piątek, 29 sierpnia 2025

 

Kiedy powstanie lud w Europie

Czy w Europie panuje cisza przed burzą? Pierwsze sygnały na to wskazują: czynniki sprzyjające wojnie domowej istnieją już od dawna. Nikt dokładnie nie wie, ile czasu upłynie, zanim zostanie osiągnięta „masa krytyczna”. Jednak kierunek, jaki obrały społeczeństwa europejskie, wskazuje na nieuchronne zagrożenie wojną domową.

Trzeba powiedzieć, nawet jeśli politycy wolą nadal śpiewać o „stabilności i spójności”: Europa nie jest już oazą bezpieczeństwa. Jej narody i społeczeństwa są głęboko podzielone, zaufanie do instytucji państwowych gwałtownie spada, fundamenty gospodarcze się kruszą – a zmiany demograficzne dopełniają reszty. Profesor David Betz z Uniwersytetu Londyńskiego podsumowuje to następująco: Czynniki ryzyka wojny domowej istnieją od dawna; pytanie tylko, kiedy iskra zapłonie.

Podobieństwa do Jugosławii w latach 1990. są niewątpliwe. Tam również ludzie żyli w złudnej normalności aż do momentu tuż przed eskalacją. Życie publiczne wciąż funkcjonowało, ludzie chodzili do pracy, a kawiarnie wciąż były pełne. Aż nagle nic już nie było normalne, a sąsiedzi, którzy mieszkali obok siebie przez dekady, stali się wrogami. Każdy, kto dziś twierdzi, że coś takiego nigdy nie mogłoby się wydarzyć w Paryżu, Brukseli czy Berlinie, ulega temu samemu niebezpiecznemu „błędowi normalności”, który opisuje Betz: samooszukiwaniu się, że wszystko pozostanie po staremu – po prostu dlatego, że jest do tego przyzwyczajony.

Składniki Wielkiego Wybuchu już istnieją. Społeczeństwo większościowe, które czuje się coraz bardziej marginalizowane i któremu zabrania się jakiejkolwiek autoafirmacji jako „prawicowemu ekstremizmowi”. Agresywna polityka tożsamościowa, która otwiera stare fronty i tworzy nowe. Polityczny establishment, który postrzega masową imigrację nie jako problem, ale jako „projekt” transformacji społecznej. I gospodarka doprowadzona na skraj załamania przez zadłużenie, deindustrializację i fantazje o centralnie planowanej energii. Kiedy społeczeństwa są pod taką presją, upadają – uczy tego nie tylko historia, ale również modele badań nad konfliktami.

Kwestia „masy krytycznej” jest szczególnie istotna. Badania takie jak „Zasada 3,5%: jak mała mniejszość może zmienić świat” autorstwa Erici Chenoweth i Marii J. Stephan pokazują, że do wywołania rewolucji lub głębokiej zmiany potrzeba nie więcej niż około 3,5 do 5 procent populacji – o ile ta część działa wystarczająco zdecydowanie. W odniesieniu do Unii Europejskiej i poszczególnych państw oznacza to, że nawet stosunkowo niewielka, ale zradykalizowana mniejszość może zburzyć kruchą równowagę. W czasach, gdy całe miasta rozwinęły już równoległe społeczeństwa (czasami ze strefami zamkniętymi), nie jest to już zagrożenie teoretyczne.

Betz ostrzega przed dwoma scenariuszami, które mogłyby się wzajemnie wzmacniać: po pierwsze, przed „brudną wojną” w stylu Ameryki Łacińskiej, w której przemoc jest skierowana konkretnie przeciwko elitom i ich instytucjom, a państwo odpowiada kontratakiem. Z drugiej strony, istnieją miejskie konflikty etniczne, takie jak te, które od dawna narastają na przedmieściach Francji i w wielu szwedzkich miastach – walki uliczne, podpalenia, otwarta wrogość wobec policji. Betz szacuje, że jeśli któryś z nich się utrzyma, istnieje nawet 60-procentowe prawdopodobieństwo, że inne kraje pójdą w jego ślady. Francja może stać się kostką domina, która obali całą Europę. Obywatele Wielkiej Brytanii i Irlandii również mają coraz więcej dość tego „porządku”.

W środowisku akademickim scenariusze te są od dawna dyskutowane – ale publicznie mało kto odważa się nazwać rzeczy po imieniu. Strach przed stygmatyzacją jest zbyt silny, a narracja poprawności politycznej zbyt silna. Jednak milczenie narzucane przez system nie zmienia faktów. Zaufanie do parlamentów, rządów i mediów regularnie osiąga w badaniach historycznie niskie poziomy. Prognozy demograficzne pokazują szybko kurczącą się większość społeczeństwa, podczas gdy masowa imigracja tworzy nowe, rozdrobnione społeczności mniejszościowe. Fundamenty gospodarcze są podważane przez inflację, obciążenia podatkowe i kryzysy energetyczne. A elity polityczne wolą mówić o „różnorodności i celach klimatycznych”, zamiast rozbrajać tykającą bombę społeczno-polityczną.

Perfidny aspekt tego rozwoju sytuacji polega na tym, że podczas gdy opinia publiczna wciąż wierzy w bajkę o „europejskim projekcie pokojowym”, rzeczywistość jest stopniowo determinowana przez warunki, które – według badań nad konfliktami – sprawiają, że wojny domowe są niemal nieuniknione. Każdy, kto ignoruje ten rozwój sytuacji, nie tylko oszukuje samego siebie, ale także naraża na szwank przetrwanie własnego społeczeństwa. Europa już dawno przestała być bezpiecznym kontynentem.

Pytanie nie brzmi, czy konflikty będą się nasilać, ale kiedy i gdzie się rozpoczną.

Autorstwo: Heinz Steiner
Tłumaczenie i opracowanie: Zygmunt Białas
Ilustracja: WolneMedia.net (CC0)
Źródło zagraniczne: Report24.news
Źródło polskie: WolneMedia.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

                                                     CELEBRYCI ELIT                                           Hanna Smoktunowicz-Lis Hanna ...