piątek, 31 października 2025

 

Multikulturalizm jest bronią globalistów i nie wolno nam się przed nią bronić

Jeśli doświadczyłeś wydarzeń z 11 września, prawdopodobnie pamiętasz nagłe pojawienie się naklejek i koszulek z hasłem „Coexist” („Koegzystencja”) w całych Stanach Zjednoczonych po tej tragedii. Przesłanie było takie, że różne kultury muszą być wobec siebie „tolerancyjne” i żyć w harmonii. Jeśli za każdym razem, gdy widziałeś to hasło, czułeś lekki grymas bólu na twarzy, nie byłeś sam.

Być może to nieświadoma niechęć do hipisów i ich zapachu ciała, ale myślę, że niechęć do tego przekazu ma znacznie głębsze korzenie. Jest zakorzeniona w DNA każdego z nas – to część naszej pamięci genetycznej. Każda kultura ma wrodzony instynkt samozachowawczy, który chroni ją przed konkurującymi kulturami i ideologiami.

Przez tysiące pokoleń uczyliśmy się, że kultura to nie tylko forma ekspresji społecznej, ale starannie zbudowana forteca, która chroni nas przed inwazją i zniszczeniem ze strony wrogich sił pragnących przejąć to, co stworzyliśmy. Spójna kultura pomaga zachować wartości, które zapewniają bezpieczeństwo, produktywność i stabilność naszym społeczeństwom.

Co ciekawe, autorem hasła „Coexist” był Polak o imieniu Piotr Młodożeniec, gorący orędownik niepodległości Polski od Związku Radzieckiego. Propagował współistnienie, ale nawet on nie tolerował komunistów. Wydaje się, że niektóre ideały wykluczają się wzajemnie. Pewne przestrzenie nie mogą być dzielone przez pewne przekonania.

Ta rzeczywistość przeczy propagandzie, którą jesteśmy bombardowani na Zachodzie od dziesięcioleci. Amerykanom od dzieciństwa wpaja się narrację o „tyglu kulturowym”. Mówi się nam, że nasz kraj został zbudowany na otwartej imigracji. Nawet Statua Wolności głosi, że musimy witać z otwartymi ramionami „udręczone masy pragnące oddychać wolnością”, niezależnie od tego, skąd pochodzą.

Oczywiście Emma Lazarus, która napisała ten wiersz w 1883 roku (zatytułowany „Nowy Kolos”), była feministką-socjalistką. Wcześni socjaliści postrzegali robotników jako klasę globalną, broń, której można było użyć do rozbicia państw narodowych i przyspieszenia rozprzestrzeniania się tego, co ostatecznie stało się komunizmem.

Pamiętajmy, że ten okres zapoczątkował narrację o tyglu kulturowym w USA, w dużej mierze wspieraną przez przemysłowców poszukujących taniej siły roboczej do obsadzenia swoich fabryk. Motywy baronów-rozbójników i socjalistów były zbieżne. I tu właśnie tkwią korzenie naszego obecnego kryzysu. Choć udają antagonistyczne nastawienie, zmowa między superbogatymi elitami a lewicą polityczną trwa już od ponad wieku.

Dziś radykalne ruchy lewicowe całkowicie zlały się z instytucjami superbogaczy. Nazywamy to partnerstwo „globalizmem”, a centralnym filarem ich programu jest NADAL masowa imigracja, na skalę, która przyćmiewa wszystko, co Zachód widział pod koniec XIX i na początku XX wieku.

Masowa imigracja w epoce pozłacanej pochodziła głównie z krajów europejskich o zachodnim dziedzictwie — ale w naszych czasach migranci przybywają z enklaw Trzeciego Świata, miejsc, gdzie normą jest socjalizm, a islam religią dominującą. Widzieliśmy ideologiczne spustoszenie tego programu w Europie, gdzie zarówno liberałowie, jak i chrześcijanie stają w obliczu poziomu brutalności społecznej, jakiego nie widzieli od dziesięcioleci.

Co więcej, jest to okrucieństwo, przed którym nie możemy się obronić. Bo jeśli się bronimy, stajemy się złoczyńcami. To czyni multikulturalizm idealną bronią: to metoda ataku, która wykorzystuje przeciwko nam nasze głęboko zakorzenione poczucie empatii i sprawiedliwości. Aby powstrzymać tę inwazję, musimy porzucić pewne ideały ery liberalnej – musimy zaakceptować nietolerancję, ponieważ tylko w ten sposób możemy przetrwać.

Oznacza to, że tolerancyjny liberalizm musi umrzeć, przynajmniej dopóki globalizm nie zostanie pokonany. Nie potępiam „demokracji” i jej pierwotnych zasad. Nie będę jednak zaprzeczał faktowi, że w dążeniu do absolutnej wolności jednostki i absolutnej sprawiedliwości Zachód niemądrze porzucił instynkt przetrwania na rzecz naiwnej, nierealistycznej wizji.

Większość kultur Trzeciego Świata gardzi naszymi postępowymi ideami i śmieje się z naszych wyobrażeń o sprawiedliwości. Postrzegają nas jedynie jako łatwy cel do grabieży. Postrzegają nas jako prostaków, łatwy łup. Ich ideologie koncentrują się na odbieraniu tego, co można odebrać każdemu spoza ich plemiennego kręgu. Postrzegają nas jako tłustego baranka, gotowego do rzezi.

Kiedy widzę wydarzenia takie jak te w Irlandii w tym tygodniu, gdzie wybuchły zamieszki po tym, jak 10-letnia Irlandka padła ofiarą napaści seksualnej ze strony afrykańskiego migranta, muszę zaakceptować podstawowe zasady plemienności, które mówią mi, że lepiej grać bezpiecznie i unikać integracji z innymi kulturami spoza Zachodu, o ile to możliwe. Nie chodzi o kolor skóry, chodzi o zasady. Nie chodzi o rasizm, chodzi o samoobronę.

Globaliści przedstawiają „plemienność” i „nacjonalizm” jako groteskowe pozostałości barbarzyńskiej przeszłości, a czynią to ze względów strategicznych.

Lewicowcy i globaliści pragną zniesienia granic narodowych; w szczególności obrali sobie za cel podporządkowanie sobie narodów zachodnich. Dlaczego? Ponieważ Zachód jest źródłem wolności i chrześcijaństwa. Aby ustanowić globalny „Nowy Porządek Świata” oparty na marksistowskim ateizmie, lucyferianizmie, relatywizmie moralnym itd., Zachód musi najpierw zostać osłabiony lub zniszczony.

Elity odkryły, że najwygodniejszą słabością Zachodu jest nasza liberalna gotowość do dzielenia się naszą kulturą i jej bogactwem z osobami z zewnątrz. Czyż może być lepszy sposób na zniszczenie społeczeństwa niż zalanie go ideologicznie wrogimi masami, a następnie atakowanie każdego, kto narzeka, jakby nie dotrzymywał on historycznych wartości wolności?

To wykracza daleko poza strategię Clowarda-Pivena; nie chodzi tylko o kupowanie głosów za pomocą dobrobytu i otwartych granic. Nie, chodzi o wieczne zgaszenie duszy zachodniej cywilizacji.

Multikulturalizm wymaga od nas porzucenia zdrowego rozsądku i instynktów. Wymaga od nas poświęcenia siebie dla „większego dobra”, jakim jest integracja i współistnienie. Ale współistnienie nie istnieje.

Migranci z Trzeciego Świata nie mają zamiaru tolerować naszych ideałów; zmusiliby nas do uległości, gdyby tylko mogli. Lewicowcy i globaliści patrzą z wściekłą pogardą na patriotów, konserwatystów i chrześcijan. Chcą naszej śmierci, bo jesteśmy przeszkodą dla ich władzy. Mówią nam to codziennie. Może powinniśmy zacząć im wierzyć i działać zgodnie z tym?

Nie ma powodu, abyśmy ich tolerowali. Nie podążamy drogą moralnej wyższości, tylko popełniamy samobójstwo.

Thomas Jefferson, człowiek głęboko świadomy losu migrantów i opresji, z jaką spotykali się w Europie, był jednak bardzo nieufny wobec idei masowej imigracji. Zauważył:

„Przyniosą ze sobą zasady rządów, które opuszczają, zasady, które uwewnętrznili we wczesnej młodości; albo, jeśli uda im się ich pozbyć, zrobią to w zamian za nieokiełznaną rozwiązłość, która, jak zwykle, popada z jednej skrajności w drugą. Cudem byłoby, gdyby zatrzymali się dokładnie na granicy umiarkowanej wolności. Te zasady, wraz ze swoim językiem, przekażą swoim dzieciom. Proporcjonalnie do swojej liczby będą współuczestniczyć z nami w tworzeniu prawa. Przenikną je swoim duchem, zniekształcając i fałszując jego wytyczne, czyniąc z niego heterogeniczną, niespójną, rozdrobnioną masę”.

Innymi słowy, Jefferson ostrzegał, że migranci, którzy spędzili większość życia wpajając sobie obce przekonania, mogą nie być w stanie zrozumieć niuansów amerykańskiego życia i wolności. Zamiast tego przejmą to, co im się podoba w amerykańskiej kulturze, zaniedbując jednocześnie kluczowe aspekty asymilacji i odpowiedzialności. Właśnie tego jesteśmy dziś świadkami w całym świecie zachodnim w obliczu programów masowej imigracji opracowanych przez globalistów i administrowanych przez lewicowych polityków.

Być może przez kilka następnych lat będziemy mieli chwilę wytchnienia z Donaldem Trumpem u władzy, ale trwałego rozwiązania nie widać. Lewica nie zamierza rezygnować ze swoich wysiłków na rzecz otwartych granic. Cholera, protesty „No Kings” były w zasadzie próbą zawłaszczenia amerykańskiego patriotyzmu w imię otwartych granic.

Przebudzeni lewacy, którzy nienawidzą Ameryki, próbowali udawać, że wspieranie nielegalnej imigracji jest patriotycznym obowiązkiem Amerykanów. Jeśli kochasz Amerykę, musisz być gotowy ją zniszczyć.

Jak powiedziałem, to jest istota multikulturalizmu: wykorzystać nasze poczucie sprawiedliwości przeciwko nam i uzbroić naszą empatię, abyśmy bali się bronić przed atakiem. Odpowiedzią jest przestać dbać o sprawiedliwość. Odpowiedzią jest ponowne odkrycie naszego plemiennictwa, odrzucenie multikulturalizmu, socjalizmu i globalizmu oraz odmowa dalszych kompromisów. Odpowiedzią jest porzucenie liberalnych idei tolerancji.

Autorstwo: Brandon Smith
Źródło zagraniczne: Alt-Mrket.us
Źródło polskie: WolneMedia.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Eurointegracja a służby wywiadu Wraz z eurointegracją, czyli likwidacją naszego państwa na rzecz Unii Pseudoeuropejskiej warto zastanowi...