poniedziałek, 22 września 2025

 

A może opakowania ze zgniłej pleśni, moczu lub… kupy?

Kiedy ostatnio rozpakowywałeś paczkę z internetowego sklepu, być może nie przyszło ci do głowy, że w niedalekiej przyszłości ochronna warstwa wokół twojego nowego laptopa mogłaby powstać ze spleśniałych odpadków, moczu albo… kupy (zwanej ekskluzywnie stolcem). Brzmi jak żart? Owszem, ale nie do końca.

W dobie zanieczyszczenia planety plastikiem i szalejącej konsumpcji, świat nauki i technologii sięga po coraz bardziej nieoczywiste rozwiązania. A że inspiracja często rodzi się tam, gdzie nikt nie chce zaglądać – no cóż, czasem trzeba zanurzyć ręce (w gumowych rękawiczkach i z klamerką na nosie) w najmniej romantycznych aspektach biologii.

Złoto z moczu

Zacznijmy od czegoś łagodniejszego – od moczu. Ludzki pęcherz, choć na co dzień rzadko kojarzy się z potencjałem innowacyjnym, może być źródłem całkiem interesujących surowców. Mocz zawiera sporo azotu w postaci mocznika, amoniaku, fosforanów – czyli składników, które można przetworzyć chemicznie lub biologicznie.

Naukowcy testują wykorzystanie moczu do hodowli mikroorganizmów, które następnie produkują biodegradowalne biopolimery. Inne koncepcje idą w kierunku ekstrakcji czystego mocznika jako substratu do tworzyw na bazie żywic. Jeszcze nie pakujemy kanapek w pudełka z sików, ale kto wie – może kiedyś plastikowy widelec zrobiony z moczu uratuje ocean przed kolejną plamą ropy naftowej.

Czy to drogie? Oczywiście! Czy to obrzydliwe? Trochę. Czy to możliwe? Jak najbardziej!

Kupa jak malowana

Skoro już zeszliśmy poniżej pasa – zatrzymajmy się na chwilę przy kale. Tak, kupie. Ludzkiej i zwierzęcej. Choć idea pakowania czegokolwiek w ekskrementy wydaje się graniczyć z satyrą Monty Pythona, to naukowa rzeczywistość znowu robi psikusa.

Odchody roślinożerców – na przykład słoni – są prawdziwą kopalnią celulozy. W końcu te zwierzęta jedzą tony roślin, ale ich układ trawienny nie przetwarza wszystkiego perfekcyjnie. W rezultacie ich kupa to niemal gotowy materiał włóknisty. Na Sri Lance i w Stanach Zjednoczonych produkuje się już papier z kupy słonia – ekologiczny, bezwonny i całkowicie zdatny do druku czy pakowania.

W przemyśle rolniczym też nie próżnują – z suszonego obornika formuje się kompostowalne tacki, doniczki, a nawet prototypy biodegradowalnych opakowań. Owszem, zanim kał stanie się kartonikiem, przechodzi długą drogę sterylizacji, suszenia i przekształceń chemicznych. Ale czy to nie piękna metafora recyklingu? Z czegoś, co miało być końcem, robimy początek. Pętla zamyka się w duchu gospodarki obiegu zamkniętego. I to dosłownie.

Tak jak niektórzy żyją dziś ze zbieractwa runa leśnego czy polnych roślin, tak być może kiedyś dożyjemy czasów punktów skupu krowich placków, a w toalecie będziemy musieli segregować mocz i stolec do stosownego pojemnika lub rurociągu? Kto wie?

Spleśniała zgnilizna na wagę złota

Nie każdy grzyb to wyhodowana na aksamitnej poduszce grzybnia z laboratorium, przystojny borowik z szelmowskim błyskiem na kapeluszu czy smaczna, aczkolwiek przerażona wizją pożarcia, pieczarka – czasem to po prostu ta chropowata, zielono-szara masa, a nawet mokra bryja, która pojawia się na kuchennych odpadkach, gdy zapomnisz o wyrzuceniu banana lub resztek obiadu. Tak, mowa o pleśniach, tych pełzających dzikich lokatorach w twoim koszu na śmieci, które lubią wyciekać do szafki czy na podłogę przez mikroszparki w workach na śmieci.

Choć w domu to raczej problem i powód do sprzątania, to naukowcy widzą w nich coś więcej. Pleśnie i grzyby saprofityczne, które rozkładają gnijące organiczne resztki, to natura w czystej postaci – potężne fabryki enzymów rozkładających martwą materię na prostsze związki. To właśnie dzięki nim odpady trafiają z powrotem do gleby, dostarczając składników odżywczych.

Co ciekawe, część tych pleśni jest źródłem biopolimerów i substancji, które można wykorzystać do produkcji biodegradowalnych materiałów – choć niekoniecznie tych, które sami wyhodujemy na trocinach czy specjalnych substratach. Zgnilizna i pleśń na śmietniku to naturalny proces przetwarzania biomasy, który w przyszłości może inspirować metody biologicznej utylizacji odpadów i tworzenia nowych surowców.

Oczywiście w domowym koszu nie ma co zbierać tych „materiałów” na własną rękę – pleśnie to też potencjalne alergeny i źródło toksyn. Ale wyobraź sobie przemysłowe systemy, które kontrolują i wykorzystują te mikroorganizmy do zamiany odpadów w wartościowe materiały, zamiast tylko je wyrzucać.

Co dalej?

Być może jeszcze za naszego życia dojdziemy do etapu, w którym nie będzie już różnicy między śmietnikiem a magazynem surowców. Zamiast wydobywać ropę i palić gaz, będziemy produkować plastik z kału, nawozy z moczu, a opakowania z grzybów rosnących na trocinach.

Dziś to jeszcze technologie niszowe dla naukowców-hobbystów, drogie i czasem trochę obrzydliwa (czy to mocz, kupa czy zgniłe pleśnie). Ale jutro? Jutro twoje opakowanie chrupków może mieć etykietę: „Zrobione z miłości do planety i z odpadków”.

A ty, patrząc na nie z lekkim niesmakiem, przypomnisz sobie ten artykuł i uśmiechniesz się pod nosem. Bo świat ratują nie tylko wielkie idee, ale i małe, z pozoru obrzydliwe rewolucje. Więc następnym razem, gdy usiądziesz na porcelanowym tronie – pomyśl, że można robić to nie tylko dla ulgi…

Autorstwo: Maurycy Hawranek
Ilustracja: WolneMedia.net (CC0)
Źródło: WolneMedia.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

                                                     CELEBRYCI ELIT                                           Hanna Smoktunowicz-Lis Hanna ...