piątek, 1 września 2023

 

Koń jaki jest, każdy widzi


Opinię publiczną zelektryzowała informacja o wystawieniu kandydatury Romana Giertycha na liście wyborczej Koalicji Obywatelskiej w Kielcach. Bezpośrednią przyczyną zaproszenia Giertycha na listę wyborczą KO była zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego startu w wyborach z okręgu świętokrzyskiego. Donald Tusk uznał, że tym posunięciem może odebrać część głosów liderowi PiS, uznając, że elektoraty obu polityków są zbliżone.

Pomimo tego start Giertycha z listy Koalicji Obywatelskiej do Sejmu jest pewnym zaskoczeniem. Po pierwsze – były wicepremier nie dostał „błogosławieństwa” Tuska w przypadku startu w wyborach do Senatu w ramach tak zwanego „paktu senackiego”. Po drugie – kandydaturze Giertycha sprzeciwiała się duża część działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy cały czas utożsamiają Giertycha z okresem, w którym był wicepremierem i ministrem edukacji w rządzie koalicyjnym PiS-LPR-Samoobrona. Ponadto Giertychowi wciąż wypomina się działalność w Młodzieży Wszechpolskiej, która przez środowiska lewicowe i liberalne postrzegana jest jako organizacja faszyzująca. Jest to oczywiście absurdem, jednak niekoniecznie dla znacznej części działaczy i wyborców Koalicji Obywatelskiej.

Zasadnicze pytanie brzmi – czy Giertych odbierze w Kielcach istotną liczbę głosów Kaczyńskiemu? Śmiem twierdzić, że nie. Okręg świętokrzyski jest bowiem jednym z najsilniejszych bastionów Prawa i Sprawiedliwości. To region, w którym znaczna część wyborców ma poglądy konserwatywne i jest przywiązana do tradycyjnych wartości. Dość powiedzieć, że w ostatnich wyborach kandydaci PiS uzyskali w okręgu świętokrzyskim aż 10 mandatów poselskich, przy 3 mandatach Koalicji Obywatelskiej. Trudno przypuszczać aby Roman Giertych po ewolucji swoich poglądów, zdołał przekonać wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Jest bowiem przez nich postrzegany jako główny oponent Kaczyńskiego, który sprzeniewierzył się głoszonym przez siebie poglądom i sprzymierzył się z wrogim obozem politycznym. Taka jest przynajmniej optyka elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Nie sądzę, aby Roman Giertych mógł to zmienić w czasie trwającej niewiele ponad miesiąc kampanii wyborczej.

Mówiąc o ewolucji poglądów Romana Giertycha, pojawia się jednak pytanie, czy w ogóle ma on jakiekolwiek poglądy polityczne, czy też jest bezideowym cynikiem, dla którego istotne są jedynie profity i splendor płynące z udziału we władzy? Po drugie – czy jego działalność publiczna i wola powrotu do czynnej polityki nie wypływa czasami ze zwykłej chęci odwetu na Jarosławie Kaczyńskim i jego współpracownikach? Romana Giertycha poznałem osobiście w 1992 roku, a więc jeszcze na początku jego politycznej kariery. Będąc w latach 1993-1995 członkiem Rady Naczelnej Młodzieży Wszechpolskiej bardzo szybko zorientowałem się, że Giertych gra przede wszystkim (jeśli nie wyłącznie) „na siebie” i nie przywiązuje się zbytnio do tego co głosi. Na przykład w wyborach w 1993 roku przeforsował koalicję Młodzieży Wszechpolskiej i Stronnictwa Narodowego z Unią Polityki Realnej, pomimo tego że nigdy wcześniej nie deklarował się jako liberał gospodarczy i zwolennik leseferyzmu. Co ciekawe, uzyskał wówczas pierwsze miejsce na liście wyborczej właśnie w okręgu świętokrzyskim. Podobnie, współtworząc Ligę Polskich Rodzin, nie przeszkadzali mu tacy politycy jak Jan Olszewski, czy Antoni Macierewicz, których jeszcze kilka lat wcześniej zawzięcie krytykował. Godny podziwu pragmatyzm. Niewątpliwie najbardziej kompromitującą wypowiedzią Giertycha z tamtych czasów było jego słynne stwierdzenie w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”, że Dmowskiego do Ligi Polskich Rodzin by nie przyjął, połączone z odżegnywaniem się od „endeckiego antysemityzmu”. Już wówczas widać było, że Giertych pragnie obłaskawić środowiska liberalne. Ewolucja linii politycznej szefa LPR-u była jedynie kwestią czasu. Po rozpadzie koalicji i przegranych wyborach w 2007 roku Roman Giertych zrozumiał, że z Jarosławem Kaczyńskim i PiS-em nic już nie ugra. Doszły do tego motywy osobiste, takie jak urażona duma i chęć odwetu za wcześniejsze upokorzenia.

Pomimo jednoznacznie negatywnej oceny Giertycha jako człowieka i polityka, nie życzę mu źle w nadchodzących wyborach. Choć sceptycznie oceniam jego szanse na przyciągnięcie elektoratu PiS-u, to jednak każdy głos odebrany partii rządzącej jest na wagę złota. Moim skromnym zdaniem będą to najważniejsze wybory od 1989 roku, kiedy to niestety sukces odniosła „Solidarność”. W powyższym zakresie nie zgadzam się z moim redakcyjnym kolegą Łukaszem Jastrzębskim, który utrzymuje, że nadchodzące wybory niczego nie zmienią. W kontekście najbliższych wyborów nie zgadzam się również z obiegową opinią, że PiS i PO to jedno zło. Hasło to byłoby oczywiście słuszne, gdyby nie nadzwyczajna sytuacja związana z wojną na Ukrainie, a przede wszystkim niebezpieczeństwo wciągnięcia Polski w ten konflikt. Należy uzmysłowić sobie fakt, że w przypadku zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, październikowe wybory mogą być ostatnimi wolnymi wyborami, względnie ostatnimi wyborami przeprowadzonymi w warunkach pokoju. Oczywiście zgadzam się, że zarówno wybór PiS-u, jak i liberalnej opozycji jest złym wyborem. Są jednak różne kręgi zła – jest „WIELKI SZATAN” i „MAŁY SZATAN”, co starałem się udowodnić w moim tekście „Między dżumą a cholerą” (MP nr 27-28, 2-9 lipca 2023). I chociaż jaki jest koń, każdy widzi, to w tym konkretnym momencie historycznym, pomimo zdecydowanej niechęci, czy wręcz obrzydzenia, należy kibicować przeciwnikom PiS-u, w tym również Romanowi Giertychowi.

Autorstwo: Michał Radzikowski
Źródło: MyslPolska.info

 

Trump do więzienia. A Biden?


To może być najdziwniejsza kampania wyborcza w historii USA. Republikanie, mający większość w Izbie Reprezentantów rozpoczęli w powołanych komisjach przesłuchania świadków w sprawach korupcyjnych, w które zamieszana jest rodzina Joe Bidena. A zwłaszcza jego syn Hunter. Stoi przed nim wiele bardzo poważnych zarzutów dotyczących głównie unikania płacenia podatków, prania „brudnych pieniędzy” czy wyprowadzania z budżetu państwa środków na prywatne konta rodzinne. Bardzo poważnym zarzutem jest też lobbing na rzecz zagranicznych korporacji, nierejestrowany oficjalnie. Zarzuca się mu, iż uprawiał go za pomocą politycznych koneksji i pozycji ojca oraz ludzi z jego otoczenia, pełniących wysokie funkcje w administracji Białego Domu. Za to grożą wysokie kary.

Rola urzędującego prezydenta USA jest w aspekcie powyższych zarzutów co najmniej niejasna, by nie rzec – kryminalna. Warto bowiem pamiętać, że swego czasu miały miejsce na Ukrainie interwencje Bidena, kiedy był wiceprezydentem USA, celem wymuszania na władzy w Kijowie od prezydenta Petro Poroszenko dymisji prokuratora generalnego Wiktora Szokina próbującego rozwikłać korupcyjną i biznesową konstrukcję, jaką był holding Burisma i rolę, jaką w nim grał Biden jr.

Podczas dotychczasowych przesłuchań we wspomnianych komisjach – zwłaszcza współpracownika Huntera Bidena Devona Archera – padło wiele kompromitujących i otwierających nowe pola do parlamentarnych śledztw informacji (zwłaszcza dot. nielegalnego lobbingu). To dolało paliwa debacie o ewentualnym impeachmencie Bidena Warto zawrócić uwagę, że speaker Izby Reprezentantów, Kevin MacCarthy, dotychczas będący nader oględnym co do procedury impeachmentu po wspomnianych rewelacjach w niezwykle ostrych słowach stwierdził, iż tylko rozpoczęcie procedury usuwania urzędującego Prezydenta pozwoli na wyjaśnienie kompromitujących i przestępczych sytuacji, w jakich ugrzęzła cała rodzina Bidenów. Chodzi również o to, iż Prezydent w świetle wyjaśnień i wywiadów wielokrotnie mijał się z prawdę, okłamując opinię publiczną i parlamentarzystów.

Wyszło na jaw, a w zasadzie potwierdziła się wcześniej przemykająca przez nie mainstreamowe media informacja, że Hunter Biden zamieszany był również w podejrzane interesy z chińskimi korporacjami naftowymi. W ten sposób wyprowadzano z USA ropę naftową stanowiącą rezerwy federalne. Zaś łapówki i profity księgowano na prywatnych kontach poza USA. To w świetle zapewnień administracji waszyngtońskiej o Chinach jako głównym przeciwniku na polu gospodarczym Ameryki, a także o wojowniczych zapowiedziach powstrzymywania Pekinu militarnie, okazują się zwyczajnymi oszustwami.

Obecnie nawet taki zdeklarowany zwolennik Demokratów jak znakomity jurysta Alan Dershowitz poparł stanowisko McCarthego, przy okazji poddając pod wątpliwość formy i przyczyny ścigania Trumpa: uważa on, że są one podyktowane głównie przyczynami politycznymi, nie prawnymi i chęcią pozbycia się głównego konkurenta w nadchodzących wyborach.

Na dodatek w tle pojawiają się też wieści o nadużyciach seksualnych Bidena jr. oraz narkotykach. Znalezienie niedawno w Białym Domu kokainy. Tu wiele do powiedzenia może mieć Merrick Garland, prokurator generalny USA, uważany za totumfackiego rodziny Bidenów. Zarzuca się mu mataczenie i opóźnianie wszystkich śledztw. Podnoszą się głosy, że Garland po zmianie gospodarza Białego Domu musi być pociągnięty do odpowiedzialności karnej przez nowy Kongres. Podobne obwinienia kierowane są pod adresem szefa FBI Christophera Wraya. Gdy oni zaczną mówić, klanowi Bidenów mogą grozić poważne konsekwencje.

Ponieważ w senacie większość (choć minimalną) posiadają Demokraci, wątpliwe jest, by impeachment Bidena został zmaterializowany do wyborów. Sytuację nazwać patową. Choć dla Republikanów jest to też wygodne. Mogą kampanię wyborczą sprowadzić – o ile Biden uzyska nominację Demokratów (co w kontekście wspomnianych rewelacji może okazać się wątpliwe) do grillowania całej administracji waszyngtońskiej oraz wykorzystywać to do ataków na Bidena i Demokratów. Jak na razie wobec wspomnianego klinczu wśród Republikanów padają pomysły, aby wszcząć procedurę impeachmentu zarówno wobec Garlanda jak i Wraya, zarzucając im nie tytko działanie na szkodę państwa, ale i lekceważenie wezwań parlamentarzystów do udostępniania dokumentów, stawiennictwa na przesłuchania i współpracy z komisjami. Uderzyłoby to mocno w pozycje Bidena i jego otoczenia.

Wielu obserwatorów wskazuje, że sytuacja przed wyborami prezydenckimi w USA jest społecznie niesłychanie trudna, ponieważ społeczeństwo amerykańskie jest podzielone jak nigdy wcześniej. Niektórzy,m z pewną przesadą, mówią o wojnie domowej. Nie sądzę, by do tego doszło, ale podział jest faktem. I to jest kolejna rysa na do tej pory trwałym i niewzruszonym gmachu amerykańskiego imperium.

Autorstwo: Radosław Czarnecki
Źródło: Strajk.eu

 

„Kodeksem karnym” w opozycję i niezależne media


No to witamy w „nowej rzeczywistości”. Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację „Kodeksu karnego”.

Nowe prawo brzmi następująco: „Kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, prowadzi dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mając na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”.

Rozłóżmy to na czynniki pierwsze…

1. „biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz”.

Praktyka spraw Piskorskiego czy Niedźwieckiego, pokazuje, że to prokuratura sobie arbitralnie decyduje, kto jest „obcym wywiadem”, nie przedstawiając na to żadnych dowodów. Teraz jednak już w ogóle nie musi. Co to bowiem znaczy „działając na jego rzecz”? Przecież tu można podpiąć dosłownie wszystko. W zależności od tego kto ma władzę. Ja jestem tylko jakimś tam skrzatem, ale przecież na takiej podstawie może wsadzić Macierewicz Piątka i Piątek Macierewicza – w zależności od tego kto rządzi.

2. „dezinformacja”.

Również zależy to od opinii organu ścigania, czyli prokuratora. W dalszej części przepisu nie ma przecież precyzyjnego określenia co jest „dezinformacją”. Kampania ośrodków reżimowych, która wszystkie tezy niezgodne z rządową propagandą określa od lat jako „dezinformację”, każe przypuszczać że będzie to wykorzystywane w zależności od potrzeb.

3. „nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd”.

Czyli penalizacji podlega także prawdziwa informacja. Już sama „prawdziwość” to pojęcie bardzo względne, ale i tu się ustawodawca zabezpieczył, dodając to „wprowadzanie w błąd”. To daje ogromne pole do popisu dla prokuratury.

4. „wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej”.

Czyli wystarczy powiedzieć publicznie, że np. system polityczny, w którym trwa przerzucanie odpowiedzialności z prezydenta na rząd, z rządu na parlament i z parlamentu na prezydenta – jest do dupy. Albo np. sprzeciwić się prywatyzacji. Coś pięknego. W ogóle chciałbym się dowiedzieć, jak informacja może „wywołać poważne zakłócenia”. Bo chyba tylko tak, że jacyś ludzie przestaną na podstawie pozyskanej informacji popierać daną opcję polityczną.

5. „państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej”.

Czyli teraz np. Unia Europejska albo NATO, podlegają ochronie „dobrego imienia” jak Piłsudski za późnej sanacji. Nie wiem w ogóle, co za idiota to wymyślił, ale z tego też jest wniosek odwrotny, tzn. można dezinformować, ale tylko co do państw niesojuszniczych i organizacji, do których Polska nie należy. I to „biorąc udział w działalności obcego wywiadu lub działając na jego rzecz”. Czyli de facto legalizacja.

6. „skłonienie organu […] do podjęcia lub zaniechania określonych czynności”.

A to w zasadzie wyłącza możliwość krytyki działań rządu RP. Jak wyżej udowodniłem: przecież to oni będą decydować czy to się dzieje na zlecenie, czy na rzecz obcego wywiadu, czy to, co ktoś rzekł, to „dezinformacja” i czy wywoła to „poważne zakłócenia”.

7. „pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”.

Coś cudownego. Rozjedziesz na pasach człowieka – kilka lat, albo zawiasy. Ukradniesz miliony – jeszcze mniej. Pobijesz kogoś do nieprzytomności – grzywna. Ale spróbuj powiedzieć coś przeciwko władzy – minimum 8 lat. Nie miejmy wątpliwości, po co to jest. Ponieważ i tak ciężko będzie komukolwiek udowodnić tego rodzaju przestępstwo, chodzi tylko o to, żeby sądy przedłużały takiemu delikwentowi areszt w nieskończoność. „Zagrożenie wysoką karą” to istotna przesłanka, a „wysoka” zaczyna się właśnie od 8 lat.

Ja oczywiście już nie umiem racjonalnie ocenić po tym wszystkim, co przeszedłem i przechodzę przez ostatnie ponad 7 lat, ale to naprawdę nie jest śmieszne. Zakładając bowiem nawet niechęć organów ścigania do wytaczania ludziom tego typu wątpliwych spraw, na pewno będzie to używane jako pretekst do kontroli operacyjnej. I już samo to powinno zapalać lampkę.

Nie mam już sił czasami…

Autorstwo: Tomasz Jankowski
Źródło: MyslPolska.info


  1. najzwyklejszy 01.09.2023 12:59

    Miecz obosieczny bo zapomnieli, że możemy pozwać Morawieckiego za fałsz o pandemii, itp.. Działanie na rzecz obcych, anytypolskie, obcymi firmy farmaucentyczne dążące do wymordowania Polaków za pośrednictwem Morawieckiego, Niedzielskiego, Dudy. Dowody: badania naukowe i śmierć mnóstwa Polaków po zaszczepieniu. Dla ukrycia działań ww. firmy nie wszystkie szczepionki wyposażyły w śmiercionośne lub chorobotwórcze składniki. Część składników ma działania dłuższe, następują po roku, dwóch, trzech, stopniowo niszczą organizm. Część to zwykła woda, nic nie powodują.

  2. JedynaDroga 01.09.2023 13:49

    Pozwać rząd do tych ” niezależnych ” instytucji stojących na straży ” prawa ” ?

    Polska jest jednym z najmniej uzbrojonych społeczeństw w Europie.

 

Leśnicy wycinają w Karpatach 300-letnie drzewa


Dziesięć bardzo starych drzew w wieku między 170 a 290 lat wyciętych przez Lasy Państwowe odkryli podczas leśnych patroli w te wakacje, aktywiści związani z Inicjatywą Dzikie Karpaty. Wiekowe drzewa wycięto w jednym z najcenniejszych przyrodniczo miejsc Polski, tj. w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Na obszarze Nadleśnictwa Stuposiany, w wydzieleniu 139b, aktywiści udokumentowali wycięcie 200-letniej jodły a w wydzieleniu 218d czterech jodeł w wieku 170, 175, 190 i 290 lat. W Nadleśnictwie Lutowiska w wydzieleniu 13a leśnicy wycięli dwa buki w wieku powyżej 170 lat każdy i trzy jodły również starsze niż 170 lat każda.

„Prawdopodobnie tak starych drzew wycina się znacznie więcej — zdarzało się nam już znajdować wycięte przez LP drzewa w wieku 150-220 lat. Jednak nigdy dotąd nie znaleźliśmy drzewa blisko 300-letniego. Trudno w to uwierzyć, że takie drzewa są współcześnie wycinane. Ta jodła wyrosła około 1730 roku, kiedy w Polsce rządzili królowie z dynastii Sasów, a została wycięta w 2023 roku, kiedy kontrolę nad lasami sprawują ludzie Zbigniewa Ziobry” – mówi dr Jakub Rok z Inicjatywy Dzikie Karpaty.

Puszcza Karpacka to ostoja reliktowych gatunków, ważny ekosystem służący ochronie procesów naturalnych i retencji wód opadowych. Tutaj wiele drzewostanów zachowało naturalny charakter — nie były sadzone przez człowieka. Naukowcy od lat postulują, by powiększyć Bieszczadzki PN o cenną otulinę i wskazują, że eksploatacja starodrzewu uniemożliwia skuteczną ochronę flory i fauny.

„Stare drzewa pełnią bardzo ważną funkcję w lesie — współcześnie naukowcy mówią o nich jako o drzewach-matkach, które są gwarantem trwałości lasu i schronieniem dla wielu organizmów. Jednocześnie, mają one istotny walor dla człowieka. Stając przed prawie 300-letnim drzewem czujemy podziw, pokorę, szacunek dla natury. Pracownicy Lasów Państwowych nie zdają sobie sprawy z tego jak stare drzewa przeznaczają do cięć. Stosowane przez nich pomiary wieku drzew może sprawdzają się w sadzonych lasach gospodarczych, ale nie w Puszczy Karpackiej” – mówi dr Jakub Rok.

Po zlikwidowaniu w lipcu br. pokojowego obozu, który chronił najcenniejsze wydzielenia Puszczy Karpackiej przed wycinką, aktywiści Inicjatywy Dzikie Karpaty nie przestają działać. 28 sierpnia przekazali Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie petycję „w obronie najstarszych drzew”, którą podpisało ponad 22 tys. osób. Aktywiści apelują, by zaprzestać wycinki drzew o wymiarach pomnikowych i nie traktować ich jako przedmiotów do spieniężenia.

Augustyn Mikos, współautor raportu „Lasy na sprzedaż” zwraca uwagę na deficytowość Nadleśnictwa Stuposiany odpowiedzialnego za wycinki karpackich olbrzymów.

„Nadleśnictwo Stuposiany nie dość, że wycina najstarsze puszczańskie drzewa przyczyniając się do dewastacji całego ekosystemu, od lat ma negatywne wyniki finansowe. To oznacza, że zamiast wydawać pieniądze na ochronę przyrodę, dopłaca się do szkód jej wyrządzanych. Wycinka najstarszych drzew Puszczy Karpackiej to kolejny przykład kompromitacji Lasów Państwowych na polu ochrony przyrody. Instytucja ta wymaga pilnej reformy” – komentuje Augustyn Mikos z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Autorstwo: Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Zdjęcia: Inicjatywa Dzikie Karpaty
Nadesłano do portalu: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...