sobota, 4 listopada 2023

 

Czy w Gazie wybuchnie III wojna światowa?


Słowa z czasem zmieniają znaczenie, ulegają modyfikacji, narody doznające hekatomby prześladowań, w nowych warunkach przyjmują czasem rolę swoich oprawców. Do krwawej wojny, czy też specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie dochodzi nowa specjalna operacja na maleńkim terytorium palestyńskiej Gazy w odwecie za barbarzyński atak Hamasu na izraelskie terytoria. W wyniku operacji Hamasu 7 października zginęło ok. 1,4 tys obywateli izraelskich, a ok. 230 zostało porwanych, ofiarą izraelskiej odpowiedzi (głównie bombardowań) jest ok. 8 tys. Palestyńczyków. Wielu analityków zadaje sobie pytanie jak mogło dojść do sforsowania tak najeżonej elektroniką i przeszkodami granicy między enklawą 2,3 mln palestyńskiej Gazy, a Izraelem. Jeszcze bardziej dziwi brak szybkiej odpowiedzi ze strony izraelskiej armii. Rodzą się różnorodne teorie…

Na wojnie zwykle pierwszą ofiarą jest prawda wypchnięta przez propagandę. Zastanawia co tak naprawdę chciał osiągnąć Hamas, czy tylko widział się w roli zapalnika, spustu, który dokonując masakry na Żydach sprowadzi ich gniew, ale i w wyniku izraelskiego krwawego odwetu obudzi i zmobilizuje się cały islamski świat? W samym Izraelu nacjonalista Netanjahu chce dalszej ekspansji i wyparcia Palestyńczyków z Palestyny. Rząd Bibi Netanjahu jest w ostrym konflikcie z silnymi lewicowymi partiami opozycyjnymi, na ulicach demonstracje, konflikt wdarł się nawet do armii. W wyniku ataku z 7 października Izraelczycy zareagowali zgodnie z zasadą: zagrożenie, wszystkie ręce na pokład, czyli dla Bibi jest to swoista ucieczka do przodu. Izraelski min. obrony określił Palestyńczyków mianem ludzkich zwierząt…

Bombardowania licznych celów w tak zagęszczonym terenie, a następnie zmasowanie sił zbrojnych do inwazji Gazy ilustruje zastosowanie zbiorowej odpowiedzialności wobec niemającej szans ludności cywilnej. Polacy pamiętają to z krwawej niemieckiej okupacji, Żydzi pewnie też. Taka taktyka przyniesie śmierć tysiącom cywilów i dzieci, w konsekwencji rodzi następne pokolenie bohaterów mścicieli doznanych krzywd, czy to tak trudno przewidzieć? Czy nie będą to zbrodnie wojenne przeciwko ludności cywilnej? Przecież terroryści Hamasu, którzy dopuścili się rzezi Izraelczyków w większości już nie żyją.

Jeśli spojrzymy z dystansu na rozwój sytuacji międzynarodowej to widzimy słabnącego dotychczasowego hegemona Amerykę i rosnącą rolę Chin, oraz niecierpliwą próbę odbudowy rosyjskiego imperium. Rysuje się próba testowania siły dotychczasowego hegemona i stopniowe uwikłanie go w kosztowne militarne przedsięwzięcia wynikające z przyjętych przez niego licznych sojuszniczych zobowiązań. Nowe wzrastające potęgi widzą Amerykę jako zimowe słońce, świeci, ale nie grzeje. Niebawem, niestety przekonamy się jak jest naprawdę. Każdy z uczestników tych światowych zmagań ma swoje interesy, na odpowiednim poziomie dla swojej rangi. Największą ofiarą tej wojny może być Ukraina, prezydent Biden zażądał dla niej 61 mld dolarów na wydatki wojenne i 14 mld dolarów dla Izraela (corocznie otrzymuje 4 mld dolarów), ale Kongres nie chce finansować „in blanco” wojny na Ukrainie.

Izrael wypowiadając Hamasowi wojnę zmobilizował ok. 8% zatrudnionych w izraelskiej gospodarce ludzi. Ok. 200 000 z 7 mln Izraelczyków (cała populacja wynosi ponad 9 mln) zostało przemieszczonych w bezpieczniejsze rejony. Upadły dochody z turystyki, część Żydów uciekła z Izraela. Zmobilizowana armia w większości nadaje się jedynie do służby policyjnej.

Izrael chciałby wykorzystać swoje silne i wpływowe lobby w Waszyngtonie do wciągnięcia USA do wojny na Bliskim Wschodzie, tym razem z Iranem, co rusz słyszymy kolejne głosy o konieczności zaatakowania Teheranu. Pretekstem jest podejrzenie, że Iran może już nielegalnie mieć broń atomową, którą przecież nielegalnie ma też Izrael. Ponadto Iran kontroluje potężną militarną szyicką organizację Hezbollah w rozchwianym Libanie, z którą praktycznie przegrał wojnę w 2006 r. kiedy to nie był w stanie posunąć się 4 km i zająć miasteczka Bint Jbeil. Miał nawet kłopoty, aby w pełni zająć oddaloną o 2 km od granicy z Libanem wioskę Maroun El-Ras. W porównaniu z Hamasem Hezbollah uchodzi za dobrze uzbrojoną i wyszkoloną siłę zbrojną, która jednak w pełni nie włączyła się w wybuchły konflikt.

Problem jest właśnie w tym, że Izrael otoczony jest morzem państw arabskich, których życzliwość jest finansowana (podobnie jak 20% funduszy obrony Izraela) przez amerykańskiego podatnika. Świat zareagował na walki w Izraelu w dwojaki sposób, w państwach europejskich o znacznej napływowej imigracji islamskiej (Anglia, Francja, Niemcy, etc) mają miejsce liczne, głośne protesty i demonstracje domagające się przerwania konfliktu i barbarzyńskich bombardowań gęsto zaludnionej Gazy. Podobnie jest w USA, gdzie w protestach często bierze udział lewica (w tym żydowska) i studenci. Gazę przedstawia się jako otwarty największy obóz koncentracyjny na świecie z kontrolowanymi i poniżanymi bezpaństwowymi ludźmi, przypominajacy żydowskie getta w okupowanej Europie.

Ktoś powiedział, że Żydzi z poważnym opóźnieniem dorobili się własnego państwa i z poważnym opóźnieniem też wkroczyli w okres kolonizacji swoich sąsiadów. W 1947 r. 181 rezolucja ONZ tworzyła warunki do powstania dwóch państw w Palestynie, żydowskiego i palestyńskiego. Jeśli prześledzimy kolejne wydarzenia, kolejne wojny na mapie terytorium Palestyny, w rezultacie których ok. 800,000 Palestyńczyków zostało zepchniętych, pozbawionych swoich domów (Nakba, czyli katastrofa, porównywana do żydowskiego Shoah) to możemy sobie wyobrazić nieszczęście kolonizowanej przez izraelskich osadników. Duża część palestyńskich uchodźców mieszka na Zachodnim Brzegu (West Bank), reszta w Gazie i w swoistych gettach, obozach uchodźców, szczególnie w Jordanii. Ci którzy nie dali się wypędzić, stanowią ok. 20% populacji Izraela.

Od 2007 r. rząd izraelski ustanowił całkowitą kontrolę obozu koncentracyjnego zwanego Gazą, decydując o przemieszczaniu się jego mieszkańców i dostarczanych do obozu produktów i materiałów. Ponad połowę mieszkańców Gazy stanowią dzieci. Jak pamiętamy głównym reprezentantem Palestyńczyków była Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP, ) na której czele stał Jaser Arafat, a dziś prezydentem Państwa Palestyńskiego jest 87 letni Mahmoud Abbas. Abbas ukończył studia prawnicze w Damaszku, później studiował na uniwersytecie Patricka Lumumby w Moskwie, przedmiotem jego pracy doktorskiej (1984 r) była: “Druga strona: tajny związek między nazizmem, a syjonizmem”. Tak Arafat jak i Abbas należeli do uprawiającej terroryzm palestyńskiej organizacji Fatah. Siedziba rządu Autonomii Palestyńskiej Abbasa mieści się na Zachodnim Brzegu. Trzeba dodać, że nie ma “miłości” między nią, a Hamasem rządzącym Gazą…

Przypomnijmy, że głośny dziś Hamas był sponsorowany przez izraelski MOSSAD na terenie Gazy jako przeciwwaga dla narodowego sekularnego rządu Abbasa. Hamas (Harakat al-Muqawama al-Islamiyya) (Islamic Resistance Movement) oficjalnie powołany przez szejka Ahmed Yassin w 1987 r., jest bardziej islamski, a mniej nacjonalistyczny. Emerytowany oficer CIA Philip Giraldi uważa, że istnieje tajny kontakt między wywiadem Hamasu, Mossadu i CIA, a masakra 1,4 tys. Żydów była fałszywą flagą, której celem jest wypchnięcie Palestyńczyków z obszaru Gazy. Wskazuje też na to, że Izrael musiał wiedzieć o nadchodzącej akcji Hamasu od swoich tajnych agentów w Gazie i z elektronicznego nasłuchu, którym najeżona jest “granica” z Gazą. Również o nadchodzącym uderzeniu ostrzegł Izrael egipski wywiad. Zwraca też uwagę, że de facto Izrael jest członkiem NATO od 2004 r. (ma specjalny status) i ma dostęp do informacji wywiadowczych tej organizacji.

Przypomnijmy, że niesławny podstarzały światowy intrygant Soros (przeciwnik rodaka syjonisty Netanjahu) wspiera organizacje od 2016 r. (przez fundację Otwarte Społeczeństwo), które stoją za ostatnimi pro-palestyńskimi protestami w USA na sumę 15 mln dolarów. Według „New York Post” 13,7 mln dolarów trafiło do The Tides Center, która popiera organizacje solidaryzujące się z Hamasem. Soros finansuje również żydowską grupę Jewish Voice for Peace (650 000 dolarów), oraz grupę If Not Now (400 000 dolarów). Dodajmy, że Soros przekazał w czerwcu kontrolę nad swoim 25 mld dolarów imperium „Otwarte Społeczeństwo” swojemu synowi Alexowi, który jest dumny ze swoich lewicowych poglądów.

Ewentualna izraelska pacyfikacja Gazy może doprowadzić do kolejnego przesilenia, wzrostu cen ropy (teraz ok. 85 dolarów za baryłkę) do powyżej 100 dolarów, czyli do wzrostu inflacji (teraz w USA 3,7%) i możliwej recesji.

Tak Hamas, jak i szyicki Palestyński Islamski Dżihad (mniejsza organizacja bojowa z Gazy wspierana przez Iran) wysłały swoich przedstawicieli do Libanu na spotkanie z sekretarzem generalnym szyickiego Hezbollahu (Hassan Nasrallah), trwają rozmowy o jednolitym antyizraelskim froncie. Delegacja Hamasu z liderem Abu Marzouk udała się do Moskwy, gdzie dołączył do nich wiceminister spraw zagr. Iranu Ali Bagheri, gdzie spotkali się z zastępcami ministra Ławrowa, Siergiejem Rybakowem i Michaiłem Galuzinem. Omówiono stan bezpieczeństwa w cieśninie Ormuz przez którą przepływa 20% światowej ropy (ok. 17 mln baryłek dziennie) i 18% światowego skroplonego gazu (LNG).

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oskarżył Izrael o popełnienie zbrodni wojennych i zagroził wypowiedzeniem Izraelowi wojny w razie frontalnego ataku i czystek etnicznych w Gazie. Erdogan nazwał bojowników Hamasu bojownikami wolności i oskarżył Izrael o nielegalną okupację Palestyny. W Ameryce wygląda to zupełnie inaczej, Biden odwiedził Netanjahu, wysłał w rejon Izraela dwa lotniskowce. Nowy wreszcie wybrany republikański spiker Kongresu Mike Johnson jest ewangelikiem, konserwatywnym chrześcijaninem i nie kryje swojego pełnego poparcia dla Izraela, jednocześnie kwestionując pomoc dla walczącej Ukrainy.

Być może niewinnie przelana krew Żydów i Palestyńczyków ma swój powód zupełnie gdzie indziej. Otóż, brytyjska kompania British Gas (BG Group) jeszcze w 2000 r. odkryła ogromne pokłady ponad 1 bln (czyli 1 trylion w USA) stóp sześciennych naturalnego gazu zlokalizowanego właśnie u wybrzeży Gazy (30 km na zachód od Gazy). Przez lata trwały tajne izraelsko-egipskie rozmowy (przy aprobacie prezydenta Autonomii Palestyńskiej Abbasa) na temat rozpoczęcia eksploatacji tych złóż, których rozpoczęcie ustalono na początek 2024 r. Jak widać zawsze w polityce bardzo ważne są pieniądze, a pożądający je politycy nie lubią konkurencji…

Autorstwo: Jacek K. Matysiak z Kalifornii
Zdjęcia: hosnysalah (CC0)
Źródło: Goniec.net

 

Groźba imitacji


W rozważaniach medialnych, ale i przy wielu stołach w polskich domach powraca pytanie, czy zwycięska koalicja w wyborach parlamentarnych poradzi sobie ze schedą po ustępującym rządzie.

Czy uda się pozszywać porozrywane ogniwa polityki i gospodarki tak, aby przywrócić ich funkcjonalność zgodnie z regułami prawa i wolnego rynku? A jednocześnie zachować funkcje socjalne państwa i sprawczość w kreowaniu własnych rozwiązań, bez ślepego imitowania wzorów zachodnich.

Aby uniknąć wielu błędów, potrzebna jest w punkcie wyjścia rzetelna diagnoza stanu rzeczy. Już teraz powinny ukazywać się rozmaite raporty o sytuacji budżetowej, o zapaści szkolnictwa czy o atrofii dowodzenia polskim wojskiem. To ostatnie odsłonięcie grozi wprawdzie kolejnym wstrząsem polskiej armii, ale nie będzie innego wyjścia, jeśli nowy minister obrony ma posprzątać tę „stajnię Augiasza”.

Potrzebna jest ogólnonarodowa debata o perspektywach rozwojowych, reformatorskich priorytetach i kosztach, jakie pociągnie za sobą „sanacja” ustrojowa. Przydatne będą także analizy stanu świadomości społecznej i determinacji ludzi w obronie swoich racji. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Polacy odrzucając populistyczną ksenofobię i reakcyjny natywizm wcale nie akceptują bezkrytycznie naśladowczego liberalizmu. Niszczenie rodzimej kultury (choćby szkolnictwa wyższego), będące wynikiem ślepego kopiowania obcych wzorów pod „okiem” Zachodu może w końcu doprowadzić do poczucia resentymentu i konfliktu.

„Eksperymentowanie” Prawa i Sprawiedliwości z demokracją i praworządnością doprowadziło do utraty największego atutu państwa polskiego w sferze wizerunkowej. Była bowiem Polska stawiana jako wzór w przemianach demokratyzacyjnych i gospodarczych, a tymczasem spadła do rangi autokracji, obsesyjnie podejrzliwej wobec sąsiadów, skłóconej z Unią Europejską i izolującej się w świecie. No i do tego nieprzewidywalnej.

JAKA NAPRAWA?

Naprawa tego wizerunku nie może oznaczać bezrefleksyjnego powrotu do „klękania” przed liberalnym Zachodem, bo to jest prosta droga do recydywy antydemokratycznej. Nowy (stary) premier nie powinien wracać bezwarunkowo do postawy „lojalnościowej” za cenę odblokowania funduszy unijnych, gdyż brukselscy biurokraci tylko na to czekają. Znów zaczną odmawiać Polsce prawa własnego głosu. A przecież głos ten może być bardziej racjonalny i asertywny. Węgry wcale nie muszą być w tej sprawie negatywnym przykładem. Im szybciej gremia rządowe zaproponują alternatywne i oryginalne rozwiązania, tym więcej uzyskają poparcia społecznego i życzliwej uwagi z zewnątrz.

Budujący koalicję rządową muszą sobie uświadomić źródła antyliberalnego odwrotu Polski ostatnich ośmiu lat. Była to, jak wielokrotnie wskazywano, reakcja na zastępowanie ortodoksji komunistycznej ortodoksją liberalną. W wielu regionach zrodził się sprzeciw wobec hegemonizacji świata przez Zachód, a zwłaszcza przez Stany Zjednoczone. Postępy globalizacji i integracji zaczęły wyraźnie ograniczać przestrzeń tożsamościowych swobód. Bez zrozumienia fenomenu mobilizacji tożsamości narodowych i religijnych przeciw wszelkim formom ujednolicania nie uda się żaden powrót Polski w ramiona Zachodu.

W Polsce splatają się ze sobą dwie orientacje ideowo-polityczne – narodowo-konserwatywna i liberalno-kosmopolityczna. Demonstrują wrogość wobec siebie, ale w istocie są dwiema stronami tego samego medalu. Mimo wielu pozorów, więcej jest między nimi podobieństw niż różnic. Są zaczadzone atlantyzmem i różnią się jedynie preferencjami wobec tego czy innego patrona. Jednakowo patrzą na geopolitykę regionalną, dostrzegając największego wroga w Rosji. Poprzez zideologizowaną „politykę historyczną” budują fałszywy obraz przeszłości, zaprzeczając powojennej ciągłości polskiej państwowości. Gdy do tego dołożymy bezradność w rozumieniu współczesnych „diabolicznych” zagrożeń i wyzwań, w tym wojny na Ukrainie, to możemy dojść do wniosku, że każda z formacji politycznych, odpowiadających tym orientacjom, ma charakter konfliktogenny.

Aby odwrócić negatywne tendencje, potrzebna jest racjonalna strategia, związana z identyfikacją własnej tożsamości i obroną jej przed totalnym podporządkowaniem globalnej hegemonii liberalnego Zachodu. Rządzący Polską muszą zdobyć się na odwagę sformułowania warunków, które staną się podstawą przywrócenia „normalności”. Należy do nich m.in. odrzucenie moralnej wyższości instytucji zachodnich, które uzurpują sobie prawo nie tylko do narzucania wzorów ustrojowych, ale i nadzoru oraz oceny postępów w naśladowaniu tego, co same programują. Opór wobec Unii Europejskiej zrodził się bowiem w dużej mierze nie dlatego, że społeczeństwo jest antyeuropejskie, ale dlatego, że procesy integracyjne zbyt mocno przypominają dawne wzory podległości, zwłaszcza jeśli chodzi o narzucanie obcego instruktażu.

W dotychczasowym procesie integracji zbyt mało uwagi zwracano na szanse uczenia się od innych i korzystania z doświadczeń bardziej rozwiniętych państw Zachodu. Chodzi o zapożyczanie rozmaitych sposobów urządzania się w państwie i w gospodarce, bez naśladowania „celów moralnych”. W taki sposób Japonia zapożyczyła kiedyś od Zachodu „kulturę modernizacji”, zachowując własną tożsamość. Obecnie dobrym przykładem urządzania swojej potęgi są Chiny, które wykorzystują dorobek technologiczny Zachodu dla wzmocnienia swojej samoistności i niezależności.

W Europie Środkowej, w tym w Polsce, górę wzięło bezrefleksyjne „nawracanie” w stronę Zachodu, co prędzej czy później musiało wywołać opór obrońców rodzimych wartości. Ileż było naiwności w przekonaniu, że ludzi można wykorzenić z własnych nawyków, przyzwyczajeń, czy dziedziczonej od pokoleń tożsamości. Przecież to, co jest „normalne” dla Zachodu, wcale nie musi odpowiadać ludziom w innych częściach świata. Także Polacy, zapatrzeni bezkrytycznie w Zachód, mimo prowincjonalnego kompleksu, wcale nie są gotowi zrezygnować ze swojego autentyzmu.

KLĘKANIE PRZED ZACHODEM

Podczas integrowania się z Zachodem wmawiano ludziom, że to właśnie ich wyjątkowość i oryginalność w obalaniu komunizmu są najważniejszymi atutami, decydującymi o uznaniu i akceptacji w nowych gremiach. Tymczasem wnet okazało się, że demokratyzacja nie oznacza nic innego, jak wdrażanie procedur dyktowanych przez brukselskich biurokratów i międzynarodowe instytucje pożyczkowe, zdominowane przez kapitał amerykański. W sumie słabość polskich elit politycznych zadecydowała o tym, że zachodni politycy zaczęli traktować nas z lekceważeniem, ustawiając w pozycji podporządkowania.

Katastrofą było to, że rządzący Polską, niezależnie od ideowej proweniencji, od lat dziewięćdziesiątych ub. stulecia aż do dzisiaj, udawali całkiem dobrze, że rządzą samodzielnie „suwerenną” Rzeczpospolitą, gdy naprawdę kierowali nimi i kierują zachodni decydenci. Wystarczy przywołać bezkrytyczną politykę sanitarną, związaną z walką z kowidową pandemią, która była prostacką realizacją instrukcji globalnych koncernów, ze szkodą dla własnej gospodarki i obywateli. Jak widać, posolidarnościowe elity polityczne – tak spod znaku PiS, jak i PO – uznawały imitację wszystkich pomysłów, nawet tych najgłupszych, za najszybszą drogę do dostatku i źle pojmowanej wolności.

Płytkie „papugowanie” Zachodu udzieliło się zwłaszcza rządom PiS w kontekście wojny na Ukrainie, aby pokazać swoją siłę wobec amerykańskiego patrona. Przechwałki o najliczniejszej armii lądowej w Europie i największych zakupach broni pozwalają słabemu państwu wydawać się silniejszym, niż jest w rzeczywistości. W kontekście ogromnego zadłużenia wewnętrznego i zewnętrznego te wszystkie absurdalne prowojenne inwestycje, przy braku pokojowej doktryny i spójnej strategii międzynarodowej, służą raczej groteskowemu „przedrzeźnianiu” potężnych mocarstw, z marną nadzieją na samodzielny sukces.

Wszystko to skłania do konstatacji, że nowy rząd powinien postawić na głębokie przewartościowania polskiej tożsamości liberalno-demokratycznej, bez usilnego naśladowania wzorców zachodnich. Warto zapamiętać przestrogę, że „im więcej pewności naśladowcy pokładają w naśladowanych, tym bardziej tracą pewność siebie. Imitowany wzorzec staje się nieuchronnie rywalem i zagrożeniem dla szacunku własnego. To zwłaszcza prawda, kiedy naśladowanym wzorcem jest nie Jezus Chrystus, ale sąsiad zza zachodniej granicy” (I. Krastev, S. Holmes Światło, które zgasło. Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców, Warszawa 2020, s. 24).

Trzeba też wyciągnąć wnioski z amerykańskiego protektoratu, bez którego niemożliwe jest utrzymanie sojuszu zachodniego. W Polsce mało kto zajmuje się obecnie ewolucją polityki amerykańskiej, w kontekście głębokich przemian w globalnym układzie sił. Politycy w Warszawie lubią stawiać w swoich zapatrywaniach na osobiste więzi z poszczególnymi prezydentami Ameryki, a nie obserwować rozterki strategiczne, które targają tym państwem w związku z rywalizacją z Chinami. Otóż prezydentura Donalda Trumpa wyraźnie pokazała, że USA raz mogą stawiać na przywództwo pragmatyczne („transakcyjne”), a innym razem na ideologiczne („misyjne”), co z kolei pokazuje prezydentura Joe Bidena. Zamiast więc odbijać się od „ściany do ściany” w zależności od zmian na fotelu prezydenckim w Białym Domu, warto wypracować „osobną” politykę równoważenia między Zachodem a Chinami, dystansowania się od tendencji hegemonicznych, co pozwoli na wypracowanie własnego „pola manewru”. Wyzwoli też inicjatywność państw mniejszych i słabszych, tak jak w czasach „zimnej wojny”. Mogły wtedy one nie tyle „balansować” między największymi, ile służyć „dobrymi usługami” w moderowaniu napięć.

Najwięksi rywale Stanów Zjednoczonych – Chiny i Rosja – nie życzą sobie wtrącania się Zachodu w ich życie polityczne. Choć same nie są bez winy w różnych sprawach, pragną one utrzymać własne wpływy i zachować prestiż wśród regionalnych ugrupowań. Jeśli Stany Zjednoczone zrezygnują z krucjat ideologicznych, wówczas konkurencyjne wizje życia pozwolą na zbudowanie w stosunkach międzynarodowych zmiennej „poligonii”, systemu o wielu ośrodkach sił, nawzajem się równoważących. Od starożytności począwszy, niczego mądrzejszego dotąd nie wymyślono. Każda natomiast hegemonizacja i imperializacja systemu międzynarodowego prowadzi do jego zawojowania, a więc globalnej katastrofy.

Dzisiejsza Polska, doświadczona ośmioma latami nietolerancyjnego komunitarianizmu, negacji zachodnich ideałów politycznego pluralizmu i niechęci wobec obcych, dysydentów i mniejszości, powinna dać impuls do szerszych przemyśleń na temat skutków naśladowniczej strategii. Trzeba ten temat szczególnie nagłaśniać w kontekście przeciągania Ukrainy na stronę zachodnią, bez głębszej analizy i refleksji, czy Ukraińcy zechcą i potrafią przyjąć wartości ładu liberalnego. Czy przypadkiem ten ład liberalny, którego wyrazicielem jest Unia Europejska i NATO, nie stanie się po przyjęciu w swój skład zupełnie nieprzygotowanego mentalnie i poturbowanego przez wojnę państwa, rozsadnikiem jeszcze silniejszych niż dotąd resentymentów, rozczarowań i konfliktów, które ostatecznie pogrążą Zachód?

Dramat psychologiczny obejmujących w Polsce władzę polega na tym, że muszą uporać się jak najszybciej ze schedą populistyczną i atrofią państwa. Jednocześnie muszą jednoznacznie zadeklarować, że w polityce „uzachodniania” Polski nie będzie miejsca na ślepą imitację. Polacy mają prawo do klarownego zdefiniowania przez władze najważniejszych treści interesu narodowego, w tym ochrony swojego stanu posiadania, tradycji narodowych i złożonej tożsamości. Im szybciej indykowany kandydat na premiera z ramienia zwycięskiej koalicji pojmie ten dramat, tym łatwiej zdobędzie zaufanie społeczne i zgodę na wyprowadzenie Polski z antyliberalnej rewolty. A tylko takie rozwiązanie zapewni przywrócenie „narodowej zgody”.

„TRZECIA DROGA”

Być może alternatywą liberalnej imitacji jest „trzecia droga”, które to hasło stało się szyldem zwycięskiej w wyborach parlamentarnych drugiej po Koalicji Obywatelskiej formacji politycznej. Może jest to tylko wynik politycznej przekory i wyborczego marketingu, a może realna szansa na myślenie alternatywne o polskiej drodze rozwojowej? Zamiast powrotu do liberalnego status quo ante, celem naprawienia szkód „nieliberalnej kontrrewolucji”, warto postawić na „rewolucję normalności”.

Czas wypracować poprzez szerokie konsultacje społeczne program przywrócenia wszystkich standardów życia demokratycznego oraz zbudować nowy model ustrojowy państwa, bez obciążeń podziałem historycznym na dwa zwalczające się obozy. Konstytucjonaliści powinni przystąpić do projektowania nowej konstytucji, która spożytkuje wszystkie dotychczasowe błędy, a jednocześnie pozwoli na skuteczne, transparentne i kontrolowalne rządy. Kończy się czas imitacji, zaczyna się czas korekty!

Donald Tusk ma szanse dokonać „wielkiego przebudzenia” polskiej sceny politycznej, zainfekowanej przez trzydzieści lat transformacji ustrojowej dogmatycznym nawracaniem całego społeczeństwa na import „gotowych” wzorców z Zachodu. Mając niezłą wiedzę na temat stanu umysłów polityków zachodnich, traktujących Polskę często w sposób lekceważący i protekcjonalny, mógłby postawić na „europeizację drogą osmozy”. Zamiast dygać i z radosną miną wysłuchiwać beznadziejnych pouczeń i wykładów partnerów zachodnich, polski premier mógłby inicjować współpracę w rozwiązywaniu konkretnych problemów na szczeblu międzyrządowym, z pominięciem aparatu brukselskiego. Trzeba przyznać wprost, że nie udało się dotąd zbudować skutecznej unijnej polityki zagranicznej, a zbiorowa wasalizacja Unii Europejskiej wobec Stanów Zjednoczonych nie leży chyba w interesie żadnego z państw członkowskich.

Ironia polskiej rzeczywistości politycznej polega na tym, że ministrowie spraw zagranicznych ostatnich lat stworzyli z Ministerstwa Spraw Zagranicznych „teatr absurdu, afer i niemocy”. Niedojdy w służbie zagranicznej doprowadziły do całkowitej utraty jej funkcjonalności. Dzisiejsza rozpoznawalność polskich dyplomatów w świecie kojarzy się z rażącą niekompetencją i mizerią intelektualną. Polską dyplomację charakteryzuje apatia, zanik inicjatywności, wymuszona reaktywność i rażący brak rozeznania w złożonym środowisku międzynarodowym.

Szacunek dla „jedności” Unii Europejskiej powinien iść w parze z respektowaniem „różnorodności”. Ponieważ stosunek sił między państwami nadal decyduje o wzajemnym traktowaniu, pozycji i statusie w stosunkach międzynarodowych, zatem Polska powinna stawiać na odtworzenie sieci dwu- i wielostronnych „aliansów”, komplementarnych wobec procesów wielostronnej integracji. W układzie hierarchicznym jest ona tylko jednym z wielu średniej rangi państw. W układach sąsiedzkich i regionalnych może przyjmować bardziej symetryczne pozycje, zwiększać potencjał negocjacyjny i pole dyplomatycznych manewrów.

POLSKA DROGA

Czas najwyższy wypracować polską strategię reformy Unii Europejskiej, aby nawet po jej rozszerzeniu o Ukrainę, zagwarantowane były wszystkie interesy dotychczasowych beneficjentów integracji. Inaczej ten fenomenalny projekt scalania „różnorodności w jedność” ulegnie implozji.

Czas też wyzwolić pomysłowość i wzbudzić ferment intelektualny wokół „dobrego rządzenia”, „inteligentnego państwa” i „jak najlepszego miejsca do życia”. Może warto w tym celu zamiast instytutów „zatruwających umysły” powołać centra „szczęśliwej Polski”, które pokażą ludziom, jak można się dzisiaj uczyć w nowoczesnym świecie, jak być wolnym od udręk niemocy państwa i jak wyzwolić się z ogłupiającej propagandy i indoktrynacji. Trzeba wyborczy żargon, pełen schematów i sloganów, nadmierną gadatliwość i pustosłowie, zamienić na rozważny i powściągliwy język konkretów – jak w danym czasie, za jakie środki i w jaki sposób uda się osiągnąć konkretne cele, znajdujące aprobatę obywateli, solidnie przygotowane pod względem logistycznym i pod kontrolą społeczną.

Trzeba wreszcie zacząć od łagodzenia strachu, który stał się motorem narastającej ksenofobii, autorytarnego populizmu i militaryzacji granic państwowych. Strach ten, wykorzystywany przez populistów długo jeszcze pozostanie siłą napędową ruchów radykalnych, sprzeciwiających się „globalizacji komunikacji”, której rezultatem stały się masowe migracje.

Od polskiego rządu należy oczekiwać, że wykaże zrozumienie nie tylko dla różnorodności kulturowej i idei społeczeństwa otwartego. Powinien także zwrócić uwagę na różnicę między własnym narodem a ludźmi, którzy do narodu nie należą. Trzeba podjąć sporo wysiłku, aby ludziom wytłumaczyć i ich do tego przekonać, że etniczne i kulturowe „wymieszanie” nie musi być egzystencjalnym zagrożeniem narodu polskiego. Niefrasobliwość w podejściu do asymilacji przybyszów, także Ukraińców, może wszak spowodować szybką mobilizację kręgów nacjonalistycznych. I wtedy – o zgrozo! – kolejna odsłona liberalizacji znów padnie pod naporem wzmożenia narodowo-populistycznego.

Autorstwo: prof. Stanisław Bieleń
Źródło: MyslPolska.info


  1. Drnisrozrabiaka 03.11.2023 23:14

    To są nasi sojusznicy, musimy nauczyć się im służyć pilnie i segregować odpady dla dobra bogini iphona- Matki ziemii

 

Miedwiediew uważa, że Polska wywoła III wojnę światową


Były prezydent i premier Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Miedwiediew, twierdzi, że Polska wywoła III wojnę światową. Polityk nazywa Rzeczpospolitą „hieną”.

„Rozbudowa wojskowa Polski i polska obecność wojskowa na Ukrainie mogą wywołać bezpośrednią konfrontację między Warszawą a Białorusią i Rosją” – pisze Miedwiediew na łamach rządowego dziennika „Rossijskaja Gazieta”. Były prezydent Federacji Rosyjskiej grozi, że Moskwa i Mińsk udzielą „adekwatnej odpowiedzi, aby zapobiec zagrożeniom, które wynikają ze złych ambicji polskiego establishmentu”.

Polityk przekonuje czytelników, że „lekkomyślne działania Polski, jeśli zostaną pochopnie poparte przez sojuszników z NATO, mogą mieć daleko idące, niebezpieczne konsekwencje dla całego świata”. „I wtedy Polska spełni rolę »chieny Europy«, która rozpętała III wojnę światową” – dodaje w tekście Miedwiediew. Polityk stwierdza na łamach gazety, iż „słabo skrywana nienawiść rozwiniętej części Unii Europejskiej do Polski, Polaków, a w szczególności PiS, będzie się nadal utrzymywać i pogarszać ich stosunki z rozwiniętymi krajami Europy (przede wszystkim Niemcami i Francją)”.

Zdaniem Rosjanina „obecnie czołowe państwa UE uważają polskie władze za złośliwych parobków, którzy egoistycznie wykorzystują wszystkie swoje instytucje wyłącznie do własnych, partykularnych celów i nie wnoszą nic do europejskiej skarbonki”. „A po rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej (tak władze Rosji nazywają inwazję na Ukrainę – red.), kiedy Polska przywłaszczyła sobie chwałę zaciekłego obrońcy umierającej Ukrainy i głównego sojusznika USA w regionie, ta opinia tylko się umocniła” – dodaje. „Można przypuszczać, że w dłuższej perspektywie przyczyni się to do destabilizacji samej struktury UE, aż do pełnowymiarowego konfliktu w «przyjaznej» rodzinie europejskiej, a nawet upadku Unii Europejskiej na skutek działań Polski” – czytamy dalej.

Miedwiediew uważa, że Rzeczpospolita Polska jest „historycznym przegranym”, „państwem podwórkowym”, które jest o wiele mniej rozwinięte niż Europa Zachodnia. Polityk stwierdza, że „znaczny napływ ukraińskich uchodźców i lekkomyślne odrzucenie rosyjskich zasobów energetycznych będą w dalszym ciągu pogarszać sytuację społeczno-gospodarczą (państwa polskiego – red.) i uderzać w kieszenie milionów zwykłych Polaków”.

Autorstwo: SG
Na podstawie: TASS
Źródło: NCzas.info


  1. Stanlley 03.11.2023 13:55

    Wielu Polaków też tak myśli – choćby gdy przychodzi do płacenia nadmiernych podatków, pracy ponad siły a owoce konsumuje hiena… Co mamy w zamian? Lepszą służbę zdrowia? Lepszą żywność w sklepach? Ach! Sklepów prawie nie ma – są zachodnie sieciówki! Może lepsza edukacja dla naszych dzieci?

  2. hashi 03.11.2023 14:32

    Bez rosyjskich surowców UE zamienia się w upadły geriatryczny skansen z dziesiątkami milionów muzułmańskich i afrykańskich ‘inżynierów’ na socjalu. I to jest na rękę USA to im najbardziej zależy na szerzeniu rusofobi, odcięciu tanich surowców i zalewaniu egzotycznymi nachodźcami.

  3. MasaKalambura 03.11.2023 15:25

    Polska wywoła 3 wojnę, bo będzie się zbroić by móc się bronić, przestraszona agresywną postawą Rosji, stawiającej dziwaczne żądania wycofania wojsk NATO poza Odrę.

    Typowo kretyńskie rozumowanie pijanego buca, przedstawiciela Pastwa, które wywołało już teraz 3 wojnę światową, która właśnie trwa, ale nie stała się jeszcze wielką.

  4. Drnisrozrabiaka 03.11.2023 22:38

    “Rozbudowa wojskowa Polski” – poprzez oddanie dobrych czołgów gratis? Za czołgi można było zasponsorowac Polakom darmowe paliwko na cały rok ale po co ? Nas stać!

  5. Szurnięty Mędrzec 04.11.2023 00:28

    Z listu syjonistów (nazwy nie pamiętam) wynika, że III WW ma wystąpić na bliskim wschodzie. O Polskę się nie martwię, o Polskę nie pytam

  6. Szurnięty Mędrzec 04.11.2023 00:33

    “Polityk stwierdza na łamach gazety, iż „słabo skrywana nienawiść rozwiniętej części Unii Europejskiej do Polski, Polaków, a w szczególności PiS, będzie się nadal utrzymywać i pogarszać ich stosunki z rozwiniętymi krajami Europy (przede wszystkim Niemcami i Francją)”.”

    Panie, co pan brał, przecież wiadomo że Tusk to Niemiecki agent, Niemcy lubią się z Rosją zatem szafa gra

    “Zdaniem Rosjanina „obecnie czołowe państwa UE uważają polskie władze za złośliwych parobków”

    To co ich boli, to ich własne sumienie, przez działania Polaków do zachowania suwerenności, bycia prorodzinnymi i polski patriotyzm

    “a nawet upadku Unii Europejskiej na skutek działań Polski”

    O a to bardzo poproszę

  7. Szurnięty Mędrzec 04.11.2023 00:34

    Proponuję tak
    Kraje, które weszły do NATO po 1989 roku, wychodzą z sojuszu i zakładają własny sojusz obronny. Tym sposobem i ruscy nie mają pretekstu by panikować i NATO nie musi się rozszerzać dalej na wschód

  8. Dandi1981 04.11.2023 08:51

    Panie niedzwiedziew historia sie klania zabory poprzez samsiadow 100lat niewoli , cud nad wisla gdy rosja podbila litwe , bialorus , szla na warszawe a pozniej szla by na niemcy , atak pilsudskiego na tyly rosyjskie z najlepszymi jednostkami gdzie wojsko rosyjskie oblegalo warszawe , jak to mowi strateg nie da sie oblegac zamku z wroga armia za plecami, pozniej haniebny traktat ribentrop molotow podzial polski na pol , ktora wspierala aliantow wywiadem, podziemiem, wysylajac czesci rakiet v2 do angli gdy oni nie wiedzieli ci to jest. Za to nas oddali w strefe wplywow rosji zgodzili sie na zmiejszenie powierzni polski tacy to byli nasi sojusznicy . Wiec nic dziwnego ze polska sie zbroji zeby nie podzielic losu ukrainy lub losu podzielonego kraju przez zaborcow co ma miejsce bo plan obrony zakladal obrone na wisle czyli niemieckiej czesci polski.

  9. rici 04.11.2023 09:05

    Dandi; to dzieki Pilsudzkiemu powstala balszewicka Rosja, czyli ZSRR.
    Gdyby Pilsudzki uderzyl na bolszewikow razem z “bialymi” jak mu proponowali, to najprawdopodobniej bolszewicy zostali by rozbici. A tak to czekal az “biali” zostana pobici.
    A gdy pozniej bolszewicy doszli do Warszawy, to wzial nogi za pas.
    Taki to byl “naczelny wodz”.

  10. MasaKalambura 04.11.2023 10:43

    Wziął nogi za pas, i pobili bolszewików.

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...