sobota, 6 lipca 2024

 

Wolny świat über alles


Gdy cię szkalują, śpij spokojnie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Gdy cię chwalą, bądź czujny. Do czegoś będziesz im potrzebny. Te prawdy stare jak świat, tyczące się stosunku tzw. świata zachodu do Polski a więc absolutnych peryferiów tak Unii Europejskiej jak i NATO, a więc z grubsza kolektywnego bloku pod dowództwem Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza dzisiaj, kiedy na wschodzie trwa operacja wojskowa mająca na celu przywrócenie status quo sprzed rewolucji na Majdanie roku 2014, powinny zostać zaszczepione naszym rodakom, abyśmy nie popełniali błędów, które dekady czy stulecia temu powodowały dewastację, czy nawet utratę przez nas państwa.

Dzisiaj, kiedy zachód coraz bardziej czuje się zmęczony ciągłym spełnianiem życzeń reżimu w Kijowie, który radzi sobie na ukraińskim poligonie wojennym coraz gorzej, kierownictwo kolektywnego zachodu musi coraz mocniej polegać na tzw. chętnych czy też koalicji chętnych, a więc frajerach, którzy gotowi będą w zamian za poklepanie po plecach od euroatlantyckich dygnitarzy i generałów, sprowadzić śmiertelne niebezpieczeństwo na własny naród, eskalując konflikt z Rosją.

Nie wiemy co prawda czy sceptyczna wobec silnego wsparcia dla Kijowa francuska polityk Marine Le Pen dojdzie do władzy, a nawet jeżeli dojdzie to czy po objęciu najwyższych stanowisk państwowych, będzie ona oraz jej partia gotowa osłabić wsparcie dla Ukrainy. Być może postąpi tak jak i inni europejscy prawicowcy (patrz Szwecja, Holandia czy Włochy) a więc jeszcze wzmocni wsparcie dla chwiejącej się władzy ukraińsko-żydowskiego komika Zełenskiego. Jednak bez względu na to jak potoczy się sytuacja we Francji, w bardzo wielu innych krajach zachodu, na czele z USA, wątpliwości co do sensu dalszego finansowania ukraińsko-rosyjskiej wojny do ostatniego Ukraińca, narastają. W czasie kiedy te wątpliwości narastają, tajne reżimy kontrolujące wszystkie najważniejsze kraje demokratyczne zachodu, będą jeszcze bardziej zainteresowane znalezieniem naiwniaków, którzy gotowi będą bez większych korzyści dla własnych narodów, zaryzykować wiele, aby zrealizować żywotne interesy, tak Stanów Zjednoczonych jak i innych najważniejszych państw bloku zachodniego.

W tym kontekście nie powinno nikogo dziwić, że w kierunku Polski oczko zaczną puszczać różni cwaniacy z zachodu, którzy zaczną wygłaszać peany na rzecz naszego kraju, oczywiście nie bezinteresownie. Wszak peryferia świata euroatlantyckiego, jakimi jest Polska, niespecjalnie interesowały przez całe dekady okresu postzimnowojennego mącicieli z Londynu, Berlina czy Waszyngtonu – zwłaszcza z tego pierwszego i trzeciego. Dopiero kiedy Chińczyk zaczął budować pomost gospodarczy do Europy, nagle o Polakach sobie Pentagon i CIA przypomniały. I zaczęli cynicznie grać na naszych ambicjach i kompleksach, aby jak najwięcej dla siebie w tej części Europy ugrać.

Dzisiaj cwaniactwo różnych Friedmanów, którzy lata temu wieszczyli imperium nad Wisłą, będzie pobrzmiewać coraz głośniej. Wszak kiedy John Smith z Missouri, Alan Brown z hrabstwa Essex albo Hans Muller spod Frankfurtu nad Menem nie będą już chcieli sypać dolarami na podtrzymanie ukraińskiego trupa, to przecież ktoś będzie musiał ich zastąpić. A gdzie znajdzie się drugi taki frajer, który w zamian na poklepanie po plecach, zgodzi się oddać połowę swojej wypłaty, aby banderowcy ze swastykami na ramionach mogli sobie jeszcze z pół roku dłużej pobiegać po lasach pod Czarnobylem, jak nie właśnie w Polsce?

Część Polaków na słodzenie Żyda z Waszyngtonu albo Hansa z Berlina jest już odpornych. Ale bądźmy realistami, jest to ułamek całości naszego narodu. Wtłaczany nam romantyzm, insurekcjonizm oraz niewystarczająca znajomość pewnych faktów historycznych, połączona z naiwnością i dobrodusznością, oraz wiarą w słuszność rzeczy powierzchownie moralnych sprawi, że niejednego nawet uodpornionego na peany z amerykańskiego sanhedrynu uda się przekupić za niewielką cenę. Wszak owo poklepanie po plecach kosztuje tyle, co kilka ruchów ramionami pozbawionych większej intensywności. Taki Hans z Berlina bardziej się na korcie tenisowym zmęczy niż podczas klepania jakiegoś Donalda czy innego Szymona znad wiślańskiej kolonii, nawet jeżeli to klepanie miałoby trwać kilka minut – powiedzmy miliard złotych dla banderowców za każdą sekundę klepania.

Dobra, ale ktoś się zapyta: o czym ja właściwie piszę? To znaczy, z czym mój tekst ma związek?

Otóż jeden z takich właśnie cwaniaków, którzy nawet naszego języka się nauczyli, aby mogli klepać naiwniaków po plecach i zamiast „gut dżop Polaks”, nawijać w naszym języku „dobra robota Polacy”, właśnie zaczął nam słodzić, jaki to sukces odnieśliśmy i w ogóle jak to przewodzimy wolnemu świat, kiedy Francja, USA i Germania zaczynają wątpić, czy ten banderowiec to zabije jeszcze ze 100 tys. ruskich, czy też nie. Mowa rzecz jasna o Danielu Friedzie, który na przełomie lat 80. i 90. minionego stulecia zajmował się przeprogramowywaniem naszego kraju z wykonywania rozkazów Moskwy na spełnianie życzeń Waszyngtonu.

Pan Fried, który jakiś czas temu chciał z Europy Środkowej robić „plantację” amerykańskich korporacji, gdzie ludność tubylcza mogłaby się „cywilizować”, napychając kieszenie dla różnych Icków i Georgów zza oceanu, tym razem postanowił nam zaproponować wydawanie pieniędzy. Wszak już sobie trochę zarobiliśmy, wykonując czynności, których żaden Hans ani żaden Icek już nie chce wykonywać. Więc pora na to, abyśmy zarobione w zachodnich fabrykach pieniądze mogli wreszcie wydać. Oczywiście w zachodnich sklepach. Tylko sklepach nie takich jak Kaufland czy Lidl, gdzie groszami się płaci. W takich poważnych sklepach co to czołgi i armaty sprzedają.

Fried jest autorem artykułu opublikowanego w serwisie około natowskiego think tanku Atlantic Council pod jakże interesującym dla nas tytułem „Depesza z Warszawy: Militarny i gospodarczy wzrost Polski nadchodzi w samą porę, gdy Zachód się waha”. Tak, militarny wzrost Polski nadchodzi w samą porę. Kiedy Hans, George ani Francois nie chce już płacić haraczu na banderowców, Polak jest tak bogaty, że będzie płacić, w nagrodę otrzymując 12 tys. ukraińskich przestępstw rocznie i nowe pomniki sprawców rzezi wołyńskiej tuż za południowo-wschodnią granicą. A przecież płacenie na utrzymanie ukraińskiego trupa to jeszcze nie jest najgorszy dla nas scenariusz napisany w bunkrach Pentagonu. Wszak wzrost militarny Polski potrzebny jest do czegoś dużo bardziej groźnego.

Jak zapewne dobrze wiemy, Stany Zjednoczone nie mają zamiaru nigdy wejść w bezpośredni konflikt z Rosją oraz Chinami. Będą do niego używać swoich wasali, czyli po prostu pospolitych frajerów albo durnych naiwniaków, którzy gotowi będą nadstawiać karku za kolejne trzydzieści lat dominacji Żyda i Jankesa na świecie.  Oczywiście, najpierw wyeksploatowani zostaną Ukraińcy. Dopiero później, jak sytuacja w pakcie moskiewsko-pekińskim będzie dla Waszyngtonu niekorzystna, być może przyjdzie czas na drugi rzut na Moskala.

Pan Fried w tym tekście przekonuje nas, że Polacy trzymają się strategii „najpierw wolny świat”. Cóż, gdybym nie znał polskiej historii, to powiedziałbym, że ten pan, delikatnie mówiąc, robi z nas już kompletnych idiotów. Niestety, ten pan ma dużo racji. Zresztą, wystarczy posłuchać naczelnego geoplagiato… yyy… tzn. geopolityka III RP, który właśnie spadł z drabiny eskalacji na pomoście bałtycko-czarnomorskim z doktora na magistra, aby dowiedzieć się, że Polakom nawet dzisiaj różni szarlatani i magowie na pasku Pentagonu starają się wtłoczyć ciemnotę, że mamy w pierwszej kolejności dbać o jakiś tam wolny świat. A przecież gdyby taka tradycja poświęcania życia i zdrowia naszych rodaków za Żyda, Anglika, Jankesa czy Francuza w Polsce nie istniała, to nawet David Copperfield nie byłby w stanie nas przekonać swoimi magicznymi, wciągającymi sztuczkami, że celem życia Polaka jest przelewanie krwi za obce interesy. Jednak tradycja ta istnieje, a magowie zrzuceni na odcinek polski przez zbrodniarzy wojennych z pięciokątnego budynku nad Potomakiem nam wmawiają, że ta plugawa i haniebna dla naszego narodu tradycja ma być podtrzymywana.

Warto zwrócić uwagę na ostatni fragment artykułu pana Frieda. Resztę można by sobie w zasadzie odpuścić, chyba że ktoś naprawdę lubi czytać mowę-trawę sprzedawcy garnków po 15 000 zł za zestaw, którzy chodzili kiedyś od domu do domu i nabijali frajerów w butelkę.

„Od czasu pokojowego obalenia wspieranych przez Moskwę rządów komunistycznych w 1989 roku, Polska cieszyła się stałym i niezwykłym wzrostem gospodarczym, a teraz także militarnym. Wzrost jej siły wewnątrz kraju i strategiczna jasność co do Rosji, teraz potwierdzona, umieściły Polskę w pierwszym szeregu europejskich mocarstw po raz pierwszy od stuleci. Jak się okazuje, w samą porę” – pisze Pan Fried.

Tak, w odpowiednim momencie. Kiedy zachód nie może już marnować zasobów finansowych swoich obywateli na podtrzymywanie w walce rezunów ze swastykami, przyszedł czas, żeby Polak zacisnął pasa w walce o „wolny świat”.

Ale powtarzam nie rozumiejącym, o co chodzi w artykule Pana Frieda: finansowanie banderowców to dopiero początek proponowanych nam wyrzeczeń w ramach walki o interesy „wolnego świata”, który chce spać spokojnie, wiedząc, że broni go armia 38 mln przeprogramowanych zombie, którzy będą gotowi odejmować sobie kalorie z talerza, aby Hans, Icek i Francois miał grubszy portfel i mógł częściej do Saint-Tropez na wakacje jeździć, bez obawy, że jakiś zabłąkany T-34 ruszy na jego rezydencję. Kiedy przyjdzie odpowiedni moment, już nie tylko portfel z zawartością będziemy musieli oddawać leserom z Zachodu, niechcącym samemu walczyć o swoje interesy. Kiedy banderowiec już skona, niewykluczone, że Icek, Francois i Hans zażyczą sobie polskiej krwi przelanej za „wolny świat”. Mam nadzieje, że nawet nie wtedy, lecz dużo wcześniej polski naród się obudzi i przegoni okupantów, najlepiej na Antarktydę.

Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcia: Alexander Gardner (CC0), zrzut ekranu autora
Źródło: WolneMedia.net

 

Amerykański kongresmen wzywa do zmiany reżimu na Kubie


Nie minęło zbyt dużo czasu od momentu opublikowania przez amerykański think tank Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) raportu, który sugeruje, że Chińska Republika Ludowa ma rzekomo zwiększać swoją obecność na Kubie, w tym nawet być zainteresowana zbieraniem danych z wywiadu sygnałowego (SIGINT) rozwijanego przez kubańskie władze, a już słychać głosy od amerykańskich polityków, zwłaszcza tych kubańskiego pochodzenia, że władze na wyspie stanowią tak ogromne zagrożenie dla USA, że aż należy je obalić za pomocą pokojowej formy „zmiany reżimu”.

Przypomnijmy, że Stany Zjednoczone odrzucają teorię, jakoby wielkie mocarstwa miały przypisane do siebie konkretne strefy wpływów. A przynajmniej odrzucają taką możliwość w przypadku Rosji, której próba odzyskania swojej strefy wpływów nad Dnieprem spotkała się w niemal całym świecie zachodu z potępieniem jako „niesprowokowanej agresji” wiele lat po tym jak Amerykanie za pomocą kolorowej rewolucji postanowili wyrwać tę postradziecką republikę z orbity zależności Moskwy, a następnie stworzyli na jej terytorium 12 tajnych baz wywiadowczych do prowadzenia działań wymierzonych w Rosję. Tymczasem amerykańscy politycy, dokładnie w czasie kiedy Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie, twierdzą, że Amerykanie mają swoją własną strefę wpływów, na której to mogą sobie przywracać amerykańskie porządki kiedy tylko inne mocarstwo zbyt blisko „podpłynie” do ich granic. Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy…

Jakby tego było mało, politycy z USA, a za nimi amerykańskie media, określają strefę wpływów Waszyngtonu „amerykańskim podwórkiem”, co zapewne dla krajów znajdujących się w pobliżu Stanów Zjednoczonych jest nie lada zniewagą.

W domaganiu się zmiany władzy na Kubie z powodu obecności tam wywiadowczych wpływów chińskich, które mają według publikacji CSIS rzekomo rosnąć, najbardziej optuje gorący orędownik byłego amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa Carlos Gimenez. Gimenez w 2016 roku poparł w wyborach Hillary Clinton, lecz od wielu lat pozostaje „hardkorowym” zwolennikiem Donalda Trumpa.

Gimeneza, kongresmena reprezentującego stan Floryda, oprócz polityki z Trumpem łączą także inne związki – jego syn Carlos Gimenez jr. pracował przez ponad trzy lata jako główny konsultant Trump Organisation – flagowego projektu amerykańskiego biznesmena.

Republikański polityk, urodzony na Kubie w 1954 roku, a następnie uciekający stamtąd po sukcesie kubańskiej rewolucji, w rozmowie z Fox News miał stwierdzić, że wobec zbliżających się do granic USA Chin, administracja Bidena musi zaprzestać prowadzenia pobłażliwej wobec wrogów USA polityki, a zamiast tego powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, aby na Kubie doszło do pokojowej „zmiany reżimu”. Potępił ponadto dyplomatyczne otwarcie Waszyngtonu na Kubę, rozpoczęte za rządów Baracka Obamy, które administracja Bidena kontynuuje.

Gimenez zapytany, jak długo może potrwać zmiana władzy na Kubie, posiłkując się przykładem podzielonych w okresie zimnej wojny Niemiec, dał do zrozumienia, że zmiany mogą nastąpić bardzo szybko. Warunkiem, który podał, jest jednak powrót do Białego Domu Donalda Trumpa. W oświadczeniu wydanym przez biuro kongresmena Gimeneza Kubę określono „reżimem terrorystycznym [który] stał się praktycznie państwem satelickim komunistycznych Chin z instalacjami wojskowymi rozsianymi po wybrzeżu tego wyspiarskiego kraju”.

Inna mająca kubańskie pochodzenie, lecz urodzona już na terytorium USA polityk republikańska Maria Elvira Salazar stwierdzić z kolei miała, iż Stany Zjednoczone muszą zareagować na zbliżanie się Chin do granic USA z pomocą siły i „powiedzieć kubańskiemu reżimowi, że [Stany Zjednoczone] nie pozwolą na rozpoczęcie nowej zimnej wojny tuż przy amerykańskich granicach”.

Kubańskie władzy odrzuciły tezy przedstawione przez raport CSIS jako informacje nieprawdziwe. Chińczycy z kolei nazwali to kampanią oszczerstw, prowadzoną przez amerykańskie agencje wywiadowcze.

Li Haidong, profesor Chińskiego Uniwersytetu Spraw Zagranicznych stwierdzić miał 3 lipca w rozmowie z „Global Times”, iż hałas, jaki w USA wytworzył się wokół rzekomej chińskiej bazy szpiegowskiej, to „kolejne nieudolne show wyreżyserowane przez amerykańskie agencje wywiadowcze”.

Mao Ning, rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych na briefingu prasowym tego samego dnia, w środę 3 lipca 2024 roku zakomunikować miała, iż „współpraca Chin z Kubą […] nie jest wymierzona w żadną stronę trzecią”. Wezwała także USA do zaprzestania ingerencji w wewnętrzne sprawy Kuby, usunięcia tego kraju z listy sponsorów terroryzmu i zniesienia sankcji na Kubę nałożonych. Odniosła się także do amerykańskiej bazy Guantanamo, która znajduje się na karaibskiej wyspie, a która według chińskiej rzecznik jest świadectwem nielegalnej ingerencji USA na Kubie, która trwa już ponad 100 lat.

Autorstwo: Terminator 2019
Zdjęcia: zrzuty ekranów autora
Źródło: WolneMedia.net

ŹRÓDŁOGRAFIA

1. https://www.miamiherald.com/news/local/news-columns-blogs/fabiola-santiago/article278236533.html

2. https://www.foxnews.com/video/6329870075112

3. https://www.globaltimes.cn/page/202407/1315376.shtml

4. https://www.telemundo51.com/noticias/eeuu/congresista-carlos-gimenez-denuncia-presencia-de-bases-de-china-en-cuba/2554503/

5. https://www.politico.com/states/florida/story/2017/04/trump-consultant-and-miami-dade-mayors-son-joins-lewandowski-lobby-shop-111099

6. https://en.wikipedia.org/wiki/María_Elvira_Salazar

7. https://en.wikipedia.org/wiki/Carlos_A._Giménez

 

Ministerstwo Spraw Zagranicznych czy Ministerstwo Wojny?


5 lutego nominowany na ministra spraw zagranicznych Radosław Sikorski oznajmia: „Wzywam Kongres USA do uchwalenia pakietu pomocowego dla Ukrainy”.

https://www.youtube.com/watch?v=Qw0ltXkhonE

23 lutego 2024 r.: „My, oczywiście nie możemy wnikać głęboko w wewnętrzny proces polityczny naszego największego sojusznika”.

6 marca 2024 r.: „Łącznie, europejska pomoc dla Ukrainy sięga już 150 miliardów dolarów, to dwukrotnie więcej niż pomoc Stanów Zjednoczonych”.

9 marca tenże minister: „Doceniam inicjatywę Macrona – obecność sił NATO na Ukrainie to nie jest rzecz nie do pomyślenia”.

25 kwietnia 2024 r.: „Obejmując obowiązki ministra spraw zagranicznych powiedziałem, że dyplomacja jest pierwszą linią obrony Rzeczypospolitej. Bezpieczeństwo wspólnoty powinno nas łączyć”.

30 maja 2024 r. minister Radosław Sikorski zapowiada: „Wojna skończy się gdy rosyjskie kierownictwo uzna, że inwazja była błędem”.

31 maja o możliwości atakowania Rosji bronią z Polski: „Nie są mi znane żadne ograniczenia na dostawy polskiej broni”.

Na czyim żołdzie jest człowiek, który w ostatnim programie „Kropki nad i” opowiada o zadekretowanej tajną umową stałej pomocy Polski dla Ukrainy? Jakby Polaków w Polsce już nie było. W imię interesu zniesienia granicy z Ukrainą i przyjęcia całej spuścizny polityki amerykańsko-izraelskiej na tym obszarze, minister wygłasza gotowość do wojny ustanowieniem stałego polskiego kontyngentu. Dyplomacja ma za zadanie chronić bezpieczeństwo państwa i obywateli, a nie przeistaczać instytucje państwa w jeden wielki gabinet wojny metodą premiera Netanjahu. Wiernością wobec sprytnej żony skrzekliwego urzędnika, najwyraźniej naruszany jest obowiązujący w Polsce kodeks karny poświęcony penalizacji postawy podżegania do wojny. O przystąpieniu do wojny 35-milionowego narodu nie wolno, by decydował jeden upojony własnym znaczeniem człowiek, uprawiający obcą narodowi polskiemu politykę wojny. Tu przynajmniej potrzebne jest referendum.

O sojuszu z NATO wiadomo, jaki ofensywny ma cel i działanie. Przechwałki, że jako minister spraw zagranicznych R. Sikorski uczestniczy w tajnych naradach tego gremium, po których uważa, że niczego nie może zdradzić publicznie, podkreśla jego udział w spisku przeciwko interesowi Polaków i naszego państwa. Zrzekłszy się obywatelstwa brytyjskiego parę lat wcześniej, minister chełpi się współpracą z Brytyjczykami w kwestiach bliskowschodnich na swoim blogu.

https://www.youtube.com/watch?v=3gG_80Pgcbg

Każdy urzędnik, będąc na utrzymaniu państwa, czyli nas wszystkich, ma obowiązek karmionego przez właściciela służącego zdawać dokładne relacje z tego co zapewnił nam w kwestii poczucia realnego bezpieczeństwa na co dzień i perspektywicznie gwarantując pokój, a nie wojnę. Za postawę na rzecz obcego interesu – wydalić natychmiast. Na leczenie wojennej wścieklizny nie ma lekarstwa, ani szczepionki. Nie będziemy drugą Gazą za cenę wyrachowania zdrajców. Zwłaszcza że na zapowiadanym rocznicowym szczycie NATO 9-11 lipca b.r. można spodziewać się wielu wątpliwości. Przypomnijmy sobie krytyczne komentarze Trumpa o NATO apelującego o reformę tej instytucji. Ponownie kandydujący na prezydenta USA Trump dostrzegł wątpliwą przydatność sojuszu dla Ameryki. Jego żądania zwiększenia dotychczasowych nakładów nie budzą zadowolenia wśród mieszkańców państw członkowskich obarczonych obowiązkiem nakładów godzących w ich własny interes przy złudnym mirażu bezpieczeństwa.

Marine Le Pen podkreślająca priorytety Francji nie podważa celowości istnienia sojuszu wprawdzie, ale też nie traktuje zobowiązań wobec NATO jako nadrzędnych. Dodaje, że polityka Francji powinna być prowadzona w sposób odczuwalnie niezależny od celów NATO, ujmując to tak: „Nie oddałabym naszych żołnierzy ani dowództwu połączonych sił NATO, ani przyszłemu dowództwu zjednoczonej Europy, bo Francji nie stać na angażowanie się w konflikty”. Cechą wspólną wypowiedzi dotyczących NATO Trumpa i Le Pen jest potrzeba skupienia się na sprawach wewnętrznych państw i ich własnej obronności zamiast eskalacji konfliktów. Dostrzegając zróżnicowania postaw państw członkowskich, Jens Stoltenberg apeluje o jedność sojuszu w interesie podtrzymania współpracy transatlantyckiej i Europy. Rozdźwięki w sojuszu nadrabiane są gorliwością najwierniejszych, jak np. Emmanuel Macron. Jego postawa o gotowości posłania legionu tylko wzmogła spory.

75 rocznica NATO powinna być wydarzeniem kończącym jego istnienie. Wojsko – rozejść się, a polityków rozliczyć zgodnie z prawem!

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com [1] [2]Google.com
Źródło: WolneMedia.net

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...