więcej niż 10 lat wcześniej. Zauważalnie spadła za to ich wykrywalność, która wyniosła odpowiednio 94,4% w roku 2011, 81,8% w 2020 r. i 74,5% w 2021 r. W obliczu tej dysproporcji ustawodawca zdecydował o zaostrzeniu kar za tzw. przestępstwa białych kołnierzyków.

White collar crimes to czyny zabronione popełnione w obrocie gospodarczym bez użycia przemocy fizycznej, a przy wykorzystaniu posiadanej specjalistycznej wiedzy w danej dziedzinie (np. rynków finansowych, prawa, bankowości, czy systemu podatkowego), zajmowanego stanowiska i przeważnie w zakresie działalności przedsiębiorstw. Jako istotne źródło uszczupleń wpływów Skarbu Państwa, przestępstwa białych kołnierzyków stały się jednym z najważniejszych celów zwalczania przestępczości wyznaczonych organom ścigania. Prokuratorzy otrzymali wytyczne, by w prowadzonych w zakresie white collar crimes postępowaniach domagać się najsurowszych kar dla sprawców, nawet do 25 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo grzywna w 2023 r. może wynieść nawet 50 mln zł. Najnowsza nowelizacja Kodeksu karnego wprowadza kolejne obostrzenie kar przewidzianych dla managerów, tym razem za łapownictwo na kierowniczym stanowisku.

Zgodnie z art., 296a § 1 Kodeksu karnego, kto pełniąc kierowniczą funkcję w firmie lub pozostając z nią w stosunku pracy, umowy zlecenia, o dzieło, żąda lub przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, w zamian za nadużycie posiadanych uprawnień lub niedopełnienie obowiązku, mogące wyrządzić firmie szkodę majątkową, także jako czyn nieuczciwej konkurencji, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Taka sama kara grozi udzielającemu korzyść. W przypadku szkody majątkowej znacznej wartości, czyli przekraczającej 1 mln zł, managerowi grozi do 8 lat pozbawienia wolności.

Od 1 października 2023 r. osoba zajmująca kierownicze stanowisko w firmie, która zażąda lub przyjmie korzyść majątkową, lub osobistą, czym narazi przedsiębiorstwo na szkodę przekraczającą 5 mln zł, podlegać będzie karze pozbawiania wolności od 3 do 20 lat. Karane będzie już samo dopuszczenie się przedmiotowego czynu zabronionego w stosunku do mienia, którego wartość przekracza tę kwotę. Kara do 20 lat więzienia grozić więc będzie nawet w przypadku narażenia firmy na szkodę nieprzekraczającą 5 mln zł, ale otrzymana lub obiecana łapówka dotyczyć będzie transakcji, składników majątku, przewyższających tę wartość. Zgodnie z dodawanym do k.k. art. 306b § 2, jeśli wartość dotkniętego przestępstwem mienia będzie wyższa niż 10 mln zł, sąd orzeknie karę od 5 do 25 lat pozbawienia wolności.

Ponieważ nowe typy kwalifikowane przestępstwa łapownictwa zagrożone są karą od 3 i od 5 lat więzienia, managerowie skazani za ich popełnienie nie będą mogli liczyć na uzyskania warunkowego zawieszenia wykonania tych kar. Jak bowiem stanowi art. 69 k.k., sąd może warunkowo zawiesić wykonanie kary pozbawienia wolności jeśli sprawca w czasie popełnienia przestępstwa nie był wcześniej skazany na karę więzienia, i przemawia za tym również postawa sprawcy i jego dotychczasowe życie, pod warunkiem jednak, że kara mająca ulec zawieszeniu została orzeczona w wymiarze nieprzekraczającym roku.

Krąg osób, które mogą zostać objęte zaostrzoną odpowiedzialnością, jest bardzo szeroki i nie ogranicza się stricte do kierowników i managerów zatrudnionych w jednostkach. Zgodnie z brzmieniem art. 296a § 1 k.k. obejmuje również osoby, które łączy z firmą stosunek pracy, umowy o dzieło lub zlecenia.

Stosownie do art. 7 § 2 k.k., przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od lat 3 i więcej jest traktowane jako zbrodnia. Wobec zbrodniarzy nie tylko nie można orzec warunkowego zawieszenia wykonania kary pozbawienia wolności, ale i wydłużony jest czas przedawnienia odpowiedzialności karnej za przypisywane im czyny. Generalnie karalność zbrodni przedawnia się z upływem 20 lat od jej popełnienia, a jeśli w tym okresie wszczęto postępowanie karne – 30 lat.

Ponieważ zaostrzone kary dotyczą czynów zabronionych w postaci przyjmowania korzyści, z którymi wiąże się szkoda wielkiej wartości, istotne znaczenie będą mieć kryteria ustalania wysokości tej szkody. A te nie zostały w ustawie precyzyjnie określone.

Wprowadzaniem tak wysokich kar regulatorzy prawa chcą zabezpieczać prawidłowość obrotu, i odstraszyć managerów, dyrektorów, członków zarządów spółek, i innych kierowników jednostek, przed dopuszczaniem się nadużyć przy wykonywaniu swojej działalności. Wraz z drastycznym zaostrzeniem kar nie idą jednak w parze żadne przepisy kompensacyjne, które zabezpieczyłaby interesy managerów w przypadku wysunięcia fałszywego oskarżenia o łapownictwo. A przecież w obrocie gospodarczym nietrudno o takie nieuczciwe zachowania ze strony konkurentów, czy byłych współpracowników.

Autorstwo: Robert Nogacki (Kancelaria Prawna Skarbiec)
Źródło: MagazynFakty.pl


  1. Drnisrozrabiaka 22.09.2023 12:35

    Absolutnie anty spoleczne prawo, aby karać szaraków a obcy kapitał wywyższyć

 

Deklaracja ONZ o „rozwiązaniu problemu dezinformacji w internecie”


Nowa deklaracja Organizacji Narodów Zjednoczonych, ogłoszona w środę przez kanadyjską minister spraw zagranicznych Mélanie Joly, stwierdza, że ​​sygnatariusze podejmą kroki w celu rozwiązania problemu dezinformacji w internecie.

27 krajów, które podpisały dokument, obiecuje wdrożyć „niezbędne i odpowiednie środki, w tym ustawodawstwo, w celu rozwiązania kwestii integralności informacji i zarządzania platformami”. Zrobią to w sposób „zgodny z międzynarodowym prawem dotyczącym praw człowieka”, w tym z wolnością opinii i wypowiedzi, jak stwierdza dokument.

Obiecują również monitorować rozwój sztucznej inteligencji, takiej jak ChatGPT, i reagować „w celu identyfikacji możliwych zagrożeń, skutków, szkód, korzyści i możliwości dla ekosystemu informacyjnego internetu”.

Kanada i Holandia rozpoczęły prace nad tą inicjatywą rok temu i podczas środowego szczytu Organizacji Narodów Zjednoczonych przedstawiły globalną deklarację w sprawie integralności informacji w internecie. Sygnatariuszami są między innymi Kanada, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy, Australia, Japonia i Korea Południowa.

W przemówieniu Joly powiedziała, że ​​w zeszłym roku „reżimy nieliberalne”, takie jak Rosja, w dalszym ciągu „prowadzą wojnę informacyjną i zanieczyszczają środowisko informacyjne”. Jednocześnie rozwój sztucznej inteligencji „ma ogromny potencjał, aby zaszkodzić integralności internetowego środowiska informacyjnego” poprzez media generowane przez sztuczną inteligencję i masowo produkowaną dezinformację.

„Wszystkie te zmiany zachodzą z szybkością i skalą, jakiej nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie możemy sobie pozwolić na czekanie” – stwierdziła Joly. Nazwała deklarację „konkretnym krokiem w kierunku ustanowienia globalnych norm dotyczących dezinformacji i integralności informacji”.

Deklaracja definiuje integralność informacji jako system zapewniający ludziom dostęp do dokładnych informacji i kontakt z różnorodnymi ideami. Sygnatariusze obiecali promować „dostęp użytkowników do różnorodnych treści w internecie, w tym krajowych i międzynarodowych źródeł wiadomości i informacji” oraz „promować i szanować pluralistyczne media i dziennikarstwo oraz chronić dostęp do treści medialnych jako jeden ze środków przeciwdziałania dezinformacji”.

Obiecali także, że nie będą „nadmiernie” ograniczać praw człowieka w internecie, „zwłaszcza” wolności słowa. Oznacza to, że będą powstrzymywać się pod pozorem zwalczania dezinformacji od „blokowania lub ograniczania dostępu do Internetu, naruszania prywatności, zastraszania, nękania lub wykorzystywania dziennikarzy, badaczy i obrońców praw człowieka, zakłócania ich możliwości swobodnego działania kryminalizacji lub w inny sposób karania za korzystanie z prawa do wolności wypowiedzi w internecie”.

W deklaracji stwierdzono również, że sygnatariusze „zapraszają” platformy do podjęcia działań, w tym dotyczących przejrzystości algorytmów.

Autorstwo: Andrzej Kumor
Źródło: Goniec.net


  1. LichoNiespi 22.09.2023 13:30

    Nazistowski minister 3 Rzeszy Josef Gebbels gdyby jeszze zyl to bylby na zasilku dla bezrobotnych….tak propaganda poszla do perfidii ze dawniejszy mistrz propagandy bylby bezrobotny dzisiaj

  2. LichoNiespi 22.09.2023 13:32

    No cuz….jak oni powiedzom ze 2plus 2 jest 7…tzn ze oni mowiom prawde… a jak ktos powie ze to 4 to bedzie/bendzie /-/………

 

Już 9 mln ha ukraińskiej ziemi ornej w rękach zachodnich inwestorów


Często mówi się, że ukraińskie zboże zalewa polski rynek. Jednak produkty rolne rosnące na Ukrainie nie koniecznie stanowią własność ukraińskich rolników. Jak podaje Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) powołując się na raport przygotowany przez Oakland Institute „Wojna i kradzież: przejęcie gruntów rolnych Ukrainy”, wojna przyśpieszyła proces przejmowania ziemi bezpośrednio przez zagraniczny kapitał oraz przez oligarchów wspieranych przez wielkie zagraniczne instytucje finansowe. Tymczasem drobni rolnicy nie posiadają żadnego wsparcia.

Rok po wybuchu wojny raport pokazuje, w jakim kierunku zmierzają przekształcenia własnościowe ukraińskiego rolnictwa. Zmierza ono do coraz większej koncentracji własności ziemi. Jak podkreśla Frédéric Mousseau, dyrektor Oakland Institute, choć Ukraina znajduje się w centrum światowej polityki i zainteresowania mediów, niewiele mówi się, kto kontroluje ziemie w kraju uważanym za śpichlerz Europy. Jego zdaniem od poznania tego problemu zależy zrozumienie, o jaką stawkę toczy się ta wojna.

Całkowita powierzchnia gruntów kontrolowanych przez oligarchów, skorumpowanych właścicieli i wielkie spółki rolnicze wynosi – według twórców raportu ponad 9 milionów hektarów. Stanowi to ponad 28 procent ukraińskich gruntów ornych. W tej grupie gruntów największymi właścicielami są oligarchowie i zagraniczne podmioty zarejestrowane głównie w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej. Są też podmioty z innych obszarów świata, na przykład z Arabii Saudyjskiej.

Część oligarchów posiadających ziemię otwarła się na współpracę z zachodnimi bankami i funduszami inwestycyjnymi. Dzięki temu stały się one ważnymi udziałowcami w podmiotach, które posiadają ziemię, a które formalnie należą do obywateli Ukrainy. Duża część ukraińskich właścicieli ziemi jest też poważnie zadłużona w zachodnich bankach i funduszach inwestycyjnych, najbardziej w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju oraz Banku Światowym.

Jak podkreśla się w raporcie, zachodnie zaangażowanie finansowe w ukraińskie rolnictwo wiąże się z radykalnym programem restrukturyzacji tamtejszego rolnictwa. Wiązała się z nim wielkoskalowa prywatyzacja i stworzenie rynku obrotu ziemią. Program został formalnie zatwierdzony przez obecnego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w 2020 roku. Działo się to wbrew większości obywateli i specjalistów, którzy obawiali się, że spowoduje on zwiększenie korupcji i wzmocnienie kontroli wielkich posiadaczy nad ziemią uprawną.

Te obawy okazały się uzasadnione, ponieważ wielcy posiadacze mogli korzystać z kredytowania zachodnich instytucji finansowych. Dodatkowo zachodnie podmioty stały się udziałowcami firm należących do oligarchów. Drobni rolnicy, których działalność jest kluczowa dla zaopatrzenia kraju z żywność, nie otrzymywali w tym czasie żadnego wsparcia. Obecnie w warunkach wojny przewaga wielkich właścicieli jeszcze wzrosła. Doprowadzi to – zdaniem twórców raportu – do dalszej konsolidacji własności rolnej w rękach wielkich właścicieli.

Zagrożeniem dla ukraińskiego rolnictwa jest również ogromne zadłużenie. Zachodnie instytucje finansowe wykorzystują je jako dźwignię do promowania dalszej prywatyzacji i liberalizacji w tym rynku obrotu ziemi podczas powojennej odbudowy. Będzie to miało negatywne skutki dla Ukrainy.

Już teraz zagraniczne instytucje finansowe wspierają konsolidację własności ziemi w rękach oligarchów i zagranicznych podmiotów. Autorzy raportu apelują więc do ukraińskiego rządu i zachodnich instytucji finansowych, by wsłuchały się w głos obywateli, naukowców i rolników, którzy żądają ograniczeń na rynku nieruchomości rolnych i zawieszenia wprowadzonych w 2020 roku przepisów umożliwiających jej swobodny obrót. Priorytetem powinno stać się stworzenie modelu rolnictwa, które nie jest zdominowane przez wielkich posiadaczy krajowych i zagranicznych oraz uwolnione od korupcji. Rolnictwo ma służyć dobru wszystkich obywateli. Ta idea powinna przyświecać powojennej odbudowie kraju.

Autorstwo: Wojciech Ostrowski
Na podstawie: OCHA Reliefweb
Zdjęcie: ales_kartal (CC0)
Źródło: MagazynFakty.pl


  1. Admin WM 22.09.2023 10:48

    I dlatego Zełenski się wściekł na polskie embargo, bo uderzyło w takie korporacje jak Monsanto czy BlackRock.

  2. LichoNiespi 22.09.2023 13:36

    Edward Dmowski juz to przewidzial w latach 20 ubieglego wieku.

  3. pikpok 22.09.2023 14:38

    Dziewięć z dziesięciu największych firm zarejestrowanych jest poza Ukrainą !
    Media należą do pasoąytdów więc siedzą cicho, tak jak nic nie mówią ilu zginęło już Ukraińców.
    Powoli przejmują ten kraj.

  4. Wolfman 22.09.2023 15:46

    Admin a to prawda? Jak to sprawdzić?

  5. emigrant001 22.09.2023 17:14

    6 listopada 2020 r. Premier Ukrainy Denys Szmyhal zaprezentował wyniki audytu ziemi rolnej należącej do państwa. Oficjalne dane mówiły, że do państwa należy 6,4 mln ha, gdy tymczasem po sprawdzeniu okazało się, iż było to tylko 750 tys. ha. Brakowało ponad 5 mln ha, czyli ok. 8 proc. terytorium kraju. Co ciekawe ukraina to jedyna kraina na świecie (oprócz Izraela) gdzie prezydent i premier to żydzi:)
    Przypadkiem 31 marca 2021 r. za sprawą komika Zeleńskiego przegłosowano prawo, które otwiera rynek handlu ukraińską ziemią rolną od 1 lipca 2021 r. Od tego dnia obywatele Ukrainy mogą nabywać i sprzedawać grunty do 100 ha. Od razu po uchwaleniu prawa pojawiły się interpretacje, że zakaz nabywania ziemi przez obcokrajowców nie dotyczy sytuacji, gdy zagraniczny bank przejmuje ukraińskie grunty, które są zabezpieczeniem kredytu i sprzedaje je na aukcji.

  6. pikpok 22.09.2023 17:18

    Wolfman
    ,,Na Ukrainie 73 proc. gruntów należy do ogromnych gospodarstw rolnych, które dominują w produkcji rolnej”
    ,,Pierwsze dziewięć z dziesięciu największych firm kontrolujących grunty rolne na Ukrainie jest zarejestrowanych poza tym krajem”
    https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/swiat/artykuly/9302089,polska-informuje-bruksele-ze-ukraina-nie-spelnila-deklaracji-zlozonyc.html

 

Kres partii wojny?


W Polsce, jak w każdym innym kraju, istnieje partia wojny. Partię wojny w barwach biało-czerwonych tworzą specyficzni ludzie, czasem bardzo od siebie różni. Jest jednak pewien element, który ich łączy. Tym elementem jest wrogość wobec Federacji Rosyjskiej. Wrogość w wielu przypadkach nie wyłącznie do państwa Władimira Putina, lecz do wszystkiego, co związane jest z Rosją.

Powodów, dla których partia wojny w Polsce zwraca swoje ostrze przeciwko Rosji, jest wiele. Część z jej członków, w mojej opinii część znaczna, to zwyczajni, prymitywni rewanżyści, gotowi zaogniać relacje międzynarodowe w naszej części Europy tylko po to, aby zrewanżować się światu rosyjskiemu: za zsyłki na Sybir ich rodziny, za pałowanie ich i wywożenie do lasu w czasach PRL-u, za zbrodnie systemu stalinowskiego, za agresję 1939 roku, za Katyń, Miednoje, Ostaszków. Za łagry i tułaczkę z armią Andersa w 1942 roku.

Ci prymitywni, cyniczni rewanżyści, którzy kłamią i oszukują polski naród tylko po to, aby dokopać Rosji, a przy okazji skorzystać z okienka geopolitycznego w czasie kiedy potrzebni są oni Anglosasom do robienia ich polityki w tej części świata i zarobić na jedynej, niepowtarzalnej okazji ogromne ilości gotówki dzięki dostępowi do pieniędzy państwowych czy też robienia ich na frajerach dzięki swoim pseudoeksperckim kanałom w serwisie „YouTube”, gotowi są  w swoim politycznym wyrafinowaniu poświęcić bogactwo naszego narodu i naszego państwa, gotowi są poświęcić nasze bezpieczeństwo i zdrowie i życie członków naszych rodzin. Gotowi są kłamać, manipulować, oszukiwać, siać ordynarną propagandę – byleby realizować swoje partykularne, osobiste interesy.

Nie byłoby ich w przestrzeni publicznej, gdyby nie rzecz jasna interesy stróżów porządku politycznego w naszym kraju, spod znaku czerwono-białych pasów i 50 gwiazdek. W czasie kiedy interes imperium w naszej części świata nakazuje pojednanie polsko-rosyjskie, gdyż Moskwa akurat do czegoś Waszyngtonowi jest potrzebna: a to wojna z terrorem i dostęp do lotnisk w republikach postsowieckich, a to sankcje na Iran czy brak weta rezolucji przeciwko Kaddafiemu — takich sytuacji na przestrzeni ostatnich kilku dekad było wiele i w przyszłości może być ich również niemało — wówczas ich nie widzimy.

Drugą, odmienną sytuacją do zakopywania rowów pomiędzy Polską a Rosją jest potrzeba konfrontacji. O ile w przypadku opcji pierwszej partia wojny nie ma większego dostępu do przestrzeni publicznej, gdzie dominują wówczas lewicowo-liberalni propagandyści i ich polityczni opiekunowie a antyrosyjskie psy wojny wówczas siedzą w swoich norach i piwnicach i czekają na swoją kolej, na swoje okienko kiedy ambasada imperium będzie ich potrzebować do brudnej, wojennej roboty, i w wolnym czasie szukają wszędzie na około tajnych współpracowników bezpieki sprzed 40 albo 50 lat i tropią każdy przejaw braku wrogości wobec Rosji, o tyle w rzeczywistości dla nich korzystnej, a więc opcji drugiej są gwiazdami salonu. Wychodzą z nor, zdejmują swoje kubraki i przywdziewają nowe, modne garnitury, kupione za pieniądze polskich podatników albo swoich amerykańskich patronów, którzy w nich zainwestowali 5, 10 albo nawet 40 lat temu.

Rok 2014 przyniósł taką właśnie geopolityczną rewolucję. Możemy oczywiście drążyć temat: dlaczego wówczas zdecydowano się na rozmontowanie pokoju w Europie Środkowej i Wschodniej: rewanż na Putinie za jego ingerencję w Syrii? Odciągnięcie zainteresowania Rosji od Bliskiego Wschodu, gdzie Państwo Islamskie i jego pokrewne bandy robiły porządek w imię interesu Izraela? Chęć rozszerzenia rynków zbytu na wschód i wyrzucenia z Ukrainy siły roboczej na zachód? Zniszczenie Nowego Jedwabnego Szlaku? A może po prostu ciąg dalszy politycznej wojny z Rosjanami za to, że wyrzucili Żydów i trockistów od władzy dekady temu i postanowili sami się u siebie rządzić?

Powodów może być wiele – być może nawet wszystkie przeze mnie wymienione. Fakt faktem, że Anglosasi potrzebowali chaosu na rosyjskim przedpolu i go otrzymali. A w chaosie liberalna-lewizna rządzić nie może. Nie można powierzyć władzy w kraju bezpośrednio przylegającym do nowego poligonu militarnego Pentagonu opcji, która była na zlecenie zewnętrzne kilka lat wcześniej twórcą polsko-rosyjskiego resetu. Nowe wyzwania potrzebują nowych ludzi. I właśnie w takim klimacie potrzebna była partia wojny.

Partia wojny dominuje w naszej przestrzeni politycznej od 2015 roku i militaryzuje tą przestrzeń, kupując setki ton broni i amunicji, napychając kieszenie zagranicznym sektorom wojskowo-przemysłowym, tworząc kult struktur siłowych (struktury siłowe mają stać na straży bezpieczeństwa, a nie być obiektem państwowego kultu) i starając się kneblować każdy głos krytyki wobec nich niczym w Rosji Władimira Putina, której tak bardzo nie lubi, wreszcie dłubiąc w prawodawstwie odnośnie poboru do wojska, aby zapewne po wyborach dostarczyć swoim zewnętrznym patronom nowe, potencjalne kadry mięsa armatniego, gdyż Ukraińcy od dłuższego czasu w wojnie z Rosjanami po prostu się kompromitują.

Ponieważ wojna ukraińska została zaprojektowana na całe dekady, co widzimy z resztą dokładnie w roku 2023, dziesiątym roku tej wojny, aż trudno uwierzyć, aby ostatnie ruchy „murzynów” siewców chaosu miały zwiastować kres rządów antyrosyjskich rewanżystów i innych im pokrewnych ideowo wrogów normalnych stosunków pomiędzy Polską a jej sąsiadami.

Poparcie dla polityki wojennej w systemie demokratycznym czy nawet pseudodemokratycznym, zbliżającym się do autorytaryzmu, jak ten w Polsce, jest istotnym czynnikiem, bez którego konfrontacja z siłami wrogimi wobec aktualnie panującego reżimu politycznego nie może zaistnieć.

Można oczywiście na chama fałszować wybory, kłamać w mediach, cenzurować niezależne źródła informacji i wiedzy. Jednak napięcia społeczne tym wywołane w końcu muszą taką rzeczywistość rozsadzić i wrogą narodowi władzę obalić. Dlatego też tak ważne jest, aby polityka rządu była, chociaż w minimalnym stopniu, zbieżna z interesem narodu, przynajmniej retorycznie. Co jednak nie oznacza, że będzie dla niego wybitnie korzystna. Po prostu coś, co wcześniej było jawne, w nowej rzeczywistości musi pozostać ukryte, aby media i opinia publiczna nie była świadoma kontynuowania sprzecznej z interesem narodowym polityki. Weźmy na przykład taką Amerykę Łacińską okresu po wojnie w Wietnamie.

Polityka Waszyngtonu była tam dosyć prosta: zwalczanie lewicowej partyzantki, lewicowych partii politycznych, teologii wyzwolenia, wszelkich tendencji antykapitalistycznych, zagrażających interesowi amerykańskiego biznesu. Środki do tego realizacji były również proste: zamordyzm, terror, dyktatury wojskowe, szwadrony śmierci, wojny zastępcze.

Najbardziej znanym przykładem była Nikaragua, gdzie naród sam zdecydował, że satrapia namaszczona przez siły zewnętrzne musi zostać obalona. I tak też się stało w 1979 roku. Jednak z taką koleją rzeczy imperium pogodzić się nie mogło. Kanał Nikaraguański, trasa panamerykańska, koncerny spożywcze, eksport ideologii lewicowej, obecność Kubańczyków – powodów dla rozpoczęcia wojny z narodem Nikaragui z powodu wybrania przez nich nie takiej władzy, jaką Waszyngton chciał, było wiele.

Wspominam Nikaraguę dlatego, iż tak jak Rosja uznawała i uznaje wciąż Ukrainę za swoją strefę wpływów, tak Amerykanie w myśl doktryny Monroe uznawali i wciąż uznają (patrz przewrót w Peru w 2022 roku), że zachodnia hemisfera ma być strefą, gdzie mogą zwalczać każdy reżim, który wybierze nieodpowiednich przyjaciół, czyli po prostu zacieśni relacje z konkurencją Ameryki, albo też zagrozi interesom amerykańskiego biznesu.

Poparcie dla wojny w Nikaragui ze strony Kongresu było niezachwiane do momentu, aż CIA zaczęła przeprowadzać operacje sabotażowe w tym kraju. Działania te doprowadziły do tego, że wprowadzono dwie poprawki zakazujące najpierw wspierania finansowego dążeń do obalenia władzy w tym latynoamerykańskim kraju, by w końcu całkowicie zakazać finansowania ze środków budżetowych. Wówczas przestawiono się na finansowanie tajne, tak ze środków pozyskanych z handlu bronią z Iranem, jak i z budżetów takich krajów jak Tajwan, Korea Południowa, Brunei czy też Arabia Saudyjska.

Oficjalnie więc Amerykanie nie wspierali finansowo bandziorów Somozy oraz innych mętów pozbieranych z całej Ameryki Łacińskiej znanych jako Contras w mordowaniu narodu nikaraguańskiego w stylu ukraińskich nacjonalistów z czasów Wołynia 1943 roku. Jednak de facto wsparcie zostało zachowane, tylko musiało iść innymi kanałami.

Sytuacja ta pokazuje nam, że oficjalne zakończenie wsparcia wojskowego dla danego kraju przez zachodni reżim demokratyczny wcale takiego zakończenia oznaczać nie musi. Opinia publiczna w USA wymusiła zakończenie wsparcia z budżetu państwa amerykańskiego, jednak geopolityka i tendencje imperialne Ameryki były przyczyną tego, że całość próbowano ukryć przed narodem, a następnie, po wyjściu na światło dzienne, skrzętnie zatuszować.

Kilka dni temu poinformowano w mediach, jakoby to Polska miała zakończyć dostawy broni na Ukrainę. Zbiegła się ta skądinąd sensacyjna wiadomość z decyzją o ochronie interesów polskich rolników, a więc o utrzymaniu embarga na dostawy ukraińskiej truciz… tzn. ukraińskich produktów rolnych.

Działania partii wojny, odbiegające od schematu ostatnich kilkunastu miesięcy, spowodowały odwet reżimu kijowskiego. Stojący na jego czele żydowski komik-celebryta, udający na potrzeby konfliktu zbrojnego twardego, zarośniętego Johna Rambo w promilitarnej charakteryzacji, ostentacyjnie wyszedł z sali budynku ONZ w Nowym Jorku, gdzie przemawiał polski prezydent Andrzej Duda. Jego kraj postanowił także zaskarżyć nas do Światowej Organizacji Handlu oraz zagroził nałożeniem na polskie produkty rolne odwetowego embarga. Jakby tego było mało, Zełenski zaproponował Niemcy jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz zasugerował, że Polska działa w interesie Putina.

Takie wrogie działania reżimu kijowskiego oraz twarde odpowiedzi na nie Polski mogą powierzchownie sprawić wrażenie schyłku partii wojny. W mojej opinii jest jednak odwrotnie – celem tego jest umocnienie się partii wojny i niedopuszczenie do wzrostu popularności liberalnej-lewicy oraz innych grup opozycyjnych na fali sprzeciwu wobec gwałcenia przez rząd warszawski partykularnych interesów naszego kraju i narodu w imię swojego obłąkańczego zderzania z Rosją i robienia dobrze wpływom zewnętrznym.

Polityka skrajnie antypolska, polegająca na spełnianiu wszelkich potrzeb Kijowa i oddawaniu temu tworowi wszystkiego, czego sobie zażyczy i wszystkiego, czego zażyczą sobie stróże porządku politycznego w Polsce z ambasady przy Alejach Ujazdowskich, mogła trwać bez większego zgrzytu i bez większych modyfikacji taktycznych w czasie odległym od okresu wyborczego.

Jednak fakt, że w październikowych wyborach rząd warszawski może otrzymać zbyt mało głosów poparcia, aby samemu decydować o polityce krajowej i w dodatku „dosypać” swoją skrajnie odległą od realizacji potrzeb polskiego narodu polityką głosów opcji tak lewicowo-liberalnej, która może dokleić się do szerszego obozu europejskiego, który znacznie bardziej zainteresowany jest pokojem niż Anglosasi, jak i koncesjonowanej opcji antyestablishmentowej, wymusił najprawdopodobniej na władzy przeprowadzenie przedwyborczego teatru, mającego na celu zaprezentowanie twardego stanowiska wobec polskich interesów, aby zyskać poparcie utraconego elektoratu, zwłaszcza na polskiej wsi, która znacznie osłabła poprzez import ukraińskiej truciz… tzn. ukraińskich produktów rolnych.

Tezy o zakończeniu przerzutu broni do reżimu kijowskiego bardzo szybko zostały złagodzone. Rzecznik rządu zakomunikował, że uzgodnione dostawy wciąż są realizowane, a Polska wciąż pełni rolę „lotniskowca” USA i NATO do ich wojny z Rosją rękoma Ukraińców.

Chwyt z zakończeniem dostaw broni na Dzikie Pola użyty przez premiera RP odbił się jednak szerokim echem, tak w Polsce jak i za granicą. Część osób nie połapie się, że w miarę upływu czasu te śmiałe tezy były weryfikowane. Zadziała więc mechanizm drobnego kłamstewka czy też półprawdy. Takie kłamstewko w przestrzeni publicznej dotrze do milionów, jednak sprostowanie dotrze już do nielicznych, a przynajmniej do mniejszej ilości osób. W ten sposób zostanie wywarte wrażenie twardego stanowiska wobec polskich interesów, jakie rzekomo ma zajmować władza.

Sekretarz generalny NATO kilka dni temu stwierdził, że musimy się przygotować na to, że wojna na Ukrainie będzie długą wojną. Sam wielokrotnie wspominałem, że potrwać ona może jeszcze 8 czy 10 lat. Biorąc pod uwagę, że Rosjanie osiągnęli swój cel i nie mają zamiaru jak do tej pory porywać się na większe zdobycze terytorialne, to od strony ukraińskiej zależy kiedy zaakceptuje ona coś, co jest nieuchronne, a więc utratę Krymu, Donbasu i korytarza na już rosyjski półwysep. Kontrofensywa okazała się kompletną porażką a wedle głosów dochodzących od amerykańskich służb, morale ukraińskiego wojska są na bardzo niskim poziomie.

Porażka Ukrainy była oczywista już na samym początku wojny. Kraj niedysponujący do wojny z Rosją potencjałem w żadnej dziedzinie: od gospodarki, przez wojsko po demografię, nie miał najmniejszych szans na korzystny dla siebie rezultat starcia. Wszystkie kłamstwa o asach Kijowa, bohaterach wyspy Węży i wyolbrzymianych rosyjskich zbrodniach miały na celu podtrzymanie poparcia opinii publicznej dla dostarczania na Ukrainę broni i napychania kieszeni amerykańskiemu kompleksowi militarno-przemysłowemu, który dostarcza fundusze wielu polskim think tankom i fundacjom, których propagandzistów możemy codziennie oglądać na ekranach naszych telewizorów czy kanałów youtubowych.

Jednak pomimo ewidentnej porażki Ukrainy wojna ta się szybko nie zakończy. Owszem, możemy przejść do fazy jej tymczasowego zamrożenia. Jednak interes amerykański, tak wyrywania Rosji z bloku chińskiego, niszczenia połączeń infrastrukturalnych w Eurazji jak i tworzenia pretekstu do uderzenia w Chiny sankcjami z powodu ich sojuszu z Rosją, powoduje, że partia wojny w Polsce musi zostać podtrzymana u władzy, aby dalej zarządzać chaosem w tej części świata.

Dlatego też kampania wyborcza w Polsce może przynieść nam jeszcze niejedną niespodziankę, której celem będzie zbicie poparcia dla lewicowo-liberalnej oraz antyestablishmentowej opozycji, aby utrzymać zoologicznych wrogów Rosji u władzy i nie dopuścić do rzeczywistego zakończenia wsparcia dla reżimu kijowskiego, którego wsparcie kosztowało nas dziesiątki miliardów złotych i skutki zdrowotne w postaci przyszłych problemów wynikających ze spożywania nafaszerowanego pestycydami, mikotoksynami i innymi truciznami g***a, które reżim warszawski całe miesiące importował z Dzikich Pól.

Autorstwo: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net

 

iPhone 12 przekracza normy promieniowania?


Już w 2019 roku instytucje na całym świecie stwierdziły, że wprowadzenie systemu 5G doprowadzi do przekroczenia norm promieniowania do 100 razy. Wykazano to również na komisjach sejmowych w Polsce, gdzie państwowe instytuty rekomendowały, by nie podnoszono norm promieniowania. Mimo to polski rząd i inne na całym świecie zdecydowały się wprowadzić ten zabójczy dla ludzi system komunikacyjny.

Obecnie media podały, że we Francji rząd odkrył, że telefon iPhone 12 emituje nadmierne promieniowanie mikrofalowe.

„Zaledwie kilka dni po tym, jak Francja nakazała natychmiastowe zaprzestanie sprzedaży Apple iPhone 12 ze względu na obawy związane z promieniowaniem, Korea Południowa wszczęła własne dochodzenie w sprawie bezpieczeństwa tego kontrowersyjnego smartfona. Koreańskie Ministerstwo Nauki i ICT wydało oświadczenie, w którym wyjaśnia, że sonda ma na celu »rozwiać niepokój opinii publicznej« wokół iPhone’a 12, który we francuskich testach wykazał, że emituje więcej promieniowania, niż wynosi prawny limit ustalony przez Unię Europejską (UE)” – informuje portal NaturalNews.com.

„»Wszystkie smartfony sprzedawane w Korei, w tym iPhone 12, spełniają światowy standard dotyczący bezpieczeństwa radiacyjnego i posiadają certyfikaty« – podało ministerstwo. »Aby jednak rozwiać niepokój opinii publicznej, poprosiliśmy Apple o raport w tej sprawie, a cztery wersje modelu iPhone’a 12 zostaną poddane celowej kontroli, a wyniki zostaną upublicznione«. Jeśli ta celowa kontrola wykaże, że poziom promieniowania przekracza ustawowy limit, wszystkie cztery wersje iPhone’a z serii 12, w tym 12 Pro, 12 Mini i 12 Pro Max, mogą zostać objęte zakazem importu i sprzedaży detalicznej w całej Korei”.

Obecnie również inne kraje zaczynają się zastanawiać nad kontrolą tych telefonów, mimo że sam producent zaczął dwa lata temu umieszczać informacje na temat niebezpiecznego promieniowania swoich produktów, aby ubiec wszelkie pozwy sądowe. Promieniowanie jest tak silne, że może zaburzać działanie urządzeń elektrycznych.

Obecnie zaproponowano rozszerzanie widma 5G i 6G do 30 THz (czyli 1000-krotności 3G). W tych obszarach mikrofale wchodzą w interakcję z molekułami wody i tlenu stając się zabójczymi dla życia i biosfery. Molekuły tlenu O2 zostają rozbite tworząc toksyczne stężenia ozonu O3.

Już w 2019 roku informowano też, że zakresy mikrofalowe 5G mogą mieć zastosowanie militarne, niszczyć ludzkie DNA czy wywoływać inne dysfunkcje organizmu. Do 2030 na rynek ma być wprowadzona kolejna wersja systemu w standardzie 6G, który ma podnieść „bezpieczne” normy o ponad 3000 razy. Czy wtedy politycy też będą udawali zaskoczonych?

Źródło: PrisonPlanet.pl

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...